Skocz do zawartości

Złe samopoczucie zagranicą


Rekomendowane odpowiedzi

Dokładnie 17 grudnia wyjechałem z Polski. 

5 marca na 3 tygodnie przyjechałem do kraju i potem znowu wróciłem do Niemiec. 

Znowu łapie mnie pewna beznadzieja. Co z tego skoro kasa jest, jeżeli jestem wyobcowany? Nie znam języka na tyle, żeby się nim posługiwać bez zająknięcia czy zamyślunku. 

Czy to minie? Czy ktoś miał podobnie? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, nie tylko ty tak miałeś i to nie minie. Język niemiecki do najłatwiejszych nie należy i ciężko się w nim wysławiać nie popełniając błędu, a co dopiero bez akcentu, których jest tyle, ile landów. Minie 7-10 lat i mówiąc i zadając się z ludźmi w ich własnym sosie (a nie swoim, z Polakami-gastarbeiterami) dojdziesz do poziomu płynności, że będziesz automatycznie odpowiadał na kwestie i rozumiał, lecz dalej nie zintegrujesz się z tymi ludźmi, bo jeszcze dochodzi status majątkowy, znajomość kodu kulturowego, żarcików, niuansów regionalnych no i dostęp do kobiet, które nie chcą raczej Polaków, jeżeli nie jesteś naprawdę kimś wyjątkowym (skąd my to znamy?). 

 

A kiedy stwierdzisz, że na uj ci ta emigracja, skoro sam siedzisz w kebabie u Turka i nie masz życia socjalnego żadnego, to pomyślisz sobie, że w polinie było lepiej i wrócisz nieopatrznie tam, a tam się okaże że to już ukropolin i twoi znajomi siedzą udupieni przez bombelki i myszki i tak samo siedzisz w kebabie, tylko to jeszcze gorzej wychodzi. 

 

Dlatego nie ma powrotu. Kiedy minie te 7 lat i pojeździsz trochę po świecie (wtedy zauważysz, że ci Niemcy w innych krajach odnajdują się jeszcze gorzej niż ty się odnajdywałeś w Niemczech), zauważysz, że problem nie był w kraju, tylko w tym, że się starzejesz, dziwaczejesz, wygodniejesz i coraz trudniej znaleźć ci osoby, które względnie podobnie myślą do cb, przez co z resztą trudno wytrzymać, albo oni nie mogą wytrzymać z tobą. Nie rozumiesz po prostu młodego pokolenia i jego problemów.

 

Plus jest taki, że po tej dekadzie stajesz się powoli obywatelem świata i możesz być w każdym mieście na globie, podejść do każdego człowieka i zagadać (jeżeli to opanujesz) i wszędzie czuć się tak samo, względnie obcy, ale i względnie komfortowo, a twoi znajomi są już skazani na swój bławatek 5, blokowisko, albo osiedle zamknięte sosnowiec plaza.... oni już nigdzie nie pojadą, będą na zawsze tylko turystami lub urlopowiczami, a nie konkwistadorami i kiedy szef odtrąbi koniec, będą musieli wracać samolotem z powrotem w swoje mentalne kajdany.          

  • Like 27
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może to jakaś kwestia związana z adaptacją w innej rzeczywistości? Ja np.dobrze czuję się zagranicą ale tak max kilka tygodni. Kiedyś zmuszony byłem dłużej (kilka miesięcy) zakotwiczyć w Czechach i choć bardzo lubię ten kraj, na dłuższą metę było to męczące i z ulgą wracałem do siebie, do PL. Stąd też nigdy nie rozważałem pracy zagranicą, to nie dla mnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będziesz znał język perfekcyjnie i też będziesz się czuł wyobcowany. Może to nie kwestia języka tylko twojego podejścia? Tam u ciebie na pewno znajdziesz jakiś Polaków. Może z nimi coś pogadaj jak czujesz się wyobcowany?

 

A język bez zamyślunku i zająknięcia poznasz po kilku latach dopiero. I to musisz się do tego sporo uczyć. Bo inaczej skończysz jak część Polaków za granicą, że po 8 latach, język obcy zna ledwo na A2.

 

Takie wyjazdy są bardziej dla samotnych wilków. Którym samotność nie przeszkadza. A nawet jej porządają. 

 

Jeśli ktoś jest bardzo związany z rodziną, znajomymi to raczej będzie czuł się źle na dłuższych wyjazdach. Będziesz tęsknił itd. 

 

 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głowa do góry! Taki stan będzie przeszkadzał Ci tylko przez kilka pierwszych lat emigracji. Po tak mniej więcej 3-4 latach przestanie Cię to irytować a wręcz zaczniesz lubić ten stan, w którym każdy ma Cię w d...

