Skocz do zawartości

"Milenialsi - zrażeni do stałej pracy"


Obliteraror

Rekomendowane odpowiedzi

https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,158669,27971949,milionerzy-czasu.html

 

To wyjątkowo zabawny i kuriozalny tekst. Na tyle kuriozalny, że wyjątkowo zdecydowałem się go przytoczyć w całości ;)

Nie ominę sobie przyjemności paru komentarzy (w tekście, na niebiesko)/

 

Milenialsi - zrażeni do stałej pracy, ale spełnieni życiowo

 

Wolą się wyspać się, obejrzeć serial, spotkać ze znajomymi. Sensem ich życia jest czas wolny (O, to tak tak ja. Ale ja na swoje mniejsze bądź większe opierdalanie się najpierw zarobiłem xD)

 

Praca jest tylko po to, żebym mógł zapłacić rachunki. Poza tym nie ma dla mnie żadnej wartości – mówi 32-letni Marcin, który ukończył dwa prestiżowe kierunki studiów na UJ i przepracował kilka lat w agencji reklamowej jako copywriter, jednak praca ta go „wydrążyła, formatując jego życie do ośmiu godzin w biurze". (zmarnowane pieniądze podatników)

 

Dlatego ją rzucił, wrócił do dzielenia mieszkania ze znajomymi i głosi śmierć idei pracy (xDD). – W zasadzie co się z niej ma? Kredyt na 30 lat, po którego spłaceniu umrzesz na zawał, stary i zaharowany, może jakieś greckie wakacje raz do roku, poza tym kompletny brak przyjemności w życiu. To ja wolę żyć inaczej. Wyspać się, obejrzeć serial, spotkać się ze znajomymi. Ważne, co robię z moim własnym czasem. On jest wartością. To moje życie.

Aby zarobić, Marcin ima się różnych prac, najczęściej oferowanych mu przez znajomych. Obsługa muzycznego eventu, jakiś tekst na zlecenie, czasem nawet pomoc za barem. Twierdzi, że to dla niego nie problem. Większym byłoby wstawanie rano i poddawanie się kieratowi, co nazywa ograbianiem go z czasu i marnowaniem życia.

INWESTYCJA W CZAS WOLNY

Admiratorką i wyznawczynią czasu wolnego jest też 25-letnia Alina. Deklaruje, że nie pójdzie nigdy do stałej pracy, bo ta jej się wydaje więzieniem. (najwyższy czas na znalezienie simpo-frajera płci męskiej, który będzie księżną utrzymywał)

Korporacja to dla niej synonim słowa „piekło". Po obronie pracy magisterskiej z psychologii zatrudniła się w hostelu jako recepcjonistka (kolejne zmarnowane pieniądze podatników). Jednak nawet ta wykonywana tylko sporadycznie praca za bardzo ją ograniczała (Biedactwo...jak śmią kobietę ograniczać?!). Dlatego czasem zamykała drzwi wejściowe na klucz i nie bacząc na to, że mogą przyjechać nowe grupy turystów, którymi powinna się zająć, szła na miasto, żeby się bawić (xDD ?!? xDD). – No nie mam może bardzo poważnego stosunku do pracy (mam stosunek seksualny do pracy. Pierdolę ją) – śmieje się. – Ale nasi rodzice ciężko pracowali i co z tego będą mieć? Głodowe emerytury. Jest tyle ważniejszych spraw od pracy: podróże, przyjemności, imprezy… (za pieniądze ww. simpo - frajera płci męskiej)

Żeby na nie zarobić, Alina pracowała już w call center, wyprowadzała psy, a zdarzyło jej się nawet sprzedać komuś w necie swoje rajstopy (xD zuch dziewczyna!). Wszystko, co zarobi, jak mówi, „inwestuje" w czas wolny.

– Nie dam się wkręcić w żadne nowoczesne niewolnictwo. To, co ma znaczenie, to mój czas.

FILOZOFIA SPEŁNIENIA OSOBISTEGO

Postawa Marcina i Aliny pokazuje szerszą tendencję.

Czas wolny staje się dla nas nowym Świętym Graalem. Można zauważyć pewną globalną tendencję do tego, by wieść życie mniej nastawione na pracę, a bardziej na czas wolny, którym się dysponuje według własnego uznania. Zajęcia zawodowe coraz częściej bywają postrzegane jako puste, ważniejsze stają się te, które – w myśl współczesnej filozofii spełnienia osobistego – prawdziwie nas satysfakcjonują.

Wzrasta liczba tych, którym nie chodzi już o to, by się zaharowywać, kupić mieszkanie od dewelopera, dobre auto i wypełnić konto oszczędnościowe w banku, ale o to, by żyć po swojemu. Mieć czas na rzeczy, które naprawdę lubi się robić: jogę w parku, ogarnięcie mediów społecznościowych, kino. Ciężka praca staje się niepotrzebnym znojem. Chodzi o to, aby żyć wygodnie i spokojnie. (jak te ptaszki niebieskie z Mateusza. Nie sieją, nie orzą, Pan Bóg je karmi)

Niektórzy zresztą twierdzą, że ta tendencja jest wyrazem dużej progresywności, bo przywilej wolnego czasu nie powinien być zarezerwowany dla bogatych. To ważne, mówią, mieć nad nim kontrolę. I coraz częściej to on, a nie pieniądze i rzeczy, staje się naszą aspiracją.

Potwierdzają to badania socjologiczne. W ramach programu badawczego Europejskie Systemy Wartości wzięto nas pod lupę czterokrotnie między rokiem 1990 a 2017. Okazało się, że w ciągu tych paru dekad w naszej mentalności zaszły poważne zmiany.

Religia i praca straciły dla Polaków na znaczeniu, za to wzrosła waga czasu wolnego (mówił o tym m.in Karoń. N-razy). W 2017 roku jako istotną wartość wskazało go aż 41 proc. badanych (w 1990 roku tylko 28 proc.). W tym czasie przybyło również tych, którzy cenią znajomych i przyjaciół (odsetek ten wzrósł z 23 do 42 proc.).

