Skocz do zawartości

Mata i róbta


Rekomendowane odpowiedzi

Dobra ludzie ale to wygląda tak samo jak w podstawówce byś myslal ze np 2+2=5 i nikt Ci tego błędu z głowy nie wybije. Daje wykładowca zadanie okresli liczbę punktów np 2/4 i co z tego wynika. Przyswoisz w ten sposób jakoś wiedzę. Nawet nie wiesz czy dobrze zrobiłeś. To tak samo jakbys pisał na jakiś temat z geografii o jakiejś budowie ziemi nie wiedząc podstawowego zakresu słownictwa np litosfera tylko używał dolna partia ziemii albo środkowa część ziemi. Czy z tego coś wywnioskujesz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

39 minut temu, xander99 napisał:

Dobra ludzie ale to wygląda tak samo jak w podstawówce byś myslal ze np 2+2=5 i nikt Ci tego błędu z głowy nie wybije.

Bo hehe, to nie jest błąd. Tylko musisz to uzasadnić. 
Ja na przykład twierdzę ze II wojna światowa nie zaczęła sie w 1 września 1939 roku, i mogę to uargumentować tak ze mi się przyzna racje.

39 minut temu, xander99 napisał:

Daje wykładowca zadanie okresli liczbę punktów np 2/4 i co z tego wynika. Przyswoisz w ten sposób jakoś wiedzę. Nawet nie wiesz czy dobrze zrobiłeś. To tak samo jakbys pisał na jakiś temat z geografii o jakiejś budowie ziemi nie wiedząc podstawowego zakresu słownictwa np litosfera tylko używał dolna partia ziemii albo środkowa część ziemi. Czy z tego coś wywnioskujesz.

Jak sie popytasz ludzi na ulicy o litosfere to  nie będą wiedzieli o co chodzi,. Idąc na studia przynajmniej w teorii powinieneś wiedzieć  o czym będą.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, RealLife napisał:

najsmutniejsze jest to, że 90% etatów w Polsce nie wymaga studiów wyższych ale zwyczajnego technikum + kursy doszkalające.

To akurat nie jest nic złego - a przynajmniej nie musi to być nic złego.

Ja poszedłem do pracy po takim właśnie dwuletnim kursie zaocznym. Kwalifikacja robotnicza + technik mechanik, w miedzyczasie szły studia. Byłem jeszcze w trakcie nauki, gdy załapałem się do fachu. No i na miejscu okazało się, że różni ci robotnicy po zawodówkach lub technikum mają doświadczenie oraz umiejetności, które zostawiają w tyle ludzi po politechnice. Garstka absolwentów nadaje się na inżynierski etat, reszta to - za przeproszeniem - niedouczone głąby, które nie są dość odpowiedzialne ani pojętne, aby pracować jako np. technolog na produkcji. Mam tu na myśli te młodsze roczniki, które cechuje ogromna buta i brak zdolności do efektywnej komunikacji z resztą pracowników. Jakże inaczej pracuje się z młodymi chłopakami - np. po technikum lotniczym - którzy potrafią zapytać, doradzić, rozebrać jakiś problem na czynniki pierwsze etc. 

I powiedzmy sobie szczerze - na wykwalifikowanego robotnika czy technologa studia są zupełnie niepotrzebne. Wystarczy właśnie taki kurs zawodowy, byle był prowadzony kompetentnie, z głową, i nie zaniedbywał praktyki warsztatowej.

Absolwent polibudy, który daje od siebie minimum niezbędne, aby zdać, jest na ogół mniej wartościowy od rzetelnie przyuczonego robotnika. Czy będą z niego ludzie, to zależy od niego. 

 

Nie ulegajmy fetyszowi studiów.

 

 

 

Edytowane przez zychu
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, zychu napisał:

brak zdolności do efektywnej komunikacji

A to będzie coraz częstsze. 
Brak zdolności moze wynikać z wielu przyczyn. Jest masa jedynaków i coraz więcej komunikacji odbywa się w sieci.


A to że studia są wymagane to efekt ich masowości. No bo jak każdy ma studia choćby w wyższej szkole gotowania na gazie to ktoś kto nie ma studiów wygląda bardzo podejrzanie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, Libertyn napisał:

 jak każdy ma studia choćby w wyższej szkole gotowania na gazie to ktoś kto nie ma studiów wygląda bardzo podejrzanie

No to mamy diametralnie odmienne doświadczenia. Bo ja znam wielu dobrych pracowników (nie tylko "z branży"), którzy o żadne studia nigdy się nie otarli.

Ale ponieważ mam w swoim życiu epizod z uniwerkiem i kierunkiem humanistycznym, to również i na ten temat mogę się wypowiedzieć. I z ręką na sercu - nie zatrudniłbym 90% ze swojego rocznika. Może w gastro, bo tam nawet głąb może wyjść na ludzi, ale nigdzie indziej.

Edytowane przez zychu
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, zychu napisał:

No to mamy diametralnie odmienne doświadczenia. Bo ja znam wielu dobrych pracowników (nie tylko "z branży"), którzy o żadne studia nigdy się nie otarli.

