Skocz do zawartości

Picie alkoholu, a ilość znajomych


maroon

Rekomendowane odpowiedzi

Trzeba uważać.

Linia pomiędzy piję od czasu do czasu a zaczynam chlać nonstop jest cienka. 

 

Jeśli dochodzą do tego jakieś problemy emocjonalne, dramy życiowe. Alkohol daje złudne odpowiedzi i spokój. 

 

Nie lubie pijanych dup, widzialem dość żeby postawić je obok prostytutek. 

 

Do brzegu... 

Ilość znajomych spada ale jakościowo można wyłącznie zyskać. 

 

Jak widzicie zbyt częste nawalenie jakiegoś ziOmka pokierujcie ich do AA. TO choroba która można okiełznać ciężką pracą. 

Ale lepsze to niz śmierć. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Król Jarosław I napisał:

 

Nie walę niczego.

 

Ale jeśli mam wybierać ćpanie dobrej jakości a sklepowy alkohol to wybór jest oczywisty.

 

Widziałem dużo ćpunów w życiu. Wiesz, którzy stają się kalekami najszybciej? Ci którym do materiału dosypuje się wypełniaczy. Wypełniacze w narkotykach niszczą zdrowie wiele, wiele mocniej i szybciej niż sam narkotyk.

 

Takimi samymi "wypełniaczami" są nawalone wasze "piwa" (celowo piszę w "" bo to obok piwa nie stało), kolorowe "łychy" (to co w sklepie też obok łychy nawet nie stało..), winka itd.

 

Zmierzam do tego, że "browar" rozwali cię szybciej niż spirytus.

 

Nie zachęcam do niczego . Mówię tylko, że z dwojga złego wolę narkotyki, których czystość i jakość jestem w stanie sprawdzić a przy sklepowym alkoholu nie mam tej możliwości.

 

Dlatego moja przyszła partnerka musi lubić abstynencje albo wraca autobusem :D

 

Jestem absolutnym przeciwnikiem dragów. Nigdy nie brałem i nie wezmę.

 

Preferuje czysty alkhool, piwo bardzo rzadko. Raz na miesiąc/dwa? 

 

Koniakiem byś pogardził? Nie trzeba robić pół litra od razu.

 

Ale rozumiem. Droga właściwa. 

 

Ja lubię czasem porobić dziewczynę po winie :D 

8 minut temu, Januszek852 napisał:

U mnie dwa powody.

 

Raz, że nie smakują mi gorzkie albo piekące w gardło rzeczy. Nie będę udawał, że odpowiada mi gorycz piwa, bo mi nie odpowiada.

 

Dwa, że mój tatko jest alkoholikiem, co mnie od zawsze mocno zniechęcało do picia w jakiejkolwiek postaci. Nie chodzi tutaj o strach przed uzależnieniem, czy cokolwiek innego. Zwykła niechęć.

 

Więc zwyczajnie tego nie robię, bo nie mam ochoty.

 

I wyjaśnione. Słusznie bracie!

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Król Jarosław I napisał:

Ludziom nie dogodzisz.

Urodziny teďciowej.

16 luda.

Polane było.

4 kielon demba staje.....połowa robi La rewolucje.

.....łapię SZYBKO POPITĘ!

WZNOSZE TOASTA DO gardzioła.

A TU JAK NIE PIERDOLNIE.

WODZIA RAZEM Z GILAMI NOSEM  DO POPITY!!!

NICZYM 'szum wodospadu'.

....już z wincyj mnie NIE namawiano. 

;)

....jest czas na picie.

Herbaty.

Soku.

....Z kroku.

 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, SamiecGamma napisał:

Jebać alkohol. Trucizna. Nic z tego nie ma pozytywnego, poza nawiązywaniem kontaktów z i tak zjebanymi ludźmi.

Oj tam. Wystarczy, że wymyślą zegarek. Tyle teraz rozwiązań monitorujących na łapę.

 

Zegarek, który przy wykryciu zbyt dużej dawki będzie ostrzegał jak Himalajka:

1) "nie pij tyle"

2) "słuchaj, to nie jest dobre, zastopuj!"

