Skocz do zawartości

Walczyć...czy z honorem poddać się?


Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich,

to jest moja pierwsza wiadomość na forum i mam nadzieję, że napiszę ją składnie i ktoś pomoże mi się ogarnąć bo...tak wstyd...chłop...ale już na skraju wytrzymałości.

 

Na wstępie zaznaczę, że nie chodzi mi o umocnienie swojego "ja", a bardziej racjonalne podejście i z przyjmę też gorzkie słowa krytyki jeżeli na to zasługuję.

Temat jest ciężki...jestem w związku od kilkunastu lat, kilkanaście lat w związku i w tym już 11 lat po ślubie. Oboje jesteśmy przed 40-stką.

Ślub z miłości a przynajmniej tak myślę, a ze swoje strony jestem pewny. Mamy dwójkę dzieci w wieku 9 i 10 lat. Początkowo się dogadywaliśmy, często mieliśmy różne poglądy ale zawsze się jakoś dogadywaliśmy. Jeszcze niedawno tak na to nie patrzyłem ale teraz po paru miesiącach gehenny w związku już wiem, że przestaliśmy się dogadywać parę lat temu i zaczynał się powoli koszmar, który wspólnie tworzyliśmy.

 

Niestety w moim odczuciu żyjemy od dawna w trójkącie...nie nie zdrada...a przynajmniej nie jeszcze wtedy...ja, moja naprawdę cudowna i atrakcyjna żona oraz moja teściowa...cudna, wspaniała i bezwzględna manipulantka, w moim odczuciu toksyczna mamusia, która swoją prawie 40-sto letnią córkę, a moją żonę owinęła na palcu.

Z perspektywy czasu widzę, że już kilka lat temu nawet wakacje były ustalane pod "mamusię" bo ma wtedy wolne i chce posiedzieć z wnukami a, że ja nie mam wolnego jeszcze w pracy ustalone...co z tego...mamusia wtedy może i wtedy jedziemy do mamusi a wspólne wakacje...jak dasz radę dostać urlop to w innym terminie...głupi byłem, że tego nie uciąłem wtedy tylko dopasowywałem się...

 

Coraz częściej wyjazdy…teściowa mieszka na południu Polski, my na drugim końcu PL na północy w Trójmieście.

Zawsze "mamusia" była tak ważna ale z czasem tak jakby przejmowała panowanie nad moją drugą połówką i nad naszym związkiem a ja przestawałem się liczyć.  Potrafiliśmy się kłócić o wyjazdy do "mamusi", które już od kilku lat były co najmniej raz na 2-4 tygodnie na cały weekend. Nawet jak proponowałem jakiś wyjazd na weekend w góry czy w inne miejsce to nie bo...do mamusi.

Zaznaczę, że moja mama mieszka od nas 10km w tym samym mieście...i widujemy się co kilka miesięcy. I to nie znaczy, że ma ją gdzieś...po prostu ma swoje życie a ja swoje i zawsze jakby mnie potrzebowała to pomogę ale wychodzę z wniosku że moje życie to moje życie i nigdy nie chciałem żeby moi rodzice mieszali się bez jasnego sygnału ode mnie lub mojej żony że tego potrzebujemy.

 

Niestety u mojej drugiej połówki to co innego...rozmowy telefoniczne co najmniej 5-7x dziennie i raportowanie wszystkiego...tak z perspektywy czasu myślę, że przez te kilkanaście lat po ślubie nie było nawet jednego dnia bez telefonu do Mamusi…a ja już tego nie wytrzymuję... Pokłócimy się...telefon do mamy, wróciliśmy z zakupów...telefon do mamy, rano...telefon do mamy...wieczorem...telefon do mamy żeby powiedzieć dobranoc...

 

Od kilku miesięcy nasz związek to prawdziwa gehenna...kłótnie, wahania nastrojów, przykre słowa rzucane do drugiej osoby i obwinianie się nawzajem...dramat. Tak..tu muszę wspomnieć, że też swoje dołożyłem do tego...zdrada, której dopuściłem się 2 lata temu. Nie chcę się usprawiedliwiać bo wiem, że tym samym mogłem spartolić to wszystko, a teraz się dziwię, ale nie radziłem sobie z tym i popełniłem błąd.

