Skocz do zawartości

Dlaczego większość chlebów w handlu, tak naprawdę nimi nie jest?


Rekomendowane odpowiedzi

Można by uznać, że właściwie to nie ma krótkiej odpowiedzi. Niby standaryzacja (chemikalia/ulepszacze) mąki w młynach, żeby piekarnie za każdym razem miały taką samą mąkę z przeróżnych przecież ziaren, "optymalizacja" procesów produkcyjnych pt. "taniej, szybciej", korporatyzm wymuszający niskie ceny na rolnikach, rolnicy stosujący pestycydy, herbicydy, hiper-nawożenie dla podwojenia plonów itd. po czym napisać cały elaborat na temat każdego z punktów. Tyle, że dla nas, ledwie garstki domowych piekarzy (choć podejrzewam że to się wkrótce zmieni), niezależnie od tego czy pieczemy regularnie czy okazjonalnie, nie są to aspekty aż tak istotne.

 

Istotne jest, żebyśmy - skoro już robimy, zrobili chlebek zdrowy z odpowiednio przefermentowanego ciasta i (za)kwasu zaszczepionego właściwymi bakteriami (Lactobacillus sanfranciscensis) zamiast cholera wie jakimi (bo kto wie co nam lata w powietrzu)?. Takich starterów (za)kwasowych za symboliczne pieniądze jest trochę na rynku, więc da się. Dlatego polecam posłuchać na temat chlebów i tak właściwie bardziej - (za)kwasów, z ust prawdziwego piekarza-rzemieślnika z bodaj 40-letnim doświadczeniem zawodowym. 

 

 

 

 

  • Like 3
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie to po większości "chlebów" supermarketowych z mrożonek żołądek boli. To w jakim tempie pleśnieją lub wysychają mówi samo za siebie. 

 

Natomiast zdarzają się lepsiejsze chlebki w masówce, ale one nie kosztują 4 złote. 

Edytowane przez maroon
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od długiego czasu już chleba nie jem.

 

Widzę jednak, jak moja myszka kupuje taki najtańszy z marketu Hansa za bagatela ~2,5. Mam porównanie do wypieku babcinego, który za gówniarza jadłem.

Niebo a ziemia. Wygląd, zapach i świeżość. Równie dobrze można kupić zamiast takiego syfu wafle ryżowe i na nie kłaść składniki...

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

39 minut temu, Rnext napisał:

taniej, szybciej

No właśnie dla tego, to jest na nasze własne życzenie, analogiczna sytuacja z kręceniem liczników samochodowych, klienci sami wymagali żeby na rynku samochodów używanych auta nie miały więcej niż 180 tys km, to nie miały:)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To właściwie nasza-konsumentów wina. Nie mamy najczęściej żadnych wymagań, poza niską ceną. Można nakupić cały koszyk i połowę wyrzucić bez żalu. Patrzymy na coś, co "wygląda jak kaczka, chodzi jak kaczka i kwacze jak kaczka" i uznajemy że to na pewno jest kaczka. Wędlinka która pachnie ładnie wędzarnią, smakuje wybornie po czym się okazuje że połowa w niej to MOM, aromat wędzenia z płynu a smak z chemikaliów. To samo z pieczywem. Niby wygląda jak bułka albo chleb a to w zasadzie jest pusty wypełniacz brzucha z cholera wie jakimi dodatkami. Dlatego tak wielu ludzi uznało, że ma np. "nietolerancję glutenu" bo mają po pieczywie różne dolegliwości. A przyczyna gdzie indziej. No i bzdura na kółkach z tym glutenowym szaleństwem. Na celiakię zapada ledwie jakiś 1% populacji, reszta to nieświadomcy i hipochondrycy indukowani. A marketing nawet na mące kukurydzianej pisze że nie zawiera glutenu. Nosz kurrrrwa jakim niby cudem miałaby? Modny pierdolec i korba od Stara. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za linki, obejrzę. 

