Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

@Libertyn

Dokładnie, większość sporów wynika z błędnie nadanego i odebranego komunikatu. 

 

Są jednak relacje, w których na początku jest wiele "między słowami", np.relacje damsko-męskie. 🤗

polecam rodzicom zapoznać się ze sposobami od Centrum Metody Krakowskiej. 

Dużo filmików jest na yt dot.zabaw, które pozwalają dzieciom nabywać nowe umiejętności (czytanie, pisanie, czynności dnia codziennego, rozumienie konsekwencji wyborów podjętych przez dziecko).

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.11.2022 o 08:13, meghan napisał:

@sol

Zapodała pomysł na ten wątek. Dziękuję!

 

Tutaj skupmy się na postawach dorosłych, które pomogły, pomagają i mogą pomóc dziecku, na poszczególnym etapie życie.

 

Wątek nie jest formą porady psychologicznej, konsultacji psychologiczno-pedagogicznej, czy formą psychoterapii dla dzieci. 

 

Wątek niech będzie wymianą doświadczeń, przemyśleń dot.wychowywania i rozwoju dziecka na poszczególnym etapie jego życia.

 

Od jakich trudności w procesie rozwoju dziecka możemy zacząć wymianę zdań? 🤗

Jak ojciec dla innych braci którzy może się zastanawiają czy wesprzeć synów.

 

Ja  regularnie tłumacze szczególnie starszemu synowi od 11 roku życia aby nie słuchała mamy jak ta się wydziera na niego w emocjach nad którymi nie panuje, i nie robię tego za jej plecami. 

Aby nie brać na poważnie tego co mówią kobiety i aby obserwować jak zachowują się koleżanki w klasie i jak nauczycielki. 

 

Z drugiej strony wiem że moja żona ma ciężko bo zostaje z dwoma chłopakami na kilka tygodni sama regularnie. Na co tu dużo mówić. Chłopcy już w naturze maja że kobiety się nie chcą słuchać :D

 

 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, meghan napisał:

Mózg dziecka przeważnie działa w ten sposób, że sprawdza granicę OKREŚLONEGO OSOBNIKA - na tym polega nauka relacji i życia społecznego przez dziecko. 

To jest w ogóle ciekawy temat, bo jest tu imo parę różnych kwestii do zaobserwowania/rozróżnienia:

- kwestia pokazania, że inni ludzie naokoło mają granice

- kwestia szanowanie granic/wyborów dziecka

- zastanowienie się jakie podłoże ma nasze zachowanie względem dziecka - czy "zakazanie" mu czegoś ma podłoże faktycznej dbałości o nie, czy też tak naprawdę nie ma głębszego sensu i jest pokazem dominacji (jesteś dzieckiem, nie masz głosu).

 

Imho typową dominację warto pokazywać, ale tylko w wyjątkowych wypadkach np . gdy to co dziecko robi jest niebezpieczne. Jeśli rodzic notorycznie okazuje dominację dziecku pojawi się jedna z dwóch reakcji - albo uległość, albo bunt. Obie w jakiś sposób wykluczają relację opartą na zaufaniu. U mnie np. ojciec był typowo dominujący i ogólnie nie wspominam tego zbyt dobrze. Przez połowę dzieciństwa byłam uległym i nieco bojącym się go dzieckiem, natomiast w końcu w latach nastoletnich przyszedł czas na bunt, który odwrócił zupełnie hierarchię w rodzinie. Przez to, że nigdy nie przyznawał się do błędów, "zawsze alfa i omega", zero przepraszania - stał się ostatecznie w moich oczach niewiarygodny i zrozumiałam, że dominacją i autorytarnością względem innych próbował zamaskować własne demony.

 

Co do Petersona - kurczę, jak gościa szanuje, to w 12-życiowych zasadach ten jego rozdział o wychowywaniu dzieci był dla mnie dość szokujący.  Na samym początku rozdziału pisze on, jak pacyfikował 2-letnie dziecko znajomych żeby poszło spać, które oni podrzucili mu idąc na imprezę. Nie znam jego całego poglądu na wychowanie, ale ten rozdział... jak dla mnie cały był okropny, jakby nie rozumiał że 2-letnie dziecko to nie 7-letnie. Niemniej jednak jeśli są jakieś fajne materiały chętnie poczytam. Peterson, to w końcu Peterson.

