Skocz do zawartości

Zwolnienia - warunki niepewności i ryzyka


pytamowiec

Rekomendowane odpowiedzi

19 godzin temu, pytamowiec napisał:

Co sądzicie? Jak to jest u Was?

 

Zawsze szukaj kolejnej roboty.

ZAWSZE.

 

Monitoruj swoją "działkę" i bądź gotów do tego, że może nagle pojawić się interesująca opcja. Praca jest PRZEJŚCIOWA. Jeszcze bardziej, niż kobieta.

 

Co do tematu "bo tu tylko 3 m-ce robię" - to możesz ruszyć kreatywnie.

Teraz mówisz "prawdę" - brak interesujących projektów, niezgodność zasad współpracy z ustaleniami (wtedy na pierwszym miejscu na pytanie "dlaczego chcesz zmienić firmę?" stawiasz nacisk na "wysoką kulturę korporacyjną").

Jak się okaże za jakiś czas, że ktoś szuka dziury w całym, to masz zawsze opcję stwierdzenia, że "zrobiłem sobie długie wakacje w Kambodży - zawsze o tym marzyłem" (bądź gotów na pytania sprawdzające).

 

I jeszcze jedno - jak Cię wypierdolą z roboty, to zawsze (!) jesteś wdupie. Bo jesteś na musiku i szukasz pod ciśnieniem. To widać. A w rekrutacji jak w randkowaniu - desperacja NIE jest sexy. Dlatego szukaj intensywnie spadochronu

 

3 godziny temu, pytamowiec napisał:

mam 3 lata doświadczenia:

1 firma: 1 rok

2 firma: 1 rok

3 firma: 9 mies.

obecna firma: 4 mies.

 

No to i tak zmieniasz co chwila 🙂
Bądź gotów na pytanie odstrzeliwujące: DLACZEGO ODSZEDŁ PAN Z FIRMY 1 (a potem 2, 3 i 4).

I ta odpowiedź MUSI się trzymać kupy!

  • Like 5
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Stary_Niedzwiedz masz rację.

w tej firmie zamierzałem popracować ze 2 lata, żeby przestać wyglądać jak skoczek.

 

A jak sądzisz jakiej firmy poszukać na 2 etat?

a) porządnej, dobrze płatnej, takiej która miałaby zostać docelową i zastąpić tą moją obecną

b) słabej, łatwiejszej, takiej na chwile, żeby zrezygnować, gdy kryzys przejdzie obok

Edytowane przez pytamowiec
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, pytamowiec napisał:

A jak sądzisz jakiej firmy poszukać na 2 etat?

Uważam, że PLANOWE ciągnięcie 2 etatów to samobójstwo.

O ile nie jesteś utopiony w jakiś gwałtowne potrzeby finansowe - unikaj.

 

Naruchaj podstawową sensowną robotę + jakieś dochody na boku na zasadzie "dorabiam sobie i akumuluję hajs na.... (wpisać dowolnie, choćby i na przepalanie hajsu na głupoty, ale NIE "inwestowanie w Myszkę").

 

Pomysły podane wyżej (czyli wyrobić sobie markę na jakieś pierdoły ad hoc ale za spoko pieniądz) wydają się być spoko.

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

Zawsze szukaj kolejnej roboty.

ZAWSZE.

Konkretne i mocny wpis. Dzięki!

To co piszesz to kwintesencja - otwórz się na dyskomfort. Standardowa procedura po znalezieniu fajnej pracy to zadowolenie i koncentracja w jej obszarze. Odpuszczenie bycia otwartym na kolejne nowe. Strefa komfortu.

 

A to może prowadzić również do zbytniego poświęcenia siebie na rzecz pracy.  To jest właśnie forma otwierania się / sprzyjania desperacji i pragnieniu. Uciekając od dyskomfortu w teraźniejszości tworzy się dyskomfort w przyszłości.

 

Jeśli @pytamowiec zdecyduje się np. kiedyś na B2B i na tym robić swoje (co też jest jakąś formą niezależności - wiele osób, które odniosły sukces mają swoje produkty w sprzedaży) to warto zwrócić uwagę na temat, czego nie można zaniedbać. To zresztą wykluło mi się dziś na dłuższym (9km) spacerze - zanim @Stary_Niedzwiedz zobaczyłem Twoje wspaniałe posty z tej strony.

 

Jeśli prowadzisz własny biznes to warto:

1) regularnie szukać nowych możliwości, w których możesz realizować swoją przedsiębiorczość. Nie zakładać, że jedna nisza/branża jest wystarczająca

2) regularnie szukać, co można ulepszyć (ale bez przesady). Zasada 1% progressu jest tutaj pomocna.

3) regularnie badać swój potencjał i potencjał osób, z którymi współpracujesz. Bycie na bieżąco ułatwia deale i zauważenie, gdy kontrahent już "szuka innych dostawców na boku" (to jest odmiana szukania bolca na boku przez laskę - a w biznesie podobnie jak w związkach zbyt wiele osób kieruje się doraźnymi swoimi korzyściami).

 

Jak widzisz - słowo klucz - regularnie. @pytamowiec jak Cię widzą, tak Cię piszą. Jeśli skoncentrujesz swoją uwagę na stworzeniu zajebistego portfolio (ładnie wyglądającego i koncentrującego się na Twoich mocnych stronach) to po pierwsze, zrzucisz trochę mentalnego ciężaru "januszexu" (wejdziesz w stan kreacji), a po drugie studiując nowe oferty pracy możesz wpaść na pomysł, pod jakim kątem przedstawić portfolio. Na przyszłej rozmowie, posiadanie odpicowanego portfolio pokaże, że najbardziej istotne z punktu widzenia rzeczy HR masz opanowane. Zwiększysz swoją pewność siebie. Same plusy.

Wyrób sobie regularny nawyk progressu w tym kierunku, jakies 30-60 minut. Nie zakładaj mega dużych celów na starcie. Małe kroki, regularny postęp, nawet 1%.

 

Edytowane przez lync
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, pytamowiec napisał:

no to teraz nie rozumiem, najpierw pisałeś by szukać kolejnej roboty, a teraz, że 2 etaty to samobójstwo. Czyli mam zamienić pracę na lepszą tak? Czyli zrezygnować z tego januszsofta jak znajdę lepszą?

 

Szukaj drugiej gałezi, jak będzie lepsza to przeskocz do nowej roboty

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 24.10.2022 o 22:28, pytamowiec napisał:

no to teraz nie rozumiem, najpierw pisałeś by szukać kolejnej roboty, a teraz, że 2 etaty to samobójstwo. Czyli mam zamienić pracę na lepszą tak? Czyli zrezygnować z tego januszsofta jak znajdę lepszą?

