Skocz do zawartości

Edukacyjna Polska A, B i C. Z małego miasta wielkie sny o studiach


Patton

Rekomendowane odpowiedzi

W szkole średniej miałem zajebistego gostka. Takiego nerda, który wymiatał z przedmiotów ścisłych. Niestety mieszkał w wiosce, rodzice byli biedni. Dostawał jakieś tam stypendium, ale na studia nie było go stać. Nie wiem czy w końcu coś skończył. Według mnie największym problemem w dostępie do studiów na renomowanych dużych uczelniach jest brak funduszy stypendialnych oraz wykluczenie komunikacyjne. Potrzebny jest dobry system stypendiów, także fundowany przez prywatne czy państwowe firmy. Co do studiów samych w sobie, teraz praktycznie w każdym powiatowym mieście jest jakaś uczelnia wyższa. A bohater reportażu po prostu nie wytrzymał presji. Nie sądzę, żeby absolwent liceum w Warszawie miał jakieś lepsze umiejętności przyswajania wiedzy od absolwenta liceum w Kopydłowie. 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Kleofas napisał:

A bohater reportażu po prostu nie wytrzymał presji. 

Plus nikt nie pokazał mu jak się uczyć. Moja babka od historii zawsze wspominała nam o zasadzie ZZZ - "Zakuj, zapisz, zapomnij". A to nie jest efektywne, szczególnie przy ogromnej ilości materiału. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Quote

nie wszyscy mieli takie same szanse na to, aby zasiąść w ławach najlepszych uniwersytetów

Bo najlepsze uniwersytety nie są z gumy. Chętnych więcej niż miejsc.

Plus podejście "dyplom magistra prawem człowieka".

Quote

szkolne świadectwa. Wszystkie z czerwonym paskiem. Od podstawówki, przez gimnazjum, aż po liceum ogólnokształcące

Są takie szkoły - zwłaszcza w mniejszych miastach, gdzie trudniej o dobrego nauczyciela. A łatwiej o dobre oceny.

To oznaka zapaści systemu, a nie obiektywna ocena bohatera artykułu.

Quote

Wprawdzie z listy rezerwowej, ale liczyło się tylko to, że będę studiował prawo

Szacunek, że się dostał. Trochę po bandzie, co z kolei powinno uświadamiać mu przyszłe wypadki.

Quote

Kiedyś po jakimś kolokwium gadałem z kolegą, czy dużo się uczył. Okazało się, że niezbyt. Wiedza łatwiej przyklejała się do jego mózgu. Ja, aby zapamiętać, musiałem zakuwać, czytać, powtarzać. Ciągle od nowa, całe noce. A i tak efekt był mizerny. Ja ledwo zaliczyłem, on zdał na czwórkę z plusem

Wszyscy są równi... efekt zderzenia propagandy z rzeczywistością boli.

Quote

Okazało się, że w dobrych liceach moich kolegów czy koleżanek z dużych miast były wyższe progi. Aby dostać piątkę, trzeba było napisać sprawdzian na co najmniej 90 proc. W moim liceum nikt nawet o tym nie słyszał. Wtedy zrozumiałem, że te moje piątki i czerwone paski nie są warte tyle co ich piątki.

Aha... czyli kojarzenie faktów u bohatera działa poprawnie.

Quote

Janek zrezygnował ze studiów po pierwszym semestrze. Nie zdał dwóch egzaminów. Nie był w stanie przyswoić takiej ilości wiedzy w tak krótkim czasie.

Od tego jest sesja poprawkowa. Czasem w podstawowej zdawało kilka osób z kilkudziesięciu, a czasem i tyle nie.

Quote

Rozgoryczony wrócił do rodzinnego miasta.

Płatki śniegu. Pierwsza przeszkoda, zawracają.

Po to między innymi stawia się przeszkody.

Quote

Ale nie porzucił chęci zdobycia magistra. Rok później rozpoczął naukę w szkole wyższej w miejscowości obok. Tutaj nie było aż takich wymagań. Obronił dyplom z wyróżnieniem

Czyli da się... w "innej" uczelni. Znowu przypadek różnych poziomów.

Quote

Zdawalność w większych miastach była wyższa o 7 punktów procentowych. Tam też uczniowie osiągali lepsze wyniki na maturze z języka polskiego i matematyki na poziomie rozszerzonym – odpowiednio o 4 i 7 pkt. procentowych.

Nie każde "denne" liceum jest w małym mieście. Czasem renomowane szkoły, starając się o kwalifikację, muszą przepuścić wszystkich z co najmniej czwórką... i to tylko jeden z przypadków zaburzania wyników.