 

6 godzin temu, meghan napisał:

 

Role w rodzinie, w otoczeniu dziecka są ważne. Np. (to są przykłady, które nie stanowią słuszności takiego podejścia do dziecka) mrukliwy wujek, ciepła babcia, stanowczy ojciec, tolerancyjna mama. 

Dla dziecka to bardzo dobre warunki społeczne, bo...spotyka się z różnymi postawami wobec niego, a to polepsza jego procesy/umiejętności adaptacyjne. 

 

Taaaak !!! Ostatnio trafiłam na dokładnie ten sam temat, czytałam opracowanie współczesne Junga "psychologia chłopca" (jezu, wynika że jestem jakimś freakiem psychologii :D). W każdym razie też mnie to uderzyło, swoistą oczywistością ale i mądrością, że uczymy się siebie poprzez inne osoby i im więcej MĄDRYCH, RÓŻNYCH "archetypów" jest wokoł nas od dzieciństwa -  tym bardziej się rozwijamy jako człowiek w różnych aspektach. W sumie każdy niemal człowiek ma jakieś takie "dobre" i wyjątkowe cechy z których może czerpać dziecko. Dlatego niech dziecko ma dziadków, ciocie, wujków, niech się spotyka, chłonie - to 100 razy ważniejsze niż nauka literek i liczenia po angielsku w przedszkolu

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@sol

 

Zdrowa dominacja jest czymś innym od toksycznej dominacji. 

 

Tata, który częściej mówi "nie", ale okazuje dziecku przyjemne uczucia (przytulanie, całus, zabawa itd), to zdrowa dominacja. 

Tata, który tylko wymaga/zakazuje/opierdala/drze się przy wyrażaniu każdego komunikatu, przy tym nie okazując na co dzień przyjemnych uczuć (przytulanie, całus, zabawa) źle okazuje dominację, która odbije mu się czkawką w relacji z dorastającym dzieckiem. Będzie miał dosłownie bunt na własnym pokładzie albo/i dzieci w dorosłości ograniczą z nim kontakt.

 

Jestem klasycznym przypadkiem dziecka nadopiekuńczej matki (nie mówię o okazywaniu uczuć, tylko o tym, że wszystko za dzieci i męża robiła w domu, gdy w nim była) i chłodnego ojca (tata nie ma cierpliwości, by kogoś nauczać, dorównujesz mu albo nie).

Cały mój bunt młodzieńczy (całe szczęście, że nie byłam atrakcyjną nastolatką, bo dorobiłabym się znacznie gorszych problemów w życiu) był wynikiem braku prawidłowej relacji z rodzicami. 

Wychowywały mnie i braci sąsiadki, bo rodzice byli ciągle w robocie. 

Dopiero teraz (jak wyszłam za mąż) z Tatą poprawiły mi się relacje, bo chyba w jego checkliście coś osiągnęłam (to nic złego, każdy rodzic marzy i ma plany na życie własnego dziecka). Jak chciałam wyjechać na Śląsk, przed ślubem, za lepszą pracą, jako jedyny był za moim pomysłem. 

Po prostu ojciec czuje do dziecka respect, wtedy, gdy ono coś osiąga. Jest to zdrowe i normalne.

 

Rodzice są dla mnie teraz trochę jak kumple (z resztą mówiłam im po imieniu, to też jest objaw jakiś braków). Zaczęłam zwracać się do nich "mamo", "tato", gdy poznałam męża, bo to był jego warunek.

Rodzice teraz są wobec mnie i moich braci mega nadopiekuńczy. Chcą podwozić wszędzie, kupić cokolwiek (na co im pozwala budżet), spędzać czas. Pewnie chcą odbić te 20 lat, jak ich w naszym życiu (mentalnie i czasowo) nie było. 

 

Rozumiem Cię, rozumiem, że odwołujesz się do mniej, czy bardziej intensywnych, nieprzyjemnych lęków, doświadczeń w Twojej relacji z ojcem. Przytulam! Na pewno - Twój mąż nie jest dominantem, tylko mężem i ojcem, dobrym mężem i ojcem. 🤗☺️

 

Sama teraz analizuję moją relację z moim ojcem. Braki z tej relacji mnie ukształtowały, zmieniam na ile mogę, te cechy, które przeszkadzają mi w moim rozumieniu własnej kobiecości. To też jest przyczyna przyciągania przeze mnie grupy mężczyzn o określonych cechach (tzw.mniej męskich).

