Skocz do zawartości

Mind full vs mindful


maroon

Rekomendowane odpowiedzi

Taki obrazek dziś dostałem:

 

mnwpmd0py0p21.jpg?auto=webp&s=a83fed76c3

 

W świetle toczących się ostatnio dyskusji o piekle kobiet, ustawach przemocowych, ćwiczeniach wojskowych oraz "gdzie wyjechać?", tak się zastanawiam, czy czasem największym problemem nie jest to, że zbyt wieloma rzeczami się przejmujemy. 

 

Cywilizacja, nasza zachodnia, ustawiła nas tak, że żyjemy w ciągłym strachu. Mamy głowy pełne wątpliwości i obaw wobec tego co będzie. Szkoła, wychowanie i otoczenie tresuje nas że "być" określa "mieć", wszystkim trzeba się przejmować. Umartwiać. Cierpieć. 

 

Co ciekawe często wystarczy odcięcie się od publicznego obiegu informacji,  żeby nasz umysł się oczyścił z lęków. Podobnie działa rezygnacja z "wyścigu szczurów". 

 

Wiele badań pokazuje, że w krajach biednych ludzie są generalnie szczęśliwsi. Może kwestia braku nadmiernych oczekiwań wobec życia? 

 

Pytanie czy decydując się na zmianę klimatu uzyskamy spokój wewnętrzny? 

 

Czy też najpierw trzeba go sobie samemu osiągnąć? 

 

Czy potrafimy zrezygnować z części "mieć" w zamian za większy komfort psychiczny? 

 

Czy damy radę żyć ciesząc się drobnymi rzeczami? 

 

Dorastanie i życie w Polsce buduje określoną mentalność. Mentalność cierpiętniczą bym powiedział. 

 

Czy potrafimy wyrwać się z okowów tej mentalności? Czy też może pójdzie ona za nami gdziekolwiek byśmy nie byli? 

 

  • Like 11
  • Dzięki 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzi tylko o cierpiętnictwo, ale samą identyfikację z własnymi myślami, których natłok jest coraz większy. Oczywiście te 2 aspekty się wiążą: sami nieraz wymyślamy sobie problemy, a kiedy już jakimś uda nam się rozwiązać, chwilowa satysfakcja nie rekompensuje straty energii.

 

Ogólnie to o ego chodzi, nieprawdaż ?

Godzinę temu, maroon napisał:

Czy potrafimy wyrwać się z okowów tej mentalności? Czy też może pójdzie ona za nami gdziekolwiek byśmy nie byli? 

 

Czy potrafimy jako cały naród lub duża jego część? Tu i teraz? Śmiem wątpić :) Zawsze ktoś zadba o to, żeby do tego nie doszło, jak nie tamci "na górze", to Karynki, Januszki... Możemy tylko stale podnosić własne wibracje, ewentualnie najbliższego otoczenia, a i to nie za wysoko i na krótką chwilę.

 

To jest też poważne niebezpieczeństwo, jeśli planuje się emigrację. Ale nie warto skupiać się na tym, bo tylko przyciągamy ten stan, takie błędne koło :o Ja np. próbuję "dostroić się" do mentalności krajów, które już względnie poznałem, a do których planuję wyemigrować. Coś jak przesiadka do innego przedziału/wagonu w pociągu, wiedząc kto tam już siedzi :)

 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Solar Taxi to są pytania otwarte, nie skupiające się tyllo na wątku emigracji.

 

Po prostu nie jest powiedziane, że jeżeli tu i teraz odczuwasz jakiś deficyt, to tam i później nagle przestaniesz go odczuwać. 

 

A co jak deficyt jest tylko w twojej głowie? 

 

Oczywiście obiektywnie są lepsze i gorsze miejsca do życia, tylko problem jest najczęściej z porównaniem, czy też punktem odniesienia. Wiele osób opiera się na jakichś tam cukierkowych wizjach i opiniach osób trzecich, które niekoniecznie mają odniesienie do rzeczywistości lub... oczekiwań i nadziei danej osoby. 

 

Jak się żyje na Maderze mając hajs i nie mając? 

 

Czy życie robola z Bristolu jest usłane różami, w porównaniu do życia robola z Łodzi? 

 

Itp. Itd. 

 

Dążę do tego, że nie ma idealnych, szybkich i skutecznych rozwiązań na typowe bolączki, trapiące w istocie wiele krajów w podobnym zakresie. 

 

Możliwe, że najbardziej skuteczne na cierpienie, jest przeskoczenie do wyższej klasy społecznej lub... prawie całkowita rezygnacja z uciech tego świata. 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie dlatego praca tu i teraz nad sobą, tymi deficytami, jest najważniejsza. Sam nieraz łapię się na spekulacji: a co, jeśli "przypadkiem" udało by mi się osiągnąć taki stan mentalny (nawet będąc gołodupcem), w którym jakiekolwiek myśli emigracyjne... nie miałyby sensu, stały by się trzeciorzędną opcją.

