Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

To będzie temat z gatunku pozytywnych. O kobietach, a raczej o kobiecie. Przynajmniej taki jest zamiar. Jak wyjdzie "w praniu", sami ocenicie.

 

Zapytał mnie jakiś czas temu jeden z forumowiczów (którego cholernie cenię swoją drogą za dorobek i za zdrowy rozsądek) - jak tyle lat udało mi się utrzymać swoje małżeństwo? Małżeństwo, w którym nadal możemy patrzeć na siebie bez niechęci, obrzydzenia i chęci pozabijania siebie nawzajem?

 

W sumie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Bo nie znam w sumie odpowiedzi na to pytanie. Gdybym ją znał, nie byłbym tylko niezależny finansowo, ale bardzo bogaty :) Poprzez rozwiązanie jednego z ważkich problemów współczesnej ludzkości.

Wiem za to, co robiłem przez te lata. Raz z lepszym, raz gorszym skutkiem, w dużej części na pewno intuicyjnie. I tak właśnie narodził się ten temat.

 

Torebkowy nalot
Uwielbia torebki. Ma ich od cholery. A ich ciągle przybywa. Był taki okres, że co parę dni raz lub dwa razy na dzień pojawiali się u mnie kurierzy z nową "dostawą". Na tyle intensywnie, że już ich rozpoznawałem nie tylko z twarzy, ale i imienia i nazwiska ; ) Za jakieś małe pieniądze, max dwie stówy (albo i często mniej). Nie jestem w stanie jej przekonać, że może wystarczy? Nawet jak sam jej kupiłem z jakiejś okazji droższe z górnej półki parę razy, nic to nie zmieniło. Cóż, mam dziwne hobby, nie zrozumiesz xD Nie próbuję zatem.

 

Intercyza
Jak to ma @Mosze Red w opisie, kluczem do sukcesu związku długoterminowego jest rozdzielność majątkowa. Nie wiem, czy jedynym kluczem, ale żyjąc wiele lat w tym modelu nie polecałbym innego. Nawet gdy miałem w kieszeni płótno zawsze chciałem intercyzy. I nigdy nie mieliśmy wspólnego konta. Każdy miał osobne. Ona swoje, ja swoje. No i trzecie, na które przelewaliśmy co miesiąc pieniądze "na życie". I do dziś tak to wygląda.

 

Koszty
Trudno w to uwierzyć, ale nigdy nie miałem problemu z jej przepalaniem pieniędzy na pierdoły czy wymagania w rodzaju "nie mamy misiek X, musimy mieć X, bądź mężczyzną". Nigdy. Co jest dosyć ciekawym paradoksem (i trudnym do uwierzenia, zdaję sobie z tego sprawę). Jej siostra jest zupełnie inna - to przykład idealnego kobiecego formatu obecnego systemu. Swoją droga, ja jestem dużo droższy w utrzymaniu od niej ;) Głównie przez o wiele droższe hobby, strzelectwo na przykład. Ale to teraz, nie kiedyś. Kiedyś wystarczał spacer po parku albo kawa w taniej knajpie i powrót do domu autobusem miejskim. Odprowadzić do drzwi, upewnić się że dotarła bezpiecznie i z powrotem na przystanek, by wrócić do domu.

 

Są rzeczy, których nigdy nie zapomnę i to jest jedna z nich.

 

Okoliczności przyrody i uwielbienie tego spokoju to jedna z rzeczy, co nas łączy. Siąść w lesie na pieńku i słuchać szumu drzew. Albo nad potokiem. Wsłuchać się w ciszę. Nawet nic do siebie nie mówić. Ładować tam akumulatory, jak to Wałęsa kiedyś stwierdził. Tyle że my w lesie :)

 

Moja przestrzeń
Jesteśmy my. Ale jestem również i ja i ona. Jest wiele wspólnych życiowych obszarów, ale i istnieje własna przestrzeń. Tak było od samego początku i wyszło dosyć naturalnie. Ja mam swoją "jaskinię" (kiedyś mikrokącik z racji życia w kawalerce, teraz gabinet i bibliotekę) i pasje, ona ma swój. Kobieta, której celem życiowym byłoby wieczne pytanie mnie o zdanie i uwieszenie się na mnie w każdej pierdole i małej życiowej decyzji, której nie jest w stanie sama podjąć jawi mi się jako najgorszy z koszmarów.