Dotychczasowy lęk przed zajściem w ciążę dotyczył tego, że powtórzę los moich rodziców - nie będę miała dla dzieci czasu, ominę ich wszystkie ważne wydarzenia w życiu, bo będę ciągle w pracy, na kolejnych szkoleniach, studiach, blablabla. Pewnie też biologia robiła swoje - dotychczasowe patrzenie na męża nie jak na mężczyznę.

 

Lęki i traumy (przede wszystkim - emocje z nimi związane) definiują i kształtują każdego z nas.

Dorosłość pozwala nam na ŚWIADOME kalibracje, czy nawet zmianę przekonań, a co za tym idzie - czynów.

 

Tak! 

Archetypy, bajki, mity są metaforą ludzkich postaw i potrzeb! 

Biblia, czy bajki, które powstały wieki temu omawiają nasz, ludzki świat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, meghan napisał:

Zdrowa dominacja jest czymś innym od toksycznej dominacji. 

Jasne, to jest na pewno pewne spektrum - od przewodnika po kata.

 

Ja w ogóle od słowa "dominacja" wolę właśnie "przewodnictwo". Trochę jak szef lider za którym chcesz podążać bo go podziwiasz VS szef, którego słuchasz, bo się go boisz. Efekt nr 2 jest banalny do uzyskania, również w rodzicielstwie, prawdziwe schody zaczynają się, gdy chcesz być rodzicem z prawdziwego zdarzenia - czyli nr 1. 

 

Fajne jest to założenie pozytywnej dyscypliny, która ma być w pomocą w wychowaniu bez przemocy ale z drugiej strony z nakreśleniem dziecku granic, zasad i konsekwencji. Szukanie tego złotego środka.

 

14 godzin temu, meghan napisał:

Jestem klasycznym przypadkiem dziecka nadopiekuńczej matki (nie mówię o okazywaniu uczuć, tylko o tym, że wszystko za dzieci i męża robiła w domu, gdy w nim była

Czy nie jest też to trochę formą takiej toksycznej dominacji niewprost? Bo ty jako dziecko dostajesz wtedy komunikat, że nie jesteś potrzebny w tym ognisku rodzinnym w formie "czynnej", nie budujesz pewności siebie na wkładzie w tą wspólnotę. Masz poczucie, że matka i tak wszystko zrobi lepiej. Taka kobieta alfa i Ty - w sumie nie wiadomo co. Moja mama też taka była, wszystko sama a my miałyśmy się tylko uczyć. Jeśli już pomagałyśmy, to zawsze "nie tak". To jest w ogóle chyba skaza tego pokolenia, jak w tym memie, gdzie dziecko kroi warzywa na sałatkę, mama na to: źle kroisz!! Grubiej! Cieniej! Zostaw już to, a za 5 minut: Jezus Maria, nikt mi w tym domu nie pomaga :D

 

14 godzin temu, meghan napisał:

Dopiero teraz (jak wyszłam za mąż) z Tatą poprawiły mi się relacje, bo chyba w jego checkliście coś osiągnęłam (to nic złego, każdy rodzic marzy i ma plany na życie własnego dziecka)

 

Wiesz co... uhhhh długo bym mogla o tym pisać, ale do rozważenia jest kwestia na ile podświadomym motorem sukcesów zawodowych jest chęć spełnienia ambicji rodziców. Może u Ciebie tego nie ma, albo to akceptujesz. Ja doszłam po latach, że moja pierwsza droga zawodowa była dokładnie tym i dopiero po spektakularnej porażce w niej i pogodzeniu się, że nie chcę już gonić  wyciszyłam się wewnętrznie. Teraz też rozwijam się zawodowo ale na swoich warunkach, bez ciśnięcia na "status". Rodzice pewnie woleliby pochwalić się naokoło poprzednim zawodem, ale trudno, musieli w końcu zaakceptować prawdziwą sol, nerda z piwnicy xD 

 

cdn

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@solprzewodnictwo, ładnie. Przeformułowania motywacyjne.

Robiłaś w korpo? 😎

 

Moja matka jako ukryta dominantka?

Ależ skąd! 😂 To poczciwa, momentami nade naiwna wobec ludzi kobicina.

Pracoholik, jak mój ojciec. To jedna, z niewielu cech, która ich łączy, jest trzonem ich relacji.

Po prostu z domu rodzinnego wyniosła: zapierdol i usługiwanie drugiej stronie (tym bardziej swojemu, męskiemu otoczeniu). 

 

Ok, czekam na cdn 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 6.12.2022 o 17:55, meghan napisał:

Rodzice są dla mnie teraz trochę jak kumple (z resztą mówiłam im po imieniu, to też jest objaw jakiś braków).