Pomału i dużymi literkami:

1. Naruchaj (zorganizuj) sobie NOWĄ pracę. 1 etat. Słownie: JEDEN etat. Dobrą pracę. "Docelową".
Naruchaj ją siedząc w obecnej (ucz się od pań - nie puszczamy się jednej gałęzi, zanim nie złapiemy drugiej). Nie masz żadnych, kurwa, ŻADNYCH zobowiązań względem obecnego pracodawcy. Żadne "jak możesz", żadne "będzie lepiej", żadne inne pierdolenie. Praca to jest ŹRÓDŁO DOCHODU. Tylko to.

Ty im swoje umiejętności, oni Tobie wypłatę. 100% utylitarne podejście. Jak się źródło spierdoli pod jakimś względem - NARA!

 

2. Naruchiwanie/naruchanie dobrej nowej pracy nie wyklucza zorganizowania sobie drugiej roboty DODATKOWEJ. Żaden kurwa pełny etat. Chcesz skończyć w psychiatryku/kostnicy/innym szpitalu? Szanuj siebie. Drugiego ciała i umysłu nie będziesz miał. Ja wiem, że jak się ma 20 lat to jest się nieśmiertelnym. Zaufaj starszemu - to mija, a ból w plecach, kamienie w nerkach, nocne koszmary i inne atrakcje zostają.

Celem tego ćwiczenia jest zorganizowanie DODATKOWEGO, zwłaszcza skalowalnego źródła dochodu, a to doskonała sprawa. Możesz sobie odłożyć trochę hajsu, możesz sobie rozwijać dzięki temu hobby/kupić coś fajnego/inwestować i docelowo urządzać sobie wolność finansową.

Dodatkowy atut: jak Cię znienacka wypierdolą z roboty (ZAWSZE !!!! bierz taki scenariusz pod uwagę. Choćbyś - kurwa - pracownikiem roku co tydzień zostawał. W miejscu pracy jesteś PRZEJAZDEM. To samo, co z kobietą - jesteś tam przejściowo) to masz rezerwowe źródło dochodu. I coś do zajęcia głowy. To już Ci powiedzieli.

Kiedyś miałem przymusowe roczne wczasy. Łooo, panie... No przeczołgało mnie to na tyle, że teraz mam bezpieczników co najmniej kilka, a przede wszystkim - działam uprzedzająco. Siedzenie na piździe w stanie bezrobocia ryje baniak lepiej niż najbardziej jebnięta kobieta.

 

 

23 godziny temu, lync napisał:

Standardowa procedura po znalezieniu fajnej pracy to zadowolenie i koncentracja w jej obszarze. Odpuszczenie bycia otwartym na kolejne nowe. Strefa komfortu.

 

A to może prowadzić również do zbytniego poświęcenia siebie na rzecz pracy.  To jest właśnie forma otwierania się / sprzyjania desperacji i pragnieniu. Uciekając od dyskomfortu w teraźniejszości tworzy się dyskomfort w przyszłości.

Ja patrzę przez pryzmat swojej miłości do etatu 🙂. B2B to zło (o czym niżej).
 

Zasiedzenie na dupie w firmie ma swoje mankamenty.

- osłabia czujność na pewne nadchodzące niebezpieczeństwa. Taki syndrom "już wszystko widziałem, nic mnie nie zaskoczy". No i potem liść znienacka...

- z czasem tracisz kontakt z rynkiem pracy i Twoje dochody na tle rynku zaczną spadać (tzn - nie będą rosły). Dlaczego nowym pracownikom płaci się więcej niż starym? Bo starzy przywykli do swojego uposażenia i swoją postawą wykazują nieruchawość.

A Ty jesteś na RYNKU. Sprzedajesz. Swoje umiejętności w funkcji czasu. I dlatego MUSISZ wiedzieć, co się dzieje na rynku. Inaczej okaże się, że sprzedajesz paliwo po 3,60, podczas gdy inni koszą po 8,99...

 

Jeżeli CIĄGLE monitorujesz rynek i stawki (są na to dość proste sposoby), to wiesz, kiedy zaczynasz iść w kierunku frajerstwa. Nie mówię, żeby od razu lewarować się ofertą od konkurencji - to BARDZO zdradliwe. Ale jeżeli dajesz cały czas znać swoją postawą, że jesteś wolnym elektronem, że masz rozeznanie w temacie wartości RYNKOWEJ swojej pracy, a w tym miejscu najmocniej trzyma cię grawitacja, to... Jesteś pracowy "Czad ze szczenkom"

 

Z robotą jak ze związkiem z kobietą - jeśli czuje oddech konkurencji na plecach, to będzie się pilnować i nie będzie odpierdalać.

 

A co do B2B.

Ja wiem, że to pięknie brzmi, że "mam firmę". Se można napisać "ajm ej Si-I-Oł, bicz" na bileciku wizytowym i jest "łał". Albo opowiadać laskom przy piwie, że "mam startap, rozumiesz, maleńka?".

Tylko - kurwa - CHUJAMASZ. Jesteś samozatrudnionym. Najniższa forma egzystencji. 100% odpowiedzialności, 0 (zero!) benefitów. Krwiożerczy kapitalizm at its best. W zamian za nędzny plus do wynagrodzenia wynikający z innej formy opodatkowania (kosztem późniejszego "olaboga, jak to emerytura/renta 1500 PLN netto") oddajesz multum przywilejów i bierzesz na garb potężną odpowiedzialność.

 

Przedsiębiorcą, to się jest od zatrudnienia 10 osób w górę. Nawet w oficjalnych statystykach poniżej tej granicy jest to "mikroprzedsiębiorczość". Czyli właśnie samozatrudnienie.

 

Także... Ja nie żyję złudzeniami 🙂

  • Like 6
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@pytamowiec Jeżeli Cię zwolnią to co z tego ? Masz odłożone pieniądze ? Jeżeli tak to nie masz się czym martwić rekruterom puszczasz bajkę o tym że pojechałeś na wakacje i stąd dziura w cv i tyle.

Jesteś contractorem i pracujesz na projektach więc to normalne że jeden projekt trwa rok inny 3 miesiące. Możesz mówić że dołączyłeś do zespołu bo chciałeś mieć udział w super rozwiązaniu nad którym pracują i im pomóc nawet jeżeli miałoby to trwać tylko 5 miesięcy to i tak chciałeś mieć w tym swój udział itd. Pamiętaj że jesteś sprzedawcą i musisz się nauczyć sprzedawać siebie i swoje usługi. Zmień mindset z etatowego wyrobnika na tak wyżej obśmiewanego przedsiębiorce i możesz zarabiać konkretne pieniądze (mam tu na myśli >50k/msc). Znasz jave nie myślałeś żeby nauczyć się scali i pójść w inżynierię danych ?