 

Szybkich ani idealnych rozwiązań nie ma nawet na płaszczyźnie indywidualnej (nie zawsze wiemy co naprawdę jest dla nas dobre, czego chcemy itp.), co dopiero mówić o zbiorowej.

U mnie od pewnego czasu jest to właśnie taki mniej więcej (minimalizm/stoicyzm/drobne przyjemności)*0,75+(wiedza o świecie, też negatywna, redpill/spiski itp.)*0,25. Czytanie Was czasem pomaga... trochę ;) Technika uwalniania ostatnio też... trochę :DZawsze tylko ciutkę - może najlepsze zmiany zachodzą, kiedy o nich nie myślimy?

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie rozwiązaniem na pierwszym miejscu jest zadbanie o zdrowie, oczyszczony organizm, zdrowe jelita to podstawa radzenia sobie z wszelkimi troskami 

 

Potem optymalizacja przychodów i wydatków. Jak najmniejsza zależność od zmienności systemu. 

 

I ucieczka z zachodu, bo co Ci z tego że zamkniesz oczy jak świat się tu powoli zaczyna walić, ze swoimi sankcjami, ograniczeniami, imigrantami, ściemą z co2 i jakimiś produktami medycznymi 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, maroon napisał:

Czy potrafimy wyrwać się z okowów tej mentalności? Czy też może pójdzie ona za nami gdziekolwiek byśmy nie byli? 

Słyszałem, że każde państwo ma swojego egregora. Można też patrzeć na to przez pryzmat atraktora (takiej mentalnej grawitacji).

Atraktor państwa wpływa na zachowania/kształtownie mindsetu.

WIęc jak zmieniasz państwo wybywasz spod panowania jednego, a przebywasz do drugiego.

W zależności od wrażliwości będziesz w stanie odczuć różnicę.

Myślę, że tutaj trzeba brać pod uwagę zjawisko histerezy - stare nawyki trzymają Cię przez jakiś czas, zależny od sztywności myślenia mindsetu.

Dosłownie trzymają, bo egregory żywią się energią, więc odpięcie jakiegoś żywiciela generuje sprzężenie zwrotne, które ma zapobiec odłączeniu.

To może być też inna etykieta na obrazowanie zbytniego przywiązania do idei stosownych w jednym państwie tak, że te w innym nie wydają się sensowne.

Więc niby ma się poczucie logiczne "trzeba wyjechać" ale obowiązuje podświadome "chcę zostać".

Jest sporo czynników, które będą wyglądały inaczej w różnych państwach i również sporo wspólnych.

 

Więc dobrze szukasz, praca nad swoim wnętrzem jest potrzebna.

Inaczej będzie się trochę jak ta część polonii, co woli kontaktować się tylko ze swojakami, zamiast iść w integrację - i narzekać, kiedy może.

 

Ale wiesz...w trakcie pracy nad wnętrzem możesz zdać sobie sprawę, że rezonuje z Tobą inne państwo, niż takie w którym sie osiedlasz.

To można przeczuwać, ale to też generuje wątpliwości co do szukania miejsca, w którym korzyści będą największe.

Np. wątpliwości - gdzie, co i jak?

Myślenie nakierowane na korzyści to przywiązanie do pomyślnego życia i sukcesów, czyli też jakaś forma ryzyka.

 

1 godzinę temu, maroon napisał:

A co jak deficyt jest tylko w twojej głowie?

No bo jest. Deficyt to ocena.

 

Jest to czego chcesz i to czego nie chcesz.

Cierpienie wynika z oporu, gdy zdajesz sobie sprawę, że chcesz jednego, a jest drugie.

I po prostu to nazywasz i masz deficyt, brak.

 

Może warto zdać sobie sprawę z tego czego chcesz, nie chcesz (ew. braków jakie dostrzegasz) obserwując samego siebie, swoje działania i wyciągając z nich wnioski.

Na wysokich stanach (zadowolenie) nie czuć deficytów, ale mogą one być emulowane przez sytuacje, które powodują wyrzut dopaminy.

Wówczas jej spadek powoduje takie stany, trochę jak na głodzie, coś jakbyś był w poczekalni. Wg mnie to jest stan rezonujący z lenistwem/apatią/pragnieniem czasem frustracją i sprzyja otwieraniu się na deficyty.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, maroon napisał:

Dorastanie i życie w Polsce buduje określoną mentalność. Mentalność cierpiętniczą bym powiedział. 

 

Czy potrafimy wyrwać się z okowów tej mentalności? Czy też może pójdzie ona za nami gdziekolwiek byśmy nie byli? 

 

Koledze, który wyemigrował do Londynu jak sam mi pisał do 3 lat zajęło mu zaakceptowanie, że państwo może funkcjonować aż tak normalnie.