 

Wakacje - co najmniej 2 tygodnie sam bo reszta rodziny "u mamusi", weekendy przynajmniej 1 na miesiąc to samo, okres między świąteczny...też bo ja przecież do pracy muszę iść...i się stało. Zbłądziłem i popełniłem ten błąd...bardzo żałuję. Żona o tym wie...i początkowo mi wybaczyła...a przynajmniej tak mówiła chociaż pewnie coś w niej zostało i jak naważyłem piwa to je muszę wypić. Wiem ale...po jakimś czasie od zdrady było jak w bajce...odnaleźliśmy się na nowo, starałem się pokazać jej że żałuję tego bardzo i nigdy więcej tego nie zrobię, a ona była cudowna...sexowna, kochająca i zarazem rozważna...jak na początku...ideał kobiety.

 

Od paru miesięcy...nagła zmiana...odepchnęła mnie jak śmiecia i zaczęła budować swoją prywatność. Nic innego tylko "ja" "ja" "ja".  Zaproszę do kina - nie chce, zaproszę na kolację - nie chce, zainicjuję wspólny wieczór - nie chcę bo jutro do pracy, próbuję przytulić - nie chcę, romantyczny wieczór w łóżku...świeczki, wino...śpiąca jestem. Masakra...ogólnie nie mogę powiedzieć bo sypiamy ze sobą i to nie jest tak, że już czegoś nie ma...ale ta wieczna niechęć...wszystko ważniejsze i to rzucanie słów - "o co Ci chodzi", "czy to takie ważne żebyśmy mieli dla siebie czas?", "jest życie i nie ma czasu", "ile można mówić komuś że się go kocha", ile można się przytulać"...ciągłe nie nie nie...

 

Tym sposobem trafiliśmy na terapię aby ratować związek...ja oddzielnie żeby zrozumieć ją, ona też żeby zrozumieć mnie.

Mam wrażenie, że to tylko pogarsza sprawę i każdy pracuje nad sobą...sobą a nie nami. Zaproponowałem wspólną terapię...raz poszliśmy po czym myślała czy chce iść przez kolejne 3 tygodnie aż a końcu nie wytrzymałem i sam z niej zrezygnowałem...ile można prosić o to żeby iść wspólnie i powalczyć o nas...a cały czas słyszeć "pomyślę", "jutro zdecydujemy" itp.

 

Ostatnio jak rozmawialiśmy usłyszałem kolejną gorzką rzecz, po której już pękłem...no tak to, że nie chce ze mną nigdzie iść bo nie ma czasu od paru miesięcy, to że nie chce się kochać bo jest zmęczona...ok…ale jak powiedziałem, że jest mi z pewnymi sytuacjami z związku ciężko...i usłyszałem: "to Twój problem, ja inaczej na to patrzę i nie mam tego problemu"...to już za dużo dla mnie. Tak jakby moje zdanie czy uczucia były kompletnie nieistotne...? A rozmawialiśmy tylko o tym jak się czuję jak nie raz daje mi do zrozumienia, że ma mnie "w d..." i nawet o naszej rocznicy zapomniała czy też o tym, że przykro mi było jak słyszałem od niej cały czas jak to nie chce ze mną nawet na spacer iść...bo praca i życie...

 

Nie mam już siły...myślę, że nie ma nikogo tylko tak się nagle zmieniła...nie wiem może zdrada sprzed 2 lat...może mamusia nagadała bo nawet o zdradzie wie od niej i nastawia ją przeciwko mnie…nie mam pojęcia... Kocham ją bardzo i nie wiem jak moglibyśmy być oddzielnie...a tym bardziej, że mamy dzieci które kocham nad życie...ale ile można wytrzymać...? Ja już nie mam siły, już nie wytrzymuję życia z jej Mamusią i jej „JA”…ale kocham ją i dzieci…tylko czy cokolwiek mogę zrobić czy raczej z honorem odejść od niej o powalczyć o dzieci i o to żeby nie cierpiały?