3) "pojebało Cię?"

 

Albo odpali tę piosenkę:

 

  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powtórzę to, co pisali wcześniej przedmówcy, czyli też gdy przestałem pić, to znajomi patrzyli na mnie inaczej. Za małolata miałem zresztą problem z alkoholem i gdy przychodził weekend aż mnie nosiło, nie wyobrażałem sobie soboty na trzeźwo, a jak już zaczynałem to nie znałem umiaru i wlewałem w siebie bez ograniczeń, popalając przy tym szluga jednego za drugim, gdzie na codzień nie paliłem w ogóle. Z introwertyka stawałem się duszą towarzystwa i dużo łatwiej nawiązywałem znajomości, co było w zasadzie jedynym plusem. Rzeczy, które robiłem pod wpływem alkoholu mogły się dla mnie skończyć srogimi konsekwencjami i miałem też dużo farta momentami, że moje "wyczyny" uszły mi płazem, nie będę ich wymieniał, bo nie ma się czym chwalić.

 

Dzisiaj nie tęsknię za alkoholem, swoje już wypiłem i nie mam zamiaru się tym truć. Tym bardziej, że wiem iż to mi ewidentnie nie służy. A znajomi od kielicha nie są mi w niczym potrzebni, pierdolę takie pseudoprzyjaźnie. 

  • Like 7
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajki - kiedyś "na fajkę" można było niejedno załatwić, czy na uczelni czy w robocie. Starsi i z pozycją często palili, także w okresie "przejściowym" było to ekstra dojście do wielu osób.

Teraz odpada.

 

Picie faktycznie "łączy", ale skoro po minimalizacji chlania więzy słabną, to raczej słabe to więzy. Ćpańsko jeszcze bardziej to - dla weteranów nie liczysz się przecież jako człowiek.

 

Ciekawostka historyczna - na dawnych dworach, przy postępującym rozdrobnieniu szlachty, wielu biednych bezłanowych służyło u bogatszych na dworach i w pocztach.

Największym zaszczytem cieszyli się całkowici pijacy i odpierdalacze - tacy, co jednym haustem garniec piwa, dzban wina wypiją, po czym wlezą na stół z beczką nad głową i tam tą beczkę obalą do dna.

Nie tam, żadni fachowcy, wierni, spokojni - tylko totalni pijacy, obszczymury i ohlajtusy.

Umie języki - spoko, nauki wyzwolone, ekonomię buchalterie -ee, tam. Ale beczkę wina na raz obali - aa, to coś, szacun !

Gdzie nas zaprowadziło to podejście to wiadomo ;)

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie piję alkoholu bo do niczego jest mi to potrzebne.

Znajomych mam mało, ale zaufanych, którym nie przeszkadza moja abstynencja.

Na resztę, która mnie odrzuciła bo już nie było kolegi od butelki leje ciepłym moczem.

Okazali się tacy sami jak większość społeczeństwa czyli jak odstajesz od reszty, jesteś inny, mówisz dość używkom to jesteś w ich oczach dziwny.

Potwierdzam to co przedmówcy i dodam, że warto filtrować znajomości bo może się okazać, że przebywacie wśród ludzi, którzy są wam nie przychylni.

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w trudnych chwilach😉

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest picie i jest picie. 

 

Odnoszę się do swojego aktualnego wieku 40+ i znajomych w przedziale powiedzmy 35-45.

 

Większość z nich chla. Nie pije. Chla. Regularnie. Browar w tygodniu, czesto małpka, dwie. W weekend jak jest okazja to do odcięcia, jak nie ma okazji, to "dla kurażu" pół literka. 

 

Różny poziom wykształcenia, ale przeważa wyższe. Część "normalne" rodziny, część po rozwodach albo w objęciach samotnych mamuś - chyba wszyscy bluepilowcy, jeżeli ma to jakieś znaczenie. 

 

Kiedyś często dostawałem zaproszenia na imprezki, oraz propozycje "wpadnij, napijemy się". Odmawiałem, bo swoje się w życiu nachlałem - teraz jak piję to smakowo - gatunkowa ruda, jeden, dwa drinki i szlus. 