 

Języka (o ile nie uczyłeś się od dawna i jesteś > 30 lat) raczej perfekcyjnie się nie nauczysz - akcent to małe piwo, chodzi raczej o kulturowe skróty myślowe oraz wieloznaczność potocznych stwierdzeń (rózne zaczenie od kontekstu, od tonu głosu czy akcentowania konkretnej sylaby) - tak więc głowa do góry, ogień w serce bo nie warto przejmować się rzeczami nieosiągalnymi oraz takimi, nad którymi nie ma się kontroli.

 

Ciekawsze jest to, że tak mniej więcej po 4-5 latach na emigracji wkurzać Cię będą niemiłosiernie ... powroty do Polski. Rzeczy, które nie były wcześniej przez Ciebie zauważalne, staną się wyraźne i irytujące a na kolejny wyjazd/powrót za granicę - czekać będziesz z utęsknieniem.

Edytowane przez oxy
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, bernevek said:

Dokładnie 17 grudnia wyjechałem z Polski. 

5 marca na 3 tygodnie przyjechałem do kraju i potem znowu wróciłem do Niemiec. 

Znowu łapie mnie pewna beznadzieja. Co z tego skoro kasa jest, jeżeli jestem wyobcowany? Nie znam języka na tyle, żeby się nim posługiwać bez zająknięcia czy zamyślunku. 

Czy to minie? Czy ktoś miał podobnie? 

To może po prostu wróć? Ogarnij życie tutaj i nie miej problemów? Po co się męczyć?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minutes ago, bernevek said:

He. Człowiek wróci do PL i będzie go co innego męczyło. Ceny, zarobki to dealbreaker jeżeli chodzi o mnie.

Za granicą byłem tylko 3 miechy. Natomiast wróciłem bardzo zmęczony i cieszyłem się na powrót do Polski.

 

Sam napisałeś, ceny i zarobki powodują, że stąd uciekasz. Gdyby nie forsa zostałbyś. W Polsce Ci jak w domu. Raczej tego nie zmienisz. Wielu ludzi cierpi i wyjeżdża... chłopy pracują tam i przesyłają kasę do PL. Oni też chcieliby wrócić ale właśnie chujnia z $$.

 

To tak jak kobieta z bankomatem... jest z nim bo tak wygodniej/bezpieczniej finansowo ale szczęśliwa nie jest. Ty w tej analogii jesteś tu trochę jako ta kobieta a Niemcy to bankomat. Polska jest tym czadem, którego chcesz, z którym czujesz się ok... ale niestety biedny ten czad w piździet.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więcej wyjść do ludzi i nauki języka w trakcie spotkań z nimi. Co Ci po wkuciu się na pamięć pierdyliarda słówek i form gramatycznych, skoro nie będziesz tego ćwiczył na żywo, po robocie? 

 

Nie ma co tęsknić za Polską, jest tu coraz gorzej. 

 

I jeszcze będzie. 

Edytowane przez Maniek92
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Minie.

Ja uwielbiam moje samotne espresso w kawiarni.

Znajdź sobie jakąś swoją kawiarenkę - obecnie mam tak, że już nie zamawiam, sam wie co mi naparzyć. Wiedzą, że jestem obcy (ale swój) i mam kurwa święty spokój. A Ty mógłbyś inaczej to rozegrać... Zalecam gdzieś wychodzić.

3 godziny temu, oxy napisał:

powroty do Polski.

tru story bro...

3 godziny temu, absolutarianin napisał:

Plus jest taki, że po tej dekadzie stajesz się powoli obywatelem świata i możesz być w każdym mieście na globie, podejść do każdego człowieka i zagadać (jeżeli to opanujesz) i wszędzie czuć się tak samo, względnie obcy, ale i względnie komfortowo, a twoi znajomi są już skazani na swój bławatek 5, blokowisko, albo osiedle zamknięte sosnowiec plaza.... oni już nigdzie nie pojadą, będą na zawsze tylko turystami lub urlopowiczami, a nie konkwistadorami i kiedy szef odtrąbi koniec, będą musieli wracać samolotem z powrotem w swoje mentalne kajdany. 

tru story bro vol2

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Trevor napisał:

Możesz podać przykłady?

Wiele zapewne zależy od tego, do jakiego kraju się emigrowało, w każdym razie jest wiele "małych" rzeczy, które wk...ają.

Ogólnie ciężko mi wysiedzieć w Polsce dłużej niż półtora tygodnia - po tym czasie łapię totalną depresję (i nie chodzi o pogodę).

 

Obecnie mieszkam w kraju o owiele większej gęstości zaludnienia, ale pomimo tego podczas ostatniej wizyty odczuwałem w wielu miejsach klaustrofobię oraz prawie wszędzie pasywną agresję - od zwykłych sklepów, przez chodniki (o tym dalej) po "walkę o ogień" na polskich drogach.

