Skocz do zawartości

Jak uzyskać balans w LTR?


Spokojnie

Rekomendowane odpowiedzi

Myślę intensywnie nad sytuacją i zdaniem, które tu padało wielokrotnie i które zapisałem sobie już jakiś czas temu: "Najważniejsze w relacjach z kobietami jest to, żeby ich nie potrzebować. To zawsze musi być wybór, a nie konieczność" oraz inna jego odmiana "Facet może mieć wyłącznie taką kobietę, której nie boi się utracić."

 

Czy można być w związku nie angażując się aż tak, nie przyzwyczajać się, przecież działają hormony: oksytocyna oraz wazopresyna. 

 

Jak osiągnąć ten balans, aby w przypadku jakby się którejś ze stron odwiedziło - nie mieć później obciążania psychicznego i przeżywania kilka miesięcy "żałoby" po odrzuceniu przez bliską osobę?

 

Czy jest tu ktoś w takim związku dłuższym niż 6 miesięcy czy rok, który może powiedzieć z pełną świadomością, że jak laska pójdzie w tango z innym, to on nie będzie po niej płakał? 

 

Ciężko mi jest sobie wyobrazić brak takiego zaangażowania, bo przecież druga strona odczuwa to, widzi jak wygląda to u innych i też pragnie, aby partner się wczuł w związek. 

 

Zmiana mindsetu to chyba praca na kilka lat i też poparta jakimś doświadczeniem, bo wątpię że nagle wejdę w taki związek i będę mógł się z niego wymiksować bez żadnych konsekwencji.

 

Mam jednak właśnie takie przemyślenia, czy to fizycznie da się połączyć? Każdego dnia mam sobie uświadamiać będąc w związku, że jutro partnerka może odejść do innego? Mam być gotowy, a jednocześnie spędzać z nią miłe chwile? Widzę w tym wiele sprzeczności, mam nadzieję, że ściągnięcie mnie na ziemię - wyjaśniając jak do tego dojść. 

 

Dzisiaj musiałem popracować nad emocjami, bo burza w głowie od rana była dosyć konkretna. Mózg dalej robi swoje, w snach przywołuje ostatni związek, rano milion myśli niezbyt ciekawych... ale uwalnianie metodą Hawkinsa daje radę. Idę później na rower. 

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe, czy pytanie było:

- za trudne 

- za chujowe

 

Niedługo zwątpię, że taki balans jest możliwy do uzyskania. 

 

Dla mnie sama zmiana mindsetu jest hardcorem, ponad 30 lat mózg pojony takim gównem. Teraz jedynie świadomość wzrosła, to dobry zalążek i początek drogi. Ale mam obawy, czy finalnie uda się taki balans znaleźć. Raczej skłaniam się ku temu, te łatwiej będzie sobie uzmysłowić  co się odjebalo (przy zakończeniu związku przez którąś ze stron) - dzięki czemu ten okres "żałoby" będzie krótszy i lepiej przeżyty. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem kolegę, za młodu typowy biały rycerz, był już chyba nawet zaręczony, świata poza nią nie widział a ona się puściła. Po tej akcji zwrot 180°, bzyka wszystko co nie jest mu w stanie uciec i zero przywiązań.

 

 

Moim zdaniem musisz się wyzbyć przekonania o tej jedynej, postępować twardo i logicznie mimo odczuwanych emocji. Jak pokonać lęk przed pająkami? Zacznij brać je na ręce i za wszelką cenę nie panikuj, z czasem będzie łatwiej.

 

Są mężczyźni którzy płaczą za kobietami, są też tacy za którymi to kobiety płaczą. 

Też może to być kwestią Twojego przeinwestowania, kobieta nie musi się aż tak starać, nudzi się i odchodzi a ty odczuwasz wówczas stratę, chyba nawet można to matematycznie udowodnić :D

 

Problem moim zdaniem zaczyna się już na etapie związku. Od kobiety trzeba wymagać i nawet czasem się przyczepić o coś, najlepszy seks jest po kłótni a potem wielkie maślane oczka - oczywiście nie warto kłótni prowokować, ale sam słyszałem od kobiety że lubi jak ją do pionu stawiam, co by było gdybym ulegał? 