 

JEDNOSTKA CENTRUM WSZECHŚWIATA

 

Jak zaznaczają socjologowie, taka postawa idzie w parze z niewątpliwym wzrostem naszej zamożności. Choć dalej jesteśmy społeczeństwem na dorobku i podobnie jak bohaterowie słynnej, pochodzącej z 1965 roku książki Georges’a Pereca „Rzeczy" chcemy zdobyć wysoką pozycję społeczną, prestiż i wieść wystawne życie wśród ładnych – właśnie – rzeczy, to mamy więcej niż kiedyś i nasza optyka się zmienia.

 

W latach 2005-15 przeciętny dochód na osobę w gospodarstwie domowym wzrósł aż o 47 proc. A bankowe depozyty rodzin w tym samym czasie zwiększyły się ponadtrzykrotnie. To wpływa na to, jak żyjemy.

 

– Polacy zbliżają się w swojej postawie do społeczeństw zachodnich – komentuje prof. socjologii Uniwersytetu Warszawskiego Mirosława Marody. – Tam praca przestaje być podstawowym obszarem życia. W społeczeństwach, które mają wyższy poziom życia, praca zaczyna się przesuwać na dalszy plan, a wzrasta znaczenie zajęć, które wybiera się samemu, własnych zamiłowań, przyjemności. To pochodna tego, że we współczesnej kulturze zostało wyeksponowane miejsce jednostki, która staje się centrum wszechświata. To, co ją, jak mówi Woody Allen, kręci, zaczyna się przesuwać na pierwsze miejsce.

 

ZMIANA POKOLENIOWA

 

A na to trzeba mieć czas. Dlatego pochłaniający go „wyścig szczurów" wychodzi już z mody, nawet nazwa brzmi jakoś śmiesznie i na pewno nie wygrałaby w rankingu najpopularniejszych określeń współczesności.

Samorealizacja ważna jest szczególnie dla młodego pokolenia. Starsi zostali wychowani jeszcze w surowym etosie pracy, dorabiania się, gromadzenia rzeczy. Socjologowie wskazują na to, że dla pokolenia X, czyli osób urodzonych między rokiem 1961 a 1985, praca była najwyższą wartością (na szczęście. Pozdrawiam. Członek pokolenia X, rocznik 1980). To im lata 90. przyniosły możliwość szybkiego awansu, uzyskania prestiżu (na te transformacyjne frukty jako gołowąs się nie załapałem). A że to wszystko okazało się ulotne, to już inny temat.

 

Kolejne pokolenie, czyli milenialsi, miało już nieco inne nastawienie do pracy. Wykonują ją coraz częściej po to, by czerpać przyjemność z zarobionych pieniędzy – móc realizować pasje, podróżować itp. Porzucenie pracy w jeden dzień nie jest dla nich problemem.

 

Ale to wszystko jeszcze nic, gdy porównać milenialsów z najmłodszym pokoleniem, czyli ludźmi urodzonymi po 1997 roku, nazwanym pokoleniem Ja. Prezentują oni bowiem podejście ultraindywidualistyczne.

Praca – może, ale na ich zasadach. Najchętniej zdalna, wykonywana w wyznaczonych przez nich godzinach, z „biura", którym może być stolik w kawiarni na egzotycznej wyspie.

 

ZRAŻENI DO PRACY (a do ajfona i TikToka nie są zrażeni)?

 

Nie chcą być, jak ich poprzednicy, liderami, stawiają raczej na niezależność, uznanie kolegów, pozostawanie w zgodzie ze sobą.

 

W badaniu Deloitte „Pierwsze kroki na rynku pracy 2021" przeprowadzonym wśród europejskich studentów i absolwentów najliczniejszą (34 proc.) grupą wśród polskich ankietowanych okazali się tzw. all-rounders, czyli ci, dla których życie osobiste ma duże znaczenie, nie zamierzają rezygnować ze swoich zainteresowań na rzecz służbowych obowiązków. Całkiem sporo, bo 19 proc. polskich studentów, to tzw. bystanders, osoby wykazujące nader sceptyczne podejście do kariery – gdyby mogły poradzić sobie bez pieniędzy, to w ogóle by nie pracowały (o, jest pomysł na startup im. Karola Marksa). Nie chcą, żeby taka błahostka jak praca przeszkadzała im w realizacji marzeń czy w spotkaniach ze znajomymi.

 

Stawiają więc na czas wolny traktowany jako największa wartość – to, co się z nim zrobi, świadczy o jakości ich życia.

 

Jak Marcin, Alina czy Beata, która, co ciekawe, należy do pokolenia milenialsów, a więc tego teoretycznie przywiązanego do pracy, jednak po przygodzie z biznesem, który nie wypalił, doprowadzając za to, jak mówi, do innego wypalenia – jej zawodowego – postanowiła, że nigdy więcej nie będzie aspirować do niczego innego niż ona sama.

 

Zamieniła większe mieszkanie na kawalerkę, sprzedała samochód i trzy razy w tygodniu staje za ladą w piekarni rzemieślniczej swojej koleżanki (brawo dla koleżanki która wie, że dobrobyt nie bierze się z powietrza), dorabiając sobie do tego różnymi dorywczymi zleceniami. – Wreszcie żyję, jak chcę. Mam czas na to, żeby iść na piknik z przyjaciółmi, udzielać się przy organizacji imprez, które mnie interesują, chodzić na kurs garncarstwa (i do muzeum lotnictwa). Często brak mi pieniędzy, ale w ogóle mi to nie przeszkadza. Czuję się dużo szczęśliwsza niż wtedy, kiedy pracowałam od rana do nocy i musiałam się podporządkować regułom. Jestem panią swojego czasu. Robię, co chcę – mówi.