 

Od wódki mi niedobrze, za browcem nigdy nie przepadałem, toleruję jedynie guinessa lub ciężkie portery. 

 

No i od momentu jak towarzystwo się zorientowało, że maroon do chlania niechętny, to da się wyczuć ostracyzm. 

 

I bawi mnie to i smuci, bo co by nie mówić żałosne jest segregowanie znajomości pod kątem tego czy i ile ktoś chla. Ale też chyba pozwala ocenić, co kto sobą reprezentuje i odsiać bezwartościowe znajomości. 

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko co piszą bracia to sama prawda.Rowniez miałem analogiczne sytuację w piątki "eee no Wojtas nie wierzę że nie pijesz".I tak powoli powoli było alienowanie z towarzystwa alkoholowego.Napije się 2/3 razy do roku z kolegami jak wrócę na urlop do Polski ale to tylko tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, sargon napisał:

Fajki - kiedyś "na fajkę" można było niejedno załatwić, czy na uczelni czy w robocie. Starsi i z pozycją często palili, także w okresie "przejściowym" było to ekstra dojście do wielu osób.

Teraz odpada.

Tak było. Teraz mniej osób pali niż kiedyś. Choć dziwnym trafem wśród tinderówek większość lubi szlugi, ciekawe dlaczego...

Ogólnie faje to gorszy syf niż alkohol. Bardziej pogarszają wydajnośc organizmu.

2 godziny temu, Tornado napisał:

WZNOSZE TOASTA DO gardzioła.

A TU JAK NIE PIERDOLNIE.

WODZIA RAZEM Z GILAMI NOSEM  DO POPITY!!!

NICZYM 'szum wodospadu'.

Klasyczna cofka. Znaczy czas zbastować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

56 minut temu, maroon napisał:

Większość z nich chla. Nie pije. Chla. Regularnie. Browar w tygodniu, czesto małpka, dwie. W weekend jak jest okazja to do odcięcia, jak nie ma okazji, to "dla kurażu" pół literka. 

Różny poziom wykształcenia, ale przeważa wyższe. Część "normalne" rodziny, część po rozwodach albo w objęciach samotnych mamuś - chyba wszyscy bluepilowcy, jeżeli ma to jakieś znaczenie. 

(...)

Od wódki mi niedobrze, za browcem nigdy nie przepadałem, toleruję jedynie guinessa lub ciężkie portery. 

(...)

I bawi mnie to i smuci, bo co by nie mówić żałosne jest segregowanie znajomości pod kątem tego czy i ile ktoś chla. Ale też chyba pozwala ocenić, co kto sobą reprezentuje i odsiać bezwartościowe znajomości. 

 

 

 

Ja od kilku lat mam etap, że więcej produkuję, niż piję, a produkuję coś raz na ruski rok.

Jeszcze mam półki zastawione winem, bimbrem i nalewkami. Rozdawałbym, ale odkąd nie chleję, pijący mnie nie zapraszają ;)

Co mi przypomina, że w tym roku sezon na pędy sosny, kwiaty bzu i dziką różę...kurna,muszę aparaturę przeczyścić.

 

Kiedyś miałem wódowstręt po kilku delegacjo-konferencjach na Ukrainę. Mieli taką wódkę paprykową, wyjątkowo tanią, i ciężko znosili odmowy. Ale teraz wolę mocne niż piwo. Żołądkowa na lodzie i cytrynka.

Piwska jakoś tak rozdymają, choć to już nie te czasy, że smak piwa z kija nie zależał od etykiety i lokalu, podobny był też z puszki z marketu ;)

 

Znam sporo osób, które nadal mają taką kulturę "najebki", że po prostu chleją, ale szczerze to nieprzyjemnie się po pewnym czasie robią zabawy z takimi.

Wychodzą frustracje, jakaś agresja, zawody, przymuszanie do chlania, czy po prostu faza szkodnika, gdzie nabombiony osobnik nawet nie zauważa, że właśnie rozbił szklanki i rozsmarował sałatkę na podłodze.

