Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie

 

Jestem tu kompletnie nowy, założyłem konto w celu... no właśnie, właściwie sam zadaję sobie to pytanie. Wytrzymajcie proszę do końca, tekst jest naprawdę długi.

 

Może zacznę od samego początku, by w miarę jasno nakreślić moje położenie. Mam 29 lat, i kompletnie nie wiem jak mam pokierować swoim życiem.

Pod koniec 2018 roku wszedłem w związek, który trwał do lipca ubiegłego roku. A właściwie do października, bo wtedy moja dziewczyna ostatecznie go zakończyła. Od początku 2021 roku mieszkaliśmy razem, co wiąże się z tym, że w mieszkaniu w którym mieszkaliśmy wspólnie (i w którym ja mieszkam nadal) wciąż są jej rzeczy (wyprowadziła się w sierpniu zeszłego roku), i fakt, że te rzeczy nadal tu są powoduje, że "ostateczność" rozstania wciąż wisi w powietrzu, mimo że jak wspomniałem, nie jesteśmy razem już od dłuższego czasu.

 

Nadal miewamy ze sobą kontakt, a ja czuję, że ona przez cały ten czas czekała na moją zmianę, na nabranie przeze mnie przysłowiowych "jaj". Problem w tym, że przez to ze się nie widujemy prawie w ogóle, moje uczucia niemal zupełnie osłabły. Ale to jest jedna część/strona medalu.

Druga jest taka, że mam kompletny mętlik w głowie. Mam niezła pracę z którą wiążę przyszłość, ale nie potrafię nic zrobić ze swoim życiem. Nie potrafię podejmować decyzji, nie potrafię się ogarnąć, nie potrafię stawiać granic w relacjach. Nie wiem co mam dalej zrobić ze swoim życiem, jak wspomniałem: nie wiem jak nim pokierować, ustalam sobie cele ale najczęściej mgliste i krótkoterminowe.

 

Wracając do samego związku - rozpadł się w dużej mierze z powodu mojej izolacji i pogrążaniu się w myślach zamiast w działaniu. Nie potrafiłem rozmawiać ze swoją dziewczyną, byłem sztywny, napięty, w przypadku jakiejś spornej kwestii uciekałem, rezygnowałem, nie wdawałem się w jakąkolwiek konfrontację. Do tego stopnia że po prostu zamknąłem się w sobie totalnie. Prawie codziennie po pracy wieczorami chodziłem do rodziców (mieszkają w tym samym budynku, piętro wyżej) i przesiadywałem tam po kilka godzin, nie potrafiąc rozmawiać i być z dziewczyną w jednym mieszkaniu. Aż w końcu pękło.

Seks prawie u nas nie istniał - na początku związku było okej, choć de facto w zasadzie ani razu nie odbyliśmy pełnego stosunku (byłem jej "pierwszym" i strasznie się tym faktem stresowałem, chciałem żeby było idealnie, poza tym miałem duże i irracjonalne obawy przed ciążą + gigantyczna przerwa w seksie po poprzednim związku, co reasumując dało efekt totalnej klapy). Zacząłem więc uciekać w porno - nawet bez masturbacji, raczej po to by uspokoić emocje i dać sobie jakąś przyjemność (jakkolwiek irracjonalnie to brzmi, zwłaszcza gdy ma się kobietę obok). Ostatecznie wyprowadziła się, tak jak wspomniałem, pod koniec sierpnia zeszłego roku, i przez ponad półtora miesiąca liczyła na to, że przejmę inicjatywę i podejmę walkę o związek, czasem wpadając do mnie do mieszkania pytała mimochodem kiedy zaproszę ją na randkę. Nic takiego nie nastąpiło, bo ja wciąż miałem głowę nabitą myślami (które dotyczyły np. jej domniemanego biseksualizmu, czego nie potrafiłem przyjąć do wiadomości), i innymi rozkminami, albo różnymi negatywnymi myślami na jej temat, co blokowało mnie w podjęciu tej inicjatywy.

 

Swoistym gwoździem do trumny naszego związku był list który zostawiłem w mieszkaniu pod jej nieobecność, w którym opisałem czego mi w niej brakuje. Wyobrażam sobie że musiało być jej przykro, bo list był owocem różnych rzeczy które przez długi czas trzymałem w sobie. Zwróciłem w nim uwagę na to, że brakuje mi jej jako kobiety, że w pewnym momencie przestała się dla mnie starać (w sensie np. ciało itd.), że dla mnie było w niej zbyt mało kobiety i kobiecości i cóż... żałuję że nie umiałem jej tego w jakiś sposób zasugerować, tak jak chyba powinno się to wobec kobiet robić. Ona sama powiedziała mi w odpowiedzi że bardzo ją to wszystko zabolało i poczuła się jakby była moim wrogiem. Niemniej chciała nadal walczyć o związek, mimo wyprowadzki. Oczywiście, sam list nie był jedynym powodem rozpadu związku, być może była też w tym wszystkim moja trudność w jasnym artykułowaniu własnego zdania - a nawet jakiegokolwiek zdania, bo zwyczajnie w pewnym momencie przestałem z nią w ogóle rozmawiać...