 

Dr Karol Jachymek, kulturoznawca z SWPS, to przesunięcie akcentów z pracy na czas wolny i jego jakość tłumaczy nie tylko chęcią folgowania sobie, ale też bezwzględnymi prawami rynku pracy. – Jest bardzo niestabilny. Znalezienie pracy, która byłaby pewna i gwarantowałaby rozwój, to trudne zadanie. Wszystko poddane jest prawom kapitalizmu. Pracodawca może cię zwolnić z dnia na dzień niemal bez przyczyny (nie pracownika na UoP, komuś Krytyka Polityczna weszła za mocno} To wszystko sprawia, że wartość pracy spada. I ludzie, a szczególnie przedstawiciele młodego pokolenia, myślą, że sensowniej skupić się na czymś innym, znaleźć balans między życiem towarzyskim a zawodowym. Cenić swój czas, a nie zaprzedawać duszę korporacji, dla której jesteś nikim.

 

WOLNI I SZCZĘŚLIWI (nie będziesz miał niczego i... wiadomo co dalej)

 

Prof. Mirosława Marody dodaje, że młodzi wprawdzie pracują, ale praca nie stanowi już osi ich życia. – Nie przeszkadzałoby im nawet, gdyby dostawali zasiłek (który oczywiście bierze się z powietrza, zgodnie z zasadą deux ex machina). Dla ich rodziców było to upokorzeniem, dowodem na to, że nie dają sobie rady. A młodzi myślą: to ze strony państwa normalne świadczenie, które mi przysługuje.

 

Bliżej filozofii „robię, co chcę" jesteśmy też w wyniku pandemii. – Lockdown spowodował, że zmuszeni byliśmy przebywać w domu, i oswoił nas z tą rzeczywistością – mówi dr Karol Jachymek.

 

– Pandemia zatarła wyraźną granicę między czasem wolnym a pracą. Upowszechniła praktyki dotyczące spotkań online, zniosła barierę między zajmowaniem się dziećmi a działaniami zawodowymi. Pokazała, że nie musimy się zaharowywać, możemy wykonać pracę w swoim tempie, świat się nie zawali. Przenicowała nasze myślenie o tym, co ważne i nieważne. (Bzdura. Praca zdalna to nadal praca. Dla ludzi dorosłych i odpowiedzialnych, nad którymi nie trzeba stać jak karbowy z batem, bo wiedzą, co mają zrobić. Nie trzeba im patrzeć przez ramię, by dowozili efekt. A kiedy w ciągu dnia i o której to zrobią, nieistotne.)

 

Dodaje, że wykształciła nawet nowy rodzaj konsumenta – tzw. hipsteadera, który zaszywa się w domu, na własny użytek piecze chleb czy hoduje warzywa. Bliska jest mu filozofia eko i zero waste. Zdecydowanie ceni swój czas. Tylko – dr Jachymek wraca do clou – ci wyznawcy kultu wolnego czasu muszą mieć możliwości ku temu, by w nim uczestniczyć. A więc najczęściej to ludzie bezdzietni i właśnie lepiej sytuowani (ewentualnie mający ultraminimalistyczne podejście do życia). – Bo jednak siedzenie w domu w szarym dresie, pieczenie chleba i parzenie herbaty fair trade, czyli świadome przeżywanie codzienności, pielęgnowanie czasu wolnego, charakteryzuje tych bardziej uprzywilejowanych, którzy po prostu mogą sobie na coś takiego pozwolić. (niesamowite. I odkrywcze tak, że dech zapiera Chcesz mieć oczekiwany subiektywnie standard życia - zarób na niego.)

 

Cóż. Refleksje bohaterów artykułu są na poziomie sześciolatki która myśli, że pieniądze biorą się z bankomatu. Ze ściany, znaczy się.

Edytowane przez Obliteraror
  • Like 16
  • Dzięki 4
  • Haha 7
  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podsumowując - wyrosło pokolenie leniwych nieudaczników.
Trochę hooyovo, że te niedorajdy mają potem zapewnić mi emeryturę... coś cienko to widzę...


A co do zaharowywania się w korpo, to trochę kisnę, bo tak to wygląda u mnie:

- dwa dni w tygodniu jestem na home office; cały dzień mam ustawiony status: 'niedostępny/w trakcie prezentacji', telefonów nie odbieram, ze 3 razy w ciągu dnia odpowiem na jakiegoś e-maila, żeby było wrażenie, że pracuję; w rzeczywistości zajmuję się swoimi sprawami

- jak już jestem w biurze, to przynajmniej 2h poświęcam na drugie śniadanie i lunch; standardem jest wychodzenie w trakcie roboty do sklepu, lekarza, urzędu itp.; dużo czasu spędzam na platformie edukacyjnej (za darmochę całe Udemy, LinkedIn, Microsoft i parę innych), gdzie uczę się tego, co mnie interesuje (zwykle nie ma to żadnego związku z pracą, ale to bez znaczenia - dla HR-ów liczy się to, że korzystam z ich platformy, więc oni wypinają cyce do medali)

- wszystkie powtarzalne czynności mam zautomatyzowane, więc moja praca ogranicza się do sprawdzenia, czy automat odpalił i nie wyjebał się w trakcie pracy (przez co mam fchuj wolnego czasu)

- czasem muszę zrobić coś nowego, co zwykle od razu programuję jako proces automatyczny i patrz punkt wyżej (ale przyznaję, postawienie nowego procesu w automacie niekiedy zajmuje kilkanaście roboczogodzin)

- chodzę na niemal każde szkolenie, jakie się trafi (bo mam fchuj wolnego czasu), gdzie zwykle jest fajny catering i poznaję fajne dupy z innych działów, a  za nieustanny rozwój kompetencji mam +10% do premii

 

Dla mnie, jako urodzonego w latach 70-tych, jawiło się to do niedawna jako niezły układ, ale teraz zaczynam zdawać sobie sprawę, że jestem trybikiem wkręconym w wyścig szczurów, w którym 3 dni w tygodniu pracuję po jakieś 2h, a 2 dni po 15 minut. Przejebane.