Bardziej opłaca mu się prowadzić samozatrudnienie i pracować na legalu niż jak musiał "kombinować " w PL bo nie wyrabiał na koszty.

I tak miał ze wszystkim.

 

 

Inna sprawa, że spora część naszych emigrantów żyje tylko w swojej grupie pielęgnując starannie stare nawyki z PL (głównie pijaństwo i mentalność).

W rezultacie będąc gdzieś nawet dłuższy czas nie umieją miejscowego języka co powoduje, że nie umieją się tam odnaleźć.

Edytowane przez Brat Jan
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, maroon napisał:

A co jak deficyt jest tylko w twojej głowie? 

Szczęście trzeba mieć wgrane z natury lub potrafić je sobie wgrać w trakcie życia.

Poczucie deficytu powstaje w głowie.

Brak poczucia deficytu to sztuka pogodzenia się z tym, że czegoś nie masz lub zrozumienia, że w ogóle tego nie potrzebujesz.

 

2 godziny temu, maroon napisał:

Możliwe, że najbardziej skuteczne na cierpienie, jest przeskoczenie do wyższej klasy społecznej 

Przeskoczenie do wyższej klasy społecznej nic nie da.

Ludzie z wyższych klas społecznych też ‘cierpią’, ale z innych niż te niższe klasy powodów.

W tej niższej cierpisz, bo mieszkasz w baraku, w tej wyższej, bo Twój kierowca nie wstawił auta do garażu i ptaki obsrały Ci lamborghini.

 

Obejrzyj 'Nomadland'.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, maroon napisał:

Taki obrazek dziś dostałem:

 

mnwpmd0py0p21.jpg?auto=webp&s=a83fed76c3

 

W świetle toczących się ostatnio dyskusji o piekle kobiet, ustawach przemocowych, ćwiczeniach wojskowych oraz "gdzie wyjechać?", tak się zastanawiam, czy czasem największym problemem nie jest to, że zbyt wieloma rzeczami się przejmujemy. 

 

Cywilizacja, nasza zachodnia, ustawiła nas tak, że żyjemy w ciągłym strachu. Mamy głowy pełne wątpliwości i obaw wobec tego co będzie. Szkoła, wychowanie i otoczenie tresuje nas że "być" określa "mieć", wszystkim trzeba się przejmować. Umartwiać. Cierpieć. 

 

Co ciekawe często wystarczy odcięcie się od publicznego obiegu informacji,  żeby nasz umysł się oczyścił z lęków. Podobnie działa rezygnacja z "wyścigu szczurów". 

 

Wiele badań pokazuje, że w krajach biednych ludzie są generalnie szczęśliwsi. Może kwestia braku nadmiernych oczekiwań wobec życia? 

 

Pytanie czy decydując się na zmianę klimatu uzyskamy spokój wewnętrzny? 

 

Czy też najpierw trzeba go sobie samemu osiągnąć? 

 

Czy potrafimy zrezygnować z części "mieć" w zamian za większy komfort psychiczny? 

 

Czy damy radę żyć ciesząc się drobnymi rzeczami? 

 

Dorastanie i życie w Polsce buduje określoną mentalność. Mentalność cierpiętniczą bym powiedział. 

 

Czy potrafimy wyrwać się z okowów tej mentalności? Czy też może pójdzie ona za nami gdziekolwiek byśmy nie byli? 

 

W punkt uwagi, mam dokładnie takie same przemyślenia w kwestii posiadania oraz permanentnego strachu dot. czasu przyszłego i tego, czy aby nie stracimy swoich dóbr w przyszłości, to naprawdę zakała dzisiejszych czasów, ludzie schizują z tego powodu, opisywał ktoś historię gościa który stracił połowę majątku i skoczył z wieżowca, ale ta połowa była liczona w miliardach. Dzisiaj wiara zupełnie nie potrafi cieszyć się z drobnych rzeczy, widzę to po sobie a przede wszystkim po dzieciach, zauważcie, że obecnie uszczęśliwić dziecko to nie lada wyczyn, one same już nie wiedzą co by chciały, a cokolwiek się im kupi to zabawa trwa 20 min i dalej - nudzi mi się. To jest właśnie problem dzisiejszego świata, w dupach się od dobrobytu poprzewracało co paradoksalnie generuję falę depresji i nieszczęść a nie ogólnie pojętą radość z życia.

Edytowane przez Foster
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maroon Doszedłeś do tego sam czy gdzieś przeczytałeś?

Bo odkryłeś skarb tak naprawdę :)

Tak naprawdę myśli napędzają myśli. Człowiek myśli wtedy gdy jest emocjonalnie "wyzerowany". Każda myśl pod wpływem emocji (lęku/gniewu/wstydu) to MENTALIZACJA.

Myśli kreują emocje, emocje kreują myśli...