Ale generalnie nauczyciele nie pragną pracować w małych mieścinach... szczególnie jeśli na swoje studia pojechali do miasta, znaleźli tam mieszkanie na wynajem itd. Selekcja negatywna.

Quote

Nauczyciele odchodzą do innych branż, gdzie zarobki pozwolą im prowadzić godne życie.

I bardzo dobrze - jak każdy zasób poza głupotą, ilość dobrych nauczycieli jest ograniczona. Nie mamy pańskiego płaszcza, i co nam pan zrobi? Ma się znaleźć?

Skoro w powszechnej świadomości to "łatwy zawód", polecam przekwalifikowanie.

A dzieci, ich edukacja? Dostają towar, za jaki płacą pośrednio - za jaki płaci ministerstwo edukacji, czy politycy układający stawki (w zeszłym roku ustawa przewidywała pensje niższe, niż ustawa o płacy minimalnej).

 

2 hours ago, Kleofas said:

Potrzebny jest dobry system stypendiów, także fundowany przez prywatne czy państwowe firmy.

Gdzieniegdzie takie systemy istnieją. Ale to nie oznacza, że KAŻDY dostanie stypendium. Większość nie dostanie. 99% nie dostanie.

Druga metoda, studia zaoczne plus praca - bohaterowi tekstu się udało, Udaje się innym. Ale trzeba zasuwać, a nie wyciągać rękę.

 

Edytowane przez Kespert
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sny to moze maja ci ktorzy sa nabijani w butelke ze po “tych “studiach to czeka ich swietlana przyszlosc . Polskie szkolnictwo wyzsze to bida z nedza . Moze poza drobnymi wyjatkami w medycynie rockefellera gdzie nostryfikacje sa raczej akceptowalne globalnie . 

Edytowane przez thyr
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Są też plusy płynące z takich miejsc. 
Dobre 15 lat temu gdy człowiek aplikował do liceum po gimnazjum połowa punktów (na 200) była dawana za egzaminy a połowa za oceny, osiągnięcia, wyróżnienia. Te punkty za oceny były na tyle znaczące, że miało to spory wpływ na dostanie się lub nie do wymarzonej szkoły. I znam sporo przypadków gdzie ktoś miał lepsze oceny niż powinien albo jak jest opisane tutaj w słabszej szkole wyżej stawiali. Innymi słowy można było sporo tym nadrobić i wypaczało sytuację w 2 stronę. 

 

Wcześniej były zresztą egzaminy wstępne na uczelnie gdzie też różne rzeczy się działy. 

 

Myślę, że na pewno lepsze szkoły, licea dają wyższe możliwości, jest to naturalne a problem jest szerszy. Leży w ogólnej ułomności systemu nauczania i tego, że niestety w życiu nigdy nie będzie sprawiedliwie w 100%. 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że studia wyższe powinny być odpłatne, bez żadnych wyjątków, obecnie jest tak, że z darmochy korzystają głównie Oskarki i Julki z bogatych, ustawionych rodzin z dużych miast, po układzikach synuś i córcia lekarzy bez problemu idą i kończą studia medyczne itd itp, nie dość, że za darmochę to jeszcze pod nosem, natomiast młodzież biedniejsza, bez układów, z prowincji i tak musi płacić choćby za dojazdy, stancję albo za studia zaoczne. Nie może tak być, że państwo Polskie (podatnicy) funduje studia za darmochę a potem ktoś w ten sposób wykształcony wyjeżdża zagraManicę i tam korzystają z takiego delikwenta.

 

PS Tak a propos doffcip mi się przypomniał:  Dlaczego syn tokarza nie będzie lekarzem?

 

 

 

                                                                     Bo lekarz też ma syna.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat rzeka. Jak cała edukacja. 

 

W artykule mówi się tylko o szkołach, a mało o postawach rodziców. To może być nawet ważniejsze. Jak ktoś żyje w większym mieście to czuje też większą presję, jego rodzice często musieli być wściekle ambitni, żeby właśnie urządzić się np. właśnie w Warszawie. Przecież tak naprawdę niewielki procent zostaje po studiach. Ile jest opowieści o tym, że ktoś po studiach wrócił tylko na wakacje i już został. 

