Skocz do zawartości

Zewnętrzny punkt widzenia na "incelowe" położenie


Rekomendowane odpowiedzi

Cześć,

Postanowiłem zarejestrować się na forum, żeby poznać zewnętrzną perspektywę na swoją sytuację życiową. Generalnie to przypomina ona gonienie pociągu który dawno odjechał i kolosalne zmagania, żeby jechać za nim chociaż rowerem, a nie lecieć na pieszo.

 

Wychowałem się jako jedynak w rodzinie wiejsko-powiatowej, Moi rodzice nie byli złymi ludźmi, przeciwnie, jednak w śladowym stopniu przygotowali mnie do dorosłego życia - tzw. cudowne wychowanie lat '90. Dorastałem wykluczony emocjonalnie, społecznie (brak kontaktów z rówieśnikami poza zajęciami lekcyjnymi), zaniedbany estetycznie (otyłość, mierna higiena, zerowa pielęgnacja, zerowa aktywność fizyczna), z wpojonymi fatalnymi zasadami (słuchanie się wszystkich, robienie tego "co trzeba", stawianie swoich potrzeb na końcu, niepodejmowanie wyzwań), za to ciągłe porównywanie z innymi: dlaczego 4+ a nie 5, a syn koleżanki, itp.  Wspomniany "pociąg" zaczął mi odjeżdżać gdzieś na początku szkoły średniej. Rówieśnicy dorastali, ja funkcjonalnie byłem dzieckiem. Tak samo na studiach i przez 3 lata NEETowania po nich - ie robiłem niczego, czego nie robiłby typowy 12-latek. Ani rodzice, ani okoliczności nie wymuszały na mnie dorośnięcia, a samemu nie odczuwałem takiej potrzeby. Nabawiłem się za to wtórnej fobii społecznej, zaawansowanej otyłości i prawdopodobnie również depresji.

 

Tuż przed ukończeniem 27 r.ż. zacząłem się odchudzać, postęp był tak zauważalny a robienie czegokolwiek tak interesujące, że po raz pierwszy od dawna się cieszyłem. Finalnie schudłem ponad 40kg i dało mi to wystarczająco "rozpędu", żeby znaleźć pierwszą w życiu pracę (przypominam, mając 27 lat). Biurową, za minimalną pensję, na dodatek w toksycznym damskim zespole (temat na inny, ale ciekawy wpis). Zacząłem zarabiać pierwsze pieniądze, zrobiłem prawo jazdy, z pomocą rodziców kupiłem pierwszego grata, oszczędzałem więcej, zacząłem chodzić na siłownię, dbać o siebie i choć trochę oswajać się socjalnie, zmieniłem pracę, wyprowadziłem się od rodziców do Krakowa, dwa razy zmieniłem pracę, kontynuowałem progres sportowy, zrobiłem studia podyplomowe i zmieniłem pracę, kupiłem mieszkanie 2 pok na kredo 20 letnie, i tak dalej. Obecnie mam 34 lata i stanowisko w IT z potencjałem, zarobki w skali kraju niezłe choć w ramach branży mocno standardowe. Uprawiam na raczej ponadprzeciętnym poziomie kilka dyscyplin, jestem ogólnie zadbany i estetycznie ubrany, nawet kilka zabiegów z gatunku medycyny estetycznej. Jestem w takim miejscu, gdzie kiedyś dałbym sobie rękę uciąć, żeby być. Nadal jestem jednak nieszczęśliwy, z prostego powodu - nie nadrobiłem zaległości w sferze socjalnej i brakuje mi warsztatu, żeby to zmienić.

 

Ogromnie ciąży mi samotność i nigdy niezrealizowana potrzeba bliskości emocjonalnej. To jest jak czarna dziura, której nie załata się lekcjami garncarstwa czy wyciśnięciem 2x masy ciała na klatę (to sprawdziłem empirycznie), a która wysysa radość ze wszystkich innych obszarów życia. Nigdy nie należałem do żadnej grupy i nikt nigdy nie był mną romantycznie czy seksualnie zainteresowany. Kilka lat trwało wyjście z fobii społecznej i zbudowanie choć takiego social skilla, żeby wymienić jedną czy dwie niezobowiązujące uwagi jadąc z kimś windą. Jakikolwiek progres to jest walka z własną osobowością, uformowaną i zastygłą na wycofanego samotnika. Nie mam wiedzy, gdzie mógłbym nawiązywać kontakty społeczne i nie mam umiejętności, żeby to robić. Poza wymianą banałów czy uprzejmości oraz zadaniowo-tematyczną rozmową np. zawodową, to słabo potrafię konwersować - nie wiem co i w jaki sposób powiedzieć, jakich słów użyć, mowy ciała itp. Zdecydowanie nie pomaga bycie na spektrum autyzmu, a jednocześnie nie jestem na tyle atrakcyjny, bogaty czy sławny, żeby ktokolwiek sam z siebie szukał ze mną kontaktu. Co do wyglądu - dzięki kolosalnym wysiłkom "awansowałem" z ~2/10 na ~6/10, ale jestem już bardzo blisko sufitu genetycznego (1,68 wzrostu, szerokie biodra i estrogenowa dystrybucja tkanki tłuszczowej, mało regularne rysy twarzy), a kostki podmywa mi już woda (postępujące łysienie, zmarszczki).

 

Moje nieplatoniczne doświadczenie w kontaktach z kobietami to: 2 zapytania o numer (oba odmowne, choć byłem przekonany, że sygnały dostaję pozytywne), 1 poprawna randka (nie z apki randkowej) i ok ~20 escortek przerobionych przez ostatnie pół roku. Ostatnio zacząłem chodzić radziej, bo zaspokoiłem ciekawość (raczej nie popęd, bo seks nie był z nimi zbyt udany i częściej celowałem w masaże), a jednocześnie zdałem sobie sprawę, że te wizyty dla mnie bardzo dużo znaczą emocjonalnie, a dla nich praktycznie nic. Na szczęście się nie zakochałem, w ogóle moim prawdopodobnie głównym atutem jest brak skłonności do spermiarstwa.

 

W tym momencie chciałbym prosić o zewnętrzne spojrzenie i inną perspektywę. W jaki sposób mógłbym spełnić nigdy niezaspokojoną potrzebę bliskości? Aktualnie na miarę możliwości kontynuuję rozwój social skilli, ale rosną one wolniej niż ciężar samotności. Korzystam jednak z każdej trafiającej się okazji, od odbicia się na siłowni do okazjonalnej imprezy firmowej (gdzie daję z siebie 100%, a i tak wychodzę na aspołecznego dziwaka). Pod kątem wesela chodziłem kilka miesięcy na lekcje tańca i okazały się fatalnym miejscem do poznawania ludzi, podobnie jak zajęcia sztuk walki. Nie będąc ani atrakcyjnym, ani wygadanym nawiązywanie kontaktów na zimno z obcymi jest nierealne. Pracuję przeważnie zdalnie, tworzę jednoosobowy dział, a kontakt z innymi sprowadza się do kwestii zawodowych. Moja codzienność wygląda tak, że dzień wypełniają mi przyziemne czynności w pracy, prowadzenie jednoosobowego gospodarstwa domowego (z autyzmem zajmuje to prawie pełen etat), sport. Rzadko mam motywację, powód do robienia czegoś więcej, niż szukania najłatwiejszej dopaminy. I tu chyba główna korzyść z div, jedną z form dopaminy były napady objadania się - wstyd mi było przed nimi i obecnie osiągnąłem coś pomiędzy 4 a 6-pakiem na brzuchu.

 

Choć omija mnie tak ogromna część człowieczeństwa i żałuję utraconej młodości i wszystkich szans, to na co dzień nie mam depresyjnego nastroju. Czasami losowe sytuacje wpędzają mnie jednak w kilkudniowego doła. Tak było na przykład, gdy jedna z escortek raz coś tam mówiła, że ma na dziś wieczór już 5 zaproszeń na imprezy (podała dość szczegółów, by uznać je za wiarygodne), ale chyba nigdzie nie pójdzie, bo wczoraj cały wieczór balowała a po północy jeszcze była na urodzinach kogoś tam. Niby banał, młoda laska korzystająca z życia... ale przez taki banał przypomniałem sobie, jak dużo mnie omija. Że mnie nikt nigdy nie zaprosił na imprezę, nie szukał kontaktu i nie zaakceptował. Że życie niektórych jest tak diametralnie różne od mojego. Przeszło dopiero po ~tygodniu.

  • Like 14
  • Dzięki 2
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie porównuj się z innymi skup się na sobie, zacznij medytować i odnajdź szczęście z przebywania z samym z sobą. Samotność to wolność, ci którzy to zrozumieli i się z tym pogodzili są psychicznie niezniszczalni. 