 

Co istotne, to nie jest tak że ona jest jedną z tych suk które często są opisywane w różnych Waszych wątkach. Nie chcę żeby to zabrzmiało jak kolejny tekst w stylu "moja Myszka jest inna...", ale ona... serio jest inna. Zawsze dbała o mieszkanie, czystość i sam związek - naprawdę jej zależało, i było to czuć. Były momenty że sama zachęcała mnie np. do zawierania nowych znajomości, podsyłała np. grupki do grania w nogę na FB, chcąc żebym się trochę towarzysko wyizolował. W momencie gdy nie miałem pracy wspierała mnie i dopingowała w jej szukaniu, gdy było krucho z kasą nigdy nie miała problemu by mnie wspomóc, mimo że sama zarabiała bardzo niewiele. Tym bardziej żałuję że tak się to wszystko potoczyło, a jeszcze bardziej gniecie mnie myśl, że być może gdybym potrafił być bardziej stanowczy, bezpośredni, gdybym nie "czaił się" tak bardzo jak miało to miejsce, to związek mógłby się potoczyć zupełnie inaczej.

 

Cholernie to wszystko trudne, tym bardziej ze to był pierwszy fajny związek na poważnie (kiedyś byłem w równie długim, kilkuletnim, ale to była porażka a nie związek - byłem wykorzystywany na każdym polu i w żaden sposób nie potrafiłem z tym skończyć, dopiero gdy stałem się bezużyteczny moja ówczesna dziewczyna postanowiła ze mną zerwać), obecny związek był znacznie lepszy i co więcej, tak jak wspomniałem wcześniej, mimo problemów ona przy mnie była. Poza tym miałem, i chciałem być jej "pierwszym", plany, dzieci, sami wiecie... może dla Was to wszystko to pierdoły ale ja nie potrafię przestać o tym wszystkim myśleć. Poza tym miewam poczucie bezsensu i upływającego czasu w życiu. Rodzice niby nic nie sugerują, ale wiem że gdzieś po cichu liczą na wnuki, zwłaszcza ojciec. Ja sam mam poczucie że zegar tyka. Ale poza wszystkim jestem dość mocno skołowany. W ostatnim tygodniu zapisałem się na basen i boks, ale mimo wszystko wciąż mam zajętą głowę wszystkim tym co wam powyżej opisałem. Wkurzam się na siebie, że nie potrafiłem być w związku sobą - bałem się że ją stracę, że nie mogę pokazywać swojej "gorszej strony" itp., bo mam poczucie, że gdybym był sobą, to nawet gdyby związek się rozpadł, nie miałbym do siebie aż tak wielkich pretensji. A teraz je mam, bo mam poczucie straconej szansy. Walki przegranej nie na boisku, nie w walce, ale przez walkower.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@zibex129

 

Nie idealizujesz jej trochę? 

 

Albo była zbyt dobra i zacząłeś ją zaniedbywać bo przecież jest, a jak jest to będzie.. 

 

Może podświadomie przesuwałeś granice swojego draństwa by zobaczyć na ile jeszcze mogę sobie pozwolić, ile wytrzyma skoro kocha? 

 

Może to jednak to nie było to, skoro Tobie nie zależało. 

 

Niestety, dla kobiet dobra komunikacja to podstawa. A tu była kaszana z lipą. 

 

Gdybanie i chrzanienie. 

 

Wydaj parę stów na dobrego psychologa. 

Tu jest tyle wątków związanych z Tobą że internety nie przyniosą Ci odpowiedzi, ani tym bardziej naprawy tego, co w Tobie nie tak na przyszłość. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzi o to by Ci pocisnąć, bo ani z tego pożytku ani satysfakcji - ale nie dziw się, że Cię zostawiła. 

 

Nie jesteś zdecydowany, sam się od niej izolowałeś, uciekałeś w samotność by później z jakiegokolwiek braku odwagi napisać jej list, w którym ją krytykujesz - mimo, że sam stałeś się mentalnie wrakiem człowieka. 

 

Przyszedłeś na forum ale jest pewien problem. Potrzebujesz pomocy specjalisty, na wielu płaszczyznach. Na forum możemy Ci podpowiedzieć myślenie kobiet, upewnić Cię w Twoich analizach bądź zwyczajnie sprowadzić na ziemię i dać argumenty dlaczego jest tak a nie inaczej. 

 

W Twoim przypadku trzeba w ogóle zacząć od kompletnych podstaw życia człowieka. Jesteś rozchwiany emocjonalnie, o czym świadczy pisanie listów, oglądanie porno, uciekanie do rodziców. Generalnie wychodzi na to, że życie strasznie Cię gniecie. Najpierw popracuj nad tym ze specjalistą. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W związku trzeba rozmawiać i mówić o tym, co nam nie pasuje.

To pokazuje nasze zdecydowanie i niezależność (nie boimy się ew. konsekwencji) - a to oznaka siły.

 

 

Inną sprawą jest fakt, że wyjechałeś panience z pewnymi rzeczami które TOBIE w JEJ nie odpowiadają.

Może warto zastanowić się, czy faktyczne podłoże problemu leży u niej, czy nie np. w twojej głowie?

Gdy się człowiek zajmie sobą, swoim rozwojem etc. ma za przeproszeniem w dupie takie postrzeganie i po prostu kobieta widząc, że ty się starasz być najlepszą wersją siebie - sama będzie chciała też taką dla ciebie być.

 

Sam jestem typem faceta co lubi samotność, izolacje i spokój. Ale jak jest się z kimś w relacji (szczególnie z kobietą), to respektowanie tego, że one (zazwyczaj) są bardziej otwarte na ludzi niż my (faceci) jest istotne.

Ja zauważyłem, że z moją panienką często gęsto mógłbym nie rozmawiać/pisać przez kilka dni. Nie widzę w tym problemu. Ona tak.

Chyba wszędzie trzeba znaleźć złoty środek...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.