 

 

 

  • Like 17
  • Dzięki 3
  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Obliteraror napisał:

spełnieni życiowo

Mnie to zdanie najbardziej ciekawi. Jeśli byłaby to prawda, czyli zmieniliby swój mindset - to tylko pozazdrościć. Niestety ja nie znam osobiście nikogo oświeconego, ani nawet nie podejrzewam kogoś kto się wyprowadził z PL i miałby skłonności ku temu. 

 

11 godzin temu, Obliteraror napisał:

Wolą się wyspać się, obejrzeć serial, spotkać ze znajomymi. Sensem ich życia jest czas wolny

Chociaż jeśli ktoś ma ambicje i jego sens życia opiera na obejrzeniu serialu. Why not? Jeśli tak ludzie spełniają się życiowo to jestem w stanie to zaakceptować. Ciekawi mnie tylko, czy gdyby zadać im kilka pytań, czy czegoś nie brakuje im w życiu, czy nie chcieliby zwiedzić świata, kupić sobie działki nad jeziorem itp. co by powiedzieli?

 

Ja jestem zdania, że praca jest ważna, ale też nie najważniejsza. Jak patrzę na pokolenia płatków śniegu czy jak oni się tam nazywają, to w środku śmieję się kiedy zderzają się że ścianą z niektórymi oczekiwaniami. Komedia. Ale rynek pracy jest tak rozregulowany, że części udaje się ugrać swoje abstrakcyjne oczekiwania.

 

I nie możemy tutaj mylić pewności siebie (osoba która ma fach w ręku, wiedzę, umiejętności i doświadczenie). Bo taka może śrubować swoje oczekiwania. Mówię o leniach, którym tylko się wydaje, że coś potrafią. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obliteraror

 

Dla mnie świetny news.

 

Czym więcej ludzi, którym nie chce się pracować tym większa szansa dla operatywnych z twardymi pięściami i otwartą głową.

Mniejsza konkurencja.

 

Jestem również pod wrażeniem kogo "wyhodował" system - liczba ludzi potrzebnych do pracy, przez automatyzację, będzie się kurczyć więc dadzą im gwarantowany podstawowy, tanie mieszkania na wynajem i problem z głowy. Dodatkowo Metaverse i życie w cyber świecie zamiast reala ale z wydawaniem realnych pieniędzy i jesteśmy w domu.

Kapitalizm obejdzie tym sposobem swoje problemy - ludowi rzuci się ochłapy i ciepłą wodę w kranie, a grubas będzie miał już nie 50% majątku, a 90% bo oni z własnej woli mu wszystko oddadzą w zamian za co on sobie weźmie kontrolę nad ich majątkiem i nad tym co myślą.

Nareszcie z ludzi zdejmie się najgorszy koszmar ich życia - dramat podejmowania decyzji, za które sami są odpowiedzialni :D 

Nie widzisz, że już teraz więszość 20-30 latków ma ten sam zestaw poglądów - julkizm, socjalizm, "postępowość"?

I ktoś mówi, że kapitalizm ma się źle?

Nie - ma się świetnie tylko zamieni się w socjal-kapitalizm, rządzony przez oligarchię, która będzie sobie sterować konsumentem, rynkiem i wojnami.

 

Jeszcze tylko CBDC, wywalenie gotówki z obiegu i masz wspaniałego i posłusznego obywatela :D 

 

 

Money isn’t paper and coins any more.

It’s increasingly digital – and a growing number of central banks are considering issuing their own digital currencies.

Australia is the latest country to trial a central bank digital currency (CBDC).

(...)

Central bank money is “a risk-free form of money that is guaranteed by the state,” according to the European Central Bank (ECB), which expects to introduce a digital euro across its 27 member states by mid-decade.

The Bank of England explains that CBDCs – because they’re pegged to a country’s national currency – don’t have the volatility of privately issued digital currencies like Bitcoin, Ether (Ethereum) and XRP.

America’s central bank, the Federal Reserve, says that if it introduced a CBDC, it would be “the safest digital asset available to the general public, with no associated credit or liquidity risk”.

 

(...)

 

Would society benefit from CBDCs?


The digital euro would be a “fast, easy and secure” way for people to make daily payments, the ECB says. It would give people more “choice about how to pay” and also increase financial inclusion.

About 1.7 billion adults globally don’t have access to a bank account, according to World Bank data. This is a barrier to reducing poverty. By making money easier and safer to access, central bank digital currencies could potentially improve financial inclusion, says the Atlantic Council, an American think tank.

The resilience of financial systems could also be boosted. If a natural disaster or the failure of a payments company made cash unavailable, a CBDC could provide a back-up, the International Monetary Fund says.

 

Reducing financial crime is another motivator. Cash is essentially untraceable and this helps to facilitate crime. Central bank digital currencies, on the other hand, can improve the transparency of money flows, says the Atlantic Council.

 

https://www.weforum.org/agenda/2022/08/what-are-central-bank-digital-currencies/

 

Dodatkowo - weź sobie teraz Azjatę, nie tylko Chińczyka, któremu się chce pracować - za 20-30 lat oni do Europy będą przyjeżdżać jak do skansenu.