 

Wolę se pyknąć w planszówki sącząc bimber gruszkowy z sokiem z bzu, czy klasycznego old fashioned.

 

Czy to starość ? Kurna, wolę myśleć że jestem po prostu wyrafinowany ;)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 minutes ago, sargon said:

 to nieprzyjemnie się po pewnym czasie robią zabawy z takimi.

 

Wychodzą frustracje, 

Kiedyś na imprezy klubowe zapraszano ludzi spoza klubu. Znajonych znajomych. Czesto przychodzili z rodzinami. I zdarzały się akcje, że jak "tacy" jak się najebali, to potrafili np. czyjąś 12 letnią córeczkę wziąć na kolana "wujka". Tatuś nie widział nic złego, bo był nachlany. 

 

O dobieraniu się do czyichś żon np. nie wspomnę. Generalnie bydło. Potem całe szczęście zaprzestano zapraszania obcych, ale niesmak po tych imprezach pozostał. 

 

Myślę, że większość ludzi ma problem w spędzania czasu w towarzystwie innych na trzeźwo. 

 

Są też środowiska, gdzie "tradycyjnie" się wali wódę, choć nikt nie wie po co i dlaczego. Np. sportowcy, myśliwi. W takich środowiskach jest wielu gazonów, którzy w zasadzie funkcjonują tylko od chlania do chlania. 

 

Ech. Temat rzeka. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja również nie pije alkoholu. Kiedyś zaliczyłem zgona i od tego czasu bawię sie na trzeźwo. Swoją drogą ciężko się na początku było przełamać. Miałem jakieś takie dziwne uczucie w głowie że jak tańczę to się każdy patrzy i przez to czułem się niekomfortowo. Pewnie było to spowodowane brakiem pewności siebie w tamtym okresie życia.

 

A odnośnie znajomych to tak - jak się dowiedzieli że nie pije to zapraszali jako kierowcę 😆 Ogółem mam takie wrażenie że z roku na rok coraz mniej ich jest na liście, nawet tych z pozoru prawdziwych. Do tego redpill spowodował że zacząłem dostrzegać ukryte zamiary niektórych ludzi i ich wbrew pozorom bardzo egoistyczne podejście.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od 10 lat nie piję. Żeby być uczciwym, to prawie wcale.

Czy mi zmalała liczba znajomych? Tak, przez krótki czas.

Potem, jeśli się człowiek rozwija w jakiś sposób (a zazwyczaj się rozwija, bo nie tracisz już czasu na głupie picie wódki), to ci znajomi się pojawiają.

To całkiem inna klasa znajomych. Tamci od wódki to takie powierzchowne znajomości.  Ci, których poznałem już w trzeźwym życiu są całkiem inni.

Przede wszystkim różnica jest taka, że nie łączy nas picie wódy. Teraz spoiwem jest wspólne zainteresowanie (w moim przypadku to głównie ludzie związani ze strzelectwem).

Większość nie pije. Z tymi, co chleją to się po prostu rzadko spotykam. Myśliwi to nie moja bajka. Nic do nich nie mam, znam kilku prywatnie, ale z bliższych znajomych żaden nie jest myśliwym.

 

Ciekawą rzecz zauważyłem: ludzie, których znam już parę lat i nie wypiłem z nimi ani grama alkoholu - te znajomości są jakieś takie bardziej prawdziwe. Ci ludzie są po prostu autentyczni.

Nie wiem czym to jest spowodowane, ale takie mam wrażenie. Wiele już takich przypadków w życiu zaobserwowałem.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 miesięcy temu...

