Skocz do zawartości

Moja historia. Lękowa-Unikający.


Rekomendowane odpowiedzi

Opiszę Wam Bracia swoją historię, dzięki której się "obudziłem". Teraz po pobycie na forum i przeczytaniu setki książek jestem bardziej świadomy i wiem jak nazwać to z czym miałem doczynienia, dlatego mogę opisać lepiej tę historię. Będzię najpewniej to długa opowieść i każdy z Was wyciągnie sobie z tego co będzie chciał. Dobra to zaczynamy:


Zacznę od opisu siebie w tamtym momencie, miałem wtedy 22 lata, DDD(matka z DDA nadopiekuńcza, ojciec obecny ale słaby bo jest z domu dziecka, przemocowiec) tzw. typ bohatera u mnie się objawiał. Jak skończyłem 15 lat to moi rodzice zostali "moimi dziećmi". Wartość siebie i moja samoocena szorowała po dnie, z powodu choroby genetycznej, która się u mnie objawiła i zabrała mi w tamtym momencie cała radość z życia. Udało mi się wtedy skończyć szkołe srednią i dalszego rozwoju na tym polu nie mogłem podjąć już ze względu na chorobę, pracowałem tylko dorywczo po max.3h dziennie, aby odciążyć trochę rodziców i zarobić chociaż na własne jedzenie, ogólnie było mi wstyd, że dorosły chłop siedzi na utrzymaniu rodziców. Warto tu dodać, że przejawiałem typ przywiązania w stylu unikającym, w dodatku intowertyk.


I wtedy pojawiła się ona:
24 letnia studenka psychologi i resocjalizacji, DDA(oboje rodziców alkoholicy choć z tzw. wyższych sfer)daddy issues(opisywała ojca jako psychopate, stosującego przemoc psychiczną i fizyczną, rządził poprzez strach, jako nastolatka zastępowała matkę)ChAD i inne zaburzenia, których już nie pamiętam, niskie poczucie wartość siebie, niska samoocena, pełna kompleksów. Od ponad 7 lat wtedy uczęszczała na terapie. Jej styl przywiązania był lękowy, ekstrawertyczka.


Nasza relacja mogę określić jako przeciąganie liny przez nas, ja na jednej stronie gdzie byłem za FWB a ona na drugiej ze swoim stylem gdzie była za LTR. W pierwszym roku pojawiało się też dużo manipulacji i testów z jej strony, które w ogóle do mnie nie trafiały, choć je widziałem, ale miałem kompletnie na nie wyjebane, ale to było w zgodzie ze mną(moim stylem). I to mój pierwszy błąd, że miałem totalnie to gdzieś przez co ona nie uzyskując żadnej odpowiedzi posuwała się coraz dalej aż do prowokacji, jedną z nich opisałem w dziale manipulacji, bo dopiero wtedy z mojej strony dostała jakąkolwiek emocje i odpowiedź, czyli złość za strate mojego czasu i za wciągnięcie mnie w jej gre, brak bliskości w ramach kary. Na drugi dzień, po tej sytuacji wyznała mi miłość, ale ja myślałem, że  mowi tak przez swój lęk.


Relację nazywałem "toksycznym tańcem". Totalny  rollercoster emocjonalny, który ona znosiła lepiej ode mnie, pasywna agresja czy też bierny opór na porządku dziennym rzucany w obie strony, testy i manipulacje tak samo. To była taka parabola, gdy ona była za bardzo lękowa, tym ja byłem bardziej unikowy i odwrotnie.


Wychwyciłem też, że miała taki schemat działań związując się, że słabymi mężczyznami(co było u mnie zgodne z prawdą, moją siłą był tylko mój styl), którymi się chciała opiekować, bo dzięki temu podnosiła swoją wartość i czuła sie ze samą sobą lepiej, tylko nad chorymi ludźmi w jej ocenie mogła górować i czuć dominację. Sama siebie określała jako dominującą i silną i niezależną(nieprawda, w środku była małą słabą dziewczynką, która trzeba było brać na kolana, głaskać po główce i dawać buzi w czółko). Posiadała też chorą ambicję, pięła się ostro w góre, po trupach a i tak była niezadowolona z siebie. No i wpadła we własną pułapkę czy też we mnie. 🤣