Związki nie mają sensu kończą się tak samo po kilku latach, a ty później leczysz swoją zwichrowana psychikę po życiu w matrixie jaki sobie zapewniłeś. Obecne kobiety nie są w żaden sposób bezinteresowne ani nie mają żadnej empatii. Kontynuuj drogę samorozwoju, lej na baby a same z czasem zaczną się ciebie czepiać. Odnajdź siebie, odnajdź spokój. 

Edytowane przez szakal666
  • Like 10
  • Dzięki 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, szakal666 napisał:

Nie porównuj się z innymi skup się na sobie, zacznij medytować i odnajdź szczęście z przebywania z samym z sobą. Samotność to wolność, ci którzy to zrozumieli i się z tym pogodzili są psychicznie niezniszczalni. 

Związki nie mają sensu kończą się tak samo po kilku latach, a ty później leczysz swoją zwichrowana psychikę po życiu w matrixie jaki sobie zapewniłeś. Obecne kobiety nie są w żaden sposób bezinteresowne ani nie mają żadnej empatii. Kontynuuj drogę samorozwoju, lej na baby a same z czasem zaczną się ciebie czepiać. Odnajdź siebie, odnajdź spokój. 

Robię tak obecnie, moje stanowisko jest po prostu konkluzją wielu lat rozmyślań: potrzeba bliskości jest dla mnie niezbędnym i kluczowym elementem tzw. "szczęścia". A fakt, że nie mam narzędzi do jej realizacji można by uznać za okrutny żart z mojej osoby - coś jak głupie zabawy przy tworzeniu postaci w Simsach.

 

Porównywanie się do innych uważam akurat za atut, bo było i jest istotnym elementem mojego progresu: dawało/daje mi kierunek rozwoju i wskazywało/wskazuje na deficyty. Patrząc na różne rzeczy tylko przez pryzmat siebie, to często pojawiają mi się wątpliwości. Na przykład, jakie tak w ogóle ma znaczenie czy podniosę x kg czy x+10kg? Co to zmienia, czy w szerszej skali jest istotne? x+20kg i tak długo nie dźwignę. Mogę wstawać o 05:30 na trening, ale... po co? Jaką różnicę to zrobi, może na luzie iść sobie po południu, a może nie iść w ogóle? Co mi ten trening zmieni, jaki ma sens? Pomijając jeden czy dwa wyjazdy szkolne to nie byłem nigdy za granicą. Obecnie mam dość kasy na wycieczki, gorzej z urlopem, ale dlaczego miałbym gdzieś jechać? Może i ciekawie byłoby coś zobaczyć, ale prędzej czy później trzeba będzie wrócić do codzienności, a sam bodziec poznawczo-dopaminowy mogę bezwysiłkowo wygenerować nie wychodząc z mieszkania.

 

Mam świadomość, że to nie jest zdrowe podejście. Pełen dynamizm i wysoka aktywność są obecnie poza moim zasięgiem (niewykluczone, że na zawsze), przez żmudne formowanie zwyczajów i lekki przymus wewnętrzny raczej muszę się pilnować, żeby nie popaść w stagnację.

 

 

4 godziny temu, Kong12 napisał:

A jak bylo w pracy? Ja swoje imprezy integracyjne w korpo dobrze wspominam

Sporadyczne imprezy są w porządku i bywają nawet momenty przebłysków, jednak mam świadomość, że całościowo wypadam jako element aspołeczny: w zależności od konkretnej sytuacji w wariancie albo nieśmiałego, albo dziwaka, albo gbura (organicznie raczej żaden z tych archetypów mnie nie definiuje). Po prostu udział w takiej imprezie kosztuje mnie sporo aktywnego wysiłku, wystarczy chwila dekoncentracji, gorszy dzień, zmęczenie fizyczne czy niedospanie i nagle orientuję się, że stoję sam pod ścianą albo chodzę w kółko pomiędzy grupkami.

 

W firmie jest mnóstwo ludzi, którzy znają się jeszcze sprzed pandemii i pracy zdalnej. Jeśli na imprezie taka 10-osobowa grupa siedzi przy jednym stoliku to nie mam warsztatu do wejścia z nimi w jakąkolwiek interakcję nieformalną, choć służbowo współpracujemy regularnie. Patrząc na dotychczasowy progres, potrzeba mi jeszcze +/- dekady aktywnej praktyki do osiągnięcia takiego poziomu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem w takiej samej sytuacji jak ty. W szkole wiele razy słyszałem "idź z tąd nikt cię tu nie chce", niedostępność emocjonalna rodziców również występowała. Miałem tam kilku koliegów, ale czepiali ,nie się podobne mi zjeby, sfrustrowane, gtowqe wbić nóż w plecy by się wybić w towarzystwie. W szkole średniej znalazłem paczkę znajomych ale ja byłem tym najmniej lubiaym, nikt się ze mną nie liczył. Zastanawiałem się co ze mną jest nie tak, szukałem  dziury w całym, może wygląd, głos zły, krzywe zęby itp. Poczucie wartości równe 0. To była przyczyna. Nawet jak miałem tych kolegów to robiłem za klauna do ich rozśmieszania, aby ktoś chciał się ze mną kolegować.  A na końcu zostałem klasowym pośmiewiskiem. 

Od losu dostałem dobry wygląd i sylwetkę która predysponuje do rozbudowy mięśni ( 2 miesiące siłowni i wyglądam jak bym 5 lat trenował). Gdy szedłem na studia powiedziałem sobie że już nigdy nie będę pajacem. Skończyło się to tym że cały licencjat  byłem znów w grupie największych spierdolin bo ani nie potrafiłem nawiązywać normalnych kontaktów a że nie pajacowałem to nikt nie zwracał na mnie uwagi. Ze względu na dobry wygląd (dość wysoki, siłka, ciemna karnacja, gęste włosy, spoko ryj) przyciągałem powierzchowną uwagę dziewczyn. Kilka zagadało same, jednak spierdolenie wzięło górę i jedyne co potrafiłem to wzdychać wieczorami do tej Kasi która się do mnie uśmiechała (a ja nie potrafiłem nawet porozmaiwiać normalnie). 

Na ostanim roku licencjatu był covid oraz dostałem strzał od losu w postaci ciężkich choroby która zamknęła mnie w domu na półtora roku. Ledwo uszedłem z życiem. Ale przez to mam wyjebane na wiele rzeczy. Już mi wsztsyko jedno  teraz nie trzęsę się jak galareta gdy rozmawiam z kobietą. Dodatkowo zaliczyłem z 50 eskortek. 

Od roku chodzę na terapię psychodynamiczną i tobie też polecam bo taka terapia właśnie ma za zadanie wyrównywać braki emocjonalne. Czuję się dużo lepiej przez to, i nieporównywalnie lepiej radzę sobie w kontaktach towarzyskich. Potrafię być w centrum zainteresowanie, nie robiąc z siebie pajaca. Ostatni rok studiów i zanlazłem spoko znajomych, w zasadzie jestem liderem tej grupy. Mam teraz duże powodzenie u kobiet.

Więc nie ma się co załamywać tylko radzę udać się na terapię bo zgnijesz w tym bólu, który jest przerażający jak sobie przypominam.  

 

I jeszcze jedno - zanim nie wyleczysz psychiki to nie czytaj zbyt wiele tego forum ani innych blackpillów na wykopie, bo do kobiet nabierzesz niechęci i będzie ci trudniej. Jak się ogarniesz to wtedy. 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie straciłeś za wiele a najwięcej to rozczarowania i wkurwienia.

 

Dzisiaj jestem tam gdzie ty jeśli chodzi o relacje między ludzkie chociaż póki piłem ( i nie gadałem zbyt głośno co sądzę o ślubach itp) czyli tak do ~24 roku życia byłem dokładna odwrotnością siebie z dzisiaj i nawet dziewczyny się mną interesowały, często mnie gdzieś zapraszano itd więc mam porównanie.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do autyzmu to gdzieś czytałem, że kobiety bardzo nie lubią autystycznych mężczyzn. Między innymi przez to, że mają oni problem z rozpoznawaniem emocji i mowy ciała, a kobiety emocjonalne są. Poczytaj: https://incels.wiki/w/Asperger's_syndrome - nazwa strony nie zachęca, jednak tamtejsze artykuły są pisane w oparciu o naukę i poza cząstką negatywizmu nie mam stronie duzo do zarzucenia,

 

15 godzin temu, Foxtrot napisał:

(z autyzmem zajmuje to prawie pełen etat), sport. Rzadko mam motywację, powód do robienia czegoś więcej, niż szukania najłatwiejszej dopaminy.