 

"Krajowe życie światowe"
Ona ma stricte "analogowy" charakter i zero parcia na szkło. Nawet czasami mnie to zastanawiało, może i denerwowało. Szczególnie wtedy, gdy byłem młodszy, na pewno głupszy i bardziej pragnąłem popularki. Którą i tak już jakąś miałem, ale chciałem "wincyj!!" Szczególnie dotyczyło to kwestii zawodowych, gdy zdarzały się imprezy na których wypadałoby pokazać się z bliską osobą. Chociaż na chwile, po czym dyskretnie wyjść "po angielsku". Twittera założyła po moich wieloletnich propozycjach, iż nie znam lepszego agregatora treści jak i z powodu tego, że od Twittera z reguły do dziś zaczynam dzień. Ale jej fascynacji tym serwisem w podobnym stopniu do moich odczuć nie widzę. Może i dobrze.

 

"Kurwa, co za simp"

Nie mam kablówki bo jej nie potrzebuję. Telewizora używam przede wszystkim do Youtube, serwisów streamingowych i (od niedawna) do mojej nowej zabawki, tj. Switcha. Mam jedną antenę na której łapię parę kanałów. I na tym ustrojstwie oglądam coś od czasu do czasu, w tym kuk - program "Ślub od pierwszego wejrzenia". Swoją drogą, jeden z najbardziej szkodliwych społecznie programów o charakterze "rozrywkowym" (ten nawias w rozrywkowy nie wział się przypadkiem). Jedną z najistotniejszych decyzji życiowych, wiążącą się z dziesiątkami skutków społeczno - finansowych trywializuje do idiotycznej zabawy i stawia "parę" przed faktem dokonanym, zamieniając się ostatecznie w farsę, festiwal simpoliady i kukoldwehry. Istne cripple fight. Oczywiście za casting do tego panopticum odpowiada w 90% sfeminizowana kadra Pań psycholożek, która w argumentacji, ideologii i sposobie komunikacji prezentuje najgorsze korporacyjne, stołeczne wzorce.

 

I tak oglądam raz z rozbawieniem, raz z przerażeniem faceta, który dziewczynie z którą zna się od tygodnia opowiada jakie imiona będzie miała ich dwójka dzieci. Ta patrzy na niego z lekkim przerażeniem. Inna kompletnie nie ukrywa, że gardzi dobranym jej partnerem. I mówi o tej niechęci wprost, bez krępacji. Jedyne czego pragnie, to to, by jak najszybciej zniknął z jej życia. A ten biega dalej za nią jak mały piesek i nawet nie pierdnie bez pozwolenia "Królowej". Istny kosmos. Rozumiem prawa montażu i realia programów telewizyjnych, w których wybiera się sytuacje konfliktowe dla podkręcenia widza, ale tu czuć na kilometr tą niechęć.

Mruczę w końcu trakcie oglądania "kurwa, co za simp".


Usłyszała. Kto? Pyta
No simp.
Kto to jest?
Tłumaczę, kim jest simp.
Faktycznie, simp. Stuprocentowy.

Związek małżeński. Bawi i uczy. Obie strony xD

 

Ni mom. A ona mo. Zrób coś i dej!

Wiele kobiet buduje swoją pozycję i status poprzez wieczne porównywanie z otoczeniem, uprzykrzając tym życie swoim partnerom czy mężom. Jednostka, która ma na tym punkcie ogromne kompleksy z trudem osiągnie spełnienie i zadowolenie. Zawsze będzie coś nie tak. Zawsze będzie za mało. Zawsze będzie ktoś lepszy, ustosunkowany, wpływowy, bogatszy. Nigdy nie będzie dosyć. Wchodząc w związek małżeński miałem ją i swoje ambicje i ryzykowny plan na dalszą karierę. I tyle. Niewiele więcej. Pamiętam, jak mój teść na początku zawsze pytał, czy nam czegoś nie brak. Czy nie potrzebuję jakichś pieniędzy. Zawsze otrzymywał tę samą odpowiedź - nie wezmę od ciebie ani złotówki. Jak byłoby naprawdę ciężko, to pożyczę i oddam w deklarowanym terminie. Jako że ze mną wiele nie ugrał i zdawał sobie z tego sprawę, uderzał do swojej młodszej córki, czyli mojej żony. Dostawał taką odpowiedź - dajemy radę. Ale że to córka, nie odpuszczał. W końcu wpychał jej ukradkiem pieniądze do torebki czy kurtki a potem udawał, że to nie on, jak miała pretensje do ojca, że nie znaczy nie. Z uśmiechem jej wmawiał, że to nie jego, a jej, tylko że zapomniała gdzie schowała. I za nic ich nie chce z powrotem. Był niereformowalny. Uśmiecham się - do tych wspomnień.