Od kilku lat mocno ograniczone spożycie alko -> ilość znajomych (takich, z którymi realnie się widuję poza pracą) bliska 0. Ale trzeba też wziąć poprawkę na to, że zawsze byłem trochę odludkiem. Z drugiej strony już kilka razy sam bezskutecznie proponowałem wyjść na browka z ziomkami, o których wiedziałem, że piją, ale... Praca, zmęczeni i nie chce się, czasem brak hajsu a może pantofel trzyma? Nie wnikam w przyczyny, w każdym razie te odmowy trochę przeczą tezie o korelacji. Ale znowu nieraz jak słyszę w pracy jak jeden o gnijących wątrobach i że sam się zdziwił jak mu na badaniach wyszło, że jeszcze tą wątrobę ma, a drugi z taką empatią słucha i dodaje coś od siebie, trzeci zarzuci ponurym sucharem (na zagryzkę?), to nie tracę nadziei na prawdziwą przyjaźń z alko.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Solar Taxi napisał:

Od kilku lat mocno ograniczone spożycie alko -> ilość znajomych (takich, z którymi realnie się widuję poza pracą) bliska 0. Ale trzeba też wziąć poprawkę na to, że zawsze byłem trochę odludkiem. Z drugiej strony już kilka razy sam bezskutecznie proponowałem wyjść na browka z ziomkami, o których wiedziałem, że piją, ale... Praca, zmęczeni i nie chce się, czasem brak hajsu a może pantofel trzyma? Nie wnikam w przyczyny, w każdym razie te odmowy trochę przeczą tezie o korelacji. Ale znowu nieraz jak słyszę w pracy jak jeden o gnijących wątrobach i że sam się zdziwił jak mu na badaniach wyszło, że jeszcze tą wątrobę ma, a drugi z taką empatią słucha i dodaje coś od siebie, trzeci zarzuci ponurym sucharem (na zagryzkę?), to nie tracę nadziei na prawdziwą przyjaźń z alko.

Jak nie pijesz alkoholu wówczas społeczeństwo bierze Ciebie za kompletnego świra. 

Co do ludzi, aby się z kimś zgadać na browara jest naprawdę ciężko. Ludzie mają wywalone by gdzieś iść najczęściej. Ile razy ja słyszałem odpowiedź nie co do wspólnego wyjścia na piwo. Nie ma co wnikać w szczegóły takiego stanu rzeczy. Gdzie posiedzieć na browarze wystarczy 2-3 godziny raz i nic więcej :)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż za czasów chmurnej i durnej młodości. Każdy weekend to była trzy dniowa wiksa. Pamiętam że w poniedziałki zawsze brałem wolne lub drugą zmianę co by odetchnąć. W tamtym okresie miałem wszędzie znajomości. Gdzie bym się nie ruszył to zawsze mnie ktoś kojarzył. Tak muszę przyznać że imponowało to towarzystwu. Bo jako bywały na mieście mogłem załatwić wszystko. Od ukraińskiego spirytusu po loże vip na imprezie lub dive na wieczór kawalerski ew. kolumbijskie złoto. W początku XXI w. nie było to tak oczywiste jak teraz.

Czy żałuje? Nie :). Przeżyłem i z czystym sumieniem mogę powiedzieć teraz że swoje w życiu wypiłem(i poruchałem).

Z tamtego okresu zostało mi dwóch przyjaciół i psiapsióła. Czasami spotykamy się w czwórkę przy flakonie powspominać stare czasy:).

Edytowane przez Baca1980
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, nowy00 napisał:

Jak nie pijesz alkoholu wówczas społeczeństwo bierze Ciebie za kompletnego świra. 

 

Ooo, w punkt! Zresztą u mnie jest w tym duży (nomen omen) procent prawdy:D Z drugiej strony niejeden moczymorda przyznałby, że będąc dzień w dzień najebanym, jest się siłą rzeczy trochę pojebanym, czyż nie? :D A na pewno przyznałoby to społeczeństwo... ? I jak żyć? Idzie się najebać.

9 godzin temu, nowy00 napisał:

 

Co do ludzi, aby się z kimś zgadać na browara jest naprawdę ciężko. Ludzie mają wywalone by gdzieś iść najczęściej. Ile razy ja słyszałem odpowiedź nie co do wspólnego wyjścia na piwo. Nie ma co wnikać w szczegóły takiego stanu rzeczy. Gdzie posiedzieć na browarze wystarczy 2-3 godziny raz i nic więcej :)

Też w punkt! Ale to z czasem taka spirala wymówek się tworzy wśród nawet dobrych kolegów...

 

@nowy00 dobrze prawi, polejcie mu!

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.