A jednak zdołałeś:

15 godzin temu, Foxtrot napisał:

Obecnie mam 34 lata i stanowisko w IT z potencjałem, zarobki w skali kraju niezłe choć w ramach branży mocno standardowe. Uprawiam na raczej ponadprzeciętnym poziomie kilka dyscyplin, jestem ogólnie zadbany i estetycznie ubrany, nawet kilka zabiegów z gatunku medycyny estetycznej. Jestem w takim miejscu, gdzie kiedyś dałbym sobie rękę uciąć, żeby być

 

I to mimo ciężkiego startu, jaki opisałeś. Także nie biczuj się za bardzo. 

 

15 godzin temu, Foxtrot napisał:

Nadal jestem jednak nieszczęśliwy

Być może ciałem, zarobkami jesteś tym co opisałeś, ale psychiką i duchem, jesteś nadal swoją postacią przed przemianą. Nie wiem co tu doradzić, może zacznij doceniać siebie, swoje starania i wyniki.

 

 

15 godzin temu, Foxtrot napisał:

awansowałem" z ~2/10 na ~6/10, ale jestem już bardzo blisko sufitu genetycznego (1,68 wzrostu, szerokie biodra i estrogenowa dystrybucja tkanki tłuszczowej, mało regularne rysy twarzy), a kostki podmywa mi już woda (postępujące łysienie, zmarszczki).

Współczesna technika medyczna pozwala na dużo, clavicle lengthening osteotomy, limb lengthening (możesz wygłużyć wzrost o nawet 16 cm), operacje wydłużania/poszerzania szczęki (bimax surgery), implanty np. gości policzkowych itd. Jednak to odradzam a zachęcam do zatrudnienia stylisty, który doradzi Ci co do ubioru i ogólnej stylizacji. To, jeżeli chcesz bardziej zadbać o wygląd. Ale u Ciebie to raczej kwestia zadbania o psychikę.

Też mam szerokie biodra i miednicę i magazynowanie tłuszczu w tej okolicy, co potwierdziły nawet badania dexa scan. W okolicy pośladków/bioder mam ok. 5-6 punktów procentowych wyższy bodyfat niż na brzuchu/twarzy. Rozwiązanie to redukcja, utrzymywać te ogólne ~14% bf w ciele i jest OK. Rozbudowanie barków i pleców też pomogło. Badania hormonalne mam OK, przyczyna u mnie takiego magazynowania tłuszczu to chyba szkielet kostny, ciało stara się magazynować tłuszcz w okolicy środka ciężkości aby zmniejszyć wysiłek.

 

15 godzin temu, Foxtrot napisał:

Moja codzienność wygląda tak, że dzień wypełniają mi przyziemne czynności w pracy, prowadzenie jednoosobowego gospodarstwa domowego (z autyzmem zajmuje to prawie pełen etat), sport.

Tobie się chyba wydaje, że ludzie w Twojej grupie wiekowej prowadzą jakieś wyskokowe życie. A tak nie jest, z tego co obserwuję i rozmawiam z ludźmi. Zycie ich toczy się wokół: praca, dom, dzieciaki, zakupy, gotowanie, spanie. Ostatnio byłem na piwie ze starszymi ludźmi o 3-5 lat (sam mam 29l.), to dyskusje głównie wokół kredytów, dzieci, mieszkań. I to w grupie ludzi która ma pracę dość kreatywną. Byli mocno zdziwieni że przeprowadziłem się do innego miasta w tym wieku. Jakby trzydziestka oznaczała konieczność szykowania sie na śmierć.

,

15 godzin temu, Foxtrot napisał:

Czasami losowe sytuacje wpędzają mnie jednak w kilkudniowego doła. Tak było na przykład, gdy jedna z escortek raz coś tam mówiła, że ma na dziś wieczór już 5 zaproszeń na imprezy

Też czasem mam doła, na przykład jak chorowałem, miałem grypę i byłem sam, musiałem się ogarniać - lekarz, zakupy, bycie samemu w chorobie itd. 

 

 

@szakal666

14 godzin temu, szakal666 napisał:

zacznij medytować i odnajdź szczęście z przebywania z samym z sobą. Samotność to wolność

 

14 godzin temu, szakal666 napisał:

Kontynuuj drogę samorozwoju, lej na baby a same z czasem zaczną się ciebie czepiać

Sory ale myślę że nie są to dobre rady. Autorowi tematu brakuje bliskości i towarzystwa, medytacja, samorozwój itd. to ucieczka od tych potrzeb. I jeśli gość znacznie się poprawił a kobiety magicznie się nie pojawiły same kiedy osiągnął wiek 34 lat, to ciężko sądzić że jak będzie starszy i bardziej łysy i pomarszczony nagle one się pojawią i będą czuły pociąg do niego, a nie do kasy.

 

  

15 godzin temu, Foxtrot napisał:

okazjonalnej imprezy firmowej (gdzie daję z siebie 100%, a i tak wychodzę na aspołecznego dziwaka)

Lepiej wyjść na osobę lekko dziwną i pozytywnie zakręconą, niż na poważnego gbura, taka jest moja opinia. Jednak no nie można sprawiać wrażenia osoby aspołecznej

Edytowane przez krzy_siek
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Władimir Władimirowicz napisał:

Od roku chodzę na terapię psychodynamiczną i tobie też polecam bo taka terapia właśnie ma za zadanie wyrównywać braki emocjonalne. Czuję się dużo lepiej przez to, i nieporównywalnie lepiej radzę sobie w kontaktach towarzyskich. Potrafię być w centrum zainteresowanie, nie robiąc z siebie pajaca. Ostatni rok studiów i zanlazłem spoko znajomych, w zasadzie jestem liderem tej grupy. Mam teraz duże powodzenie u kobiet.

Więc nie ma się co załamywać tylko radzę udać się na terapię bo zgnijesz w tym bólu, który jest przerażający jak sobie przypominam. 

Przez ok. 2 lata w trybie dorywczym korzystałem z różnych terapii poznawczo-behawioralnych i więcej dla mojego zdrowia psychicznego i samooceny zrobiło stanięcie po raz pierwszy nago przed masażystką nuru, niż cały ten wysiłek (oraz czas i pieniądze). Ponownej terapii jako takiej nie wykluczam, jednak na podstawie mojego researchu nurt psychodynamiczny również ma w podobnych przypadkach ograniczony potencjał. Wiem wystarczająco dużo dlaczego jestem taki, jaki jestem i z czym mam problem, i nie ma sensu odpowiadania na pytania, na które znam odpowiedź. Dodatkowo sam tryb terapii, czyli ~50 min raz na tydzień wydał mi się mocno nieadekwatny do moich potrzeb, a sesji 2-3h co 3-4 dni nie spotkałem się, żeby ktokolwiek oferował.

 

 

56 minut temu, krzy_siek napisał:

Być może ciałem, zarobkami jesteś tym co opisałeś, ale psychiką i duchem, jesteś nadal swoją postacią przed przemianą. Nie wiem co tu doradzić, może zacznij doceniać siebie, swoje starania i wyniki.

To na pewno jeden z moich problemów, skrajnie trudno doceniać siebie jeśli nie doznało się nigdy szczerej aprobaty otoczenia. Tego nie wyczaruje się z powietrza. Mogę uważać się za najlepszego kucharza bo ugotowałem obiad i mi smakowało, ale będą to bezpodstawne rojenia dopóki nie ugotuję dla kogoś i nie posmakuje jemu. Może wyglądam lepiej niż wyglądałem, ale w żaden sposób nie przełożyło się to na reakcje otoczenia. Mimo wyprostowanej sylwetki, dobranych ubrań i otwartej mowy ciała kasjerki w żabce czy recepcjonistki na siłowni nadal starają się na mnie nie patrzeć, a jeśli już patrzą, to tak jakbym był ze szkła albo protagonistą w filmie "Niewidzialny człowiek" (swoją drogą to bardzo odczłowieczające doświadczenie, szczególnie gdy reakcja na wcześniejszą osobę w kolejce była diametralnie różna).