To jest faktycznie ciekawe 😮 Nie spotkałam się z tym nigdy, wręcz z przeciwną sytuacją, gdy do rodziców mówiło się w 3 osobie: "Czy mama może to i tamto". Tak od dziecka miałaś?

 

W dniu 6.12.2022 o 17:55, meghan napisał:

Rodzice teraz są wobec mnie i moich braci mega nadopiekuńczy. Chcą podwozić wszędzie, kupić cokolwiek (na co im pozwala budżet), spędzać czas. Pewnie chcą odbić te 20 lat, jak ich w naszym życiu (mentalnie i czasowo) nie było. 

I jak się z tym czujesz? Pisałaś coś, że wracasz do nich, często razem coś robicie. Chyba mimo wszystko.... fajnie tak być razem na jednej grzędzie. Moi też mieszkają blisko mnie, faktycznie im starsi tym lepiej się dogadujemy.  

 

W dniu 6.12.2022 o 17:55, meghan napisał:

Rozumiem Cię, rozumiem, że odwołujesz się do mniej, czy bardziej intensywnych, nieprzyjemnych lęków, doświadczeń w Twojej relacji z ojcem. Przytulam! Na pewno - Twój mąż nie jest dominantem, tylko mężem i ojcem, dobrym mężem i ojcem.

Spoko, dzięki. Ja już tego tak nie odbieram "aktywnie negatywnie", bo to było dawno temu i relacje się bardzo od tego czasu zmieniły. Bardziej myślę jest to rozumienie tego konkretnego schematu i chęć jego zmiany. Gdybym szła automatem pewnie też bym dominowała, no bo to znam. Z drugiej strony nie idę też w skrajność "pozwalania na wszystko" bo tak może u niektórych być, ze skrajności w skrajność.  Masz rację, że dorosłość jest po to, żeby świadomie korygować to co znamy. 

 

W dniu 6.12.2022 o 17:55, meghan napisał:

ak! 

Archetypy, bajki, mity są metaforą ludzkich postaw i potrzeb! 

Biblia, czy bajki, które powstały wieki temu omawiają nasz, ludzki świat.

W ogóle refleksja nad tym dała mi do myślenia żeby podrzucać synkowi mniej randomowe bajki, tylko sięgnąć właśnie do opowieści o Herkulesie, Odyseuszu i innych herosach, które rozpalą w nim naturalną męską potrzebę zdobywania :)

 

 

16 godzin temu, meghan napisał:

Robiłaś w korpo? 😎

ahahahah, gdzie ja nie robiłam :)

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@sol
Okres buntu rozpoczął się od 12 r.ż., szczyt buntu miałam w okresie 18-stki?
Jak skończyłam 12-lat. rodzice robili dobudówkę, więc wtedy byli częściej w domu.
Od 12-stki zaczynały się imienne tytuły wobec rodziców, ok.16-stki po imieniu był standard, że z rodzicami jestem na "Ty". W gościach był hamulec na zwroty do rodziców "ej, Ty, podaj to!". Po prostu rodzice na pewnym etapie nie stłamsili tego zwyczaju w zarodku. Pozwolili sobie.
Teraz wiem, że z rodzicami byłam na "Ty", bo to była forma "zadośćuczynienia" im za to, że nie było ich wystarczająco dużo w moim życiu. Przy okazji - dla mojego mózgu nie byli moimi rodzicami, czyli nie byli WYŻEJ ODE MNIE, nie było uczucia szacunku. 
Dlatego nie jestem za tym, by dziecko z rodzicem było na "Ty". Wiem, że mogą być entuzjaści takiego podejścia, ale jest to maniera, który potencjalnie sabotuje pozycję rodzica. Nie pochwalam tego pomysłu, nie z pozycji psychologa, co dzieciaka, który tak robił.