 

Matura weryfikuje, ale przecież wiedział jakie są progi i mógł zajrzeć do egzaminów z poprzednich lat. Życie jest złożone i nieprzewidywalne, a artykuł stara się znaleźć prostą odpowiedź. Poza tym prestiżowy Uniwersytet nie gwarantuje automatycznie kariery, a tym bardziej spełnionego i szczęśliwego życia. Równie dobrze z małego prowincjonalnego Uniwersytetu można aplikować na zagraniczne stypendium i pokazać na co nas stać. Kiedyś jak nie miałeś nikogo znajomego w bliższej lub dalszej rodzinie to nawet nie miałeś pojęcia jak niektóre rzeczy wyglądają, dziś możesz praktycznie wszystko znaleźć w Internecie (co jednocześnie stwarza jeszcze większą presję). 

 

Moim zdaniem lepiej robić swoje, a nie rozpaczać, że inni mieli więcej szczęścia. 

13 minut temu, Ace of Spades napisał:

Uważam, że studia wyższe powinny być odpłatne, bez żadnych wyjątków, obecnie jest tak, że z darmochy korzystają głównie Oskarki i Julki z bogatych, ustawionych rodzin z dużych miast, po układzikach synuś i córcia lekarzy bez problemu idą i kończą studia medyczne itd itp, nie dość, że za darmochę to jeszcze pod nosem, natomiast młodzież biedniejsza, bez układów, z prowincji i tak musi płacić choćby za dojazdy, stancję albo za studia zaoczne. Nie może tak być, że państwo Polskie (podatnicy) funduje studia za darmochę a potem ktoś w ten sposób wykształcony wyjeżdża zagraManicę i tam korzystają z takiego delikwenta.

 

PS Tak a propos doffcip mi się przypomniał:  Dlaczego syn tokarza nie będzie lekarzem?

 

 

 

                                                                     Bo lekarz też ma syna.

 

Coś w tym jest. Jednak też nie był tak radykalny. 10% najlepszych niech ma bezpłatnie i nawet stypendium. Wtedy z jednej strony ten biedniejszy też ma szanse, a z drugiej ci bogaci będą czuć presję. Będą widzieli ile można pracować. Kiedyś zrobiono badania i okazało się, że jeśli osoby zamożne posyłały dzieci do szkół "państwowych" to dlatego, że bały się, że w prywatnej ich pociecha się zdemoralizuje.

 

Właśnie z tego powodu wiele prestiżowych uczelni na zachodzie ma programy stypendialne. Tylko, że one są tam utrzymywane głównie przez absolwentów. Przecież za 30 lat nadal będziesz absolwentem tej samej Uczelni. Jeśli naprawdę była to twoja Alma Mader i ukształtowała cię, a nie Alma Macocha to z przyjemnością ją wspomożesz. Jak uczelnia sprzeniewierzy środki to za rok absolwenci mogą nie być tak hojni. U nas problemem jest finansowanie z budżetu, a nie sam brak opłaty za studia.

 

Po prostu cały sektor edukacji wymaga reformy, ale tak naprawdę nikomu na tym nie zależy. 

Edytowane przez Piter_1982
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 hours ago, Piter_1982 said:

Po prostu cały sektor edukacji wymaga reformy, ale tak naprawdę nikomu na tym nie zależy.

Przy czym należy też pamiętać, że żadna reforma nie pomoże, jeśli "jakość" studentów nadal będzie systematycznie spadać. Z pustego i Salomon nie naleje.

 

16 hours ago, Piter_1982 said:

10% najlepszych niech ma bezpłatnie i nawet stypendium.

W Polsce też są programy stypendiów prywatnych.

Ale nie na uczelniach/kierunkach, które powstały w 2018r. po reformach Gowina, oczywiście - to raz :)

Po drugie, zazwyczaj darczyńca stawia własne wymagania - czasem nawet dodatkowy egzamin na stypendium, czasem tylko rezerwuje sobie prawo nie zgodzenia się na rekomendację uczelni. I potem kilka osób, rzeczywiście najlepszych, otrzymuje np. średnią krajową przez 2 lata studiów (niemal z gwarancją zatrudnienia)... ale na kilkuset chętnych: 0,25% a nie 10%. Nazywam to degradacją nagradzania... jeśli od przedszkola wprowadza się zasady że każde dziecko trzeba za coś nagrodzić, prawdziwa wartość wyróżnień zanika. Jeśli prawie niemożliwością jest nie zdać do następnej klasy podstawówki, wartość ukończenia szkoły spada. Jeśli 10% najlepszych oczekuje stypendiów, wartość wyróżnienia spada. Jeśli więcej osób ma dziś "magistra" niż 100 lat temu maturę, to wartość dyplomu spada.