 

W tym momencie wjeżdża autystycznie racjonalny mechanizm rozumowania - znam jedynie pasywne, okazjonalnie aktywne odrzucenie ze strony otoczenia i to jest niepodważalny dowód rzeczywistości. Myślenie inaczej byłoby oszukiwaniem samego siebie i uciekaniem przed stanem faktycznym. Nie umiem wskazać ani jednego przypadku szczerej i bezinteresownej akceptacji, docenienia choć wydaje mi się, że wystarczyłoby zaledwie jedno takie autentyczne wydarzenie do "przestawienia wajchy" i udowodnienia mi samemu, że w ogóle da się mnie docenić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Foxtrot napisał:

To na pewno jeden z moich problemów, skrajnie trudno doceniać siebie jeśli nie doznało się nigdy szczerej aprobaty otoczenia. Tego nie wyczaruje się z powietrza. Mogę uważać się za najlepszego kucharza bo ugotowałem obiad i mi smakowało, ale będą to bezpodstawne rojenia dopóki nie ugotuję dla kogoś i nie posmakuje jemu. Może wyglądam lepiej niż wyglądałem, ale w żaden sposób nie przełożyło się to na reakcje otoczenia. Mimo wyprostowanej sylwetki, dobranych ubrań i otwartej mowy ciała kasjerki w żabce czy recepcjonistki na siłowni nadal starają się na mnie nie patrzeć, a jeśli już patrzą, to tak jakbym był ze szkła albo protagonistą w filmie "Niewidzialny człowiek" (swoją drogą to bardzo odczłowieczające doświadczenie, szczególnie gdy reakcja na wcześniejszą osobę w kolejce była diametralnie różna).

 

W tym momencie wjeżdża autystycznie racjonalny mechanizm rozumowania - znam jedynie pasywne, okazjonalnie aktywne odrzucenie ze strony otoczenia i to jest niepodważalny dowód rzeczywistości. Myślenie inaczej byłoby oszukiwaniem samego siebie i uciekaniem przed stanem faktycznym. Nie umiem wskazać ani jednego przypadku szczerej i bezinteresownej akceptacji, docenienia choć wydaje mi się, że wystarczyłoby zaledwie jedno takie autentyczne wydarzenie do "przestawienia wajchy" i udowodnienia mi samemu, że w ogóle da się mnie docenić.

Nie wiem jak czują inni, ale według mnie, kazdy człowiek mind his own business i będąc mężczyzną, musiałbyś być gwiazdą pokroju Michaela Jacksona aby idąc ulicą, bądź załatwiajac coś na mieście, zwracać na siebie uwagę. Prawdę mówiąc, ja na mieście, w miejscach publicznych, sam nie zwracam najczęściej na nikogo uwagi, czy to jest młoda dziewczyna czy jakiś facet. Załatwiam swoje, np. płacę przy kasie i idę dalej, idąc ulicą dążę do miejsca docelowego i nie dbam o to kogo nieznajomego mijam. Na mnie ludzie też nie zwracają uwagi i wydaje mi się to normalne. Czasem się zdarzy że ktoś zagada, i zawsze jest to w "luźnej atmosferze", np. na basenie ktoś zagadał co do stylu pływania, w lesie gdy się rozglądałem i ludzie spacerowali ktoś odezwał się czy szukam może drogi, powiedziąłem że niedawno się wprowadziłem i pogadaliśmy kilkanaście minut. Także zdarzają się takie sytuacje, jednak wg mnie nie wynika to z tego, że jestem jakimś wielce przystojniakiem, ale po prostu mam pogodny, zadowolony "approachable" wyraz twarzy, taki, który sugeruje, że ze mną da się porozmawiać. Nie mam resting bitch face. Może to u Ciebie jest problem, niektórzy mają taką niezadowoloną grobową minę, minę zbitego psa, minę gbura itd.

Może inni się wypowiedzą, czy doznają uwagi otoczenia?

 

Wiesz co, piszesz " Może wyglądam lepiej niż wyglądałem, ale w żaden sposób nie przełożyło się to na reakcje otoczenia" - IMO ludzi niespecjalnie obchodzi, czy nieznajomy człowiek którego mijają na swojej drodze, i go już nigdy nie spotkają (skoro nie zagadujesz, nie nawiązujesz interakcji), czy on ma twarz 3/10 czy 8/10, czy ma kaloryfer na brzuchu czy brzuch piwny. Pomyśl czy sam o to dbasz? Podchodzisz do napakowanych gości i chwalisz ich umięśnienie? Podchodzisz do ładnych dziewczyn i chwalisz ich wygląd lub styl?

 

Poza tym. Pisałeś że masz autyzm. A to cechuje sie miedzy innymi słabą umiejętnością czytania emocji i mowy ciała. Jeśli nie miałbyś tego autyzmu, to umiałbyś czytać mikroekspresje, spojrzenia, emocje; być może kobiety obczajają Cię z góry do dołu, ale tego nie widzisz. I tak jak wspomniałem, takie obczajanie sylwetki to częściej się doznaje w rozmowie (a Ty rzadko rozmawiasz z tego co rozumiem) niż będąc mijanym w tłlumie. Ja jak zrobiłem sylwetkę to zauważam czasem że Panie patrzą mi się na klatę, brzuch, krocze, albo poślady, ale to się zdarza raczej podczas rozmowy lub gdzieś w barze gdzie ludzie nigdzie nie pędzą tylko przyszli w celach towarzyskich itd.

 

Edytowane przez krzy_siek
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, Foxtrot napisał:

Cześć,

Postanowiłem zarejestrować się na forum, żeby poznać zewnętrzną perspektywę na swoją sytuację życiową. Generalnie to przypomina ona gonienie pociągu który dawno odjechał i kolosalne zmagania, żeby jechać za nim chociaż rowerem, a nie lecieć na pieszo.

 

Wychowałem się jako jedynak w rodzinie wiejsko-powiatowej, Moi rodzice nie byli złymi ludźmi, przeciwnie, jednak w śladowym stopniu przygotowali mnie do dorosłego życia - tzw. cudowne wychowanie lat '90. Dorastałem wykluczony emocjonalnie, społecznie (brak kontaktów z rówieśnikami poza zajęciami lekcyjnymi), zaniedbany estetycznie (otyłość, mierna higiena, zerowa pielęgnacja, zerowa aktywność fizyczna), z wpojonymi fatalnymi zasadami (słuchanie się wszystkich, robienie tego "co trzeba", stawianie swoich potrzeb na końcu, niepodejmowanie wyzwań), za to ciągłe porównywanie z innymi: dlaczego 4+ a nie 5, a syn koleżanki, itp.  Wspomniany "pociąg" zaczął mi odjeżdżać gdzieś na początku szkoły średniej. Rówieśnicy dorastali, ja funkcjonalnie byłem dzieckiem. Tak samo na studiach i przez 3 lata NEETowania po nich - ie robiłem niczego, czego nie robiłby typowy 12-latek. Ani rodzice, ani okoliczności nie wymuszały na mnie dorośnięcia, a samemu nie odczuwałem takiej potrzeby. Nabawiłem się za to wtórnej fobii społecznej, zaawansowanej otyłości i prawdopodobnie również depresji.

 

Tuż przed ukończeniem 27 r.ż. zacząłem się odchudzać, postęp był tak zauważalny a robienie czegokolwiek tak interesujące, że po raz pierwszy od dawna się cieszyłem. Finalnie schudłem ponad 40kg i dało mi to wystarczająco "rozpędu", żeby znaleźć pierwszą w życiu pracę (przypominam, mając 27 lat). Biurową, za minimalną pensję, na dodatek w toksycznym damskim zespole (temat na inny, ale ciekawy wpis). Zacząłem zarabiać pierwsze pieniądze, zrobiłem prawo jazdy, z pomocą rodziców kupiłem pierwszego grata, oszczędzałem więcej, zacząłem chodzić na siłownię, dbać o siebie i choć trochę oswajać się socjalnie, zmieniłem pracę, wyprowadziłem się od rodziców do Krakowa, dwa razy zmieniłem pracę, kontynuowałem progres sportowy, zrobiłem studia podyplomowe i zmieniłem pracę, kupiłem mieszkanie 2 pok na kredo 20 letnie, i tak dalej. Obecnie mam 34 lata i stanowisko w IT z potencjałem, zarobki w skali kraju niezłe choć w ramach branży mocno standardowe. Uprawiam na raczej ponadprzeciętnym poziomie kilka dyscyplin, jestem ogólnie zadbany i estetycznie ubrany, nawet kilka zabiegów z gatunku medycyny estetycznej. Jestem w takim miejscu, gdzie kiedyś dałbym sobie rękę uciąć, żeby być. Nadal jestem jednak nieszczęśliwy, z prostego powodu - nie nadrobiłem zaległości w sferze socjalnej i brakuje mi warsztatu, żeby to zmienić.