Mieszkam u rodziców od kilku miesięcy. 
Wqrwia mnie to! Wqrwia mnie to, bo "halo, teraz to za późno na ciuciuruciu! Macie dorosłe dzieciaki!". Muszę stawiać granice, by zadbać właśnie o rodziców (bo nie robią się młodsi, tylko starsi!). Z młodszym bratem mamy to samo stanowisko, ale mojemu bliźniakowi to nie przeszkadza. :) Dlatego jego trzeba pionizować. 
Bliźniak zjechał na chwilę do Polski. Mama codziennie w garach, rozumiem to, mamusia chce uraczyć żołądek syna, ale braciszek poczuł bluss i... nie ścieli wyra (z racji remontu na razie jest w salonie, gdyby był w jednym z pokoi nie czepiałabym się), jego rzeczy są wszędzie porozrzucane, na ostatnią chwilę informuje, że go trzeba gdzieś podrzucić/odebrać.
Niestety mama grzecznie po nim sprząta, tata go wozi, pomimo tego, że miał jakieś plany. No to wjeżdżam ja, cała na biało! 
- rozpiździaj jest w salonie! znów.
* siostra, ja się śpieszę, złożę wieczorem.
- (zamykam drzwi wejściowe na klucz) sory, wyjdziesz z chaty, jak złożysz wyro. Z resztą, codziennie Ci się spieszy, a mama sprząta po Tobie jak po trzylatku. 
* ej, nie chce mi się!
- pfff. składaj wyro, bo widzę, że Ci się nigdzie nie śpieszy. 
* qrwa, ale Ty męczysz bułę! złożysz za mnie?
- (siadam na tym łóżku) Zrób mi kawę, aha, zapomniałam gdzie kładłam klucz od chaty. pooglądamy coś w TV?
- wrr, dobra! 
Złożył wyro. Mógł wyjść z chaty.

Sprawa porozrzucanych, BRUDNYCH rzeczy. Może to chamskie, ale wrzuciłam je do jego walizki z czystymi koszulami i marynarkami, których to potrzebował na ostatnią chwilę :)Wqrwił się, bluzgał, ale teraz przynajmniej przypomniał sobie gdzie jest kosz na brudne ubrania, który to, od 20 lat jest w tym samym miejscu. :) 

Chyba skumał analogię, bo dzisiaj przyszedł i zapytał, czy mogę go za parę h gdzieś podrzucić. 

Dobra, kończymy opowieści o mojej cemji. 

Daj znać, jak było po pierwszej ww bajce. Ostatnio odświeżałam sobie bajki z lat.90, z okresu milenium, ale to raczej dla nas, dorosłych. :) 



 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

@meghan Chciałam tylko zameldować, że "karta wjazdu" zdała egzamin :D Wprowadziłam to, jak pisaliśmy wtedy.

Od dwóch tygodni już nawet nie trzeba karty, bo wszystko syn zaakceptował.

Pierwszy raz od dłuższego czasu, mogę wejść do domu normalnie, syn przybiega szczęśliwy, krzyczy z radości, przytula się. Nie płacze, że nie wjechał samochodem.

Do tego stopnia nam się udało jakoś to uspokoić, że ostatnio nawet jak wjeżdżaliśmy razem, gdzie on zawsze wtedy siada na kolana i prowadzi, powiedziałam, że cały przód jest zapakowany zakupami i nie zmieścimy się tutaj razem. I wjechałam bez niego, ładnie siedział w foteliku.

Nie było żadnych protestów. No cieszę się :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Amperka
Ładnie rodzinko, ładnie! 💪 Na razie oddalaj go dalej od bodźców związanych z motoryzacją, by utrzymać efekt. :)
Zaznaczę, że warto, abyś pomyślała z mężem o tym, by kluczyki chować w miejscu, które nie jest dostępne dla dzieci i jednocześnie było wygodne dla Was, rodziców. Gdzieś mam spokój wobec Waszej codzienności, jednak zalecam i tak w tym przypadku przezorność. 
Domniemam, że za kilka lat Automatyk zapomni o jazdach samochodem i jego obsługę.

Co do Ciebie, Ampercia. 
Znamy się interentowo, nie widziałyśmy się, co tu Ci "radzić", ale pobazujmy na słowie pisanym. :) 

1) "apetyt rośnie w miarę jedzenia"; 
2) "potrzebuję nie konkurenta, nie dominanta, tylko kogoś, kto mi dorównuje!"
3) "mamo, dlaczego stanęłaś między mną, a tatą?!"

Podmujaj nad tymi punktami, jeśli chcesz się uzewnętrznić, daj znać, co sądzisz o tych trzech cytatach. Jakie przemyślenia one Ci dały? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, kluczyki zawsze wiszą na porożu jelenim, że nawet ja staję na palcach, żeby je zdjąć.

Rozmawiałam już też o tym z mężem, że musimy uważać.

Podumam o tych zdaniach. Dzięki.