Dodawanie miesięcy spędzonych w firmie to też powszechna praktyka u devów bo nikt tego nie sprawdzi przy b2b. Bo niby jak ?

Szukałeś projektów za granicą ? Jeżeli nie to koniecznie zacznij.

I rynek pracy nie różni się zbytnio od rynku matrymonialnego, jeżeli to kobieta szuka kogoś do swojego teamu to Twój wygląd i to jak jej nawiniesz makaron na uszy ma pierwszorzędne znaczenie przy tym czy dostaniesz daną rolę i za jaką stawkę. Doświadczenie to tylko pierwszy próg.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, Sankti Magistri napisał:

Znasz jave nie myślałeś żeby nauczyć się scali i pójść w inżynierię danych ?

scali uczyłem się nawet i trochę w niej kodziłem też komercyjnie, mam też doświadczenie z analizy danych, tylko co mi da taka zmiana? Zarobki wcale nie są mocno wyższe, a ofert mniej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co się dzisiaj wydarzyło w robocie to nawet nie....

 

Opowiem Wam to na przykładzie warsztatu samochodowego. Mechanik wymienił mi skrzynię biegów. Przychodzę z reklamacjami

- panie mechaniku jak wrzucam 2 to coś klekocze

- to proszę nie wrzucać tylko z 1 od razu 3

 

Zgłosiłem błąd innemu zespołowi, którego rozwiązań jesteśmy zmuszeni używać. Oni na to, że żadnego błędu nie widzą. To im przedebugowałem to i pokazałem dokładnie w kodzie gdzie to jest. Napisałem nawet rozwiązanie. Nic tylko sprawdzić i wdrażać.

Po miesiącu zaczęli to analizować. Zamiast naprawić to pytają mnie "podaj przykład, że na pewno potrzebujesz by to działało". Pokazałem im, a oni na to: NIE NAPRAWIMY TEGO, BO MOŻESZ ZROBIĆ WORKAROUND TAK I TAK.

4 dni zmarnowali na to by przeanalizować jak się wymigać z naprawienia tego, dłużej niż jakby to naprawiali.

 

Tak się wkurzyłem, że miałem ich już wyzywać, ale ugryzłem się w język. Czaicie?

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

3 godziny temu, pytamowiec napisał:

scali uczyłem się nawet i trochę w niej kodziłem też komercyjnie, mam też doświadczenie z analizy danych

 

I to jest dobry punkt wyjścia. Na Twoim miejscu zrobiłbym sobie mały upskilling jako inżynier danych, dopisał w cv że np zajmowałeś np databricksami (jak już będziesz coś umiał) i szukał drugiego projektu w tej dziedzinie. Nie chodzi o to żeby zmieniać całkowicie poletko tylko zasiać drugie obok i maksymalizować liczbę ofert przez naukę zbliżonych i zazębiających się technologii. Ja mam takie podejście i na zarobki oraz liczbę ofert nie narzekam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 25.10.2022 o 22:52, Stary_Niedzwiedz napisał:

 

A co do B2B.

Ja wiem, że to pięknie brzmi, że "mam firmę". Se można napisać "ajm ej Si-I-Oł, bicz" na bileciku wizytowym i jest "łał". Albo opowiadać laskom przy piwie, że "mam startap, rozumiesz, maleńka?".

Tylko - kurwa - CHUJAMASZ. Jesteś samozatrudnionym. Najniższa forma egzystencji. 100% odpowiedzialności, 0 (zero!) benefitów. Krwiożerczy kapitalizm at its best. W zamian za nędzny plus do wynagrodzenia wynikający z innej formy opodatkowania (kosztem późniejszego "olaboga, jak to emerytura/renta 1500 PLN netto") oddajesz multum przywilejów i bierzesz na garb potężną odpowiedzialność.

 

Przedsiębiorcą, to się jest od zatrudnienia 10 osób w górę. Nawet w oficjalnych statystykach poniżej tej granicy jest to "mikroprzedsiębiorczość". Czyli właśnie samozatrudnienie.

 

Także... Ja nie żyję złudzeniami 🙂

 

Pracownik na jakiejkolwiek formie zatrudnienia nie będący w stanie wziąć odpowiedzialności za swoją pracę jest wart równe 0 to raz, a dwa to nie ma takiego zajęcia które nie ma żadnej odpowiedzialności, a trzy to większa odpowiedzialność = większe wynagrodzenie, nie zawsze, ale jednak. Jest jeden wyjątek, te kurwy co nami rządzą za przepuszczenie 200 mln cebuli poklepują się po ramieniu i dają sobie nagrody, więc to jedyny przypadek gdzie pracownik nie biorący odpowiedzialności jest cokolwiek wart, o ile takiego polityka można o to posądzić, że jest coś wart. 

 

Po czwarte, pokolenie dzisiejszych 35, 30 i niżej latków niech sobie wybije z głowy, że będzie mieć jakąkolwiek emeryturę. Pracując zatem na klasycznym etacie jesteś wyjebany z kilku stron. Płacisz najwięcej na tej formie zatrudnienia, składek od chuja, a chuja w dupę można dostać co najwyżej. 

 

Jedyny plus etatu, nad samozatrudnieniem to to, że masz przyzwoite chorobowe które ratuje dupsko kiedy się poślizgniesz, ale przy dobrych wiatrach tylko 6 msc o ile wcześniej ktoś się nie przypierdoli, o ile nie zarabiasz najniższej, bo wtedy i tak chuj w odbyt. 

 

Reasumując na samozatrudnieniu, samozatrudniony przejmuje rolę państwa które te ma na etacie, czyt. sam sobie zabezpieczasz emeryturę, chorobowe itp. jak tego nie zrobisz to chuj w dupę. A w sumie na etacie opieka państwa jest marna, płacisz od chuja składek, a i tak iść w przyzwoitym terminie do przyzwoitego lekarza musisz bulić, wyjebanie x2. Pracowałem w rodzinnym biznesie kilka lat, kilka lat na etacie i teraz od kilku msc na samozatrudnieniu i szczerze wolę mięć 15k w kieszeni i sam tym zarządzać niż 3,5k i liczyć na Sasina, Niedzielskiego czy innego pojeba. 

 

Edit: Zgadnij co dostałem od państwa, za kilka lat płacenia składek na etacie kiedy zachorowałem? Chuja w dupę, takiego, że aż mi się odbiło i to samo dostanie pokolenie y i z czy to teraz czy to na tzw. "emeryturę". Nikogo nie obchodziło, że jadłem raz dziennie, a teraz tułam się po europie, żeby na leki zarobić. Kardiolog w marcu próba umówienia, pani informuje, że w tym roku na NFZ już nie umawiają, to samo z innymi specjalizacjami, jaki jest sens, więc oddawać 70% pieniędzy na te wszystkie opłaty skoro chuja w dupę dostaje? Jebane przymusowe PONZI.