 

Kwestia odpowiedniego charakteru, dla mnie to na dłuższą metę męczące, z takim niemcem siedzieć i tylko czekać kiedy znowu się odpali.

Edytowane przez Imiennik
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, Spokojnie napisał:

Myślę intensywnie nad sytuacją i zdaniem, które tu padało wielokrotnie i które zapisałem sobie już jakiś czas temu: "Najważniejsze w relacjach z kobietami jest to, żeby ich nie potrzebować. To zawsze musi być wybór, a nie konieczność" oraz inna jego odmiana "Facet może mieć wyłącznie taką kobietę, której nie boi się utracić."

 

Czy można być w związku nie angażując się aż tak, nie przyzwyczajać się, przecież działają hormony: oksytocyna oraz wazopresyna. 

 

Jak osiągnąć ten balans, aby w przypadku jakby się którejś ze stron odwiedziło - nie mieć później obciążania psychicznego i przeżywania kilka miesięcy "żałoby" po odrzuceniu przez bliską osobę?

No i w 3 pierwszych zdaniach dałeś sobie odpowiedź.

 

Miałeś (lub nie miałeś) balans przed. Pod wpływem związku go straciłeś. Za stratę balansu obwiniasz chemię hormonów bo teraz cierpisz.

 

Balans to znaczy, że żyjesz dla siebie i jesteś z tym życiem "za pan brat". 

Edytowane przez Miszka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Spokojnie napisał:

Czy można być w związku nie angażując się aż tak, nie przyzwyczajać się, przecież działają hormony: oksytocyna oraz wazopresyna. 

Ekspertem nie jestem i ogólnie tu na forum to futro jestem, jedynie mogę coś powiedzieć na swoich przykładach. Więc jestem w związku 6 letnim i tak na początku były takie myśli: "a jak nie wyjdzie, odejdzie" i tego typu, ogólnie do tej laski to było drugie podejście, za pierwszym nie pykło... No cóż, po prostu hardcorowo tłumiłem w sobie negatywy i w razie czego obczajałem czy miałbym gdzieś alternatywę. Teraz po tylu latach w ogóle o tym nie myślę. Po prostu hormony już nie działają, ogólnie widzę, że pani zabiega o mnie bardziej niż ja o nią... Może ma to związek z ciążą. 

22 godziny temu, Spokojnie napisał:

Mam jednak właśnie takie przemyślenia, czy to fizycznie da się połączyć? Każdego dnia mam sobie uświadamiać będąc w związku, że jutro partnerka może odejść do innego? Mam być gotowy, a jednocześnie spędzać z nią miłe chwile? Widzę w tym wiele sprzeczności, mam nadzieję, że ściągnięcie mnie na ziemię - wyjaśniając jak do tego dojść. 

Jak były pierwsze randeczki to właśnie starałem się cieszyć chwilą, tą chwilą spędzoną z tą panną, a że randeczki były przyjemnie w chwili odejścia miałbym miłe wspomnienia, tej wersji się trzymałem. Nie mam wpływu na to czy tą osobę zatrzymam przy sobie, znaczy się jak jej się coś odwidzi to co ja na to poradzę, albo chce mnie takim jakim jestem i tyle, wyżej tyłka nie podskoczę. Mam tu na myśli też oczywiście to by nie skończyć na kanapie z piwem. Nie wiem czy dobrze opisałem to co mam na myśli.

22 godziny temu, Spokojnie napisał:

Dzisiaj musiałem popracować nad emocjami, bo burza w głowie od rana była dosyć konkretna. Mózg dalej robi swoje, w snach przywołuje ostatni związek, rano milion myśli niezbyt ciekawych... ale uwalnianie metodą Hawkinsa daje radę. Idę później na rower. 

To co to za zjawa, że w snach nawiedza?:D

 

23 godziny temu, Spokojnie napisał:

Czy jest tu ktoś w takim związku dłuższym niż 6 miesięcy czy rok, który może powiedzieć z pełną świadomością, że jak laska pójdzie w tango z innym, to on nie będzie po niej płakał? 