 

Ogromnie ciąży mi samotność i nigdy niezrealizowana potrzeba bliskości emocjonalnej. To jest jak czarna dziura, której nie załata się lekcjami garncarstwa czy wyciśnięciem 2x masy ciała na klatę (to sprawdziłem empirycznie), a która wysysa radość ze wszystkich innych obszarów życia. Nigdy nie należałem do żadnej grupy i nikt nigdy nie był mną romantycznie czy seksualnie zainteresowany. Kilka lat trwało wyjście z fobii społecznej i zbudowanie choć takiego social skilla, żeby wymienić jedną czy dwie niezobowiązujące uwagi jadąc z kimś windą. Jakikolwiek progres to jest walka z własną osobowością, uformowaną i zastygłą na wycofanego samotnika. Nie mam wiedzy, gdzie mógłbym nawiązywać kontakty społeczne i nie mam umiejętności, żeby to robić. Poza wymianą banałów czy uprzejmości oraz zadaniowo-tematyczną rozmową np. zawodową, to słabo potrafię konwersować - nie wiem co i w jaki sposób powiedzieć, jakich słów użyć, mowy ciała itp. Zdecydowanie nie pomaga bycie na spektrum autyzmu, a jednocześnie nie jestem na tyle atrakcyjny, bogaty czy sławny, żeby ktokolwiek sam z siebie szukał ze mną kontaktu. Co do wyglądu - dzięki kolosalnym wysiłkom "awansowałem" z ~2/10 na ~6/10, ale jestem już bardzo blisko sufitu genetycznego (1,68 wzrostu, szerokie biodra i estrogenowa dystrybucja tkanki tłuszczowej, mało regularne rysy twarzy), a kostki podmywa mi już woda (postępujące łysienie, zmarszczki).

 

Moje nieplatoniczne doświadczenie w kontaktach z kobietami to: 2 zapytania o numer (oba odmowne, choć byłem przekonany, że sygnały dostaję pozytywne), 1 poprawna randka (nie z apki randkowej) i ok ~20 escortek przerobionych przez ostatnie pół roku. Ostatnio zacząłem chodzić radziej, bo zaspokoiłem ciekawość (raczej nie popęd, bo seks nie był z nimi zbyt udany i częściej celowałem w masaże), a jednocześnie zdałem sobie sprawę, że te wizyty dla mnie bardzo dużo znaczą emocjonalnie, a dla nich praktycznie nic. Na szczęście się nie zakochałem, w ogóle moim prawdopodobnie głównym atutem jest brak skłonności do spermiarstwa.

 

W tym momencie chciałbym prosić o zewnętrzne spojrzenie i inną perspektywę. W jaki sposób mógłbym spełnić nigdy niezaspokojoną potrzebę bliskości? Aktualnie na miarę możliwości kontynuuję rozwój social skilli, ale rosną one wolniej niż ciężar samotności. Korzystam jednak z każdej trafiającej się okazji, od odbicia się na siłowni do okazjonalnej imprezy firmowej (gdzie daję z siebie 100%, a i tak wychodzę na aspołecznego dziwaka). Pod kątem wesela chodziłem kilka miesięcy na lekcje tańca i okazały się fatalnym miejscem do poznawania ludzi, podobnie jak zajęcia sztuk walki. Nie będąc ani atrakcyjnym, ani wygadanym nawiązywanie kontaktów na zimno z obcymi jest nierealne. Pracuję przeważnie zdalnie, tworzę jednoosobowy dział, a kontakt z innymi sprowadza się do kwestii zawodowych. Moja codzienność wygląda tak, że dzień wypełniają mi przyziemne czynności w pracy, prowadzenie jednoosobowego gospodarstwa domowego (z autyzmem zajmuje to prawie pełen etat), sport. Rzadko mam motywację, powód do robienia czegoś więcej, niż szukania najłatwiejszej dopaminy. I tu chyba główna korzyść z div, jedną z form dopaminy były napady objadania się - wstyd mi było przed nimi i obecnie osiągnąłem coś pomiędzy 4 a 6-pakiem na brzuchu.

 

Choć omija mnie tak ogromna część człowieczeństwa i żałuję utraconej młodości i wszystkich szans, to na co dzień nie mam depresyjnego nastroju. Czasami losowe sytuacje wpędzają mnie jednak w kilkudniowego doła. Tak było na przykład, gdy jedna z escortek raz coś tam mówiła, że ma na dziś wieczór już 5 zaproszeń na imprezy (podała dość szczegółów, by uznać je za wiarygodne), ale chyba nigdzie nie pójdzie, bo wczoraj cały wieczór balowała a po północy jeszcze była na urodzinach kogoś tam. Niby banał, młoda laska korzystająca z życia... ale przez taki banał przypomniałem sobie, jak dużo mnie omija. Że mnie nikt nigdy nie zaprosił na imprezę, nie szukał kontaktu i nie zaakceptował. Że życie niektórych jest tak diametralnie różne od mojego. Przeszło dopiero po ~tygodniu.

Bardzo Ci współczuję bo wiem jak to mieć poczucia bycia samemu na świecie. Uwierz mi że wielu mężczyzn tak ma i to bez względu na wygląd czy wygadanie. 

Mam fajna terapeutke w Krakowie. Mogę Ci podesłać namiar na priv. Warto byś przegadał z kimś swoje lęki i przekonania. 

 

To co Ci od ręki może pomóc to wdzięczność. Wdzięczny możesz być za wiele rzeczy. Jak dla mnie to wykonałeś mega pracę nad sobą i zazdroszczę siły wewnetrznej!!! 

Wszystko co jest na tym kanale jest mega wartościowe. 

 

P. S.

Skile relacyjne to takie same skille jak gra w tenisa. Można się tego nauczyć i być wymiataczem za pół roku. Jest multum książek, jest dużo na yt. Ale przede wszystkim praca na żywym organizmie!! 

 

Edytowane przez Gixer
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, Foxtrot napisał:

Jakikolwiek progres to jest walka z własną osobowością, uformowaną i zastygłą na wycofanego samotnika. Nie mam wiedzy, gdzie mógłbym nawiązywać kontakty społeczne i nie mam umiejętności, żeby to robić

Dalej nie czytałem bo schematyczne do bólu.

 

Teraz WIADRO POMYJ NA ŁEB JAKO CHRZ3ST BOJOWY.

PIERWSZE co MUSISZ ZROBIĆ to odciąć wiedzę dawnych lat.

ZRESETOWAĆ MAGISTRALĘ DANYCH.

....bo rodzice, szkoła, system ble ble.

 

Teraz zaczyna się dobre(potencjalnie).

WYCOFANY SAMOTNIK to zajebista karta WYJŚCIOWA.

WYSTARCZY! zmienić kierunek przepływu aby dążyć w domenę LIDER(ten za którym wszyscy chcą podążać).

Proste.

 

NIEMA CZEGOŚ takiego jak walka z osobowością.

Muuusk człowieka to całe stado lim(wilków-zająców).

JEŚLI masz np watahe wilków to któryś jest prowadzącym np: a nie będziemy się wychylać bo trzeba będzie gryźć się po futrze i drapać pazurami.

 

Gdzie NAWIĄZYWAĆ KONTAKTY SPOŁECZNE???

...bardzo proste.

WSZĘDZIE TAM GDZIE JESZCZE TEGO NIE ZROBIŁEŚ.

.....czas zoptymalizuje gdzie największa sprawność będzie/kożyść.

: sklep, kiosk, ważywniak, przystanek, ulica...itd.

NAWET KOLEJKA DO KASY w biedrze jest dobra.

DLA ćwiczenia(zardzewiałego bagnetu)  od dziś zawsze bajeruj kasjerka w markecie!!!

Czemu?

One nie mogą uciec....A klienci są zazwyczaj zjebani więc ty MASZ ułatwione zadanie jak znasz haczyk.

HACZYK*(nuda/codzienność/rutyna)

 

UMIEJĘTNOŚCI się zdobywa A potem sprawdza jak działają na polu walki(GRA).

....nikt się nie rodzi z pakietem ZAJEBISTOŚCI.

ZAJEBISTOŚĆ osiągniesz wraz z odpowiednim KALIBROWABIEM, które notabene musisz wycwiczyć DZIAŁAJAC/FRONTEM DO KLIENTA.

:)

 

 

 

2 godziny temu, Foxtrot napisał:

Tego nie wyczaruje się z powietrza

NO WŁAŚNIE czaruje się to z powietrza.

WTEDY TO JEST MAGIA.

....inaczej jest to nauka/wiedza.

 

Edytowane przez Tornado
  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Foxtrot napisał:

Przez ok. 2 lata w trybie dorywczym korzystałem z różnych terapii poznawczo-behawioralnych i więcej dla mojego zdrowia psychicznego i samooceny zrobiło stanięcie po raz pierwszy nago przed masażystką nuru, niż cały ten wysiłek (oraz czas i pieniądze). Ponownej terapii jako takiej nie wykluczam, jednak na podstawie mojego researchu nurt psychodynamiczny również ma w podobnych przypadkach ograniczony potencjał. Wiem wystarczająco dużo dlaczego jestem taki, jaki jestem i z czym mam problem, i nie ma sensu odpowiadania na pytania, na które znam odpowiedź. Dodatkowo sam tryb terapii, czyli ~50 min raz na tydzień wydał mi się mocno nieadekwatny do moich potrzeb, a sesji 2-3h co 3-4 dni nie spotkałem się, żeby ktokolwiek oferował.