 

Ty głupia jakaś jesteś? Ojciec ci daje, a ty nie chcesz? Tak skromnie przecież żyjecie! - to słyszała od swojej starszej siostry, jak kiedyś nieszczęśliwie się z nią podzieliła swoim podejściem i światopoglądem w tej kwestii.
Kurtyna.

 

Ojciec
To, jaką ją "dostałem", zawdzięczam przede wszystkim jemu. Uodpornił ją wychowaniem na wiele trucizn tego świata, dał mocne podwaliny moralne i rozsądek. Mają podobne poczucie humoru i dystans do siebie. Świetny człowiek, do dzisiejszego dnia. Posiada coś, co ma relatywnie nie tak znowu wiele osób. Umiejętność przeproszenia i przyznania się do błędu. Również mnie, co kiedyś udowodnił. Po prawdzie, nigdy nie musiał mnie za nic przepraszać, ale sporo już lat temu gdy siedzieliśmy razem mówi, że chciałby mi o czymś powiedzieć. I za coś przeprosić. Popatrzyłem na niego lekko zdziwiony, bo żadnej scysji między nami nie było. Mówi mi wtedy szczerze, że źle mnie w głowie kiedyś ocenił i chciałby mi o tym powiedzieć, bo mu to spokoju nie dawało. Źle, bo jego zdaniem "siedzenie przed komputerem" i to, co dalej z tym robiłem zawodowo nie przyniesie w jego dawnej ocenie ani spełnienia, ani sukcesu. I że się tak mylił, będąc ograniczonym w tej kwestii, bo bez doświadczenia w temacie. W ogóle nie musiał o tym wspominać, ale i tak to zrobił. Wielka rzecz. Cholernie mi tym (n-ty raz z rzędu) zaimponował. Bo mnie ten człowiek imponuje w wielu płaszczyznach.

 

Ty się w ogóle swoim mężem nie pochwaliłaś! A jest kim!
Usłyszała wiele lat później od swojej siostry po tym, jak pojawiłem się w jednym ze znanych teleturniejów. Już wtedy nie dla pieniędzy, ale przede wszystkim dla sprawdzenia samego siebie i swoich możliwości. Dlatego nikomu o tym nie mówiłem, prócz niej. Plan został zrealizowany. To dosyć charakterystyczne i zabawne, jak zmianie może ulegać kobieca percepcja. Od "po co się z tym gołodupcem zadajesz" po "ty się w ogóle mężem nie pochwaliłaś". Od nieudolnie ukrywanej niechęci po oślizłą kupiecką uprzejmość, z pełnym, nie do końca szczerym uśmiechem.

 

Signum temporis.

 

Nie ma ludzi idealnych.
Nie ma. Nie istnieją. Ona nie jest ideałem, ja obok ideału nawet nie stałem. Bywam marudny, upierdliwy, jestem hipochondrykiem i antytalentem manualnym do tzw. "prac męskich". By wejść chociaż na średni dla nich poziom, poświęciłem wiele. Ojciec mnie tego nie nauczył. A i tak jestem w tym temacie raczej w dolnej strefie stanów średnich. Zawsze oceniałem swój potencjał na zimno. W każdej sferze. Dlatego do dziś nie lubię i się jeżę na jakiekolwiek komplementy. I to się niewiele przez lata zmieniło. Wolę innych chwalić i doceniać, ze sobą mam problem.