Powiem, że nie płakał bym, ale to mówię teraz, nie wiem co by było jak by faktycznie odeszła. No na pewno szturmował bym burdele i odbił sobie młodzieńcze lata z nawiązką;)

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Błąd jest imo w samym założeniu, nie masz na to wpływu, jest strata jest ból i smutek.

Ten balans nie polega na tym by nie czuć lub nie angażować się.


Sednem jest świadomość, że stany emocjonalne są nietrwałe i budowanie na nich jest nieracjonalne.


Odczuwasz wszystko co przynosi chwila ale nie przywiązujesz się do tego.
 

 

  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, Spokojnie napisał:

 

Mam jednak właśnie takie przemyślenia, czy to fizycznie da się połączyć? Każdego dnia mam sobie uświadamiać będąc w związku, że jutro partnerka może odejść do innego? Mam być gotowy, a jednocześnie spędzać z nią miłe chwile? Widzę w tym wiele sprzeczności, mam nadzieję, że ściągnięcie mnie na ziemię - wyjaśniając jak do tego dojść. 

 

 

Przecież to byłaby aberracja gdybyś każdego dnia rozmyślał nad tym, że panna może Cię kopnąć w dupę. 

Nikt zdrowy na umyśle tak nie robi, bo w najlepszym razie by się nabawił nerwicy. To kompletnie autodestrukcyuna postawa.

 

To tak jakbyś zamiast cieszyć się jazdą samochodem każdego ranka drżał że zginiesz w wypadku albo zostaniesz kaleką albo przed każdym wyjściem na spacer pocił się ze strachu, że ktoś ci napieprzy po ryjcu albo zginiesz pod

kołami samochodu.

 

Nie wiem czy istnieje balans o którym pisałeś - związki ludzkie to bardzo płynne i trudne do uchwycenia w ramy zagadnienie.

Warto mieć gdzieś tam z tyłu głowy, że różnie może być - być naturalnie przygotowanym na to by nie zostać na lodzie w kontekście materialnym

Natomiast w kwestii uczyć,  jest to dużo trudniej opanować.

Mój znajomy, który niby tam trzymał ramę, niby "się nie przywiązywał", niby miał inne możliwości, w sytuacji gdy dostał od pani kopa w tyłek (przyznaję że pani mocno atrakcyjnej) to się zbierał kilka miesięcy.

Tak że jestem mocno sceptyczny jeśli chodzi o wzór czy przepis na ten balans o którym pisałeś.

Owszem, kobieta ma być tylko dodatkiem do życia, nie jego filarem ale ja szczerze mówiąc mocno średnio wierzę w te wszystkie zapewnienia twardzieli mówiących/ piszących o tym że oni zdradę/ opuszczenie przez partnerkę z dłuższego związku wzięli na klatę z uśmiechem i mężnym sercem.

Najczęściej to tylko poza, maska na użytek zewnętrzny.

 I nie piszę tu oczywiście o tygodniowych związkach z dyskotekowymi lachociągami tylko o poważnych związkach poważnych ludzi.

Z drugiej strony chowanie się w piwnicy to też niezbyt dobre wyjście ;)

Życie jest trudne, życie to  wybory i ich konsekwencje. Na to nie ma wzoru i gwarancji 😎

 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

44 minuty temu, Imiennik napisał:

Moim zdaniem musisz się wyzbyć przekonania o tej jedynej, postępować twardo i logicznie mimo odczuwanych emocji.

Logicznie to mam wszystko ogarnięte, już nie wierzę w te brednie, pogodziłem się, że to była bujda "ta jedyna", "miłość mojego życia". 

 

Myślę tylko, że będąc w związku LTR ciężko na 100% myśleć tylko racjonalnie. Są emocje, są hormony, podczas seksu itp. to rzeczy niezależne. 

46 minut temu, Imiennik napisał:

są też tacy za którymi to kobiety płaczą. 

No ale to oni raczej nie mają LTR, raczej to ruchacze. 