 

Po dłuższej nieobecności w PL (ponad 3 lata), miałem wrażenie, jakby ekspedientki chciały mnie zamordować tylko dlatego, że przyszedłem na zakupy, do tego wąskie przejścia w sklepach uniemożliwiające spokojne przejście obok drugiej osoby. Nigdy na to nie zwracałem uwagi do tej pory, ale odczuwa się agresję na chodnikach - ludzie w Polsce zachowują się tak, jakby chcieli człowieka zepchnąć z chodnika (prawie nikt nie zejdzie Ci z drogi nawet, jak zajmuje ponad połowę chodnika - co ciekawe ta cecha również zauważalna jest na zachodzie i kultywują ją przybysze z dalekiego południa) - tak wiem, problemy pierwszego świata, ale w kraju w którym mieszkam, jeżeli idzie dwóch ludzi chodnikiem, to już około 10-20 metrów wcześniej, każdy zajmuje którąś ze stron chodnika (bądź przechodzi na drugą stronę jezdni jeżeli chodnik jest wąski - a zaludnienie jest ponad 2x większe na km² niż w Polsce).

 

W wielu sytuacjach miałem wrażenie, jakby ludzie za wszelką cenę starali się udowodnić jeden-drugiemu, jak to oni są super, ile to nie zarabiają oraz jakiego to sukcesu nie osiągnęli - często nie-wprost poprzez sposób ubierania czy też przez poruszanie się drogimi samochodami. Co ciekawe, za granicą ludzie majętni często poruszają się normalnymi samochodami, które nie rzucają się w oczy - drogie i "świecące po oczach" samochody kupują imigranci z ciepłych krajów (często pracujący za minimalną) oraz ludzie na stanowiskach, na których wymagane jest "pokazywanie" swojego majątku (CEO, CTO, właściclele firm zatrudniający sporo osób itp.), drogie pojazdy czy odpicowane ciuchy na nikim tutaj nie robią wrażenia (no.. na większości nie robią).

 

Ogólnie, człowiek czuje się jakoś dziwnie, jakby już nie "należał" do miejsca, w którym się urodził i spędził większość swojego życia.

 

A na plus: Domy w Polsce oraz standard wykończenia mieszkań jest bardzo wysokiej jakości, ogólnie miasta wyglądają pięknie, prawie wszędzie jest czysto i ogólne jakoś tak "ładniej".

 

 

Edytowane przez oxy
  • Like 8
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ukropolin to nie jest żaden mój wymysł, tylko jakaś kolejna ukartowana hucpa, która na waszych oczach staje się faktem:

 

 

Z Krakowa już usunięto polskie flagi, wisi flaga ukraińska i flaga miasta. To miasto, gdzie korzenie ma moja rodzina, już przestaje być polskie. Posłuchajcie, jak Ukraińcy mają prawo parkować przy samej starówce za darmo, a Polak miał tam płacić dychacza. Na rynku oczywiście ukraińskie imprezy, wiece... idą pełną parą. Potem jakieś głosowanko, referendum, kumacie?

 

Nie wyobrażam sobie za największego nasilenia opalonych, żeby w Nicei ktoś dał przyzwolenie na ahmedowe imprezki i ich całkowitą dominację przy placu Masseny (opłacając je w biały dzień z kasy miasta, czy kiesy podatnika). A co dopiero w Italii!

 

Idzie jakiś gruby przewał, w Polsce ma rządzić każdy, tylko nie Polak. Dlatego oswajajcie się z emigracją, bo lepiej się zawczasu zadomowić w dobrym kraju, gdzie będą też inny uciekający, np. Niemcy i Niemki i będzie jeszcze coś do zjedzenia lub zarobienia w cywilizowanych warunkach. Póki głowa świeża i lico gładkie, bo człek niezintegrowany nie ma szans na lokalne kobiety zazwyczaj.

 

Ta pani mówi jeszcze jedną ważną rzecz, o której statystyczny kowalski nie wie: Ukraińcy dostają szerokim gestem pesele i prawa, bo w UE obowiązuje prawo, że przypisany jesteś do pierwszego kraju, gdzie wyciągnąłeś łapę po azyl/papiery. Dlatego oni już na stałe będą obciążać wasz system i Niemcy, czy Włosi się ich wyprą, gdy będą jechać dalej. Jest to na tej samej zasadzie, na której np. Nigeria obciąża włoski system, a nie niemiecki, albo tym bardziej jakiś holenderski, czy norweski. Tyczy się to załatwiania paszportów późniejszych, rezydencji, małżeństw, bombelków i ogólnie obciążania systemu podatkowego. Tylko różnica jest taka, że Italiańce tym ludziom praw specjalnych nie nadali, albo zgoła udali, że ich tu nie było i oni jadą potem w sporej liczbie dalej, np. do Niemiec. 