Pierwszy moment w którym doznałem mocnego wstrząsu, miał miejsce, gdy wyszło, że będę mógł rozpocząć terapie i żyć komfortowo zupełnie jak zdrowy człowiek. I kiedy przyszedłem do niej z tą informacją, spodziewając się zupełnie innej reakcji z jej strony, dostałem cios prosto w serce. Zareagowała lękiem, płaczem, że teraz to już ją napewno zostawie, próbowała mnie przekonać, abym nie brał w tym udziału(w pierwszej chwili doznałem szoku ale później zrozumiałem zamysł). No ale żeby nie było, moje reakcje w jej kierunku były podobne, kiedy chciała, abyśmy razem zamieszkali, wzieli ślub czy tez mieli dzieci. Dźgaliśmy się sztyletami prosto w serce wzajemnie.


Żeby też nie było, że ta relacja była zupełnie chora, były też zdrowe rzeczy. Zdominowałem ją(a raczej ona pozwoliła się zdominować), sprawiłem, że była ode mnie zależna, bazowałem na jej lęku, ale nie wykorzystwywałem tego do złych rzeczy. Na swój sposób budowaliśmy się wzajemnie, ona mnie jako mężczynę, a ja ją jako kobietę. Była pod moją opięką, jednak myślę, że była to zdrowa opieka, wspierałem, doradzałem, podnosiłem jej wartość ale nie robiłem nic za nią. Z jej strony mogłem liczyć na to samo.

 

Wprowadziłem system wzajemnego szacunku i dziękowania sobie codzień, za to co jedna strona zrobiła dla drugiej. Tak samo w sferze seksualnej, wiedziałem, że lubi brutalny seks(to było jej zaburzenie, osiągała podniecenie przez ból), więc byłem do bólu delikatny, chciałem pokazać, że można inaczej i też nie jest źle. Ostry seks był tylko w ramach nagrody i dla mnie i dla niej. W tej sferze też, podnosiłem jej wartość, na samym początku nie chciała się nawet przede mną rozebrać przez kompleksy, a pod sam pod koniec relacji wskakiwała w seksowne stroje(sam sobie zrobiłem nagrodę).Tak w tej sferze jeszcze, to jak przegapiłem moment w którym powinna dostać ostry seks lub po prostu tego potrzebowała, to komunikowała mi o tym włączając odpowiednie filmy lub teledyski. Tak więc Panowie jak Pani włącza Wam "Greya"(przykład) to dostajecie jasny sygnał, czego ona potrzebuje. Tylko musicie mieć jakiekolwiek ramy, bo inaczej nic z tego.


Skupiałem się też na tym, aby wychodziła do ludzi, bo mimo, że była ekstrawertyczna, to przez swój lęk uważała, że musi ze mną siedzieć 24/7, pokazywałem jej, że tak nie musi być, że jak wyjdzie do ludzi to tylko później spotka się u mnie z większą bliskością. I dzięki temu ja sam mogłem mieć wolny czas, chodzić do znajomych i nie miałem z tego powodu zgrzytów.


Tak samo było z hobby, szukałem jej hobby, aby mieć też wolny czas pod tym względem dla siebie. Pokazywałem, że mimo uprawiania hobby(uprawiałem je w domu), jeśli tylko mnie będzie potrzebować, to wystarczy że przyjdzie i się przytuli, bo ja cały czas jestem dostępny.


Po prostu dążyłem do bezpiecznego związku, do tego, aby każde z nas miało własną autonomie. Nie wyszło...przez czynnik zewnętrzny, który spowodował, że pewne rzeczy musiałem przyśpieszyć, bo nie byłem w stanie kontrolować tylu rzeczy na raz, gdzieś musiałem odpuścić i padło na związek, czym wprowadziłem chaos. I to było główną przyczyną rozpadu. Mój duży błąd, zły wybór. Dało się inaczej to zrobić, co też ona mi mówiła, ale nie chciałem słuchać.