 

Najeść się tanio. Oto cała filozofia w tym świecie.

Niestety dla złudnego wrażenia, że się oszczędza, ludzie kupują szajs, którym niby można się najeść, napełnić żołądek, NA CHWILĘ uspokoić ośrodek sytości.

Z resztą - chujowe jedzenie uzależnia.

 

Wyjdę na ketoświra, ale dzięki temu stylowi życia/żywienia nie potrzebuję chleba, nie mam kompulsywnego jedzenia.

Wydaję kasę (dobre mięso kosztuje) na jedzenie, ale jem rzadziej, a lepszej jakości mam jedzenie. Pewnie więcej kasy wydawałabym na fastfood, słodkie, energetyki, wieczne kanapki do pracy. 

 

Największym szczęściem w moim życiu jest to, że moi rodzice od zawsze mieli swoje uprawy i hodowle, ale coś za coś. Jak Cię nie stać na kupowanie od rolnika, od babci, co robi słoiki, to sam musisz uprawiać, czyli poświęcać swój czas, który w sumie można spieniężyć. 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście lubię pieczywo, ale ostatnimi czasy ograniczyłem jego spożywanie. W piekarni bywam raz na miesiąc, może nawet rzadziej. U mnie na stołecznym blokowisku niedaleko znajduje się rzemieślnicza piekarnia, do której chadzam po pieczywo. Wszystko robią na miejscu, wszystko jest na zakwasach lub zaczynach. Ilekroć tam wchodzę czuję zapach świeżego pieczywa unoszącego się w powietrzu, ich piece pracują chyba cały czas i czuć to w powietrzu. Ich chleby spokojnie mogą leżeć u mnie kilka dni i nic im się nie dzieje. Niestety albo i stety dobre pieczywo kosztuje i odkąd tam bywam za chleb nie zapłaciłem mniej niż 14zł.

Edytowane przez Krugerrand
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze zatęsknicie za chlebkiem, który nie jest chlebkiem, kiedy we wszystkim znajdą się składniki robaczane, pasty i inne. Już niedługo 2% składu z robaka we wszystkim, a później dokręcanie.

1 godzinę temu, rex91 napisał:

Dlaczego? Dlatego, że dopóki znajdą się ludzie, którzy zadowalają się szajsem, to do tego czasu szajs będzie sprzedawany 

Jak upierdalają ci z paska wypłaty 50-60% to czym się masz zadowolić? Rarytasami?

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znam piekarnię, w której chleby są bardzo dobre. Po czym poznać? Po smaku, no i po tym, jak się starzeją.

 

Gdy zamieszkałem w mieście, przestałem jeść pieczywo, bo było ohydne. A teraz kupuję ze dwa razy w tygodniu, nawet po to, aby sobie suche przegryźć do zbóżówki.

 

Widzę też, że przybysze ze Wschodu, z którymi żyję po sąsiedzku, mają w zwyczaju wypiekać własne chleby, placki etc. Chłopy idą do roboty, a baby od rana w kuchni i pichcą. :)

Edytowane przez zychu
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Rnext napisał:

@bartekgrozny92 dlatego on nazywa to "upieczoną mąką z wodą". 

nie wiem, ja i moi rodzice już od paru ładnych lat kupujemy chleb od Pana który zaczął na początku piec dla siebie gdyż miał jakieś problemy żołądkowe a potem już ciut większą skalę,  ale to jest całkiem inny chleb, pieczony tak jak dawniej ludzie piekli. za chleb płacimy 10 zł za duży bochenek 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Rnext napisał:

"taniej, szybciej", korporatyzm wymuszający niskie ceny na rolnikach, rolnicy stosujący pestycydy, herbicydy, hiper-nawożenie dla podwojenia plonów itd. 

 

Co do zasady - zgoda.

Niskoprzetworzone żarcie, na naturalnym gównie pędzone itd.

 

I to wszystko da się kupić.