Chodziłem na poznawczo behawioralne i usłyszałem to co w necie można wyczytać. Tam dostajesz wiedzę i musisz pracować sam. Jeśli masz problemy z kontaktami międzyludzkimi to taki terapeuta ci powei "zmień myślenie i podchodź do ludzi". Psychodynamiczna to nie tylko poznawanie siebie ale także budowanie swego rodzaju więzi z terapeutą. On wyczuje czego ci brakuje. Tego się nie da opisać swłowami jak to działa ale gdy muszę nawijać prez całą godzinę to teraz mam lekkość wypowiedzi. A przed tereapią czytałem masę książek i dokładnie wiedziałem co mi jest, wątpiłem w działanie terapii, ale jednak zadziałało.

Na NFZ masz chyba z 80 wizyt 2 razy w tygodniu.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja przyjaciół szukałem latami, sprawdzonych osób i materiału przerobiłem od chuja i tyle rozczarowań, zdrad i jebania, że głowa mała i to od niby normalnych ludzi. Powiem tak. Nie wiesz, gdzie możesz trafić na przyjaciela, ale trzeba do tego być raz człowiekiem honoru, dwa mocno zaangażowanym oraz aktywnym w planowaniu wyjść, w nakręcaniu klimatu. Idealny układ to zbudowanie siatki towarzyskiej z minimum 3 osób + chociaż jednej koleżanki. Jak to zrobić? Chodzić samodzielnie na imprezy i dosiadać się do grupek, jarać pety na zewnątrz i zagadywać o pierdoletach, tak to się generalnie robi, wymieniać się kontaktami. W najbliższym otoczeniu się rozejrzeć, co jest grane, zapytać, co ktoś robił w weekend, o polecenia jakiejś knajpy. Nawet mówić (kłamać), że przyjaciółka do ciebie wpada i chcesz ją gdzieś zabrać, ale miasta jeszcze nie znasz, a uważasz kogoś za oblatanego, żeby ci coś podpowiedział. No trzeba łazić. Na kursy jakieś się zapisywać krótkie, gdzie zawsze jest czynnik integracji. Pozapisuj się na wspólne bieganie, grupy FB, wypady z ludźmi na rowery. Ja biegałem z ludźmi to masa rozmów. Sobie biegniesz i ludzie coś pierdolą i ty też gadasz, jak chcesz, a jak nie to nie.

 

Temat poznawania głębszego to jest sztuka, krótko mówiąc. Ja zawsze chciałem mieć przyjaciela, przyjaciół i mam, ale to mnie kosztowało strasznie dużo zaangażowania, czasu. Przełamanie bariery zaufania to spokojnie 5-6 lat. I ja tutaj wcale nie żartuję. 5 lat roboty minimum + żadnych błędów, żeby przekroczyć magiczną barierę zaufania. I wtedy dzieje się magia, bo masz dosłownie członka rodziny.

 

Nie będę ukrywać. To jest ciężki kawał chleba. Zagadywanie do ludzi, trzeba, inaczej nic nie zrobisz. Ty musisz zapraszać i ogarniać. Eventy, dołączanie do grup wyjazdowych, do grup już zorganizowanych. Tam jest największa szansa. Wychodzenie z ogłoszeń, odpowiadanie na ogłoszenia online. Ja od kurwy ludzi poznałem na weselach, studniówkach z ogłoszeń xD Polecam. Tam się dzieją cuda w sensie budowania pewności siebie.

 

Ale opłaca się przejść przez gówno, żeby znaleźć przyjaciela, nawet jednego na całe życie. Nie ma na to limitu wieku. Niewiele ludzi potrafi to zrobić. Musisz tego pragnąć, jak wszystkiego w życiu.

 

Ja fakt, teraz siedzę sam w chacie na zadupiu, ale generalnie lubię kontakt z ludźmi, lubię wchodzić w różne, czasami bekowe interakcje, coś pogadać i ludzie, jak jesteś pozytywnie do nich nastawiony, bez kompleksów to w końcu coś ogarniesz. Tylko nie nastawiaj się, że ktoś cię będzie od razu zapraszać i się pucować. To tak nie działa. Z inicjatywą to ty wychodzisz i budujesz siatkę. Jednego człowieka przedstawiasz drugiemu w superlatywach, później ciebie ktoś przedstawia komuś i tak to działa, aż pyknie z kimś lepszy kontakt.

 

Ja najlepszą ziomalę poznałem na ławce przed wejściem na czytelnię. Dosiadłem się, powiedziałem cześć, przedstawiłem się, czy mogę się dosiąść i zaczęła się gadka, która trwa do dzisiaj. Powodzenia.

 

I stary, wyrzuć krzyż i wszystkie kompleksy z dnia na dzień. Nie trzymaj krzyża na siłę. Było, co było, ale może być wszystko inaczej. Aktywność ludzka działa cuda. We wszystkim na początku jest najtrudniej. Później ogarniasz schematy, coś udoskonalasz. Tak działa ludzki umysł. Odrzucenia to dobra selekcja.

 

Przestań nazywać się incelem, przestań się jechać od społecznie wykluczonych i tak dalej. Po prostu przestań to robić, bo zasrywasz sobie tym umysł.

 

Ja sam nie lubię takich ludzi szczerze mówiąc. Cenię pewność siebie, jak ktoś bezpośrednio się komunikuje, potrafi strollować, coś zażartować, zapytać o coś. To buduje znajomości. Siema, co tam, co robiłeś na weekendzik, piwko może po robocie? Nie dzisiaj to odezwij się kiedy, zaproszenie otwarte. I chuj, tyle wystarczy. Tylko bez jebanej depresji. Ludzie w życiu wszyscy mają od kurwy problemów. Stań się kimś bardziej pozytywnym zwyczajnie dla siebie i innych, naucz innych tego samego i idźcie dalej przez życie. Ja kilka osób nauczyłem przyjaźni, nauczyłem ich tej idei i z czym to się je i są do tej pory wdzięczni za zmianę paradygmatu. Stań się przyjacielem kogoś i naucz go tego samego, ucz ludzi siebie i ucz pozytywnych wzorców. Jak mówię to jest robota. Jak tego nie lubisz zwyczajnie to będziesz miał pod górkę.

 

Ja mgtow przyjaźnię się z kobietą od ponad dekady. Najbardziej honorowa osoba, jaką poznałem w życiu. Od lat mnie nie zawiodła w niczym i zawsze dla mnie jest. Wiedziałem od początku, że coś z tej relacji będzie, z tego człowieka, to się czuje w powietrzu, masz intuicyjne objawienie czasami, że ktoś jest twoim bratem.

 

Zabawny jesteś. Nikt cię nie zaprasza na imprezę? Typujesz klubix z ulubioną muzą i lecisz sam. Sportowa marynara, zegar, włosy modnie ułożone, uśmiech na ryju, zapalniczka do kieszeni. I gadasz z ludźmi na miejscu. Kurwa, ja to robiłem latami. Jak nie było ekipy to dawaj samemu. I zajebiście się zawsze bawiłem. Poznałem masę, kurwa masę ludzi. Nawet od kolesi brałem numery telefonów, żeby później na browara wyjść xD

 

W klubie ktoś pije drinka, sam chodzisz z drinkiem lub wodą, podbijasz drinka komuś, mówisz zdrówko, jak impreza i gdzie najczęściej chodzicie? Bez ciśnienia zagadujesz, sobie gadasz, jak z wujkiem. To barmana zagadasz, jak idzie robota, napiwek rzuć, zagaduj, ustal sobie własną miejscówkę, stań się rezydentem. Barmana dobrze poznać, porzucać napiwkami, od razu się lepiej zrobi, co tam, jak tam, takie znajomości z widzenia budujesz. Później zagadujesz dalej i dalej, aż pykają różne dziwne tematy. Nie wiem, jak to powiedzieć, ale z czasem wchodzisz we flow towarzyskie, w którym nie ma żadnych granic. Dosiadasz się do obcych ludzi i normalnie wódę walicie razem i bawicie się całą noc :D Fajna przygoda generalnie.