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego polecam medytację i praktykę mindfullness, rzeczy które z czasem, nie tylko tutaj, stały się memem, i przez to są trochę wyśmiewane, na zasadzie "Nie jesteś atrakcyjny dla kobiet? Musisz brać zimne prysznice i medytować".

Duża ilość pracy, dużo spraw na głowie, tempo, jedzenie w pośpiechu, stres - to wszystko doprowadziło mnie do nerwicy, jakichś ataków paniki i lęków, braku stabilności emocjonalnej, wybudzania w nocy, przemęczenia (stres pobudza kortyzol i adrenalinę), to z kolei doprowadziło do braku energii do działania i wydajności w pracy-> a to do jeszcze większego tempa i pośpiechu (nadrabianie zaległości). Błędne koło.

Pomogła medytacja, w nastepujący sposób:
- pięć minut dziennie, siadasz i nie myślisz o niczym. Myśli same przychodzą, tylko ich "nie podejmujesz".

- stosowanie powyższego przy zasypianiu - pozwoliło mi szybko zasypiać. Nie rozmyślam na łóżku tylko po prostu śpię.

- spacery po lesie i po parku, obserwowanie otoczenia, nie myślenie o swoich sprawach w tym czasie (uważność)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Ramaja Awantura said:

@maroon Doszedłeś do tego sam czy gdzieś przeczytałeś?

Bo odkryłeś skarb tak naprawdę :)

 

W gównozimowej porze, gdy 90% moich typowych aktywności nie da się lub jest niezbyt przyjemnie realizować, mam skłonności do różnych rozkminek. 😁

 

Nie ukrywam też że mnie trochę nosi ostatnio, zrealizowałem kilka celów które sobie jakiś czas temu postawiłem i się zastanawiam co dalej. 

 

Problem w tym, że mnie coraz bardziej cieszą proste rzeczy, obcowanie z przyrodą, zwierzętami, natomiast mam wyjebongo na pogoń za hajsem, kariery, czy budowanie rozległych relacji z ludźmi - lata uczestniczenia i obserwowania tego guana sporo cynizmu we mnie zbudowały i refleksji że "zarzynanie się" do niczego nie prowadzi. 

 

Trochę też natura się odzywa - ciągle szukam czegoś nowego. Powiedziałbym, że wyzwań, ale to nie do końca dobre słowo. Ja zawsze płynąłem pod prąd. 😁

 

Natomiast faktem też jest, że ogólnie sytuacja w pl zaczyna mnie trochę martwić, stąd pojawiają się jakieś mgliste plany, żeby emeryturę jednak w bardziej słonecznym miejscu spędzić. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy pusty umysł to "dobry" umysł - nie jestem przekonany, natomiast skupiony i czysty umysł to na pewno dobry umysł.

 

Medytacja to moim zdaniem tylko narzędzie do uzyskania odpowiedniego skupienia potrzebnego by odkrywać siebie. Najważniejsze dzieje się później, gdzie zadając sobie pytania można odkrywać własne myśli, ich pochodzenie, odrywać warstwy jak w cebuli żeby na końcu dotrzeć do prawdy.

Ja lubię rozpalić ogień na górce za domem i w ten sposób "medytować", słuchając odgłosów lasu i zwierząt. Najważniejsze jest żeby zaczynać zawsze z intencją - trzeba wiedzieć w jakim kierunku szukać.

Od kilku tygodni, a nawet miesięcy szukam odpowiedzi na to czym jest moje "po co" oraz "czego od siebie chcę" jeszcze nie znalazłem właściwej odpowiedzi. Nie śpieszę się.

 

Oczywiście można medytować tylko aby wejść w stan skupienia i relaksu - tak jak to robi większość ale to trochę jak zatrzymywanie się w progu zaraz po otworzeniu drzwi. Przyniesie to jakieś korzyści ale ja polecam ćwiczyć szukanie odpowiedzi i zagłębianie się w siebie.

Edytowane przez Sankti Magistri
  • Like 2
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Sankti Magistri said:

.

Od kilku tygodni, a nawet miesięcy szukam odpowiedzi na to czym jest moje "po co" oraz "czego od siebie chcę" jeszcze nie znalazłem właściwej odpowiedzi. Nie śpieszę się.

 

 

O to, to. Najgorsze, jak dochodzisz do wniosku, że lata zasuwania, poza jakimś tam hajsem, nie dały ci nic z czego byłbyś naprawdę zadowolony. Potem z automatu pojawia się pytanie "po co? " i... nie ma odpowiedzi. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja często wspominam rodziców (mama żyje) którzy żyjąc w górach byli nastawieni tylko na przetrwanie. Rozmnażanie, produkcja żywności i samowystarczalność. Można by  powiedzieć prymitywne instynkty. A teraz każdy guru mówi o samorozwoju i osiąganiu celów ? serio ? nie moja bajka. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47 minut temu, maroon napisał:

Najgorsze, jak dochodzisz do wniosku, że lata zasuwania, poza jakimś tam hajsem

Też miałem takie rozkminy. Przez ostatnie parę lat dużo sobie odmawiałem i dużo pracowałem. Przy zmianie pracy miałem chwilę przerwy i zastanawiałem się wtedy, co warto, co za 10 lat itd.