Stosujemy za dużo sprzężeń pozytywnych, co z definicji prowadzi do niestabilności systemu... i będących w nim jednostek.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10% to nie jest dużo. Tylko powinno to być 10% na danym roku, a nie globalnie w systemie/uczelni bo nawet w ramach jednego instytutu kierunki potrafią się różnić. Poza tym napisałem nawet niech i 10% ma. Może mieć nawet więcej. Są kierunki gdzie potrafi być kilka osób na roku (skrajny przypadek - 3 osoby na fizyce, jakby nie dotacja to by nie było tego kierunku. Na tym samym Uniwersytecie kilkaset, już nie pamiętam czy 200,300 na politologii, specjalność europeistyka - to skrajny przykład, ale pokazuje do czego prowadzi bezpłatna edukacja dla wszystkich). Dlatego podstawą powinna być kwestia tego jak będą chcieli płacić darczyńcy.

 

Tak mamy degradację dyplomów. Ale jak miała być podstawówka od 6 roku życia to mam znajome, które mając młodsze dzieci, ze łzami w oczach opowiadały, że chodzi o to żeby dzieci szły wcześniej do pracy (za 20 lat!) i że trzeba "ratować maluchy".

 

Kolejnym problemem jest brak rzeczywistego powiązania umiejętności i zarobków. Nie mamy przemysłu, usług wysokomarżowych, a większość pieniędzy płynie przez budżet państwa. Przynieś dyplom ciotka załatwi ci we gminie robotę, trzy lata posiedzisz jako specjalista i będziesz miał/a kierownika a to już fajna pensja. Korwin powiedział kiedyś, że wielu ludzi tęskni za komuną bo można było wtedy kraść - i niestety dużo w tym prawdy. 

 

Paradoksalnie myślę, że najwięcej mogłoby w tej chwili pomóc zmniejszenie ilości godzin w szkole.

  • Można by było za to uczciwie zapłacić nauczycielom. 
  • Zrobić lekcje dodatkowe, dlaczego wfista ma lecieć do sklepu na drugą zmianę, zamiast poprowadzić sks, a matematyk na korepetycje, większość geografów wzięłoby na wycieczkę krajoznawczą co sobotę po kilu zainteresowanych uczniów itd. Teraz system finansowania robi dobrze tylko politykom, to kompromis samorządów i władz centralnych. Dobrze nie jest ani nauczycielom ani uczniom.
  • Jak wzrośnie stawka godzinowa, to wzrośnie też dodatek emerytalny czy jak to się tam dokładnie nazywa. Powinno się ułatwić płynne przechodzenie na emeryturę. Że można brać emeryturę, ale jeszcze na kilka godzin tygodniowo przychodzić do szkoły. Dokończyć nauczanie klasy. Więc w pewnym momencie nie biorę nowych uczniów i wygaszam uczenie, żeby też mieli płynność. Potem nauczyciel ma np. już tylko jedną klasę. I też się cieszy, że jest potrzebny, nie jest to nadmierny wysiłek, który odbija się na jakości jego pracy. 

 

Uczniom też byłoby łatwiej, bo w tej chwili padają na twarz. Dla zdrowia psychicznego lepiej przebywać w kilku różnych środowiskach. Nie dogadujesz się w klasie. Spoko, ale masz kolegów, z którymi grasz w piłkę, sklejasz modele, grasz na gitarze, spotykasz się na zbiórkach w harcerstwie. Nie odnalazłeś się w jakiejś grupie to możesz iść potem za rok do innej i znaleźć swoje miejsce, szkoła to tylko element życia, nawet dla młodego człowieka. Myślę, że za mało docenia się istotę życia towarzyskiego dzieci i młodzieży, a potem zdziwienie, że mają zaburzenia. 

Edytowane przez Piter_1982
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Studia przejęły rolę średnich szkół zawodowych, które zaorano. To co śmiało może robić kumaty człowiek z dyplomem technika i jedym czy dwoma certyfikatami, wymaga dyplomu wyższej uczelni. A potem mamy trójkowych studentów robiących trójkowe projekty nadające się do spuszczenia w kiblu, ale robione przez ludzi z uprawnieniami. Mówię o branżach technicznych, ale w ekonomiach czy socjologiach też tak jest. 

 

Jakość przeszła w ilość, a ilość została wymuszona najczęściej idiotycznymi przepisami i wymogami. 

 

Ergo, żeby zrobić zastrzyk, zaprojektować instalację, czy policzyć obciążenie belki naprawdę nie trzeba 5+ lat studiować. 