Edytowane przez absolutarianin
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja uwielbiam anonimowość miasta i kawiarnię, do której chodzę kilka razy w tygodniu i mam święty spokój, bo nikogo nie zaczepiam ani nikt mnie. Żarciki z ludźmi w pracy? Kody kulturowe? Na miejscu - w Polsce 40-latek zrozumie 25-latka pod tym względem? Nie i wisi mi to!

 

Żyj swoim życiem i nie rezygnuj za szybko, skoro już podjąłeś to wyzwanie i wyemigrowałeś! Bo to wcale nie takie proste. Ja np. przez swoją ostrożność nie zostałem w Stanach...

Edytowane przez SamiecGamma
  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, bernevek napisał:

Znowu łapie mnie pewna beznadzieja.

Co z tego skoro kasa jest, jeżeli jestem wyobcowany?

Nie znam języka na tyle, żeby się nim posługiwać bez zająknięcia czy zamyślunku. 

Czy to minie? Czy ktoś miał podobnie? 

Beznadzieja?

Obejrzyj film 'cast away'.....przyda się napewno.

Kasa jest tylko ILUZORYCZNA!

....GDYBY była ODPOWIEDNIA to byś był teraz wyluzowany z dryyynkiem i obmacywany przez jaka Skwoo.  

Nie znasz?

Ćwiczysz?

Masz zamiar się rozwijać czy joojczeć?

NIE MINIE.

.....największe szanse ADAPTACJI masz w kraju podobnym KULTUROWOSOCJALNIE......obecnie takich brak.

Wręcz zwiedzając je jako pracownik od środka coraz mniej dana juryzdykcja się podoba(NIE).

PODOBNIE?

WIENCEJ....mam listę ZEEBANYCH NAJBARDZIEJ/NIGDY WINCYJ.

:)

DOBRZE iż w szkopilandzie autobany są to za dużo nie trzeba interweniować w sikanie podróżne.

Angole się odcieli  i Z BANI.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

39 minutes ago, oxy said:

ale pomimo tego podczas ostatniej wizyty odczuwałem w wielu miejsach klaustrofobię oraz prawie wszędzie pasywną agresję - od zwykłych sklepów, przez chodniki (o tym dalej) po "walkę o ogień" na polskich drogach.

 

Też tam mam. Dopiero po dłuższym pobycie na obczyźnie to poczułem. Też zacząłem wyczuwać tą agresję, jakąś złą energię, nerwowość, w Polsce. 

 

 

43 minutes ago, oxy said:

Ogólnie, człowiek czuje się jakoś dziwnie, jakby już nie "należał" do miejsca, w którym się urodził i spędził większość swojego życia.

To mamy podobnie. Wcześniej, po powrocie do Polski czułem się tu bardzo dobrze, wiedziałem, że żyję. A teraz? W ogóle. To właśnie w Polsce czuję się wyobcowany. Mimo, że mam tu wszystko, rodzinę, znajomych to ciągnie mnie zagranicę. 

 

Polska tylko na urlop i wakacje.

 

Na tę chwilę, jakby mi nawet dawali 20 tys. zł do łapy, służbowe auto, mieszkanie, perspektywy rozwoju itd. w kraju?  Nie zostaję w Polsce. Ciągnie mnie gdzie indziej, do czegoś nowego. Do obcego języka, do przygody, do bycia z dala od domu. 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, absolutarianin napisał:

twoi znajomi są już skazani na swój bławatek 5, blokowisko, albo osiedle zamknięte sosnowiec plaza.... oni już nigdzie nie pojadą, będą na zawsze tylko turystami lub urlopowiczami, a nie konkwistadorami i kiedy szef odtrąbi koniec, będą musieli wracać samolotem z powrotem w swoje mentalne kajdany.          

To o mnie 😁

Uwielbiam te moje "mentalne kajdany".

Mieszkam sobie w kraju nad Wisłą, obok domu mam las który kocham, a i na urlop sobie pojadę kiedy chcę. 

Nie chcę jechać na stałe do jakiś Włochów, Hiszpanów itd... Jest mi tak cholernie dobrze w moim kraju który kocham, że chyba musieli by mi giwere przystawić do głowy bym zamieszkał w jakimś "dziwnym" miejscu obcym kulturowo. Mamy swoją kulturę ( i nie mówię o osobistej bo z tym różnie bywa) która wręcz uwielbiam, mamy piękne kobiety, piękna przyrode🙂

Więc zakładam te "mentalne kajdany" z uśmiechem na ustach i zaciskam je tak mocno by mi nie odjebalo włóczyć się po jakiś dziwnych krajach. 

A jak szef nie zadzwoni i będę miał chęć to polecę choćby na Malediwy😁

Niech żyje Polska!!!

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.