 

Ja lubię te arty wypuszczane przez portale zajmujące się ogłoszeniami o pracę, że "kult zapierdolu" się skończył i że teraz młodym "się należy" - czyli - trochę poudaję , że pracuję, a właściwie się opierdalam, a potem Netflix, Tinderek, Chill i winko. I te komentarze Snowflake'ów wyzywające innych od dziadersów albo "Ok boomer". Pani premier Finlandii - nowy bohater młodzieży - wychowana przez dwie mamusie, postępowa, fajna laska, a WY dziadersi - wypierdalać :D  Będzie tylko niezła "beka" jak ta sama Pani premier, w razie wojny, szybciutko odleci do innego kraju, a miejscowe Snowfleaki zobaczą żołnierzy albo grzybek atomowy :D 

 

I teraz - nad sytuacją nie ma co biadolić tylko ją wykorzystać - nie chce się innym pracować - świetnie, więc zwiększ swoją przewagę nad nimi i tłucz na ich głupocie hajs :) 

 

Ja w ogóle myślę, że idzie szansa pokoleniowa przed nami - czym większy kryzys będzie i czym bardziej leniwi będą ludzie tym lepiej dla tych, którzy coś chcą w życiu robić i wygodnie się w życiu urządzić.

 

Dlatego - tylko kibicować lenistwu innych, a samemu się uczyć, być operatywnym i wykorzystywać okazje jakie niesie życie :) 

 

Bajka!

 

 

Edytowane przez niemlodyjoda
  • Like 16
  • Dzięki 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 hours ago, Adams said:

A co do zaharowywania się w korpo, to trochę kisnę, bo tak to wygląda u mnie:

- dwa dni w tygodniu jestem na home office; cały dzień mam ustawiony status: 'niedostępny/w trakcie prezentacji', telefonów nie odbieram, ze 3 razy w ciągu dnia odpowiem na jakiegoś e-maila, żeby było wrażenie, że pracuję; w rzeczywistości zajmuję się swoimi sprawami

- jak już jestem w biurze, to przynajmniej 2h poświęcam na drugie śniadanie i lunch; standardem jest wychodzenie w trakcie roboty do sklepu, lekarza, urzędu itp.; dużo czasu spędzam na platformie edukacyjnej (za darmochę całe Udemy, LinkedIn, Microsoft i parę innych), gdzie uczę się tego, co mnie interesuje (zwykle nie ma to żadnego związku z pracą, ale to bez znaczenia - dla HR-ów liczy się to, że korzystam z ich platformy, więc oni wypinają cyce do medali)

- wszystkie powtarzalne czynności mam zautomatyzowane, więc moja praca ogranicza się do sprawdzenia, czy automat odpalił i nie wyjebał się w trakcie pracy (przez co mam fchuj wolnego czasu)

- czasem muszę zrobić coś nowego, co zwykle od razu programuję jako proces automatyczny i patrz punkt wyżej (ale przyznaję, postawienie nowego procesu w automacie niekiedy zajmuje kilkanaście roboczogodzin)

- chodzę na niemal każde szkolenie, jakie się trafi (bo mam fchuj wolnego czasu), gdzie zwykle jest fajny catering i poznaję fajne dupy z innych działów, a  za nieustanny rozwój kompetencji mam +10% do premii

 

Właśnie dlatego korpo dla mnie to było piekło. Ja w pracy jestem po to żeby pracować. Dla mnie takie zachowanie to nieuczciwość. Nie potrafiłbym mieć podejścia takie jak prezentowane powyżej. Kiedyś tak pracowałem przez 7 miesięcy. Każdy dzień wyglądał tak samo. Byłem bardziej wyprany psychicznie niż jak zapierdalałem tak że nawet nie miałem kiedy wyjśc do łazienki. Obydwa podejścia to patologia. Dlatego właśnie nie chcę pracować w korpo. Ja chce żeby moja praca miała sens a nie cały dzień udawac debila a potem otwarcie kłąmać ile to nie zrobiłem (bo tak to - nie oszukujmy się wyglada). Gardziłem takim podejściem do pracy więc odszedłem z korpo. 

 

Co do samego artykułu to się zgadzam. Moim zdaniem coś jest mocno nie tak skoro człowiek nie może spokojnie pracować. Skądś się wzięło to quiet quitting. Głównie stąd że możliwości awansu sa smieszne jeśli ktoś nie włazi w dupę szefowi lub się nie podporządkuje całkowicie co jest moim zdaniem sprzedawaniem duszy po kawałku. Cóż. Ja się nie podporządkuję. Koniec kropka. Jeśli ktoś jest wporządku moge współpracować i się układa. Wszelkiej maści management w tym kraju to jakieś pojeby tak swoją drogą. Najchętniej by stali nad pracownikiem z batogiem, kontrolowali wszystko co robi a w takich korporacjach najczęściej nawet nie wiedzą co robią ich pracownicy. To jest KURWA ŻART. 

@Obliteraror Wyżej masz przykłąd z jakiej "pracy" bierze się dobrobyt. 

  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A po co komu stała gównopraca, zakładając, że może przeżyć spokojnie z jakiejś dorywczej?

My, milenialsy, raczej ślubów brać nie będziemy, dzieci też nie będzie. Co za tym idzie życie będzie kosztować ułamek (szczególnie jeśli ktoś jest minimalistą) tego co ze ślubem i dziećmi.

 

Halynka i bobo w domu dla masy chłopów były motywatorami, żeby się starać i tyrać... skoro tego nie ma

 

 

Po co miałbym tyrać 160h/msc skoro z 40h/msc mogę sobie spokojnie żyć i jeszcze odkładać? 😆

  • Like 2
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko zależy od podejścia. Jeśli ktoś chce tylko zapłacić rachunki i czynsz a na resztę ma wywalone to proszę bardzo. Jeśli ktoś chce zapierdalać po 12 godzin..tym bardziej proszę bardzo. Ale sam po sobie widzę, że z wiekiem zmieniają się priorytety. Ja tez teraz wolę zrobić te 40 godzin w tygodniu a resztę czasu poświęcić dla siebie/ pasji/ mojej córki a nadgodziny biorę tylko jak naprawdę muszę.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Adams napisał:

- chodzę na niemal każde szkolenie, jakie się trafi (bo mam fchuj wolnego czasu), gdzie zwykle jest fajny catering i poznaję fajne dupy z innych działów, a  za nieustanny rozwój kompetencji mam +10% do premii

 

Dla mnie, jako urodzonego w latach 70-tych, jawiło się to do niedawna jako niezły układ, ale teraz zaczynam zdawać sobie sprawę, że jestem trybikiem wkręconym w wyścig szczurów, w którym 3 dni w tygodniu pracuję po jakieś 2h, a 2 dni po 15 minut. Przejebane.