 

1 hour ago, Kespert said:

Stosujemy za dużo sprzężeń pozytywnych, co z definicji prowadzi do niestabilności systemu... i będących w nim jednostek.

 

Największą zbrodnią obecnego systemu są hasła typu "wszyscy są równi", "jak chcesz to możesz", itp. 

 

A realia są takie, że nie wszyscy są równi, nie byli i nie będą - mówię o możliwościach intelektualnych i w związku z tym nie wszyscy wszystko będą mogli. 

Edytowane przez maroon
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, maroon napisał:

Studia przejęły rolę średnich szkół zawodowych, które zaorano.

 

Trzeba też pamiętać że swego czasu ok. 20-lat temu były też swego rodzajem przechowalnią przyszłych bezrobotnych. co było bardzo ważne z punktu widzenia rządzących. Bo wtedy roczniki staniu wojennego wchodziły na rynek pracy. A bezrobocie już było dwu cyfrowe. W pewnym sensie wejście wtedy do UE rozwiązało ten trapiący ówczesnych polityków problem. Dobrze pamiętam jaki był wtedy boom na "studiowanie".

 

15 minut temu, maroon napisał:

To co śmiało może robić kumaty człowiek z dyplomem technika i jedym czy dwoma certyfikatami, wymaga dyplomu wyższej uczelni.

 

Kiedyś aby zostać np. pielęgniarką czy ratownikiem medycznym. Wystarczyło ukończyć technikum. Teraz trzeba ukończyć studia. I stąd np. korek jeśli chodzi o ludzi chętnych do pracy w tych zawodach.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minutes ago, Piter_1982 said:

10% to nie jest dużo.

To dziesięć razy tyle, co 1%. Dziesięciokrotny wzrost kosztów dla potencjalnego stypendiodawcy.

15 minutes ago, Piter_1982 said:

mam znajome, które mając młodsze dzieci, ze łzami w oczach opowiadały

Rok krócej siedzenia w domu "przy dziecku"... albo rok wcześniej, następne.

Wiem że przejaskrawiam, ale niewiele osób potrafi się przyznać do swoich motywacji, które ukrywają nawet przed sobą. Więc oczywiście "nam chodzi tylko o dobro dzieci".

Jadąc po bandzie zupełnie - dla dziecka lepiej jak zajmuje się jego rozwojem wykształcony zawodowiec, czy pełen najlepszych chęci kompletny amator?

18 minutes ago, Piter_1982 said:

Kolejnym problemem jest brak rzeczywistych umiejętności i zarobków

Ogólnie każdy zasób jest ograniczony. Także "dobra" praca. System ekonomiczny się nie zbilansuje, jak każdy dostanie na wejście milion pensji... a nie, zbilansuje się. Inflacją :)

A brak rzeczywistych umiejętności to w części pochodna "jakości ucznia"...

23 minutes ago, Piter_1982 said:

Można by było za to uczciwie zapłacić tym nauczycielom

Jest coś takiego, jak oskarżenie o niegospodarność. Gdyby jakaś gmina po zmniejszeniu liczby godzin zachowała budżet i podwyższyła stawki godzinowe, niemal z automatu ryzykuje oskarżenie. A na poziomie państwa... jaki koń jest, każdy widzi.

25 minutes ago, Piter_1982 said:

Że można brać emeryturę, ale jeszcze na kilka godzin tygodniowo przychodzić do szkoły

Jest tajemnicą poliszynela, że przy średnim wieku nauczyciela w okolicy 45+ lat, braku niemal kompletnym "młodych", system w tej chwili bilansuje się na emerytach prowadzących zajęcia w szkołach. Szczególnie w przypadku tzw. nauk ścisłych.

 

28 minutes ago, Piter_1982 said:

Uczniom też byłoby łatwiej

To już wejdę w filozofię... pytanie, czy powinno być im łatwiej.

Nauka jest ograniczonym zasobem, jak na przykład medale olimpijskie.

Czy każdy powinien ot tak, dostać medal, łatwo i bez problemów? Czy jednak wartość medalu tkwi we włożonej pracy, wysiłku, poświadczających umiejętności w jakiejś dziedzinie?

 

14 minutes ago, maroon said:

Jakość przeszła w ilość, a ilość została wymuszona najczęściej idiotycznymi przepisami i wymogami. 

Przeszła w ilość, bo jako społeczeństwo zapragnęliśmy każdego uszczęśliwić. Dyplomem w tym przypadku. Spełnić "chciejstwo" nie poparte żadnym wysiłkiem postulujących.