Chleb naturalny? Proszę bardzo - 20+ PLN/bochenek.

Kurczak? Nie ma sprawy - 1 pierś kurczaka rzędu 150 gram (bo taki kurczak "niepędzony" to właśnie takiego formatu jest) - 50 PLN (nie za kilogram, tylko za sztukę).

Jajka? 2-3 PLN/sztuka.

Awokado fairtrade? Klient nasz pan - 40 PLN/sztuka (taka wielkości pięści. Damskiej).

Itd itd itd.

 

Odpowiedzmy sobie na proste pytanie -> czy wydawanie hajsu na żarcie rzędu 150+ PLN DZIENNIE (4 500 PLN miesięcznie) jest do - nomen-omen - przełknięcia? A dołóżmy do tego obróbkę tego żarcia (pieczenie, gotowanie itd).

 

Idźmy dalej - lat_temu_wiele (100+ lat temu) żarcie było (niemal) tylko takie. I też tyle w relacji do zarobków kosztowało. I co, fajnie wtedy było? Jak trzeba było wydać 100+% zarobków na coś do gara?

Tacy zdrowi ludzie byli, ze średnią dożywalności ~55 lat (vs 75 obecnie)?


Dlaczego kiedyś mięso było na stole rzadkością? Bo było w chuj drogie. Bo taka krowa, to wpierdala jak smok. Wpierdala żarcie, które mogli zjeść ludzie. I nie, krówka nie wpierdala samej trawki. Ziarenka też trzeba podsypać. Zwłaszcza zimą, kiedy tego ziarna jest w chuj mało. I jest dylemat -> krowie dać, czy chleb zrobić?

Tak samo żeby krówkę w pole pogonić, to trzeba to pole MIEĆ. I nie obsiać go żytem, tylko zostawić jako łąkę pod wypas. Też kwestia wyborów....

 

Zajebiście fajne życie, jakie możemy teraz wieść to pokłosie kosmicznego postępu w rolnictwie. I także w przemyśle spożywczym.

Żarcie stało się w chuj tanie, więc nadwyżki ekonomiczne możemy przeznaczać na pierdoły. A nadmiar czasu na rozkminy, że "łona mnie nie kce, tylko czada ze szczenko, jebać baby maczetami!".

 

Czy to znaczy, że mamy wpierdalać zupełne gówno? Nie.

Trzeba mieć pewną świadomość konsumencką.
Że żarcie zupełnego gówna to - dosłownie - flirt z (przedwczesną) śmiercią, a proste wybory przy półce sklepowej pozwalają sporo na lekarzach przyoszczędzić.

Da się jeść przemysłowe żarcie oferowane współcześnie, tylko trzeba wiedzieć CO żreć, a czego absolutnie do ust nie brać.

 

Tyle.

 

Ale labidzenie na to, jakie to "łolaboga, panie te żarcie tera to gunwo, kieeedyś to byyyyło" to lewicowa odklejka na poziomie pani sylwii spurek i jej pierdolenia o wegańskich barach mlecznych, bo przecież ludzie, którzy wpierdalają tam leniwe na parze za 4,50 tylko marzą o hummusie z cieciorki fairtrade za 30 PLN/100g...

 

Także tak, można sobie pooglądać - na zasadzie CIEKAWOSTEK - jak to się naturalny chlebek robi(ło), tylko że to bardziej ciekawostka, a nie lifehack.

Bo nachuj mnie ten ą-ę chlebek, jak go posmaruję pasztetem z chujwieczego, czy masłem z chujwieczego?

A, no tak, to w pakiecie trzeba całe ekologiczne gospodarstwo rolne mieć. No spoko.

Edytowane przez Stary_Niedzwiedz
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Stary_Niedzwiedz said:

czy wydawanie hajsu na żarcie rzędu 150+ PLN DZIENNIE

Chyba w całodobowym cateringu BIO? Albo w restauracji Gesslerowej?