A co do "niewidzenia się", to Cię może w tym roku zaskoczę. Lubię Podkarpacie ;) (wiem, że zabrzmiało groźnie hahaha).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Wpierw wyjaśnijmy sobie skąd się bierze niska dzietność. 

W Polsce od zawsze był kult kobiety swoisty Matriarchat, gdzie prawo, społeczeństwo, instytucje stoją za kobietami, wspierają, pomagają, dają przywileje. Z dniem kiedy zniknął ostracyzm społeczny, kościoła, swoite piętnowanie za złe prowadzenie się kobiety zaczęły robić co im się żywnie podoba. 

Dostęp do technologi, mediów gdzie propaganda pierze kobietom mózgi, gdzie dostają masę atencji, propozycji, gdzie mogą przebierać jak w ulegałkach wśród facetów bo jest na nie popyt, bo po prostu mogą. 

Otwarcie się Polski na cały świat, gdzie kobiety podróżują i mają wybór wśród egzotyki. 

Państwo, które zastąpiło rolę mężczyzn zabierając im pieniądze z podatków, danin, nakładania kar. 

Przy takim obrocie spraw kobieta już nie szanuje mężczyzn bo przestali być liderami, głowami rodzin skoro są parytety a kobiety posłano do roboty. 

Popuszczając lejce kobietom, istotom pragmatycznym, przyziemnym, patrzących na własny czubek nosa, niemoralnym i egoistycznym, mężczyźni stworzyli świat idealny dla nich. Więc nie dziw, że młode lata, najlepsze dla siebie spędzają na karuzeli kutang a przy 30 Budzą się rękami w nocnikach. 

I nie jest to chęć posiadania potomstwa, założenia rodziny tylko silna desperacja nie bycia samą.

 

 Kolejny świetny post @niemlodyjoda który prosto obrazuje sytuację mianowicie czekanie na lepszy model przez kobiety.

 

Tak młode padawany życia kobiety kochają siłę, wygląd, status i pieniądze mężczyzn. 

A ilu takich w polskim społeczeństwie jest? 5%? Dlatego wolą być same i odwlekać macierzyństwo. 

Jak to powiedział klasyk kobieta woli być czwartą żoną prawdziwego mężczyzny niż pierwszą fajtłapy. 

 

Przyzwyczajenie kobiet do luksusowego, dostatniego i łatwego życia sprawiło, że wzrosły ich wymagania względem mężczyzn. 

Kobiety nie rozumieją, że to dzięki mężczyznom są w uprzywilejowanej pozycji i wszystko jest im podawane na złotej tacy. 

Natomiast mężczyźni nic od nikogo nie dostają, muszą sami walczyć o swoje, nakłada się na nich presję, oczekiwania i wymagania. 

 

I dochodzimy tutaj do meritum. 

Skoro kobieta ma wszystko na wyciągnięcie ręki, może wybrzydzać, przebierać, nie jest karana a jeszcze nagradzana za przestępstwa to nie zadowoli się byle kim. 

 

Przez ostatnie przynajmniej 300 lat rozmnażają się w Polsce słabe geny. 

Ludzie atrakcyjni czy inteligentni przeważnie ginęli na wojnach, w okupacjach, powstaniach, nie zakładali rodzin w systemach totalitarnych bo nie chcieli sprowadzać na ten padół łez kolejnych nieszczęśników. 

 

Z resztą same kobiety też nie są atrakcyjne jak to powiela mit z PRL-u. 

 

Tak czy inaczej tak się kończy jak kobiety nie trzyma się za twarz, nie stawia zasad, granic, nie separuje od negatywnych rzeczy i dziwactw zachodniego świata. 

A będzie jeszcze gorzej i nie jesteśmy w stanie tego procesu zatrzymać. 

Efekt za 50 lat będzie większość ludzi starych, na nasze miejsce przyjdzie inna cywilizacja gdzie kobiety nie mają nic do powiedz, enia a w hietarchi są niżej niż zwierzęta. 

 

Tak panowie patriarchat musi wrócić gdzie mężczyzna będzie uprzywilejowany i gloryfikowany bo tylko wtedy kobieta chodzi jak w zegarku. Przez tysiące a nawet miliony lat to działało. 

 

 

 

 

 

 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Iceman84PL napisał:

gdzie mężczyzna będzie uprzywilejowany i gloryfikowany bo tylko wtedy kobieta chodzi jak w zegarku

Ale raczej nie wymusisz prawdziwego szacunku, co najwyżej strach będzie kontrolował kobietę.