Ale problem jest ogólny... 500+,  kultura "możesz wszystko" i "mnie się należy".

Prawo jazdy nie należy się każdemu, prawo do mieszkania jest prawem a nie nakazem rozdawnictwa, a prawo wolności wypowiedzi nie oznacza braku odpowiedzialności za słowa.

 

7 minutes ago, Baca1980 said:

I stąd np. korek jeśli chodzi o ludzi chętnych do pracy w tych zawodach.

Pensje pielęgniarek, ratowników medycznych czy nauczycieli reguluje państwo pośrednio lub bezpośrednio.

Więc zupełnie mnie nie dziwi, że ludzie nie chcą iść tam, gdzie mają pewność zarobków "mniejszych niż", niezależnie od włożonego wysiłku. Szczególnie zaś do zawodów, gdzie roszczeniowość motłochu wprowadza coraz gorsze warunki pracy... o ile pielęgniarka kilkoma zastrzykami wykonanymi "według standardów prawnych" szybko spacyfikuje pacjenta, a pacjent ratownika raczej nie może protestować (chociaż coraz częstsze są pobicia załóg karetek), to nauczyciel wobec rodziców jest niemal bezbronny... może tylko odejść. I jak kiedyś skończyli się bezpłatni stażyści, tak skończy się bezpłatna edukacja.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje zdanie jest takie

  • jakbyś miał zbudować model predykcyjny tego, co składa się na sukces w edukacji (/życiu), będzie to po kolei 1) wychowaniew rodzinie (wzorce zachowania oraz dbanie o organizm), 2) genetyka/osobowość, 3) otoczenie
  • mając farta (odpowiednią osobowość) możesz się podnieść z dowolnego szamba, wtedy wychowanie/otoczenie nie ma prawie znaczenia
  • porządni rodzice i wychowanie sprawi, że niezależnie skąd pochodzisz dostaniesz się na studia/poradzisz sobie w życiu
  • w obecnym systemie nierówności były są i zawsze będą, ale może się to ogromnie zmienić - patrz przykład Chin, gdzie wyciągnięto ze skrajnego ubóstwa miliard ludzi (!), i obecnie uczelnie są na tym samym poziomie co zachodnie (a nawet na większym)
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stypendia to też nie jest do końca dobry system. Często oceny opierają się na tym, że ktoś po prostu potrafi dobrze zakuwać, a nie że jest zdolny. Do tego ewolucyjnie kobiety są lepsze w nauce, bo potrafią dobrze zakuć, zdać i zapomnieć. Jestem niemal pewien, że każdy kojarzy przykład jakichś lasek ze szkoły czy studiów gdzie oceny tip top, a jak przyszedł egzamin praktyczny gdzie trzeba trochę pomyśleć to lipa. Głównie przedmioty ekonomiczne, prawne, medyczne, społeczne, humanistyczne się opierają na pamięciówce. Ci co dobrze wkuwają często nie potrafią się odnaleźć potem na rynku pracy. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

38 minut temu, Gościu napisał:

W Polsce nie ma dobrych uniwersytetów, poza papierkiem do zawodu regulowanego nie ma tam czego szukać.

 

Brak studiów zamyka wiele drzwi

 

49 minut temu, Ksanti napisał:

Stypendia to też nie jest do końca dobry system. Często oceny opierają się na tym, że ktoś po prostu potrafi dobrze zakuwać, a nie że jest zdolny.

Jest masa ludzi zdolnych ale leniwych, jest masa ludzi niezdolnych i leniwych.

Cytat

Do tego ewolucyjnie kobiety są lepsze w nauce, bo potrafią dobrze zakuć, zdać i zapomnieć.

Znów ta ewolucja xD

Cytat

Jestem niemal pewien, że każdy kojarzy przykład jakichś lasek ze szkoły czy studiów gdzie oceny tip top, a jak przyszedł egzamin praktyczny gdzie trzeba trochę pomyśleć to lipa.

Kojarzę chłopów którzy uczyli się byleby zdać a jak trzeba było zdać projekt to wszystko wisiało na mnie i dziewczynie z MOSTu.

 Bo najpierw mamy w cholerę czasu, a potem sorry, w rozjazdach jestem, zrobisz to za mnie? 