Rozumiem to, bo mam podobnie tyle, że bez szkoleń i możliwości poznawania panien. Pracuję w zasadzie dla firmy z drugiego końca Polski i wieczny home office. Zauważ, że wspomniane osoby z artykuły wykonują tzwm gówno pracę, a raczej nie posiadają żadnego konkretnego zawodu. W tym wszystkich zajęciach dorywczych zapewne pracują na umowie zlecenie i mają słabe warunki pracy, a co najważniejsze wynagrodzenie. Potem wjeżdża racjonalizacja ujowo dokonanych wyborów z przeszłości (jak np. gówno kierunek studiów nie pozwalający zdobyć dobrego zawodu), że przecież praca i tak nie jest najważniejsza. Tak sobie potem żyją od pierwszego do pierwszego radykalizując się w pasożytniczych socjalno-komunistycznych poglądach. Młode kobiety przodują w tym zjawisku, a jak wiadomo one niezależnie od sytuacji spadną na cztery łapy (czyt. znajdzie się cuckold sponsor jak nie ojciec czy partner to państwo/ podatnik).

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To świetny news! Niech sobie płatki śniegu, czy jak oni tam się nazywają, racjonalizują i tworzą w umysłach nową rzeczywistość, a tymczasem ja, od ponad 16 lat, robię swoje, czyli: rozwijam sie, spędzam w pracy czas na pracy, a nie na pogaduszkach i pierdołach. Tylko niech potem nie pierdolą, że w ogłoszeniach stawki wysokie, a nie sposób je realnie dostać. Oczywiście - z takim podejściem: opierdalando i kombinowanie - nie da się.

Edytowane przez SamiecGamma
  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wole zeby nie pracowali wcale, niż przychodzili do pracy z takim nastawieniem. 

Już teraz ma takich kilku i siebie, telefon w uzyciu non stop, w pracy robią sobie memy, kilkanascie razy dzinnie  kawa, chernata ,fajek i faktycznie pracują relanie 4h dziennie. Nie można im zwrócić uwagi inaczej niż delikatna prośba żeby coś dostarczyli, bo od razu idą na L4 od psychiatry (nowa moda, bo oni wypisują "chiry moze chodzić).

 

Yoda ma rację, robić swoje i tyle i  są marniejsi tym nasze notowania wyższe.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tak szczerze pracuję tygodniowo /licząc średnią w roku/ jakieś 15-20 godzin. Oczywiście mógłbym więcej ale tyle mi całkowicie wystarczy. Z tym iż pozostały czas nie przeznaczam w większości na netflixa i spotkania ze znajomymi ale na rzeczy które podnoszą moją jakość życia. Na przykład przez ostatnie lata rok w rok jeździłem do lasu, wyrąbywałem, zwoziłem i magazynowałem drewno na opał, którego mam teraz spore zapasy. Oczywiście jakby przeliczyć czysto ekonomicznie wydajniejszym rozwiązaniem było zarabiać zawodowo i za te pieniądze kupić drewno, ale samo obcowanie z przyrodą i praca fizyczna sprawiały mi tak ogromną radość i tak pozytywnie wpływały na moje życie iż ten nieekonomiczny zysk dalece przewyższał wszelkie ewentualne pieniężne oszczędności. 

Mam tak z co najmniej  kilkoma przedsięwzięciami, ostatnio zajęłam się wędzeniem wędlin i ogólnie zdrowym jedzeniem na własne potrzeby. Chociaż prawdę mówiąc na kiełbasie zacząłem już zarabiać. 

 

  • Like 8
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem mieszamy dwie różne postawy.

 

Pierwsza:

Skończony gówno-kierunek lub posiadane gówno-umiejętności. Trzeba iść do pracy i czar wyidealizowanego życia na poziomie pryska. Trzeba rypać w pracy bez perspektyw na rozwój (przytoczona recepcja w hostelu) albo uczyć się wszystkiego od zera (czyli 5 lat studiów a i tak nic nie umiem więc zaczynam z czystą kartą, nie jestem w stanie dostać dobrej, interesującej pracy). W skrócie złe decyzje (często wynikające z lenistwa, hedonizmu czy tumiwisizmu) połączone z wygórowanymi oczekiwaniami (często będącymi pokłosiem socjalizmu jako dominującej ideologii).

 

Druga:

Podejście "robiłem wszystko dobrze a i tak nic z tego nie mam". Ludzie, którzy zapierdalają non stop, ciągły rozwój, oszczędzanie, inwestowanie, zero lub minimum wakacji, itp. W pewnym momencie budzisz się w rzeczywistości gdzie bardziej opłacało ci się kupić bitcoina niż pracować przez te wszystkie lata, gdzie masz zachomikowane wakacje, których nie możesz wykorzystać #boCovid, gdzie oszczędności zżera inflacja, itd. (nie chce mi się wszystkich możliwości wymieniać) w dodatku perspektywy nie są lepsze tylko raczej gorsze. Nie wspomnę również o tym, że dzisiaj poważany zawód to tiktoker, influencer, manager a nie np. neurochirurg. Sam znam taką osobę, która od 18. roku życia ciągle praca i studia, systematyczne dążenie do tego by wykonywać konkretny zawód. Dzisiaj mi się żali, że po co to wszystko skoro nic z tego nie ma, mógł sobie wziąć kredyty pod korek te X lat temu a tak niby robi to co chciał ale wszystko inne mu uciekło i już zaczyna go to frustrować.