 

Umiem pisać, gadać, uczyć(trenować) i doradzać. Za to mi płacili. I niewiele więcej. O, samochodem całkiem dobrze jeżdżę i mam oko do na strzelnicy. Dorobek wielu godzin w grach komputerowych i budowania tam refleksu xD

 

Jesteśmy, jacy jesteśmy. Truizm. Wiele rzeczy nam nie wyszło, np. powiększenie rodziny, od którego nie uciekaliśmy, ale nie było to też nigdy absolutnym, wymaganym priorytetem życiowym. Były i kryzysy, zmęczenie materiału.

Ważniejsze jest co innego - świadomość bycia obok w (do tej pory) najgorszych i najlepszych chwilach. Sprawdzona "w terenie i boju", nie górnolotnymi deklaracjami.

 

To my. Pokolenie początku lat 80-tych. Oby nie ostatnie, oby nie było łabędzim śpiewem we współczesnych czasach "relacji instant".

 

PS. A miał być kurwa w pełni optymistyczny i pozytywny wpis..

 

  • Like 31
  • Dzięki 13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minutes ago, Obliteraror said:

Intercyza
Jak to ma @Mosze Red w opisie, kluczem do sukcesu związku długoterminowego jest rozdzielność majątkowa. Nie wiem, czy jedynym kluczem, ale żyjąc wiele lat w tym modelu nie polecałbym innego. Nawet gdy miałem w kieszeni płótno zawsze chciałem intercyzy. I nigdy nie mieliśmy wspólnego konta. Każdy miał osobne. Ona swoje, ja swoje. No i trzecie, na które przelewaliśmy co miesiąc pieniądze "na życie". I do dziś tak to wygląda.

Jak wyglądało u Ciebie podpisanie intercyzy? Musiałeś jakoś przekonywać? Kochanie, podpisujemy. I tyle? Czy jakieś bardziej wyrafinowane argumenty szły w grę?

 

Zawsze można powiedzieć: kochanie, mam specyficzną pracę. Mam klauzulę w umowie, że w przypadku pomyłki i wygenerowania strat, będę musiał je skompensować z własnej kieszeni. Taką mam odpowiedzialność. Jeżeli nie będziemy mieć intercyzy, to automatycznie te długi będą też Twoimi, bo mielibyśmy wspólnotę majątkową. W związku z tym, żeby Cię chronić przed konsekwencjami, podpiszmy intercyzę, żebyś była bezpieczna.

 

Może być? XD

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, manygguh napisał:

Jak wyglądało u Ciebie podpisanie intercyzy? Musiałeś jakoś przekonywać? Kochanie, podpisujemy. I tyle?

Naciskałem, mocno. I tak, głównie chodziło o moje plany biznesowe, dosyć ryzykowne, na których mogłem popłynąć.  Albo moglibyśmy, przy wspólnocie. "Za długi męża nie odpowiadam" xD

Ostatecznie doszliśmy do porozumienia.

 

Moja praca - moja odpowiedzialność, jak to mówił Mordin Solus w Mass Effect.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja z żoną nie mam intercyzy ale finansowo jesteśmy na podobnym poziomie (żona nawet ostatnio nieco lepiej niż ja zarabia) no i wkład w nasze wspólne miejsce do życia jest dość podobny, a nawet tu małża włożyła nieco więcej, bo pochodzi z zamożniejszej rodziny niż ja i miała więcej na start.

Na szczęście nie jestem, często tu podnoszonym przykładem "misia", który tyra na panią :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pokolenie początku lat 80 jest ostatnim "normalnym" choć i tu rozwodzi się/rozwiodło z 50%ludzi. 

 

Dlaczego?

Myślę że to pokolenie już z tych co wymienia a nie naprawia, internety, wyjazdy integracyjne, dorabianie itd. 

 

Sam jestem po rozwodzie i wolałbym mieć normalne życie i pełną rodzinę. 

Wyszło jak wyszło. 

 

Z zażenowaniem patrzę na singli, singielki z odzysku na gówno randkach i tym podobnym uciechą które wg. mnie powinny się kończyć koło 30. 

 

40 latki na randkowo/kutangowej karuzeli.. litości. Przecież to okres kiedy normalni ludzie już mogą mieć wnuki. 