Edytowane przez Jorgen Svensson
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozpętała się przeze mnie gówno burza. Managero podchwycił temat, tego, że tamten zespół nie chce naprawić błędu tylko każe go obchodzić i zaczął eskalować wyżej.

Teraz te chłopy gadają, że to nie jest błąd xD i nam powiedzieli jak to skonfigurować by nie było błędu i w ogóle dupę zawracam.

Coś czuję, że mnie wypieprzą stąd za pyskowanie.

 

Ale widzę, że inni też się nie patyczkują w tańcu i chłop pisze na głównym czacie (ok. 50 osób) do naszego szefa z pretensjami, że to co robi jest niepoważne, bo nie umie czegoś tam załatwić od 4 miesięcy xD

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 27.10.2022 o 11:56, Jorgen Svensson napisał:

Pracownik na jakiejkolwiek formie zatrudnienia nie będący w stanie wziąć odpowiedzialności za swoją pracę jest wart równe 0 to raz, a dwa to nie ma takiego zajęcia które nie ma żadnej odpowiedzialności, a trzy to większa odpowiedzialność = większe wynagrodzenie, nie zawsze, ale jednak.

Otóż nie.

 

Jeżeli mam brać 100% odpowiedzialności MATERIALNEJ za swoje działania, to warunkiem brzegowym jest adekwatny udział w PROFITACH.

Będąc przedsiębiorcą (normalnym, nie mikrojanuszem) ponosisz ryzyko, ale też masz 100% profitów. I to dopiero jest właściwy podział.

 

Będąc "bymesmenem bitubi" jesteś tak naprawdę WYROBNIKIEM najniższej kategorii. Szczebelek wyżej nad niewolnikiem zapierdalającym za miskę zupy z brukwi przykutym łańcuchem do komputera.

Dlaczego?

- Pracujesz na CUDZY biznes - profity idą do innych.

- Ponosisz pełnię ryzyka (jako B2B możesz być pociągnięty do dalece głębszej odpowiedzialności)

- Wciąż robisz to, co ci każą. Także rzeczy, które mogą być co najmniej kontrproduktywne biznesowo. Nie masz mocy decyzyjnej. "Zamknij mordę i rób, ale odpowiadasz za efekty moich pomysłów".

- Dalej - NIE MASZ za to istotnych profitów finansowych. Jedyna różnica to sposób opodatkowania i oskładkowania Twojej "umowy".

"Byzmesmeni bitubi" NIE są (z zasady) wynagradzani według innych, nierynkowych stawek vs pracownicy na UoP. Na koniec dnia decyduje excel - pracodawca zleceniodawca w excelu ma na Twój stołek budżet X. I czy zatrudni Cię na UOP, czy jako kontraktora B2B to go ebe. Może ewentualnie MINIMALNIE dorzuci parę groszy wyceniając na to redukcję ryzyka operacyjnego po swojej stronie.

CZYLI - de facto jesteś PRACOWNIKIEM, ale w gorszej pozycji, bo bez ochrony prawnej.

 

Jako pracownik:

- Nie odpowiadam za gówniane decyzje (za wyjątkiem świadomego działania na szkodę oraz złamania prawa powszechnego). Max odpowiedzialność pracownika to 3-miesięczne uposażenie. No i mogą mnie zwolnić. Ojej.

- Nie partycypuję w zyskach (czyli jak Bizmesmen bitubi)

- Mam konkretne ramy działania. Także czasowe.

 

I - wbrew pozorom - pracownik szeregowy TEŻ podejmuje określone decyzje i ruchy, które mogą się wiązać z potencjalnymi stratami. Niekoniecznie przy tym "wynagrodzenie rośnie z odpowiedzialnością".

 

Przykład: Pan Mietek, który dokręca śrubki w produktach na taśmie w fabryce może doprowadzić do milionowych strat. Czystym przypadkiem - przewrócił się chłop i klucz wpadł mu w czeluści maszyny. CHRUPPP i poszłoooo parę baniek w plecy. A stało się tak dlatego, że PRACODAWCA, przepraszam - zleceniodawca chujowo zabezpieczył swoją linię produkcyjną, gdyż

1. Jest cebularzem

2. Może tym kosztem obciążyć pracownika PODWYKONAWCĘ

3. Skoro pkt 2 działa, to patrz pkt 1

 

Rozumiesz, o czym mówię?

 

Także -> mowa o jakichkolwiek sensownych profitach "bizmesmena bitubi" w zderzeniu z etatem jest...

No ja lubię takie szpagaty umysłowe, tylko nie klei się to z twardą rzeczywistością.

 

W dniu 27.10.2022 o 11:56, Jorgen Svensson napisał:

Po czwarte, pokolenie dzisiejszych 35, 30 i niżej latków niech sobie wybije z głowy, że będzie mieć jakąkolwiek emeryturę. Pracując zatem na klasycznym etacie jesteś wyjebany z kilku stron. Płacisz najwięcej na tej formie zatrudnienia, składek od chuja, a chuja w dupę można dostać co najwyżej. 

 

(przemowy korwina i spółki playing soflty in the background).

 

Znów -> "bizmesmen bitubi" = NIECO niższe obciążenia podatkowe.

To nie jest optymalizacja na zasadzie "na etacie mam 2 miliony, na bitubi - 3 miliony", gdzie takie ruchy MAJĄ sens, bo na koniec dnia odchodzisz od kasy z banieczką w ręku, czyli trafiłeś pieniądze, za które możesz sobie organizować całkiem sexy przyszłość.

My mówimy (tzn - Ty gloryfikujesz uprawiając szpagaty umysłowe, ja pokazuję przyziemnie smutną rzeczywistość) o wypychaniu na ryzykowne umowy niskopłatnych stanowisk. To patologia naszego systemu prawnego. "Zysk" miesięczny rzędu 500 PLN/100 EUR to jakaś kpina.

 

Ostatnio pokazało się w internetach ogłoszenie o "bizmesie bitubi". KONTROLER BILETÓW W KINIE.

Jak rozumiem Twoim zdaniem - biznes życia? 🙂

 

I żeby to wybrzmiało:

Do socjalistów wszelkiej maści to ja bym strzelał. Wszelkiej maści dejów utylizowałbym bez litości.

Rozchodzi się o to, że jest jeszcze coś takiego jak strefa środka. Coś pomiędzy krwiożerczym kapitalizmem a komuną pełnym ryjem.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

Otóż nie.

 

Jeżeli mam brać 100% odpowiedzialności MATERIALNEJ za swoje działania, to warunkiem brzegowym jest adekwatny udział w PROFITACH.