 

"Za każdym wrzaskliwym tyranem kryje się przestraszony słabeusz. A pod każdym skulonym Słabiakiem kryje się Tyran, który czeka, by eksplodować."

 

Realny szacunek raczej nie jest dawany za arogancką postawę "bo facet tego chce i chuj", to tak nie działa według mnie.

Raczej bym obstawiał, że dostaje go za swego rodzaju kompetencje, za pewną postawę, wewnętrzom energię, dojrzałość, pokonanie trudów, doświadczenie życiowe. Gdybym miał oceniać w ogóle całe te zjawisko to raczej bym je opisał jako to, że kobieta uznaje Ciebie za kogoś godnego podążania, widzi dojrzałość, widzi wewnętrzną siłę, czuje się chroniona, jest zarys gdzie idziecie razem i ona może się "poddać" oraz zaufać.

A gdy się poddaje, ufa, czuje się bezpieczna może podarować szacunkiem wspominanym szacunkiem. Wtedy nie tylko jak tu ująłeś chodzi jak w zegarku - ona piluje by wszystko w nim działało jak należy (jeżeli już używać takiej metafory), ponieważ to jest w jej najlepszym interesie, waszym i ewentualnych dzieci - staje się realną strażniczką ogniska domowego. Nie jest motywowana strachem a miłością, realnie staje się sługą swego mężczyzny. Ustrój może i patriarchatowy wspomagał w budowaniu wielu cech męskich ale również naprodukował wiele tyranów, gdyby przyjrzeć się bliżej. To co teraz mamy to budowanie "słabych tyranów - aka słabiaków".

Od siebie dodam, że raczej bym nie rekomendował postawy tyrana, chociaż fakt na wiele kobiet to działa - pytanie czy to zdrowe dla Tyrana, który nie może ewoluować 'oraz czy dla kobiety, która odgradza się od swojej godności jest to owocne? Raczej nie. 

 

Wiemy, że "bad boje" mają kobiety ale czy chcielibyśmy by nasza córka z takowym zaszła w ciążę? - no właśnie. 

Czy chcielibyśmy by nasza córka była bita, poniżana w relacji z facetem? No właśnie.

 

Pozdro. 

 

 

Edytowane przez SzatanK
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wątek jest o wszystkim, co dotyczy rozwoju dziecka, a nie o zjawisku określonej dzietności! 😎

 

Znajoma psycholog stosuje u siebie w gabinecie tą grę. 

Dzieciakom się mega podoba, obojętnie od wieku. 

https://www.smartgames.eu/uk/one-player-games/iq-xoxo

 

Jest jeszcze we formie kulek.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodzimy sobie z ukochanym na warsztaty dotyczące wychowania i emocji dla rodziców, to już trwa kilka miesięcy. To co się tam zaczęło dziać to magia. Warsztaty i wiedza sobie, ale ludzie zaczęli się przy tym tak otwierać, energia jest niesamowita. Ja widzę, że też się przełamuję, okrutnie ciężko mówić o swoich emocjach czy niechlubnych wydarzeniach przed grupą ludzi. Poniekąd rozumiem teraz moc AA itd. Grupa ma zupełnie inną energię, a otwarcie się na grupę wymaga dużego przełamania. Wydaje mi się, że chodzi głównie o to że ludzie zdejmują że spotkania na spotkanie maski i zaczynasz obcować z czymś prawdziwym, co jest niezwykle w kontekście do  kontaktu z nieco instagramową, przekłamaną rzeczywistością.

 

W każdym razie każdemu rodzicowi to polecam, to trzeba po prostu przeżyć:)

Edytowane przez sol
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj w przedszkolu - dzień dziadka i babci. W nocy piekłam ciasta na poczęstunek, rano się zbieramy, idziemy. Na 100 dzieci dwoje tylko coś odjaniepawliło - tak, moje.

Cały dzień im towarzyszyłam, bo nie ma dzisiaj wspierającej pani dla syna, a panie miały pracy w bród przy organizacji. Córka nie wyszła w ogóle na przedstawienie, tylko zawisła na pani jak koala na scenie, syn to w ogóle cud, że siadł w auli. I za każdym razem jak kończył się jakiś element w przedstawieniu wstawał i krzyczał "brawo, bijcie brawo". W ogóle nie mógł usiedzieć w miejscu, kogoś miział po plecach, przytulał jakieś dziewczynki, machał sobie nogami, to zaraz się kładł, córka to samo.