 

U nas na żarcie na 2 osoby idzie +/-200 PLN tygodniowo (a nie oszczędzamy na żarciu specjalnie) i z tego są produkty do dłuższego użytku. A są w tym włoskie albo greckie oliiwy extra vergine, parmiggiano reggiano czy grana padano, mięsiwa, hiszpańskie kiełbasy dojrzewające itp. I wierz mi, sam naprawdę muszę uważać co wcinam. Nie wiem skąd wziąłeś ceny piersi kurczaka EKO na poziomie 50 PLN, skoro całego kurczaka BIO-ECO można kupić za 40 PLN? No fakt, sporo jajek BIO dostajemy od rodziców @H, którzy mają pobocznie mini fermę kurek grzebiąco-spacerujących. A tych trochę u nas idzie. 

 

Nawet w BIO-ECO sklepach internetowych wszelkie "mięsne paczki" kosztują np. 299 PLN i różnych mięs jest tam na 22 posiłki dla 1 osoby, co oznacza obiad (bez czasowo-energetyczno-logistycznego wkładu własnego) za 13,60 PLN (+ w sumie groszowe dodatki). Przykład? A wybierz sobie:

https://miesnapaczka.pl/wybierz-swoja-miesna-paczke/prosto-i-na-temat

 

Jaka to więc "ciekawostka", skoro przy dobrej logistyce, planowaniu posiłków np. na tydzień, czytaniu etykiet produktowych, rozumieniu kuchni i jej narzędzi da się ani w niej nie ugrzęznąć ani nie zbankrutować. Piekę chleby, robię sery, gotuję wyśmienicie i (trochę nienormalnie ;)) prowadzę działalność. I miesięcznie więcej mnie kosztuje diesel do baku niż dobre żarcie. Choć stosunkowo mało jeżdżę.

 

Owszem, jak ktoś jest leniwy albo nie myśli, to jest skazany na pozornie tanie ersatze. 

 

48 minutes ago, Orybazy said:

Kup maszynę do robienia chleba. Zasypujesz (5 min roboty), włączasz i po 3-4h masz świeży chlebek. 

Niestety, to też nie jest chleb ;) Enzymy i bakterie potrzebują znacznie więcej czasu. Ale da się ogarnąć niektóre maszyny, żeby nastawione wieczorem zrobiły w marę przyzwoity chleb na rano. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Stary_Niedzwiedz napisał:

 

Dlaczego kiedyś mięso było na stole rzadkością? Bo było w chuj drogie. Bo taka krowa, to wpierdala jak smok. Wpierdala żarcie, które mogli zjeść ludzie. I nie, krówka nie wpierdala samej trawki. Ziarenka też trzeba podsypać. Zwłaszcza zimą, kiedy tego ziarna jest w chuj mało. I jest dylemat -> krowie dać, czy chleb zrobić?

Tak samo żeby krówkę w pole pogonić, to trzeba to pole MIEĆ. I nie obsiać go żytem, tylko zostawić jako łąkę pod wypas. Też kwestia wyborów....

 

 

Ale labidzenie na to, jakie to "łolaboga, panie te żarcie tera to gunwo, kieeedyś to byyyyło" to lewicowa odklejka na poziomie pani sylwii spurek i jej pierdolenia o wegańskich barach mlecznych, bo przecież ludzie, którzy wpierdalają tam leniwe na parze za 4,50 tylko marzą o hummusie z cieciorki fairtrade za 30 PLN/100g...

 

Mięso było i nie było.

Krowy faktycznie nikt nie zabijał - bo krowa daje mleko, cielaki i nawóz.

Mleko to masło i ser - można sprzedać, kaloryczne, skoncentrowane, ser to metoda długiego przechowania kalorii.

Cielaki - kasa i mnożenie efektu krów.