 

@Obliteraror, najlepszego Bracie!

  • Like 7
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obliteraror Na wstępie - szczere gratulacje. Gratuluję osobistego szczęścia.

W ogóle jesteście jakimś fenomenem - bo przecież wasze dobre relacje bazują wyłącznie na was samych. Nie macie dzieci, nie macie wspólnego majątku - nie ma tego, co spaja (inna sprawa, jak) większość małżeństw naszego pokolenia (jesteśmy, jak się zdaje, rówieśnikami). Zatem to, że jest wam dobrze razem, wynika z was samych, z dobrego spoiwa. 

Szczerze gratuluję jeszcze raz.

 

Nie wiem, czy czegoś nie poknociłem, a nie chce mi się grzebać po Twoim profilu:

swego czasu pisałeś, że małżonka była Twoją jedyną partnerką seksualną i zrobiłeś jakiś skok w bok na zasadzie kontrolowanej zdrady.

Czy ten temat w ogóle między wami istnieje? Czy ma wpływ na wasze relacje?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Casus Secundus napisał:

Nie wiem, czy czegoś nie poknociłem, a nie chce mi się grzebać po Twoim profilu:

swego czasu pisałeś, że małżonka była Twoją jedyną partnerką seksualną i zrobiłeś jakiś skok w bok na zasadzie kontrolowanej zdrady.

Czy ten temat w ogóle między wami istnieje? Czy ma wpływ na wasze relacje?

Tak, zrobiłem. Tak, chciałem sobie coś wtedy udowodnić i udowodniłem. Nie, z perspektywy czasu nie uważam tego za wyjątkowo mądre. Ale zrobiłem :)

Nie wracamy już do tego. To były złe dni.

 

20 minut temu, Casus Secundus napisał:

Nie macie dzieci, nie macie wspólnego majątku - nie ma tego, co spaja (inna sprawa, jak) większość małżeństw naszego pokolenia (jesteśmy, jak się zdaje, rówieśnikami).

Ale co spaja lepiej, kredyt mieszkaniowy? xD (BTW, jesteśmy. Ty'81, ja '80).

 

@Baca1980, są bombelki. Jak u (dawnych) DINKS-ów (dwa pieski, dwa kotki). Chociaż teraz mam (jeszcze jakiś czas) żonę w domu, jak ją zredukowali w robocie. Już nie jestem kurem domowym, jak w kowidozie, kiedy jej gotowałem obiadki xD

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

45 minut temu, Obliteraror napisał:

są bombelki. Jak u (dawnych) DINKS-ów (dwa pieski, dwa kotki). Chociaż teraz mam (jeszcze jakiś czas) żonę w domu, jak ją zredukowali w robocie. Już nie jestem kurem domowym, jak w kowidozie, kiedy jej gotowałem obiadki xD

 

Czyli tak naprawdę nadal ze sobą "chodzicie". Czyli grasz na poziomie góra "medium". Według mnie dopiero po pojawienie się potomstwa. Włącza się w głowie kobiety przycisk pt. "trzeba dorosnąć". Co dla mężczyzny oznacza przejście na poziom "very hard".

Sam nie miałem z moją "ex" dzieci. I w sumie takie małżeństwo jest "łatwe". Chodź w moim przypadku skończyło się rozwodem. Gdyż w tamtym okresie życia chciałem posiadać potomstwo. Więc nie widziałem sensu bycia z kobietą. Która nie może mi tego zapewnić.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Baca1980 napisał:

Czyli tak naprawdę nadal ze sobą "chodzicie". Czyli grasz na poziomie góra "medium". Według mnie dopiero po pojawienie się potomstwa. Włącza się w głowie kobiety przycisk pt. "trzeba dorosnąć". Co dla mężczyzny oznacza przejście na poziom "very hard".

Z drugiej strony - w takim układzie kobieta (rozumna) ma mniej powodów, żeby pozostawać w małżeństwie. Odpada argument "to jest ojciec moich dzieci".

 

Niemniej jednak założycielowi tematu udało się stworzyć jakieś długogrający i satysfakcjonujący go układ z żoną, co jest rzadkim osiągnięciem. I jak widać, dostarcza mu to satysfakcji. Czegóż chcieć więcej?