47 minut temu, Imiennik napisał:

kwestią Twojego przeinwestowania, kobieta nie musi się aż tak starać, nudzi się i odchodzi a ty odczuwasz wówczas stratę, chyba nawet można to matematycznie udowodnić

Ostatni związek był w miarę po równo, starała się, inicjowała akcje, płaciła za siebie, za mnie. Po prostu miała wiele spraw (zresztą tak jak ja) nieprzepracowanych, co odbiło się wieloma zmianami w jej życiu, a ja dostałem rykoszetem. 

 

Myślę już przyszłościowo, bogatszy o wiedzę. Na pewno teraz jakby laska mnie rzuciła, byłoby mi łatwiej (będąc świadomym), ale na pewno czułbym te stratę. Mam wrażenie, że się nie da po 6 miesiacach związku być obojętnym. No chyba że w ogóle się ktoś nie angażował i wyjebane. Jeśli angażowała by się tylko laska w moim zawiązku, to też byłoby słabe. 

16 minut temu, Normik'78 napisał:

średnio wierzę w te wszystkie zapewnienia twardzieli mówiących/ piszących o tym że oni zdradę/ opuszczenie przez partnerkę z dłuższego związku wzięli na klatę z uśmiechem i mężnym sercem.

Mam podobne odczucia. 

 

19 minut temu, icman napisał:

Odczuwasz wszystko co przynosi chwila ale nie przywiązujesz się do tego.

To zmiana mindsetu, myślę że to praca na conajmniej rok, albo i więcej. I ciężko nie przywiązywać się jak występuje oksytocyna czy wazopresyna, to od nas niezależne. 

 

34 minuty temu, Pietryło napisał:

Po prostu hormony już nie działają

Nawet podczas seksu? 

 

35 minut temu, Pietryło napisał:

Nie mam wpływu na to czy tą osobę zatrzymam przy sobie, znaczy się jak jej się coś odwidzi to co ja na to poradzę, albo chce mnie takim jakim jestem i tyle, wyżej tyłka nie podskoczę.

To też już sobie uświadomiłem. Ale rozum jedno, a emocje drugie (pracuje już nad tym, ale też kurewsko ciężki temat, jeśli nigdy się tego nie ruszało).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Postawić siebie w związku na 1 miejscu (jak i w życiu). Kobiety umieją wykonać te rzecz perfekcyjnie. Z natury kobietki dbają o swój własny interes, co zrobić by mieć wygodne i ustawione życie jak najmniejszym kosztem, tzw. podejście praktyczne jak odnieść najwyższe zyski a nie straty swoim zachowaniem.

Ogólnie o tym się bardzo mało kiedy mówi gdyż przekaz leci, że kobiety są przykładowo:

- niezdarne

- nieporadne

- zagubione

Rzeczywistość jest taka, że umiejętność postawienia siebie na 1 miejscu kobietki mają opanowaną na poziomie olimpijskim ze względu na swoje oprogramowanie.

Edytowane przez nowy00
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sekretem jest SMV. Jeżeli SMV Twojej kobiety jest zbyt duże w stosunku do Twojego, będziesz "zakochany" i będzie Ci zależeć, co prowadzi do rozpadu związku w długim terminie. 

 

Jeżeli Twoje SMV jest odpowiednio wyższe (kwestia subiektywna, określana przez kobietę) od kobiety, ona będzie odpowiednio "zakochana", z Ty nie będziesz miał problemów z prowadzeniem związku z powodu skaczących hormonów

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

41 minut temu, slusa napisał:

Sekretem jest SMV. Jeżeli SMV Twojej kobiety jest zbyt duże w stosunku do Twojego, będziesz "zakochany" i będzie Ci zależeć, co prowadzi do rozpadu związku w długim terminie. 

Dobraliśmy się na podobnym poziomie, myślę że urodą ja ciut na plus, ona z kolei charakterem. Ale oboje mamy powodzenie, jesteśmy lubiani itp. Raczej moi kumple mi zazdrościli, ale też spotykałem się z jej środowiska dobrą opinią.

 

Myślę, że tę stratę postrzegam w innym kontekście, dorosłem do tego by mieć dziecko, teraz w wieku +37 wchodząc w nowy związek potrzebuje minimum 2 lata żeby ogarnąć kobietę z każdej strony. I tak teoretycznie dałbym sobie więcej czasu, żeby ten haj minął. 