Nienawidzę takich ludzi, ale z drugiej strony tak często funkcjonują uczelnie. Zespoły badawcze odwalają całą robotę a profesor podpisuje
Kojarzę laskę co zawsze dobrze sie uczyła, wygrała indeks w konkursie na Inżynierie Materiałową ale stwierdziła ze i tak pójdzie na inżynierie biomedyczną, zaraz potem wygrała konkurs na aplikacje mobilną organizowany przez Kainos

Cytat

Głównie przedmioty ekonomiczne, prawne, medyczne, społeczne, humanistyczne się opierają na pamięciówce. Ci co dobrze wkuwają często nie potrafią się odnaleźć potem na rynku pracy. 

Bo wkuwanie to nie wszystko. Liczą się soft skille, nawet w IT

Edytowane przez Libertyn
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 13.10.2022 o 14:35, Kleofas napisał:

Według mnie największym problemem w dostępie do studiów na renomowanych dużych uczelniach jest brak funduszy stypendialnych oraz wykluczenie komunikacyjne.

Dostęp do studiów jest dla każdego kto minimalnie chce! Osobom z rodzin, które nie są w stanie utrzymać 'dziecka' na studiach, przysługuje stypendium socjalne. Z tego z łatwością można pokryć akademik i żarcie. 10% najlepszym studentom przysługuje dodatkowe stypendium naukowe jak to za mało.

Jeśli ktoś dalej płacze, to może sobie na korkach dorobić, jest giga hajs z tego i jeszcze zakutasisz. Jest duża rotacja małolat, którym starzy płacą na korki na studiach. Każdy kto dawał korki na większej uczelni ten potwierdzi.

 

19 godzin temu, Ace of Spades napisał:

Nie może tak być, że państwo Polskie (podatnicy) funduje studia za darmochę a potem ktoś w ten sposób wykształcony wyjeżdża zagraManicę i tam korzystają z takiego delikwenta.

Dokładnie tak. Mega kasa idzie na ten cyrk z podatków a potem siup najlepszych za granicę. Ale to nie jest wynik tego, że uczelnia była za darmo (za kase podatników), tylko z tego że podatnicy sprowadzili na siebię taką biedę, że nie ma godnej ($$$) pracy dla ludzi z wykształceniem.

 

Edytowane przez Pacman
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co jeszcze niszczy studia? 

Status studenta. Jest masa miejsc, te wszystkie cosinusy i żaki gdzie wiele osób się zapisuje tylko po status studenta i zniżki. 
Dodatkowo brutto jako netto dla studentów. 
To psuje też rynek pracy bo masa firm się przestawia na studentów. Takich co będą etat robić a nie sobie dorabiać

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uczęszczałem do podstawówki i gimnazjum, w mojej rodzinnej miejscowości, małej wiosce. Jestem jedynym mężczyzną z mojego rocznika, jaki ukończył studia. Poziom klasy z całym szacunkiem dla nich ale był niski, ponieważ nikt nie przykładał się do nauki, skoro nie planował studiów a miał zamiar iść do szkoły zawodowej albo słabego technikum w pobliżu, ich rodzice również nie byli wyedukowani i pracowali w rolnictwie i/lub w fabryce. Nauczyciele poświęcali mi dużo czasu, traktowali mnie szczególnie, najczęściej mnie brali 'do tablicy' i zapisywali na konkursy. Wtedy mnie to denerwowało, teraz to doceniam.

Do liceum uczęszczałem do nieco bardziej oddalonej szkoły, niz te do których poszli rówieśnicy. W porównaniu do 'miejscowych' ludzi z liceum, codziennie byłem 2 godziny stratny przez dojazdy. Zarówno drenowało mnie to z energii, jak i miałem mniej czasu na naukę - w autobusie nie zawsze dało się pouczyć przez ogromny tłok i brak miejsc siedzących, a czasem i stojących.

Na studia wyprowadziłem się już do dużego miasta i było OK.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, Kespert said:

Przeszła w ilość, bo jako społeczeństwo zapragnęliśmy każdego uszczęśliwić. 

Ok. I uszczęśliwiajmy, ale tym, że każdy MOŻE SPRÓBOWAĆ. A nie tym, że ma pewne wejście i często pewne wyjście z papierem w ręku. 

 

Ja musiałem zdawać 5 egzaminów, w tym dwa z języków, żeby się dostać na uczelnię. Po pierwszym roku odpadało c.a. 50%, a 10-12 egzaminów w sesji to był standard. I większości nie dało się przejść stosując ZZZ. I tak wtedy to były elitarne studia i elita intelektualna studiowała. Dzbanów, które dostały się przypadkiem lub przez protekcję był nikły odsetek. 

 

A jak to teraz wygląda? "Należy mi się!" i laski po PJWSTK, które komputera "nie czajo". 