Wiem za to jedno…życie w związku z córeczką Mamusi…to dramat...

 

 

 

  • Like 6
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopie, określ nam o co chcesz walczyć zostanie samotnym ojcem czy bycie dalej przedmiotem służącym do utrzymywania. Pierwsza kwestia Olej ją, zacznij robić swoje rzeczy przy domu/mieszkaniu/aucie minimum formalności do lubej. Jeśli chcesz cokolwiek osiągnąć to na pewno nie staranie się i włażenie w ryć, tylko się poniżasz. Chcesz przyjemności idź do divy. Zrobiłeś dobrze, że zdradziłeś ale jak ten fakt wykorzystałeś amatorszczyzna. Ona zdradza od zawsze wasz porządek domowy.

 

Jesteś przedmiotem w tym związku, nazywa on się Matko-Córka, od zawsze.. kiedy te dwie kobiety mają świetny kontakt, tzw. Super raport.  Przeważnie Matka dyktuje życie Córce a także jej rodzinie. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, On_w_dylemacie napisał:

a już nie mam siły, już nie wytrzymuję życia z jej Mamusią i jej „JA”

To odetnij się i pracuj nad sobą. Niezależnie od tego czy się rozstaniesz, czy nie, Twoim celem jest wyjście z tej relacji silniejszym. Musisz odbudować siebie poprzez to, co Ci sprawia satysfakcję, podbuduje pewność siebie, poczucie wartości. Wcale nie mam tutaj na myśli innych kobiet. Po prostu zdrowy egoizm, przez który będziesz czuł się dobrze. 

 

Zacznijmy od dzieci - chcesz je gdzieś zabrać to je zabieraj. Ona mówi nie? Ok, to niech jedzie sobie do mamusi, a Ty jedź z nimi na kilka dni. Masz do tego pełne prawo. Do tego w przypadku potencjalnego rozwodu jest to dla Ciebie bardzo mocny argument. 

2 godziny temu, On_w_dylemacie napisał:

kłótnie, wahania nastrojów, przykre słowa rzucane do drugiej osoby i obwinianie się nawzajem...dramat

Ucinaj. Dla własnego zdrowia psychicznego. Nie daj sobie, a jak nie dociera to po prostu porób coś dla siebie i dzieci.

 

2 godziny temu, On_w_dylemacie napisał:

Nie chcę się usprawiedliwiać bo wiem, że tym samym mogłem spartolić to wszystko, a teraz się dziwię, ale nie radziłem sobie z tym i popełniłem błąd.

Dlatego tutaj nie ma sensu już tego ratować. Zdrada, jej relacja z matką. Myśl o sobie i dzieciach.

 

Stałeś się przesadnie emocjonalny, przez co też podatny na jej słowa i zachowania. Ona już Cię olewa i nie potraktuje poważnie. Nawet gdybyś teraz pokazał jaja to i tak potem musiałbyś się wiecznie pilnować.

 

Generalnie odbuduj siebie i spędzaj dobrze czas z dziećmi. Tylko i aż tyle. 

 

A ona? Wg mnie nie ma sensu, ale możesz na początek po prostu olewać, zbywać tak jak ona to robi. Niczego to nie naprawi, ale pewnie w większym stopniu się zainteresuje Tobą. 

Edytowane przez Alex76
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem ta żona już ma gałąź z orbiterem przygotowaną a teraz prowadzi akcję zniechęcania misia i prowokowania awantur, żeby wszyscy znajomi i rodzina uważali, że rozstanie to jego wina.

 

Ten schemat powtarza się w wielu nieudanych związkach.

 

Weź się za siebie fizycznie i duchowo, dbaj o dzieciaki i odetnij się od niej.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż, szybko poszło niestety i już będzie końcówka historii naszego małżeństwa. Właśnie usłyszałem że już nie chce małżeństwa i chce rozwodu. Myślę że teraz już jestem pewny że ktoś jest obok i zastąpił moje miejsce. Teraz walka o dzieci więc chyba będzie jeszcze gorzej, a tym bardziej że zapowiada się walka a nie porozumienie. Pytanie tylko czy jest szansa na wywalczenie opieki nad dziećmi i jak do tego podejść?