 

Podsumowanie:

Jesteśmy już po tranzycji ekonomii z realnej do finansowej. Nie wiem czy jesteśmy już w szczycie tej drugiej ale ludzie zaczynają widzieć, że bardziej opłaca się spekulować produktami finansowymi, sprzedawać swój wizerunek lub pseudo-usługi niż ciężko pracować aby wykonywać jakiś wysublimowany zawód lub też produkować to co ludzie chcą kupować.

To jest też uwaga do tych wszystkich, którzy uważają, że efektem samorozwoju i awansu społecznego jest zostanie rentierem lub managerem od nic nierobienia. Wszyscy nie mogą być rentierami i managerami bo ktoś musi produkować to bogactwo, leczyć itp. Problem pojawia się gdy bogactwo/sukces odrywa się od wkładu a opiera się na tym kto pierwszy pobiegnie do banku po kredyt na puls.

  • Like 4
  • Dzięki 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Obliteraror napisał:

32-letni Marcin, który ukończył dwa prestiżowe kierunki studiów na UJ

 

Europeistykę i marketing? (nie mogłem się powstrzymać xd)

 

14 godzin temu, Obliteraror napisał:

(zmarnowane pieniądze podatników)

 

Dlatego uważam, że studia wyższe tzw. państwowe powinny być płatne (tym więcej im lepsza uczelnia), a darmowe tylko dla wąskiej grupy uzdolnionych osób (najwyższe wyniki na maturze, laureaci olimpiad itp.).

 

Natomiast studia prywatne i tak są płatne, więc problemu nie ma. 

 

Takie pokolenie korzystające z przywileju gospodarowania czasem :D i tak nie będzie miało kasy, żeby posłać dzieci na studia, więc w ciągu kolejnego pokolenia (max dwóch) już nie było by nierobów po UJ cie, bo nierób nie dostałby się na studia, a rodzice nieroby nie mieliby kasy, żeby go tam wysłać. 

 

No i proletariat wróciłby do poziomu proletariatu, zamiast zasilać szeregi lumpeninteligencji, która tak naprawdę jest antymarksistowska z samego założenia :D :D :D 

 

Zredukowałbym też obowiązek szkolny do 15/16 roku życia, barmanowi czy sprzedawcy nie jest matura potrzebna, żeby nagrywać tik toka też nie, szybciej mogliby realizować korzystanie z przywileju gospodarowania czasem :D 

 

14 godzin temu, Obliteraror napisał:

W zasadzie co się z niej ma? Kredyt na 30 lat, po którego spłaceniu umrzesz na zawał, stary i zaharowany, może jakieś greckie wakacje raz do roku, poza tym kompletny brak przyjemności w życiu.

 

Spoko poczeka sobie jak rodzice/ dziadkowie wykorkują przecież i tak wszystko dla niego zostanie, ewentualnie do podziału z rodzeństwem.

 

To jest jeszcze to pokolenie, które będzie korzystało ze skumulowanego majątku poprzednich pokoleń.

 

W sumie to ma sens, może się długo utrzymywać, bo jak się lemingom wkręci, żeby nie mieć dzieci/ sterylizować się bo ślad węglowy, to wtedy dzietność będzie niska i tego co już jest zbudowane starczy dla wszystkich xd xd xd

 

Ciach i problem niedoboru mieszkań rozwiąże się sam za 30 - 40 lat :D 

 

15 godzin temu, Obliteraror napisał:

Postawa Marcina i Aliny pokazuje szerszą tendencję.

Czas wolny staje się dla nas nowym Świętym Graalem.

 

Już system zadba o to, żeby im ten czas wolny zagospodarować, jak leming ma za dużo czasu to zaczyna kombinować jak się władzy do dupy dobrać. 

 

Wy tu sobie o dochodzie podstawowym i świecie wirtualnym, ale ja raczej inne aktywności przewiduje dla lemingów w tym kraju.

 

Jak tak dalej pójdzie to czas wolny im się przyda, żeby zbierać chrust albo kopać w biedaszybach, żeby dupa w zimie nie zmarzła :D 

 

15 godzin temu, Obliteraror napisał:

WOLNI I SZCZĘŚLIWI (nie będziesz miał niczego i... wiadomo co dalej)

 

Wiadomo co dalej, będą za jakiś czas zapierdalać żeby przeżyć biologicznie za przysłowiową miskę ryżu, dodatkowo leming będzie myślał, że to jest OK, bo planetę ratuje xd

 

I będzie go pocieszało, że gdzie indziej mają gorzej bo tak w mediach powiedzą. 

 

Tak naprawdę zmiana pokoleniowa nic nie zmienia, to pokolenie też będzie sterowane ideologicznie żeby się godzić z własną nędzą, tak jak teraz sterowane jak starsze pokolenie przez państwową telewizję.

 

Różnica będzie taka, że propaganda będzie uderzała w inne nuty, ale efekt będzie ten sam.

 

Teraz na rachunki nie starcza staruszkom, jedzą byle co ale za to wstają z kolan, co byłoby śmieszne gdyby nie było straszne.

 

Milenialsi będą mieli to samo (tyle że szybciej, a nie na starość), tylko że oni będą "ratować planetę" i "żyć w zgodzie z naturą".

 

 

Dobra pośmieszkowałem trochę, bo w zasadzie nic innego nam ciężko pracującym dziadersom nie pozostaje :D 

 

 

 

  • Like 10
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdy dokonuje jakiegoś wyboru - jedni zapierdalają w pocie czoła i budują system inni w tym czasie żyją na luzie i dobrze się bawią - żadnej sprawiedliwości (nawet tej społecznej) i Karmy nie ma, czasy i przyszłość są niepewne, nie wiadomo kto zapłaci za rachunki, najgorzej jak ktoś uwierzy w swój mesjanizm, w dzisiejszych czasach wszystkie te pozytywistyczne opowieści o pracy u podstaw można spokojnie  wsadzić miedzy bajki, życie szybko mija, czas zapierdala - nie ma już czasu na frajerstwo.