W końcu wszystko co robimy, jak zauważył choćby Mill, to dążenie do szczęścia. Każdy chce je jakoś osiągnąć, ma swoje metody czy źródła.

 

W moim małżeństwie dzieci pojawiły się, a jakże... 9 miesięcy po ślubie, więc w zasadzie nie znam trybu "małżeństwo bez dzieci".

Ale trafić na kobietę, z którą  - bez dodatkowych czynników, niby ścisków stolarskich - można po prostu wytrzymać dużo lat razem i być, to naprawdę rzadkość.

A z taką się ożenić, to już w ogóle....

Na szczęście nie tylko z żoną można być szczęśliwym :):)

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Casus Secundus napisał:

A z taką się ożenić, to już w ogóle....

Na szczęście nie tylko z żoną można być szczęśliwym :):)

Wszystko mija.. miłość, motyle i inne uwna..

 

Małżeństwo tylko utrudnia rozstanie..przeciąga w czasie.. 

A potem może i następna, tym razem "partnerka" i schemat się powtarza. 

 

Kwestia czasu. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, PyrMen napisał:

Pokolenie początku lat 80 jest ostatnim "normalnym" choć i tu rozwodzi się/rozwiodło z 50%ludzi. 

To jest coping. Sam mówisz, że masz rekordowe rozwody, dodaj do tego bezdzietność albo dzieci typu zoomer.

 

Kojarzy mi się matka queen of the black która całkowicie olewała swoją córkę bo chciała robić karierę a później próbowała się wybić na popularności córki.

 

Z normalnych roczników to 60/70. Pokolenie moich rodziców. 

 

Rocznik 80 rozpoczął wiele złych trendów które później eskalowały - jak skrajny egoizm, robienie kariery kosztem wszystkiego, brak dzieci.

Edytowane przez NoHope
  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, PyrMen napisał:

 

Małżeństwo tylko utrudnia rozstanie..przeciąga w czasie.. 

A potem może i następna, tym razem "partnerka" i schemat się powtarza. 

 

Słowo "następna" burzy idęę.

Protip - partnerkę można mieć równolegle z posiadaniem żony.:):

.....

A co intercyzy - dla mnie to najbardziej oczywisty i fair układ. Mam i sobie chwalę, bo bez tego cienko bym prawdopodobnie śpiewał i zajmował się kreowaniem jakiś dziwnych konstrukcji. Jeżeli nasze prawo rodzinne w zakresie małżeńskim wymaga gdzieś zmiany, to najbardziej istotną powinno być właśnie odwrócenie: to rozdzielność powinna być ustrojem ustawowym, a wspólność - umownym.  

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z obserwacji:

rocznik 60/70 - przyzwyczajeni do ciężkiej pracy, żyją raczej skromnie, związki raczej stałe, bardzo wysoki social skill, pijaństwo - uwielbiam gadać z wujkami albo ich słuchać, czasami płacze ze śmiechu

rocznik 80 - konsumpcjonizm, niezły social skill, niestałe związki, niska dzietność, kariera, hedonizm. tu pasuje określenie polski boomer imo xD

rocznik 90 - to samo, konsumpcjonizm, niezły social skill, niestałe związki, bardzo niska dzietność, kariera, hedonizm

rocznik 2000 (zoomerzy) - tu bym powiedział, że jest ciekawie, z jednej strony bardzo niski social skill, julki i te sprawy, ale czasami widzę u nich przejawy jakiegoś takiego rozsądku którego nie ma ani rocznik 90, ani 80.

Edytowane przez NoHope
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdy człowiek ma na życie strategię i taktykę. Główne założenia strategiczne w małżeństwie muszą się pokrywać. Za to taktycznie może być różnie, ale każdy ma prawo czasem wygrać i można ustąpić. A reszta to już kwestia gustu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obliteraror Szczerzę gratuluję, że tak trafiłeś i zbudowałeś taką relację. Przypadek jeden na 100 tys. moim zdaniem. Dzięki połączeniu odpowiedniego wyboru, wieku, wychowania, genów, braku parcia na gówniaka za wszelką cenę i pewnie kilku innych czynników.