Nawóz - to jest clou. Rotacja pole-łąka to kiedyś był rdzeń gospodarki. Bez przeżuwaczy - krów i owiec - które jedzą rośliny, srają pod siebie i wdeptują to wszystko w ziemię - gówno by było, a nie plony.

Dodać do tego rotację - kozy - owce/krowy - kaczki/kury - mamy w miarę stabilne nawożenie i budowanie gleby, które w ogóle pozwala uzyskiwać regularnie dobre plony, tak samo wypas w sadach.

Bez zwierząt i rotacji plonów i pastwisk - ziemia by jałowiała bardzo szybko.

Dlatego mięso było - bo zwierzęta w gospodarstwach być musiały.

Tylko z reguły były to kaczki, gęsi, starsze kury i kapłony, łapane szkodniki - zające, króliki, chomiki, wiewiórki.

No i świnie. Stare odmiany - gdzie kalorie szły w słoninę, a nie mięso. Każdy hodował chociaż kilka świń, bo to był najlepszy przetwórca odpadków, resztek i mało apetycznych rzeczy.

 

Ziarno dla zwierząt ?  Karmienie głównie ziarnem to jest wymysł dość współczesny. Konie dostawały owies - jak miały ciężko pracować, albo ktoś chciał podtuczyć na sprzedaż.

Krowy jadły siano i kiszonki z zielonych części roślin - co tam było pod ręka, lucerna choćby. Ziarno szło na sprzedaż, zasiew. Karmienie ziarnem to albo z desperacji(żeby nie zdechły, bo coś się podziało z sianem), albo wyjątkowego urodzaju (można podtuczyć). Dlatego tak ważne były stogi z sianem, wielkie stodoły, pryzmy z kiszonkami - ziarna dla bydła nie są ani dobre, ani ekonomiczne. Do tego jakieś buraki pastewne, cukrowe, owoce z pryzmy, ziemniaki parowane, sieczka ze słomy, jak było szczęście dostać - odpady z browaru.

 

Mając w liniach potężnych kułaków, pradziadek to by się w grobie przewrócił, jakby trzeba było ziarnem karmić , to by znaczyło, że sianokosy ktoś zawalił, albo parobek lulki w stogu palił i z dymem puścił.

Koniczyna, lucerna, trawy, siano, słoma, kukurydza, pryzmowane warzywa i owoce - tego trzeba było zebrać mnóstwo na zimę, i to głównie dostawały zwierzęta.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ceny tak szybują w stosunku do zarobków niewolników w polskiej kolonii (gnębionej limitami CO2, cenami prądu dla przemysłu, nowymi podatkami i inflacją), że będzie jeszcze ciekawiej. 

 

Chleb z kawałkami pęczniejącego drewna.

https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/39469-celuloza-w-miksie-mąki-bezglutenowej-daje-kilkanaście-bohenków-zamiast-kilku-drewno-napęczniałe-wodą-sprzedaje-się-najlepiej/

 

Chleb z kawałkami chitynowych pancerzy owadów, których nie strawimy.

https://polskiobserwator.de/swiat/maka-ze-swierszcza-domowego-w-chlebie-i-ciastkach-dopuszczona-w-ue-produkty-maczne-chleb-ciastka/

Edytowane przez Morfeusz
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minutes ago, sargon said:

Koniczyna, lucerna, trawy, siano, słoma, kukurydza, pryzmowane warzywa i owoce - tego trzeba było zebrać mnóstwo na zimę, i to głównie dostawały zwierzęta.

Pamiętam z dzieciństwa mleko od jednego gospodarza, który brukwią zimą karmił. Rany, jakie to było ohydne!

 

A w kwestii cen w mitycznym "kiedyś", to pamiętajmy, że nie znano ani współczesnych metod konserwacji mięsa ani transport nie był tak rozwinięty i przystępny cenowo. I nie zapominajmy, że za worek pieprzu czy głowę soli można było wieś kupić.