Edytowane przez Ace of Spades
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, niemlodyjoda napisał:

I teraz - nad sytuacją nie ma co biadolić tylko ją wykorzystać - nie chce się innym pracować - świetnie, więc zwiększ swoją przewagę nad nimi i tłucz na ich głupocie haj

 

No i co tu dodać ;) Świetne czasy dla ludzi, którym się "chce". Niezależnie od ich wieku. Jak jesteście bardzo młodzi i zastanawiacie się, co dalej w życiu, to jeszcze lepiej. Potencjalna konkurencja rezygnuje na własne życzenie.

 

2 godziny temu, Trevor napisał:

@Obliteraror Wyżej masz przykłąd z jakiej "pracy" bierze się dobrobyt. 

 

To nie jest wcale rzadka sytuacja. Dzieje się (z moich doświadczeń) najczęściej w dwóch przypadkach - albo pracodawca nie potrafi poukładać w firmie procesów i zadań, albo zatrudniany jest naprawdę wysokiej klasy specjalista (dla wiedzy lub sieci kontaktów), który jedynie od czasu do czasu przykręci we właściwym czasie przysłowiową "śrubkę". :) Jak do takiej firmy trafisz - na jakiś czas wygrałeś. Masz opłacony pełnoetatowy czas pracy z czasem na własną edukację, własne projekty, własną działalność ;)

 

Znam przykład faceta, który w ten sposób własną firmę zbudował w swojej etatowej niszy, po czym się zawinął z etatu, wraz z siecią klientów.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Shark, świata racja, żyjemy w świecie gdzie cena produktu lub usługi wykonanej w pocie czoła, jest często niższa niż cena usługi niematerialnej (filmik na tiktoku, zdjęcie cipy w necie).

 

Im bardziej to idzie w tym kierunku, tym bardziej czekam na scenariusz z madmaxa, albo chociaż ten zapowiadany blackout, tak choćby ze dwa tygodnie, ładnie by to zweryfikowało kilka jednostek.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minutes ago, Obliteraror said:

albo pracodawca nie potrafi poukładać w firmie procesów i zadań

 

To jest złe.

 

4 minutes ago, Obliteraror said:

albo zatrudniany jest naprawdę wysokiej klasy specjalista (dla wiedzy lub sieci kontaktów), który jedynie od czasu do czasu przykręci we właściwym czasie przysłowiową "śrubkę".

 

A to jest spoko. 

 

@Shark Świetnie to opisałeś. To jest źródło problemu. Nic do dać nic ująć. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

50 minut temu, Mosze Red napisał:

Dlatego uważam, że studia wyższe tzw. państwowe powinny być płatne (tym więcej im lepsza uczelnia), a darmowe tylko dla wąskiej grupy uzdolnionych osób (najwyższe wyniki na maturze, laureaci olimpiad itp.).

 

Zgadzam się. A póki co idzie to w zupełnie inną stronę. Ja jako finalista dwóch olimpiad (mat. i inf.) mogłem sobie iść na co chciałem, ale normalnie trzeba było zdawać egzaminy, które wcale nie były takie trywialne, nawet dla mnie. Dziś wpycha się na siłę ludzi na kierunki ścisłe, obniżając poziom z roku na rok, bo "inżynierów mało". Nie tędy droga. Poza tym - w moich czasach na Erasmusa jeździć mogła tylko topka 10% studentów, a nawet mniej (u nas próg był jakoś ~5%). Dziś rozpierdala się "unijną" (czyli naszą) kasę, fundując studentkom karuzelę kutangów u Alvaro i Fabrizio (co druga młoda dziewczyna po studiach była na Erasmusie!). To jest chore! Ale bardzo przemyślane. 

 

Co do pozostałej części wypowiedzi - mam podobne wnioski. To się wszystko robi po to, żeby obniżyć dzietność, pozbywając się przy tym problemu mieszkaniowego i szeroko pojętej biedy. Nic tu nie jest przypadkiem, służby specjalne mają to od lat rozpracowane punkt po punkcie... 

 

 

  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Spokojnie napisał:

Ja jestem zdania, że praca jest ważna, ale też nie najważniejsza.

I to jest klucz- znaleźć odpowiedni balans.  Z jednej strony pokolenie mające wyjebane na wszystko bo "jakoś to będzie" i "mnie siem należy". Z drugiej strony, co to za interes jebać codziennie po naście godzin, nie mieć kiedy skorzystać z tej kasy tak naprawdę, a w wieku 50 lat jebnąć na zawał. Mądry pracuje żeby żyć, głupi żyje żeby pracować.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, SamiecGamma napisał:

Dziś rozpierdala się "unijną" (czyli naszą) kasę, fundując studentkom karuzelę kutangów u Alvaro i Fabrizio (co druga młoda dziewczyna po studiach była na Erasmusie!). To jest chore! Ale bardzo przemyślane. 

 

Mówiłem o studentkach już coś dawno.

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bywa tak, że trzeba pracować gdziekolwiek, aby dożyć do następnego miesiąca. Ale gdy już stoi się w miarę pewnie na obu nogach, to należy zacząć robić to, co pracodawcy - kalkulować. Czy opłaca się oddawać zdrowie i nerwy firmie? A jeżeli tak, to za ile? Warto zapieprzać, jeżeli widzi się w tym jakiś sens. Jeżeli praca rozwija i daje dobre pieniądze, to może i warto. Ale zapieprzać w gównorobocie jako murzyn za grosze? Powoli ludzie zaczynają rozumieć, że nie tylko kredyt, auto i rabotaju.

Jeżeli ktoś nie chce pracować, to też ma do tego prawo. Nie chciałbym tylko, aby pracujący finansowali jego lenistwo.

  • Like 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.