Właśnie największym problemem była też nieprawidłowa komunikacja(słowna) i jej odbieranie. Tutaj problem leżał głównie po mojej stronie, kompletnie nie potrafiłem rozmawiać o tym co czuje i w ogóle rozmawiać. Dawałem z mojej strony tylko suche komunikaty. Jak było dobrze, to było dobrze, problem się robił jak u mnie czy też u niej pojawiał się jakiś większy problem "zewnętrzny", wtedy przez moją suchą komunikację dochodziło do wybuchów z jej strony czym wyzwalała u mnie dezaktywacje(albo odwrotnie), nauczyłem się trochę tego ale za słabo, za późno.


Wracając do tego mojego nagłego przyśpieszenia, zaczałem po prostu oddawać jej kontrole, odkrywając się jednocześnie, zostawiłem sobie furtkę w postaci 5%, tylko zrobiłem to nagle z dnia na dzień(pozbywając się swojego stylu, co sprawiło, że po prostu stałem się zależny, mniej czuły, nie inicjowałem seksu, po prostu dałem jej odbicie w lustrze jej samej) i ona kompletnie nie wiedziała co się dzieje.

 

Stało się to jakoś 4 miesiące przed zakończeniem przeze mnie związku. Oczywiście wzięła to na siebie ale była kompletnie zdezorietowana a moja komunikacja mocno leżała i nie potrafiłem jej słownie wytłumaczyć o co chodzi. Wbijała mi sztylety raz za razem, ale nie pozwoliłem, aby mój styl objął mnie tarczą, miałem wtedy siłe, ale pochodzącą już od niej a nie mojego stylu.

Potrafiłem jednak odbierać jej komunikację, doszło do mnie, że ona myśli, że ją zdradziłem(za nagle oddałem kontrole), więc zacząłem jej pokazywać, że nie, jak do mnie przyjeżdzała to zostawiałem telefon, komputer z powłączanymi wszystkimi komunikatorami, wychodziłem z pokoju na dłużej, żeby mogła mnie skontrolować. Jednak ona nie widziała tego, budził się w niej lęk i myślała dlaczego wyszedłem z pokoju, że pewnie przez nią, bo zrobiła coś źle(a to ja zrobiłem błąd gdzieś wcześniej). To był test z mojej strony i próba szybkiego przygotowania jej na to co nadchodziło w moim życiu, a to co nadchodziło budziło by co chwilę w niej lęk więc chciałem się w niej tego jak najszybciej pozbyć. I zjebałem. Głównie poszło o tę furtkę 5%, którą sobie zostawiłem, mówiła mi, że sobie poradzi jak oddam jej całość, ale ja nie chciałem słuchać.

 

W dniu rozstania przyszła do mnie, pytając mnie czy może do mnie przyjechać odpowiedziałem, że nie(chodziło mi o to, że ma nie pytać, tylko jak ma potrzebe to niech przyjdzie, tak jak ja to robiłem)więc zapytała czy jeśli zdecyduje się przyjechać to będę chciał ją widzieć, odpisałem, że zabronić widzenia, ze mną jej nie mogę. Tylko właśnie to były w dalszym ciągu moje złe/suche komunikaty i uruchamiały jej lęk, no i doszła do tego  ta furtka 5% której nie chciałem oddać, dalsza rozmowa się tak potoczyła, że zerwałem z nią, nie chcąc jej ranić, tym co u mnie nadejdzie, stwierdziłem, że nie była gotowa na to, ale to nie była prawda tak do końca(teraz wiem), chciałem też aby samo rozstanie nią jakoś wstrząsło, aby pozbyła się tego lęku. I to moje prawie całkowite oddanie jej kontroli, miało ją też ochronić przed bólem, związanym z rozstaniem, nie wywoływać w niej lęku. Po prostu oddałem jej to co ona mi wcześniej dała, ale nie wszystko i to był mój bład.

 

Oczywiście zaczeła po tym rozstaniu swoje babskie teorie siać po znajomych, odgrywać ofiare, mówić, że ją chyba zdradziłem(ale to tylko był jej mechanizm obronny) itp. za co pare dni później dostała zjeby(pokazałem jej, że nie jest mi obojętna). I na tym mój kontakt z nią się skończył. I czekałem...na ruch z jej strony. I tu już wiem od znajomych o jej ruchach, że chciała się odezwać i ciągle o tym mówiła, ale miała za silna obawę, że zerwałem z nią, bo ją zdradziłem, nie mogła tego przejść, rozumiałem to, straciła zaufanie do mnie przez moje błędy i przez to, że nie chciałem oddać tych 5%.