Będąc przedsiębiorcą (normalnym, nie mikrojanuszem) ponosisz ryzyko, ale też masz 100% profitów. I to dopiero jest właściwy podział.

 

Będąc "bymesmenem bitubi" jesteś tak naprawdę WYROBNIKIEM najniższej kategorii. Szczebelek wyżej nad niewolnikiem zapierdalającym za miskę zupy z brukwi przykutym łańcuchem do komputera.

Dlaczego?

- Pracujesz na CUDZY biznes - profity idą do innych.

- Ponosisz pełnię ryzyka (jako B2B możesz być pociągnięty do dalece głębszej odpowiedzialności)

- Wciąż robisz to, co ci każą. Także rzeczy, które mogą być co najmniej kontrproduktywne biznesowo. Nie masz mocy decyzyjnej. "Zamknij mordę i rób, ale odpowiadasz za efekty moich pomysłów".

- Dalej - NIE MASZ za to istotnych profitów finansowych. Jedyna różnica to sposób opodatkowania i oskładkowania Twojej "umowy".

"Byzmesmeni bitubi" NIE są (z zasady) wynagradzani według innych, nierynkowych stawek vs pracownicy na UoP. Na koniec dnia decyduje excel - pracodawca zleceniodawca w excelu ma na Twój stołek budżet X. I czy zatrudni Cię na UOP, czy jako kontraktora B2B to go ebe. Może ewentualnie MINIMALNIE dorzuci parę groszy wyceniając na to redukcję ryzyka operacyjnego po swojej stronie.

CZYLI - de facto jesteś PRACOWNIKIEM, ale w gorszej pozycji, bo bez ochrony prawnej.

 

Jako pracownik:

- Nie odpowiadam za gówniane decyzje (za wyjątkiem świadomego działania na szkodę oraz złamania prawa powszechnego). Max odpowiedzialność pracownika to 3-miesięczne uposażenie. No i mogą mnie zwolnić. Ojej.

- Nie partycypuję w zyskach (czyli jak Bizmesmen bitubi)

- Mam konkretne ramy działania. Także czasowe.

 

I - wbrew pozorom - pracownik szeregowy TEŻ podejmuje określone decyzje i ruchy, które mogą się wiązać z potencjalnymi stratami. Niekoniecznie przy tym "wynagrodzenie rośnie z odpowiedzialnością".

 

Przykład: Pan Mietek, który dokręca śrubki w produktach na taśmie w fabryce może doprowadzić do milionowych strat. Czystym przypadkiem - przewrócił się chłop i klucz wpadł mu w czeluści maszyny. CHRUPPP i poszłoooo parę baniek w plecy. A stało się tak dlatego, że PRACODAWCA, przepraszam - zleceniodawca chujowo zabezpieczył swoją linię produkcyjną, gdyż

1. Jest cebularzem

2. Może tym kosztem obciążyć pracownika PODWYKONAWCĘ

3. Skoro pkt 2 działa, to patrz pkt 1

 

Rozumiesz, o czym mówię?

 

Także -> mowa o jakichkolwiek sensownych profitach "bizmesmena bitubi" w zderzeniu z etatem jest...

No ja lubię takie szpagaty umysłowe, tylko nie klei się to z twardą rzeczywistością.

 

 

(przemowy korwina i spółki playing soflty in the background).

 

Znów -> "bizmesmen bitubi" = NIECO niższe obciążenia podatkowe.

To nie jest optymalizacja na zasadzie "na etacie mam 2 miliony, na bitubi - 3 miliony", gdzie takie ruchy MAJĄ sens, bo na koniec dnia odchodzisz od kasy z banieczką w ręku, czyli trafiłeś pieniądze, za które możesz sobie organizować całkiem sexy przyszłość.

My mówimy (tzn - Ty gloryfikujesz uprawiając szpagaty umysłowe, ja pokazuję przyziemnie smutną rzeczywistość) o wypychaniu na ryzykowne umowy niskopłatnych stanowisk. To patologia naszego systemu prawnego. "Zysk" miesięczny rzędu 500 PLN/100 EUR to jakaś kpina.

 

Ostatnio pokazało się w internetach ogłoszenie o "bizmesie bitubi". KONTROLER BILETÓW W KINIE.

Jak rozumiem Twoim zdaniem - biznes życia? 🙂

 

I żeby to wybrzmiało:

Do socjalistów wszelkiej maści to ja bym strzelał. Wszelkiej maści dejów utylizowałbym bez litości.

Rozchodzi się o to, że jest jeszcze coś takiego jak strefa środka. Coś pomiędzy krwiożerczym kapitalizmem a komuną pełnym ryjem.

 

Nie zgodzimy się w tym temacie. 

 

Temat odpowiedzialności majątkiem można rozwiązać w ok. 30 min, zakładając spółkę, żaden argument. B2B może być początkiem do rozwinięcia czegoś większego z czasem.

 

Pracownik nie biorący odpowiedzialności za cokolwiek = 0 zł wartości na rynku pracy, okrągłe 0

 

Większość oddaje 100% sterowania w ręce janusza biznesu jak to mówisz, pyta się go czy może iść srać, czy może jechać na 2 dni do teściowej itd. To stan umysłu, gówno, śmierdzi, ale ciepło, do czasu...

 

Musi mieć pana nad sobą. Etatowy wyrobnik też jest karany jak coś spierdoli w poprzedniej firmie byłem świadkiem dwóch kar finansowych za spierdolenie detali które poszły do złomu. 

 

Ci co dalej wierzą w ZUS i usługi przez niego pośrednio czy bezpośrednio świadczone w tym NFZ szczególnie zginą marnie. 

 

Teraz zadaj sobie pytanie. Wolałbyś dostawać ekwiwalent brutto do ręki i móc dysponować nim na własną rękę czy oddać dysponowanie w ręce zusu twu w czarną dziurę tej piramidy? A może Mateuszkowi?

 

Zarabiając 3,5k do łapy całkowity koszt to pewnie koło 6,5k. Nie lepiej opłacić za to prywatną opiekę zdrowotną gdzie nie czekasz 2 lata na kardiologa o ile dożyjesz? Nie lepiej odkładać choćby na 5-6% rocznie przez 40 lat na emeryturę ekwiwalentu równemu składce? Opłacić ubezpieczenie na wypadek niezdolności do pracy? Na czym lepiej wyjdziesz? Zapewne po latach się okaże kto miał rację.

 

Nie bronie B2B bo to ma swoje plusy i minusy, ale w dzisiejszych czasach gdzie 70% zapierdala państwo, mija się z celem praca formalnie na etacie. Poświęcasz 3 tyg życia w miesiącu, żeby dostać porządną knagę w dupę w razie gdy przyjdzie co do czego. Plusów nie widzę, a argument o odpowiedzialności rozwiązuję się sp z oo i dobrym ubezpieczeniem. 