Jak dla mnie, połączenie pracy z pasją i poczucie realizacji zadań które oddziałują na otoczenie jest kluczem do szczęścia. Trochę jak Charles Bukowski powiedział, "Find what you love and let it kill you", chociaż uważam obecnie że ważny jest balans.

Jednakże wszystko jest ulotne, czy to cele które już się zrealizuje, idą w zapomnienie, czy też relacje z ludźmi, ich odczucia do nas, emocje - mogą się zmienić z dnia na dzień.



Zacytuję jeszcze słynne opowiadanie:

Cytat

Amerykański biznesmen wybrał się na urlop do małej wioski w Meksyku nad brzegiem morza. Spacerując w porcie zobaczył łódź rybacką, a w niej kilka dorodnych i olbrzymich tuńczyków.

Amerykanin zagadnął rybaka chwaląc jego połowy:

– Ciekawy jestem, ile trwały twoje dzisiejsze połowy?

– Och, niezbyt długo. W zasadzie to tylko chwilkę.

–  Dlaczego nie zostałeś na morzu dłużej, aby nałapać więcej ryb? – pytał dalej Amerykanin.

– Tyle wystarczy mi na wyżywienie mojej rodziny i obdarowania przyjaciół – powiedział Meksykanin, przekładając ryby do kosza.

– A co robisz z resztą czasu?

– Śpię do późna, spędzam czas z moją żoną Marią i dziećmi, chodzę na spacery, wieczorem idę do baru na plaży, sączę wino i gram na gitarze z moimi przyjaciółmi. Żyję pełnią życia i jestem bardzo zajętym człowiekiem, senor!

– Słuchaj, jestem doświadczonym człowiekiem biznesu o mogę Ci pomóc. Radzę ci, żebyś zaczął łowić więcej ryb.

– Ale po co mi więcej ryb?

– Po to, żebyś zarabiał więcej pieniędzy!

– A po co mi pieniądze, senor?

– Żebyś mógł kupić większą łódź. Mógłbyś łowić jeszcze więcej ryb. A z zysków mógłbyś kupić więcej łodzi i zatrudnić rybaków. W końcu dorobisz się całej floty kutrów rybackich. Dzięki temu mógłbyś otworzyć przetwórnię ryb i sprzedawać swoje produkty na całym świecie… a potem przenieść się do Mexico City, a może nawet do Nowego Jorku. Byłbyś człowiekiem sukcesu!

– Ile czasu by mi to zajęło?

– Jakieś 10-15 lat.

– Acha. To dość długo. A co potem?

– Wtedy przychodzi najpiękniejszy moment! Sprzedajesz dobrze prosperującą firmę i zarabiasz miliony, miliony dolarów!

– Miliony? A po co?

– Aby przejść na emeryturę, przeprowadzić się do małej rybackiej wioski nad brzegiem morza, długo spać, bawić się z dziećmi, spędzać czas z żoną, a wieczorami wychodzić do baru na plaży, aby napić się wina i pograć na gitarze z przyjaciółmi.

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczęście pochodzi "ze środka" - z nas, a nie z czynników zewnętrznych. Oczywiście zakładając pewien minimalny poziom materialny, zawodowy, intelektualny, zdrowia itd. Choć i tu są wyjątki: znane są historie poszkodowanych np. w wypadku ludzi z całkowitym paraliżem nóg i rąk, którzy chcieli się zabić, a jednak w jakiś sposób udało im się odnaleźć sens życia, ba - nawet znam przynajmniej jeden przypadek, gdzie gość się wykształcił, napisał książkę (sensowną), zrobił doktorat z socjologii, prowadzi użyteczne badania, słowem: odnalazł się.

 

I tak, owszem: zachodnia kultura "przejmowania się wszystkim dookoła" jest destrukcyjna, dlatego czasem warto dać sobie odpust od tego na dłużej, a nawet na zawsze. Ja np., choć podejrzewam, że wielu z nas tu na forum, nie posiadam telewizora, nie oglądam propagandowych wiadomości itp., żeby się stresować, że "będzie wojna" czy inna kowidoza... Żyję sobie na luzie, po swojemu.

Edytowane przez SamiecGamma
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O... po (cytuję autora wątku z innego tematu) 'ruchaniu mężatek' oraz 'tripach' przyszedł czas na refleksję? Lepiej późno niż wcale.

 

12 godzin temu, SamiecGamma napisał:

Szczęście pochodzi "ze środka" - z nas, a nie z czynników zewnętrznych

Zależy od definicji 'szczęścia' oraz 'ze środka' - cokolwiek miało by to oznaczać. (Ze środka czyli z wątroby czy może z innych miejsc?).