 

Tak z ciekawości, jej starsza siostra ma obiektywnie wyższe SMV od żony? Bo czytałem, że starsza to typowa materialistka i nie udało się jej ojcu wychować na rozsądną kobietę.

Edytowane przez Morfeusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Baca1980 napisał:

 

Czyli tak naprawdę nadal ze sobą "chodzicie". Czyli grasz na poziomie góra "medium". Według mnie dopiero po pojawienie się potomstwa. Włącza się w głowie kobiety przycisk pt. "trzeba dorosnąć". Co dla mężczyzny oznacza przejście na poziom "very hard".

Sam nie miałem z moją "ex" dzieci. I w sumie takie małżeństwo jest "łatwe". Chodź w moim przypadku skończyło się rozwodem. Gdyż w tamtym okresie życia chciałem posiadać potomstwo. Więc nie widziałem sensu bycia z kobietą. Która nie może mi tego zapewnić.

 

Mojej żonie odpierdoliło po urodzeniu dziecka. Jest tylko tryb robić, wyrabiać się, nie zdążymy i doszukiwanie się chorób u córki. Tak mnie to wkurwia, że masakra. Do czasu dziecka było spoko, takie życie bez obowiązków, idzie się spać kiedy się chce, je kiedy się chce, a przy dzieciaku jest przejebane, ciężko jest mieć takie życie na luzie, tylko ciągła pogoń. Piszę o sytuacji, że gdzie mieszka się samemu, bez rodziców, którzy chętnie siedzą z wnuczkami.

  • Like 2
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Obliteraror napisał:

Wiem za to, co robiłem przez te lata. Raz z lepszym, raz gorszym skutkiem, w dużej części na pewno intuicyjnie. I tak właśnie narodził się ten temat.

 

Gratuluję. 

 

Jednak, czy nie uważasz, że dzisiaj stworzenie dobrego małżeństwa nie jest trudniejsze niż chociażby 15 lat temu? Statystyki rozwódów są nieubłagane, a pozostaje jeszcze kwestia tego, ile dzisiejszych małżeństw się nie rozwodzi, z różnego rodzaju powodów (dzieci, kredyt, opinia społeczeństwa).

 

 I tak myślę, że dzisiaj stworzenie dobrego małżeństwa jest bardzo trudne (pewnie możliwe, ale trudne), wymaga to spełnienia tylu wyrzeczeń, że zastanawiam się nad tym, czy w ogóle dziś ta gra jest warta świeczki. Znalezienie kobiety do małżeństwa, gdzie związek ten będzie w miarę funkcjonował, wymaga też bardzo dużo szczęścia. Ludzie powinni mieć podobne wartości, dobre wzorce z domu, poukładane w głowie, być na jakimś podobnym poziomie intelektualnym. Często brak jednej rzeczy uniemożliwia zbudowanie prawidłowej relacji. 4

 

Czy nie uważasz, że dzisiejsze pokolenie 25-30 latków ma trudniej pod tym względem? Ogólnie to uważam, że zbudowanie dobrego małżeństwa nigdy nie było łatwe, ale w tych czasach możliwe, że to graniczy z cudem.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, NoHope napisał:

Z obserwacji:

rocznik 60/70 - przyzwyczajeni do ciężkiej pracy, żyją raczej skromnie, związki raczej stałe, bardzo wysoki social skill, pijaństwo - uwielbiam gadać z wujkami albo ich słuchać, czasami płacze ze śmiechu

Tutaj się zgadzam w 100%, sam do dostrzegam w mojej rodzinie chociażby.

Będąc ~2 razy młodszym od moich rodziców/wujków, często wolę ich humor przy grillu i wódce, niż przy grillu i wódce z moimi znajomymi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Casus Secundus napisał:

Panowie, czy zwróciliście uwagę, jak mało jest na forum żonatych?

Jaka jest tego przyczyną?

W dodatku, według mnie, ta liczba żonatych na forum ciągle spada.

Przez forum się rozwodzą? :P

Kurła, jakbyś miał żonę to ona by Ci pozwoliła tu zaglądać? Paaaanie!!

  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.