 

B2B gdzie różnica wynosi 1000 zł na plus, oczywiście nie ma sensu, tutaj skala robi różnicę, chyba, że jest perspektywa na szybki wzrost, ale w przypadku kiedy różnica jest 10k w górę, no to chyba warto rozważyć, dla jednego to grosze dla drugiego kupa forsy. 

 

U mnie ten przeskok był znaczący, ale system pracy rotacyjny. Wszystko ma swoje plusy i minusy, ktoś chce siedzieć pod miotłą i mieć nadzieję, że szef coś rzuci proszę bardzo, sam tak siedziałem przez 5 lat, a na koniec dostałem knagę w rdzeń, nie polecam. 

 

Akcja lepsza niż stagnacja. Ostatnie 2 lata nauczyły mnie jednego...

 

Umiesz liczyć, licz na siebie.

 

I żeby było jasne, traktuję to jako okres w życiu klika msc, rok może dwa, dopóki dopóty nie stanę na nogi. 

 

Każdy niech wybierze sam...

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

59 minut temu, Jorgen Svensson napisał:

Temat odpowiedzialności majątkiem można rozwiązać w ok. 30 min, zakładając spółkę, żaden argument. B2B może być początkiem do rozwinięcia czegoś większego z czasem.

Aha.
Czyli "bileter w kinie Sp z o.o."?

Chłopie... Serio?

 

59 minut temu, Jorgen Svensson napisał:

Pracownik nie biorący odpowiedzialności za cokolwiek = 0 zł wartości na rynku pracy, okrągłe 0

Gdzie napisałem "nie ponosi odpowiedzialności za cokolwiek"?

Ponosi odpowiedzialność adekwatną do udziału w profitach.

 

Inaczej to jak w polityce - prywatyzacja zysków, uspołecznianie kosztów.

 

Pracownik wykonuje swoją pracę na koszt i ryzyko pracodawcy. Takoż stoi w KP.

 

59 minut temu, Jorgen Svensson napisał:

Większość oddaje 100% sterowania w ręce janusza biznesu jak to mówisz, pyta się go czy może iść srać, czy może jechać na 2 dni do teściowej itd. To stan umysłu, gówno, śmierdzi, ale ciepło, do czasu...

Ale jeżeli jesteś w tej samej sytuacji "przedsiębiorcą bitubi" to zmienia to postać rzeczy? Wciąż o tym mówimy.
Nie "UoP", tylko "kontrakt bitubi".

 

59 minut temu, Jorgen Svensson napisał:

Teraz zadaj sobie pytanie. Wolałbyś dostawać ekwiwalent brutto do ręki i móc dysponować nim na własną rękę czy oddać dysponowanie w ręce zusu twu w czarną dziurę tej piramidy? A może Mateuszkowi?

Uważam, że pracownik powinien mieć płacone brutto i opłacać osobiście komplet wszelkich składek.
To w sekundę wyedukowałoby ekonomicznie społeczeństwo i skutecznie wyleczyło z wszelkiej maści "deizmów". Nagle powszechne twierdzenia, że "hehe, ja to nie płacę podatków, hehe" znikłyby z horyzontu.

 

Pomysł dawnego "ubruttowienia" płac i podziału składek pracownik/pracodawca uważam za przejaw absolutnego GENIUSZU inżynierii społecznej. "Składki to pracodawca płaci, nie ja, hehe". Podobnie jak "kawa/owocowe środy/pasztetowe piątki w robocie są za darmo" Tja...

 

59 minut temu, Jorgen Svensson napisał:

Nie lepiej opłacić za to prywatną opiekę zdrowotną gdzie nie czekasz 2 lata na kardiologa o ile dożyjesz?

Nie.

Tu masz podstawowy błąd poznawczy.

 

Tzw "prywatna opieka" to absolutne minimum-minimorum. A kosztuje sporo. Rzędu do 500 PLN miesięcznie (co "grubsze" pakiety full service). Pomijam jakieś "pakiety za stufkie w luksmedzie" czy inną patologię. Mówię o produkcie PRZYZWOITYM zakresowo, jakościowo i u sensownego dostawcy. I te pakiety - ojej, co za szok! - można wykupić MAX do 65 roku życia... (wersja "senior" czyli 55+ zwykle kosztuje x2).

 

Tylko jak cokolwiek POWAŻNEGO od wyciskania pypci na dupie się spierdoli, to nagle okazuje się, że... lądujesz na NFZ.

 

Takie atrakcje jak onkologia, dializoterapia, choroby przewlekłe (refundacja leków się kłania...), pomoc w wypadkach nagłych... Zobacz sobie ile kosztują leki do terapii chorób przewlekłych przy założeniu 100% odpłatności i może się okazać, że zapoznasz się z pojęciem "incydent kałowy".

Zabawa w reanimację pacjenta potrafi kosztować -naście kPLN w samych lekach wpompowanych w pacjenta przeciągu godziny. Dolicz do tego pracę sprzętu i ludzi.

To nie jest zabawa na przeciętną kieszeń. Na nieprzeciętną też.

 

WSZELKIE kosztowne procedury są refundowane przez NFZ i jest to - co do idei - DOBRY system.

 

To, że przez politykę poleciało to w patologię to insza inszość - wystarczyłoby wzorem czeskim wprowadzić współodpłatność u pacjenta (czyt: DROBNĄ opłatę za wizytę lekarską, rzędu ~10 PLN) i masz momentalnie 70% miejsc wolnych. Bo - o jakże to niepopularne - emeryci przeniosą swoje aktywności społeczne do parku, a nie do kolejki w przychodni.

Konkludując: ŚRODEK.

Nie krwiożerczy kapitalizm a'la USA ze 100% odpłatnością, ale i nie 100% socjalizm i zabawa w chorego "bo za darmo". Ludzie "za darmo" NIGDY nie będą szanować.

 

 

59 minut temu, Jorgen Svensson napisał:

B2B gdzie różnica wynosi 1000 zł na plus, oczywiście nie ma sensu, tutaj skala robi różnicę, chyba, że jest perspektywa na szybki wzrost, ale w przypadku kiedy różnica jest 10k w górę, no to chyba warto rozważyć, dla jednego to grosze dla drugiego kupa forsy. 

W większości wypadków mowa o takich właśnie kwotach.

Nawet niech to będą 2k. i 3k.

To są drobiazgi, a nie istotne pieniądze.

To nie jest założenie "urwałem bańkę ekstra i już doskonale wiem, co z tym zrobić", bo - uwaga - takich pieniędzy NIE zarobisz NIGDY na ŻADNYM etacie.