 

12 godzin temu, SamiecGamma napisał:

Choć i tu są wyjątki: znane są historie (...) a jednak w jakiś sposób udało im się odnaleźć sens życia, ba - nawet znam przynajmniej jeden przypadek, gdzie gość się wykształcił, napisał książkę (sensowną), zrobił doktorat z socjologii, prowadzi użyteczne badania, słowem: odnalazł się.

Zdefiniuj 'sens życia' - bo z opisu wynika, że za 'sens życia' uważasz prymitywny i ślepy instynkt - Conatus.

Btw. no i co z tego, że gość napisał książkę? Czy 'się odnalazł' to ciężko stwierdzić, możliwe że raczej 'odnalazł swoje copium'.

 

12 godzin temu, SamiecGamma napisał:

I tak, owszem: zachodnia kultura "przejmowania się wszystkim dookoła" jest destrukcyjna,

Zachodnia? A od kiedy 'zachodnia kultura' to przejmowanie się wszystkim? To raczej przejaw cech wschodnio-europejskich. Wyjedź do Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Szwecji czy UK i zobacz jak 'tam wszyscy się "wszystkim"' przejmują.

 

12 godzin temu, Kacperski napisał:

Bóg dał, bóg zabrał- niech będzie pochwalone imię jego.

Masz racje Bracie. Ave Marduk i jego nieskończona mądrość. Niech będą pochwaleni również nasi stworzyciele Apsu i Tiamat.

 

 

Edytowane przez oxy
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, oxy napisał:

O... po (cytuję autora wątku z innego tematu) 'ruchaniu mężatek' oraz 'tripach' przyszedł czas na refleksję? Lepiej późno niż wcale.

 

Ale kogo masz na myśli? Nie czytam wszystkiego, ale wydaje mi się, że akurat @maroon nie tyka zajętych (w tym mężatek). 

 

5 minut temu, oxy napisał:

Zależy od definicji 'szczęścia' oraz 'ze środka' - cokolwiek miało by to oznaczać. (Ze środka czyli z wątroby czy może z innych miejsc?).

 

Niezbyt fortunnie się wyraziłem może. Miałem na myśli to, że możemy być szczęśliwi tylko wtedy, kiedy sobie to sami zaprogramujemy, nie zaś uzależniamy swoje szczęśćie od wydarzeń ze świata zewnętrznego. To jest stan naszego umysłu i nasza decyzja. Oczywiście to nie będzie takie proste "przestawienie wajchy". Trzeba mieć odpowiednio bogaty świat wewnętrzny, zainteresowania, ale też i nastawienie, żeby ten stan osiągnąć. Ale bardzo dużo zależy od nas samych.  

 

Lata temu poznałem przez hobby fotograficzne taką dziewczynę, mężatkę, kilka zdań wymieniliśmy. Ona miała taką sytuację, że nie mogli z mężem mieć dzieci. Leczyli się, mieli też nieudane in vitro. Dziewczyna ładna, bez problemu znalazłaby sobie zapładniacza. Poza tym pracowita, coś w życiu osiągnęła, miała ciekawe zainteresowania (w tym wspomniana fotografia), więc tym bardziej. Pamiętam, że gadałem z nią o tym raz, bo zdradziła się, że zdarzało jej się o tym myśleć. Jednak miała świadomość tego, co może w ten sposób stracić i nie - nie chodziło tu o kasę męża, ona naprawdę jest pracowita (to jeszcze pokolenie przedjulkowe), poza tym ustawiona z domu rodzinnego. Mąż spoko gość, spokojny facet, ale wcale nie spantoflony beciak - miał swoje zdanie i decydujący głos w tym małżeństwie. W końcu znaleźli rozwiązanie i powiedziałbym, że podeszli w sposób bardzo odważny do tematu: adoptowali dwójkę dzieci. Pytałem, czy nie boi się tego, że będą problemy wychowawcze, zdrowotne itp. (jeden dzieciak jest lekko opóźniony) i też usłyszałem od niej ciekawe słowa: "większość rodziców porównuje swoje pociechy z innymi, dąży do tego, żeby dziecko było najlepszym uczniem w szkole, dziewczynka najładniejsza itd., ale czy przez ten pęd są szcześliwsi? Raczej nie, a jedyne, co takie podejście przysparza, to frustracje, że nie udało się w 100% zrealizować planu". Potem jeszcze pogadaliśmy o wspomnianym już poczuciu szczęścia i właśnie wtedy doszło do mnie, że to jej szczęście pochodzi "ze środka", tzn. stara się odnaleźć w życiu radość pomimo niesprzyjających okoliczności czy kłód rzucanych pod nogi. I odnajduje je we wszystkim: w prostym, codziennym życiu jak i w dodatkowych zainteresowaniach (ma oprócz foto jeszcze kilka innych). To jest dojrzałość: zamiast frustrować się, że nie spełniła się biologicznie jako matka, czy rozpierdalać swoje udane małżeństwo, postanowiła się dostosować i udało jej się bez dram ułożyć sobie życie. Nie twierdzę, że to himalajka jakaś, broń boże, po prostu przykład na to, o czym piszę wyżej - nie szukanie szczęścia "na zewnątrz".