Ojciec zawsze na przegranej pozycji?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, On_w_dylemacie napisał:

Od paru miesięcy...nagła zmiana...odepchnęła mnie jak śmiecia i zaczęła budować swoją prywatność. Nic innego tylko "ja" "ja" "ja".  Zaproszę do kina - nie chce, zaproszę na kolację - nie chce, zainicjuję wspólny wieczór - nie chcę bo jutro do pracy, próbuję przytulić - nie chcę, romantyczny wieczór w łóżku...świeczki, wino...śpiąca jestem. Masakra...ogólnie nie mogę powiedzieć bo sypiamy ze sobą i to nie jest tak, że już czegoś nie ma...ale ta wieczna niechęć...wszystko ważniejsze i to rzucanie słów - "o co Ci chodzi", "czy to takie ważne żebyśmy mieli dla siebie czas?", "jest życie i nie ma czasu", "ile można mówić komuś że się go kocha", ile można się przytulać"...ciągłe nie nie nie...

 

kluczowy moment, czyżby ktoś nowy się pojawił?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, On_w_dylemacie napisał:

Tak..tu muszę wspomnieć, że też swoje dołożyłem do tego...zdrada, której dopuściłem się 2 lata temu.

 

Divy to nie zdrada :).

 

13 godzin temu, On_w_dylemacie napisał:

Od paru miesięcy...nagła zmiana...odepchnęła mnie jak śmiecia i zaczęła budować swoją prywatność. Nic innego tylko "ja" "ja" "ja".  Zaproszę do kina - nie chce, zaproszę na kolację - nie chce, zainicjuję wspólny wieczór - nie chcę bo jutro do pracy, próbuję przytulić - nie chcę, romantyczny wieczór w łóżku...świeczki, wino...śpiąca jestem. Masakra...ogólnie nie mogę powiedzieć bo sypiamy ze sobą i to nie jest tak, że już czegoś nie ma...ale ta wieczna niechęć...wszystko ważniejsze i to rzucanie słów - "o co Ci chodzi", "czy to takie ważne żebyśmy mieli dla siebie czas?", "jest życie i nie ma czasu", "ile można mówić komuś że się go kocha", ile można się przytulać"...ciągłe nie nie nie...

 

Wyczuwam innego bolca :).

 

13 godzin temu, On_w_dylemacie napisał:

Wiem za to jedno…życie w związku z córeczką Mamusi…to dramat...

 

 

Z tej mąki chleba już nie będzie. Są dwa wyjścia.

 

1. Rozwód.

 

2. Żyjesz sobie dalej w tym małżeństwie. Tylko już z świadomością że miłości ani partnerstwa już nie ma. I że z Żoną się śpi a nie sypia :). Miliony par to przerabiają. W ramach regulacji ciśnienia bez wyrzutów sumienia chodzisz na Divy.

 

 

 

5 godzin temu, On_w_dylemacie napisał:

Właśnie usłyszałem że już nie chce małżeństwa i chce rozwodu.

 

A to już po ptokach :).

5 godzin temu, On_w_dylemacie napisał:

Ojciec zawsze na przegranej pozycji?

 

Niestety w naszym nieszczęśliwym kraju piekła kobiet tak :). Szukaj Sobie drugiego etatu przyda się.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@On_w_dylemacie

Mężczyzna jest od budowania i dotyczy to też związku z kobietą. Ty zawaliłeś na całej linii.

Sam przypiąłeś sobie krótką smycz i wręczyłeś ją swojej kobiecie radośnie merdając ogonkiem.

Kochać drugą osobę (a kobietę w szczególności) trzeba z umiarem (to chyba Szekspir już pisał). Ty kochasz/kochałeś swoją żonę ślepo i bezwarunkowo.

 

Symbioza Twojej żony z matką niczemu nie jest winna – winny jesteś Ty, że nie potrafiłeś postawić granicy i zaczęło to wpływać na Twoją relację z żoną (niczym czwarte dziecko zabiegałeś o uwagę żony).