 

OK. 1% z 1% tyle zarobi. Absolutny topmanagement w topowych firmach. Tylko że takich w Polsce nie było, nie ma i nie będzie. I wójt z Pcimia tego nie zmieni, bo on nie jest menedżerem, tylko politykiem.

Ludzi z takimi zarobkami z etatu w Polsce można policzyć w ilości rzędu 100 sztuk. "Trzyliterówki" z topowych instytucji finansowych w Polsce. Reszta to ludzie zarabiający ze swoich przedsiębiorstw.

A, no i rekiny biznesu z Amwaya 🙂

Są to wyjątki. A wyjątki to są wyjątki, a nie reguły.

 

 

W każdym razie - jak widzę ZAUWAŻASZ mankamenty "bizmesmena bitubi".
I tu się zgadzamy.

A po odjęciu emocji i wynikającego z nich sosiwa ideologicznego p.t. "nie bendem hójom płacił" zostaje to o czym piszę 🙂. Wypchnięcie do mega niekorzystnej umowy ludzi, którzy są przyciśnięci do muru przez mocniejszych (pracodawców).

Tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

Aha.
Czyli "bileter w kinie Sp z o.o."?

Chłopie... Serio?

 

 

Serio chłopie? A jaka on ma odpowiedzialność? Źle przedrze bilet za 40 zł. Bądźmy poważni. 

 

Do NFZ każdy ma taki sam dostęp wszak składka zdrowotna na jdg jest obowiązkowa, tylko co z płacenia 9% od przychodu? Co masz z tego? Oczekiwanie rok na wizytę u specjalisty który skieruje Cię na "kosztowna procedurę?" Na która czekasz kolejne 2 lata? O ile nie umrzesz to doczekasz. 

 

Niuansów jest 100 i jeszcze trochę, każdy niech przekalkuluje po swojemu i tyle. 

 

O kosztach leczenia to mi nie mów, płaciłem składki kilka dobrych lat i co dostałem jak zachorowałam i straciłem zdolność zarobkową na grubo ponad rok? Chuja w dupę. Kosz leków i innych gówien to 2k+/msc, chorobowego miałem 3k przez tylko pół roku, a gdzie życie i żarcie i co dalej? Gdzie jest to finansowanie "kosztownej procedury?" 

 

Działa to tak, płać, płać, płać, jak będziesz miał farta to Ci pomożemy, jak nie chuj w dupę radź sobie sam. I tu akurat mowa o każdej formie zatrudnienia. 

 

W przypadku jak tracisz zdrowie, w desperacji szukasz pomocy i uderzasz w ścianę która finansowales tyle lat, zdajesz sobie sprawę, że roi z inwestycji w ZUS jest marne. I perspektywa się zmienia o 180 st. 

 

Zdrowia. 

 

edit: Myślisz że duże firmy nie chodzą na smyczy? Też chodzą, są zależne od innych firm i firemek, dostawców, usługodawców itp. 

 

Edytowane przez Jorgen Svensson
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 10/24/2022 at 9:57 PM, Stary_Niedzwiedz said:

Uważam, że PLANOWE ciągnięcie 2 etatów to samobójstwo.

 

W ramki i na ścianę. Po tygodniu pracy po c.a. 16h człowiek zapomina jak się nazywa. Oczywiście są tacy, co tyle pracują. Lekarze np. Tylko lekarze tak sobie dobierają obciążenia, żeby w tej 2 i 3 pracy jak najwięcej się odpierdalać, spać w nocy, etc. 

 

@pytamowiec zainteresuj się przekazywaniem wiedzy. Jakiś pseudo etacik w firmie szkoleniowej, na uczelni. Za jeden, czy dwa weekendy w miesiącu potrafi wpaść kilka tys. Kolejne "działki" to testy, cyber security, czy administracja. Co prawda programery na ogół gówno o tym wiedzą, ale jest to jak najbardziej wiedza komplementarna, poszerzająca kwalifikacje i przedewszystkim można ją robić zdalnie. 

 

Jak chcesz robić fizycznie, to zrób sobie SEP i jeździj ludziom gniazdka naprawiać i indukcje podłączać. Stawki min. 100 pln za pół godziny pracy. Inna opcja to nauczyć się kłaść aplikacje z tynków ozdobnych, mały rynek, ale bogaty rynek. 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, maroon napisał:

zainteresuj się przekazywaniem wiedzy. Jakiś pseudo etacik w firmie szkoleniowej, na uczelni.

Po trzech latach w "branży" i z postawą "wiem wszystko najlepiej, lepiej od osób pracujących lata nad projektem i znającym zależności w kodzie, bo mnie siem tak wydajem"?

Serio?

 

Po trzech latach w branży to człowiek zna jakieś tam podstawy i bardzo pobieżnie technologię/język w którym pracuje - no chyba, że jest się top 5% ... i ogarnia się dogłębnie technologię wraz z 'internalsami', ale w takim przypadku to nie pracuje się w januszexach lecz aplikuje do firm pokroju Bloomberg czy Accenture ... w międzyczasie w weekendy rozwalając Top Level Competetive Coding Challenges - w innym przypadku pozostaje jedynie pyskowanie do bardziej doświadczonych ... do czasu.

 

no offense ofcourse...

 

Edytowane przez oxy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 hours ago, oxy said:

Po trzech latach w "branży" i z postawą "wiem wszystko najlepiej, lepiej od osób pracujących lata nad projektem i znającym zależności w kodzie, bo mnie siem tak wydajem"?

Serio?

Ile szkoleń w życiu przeprowadziłeś? Ile lat pracowałeś na uczelni, a ile w firmie szkoleniowej? Bo jak zero, to guano wiesz jakie kompetencje potrafią mieć szkoleniowcy/wykładowcy. Dodatkowo przekazywanie wiedzy niekoniecznie wymaga 100 lat praktyki. No offence of coz. 

Quote

 

Po trzech latach w branży to człowiek zna jakieś tam podstawy i bardzo pobieżnie technologię/język w którym pracuje - no chyba, że jest się top 5% ... i ogarnia się dogłębnie technologię wraz z 'internalsami', ale w takim przypadku to nie pracuje się w januszexach lecz aplikuje do firm pokroju Bloomberg czy Accenture ... w międzyczasie w weekendy rozwalając Top Level Competetive Coding Challenges - w innym przypadku pozostaje jedynie pyskowanie do bardziej doświadczonych ... do czasu.

 

no offense ofcourse...

 

Jak raz musiałem poprawiać kod po guru co "do fejsa poszedł pracować, taki był dobry", to mam taką brzydką manierę, że szczam ciepłym moczem na "wieloletnie doświadczenie" oraz laureatów wszelkich Top Czelenżdży dopóki naocznie nie przekonam się, że są coś warci. I zaryzykuję teorię popartą praktyką, że lepszym, bardziej uważnym koderem będzie koleś z 3 letnim doświadczeniem, który jeszcze się dużo uczy, niż masta guru od napierdalania sprintów w korpo byle jak byle na wznak. 