 

5 minut temu, oxy napisał:

Zdefiniuj 'sens życia' - bo z opisu wynika, że za 'sens życia' uważasz prymitywny i ślepy instynkt - Conatus.

Btw. no i co z tego, że gość napisał książkę? Czy 'się odnalazł' to ciężko stwierdzić, możliwe że raczej 'odnalazł swoje copium'.

 

Nie wiem, nie rozmawiałem z nim. Wiem tylko, że przez całe miesiące po wypadku pisał rozpaczliwe listy do różnych instytucji na całym świecie, żeby ktoś pozwolił mu przeprowadzić eutanazję (wiadomo, że w Polsce jest ona nielegalna). I jakoś zmienił swoje nastawienie, dokonał jeszcze raz rachunku i stwierdził, że nawet to jego życie z ograniczeniami jest więcej warte niż brak życia. 

 

5 minut temu, oxy napisał:

Zachodnia? A od kiedy 'zachodnia kultura' to przejmowanie się wszystkim? To raczej przejaw cech wschodnio-europejskich. Wyjedź do Hiszpanii, Portugalii, Włoch czy UK i zobacz jak 'tam wszyscy się "wszystkim"' przejmują.

 

Ale o wojnie gadają niemal wszyscy i większość się przejmuje. O kowidzie to samo, o kryzysach gospodarczych itd. Cywilizacje azjatyckie przyjmują takie rzeczy bardziej stoicko, nie chodzi o to, że tam mieszka banda nieświadomych ignorantów, po prostu lepiej radzą sobie z przyjmowaniem takich informacji i też z konsekwencjami. W bogatym zachodnim społeczeństwie takie rzeczy jak kryzys ekonomiczny czy epidemia wywołują panikę i na pewno wpływają bardzo ujemnie na poczucie szczęścia.

 

  • Like 2
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, SamiecGamma napisał:

Niezbyt fortunnie się wyraziłem może. Miałem na myśli to, że możemy być szczęśliwi tylko wtedy, kiedy sobie to sami zaprogramujemy, nie zaś uzależniamy swoje szczęśćie od wydarzeń ze świata zewnętrznego. To jest stan naszego umysłu i nasza decyzja. Oczywiście to nie będzie takie proste "przestawienie wajchy". Trzeba mieć odpowiednio bogaty świat wewnętrzny, zainteresowania, ale też i nastawienie, żeby ten stan osiągnąć. Ale bardzo dużo zależy od nas samych.  

Ok, rozumiem Twój punkt widzenia, i rozumiem, że jak wiele innych osób, dałeś sobie sprzedać bajkę o rozwiązaniu tkwiącym w 'spirytualnym materializmie' który głosisz w swoim poście, jednak z mojego punktu widzenia jest to nadal tylko kolejny sposób na oszukiwanie siebie. Kolejna próba szukania innego 'źródła' 'szczęścia' (czymkolwiek miało by ono nie być i jakkolwiek nie zostało by oni zdefiniowane) oraz lgnięcie do 'haju' z wykorzystaniem (pozornie) innego jego źródła. Do tego być może jest to jeszcze bardziej zwodnicze podejście ' prowadzące często do 'ukrytego narcyzmu' oraz ostatecznie do rozczarowania oraz mocnego przywalenia w ścianę rzeczywistości.

 

4 godziny temu, SamiecGamma napisał:

Ale o wojnie gadają niemal wszyscy i większość się przejmuje. O kowidzie to samo, o kryzysach gospodarczych itd. Cywilizacje azjatyckie przyjmują takie rzeczy bardziej stoicko, nie chodzi o to, że tam mieszka banda nieświadomych ignorantów, po prostu lepiej radzą sobie z przyjmowaniem takich informacji i też z konsekwencjami. W bogatym zachodnim społeczeństwie takie rzeczy jak kryzys ekonomiczny czy epidemia wywołują panikę i na pewno wpływają bardzo ujemnie na poczucie szczęścia.

Owszem gadają. Ale gadają o wszystkim i 'przejmują' się 'wszystkim' bo wypada pokazać, że się 'przejmują' - szczególnie jeśli kwestie są związane z polityczną poprawnością i 'progresywnością'. Co innego komunikują 'na zewnątrz' (szczególnie ludziom spoza najbliższego kręgu) a co innego w swoim najbliższym kręgu.