Potem zaczęła robić na socjalach różne ruchy  np. zrobiła sobie sesje zdjęciową w miejscu w którym się poznaliśmy, wstawiła na fb i oznaczyła znajomych tak, żebym ja te zdjęcia widział, bo sama mnie usunęła ze znajomych itd. Itp. W końcu zdecydowała się przyjechać do miejsca  w którym przebywałem co też obwieściła(to był jej ostatni ruch 2-3 lata po zakończeniu związku).

 

Pozostałem niewzruszony tym wszystkim, bo chciała uzyskać tym to abym to ja się odezwał a mi nie o to chodziło. Ja w dalszym ciągu byłem goły i zależny, ruch miał być z jej strony w moim kierunku konkretny i jasny, miała się po prostu odezwać, pokazać, że przezwyciężyła lęk i naprawdę mnie kocha. I tu znów byłem ślepy, ona też ale to już przez moje błędy, nie widziałem, że dowód jej miłości dostałem już wcześniej(w momencie w którym wyznała mi miłość, co wziąłem za jej lęk), to że oddała mi całkowitą kontrolę nad nią, znaczyło, że mi ufała i dała się prowadzić, wiedząc, że nie zrobie jej krzywdy. Dotarło do mnie, że przy jej ruchach po rozstaniu powinienem był jej oddać te 5% i wszystko by się skończyło zupełnie inaczej, ale dotarło to do mnie za późno.


Z późniejszych informacji wiem, że związała się z gościem 15 lat starszym(lękowym), mieszkają ze sobą i razem też pracują(co pokazuje, że nie wyszła ze schematu do końca albo im tak pasuje akurat) i wszystko robią razem, nie mają własnej autonomii. 

 

A ja w sobie mam cały czas tą zależność i te 5%, których jej nie oddałem. I siłę, pochodzącą od niej, nie z mojego stylu.
Po przeżyciu "żałoby" i wybaczeniu samemu sobie, poszedłem do przodu, rozwijałem się, realizowałem swoje cele, dwa udało się ukończyć, spotykałem się ale wszystko to luźne relacje bo wiedziałem, że w tym momencie w którym jestem nie czas jeszcze na nic poważniejszego i same kandydatki też mało oferowały. Teraz przysiadłem trochę, poczytałem sporo lektur, aby znów dać sobie kopa na dalszy rozpęd. ;) I sięgam po kolejne cele. ;) Ten post też ma mi pomóc, oczyścić się do końca z tej sprawy, wywalić wszystkie emocje z tym związane. No i być może otworzy to oczy szerzej któremuś z Was Bracia. ;)

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie to trochę nadmiernie etykietujesz wszystko. Podam Ci przykład. Rozmawiałem ze swoim terapeutą o DDA i on mówi, że kiedyś robili badania i wiele ludzi w populacji ma cechy typu niskie poczucie własnej wartości i inne przypisywane do tego syndromu, nawet nie mając problemu alkoholowego w rodzinach.

Nie znaczy to natomiast, że taka przeszłość nie ma wpływu na Twoje życie. Nie ma sensu zamykać się w ramkach stylu przywiązania itp. i warto zająć się tym, nad czym możesz popracować.

A możesz pracować np. nad wybranymi przekonaniami bądź wybraną sferą życiową.

Najzabawniejsze jest to, że też mam tendencje do nadmiernego analizowania sytuacji ze strony psychologii, emocji i te radę piszę również do siebie.

Przykre jest to, że taka tendencja kosztuje nas sporo cierpienia.

Także don't overthink it bro.

Wnioski wyciągnięte, to czas działać dalej.

Trzymam kciuki! 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, damyrade napisał:

Jak dla mnie to trochę nadmiernie etykietujesz wszystko. Podam Ci przykład. Rozmawiałem ze swoim terapeutą o DDA i on mówi, że kiedyś robili badania i wiele ludzi w populacji ma cechy typu niskie poczucie własnej wartości i inne przypisywane do tego syndromu, nawet nie mając problemu alkoholowego w rodzinach.