 

Kurwica mnie trafiła jak parę lat później znieśli egzaminy. 

 

Deprecjacja wyższego wykształcenia pociąga za sobą całe mnóstwo negatywnych następstw, włącznie z problemami ze znalezieniem specjalistów, bo każdy Mietek i Grażyna mają mgr i oni od razu na kierownika, a najlepiej prezesa by chcieli. 

2 hours ago, Gościu said:

W Polsce nie ma dobrych uniwersytetów, poza papierkiem do zawodu regulowanego nie ma tam czego szukać.

 

To jest cenna uwaga. UW i UJ gdzieś w pierwszej pięćsetce. Cała reszta to dno, a szczególnie przerażające, że uczelnie techniczne są głęboko w czarnej dupie. 

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Ksanti napisał:

Stypendia to też nie jest do końca dobry system. Często oceny opierają się na tym, że ktoś po prostu potrafi dobrze zakuwać, a nie że jest zdolny. Do tego ewolucyjnie kobiety są lepsze w nauce, bo potrafią dobrze zakuć, zdać i zapomnieć. Jestem niemal pewien, że każdy kojarzy przykład jakichś lasek ze szkoły czy studiów gdzie oceny tip top, a jak przyszedł egzamin praktyczny gdzie trzeba trochę pomyśleć to lipa. Głównie przedmioty ekonomiczne, prawne, medyczne, społeczne, humanistyczne się opierają na pamięciówce. Ci co dobrze wkuwają często nie potrafią się odnaleźć potem na rynku pracy. 

 

 

No to może trzeba zmienić sposób egzaminowania. Wyrzucać za ściąganie (a nawet powinno być to karane jako oszustwo, bo przecież stypendia to konkretne pieniądze). Poza tym średnia ocen nie musi być jedynym wyznacznikiem przyznawania stypendium. Często szczególnie w zakresie nauk technicznych jest to np. konkurs na rozwiązanie konkretnego problemu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Gościu said:

W Polsce nie ma dobrych uniwersytetów

Nie ma całościowo dobrych uczelni. Ale są pojedyńczy ludzie, którzy czasem daną katedrę potrafią wyciągnąć na poziom niewiarygodnie wysoki... światowy. Czasem wbrew władzom uczelni.

Co się wtedy dzieje - studenci zaczynają marudzić "tam jest trudno zdać, chodźmy tam gdzie łatwo zdać".

1 hour ago, maroon said:

Ja musiałem zdawać 5 egzaminów, w tym dwa z języków, żeby się dostać na uczelnię.

Niezależna weryfikacja, dostosowana do docelowego poziomu danej uczelni. Komu to przeszkadzało... tym co nie mieli szans się dostać.

Za (tfu) Wyborczą (tfu):

Quote

Założycielka szkoły, w której dyplomy robią politycy PiS, bezprawnie posługiwała się stopniem doktora - stwierdził sąd w Poznaniu. Innego wyroku wydać nie mógł.
Magdalena G. prowadzi w Poznaniu prywatną Wyższą Szkołę Handlu i Usług. Jej mąż Tomasz G., były poseł PiS i Solidarnej Polski, obecnie oskarżony o oszustwa, jest kanclerzem uczelni. Dyplomy MBA robią tu posłowie PiS i członkowie państwowych spółek, a parasol ochronny rozłożył nad uczelnią minister edukacji i nauki Przemysław C.

z28926880AMP,Magdalena-Gorska--zalozycie

 

 

1 hour ago, maroon said:

Po pierwszym roku odpadało c.a. 50%, a 10-12 egzaminów w sesji to był standard.

Pierwszą sesje przechodziło kilku studentów, na 350+. Po poprawkach - w sumie poniżej 10%. Potem się zaczynała zabawa poprzednik-następnik, i tak aż do końca. Ale niewielu odpadało, trzymali się zębami, nogami, rękami i pazurami.

Jak profesorowi wytknęli statut (nie więcej niż trzy egzaminy na sesję) to skreślił "egzamin" i napisał powyżej "sprawdzian końcowy" ;), a wiedza obejmowała trzy semestry (podstawy mechaniki).

Był przypadek, że człowiek miał zaliczone wszystkie przedmioty poza jednym, z drugiego semestru - wszystkie następniki tzw. "podstawy".

1 hour ago, maroon said:

każdy Mietek i Grażyna mają mgr i oni od razu na kierownika, a najlepiej prezesa by chcieli

Już od kilku lat następuje wzmożona deprecjacja tytułu doktora.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.