 

Dla ludzi przychodzi czas na wszystko w różnym momencie życia. Ja przeszedłem z ekstrawertyka do samotności. Ty teraz jesteś dopiero gotowy na poznawanie ludzi, to jest twój czas, bo dopiero masz zaplecze. I twoje zaplecze oraz to, co wypracowałeś dotychczas daje ci fundament do naturalnego powrotu. Gorzej nie będzie, prawda? Czyli może być tylko lepiej.

 

Moi blokersi na wiosce to przekrój ludzi w wieku od 20 lat do 60 czasami. I wszyscy stoją i pierdolą coś w dzień dzień. Można się nawet do takich podpiąć, jak wyczaisz, piwko postawić lub wódę i siema, siema, tutaj mieszkam niedaleko, po sąsiedzku, jak leci? I już jesteś w ekipie.

 

Nie traktuj ludzi, jako chuj wie czego, jakiegoś nierealnego celu. To zwyczajnie rozrywka. Nawet, jak będziesz miał tysiąc zlew i jeden kontakt pyknie to już jesteś ustawiony.

 

Ludzie regularnie chleją, jarają petony, chodzą do roboty, chcą zarobić, zrelaksować się, pobawić i w wolnym czasie nie chcą depresyjnego pierdolenia, doła, incelizmu i innego gówna. Ty też nie chcesz :D I o to właśnie chodzi. Idziesz i się bawisz. Jakaś nisza dla ciebie na pewno jest, ale zastanawianiem się nic nie zdziałasz. Trzeba łazić samemu czasami i się wkręcać w tematy sposobem. Lol, ja jak sam łaziłem to miałem najwięcej akcji. Wrzuć na luz stary. Jak dostaniesz zlewę to naprawdę nic się nie stanie. Jak jesteś aktywny i zagadujesz praktycznie non stop, masz więcej zlew to one w końcu spływają, jak po kaczce. Zapominasz o tych ludziach po kilku sekundach. Jak kulki. Niektóre się odbijają od razu od siebie, a inne wchodzą w interakcje i czasami stają się większe razem, naturalnie. Ty też chcesz się fajnie bawić i na siłę nie chcesz, żeby ktoś cię lubił. Uwierz, że nie chcesz. Ty też selekcjonujesz i szukasz pod siebie i twoje potrzeby są tak samo ważne przy poznawaniu. A kogo preferujesz? Pomyśl o tym.

 

Ja jak łaziłem i chlałem to nie preferowałem spokojnych ludzi, których trzeba ciągnąć za sobą, tylko przypałowców, jaraczy, narkomanów i alkoholików tak szczerze mówiąc, bo sam taki byłem i tak wyglądała moja ekipa. A w jakiej ekipie ty chcesz być? xD

Edytowane przez mac
  • Like 10
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Foxtrot napisał:

To na pewno jeden z moich problemów, skrajnie trudno doceniać siebie jeśli nie doznało się nigdy szczerej aprobaty otoczenia. Tego nie wyczaruje się z powietrza. Mogę uważać się za najlepszego kucharza bo ugotowałem obiad i mi smakowało, ale będą to bezpodstawne rojenia dopóki nie ugotuję dla kogoś i nie posmakuje jemu. Może wyglądam lepiej niż wyglądałem, ale w żaden sposób nie przełożyło się to na reakcje otoczenia. Mimo wyprostowanej sylwetki, dobranych ubrań i otwartej mowy ciała kasjerki w żabce czy recepcjonistki na siłowni nadal starają się na mnie nie patrzeć, a jeśli już patrzą, to tak jakbym był ze szkła albo protagonistą w filmie "Niewidzialny człowiek" (swoją drogą to bardzo odczłowieczające doświadczenie, szczególnie gdy reakcja na wcześniejszą osobę w kolejce była diametralnie różna).

 

W tym momencie wjeżdża autystycznie racjonalny mechanizm rozumowania - znam jedynie pasywne, okazjonalnie aktywne odrzucenie ze strony otoczenia i to jest niepodważalny dowód rzeczywistości. Myślenie inaczej byłoby oszukiwaniem samego siebie i uciekaniem przed stanem faktycznym. Nie umiem wskazać ani jednego przypadku szczerej i bezinteresownej akceptacji, docenienia choć wydaje mi się, że wystarczyłoby zaledwie jedno takie autentyczne wydarzenie do "przestawienia wajchy" i udowodnienia mi samemu, że w ogóle da się mnie docenić.

 

 

No to masz problem bazowy, bo nikt nikogo nie "docenia" po prostu za to, że jest.

Szczególnie facetów się to tyczy - facetów się docenia za to, kim są i co robią, co mogą załatwić, pomóc.

 

Jeśli zaś coś robisz "dobrego" to rób to dla siebie. Dla swojego samopoczucia. Mniej będzie w tym hipokryzji, i mniej rozczarowań i frustracji z rzeczywistości.

Standardowo ludzie popisujący się dobrocią i aktywizmem, też to robią dla siebie - bo mają zaburzenia narcystyczne, które w ten sposób karmią.

 

Nikt Cię nie doceni, jak Ty sam siebie, dopóki to nie dotrze, to będziesz uzależniony od innych, a tym samym - może właśnie to odpycha ludzi.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, szakal666 napisał:

lej na baby a same z czasem zaczną się ciebie czepiać. Odnajdź siebie, odnajdź spokój. 

Co to jest za rada?

Chciałbyś być olewanym przez kogokolwiek?

Same nic nie zaczną. FACET jest łowcą.

A co to za ŁOWCA co wybiera spokój zamiast wir polowania?

I to najbardziej ZJEBANE: ODEJDŹ SIEBIE/BąDź SOBą????

CURWA.

 

TYP właśnie ma problem z wersją siebie.

Wie czego mu brakuje ale niema pojęcia jak to zrobić.

 

12 minut temu, mac napisał:

dwa mocno zaangażowanym oraz aktywnym w planowaniu wyjść, w nakręcaniu klimatu.

O to jest rada dobra.

TRZEBA WZIĄĆ inicjatywę w swoje łapy i DZIAŁAĆ.

10 minut temu, sargon napisał:

Szczególnie facetów się to tyczy - facetów się docenia za to, kim są i co robią, co mogą załatwić, pomóc.

Tu w innym kodzie.

DZIAŁANIE.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Władimir Władimirowicz

Jaki wzrost? 

Moze kumple w szkole Ci dopierdalali dlatego, bo Ci zazdrościli. 

Mi raz jeden typ z dupy wyjechał tekstem. 

"no ty wcale nie jesteś przystojny" 

A ja do niego no spoko, luz

" no bo pytałem Sandry i Agaty i tak powiedziały" 

Ta sama Agata dwa lata później najebana ocierała się o mnie sama na imprezie. 

Takze. 

@Foxtrot

Każdy Ci powie tak. " daj sobie czas, zajmij się sobą. Kobiety są przereklamowane, idz na siłownię, odkładaj hajs" 

Z tym, że jesteś samotny całe pierdolone życie. Juz wszystko to zrobiłeś co miałeś zrobić. A do pełni szczęścia potrzeba Ci tylko i wyłącznie obudzić się przy pannie, która będzie Cie traktować jak matka. Nic więcej. Potrzebujesz rano wstać. Wziąć prysznic i zjeść śniadanie które przygotowała Ci kobieta. Z tym, że życie to nie romantyczny film i panny są wyrafinowane. Ale tak. Tylko tego Ci potrzeba. Tak zwanej panny, która się Tobą zaopiekuje. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś też był podobny wątek. Ktoś był samotny, ja napisałem, żebyśmy sobie razem gdzieś skoczyli w Bieszczady, albo coś. Odzewu brak.

Więc teraz mam to w dupie i mi się nie chce pisać pod takimi wątkami o tzw. "samotności"...

 

@Montella26 pytasz o wzrost, a gościu napisał jak wół, że ma 168 cm....

Edytowane przez Carl93m
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Władimir Władimirowicz napisał:

I jeszcze jedno - zanim nie wyleczysz psychiki to nie czytaj zbyt wiele tego forum

Nie no - bardzo cenna rada od usera. który sam założył tu kilka tematów i w dopytywał w dziale o divach i szwagrach. Nie ma co...

 

@Foxtrot Moja historia jest całkiem podobna. Nie umiem nawiązywać więzi, też byłem "dojeżdzany" w sql, ogólnie ciężko odnajduję sie w relacjach międzyludzkich. Podobnie przez wygląd. Po pewnym czasie porównując swoją sytuację do innych, którym kiedyś zazdrościłem - mam wrażenie jakbym oszukał przeznaczenie. ;) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Montella26 napisał:

Z tym, że jesteś samotny całe pierdolone życie. Juz wszystko to zrobiłeś co miałeś zrobić.