 

Mój jeden z dziadków miał gospodarstwo (i 4 córki do wykarmienia i odchowania) i biedy to tam nie klepali. Było wszystko co potrzeba, stodoła, obora, kurnik, kaczki i gęsi, ziemianka, różne uprawy, mały chlewik, narzędzia, kawałek lasu itd. Może gdzieś na ścianie wschodniej jakoś słabiej ogarniali logistykę gospodarstwa i z jedną krową i do orki i do mleka bytowali. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro zeszło na pieczenie chleba własnym sumptem to też się pochwalę swoimi osiągnięciami:

 

chleb3.jpg

 

chleb1.jpg

 

chleb2.jpg

 

O ile sam przepis na chleb jest bajecznie prosty (trzymając się proporcji mąka do wody ciężko coś tu zepsuć), o tyle cała sprawa sprowadza się do:

a) jakości mąki, a dokładnie ile procent białka jest w danej mące. To zaś wpływa wprost na to jak zachowuje się ciasto. Czy ładnie się wyrabia jest "silne" i potem ładnie rośnie w piecu, czy jest słabe i szybko połączenia sa "zjadane" przez bakterie z zakwasu.

b) doświadczenia przy "zagniataniu" ciasta na chleb, żeby wzmocnić połączenia glutenowe, a nie np. je "pozrywać i zmiksować".

 

Chleb własnej roboty, z samego zakwasu, mąki, wody, soli plus jakieś dodatki co kto lubi (np. słonecznik, albo słód jęczmienny itp). potrafi być świeży przez tydzień czasu! Oczywiście skrajna pajda stwardnieje, ale po jej odkrojeniu mamy cały czas tak samo chrupiące pieczywo. Nie porasta pleśnią, nie zmienia konsystencji w ciągnącą się gline (jak te "sklepowe") itp.

Wadą jest to że trochę jest przy tym zabawy (pilnowanie czasu wyrastania, odpowiednie zagniatanie, formowania itp).

 

  • Like 6
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Rnext napisał:

Pamiętam z dzieciństwa mleko od jednego gospodarza, który brukwią zimą karmił. Rany, jakie to było ohydne!

 

A w kwestii cen w mitycznym "kiedyś", to pamiętajmy, że nie znano ani współczesnych metod konserwacji mięsa ani transport nie był tak rozwinięty i przystępny cenowo. I nie zapominajmy, że za worek pieprzu czy głowę soli można było wieś kupić.

 

Mój jeden z dziadków miał gospodarstwo (i 4 córki do wykarmienia i odchowania) i biedy to tam nie klepali. Było wszystko co potrzeba, stodoła, obora, kurnik, kaczki i gęsi, ziemianka, różne uprawy, mały chlewik, narzędzia, kawałek lasu itd. Może gdzieś na ścianie wschodniej jakoś słabiej ogarniali logistykę gospodarstwa i z jedną krową i do orki i do mleka bytowali. 

Była brukiew, to trzeba było zużyć - po gospodarsku. Ciekaw jestem , czy do masła i sera smak przechodził, ale to można było zasolić.

A - świnie też maślankę i serwatkę "przerabiały", nic się nie marnowało - "net zero" - jak to teraz mówią.

 

Jeszcze zapomniałem - skąd też sól dla bydła i ludzi - solone śledzie lub ewentualnie solone mięso, w beczkach.

To było tak słone, że zjeść się nie dało bez odmoczenia - i ta woda z solą albo dla zwierząt, zamiast lizawki, albo na bazę do zupy.

Z solą to tak źle w Polsce nie było, albo kopalniana, albo z salin nad morzem Czarnym.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Cham Niezbuntowany napisał:

Mam porównanie do wypieku babcinego, który za gówniarza jadłem.

Niebo a ziemia. Wygląd, zapach i świeżość. Równie dobrze można kupić zamiast takiego syfu wafle ryżowe i na nie kłaść składniki...

Od cioci czasem mam domowy chleb i jak piszesz niebo a ziemia. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.