 

Powinieneś walczyć – ale przede wszystkim o siebie. Bo jak nie poprawisz mentalu to zawalisz kolejny związek.

I zastanów się, czy nie ratować jeszcze tego związku z powodu dzieci, bo rozwód bezpowrotnie wiele niszczy w ich psychice (zakładam, że nie jesteś przemocowcem, ani nałogowcem).

Znam blisko parę, w której on był stroną zdradzającą (nie długotrwały romans, a tzw. skok w bok), ale przegadali temat i minęło już z dziesięć lat jak są ze sobą i mają się świetnie (ale tam mężczyzna ma inny mental niż Ty - jest silniejszy).

Znam też blisko parę, gdzie jest taki gość jak Ty – zasuwa na drugim etacie przy żonie. Żal patrzeć. Żal słuchać, co wymyśla ta jego żona, by z nudów przy bezgranicznie oddanym misiu nie umrzeć.

 

Trzy czwarte kobiet podobno żałuje rozwodu (tj. tego, że nie walczyły o małżeństwo i zawaliły komunikację) – ale do tego wniosku dochodzą po latach.

 

 

 

Edytowane przez canyon
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, On_w_dylemacie napisał:

No cóż, szybko poszło niestety i już będzie końcówka historii naszego małżeństwa. Właśnie usłyszałem że już nie chce małżeństwa i chce rozwodu. Myślę że teraz już jestem pewny że ktoś jest obok i zastąpił moje miejsce. Teraz walka o dzieci więc chyba będzie jeszcze gorzej, a tym bardziej że zapowiada się walka a nie porozumienie. Pytanie tylko czy jest szansa na wywalczenie opieki nad dziećmi i jak do tego podejść?

Ojciec zawsze na przegranej pozycji?

Sprawa rozwodowa to nierówna walka.

Nie awanturuj się, zachowuj poważnie, nie daj się sprowokować do czasu wyroku.

Warunki rozwodu (alimenty, dni opieki, podział majątku) najlepiej na spokojnie omówić. Sprawa bez wojny o orzekanie o winie. Znajdź sobie prawnika bo baby są podburzane przez mecenaski feministki.

Nie bój się też iść do psychologa wygadać się. Męską cechą jest radzić sobie z problemami a nie zamiatać je pod dywan.

Powodzenia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wszystkim za wypowiedzenie się w temacie. Muszę przyznać że prawie ze wszystkim się zgadzam i sam jestem sobie winny bo zamiast na początku stawiać jasno i uczciwie dla obu stron granice to poległem jak dziecko. Myślę że to była wina tego że to nie była jakaś wpadka czy coś tylko wspólna decyzja, ślub, dzieci itp. 

Po przemyśleniach jak będzie światełko w tunelu to będę chciał walczyć o związek, nie wiem czy dla nas bo przy braku empatii u jednej z osób może to  być ciężkie ale napewno dla dzieci bo to byłaby dla nich katastrofa, a dodatkowo przy rozwodzie straciłbym pewnie prawie całkiem kontakt z nimi. Teraz mam je na codzień i nawet lekcje z nimi odrabiam a później co - raz na tydzień na parę godzin? Koszmar

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, On_w_dylemacie napisał:

Po przemyśleniach jak będzie światełko w tunelu to będę chciał walczyć o związek

Nie rób tego, bo do niczego jej nie zmusisz. Ty chcesz rozwiązać problem, a żeby cokolwiek z tego było to ona musi się Tobą zainteresować, poczuć dużo pozytywnych emocji. Tego nie zrobisz na logikę, walcząc czy cokolwiek innego. Odpuść ten kierunek i spójrz w inny - odbudowanie siebie. W tej chwili ona myśli, że jesteś dla niej nikim, nie masz dla niej większej wartości. 

 

16 minut temu, On_w_dylemacie napisał:

dodatkowo przy rozwodzie straciłbym pewnie prawie całkiem kontakt z nimi.