Staram się tym nie dołować, bo wiem, że życie nie jest sprawiedliwe. Jednak po tych wszystkich zmianach nadal jestem w gorszym położeniu niż ogół społeczeństwa który nie musiał kiwnąć nawet palcem, gdyż kontakty społeczne rozgrywają się u nich z automatu. Wiadomo, nie zawsze łatwo czy bezproblemowo, ale jednak naturalnie i nie muszą 5 czy 6 lat wychodzić co chwile ze strefy komfortu, żeby choć jako tako radzić sobie między ludźmi.

 

 

6 minut temu, Montella26 napisał:

@Foxtrot

Z ciekawości powiedz mi ile masz bf%

Jak za dużo to konieczne dotnij.

Korzystając ze stronki https://ultimateperformance.com/your-goal/fat-loss/male-fat-loss/male-body-fat-comparison/  fotki z 15% są mi całkiem bliskie z zastrzeżeniem proporcji: masywniejszych ud i dupy, szerszych bioder, krótszej szyi, krótszych ramion.  Do tego brzuch wygląda inaczej, bo dwie górne kostki ułożone są jakby pionowo a nie poziomo, a dwie dolne, na ile mogę stwierdzić rozciągając lekko luźną po odchudzaniu skórę, rozpoczynają się dopiero grubo pod pępkiem - ale to pewnie przez wzrost.

 

Godzinę temu, Tornado napisał:

Gdzie NAWIĄZYWAĆ KONTAKTY SPOŁECZNE???

...bardzo proste.

WSZĘDZIE TAM GDZIE JESZCZE TEGO NIE ZROBIŁEŚ.

.....czas zoptymalizuje gdzie największa sprawność będzie/kożyść.

: sklep, kiosk, ważywniak, przystanek, ulica...itd.

NAWET KOLEJKA DO KASY w biedrze jest dobra.

DLA ćwiczenia(zardzewiałego bagnetu)  od dziś zawsze bajeruj kasjerka w markecie!!!

Czemu?

One nie mogą uciec....A klienci są zazwyczaj zjebani więc ty MASZ ułatwione zadanie jak znasz haczyk.

HACZYK*(nuda/codzienność/rutyna)

Na tym etapie potrafię już umiarkowanie dobrze zagadać do obcej osoby (trochę wg schematu, ale najczęściej w formie uwagi/pytania/obserwacji co do sytuacji czy otoczenia) i dość sprawnie odnieść się do odpowiedzi, ale co do dalszej interakcji mam pustkę w głowie. Trochę jak w grze platformowej, na pierwszą półkę wskoczę, na drugą jeszcze wskoczę, ale trzecia nigdzie się nie pojawia i finalnie spadam w przepaść. Czasem też celowo nie kontynuuję, bo osoba odpowiada zdawkowo, nie odwraca się w moją stronę, itp.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

54 minutes ago, Montella26 said:

 

. A do pełni szczęścia potrzeba Ci tylko i wyłącznie obudzić się przy pannie, która będzie Cie traktować jak matka

 

Jakby to ładnie ująć.

 

Jak daję na moto 200, to tak trochę ryzykownie się robi i te ciary są dwojakiego rodzaju. 

 

Z tym, że ja sobie doskonale zdaję sprawę z ryzyka zapierdalania, ale mam poważne wątpliwości, czy OP zdaje sobie sprawę z ryzyka opierania całości swojego szczęścia tylko o kobietę. 

 

Z takim mentalem wystarczy, że trafi nie na taką zawodniczkę ze snów, tylko trochę bardziej wyrachowaną i swoją obecną sytuację będzie wtedy wspominał jako cudowne czasy.

 

Nigdy nie rozumiałem rad "czujesz się samotny - znajdź kobietę". Kobieta to głównie problemy, obowiązki i wyzwania, a nie jednorożec pierdzący lawendą, który sprawia, że życie jest tęczowe. 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, maroon napisał:

Kobieta to głównie problemy, obowiązki i wyzwania

 

Zgadzam się z tym co napisałeś niemniej myślę, że kobiety (szczególnie w tym kraju gdzie większość typa panicznie musi kogoś mieć inaczej wracają jak robactwo do mamusi, żeby przystawiła do cycka bo inaczej zginą) mogą o większości facetów powiedzieć to samo.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Foxtrot, bardzo dobrze znam Twoje położenie. Nie jestem urodziwy ani wysoki. Zostałem wychowany przez nadopiekuńczą matkę, co pozbawiło mnie umiejętności walki o swoje i wycofało społecznie. Byłem dręczony i odsuwany na bok przez kolegów w szkole. Koło 30-tki ogarnąłem się w miarę finansowo, schudłem, odrobinę lepiej się ubieram, niż kiedyś, ale mam wrażenie, że nie jestem lubiany w towarzystwie i w pracy (a moje towarzystwo to głównie praca). Czuję się gorszy od współpracowników, mam wrażenie że wielu z nich ignoruje nawet moje przywitania. Nie wiem, jak się z nimi witać, do kogo mówić per pan/i, do kogo po imieniu. Często gdy jestem ignorowany, instynktownie przechodzę na formę pan/i i zazwyczaj wtedy jest pozytywny odzew, a to sprawia, że czuję się jeszcze gorszy, bo widzę, że postawienie się niżej od nich to tak naprawdę postawienie się we właściwym miejscu. Nie wiem, czy mogę coś skutecznie doradzić, bo też się zmagam z problemem z samooceną i akceptacją. Natomiast w kontaktach z płcią przeciwną jakoś o dziwo mi szło. Nie byłem prawie nigdy (nie licząc gimnazjum) zagadywany przez dziewczyny, ale gdy sam wykazywałem inicjatywę, udawało się. Mam na koncie kontakty seksualne - zarówno w miarę stałe związki, jak i przygodne znajomości. Doradziłbym Ci inność. Pokazanie się od strony, która odróżni Cię od rzesz spermiarzy w sieci. Spróbuj stworzyć dobry profil w sieci, oparty o zdjęcia pokazujące hobby, poproś kogoś dobrze robiącego zdjęcia o profesjonalną pomoc za kasę. Próbuj poza mainstreamem - np. gg, facebook randki. W ostateczności badoo, ale tam nie spodziewałbym się szału. Jeśli zdjęcia będą okej, ktoś zwróci uwagę na opis, więc jego też nie zaniedbuj. Zagaduj w nietypowy, odrobinę dziwny (ale nie creepy) sposób. Spróbuj np. nawiązać do tego, co na zdjęciu. Nie okazuj typowo szczeniackiego zainteresowania urodą kobiety, nie chwal za byle co. Jeśli ma w tle gitarę, poproś o wymienienie ulubionych gitarzystów. Jeśli ma jakąś nietypową fryzurę, przypomnij kogoś znanego z popkultury, kto ma podobną, ale bez spermienia. O dziwo w moim przypadku, mimo aspołeczności w robocie, udało się stworzyć w ten sposób kilka związków - czuję, że dlatego, iż nikt z internetu nie wiedział, jak jestem odbierany na co dzień w naturalnych sytuacjach i przez to udawało mi się zaczynać za każdym razem z czystą kartą. Nawet gdy po pewnym czasie wychodził ze mnie mruk i dziwak, miałem już uzyskany kredyt zaufania, pierwsze wrażenie było pomyślne, zatem trudniej było to zepsuć. Trzymam za Ciebie kciuki, stary, bo widzę w Tobie emocjonalnego bliźniaka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, maroon napisał:

pierdzący lawendą, który sprawia, że życie jest tęczowe. 

No nie.

NADMIAR lawendy to zapach gówna.

Jak się człowiek sztachnie to upadająć po łuku widzi tęczowe kolory niczym z pryzmatu rozczepienia jaźni.

Następuje przyłożenie to nawet gwiazdy błysną....potem.

POTEM SĄDOWĄ CIEMNOŚĆ.

....ciemność widzę, widzę ciemność.

 

 

33 minuty temu, Foxtrot napisał:

Czasem też celowo nie kontynuuję, bo osoba odpowiada zdawkowo, nie odwraca się w moją stronę, itp.

I tu jest błąd.

Stal kujesz na gorąco i na zimno.

Bez znania tych procesów NIE OPANUJESZ KALIBRACJI.

 

GENERALIZUJAC....(it) ty jesteś pętlą główną.....część obiektów MUSISZ odrzucić z kodu i dołączyć nowe.

Ponownie przemielić program wynikowy i sprawdzać.

CO DALEJ?  powstaje kiedy wyjdą na jaw bagi.

Usówasz je lub wymienisz część kodu.

Tu niema wiedzy tajemnej.

To jest zbiór bibliotek o do OPORU ZNANYCH parametrach wejscia/wyjścia.

NO CHYBA, że lubisz grzebać w zamkniętych OBJ, to twoja sprawa.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.