 

Myślę, że muszę się po prostu z tym pogodzić i wziąć na klatę sytuację. Nie jest to łatwe teraz, bo sam fakt że cały mój mindset był pojebany - odbiło mi się czkawką i przeżyłem to dosyć konkretnie. I wcale się nie dziwię, bo całe życie byłem okłamywany, żałuję tylko że nie miało to miejsce (świadomość i zmiana) 7 lat temu, to byłby idealny czas, żeby jeszcze jako tako poukładać.

 

Aktualnie mam combo na wielu frontach, jestem świadomy wielu rzeczy i boli to kurewsko. Ale lepiej późno niż wcale, ci nieświadomi prędzej czy później mogą zderzyć się z tym rozpędzonym pociągiem, jak czytam już z setną historię że świeżakowni to doceniam swoją sytuację. 

 

Nie poddaję się, ale właściwie całe życie pod praktycznie każdym względem musiałem od nowa przeanalizować i przewartościować. 

 

44 minuty temu, nowy00 napisał:

Postawić siebie w związku na 1 miejscu (jak i w życiu).

Właśnie nad tym pracuję, myślę że jestem na etapie że siebie zaakceptowałem dopiero takim jakim jestem, teraz zaczynam siebie lubić, a docelowo chcę pokochać. Paradoksalnie kogoś obcego jest łatwiej pokochać, niż siebie. 

Edytowane przez Spokojnie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

38 minut temu, Spokojnie napisał:

Nawet podczas seksu? 

Nic mądrego czy konstruktywnego w tej materii nie napiszę. Ten aspekt życia mam niestety trochę zjebany, miałem trochę pecha w tym wszystkim, dużo czynników było które doprowadziło do tego stanu i dużo mojej winy i zaniedbań (mam tu na myśli nie tylko to co dzieje się w moim związku). Oczywiście na początku związku był ogień, obawiam się jednak, że doszło do habituacji. Nie mniej rozmawiałem o tym z partnerką, wiemy że trzeba ten aspekt poprawić, widzę gdzie są braki, tak że będę działać, zobaczę co z tego mi wyjdzie. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Pietryło napisał:

Nie mniej rozmawiałem o tym z partnerką, wiemy że trzeba ten aspekt poprawić, widzę gdzie są braki, tak że będę działać, zobaczę co z tego mi wyjdzie

Myślę, że jak już macie tego świadomość i rozmawiacie o tym, to serio połowa sukcesu. Wierzę, że uda wam się jeszcze nacieszyć sobą, może w innym wydaniu. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

46 minut temu, Spokojnie napisał:

Właśnie nad tym pracuję, myślę że jestem na etapie że siebie zaakceptowałem dopiero takim jakim jestem, teraz zaczynam siebie lubić, a docelowo chcę pokochać. Paradoksalnie kogoś obcego jest łatwiej pokochać, niż siebie. 

Ze zrozumieniem posłuchać kanały na YouTube:

1 DeMasta

2 Musisz wiedzieć

3 Audycje Marka

Po czym wszystko przełożyć na praktykę.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Spokojnie napisał:

Przerobione w zdecydowanej większości + notatki. DeMasta nie znałem także dziękuję, na kolejne dni będzie co słuchać. 

Już DeMasta nic nie dodaję, a te filmiki co dodał naprawdę mają konkretny przekaz.

Jeszcze kanał na YouTube dość ciekawy:

Alex Barszczewski

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, balin napisał:

Inwestujesz i patrzysz ile panna inwestuje

Tak było w tym związku, mieszkaliśmy na odległość i też odwiedzaliśmy się na zmianę, czasami ona częściej, bo tak było łatwiej, czasami ja. Wakacje na pół, zakupy na pół. Na zmianę stawianie wypadów, na moje urodziny czy święta starała się i robiła rzeczy które wymagały kilku godzin czasu poświęcenia, ale to była odpowiedź na moje kreatywne pomysły.

56 minut temu, balin napisał:

nie wiadomo czy nie puknie ją jakiś rekin zakładowy, albo mięśniak na siłowni.

Tu chyba nigdy nie masz pewności, co byś nie zrobił i jak idealny był. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.