Córka była tak wściekła, że ma białą, elegancką bluzkę, że chciała ją wyrzucić do kosza, na szczęście nie mogła ściągnąć.. A poza tym, to najbardziej energiczne i kochane dzieciaki, jakie wiedziałam. Tylko takie.... trudne są. Naprawdę trudne. Córka teraz na złość w miejscach publicznych krzyczy "siurdak" - i się śmieje. A czasami dorzuca "siurdak i pupa" i hahahah, ale zabawne.

Nie czuję, że to mnie jakoś przerasta, ale dzisiaj jak zobaczyłam kontrast między spokojnymi, neurotyopowymi dziećmi, a moimi bąkami, to dopiero uświadomiłam sobie jaki rzeczywiście mam harmider i o ile trudniej mi idzie ich okiełznanie. Nawet przedszkolanka życzyła mi dużo energii i zdrowia, pytała się, jak sobie radzę. Oni są bardzo grzeczni, kulturalni, tylko tacy indywidualni, niepodporządkowani grupie. Ale ja nie czuję, że mam sobie z czym radzić. Po prostu tacy są, pracujemy z nimi dużo, teraz właśnie syn ma zajęcia wspomagające. Ja już wiem, że u mnie nigdy nie będzie tak jak u innych i zaakceptowałam to.  Mi to w sumie nie przeszkadza, tylko myślę jak oni odnajdą się w przyszłości. Tylko to mnie martwi.

@sol Napisz coś więcej o zajęciach. Co dokładnie tam analizujecie?

 

 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Amperka napisał:

W ogóle nie mógł usiedzieć w miejscu, kogoś miział po plecach, przytulał jakieś dziewczynki, machał sobie nogami, to zaraz się kładł, córka to samo.

Przytulam Cię, my mamy grupę integracyjną więc dla mnie to standard, ale rozumiem że w przedszkolu gdzie są same neurotypiaki Twoje nieźle błyszczą,  ma to swój urok :)

 

Godzinę temu, Amperka napisał:

Napisz coś więcej o zajęciach. Co dokładnie tam analizujecie?

 

Każde zajęcia poświęcone są jednej konkretnej emocji. Ja myślałam, że to będzie tak, że będziemy uczyć się radzić sobie z trudnymi emocjami u dzieci. Po tych paru miesiącach mam konkluzję, że to zaczyna się od rodzica i na rodzicu kończy. Póki my nie będziemy umieli radzić sobie ze swoimi emocjami to kij pomożemy dziecku, kij je nauczymy. Dzieci są jak papierek lakmusowy. Tam przychodzą tacy goście np., wysoko w drabinie społecznej od których wymaga się w robocie totalnego spokoju i opanowania i przyznają: wydzieram się na dziecko jak nienormalny, odbijam stresy w pracy, chcę to zmienić, chcę nad tym pracować. W życiu byś nie powiedziała po człowieku. Ważne żeby sobie uświadomić (i to pokazuje praca w grupie) że WSZYSCY rodzice mierzą się z ekstremalnie trudnymi emocjami (swoim i dzieci). Wszyscy popełniają podobne błędy. Jeśli nie maja strategii radzenia sobie z nimi ,to za zamkniętymi drzwiami może być różnie. Ja ostatnio praktykuję też uwalnianie Hawkinsa, świetna sprawa. 

 

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, sol napisał:

Po tych paru miesiącach mam konkluzję, że to zaczyna się od rodzica i na rodzicu kończy. Póki my nie będziemy umieli radzić sobie ze swoimi emocjami to kij pomożemy dziecku, kij je nauczymy. Dzieci są jak papierek lakmusowy.

🏆🏆🏆🏆🏆🏆

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lady Bathory kojarzę, kojarzę, ale nie oglądałam. Zobaczę sobie, pewnie się pośmieję. 

Heh, ja się boję w tym moim kołowrotku czasami zatrzymać, bo jakbym siadła i się zadumała, to bym chyba uświadomiła sobie jak pokićkane u mnie jest to wszystko. A tak się kręcę, kręcę i jest dobrze. 

Poszłam z małym i córka na squasha - nie wiem, co ja sobie myślałam. 

Zaczęli biegać, gonić się...  brechtać... syn nie zauważył szyby w korcie (nie było żadnych malowideł) jak nie przytrzepał głową w szybę, myslalam, że na miejscu zemdleje. Ale na szczęście tylko wielki guz. 

I tak to jest, tak to właśnie jest.

No nic, kolejny dzień, do boju ;)

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.