Dlaczego? Jak dotychczas to wyglądało? Generalnie dokumentuj wspólnie spędzany czas, uczestnicz w ich życiu codziennym. Jeśli spędzałeś z nimi więcej czasu, masz lepsze relacje to... atakuj. Jeden z największych problemów mężczyzn - w obawie o utratę dzieci dalej odpuszczają, bo są przygnieceni poczuciem winy i chcą walczyć. Idź w przeciwnym kierunku. To ona ma się bać o utratę dzieci, a jednocześnie Ty masz pokazać - Wysoki sądzie jestem zajebistym ojcem i nigdy ich nie odpuszczę. Zakładając nawet wariant, że jesteś na straconej pozycji, to tego typu inicjatywa sprawi, że pokazujesz się z innej strony. Chcesz wziąć na siebie dużą odpowiedzialność i stawiasz się w pozycji tego silniejszego. 

 

Mam naprzemienną, ale tylko dlatego się na nią zgodziłem, że syn był i jest w takim wieku, że potrzebuje kontaktu z matką. Gdyby chodziło tylko o starszą córkę to w życiu bym się nie zgodził na taki wariant. 

Edytowane przez Alex76
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

58 minut temu, canyon napisał:

@On_w_dylemacie

.......

 

Trzy czwarte kobiet podobno żałuje rozwodu (tj. tego, że nie walczyły o małżeństwo i zawaliły komunikację) – ale do tego wniosku dochodzą po latach.

 

 

 

Bedzie dobrze , moja statystyka mówi że tylko 1 na 4 facetów żałuje że się rozwiódł :D

Czyli autor ma większe szanse być  szczęśliwym po rozwodzie niż jego żona :D

15 minut temu, On_w_dylemacie napisał:

Dzięki wszystkim za wypowiedzenie się w temacie. Muszę przyznać że prawie ze wszystkim się zgadzam i sam jestem sobie winny bo zamiast na początku stawiać jasno i uczciwie dla obu stron granice to poległem jak dziecko. Myślę że to była wina tego że to nie była jakaś wpadka czy coś tylko wspólna decyzja, ślub, dzieci itp. 

Po przemyśleniach jak będzie światełko w tunelu to będę chciał walczyć o związek, nie wiem czy dla nas bo przy braku empatii u jednej z osób może to  być ciężkie ale napewno dla dzieci bo to byłaby dla nich katastrofa, a dodatkowo przy rozwodzie straciłbym pewnie prawie całkiem kontakt z nimi. Teraz mam je na codzień i nawet lekcje z nimi odrabiam a później co - raz na tydzień na parę godzin? Koszmar

Przestańcie już z tymi dziećmi .... dziecko 15 lata praktycznie w większości przypadków nie ma ochoty z tobą gadać ! Idąc dalej to są ludzie którzy uczą się świata nie tylko przez pryzmat waszego związku ale również innych relacji w rodzinie i poza.

 

Poza tym w końcu będą miały po prezencie od każdego rodzica a nie wspólny od mamy i taty :D

  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako 2X letni chłopak, z myszką (ale bez ślubu!), ciężko czyta się takie historie.

Pokazują pragmatyzm życia. Wszystko co dobre - kiedyś się kończy, chyba że określimy odpowiednio to co "dobre" i będziemy w stanie własny mindset ustawić odpowiednio z partnera głową.

 

Biologia wgrała w nas program. Przyjdź na świat, dorośnij, zapłodnij, wychowaj i umrzyj.

Żeby go zrealizować, uczymy się, doświadczamy, poznajemy, kopulujemy, łączymy się w rodziny, wychowujemy, iii...a no właśnie.

 

Z tego co się naczytałem na forum, wielu facetów nie żałuje decyzji najtrudniejszej - odejścia i otwarcia nowej ścieżki.

Z początku jest ciężko, tak jak ze zmianą nawyku. Ale człowiek dostrzega pewne rzeczy z perspektywy czasu. Albo powinien.

 

Autorze, powodzenia. Niezależnie co poczniesz, pamiętaj, że to ty będziesz ponosił odpowiedzialność za swoje czyny.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.