 

A Musk w Twiterze to niby po co panów endżinierów poprosił o wydruk napisanego kodu za ostatnie 30-60 dni? Właśnie po to, żeby sprawdzić ilu jest top czelendż guru od pierdzenia w stołek. 

Edytowane przez maroon
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taki zawód sobie wybrałeś, że cały czas musisz się dokształcać. Jeśli tego nie lubisz, zastanów się nad zmianą. Jesteś jeszcze młody, masz czas. 

 

Programowanie jest mega ciekawe, ale trzeba to po prostu uwielbiać i mieć specyficzną konstrukcję psychiczną. To jest idealne dla kogoś, kto nie lubi użerać się z ludźmi, bo np. za nimi zwyczajnie nie przepada.

 

Jeśli liczyć czas od moich pierwszych, nieudolnych prób pisania własnych programów (choćby to nawet było sortowanie bąbelkowe), to zajmuję się tym już 30 lat. I nadal się uczę, codziennie czegoś nowego. Jeśli więc dla ciebie nie jest to naturalna sytuacja, to serio - powinieneś się zastanowić nad zmianą ścieżki.

 

Jeśli chodzi o wybór pracy - trudno doradzić, bo zarówno w start-upie potrafi być fajnie (pracowałem ponad 10 lat) jak i w korpo (aktualnie, od ponad roku), jeśli dobrze trafisz: dział, ludzie, technologia. Ja np. robię teraz to co lubię i nie bardzo byłbym w stanie tego robić za dobrą kasę w innym miejscu niż korpo. Oczywiście są wady i zalety każdego z powyższych: w start-upie miałem dużo więcej czasu i rzadko przekraczałem 32h na tydzień, w korpo mam 40h i zdarzają się takie momenty, w których muszę danego dnia posiedzieć więcej, choć zawsze dbam o to, żeby "zamykać" tydzień liczbą 40h.

 

Socjalizowanie się - w kontekście kumpli/znajomych czy kobiet? Jeśli to pierwsze - jak najbardziej ok, jeśli to drugie - odpuść, to nic nie daje w dzisiejszych czasach. Współczesny rynek to w dużym stopniu black pill - nie musisz być czadem, ale dużo więcej da ci inwestycja w regularny trening na siłowni przez kilka lat niż przereklamowane social skille, które nic nie pomogą, jak nie będziesz min. 7/10, czyli tzw. high quality guyem. 

Edytowane przez SamiecGamma
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, maroon napisał:

Ile szkoleń w życiu przeprowadziłeś? Ile lat pracowałeś na uczelni, a ile w firmie szkoleniowej? Bo jak zero, to guano wiesz jakie kompetencje potrafią mieć szkoleniowcy/wykładowcy. Dodatkowo przekazywanie wiedzy niekoniecznie wymaga 100 lat praktyki. No offence of coz. 

Ech Marooon, Maroon, Maroon... Wiesz kolego, mierzeniem "długości penisa" przestałem fascynować się jakieś 30 lat temu... jeszcze niedawno, miałem głupie przekonanie, że z osiągnięciem pewnego wieku większość ludzi przestaje reagować automatycznie/emocjonalnie i jest w stanie ze zrozumieniem na spokojnie przeczytać tekst pisany ... cóż, od jakichś kilku lat dochodzę do wniosku, że jest to jednak nie prawda.

 

Kiedyś wśród programistów panowała "moda" na logikę oraz na znajomość wnioskowania -> jeżeli jest "kupe g... szkoleniowców" bez doświadczenia ... to ... przekonujmy innych "g.... wiedzących" aby zostali "szkoleniowcami" - na pewno poprzez takie "działania" jakość szkoleń się poprawi ... Dude ... seriously ...

 

2 godziny temu, maroon napisał:

Jak raz musiałem poprawiać kod po guru co "do fejsa poszedł pracować, taki był dobry", to mam taką brzydką manierę, że szczam ciepłym moczem na "wieloletnie doświadczenie" oraz laureatów wszelkich Top Czelenżdży dopóki naocznie nie przekonam się, że są coś warci. I zaryzykuję teorię popartą praktyką, że lepszym, bardziej uważnym koderem będzie koleś z 3 letnim doświadczeniem, który jeszcze się dużo uczy, niż masta guru od napierdalania sprintów w korpo byle jak byle na wznak. 

Cóż.. może po porostu nie zrozumiałeś kodu ... przypomnij ile masz doświadczenia w branży? Rok? Dwa? Znasz chociaż algorytmy? "No offence of coz"...

Wiesz, jeżeli przychodzi do mnie jakikolwiek fachowiec i rzuca pierwsze słowa "a kto panu tak spier....", to takiemu fachowcowi z marszu dziękuję... i nie tylko ja.

 

Z tego co piszesz, można wywnioskować, że raczej nie pracowałeś w żadnej poważnej firmie tworzącej poważne rozwiązania - gdyż w takich firmach nikt nie "napierdala sprintów", gdyż każdy błąd w kodzie to straty ... często w ludziach, tak więc tego ... (i nie, nie jest to "mierzenie penisów" a jedynie stwierdzenie faktów). BTW. "Napierdalanie sprintów" to domena lEona skuMa i jego "firemek", w których średnio (jak to napisałeś cytuję) "napierdala się sprinty" 60-70 godzin tygodniowo - obligatoryjnie.

 

2 godziny temu, maroon napisał:

A Musk w Twiterze to niby po co panów endżinierów poprosił o wydruk napisanego kodu za ostatnie 30-60 dni...

Nie "po co" a dlaczego. Dlatego, że tnie koszty aby "pochwalić się" w krótkim czasie "super rezultatami" w postaci "ogromnych zysków". Cięcie kosztów w spółach "technologicznych" często kończy się dobiciem biznesu w średnim okresie czasu (tak jak to było z NeuraLinkiem, z którego wszyscy "warci cokolwiek" pracownicy dawno sp.... z tego kołchozu, tak jak i ostatnio w Tesli gdy Andrej Karpathy poszedł w końcu po rozum do głowy).

 

lEon to typowy "con artist", robi show dla naiwnych i nigdy "nie dowozi" terminu ani produktów. BTW. przypomnę tylko, że Teslę stworzyli Martin Eberhard oraz Marc Tarpenning - panowie których nazwisk zapewne nie znasz, a dzięki nim powstały czytniki e-booków, Tesla oraz kilka innych ciekawych "patentów" - to tylko takie małe przypomnienie.

 

 

 

 

Edytowane przez oxy
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.