Nie znaczy to natomiast, że taka przeszłość nie ma wpływu na Twoje życie. Nie ma sensu zamykać się w ramkach stylu przywiązania itp. i warto zająć się tym, nad czym możesz popracować.

A możesz pracować np. nad wybranymi przekonaniami bądź wybraną sferą życiową.

Najzabawniejsze jest to, że też mam tendencje do nadmiernego analizowania sytuacji ze strony psychologii, emocji i te radę piszę również do siebie.

Przykre jest to, że taka tendencja kosztuje nas sporo cierpienia.

Także don't overthink it bro.

Wnioski wyciągnięte, to czas działać dalej.

Trzymam kciuki! 

Masz rację o tym DDA i także to zauważyłem będąc z nią w związku, bo ona tym DDA grała jak robiła coś źle, próbując wzbudzić we mnie litość, dlatego w pewnym momencie to odrzuciłem, uznałem to za cechy jej charakteru, bo została wychowana w takim a nie innym środowisku i tylko myślałem o tym czy da się to w niej naprawić lub czy ja będę w stanie to zaakceptować. Jednak później odrzucając swój styl przywiązania(role, maske, wgrany program jak zwał tak zwał) stwierdziłem, że się za bardzo nie różnie wewnętrznie, można powiedzieć, że wtedy poznałem swoje cechy biologiczne, chciałem też, aby ona w ten sposób poznała swoje. I że ta miłość tak naprawdę była złudzeniem, ona nie była by w stanie mnie "usadzić", bo ona już była prawie na wyżynach swojego SMV, a ja na samym dole, miałem(cały czas mam)jeszcze daleko do tego, aby wznieść się na wyżyny swojego SMV. Jednak jak by nie było, nie żałuje tego związku, dużo mi pokazał(głównie moje "uśpione" cechy). Wbiłem to w schematy bardziej po to, aby pokazać co nami kierowało, bo jednak pewne cechy charakteru są przypisywane do tych poszczególnych schematów.  

 

I masz rację kosztuję nas to wszystkich sporo, dlatego trzeba walczyć o to aby to zmienić. I Tobie życzę owocnej dalszej drogi. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, OceanSpokojny napisał:

tylko myślałem o tym czy da się to w niej naprawić lub czy ja będę w stanie to zaakceptować.

Nie naprawisz kogoś, jeśli on sam/a nie chce się naprawić. Warto pokazać, że można lub/i co należy zmienić. Ale jak nie idzie, to zaakceptować lub zrezygnować, bo jedyne co później pozostaje to frustracja. Jedyne nad czym masz pełną kontrolę, to Ty sam. 

9 minut temu, OceanSpokojny napisał:

miałem(cały czas mam)jeszcze daleko do tego, aby wznieść się na wyżyny swojego SMV.

to już wiesz co robić :)

 

Wyciągać wnioski i kalibrować. Porównywać się tylko ze sobą i dziękować za zdrowie, ciepłą wodę w kranie i jajka w czystych gaciach i  za te w lodówce też. Pozdro!

Edytowane przez damyrade
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, damyrade napisał:

Jedyne nad czym masz pełną kontrolę, to Ty sam. 

to już wiesz co robić :)

 

 

Nawet mnisi tybetanscy nie maja kontroli nad soba ale ponoc bardzo sie staraja .

 

Autor watku przejawia jakies niezdrowe natrectwo do analizy , najdrobniejsze szczegoly rozklada nam na atomy . Twoje zycie to jakas niekonczaca sie analiza wspomnien , easy man .😉

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, thyr napisał:

Nawet mnisi tybetanscy nie maja kontroli nad soba ale ponoc bardzo sie staraja .

 

Autor watku przejawia jakies niezdrowe natrectwo do analizy , najdrobniejsze szczegoly rozklada nam na atomy . Twoje zycie to jakas niekonczaca sie analiza wspomnien , easy man .😉

To żadne natręctwo, po prostu tak jak napisałem wcześniej, zastrzymałem się teraz na chwilę, bo wcześniej nie miałem jak(przez różne wydarzenia po drodze), nie wyczyściłem tych 5% które mi zostały. Dlatego ten post powstał, aby się oczyścić z tej sprawy raz na zawsze. ;) Dla samego siebie. Na co dzień tak nie analizuję. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.