 

W przypadku krajów zachodu, jest to typowe 'virtue signalling' szczególnie wśród ludzi powyżej klasy średniej. Osobiście mają w d... większość kwestii i obchodzi ich jedynie ile milionów są w stanie zarobić i w jaki sposób na pomorze/'kryzysie'/wojnie itp, no ale oczywiście 'przejmują się' bo nie wypada pokazać, że się nie przejmują.

 

Klasa 'roboli' natomiast ma to głęboko w d... i jedynym problemem jest, kto wygra g... znaczący mecz, oraz czy uda się wytarmosić Dżesikę zanim wytrzeźwieje po schlaniu się w piątek w pubie.

 

4 godziny temu, SamiecGamma napisał:

Cywilizacje azjatyckie przyjmują takie rzeczy bardziej stoicko, nie chodzi o to, że tam mieszka banda nieświadomych ignorantów, po prostu lepiej radzą sobie z przyjmowaniem takich informacji i też z konsekwencjami. W bogatym zachodnim społeczeństwie takie rzeczy jak kryzys ekonomiczny czy epidemia wywołują panikę i na pewno wpływają bardzo ujemnie na poczucie szczęścia.

Cywilizacje azjatyckie (w większości) nie mają poszanowania dla życia jednostki (a już tym bardziej dla 'mniej wartościowej' jednostki) - i nie wynika to z 'ignorancji' tylko z innego systemu wartości oraz z postrzeganie społeczeństwa w inny sposób - i nie ma to żadnego związku ze stoicyzmem.

 

W przypadku zachodu i kwestii pomoru: w większości był to owczy pęd bo 'wypada pokazać' i sztuczna panika 'virtue signaling' po raz kolejny.

A obecny 'kryzys' to już totalna 'beczka śmiechu' i festiwal prześcigania się w sygnalizowaniu swojego 'zmartwienia' podczas jazdy najnowszym suv'em z trzylitrowym silnikiem na zakupy do supermarketu, po drodze wyrzucając ciuchy kupione miesiąc temu i założone dwa razy.

 

Edytowane przez oxy
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, oxy napisał:

Ok, rozumiem Twój punkt widzenia, i rozumiem, że jak wiele innych osób, dałeś sobie sprzedać bajkę o rozwiązaniu tkwiącym w 'spirytualnym materializmie' który głosisz w swoim poście, jednak z mojego punktu widzenia jest to nadal tylko kolejny sposób na oszukiwanie siebie. Kolejna próba szukania innego 'źródła' 'szczęścia' (czymkolwiek miało by ono nie być i jakkolwiek nie zostało by oni zdefiniowane) oraz lgnięcie do 'haju' z wykorzystaniem (pozornie) innego jego źródła. Do tego być może jest to jeszcze bardziej zwodnicze podejście ' prowadzące często do 'ukrytego narcyzmu' oraz ostatecznie do rozczarowania.

 

A kto Ci powiedział, że "dałem sobie sprzedać bajkę"? To są moje własne obserwacje, ja nie czytam filozofów, nie interesuję się spirytualizmem itp. Obserwuję świat, wyciągam wnioski na podstawie analizy życia ludzi, których znam i o których coś wiem oraz swojego, dopasowuję wzorce i wyciągam wnioski. Tylko tyle.

 

14 minut temu, oxy napisał:

W przypadku krajów zachodu, jest to typowe 'virtue signalling' szczególnie wśród ludzi powyżej klasy średniej. Osobiście mają w d... większość kwestii i obchodzi ich jedynie ile milionów są w stanie zarobić i w jaki sposób na pomorze/'kryzysie'/wojnie itp, no ale oczywiście 'przejmują się' bo nie wypada pokazać, że się nie przejmują.

 

Ale o klasie wyższej nie mówimy - ci mają wszystko w dupie, bo zawsze sobie poradzą. Natomiast część ludzi z klasy średniej-niższej a nawet i średniej się przejmuje. Szczególnie ci, którzy nabrali kredytów pod korek albo lubią żyć na wysokiej stopie. Tym się grunt wali pod nogami jak im paliwo zdrożeje o 2 zł, bo będa musieli mniej jeździć na wakacje albo sprzedać jednego SUVa.  

 

14 minut temu, oxy napisał:

W przypadku zachodu i kwestii pomoru: w większości był to owczy pęd bo 'wypada pokazać' i sztuczna panika 'virtue signaling' po raz kolejny.

A obecny 'kryzys' to już totalna 'beczka śmiechu' i festiwal prześcigania się w sygnalizowaniu swojego 'zmartwienia' podczas jazdy najnowszym suv'em na zakupy do supermarketu, po drodze wyrzucając ciuchy kupione miesiąc temu i założone dwa razy.

 

Oj nie wiem, czy dla Chińczyków to było "wypada pokazać" jak ich zabarykadowali w domach podczas pierwszego rzutu pandemii... 🙈

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.