Myślę ze to zależy od branży,

3 minuty temu, zychu napisał:

Ale ponieważ mam w swoim życiu epizod z uniwerkiem i kierunkiem humanistycznym, to również i na ten temat mogę się wypowiedzieć. I z ręką na sercu - nie zatrudniłbym 90% ze swojego rocznika. Może w gastro, bo tam nawet głąb może wyjść na ludzi, ale nigdzie indziej.

Studiowali dla zniżek? 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

38 minutes ago, zychu said:

No to mamy diametralnie odmienne doświadczenia. Bo ja znam wielu dobrych pracowników (nie tylko "z branży"), którzy o żadne studia nigdy się nie otarli.

Ale ponieważ mam w swoim życiu epizod z uniwerkiem i kierunkiem humanistycznym, to również i na ten temat mogę się wypowiedzieć. I z ręką na sercu - nie zatrudniłbym 90% ze swojego rocznika. Może w gastro, bo tam nawet głąb może wyjść na ludzi, ale nigdzie indziej.

 

Branże techniczne wymagają orientacji na rozwiązywanie problemów i pomysłowość, innowacyjność powiedzmy. Może nie wszystkie, ale większość. 

 

Humanistyczne z kolei, to w większości odtwórstwo i nacisk na umiejętność wyszukiwania gotowych rozwiązań i ich stosowania. I znów nie wszystkie (bo artyści to kreacja), ale większość. 

 

Ciekawym przypadkiem są nauki medyczne, gdzie coraz częściej, jak chcesz być dobry, to musisz mieć też dużo skili czysto technicznych - projektowanie, wyobraźnia przestrzenna, fizyka, biochemia, etc. 

 

IT i programowanie 50/50. Kreatywność w cenie, ale musisz też umieć znaleźć i dopasować gotowca. 

 

Jednak największy żal, to wszelkie socjo, psycho, histo, itp. I nie mówię, że to niepotrzebne, ale na pewno nie w takich ilościach. A już wszelkie wizaże, turystyki, etc. to w ogóle jakiś żart. Podobnie np. AWF i dyplom mgr dla sportowca. Po wuj? 

 

W pl natomiast jest ten problem, że młode, obrotne kadry techniczne mają silną tendencję do spierdalania za granicę, bo nawet jak u nas cudem 10k na łapę dostanie, to w takim Airbusie 3x tyle i jeszcze nieporównywalnie więcej wyzwań i możliwości, niż w pierdziszewie nad Wisłą. Dlatego kadry techniczne u nas się starzeją, a to co zostaje z młodych, często zbyt lotne nie jest. 

Edytowane przez maroon
  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Offtopujac. Dlatego jest u nas tak dużo niepotrzebnych kierunków i nadwyżka magistrów ponieważ chwilę po transformacji otworzyło się tu sporo korporacji, biur i brakowało najzwyczajniej ludzi znających angielski i obsługujących komputer. Nie było systemu bolonskiego, na studia wymagany był egzamin wstępny a ludzie często chcieli uciec przed wojskiem ale było ciężko.

Na początku 21 wieku, prace biurowe, bankowe faktycznie były kojarzone z pewnym prestiżem, dodatkowo dziadkowie powtarzali, że warto iść na studia... Narobiło się szkół prywatnych jak tych grzybów ponieważ to była nisza.

 

Od momentu smartfonów, koło 2015 roku widzę, że trend się powoli odwraca, ludzie są dużo bardziej świadomi i ostrożnie wybierają swoją przyszłość. Świadomość wzrasta. 

 

Co do autora to może ten przedmiot jest tylko feralny. Ciekawe jak reszta. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 13.03.2023 o 20:30, maroon napisał:

powody takiego stanu rzeczy są różnorakie:

 

1) kupa młodych wykładowców nie ma kwalifikacji dydaktycznych i robi niemalże "za karę",

2) wyjątkowo chujowe zarobki na początku "kariery" akademickiej - ludzie wolą robić doktoraty i spierdalać do biznesu lub za granicę, niż robic karierę akadmicką, 

3) utrata elitarności większości, jak nie wszystkich kierunków i co za tym idzie masówka z wszystkimi tego konsekwencjami (np. masa głąbów na zajęciach), 

4) wiele osób (i to moje prywatne odczucie), zaczyna dostrzegać beznadziejność procesu kształcenia, na zasadzie co byś nie umiał, to i tak chuja z tego bedziesz miał, więc po prostu wrzucają na luz, 

5) ogólna chujowość polskiego szkolnictwa wyższego, zwłaszcza w zakresie zabetonowania struktur oraz miernych osiągnięć naukowych nawet tylko na tle Europy. 

Prowadziłem kiedyś przez chwilę zajęcia na uczelni, dodałbym do wymienionych:


6) studenci często sami nie wiedzą po co przyszli na dany kierunek studiów, i chodzą na zajęcia z wyjebką, zdarzało mi się prowadzić zajęcia, gdzie przy grupie kilkunastoosobowej słuchała dosłownie jedna osoba albo nikt. Miałem podejście zadaniowe, czyli płaci mi się za to abym tutaj teraz przeprowadził zajęcia z takiego i takiego tematu, więc toczyłem dalej swój spektakl i się nie zrażałem zbytnio postawą słuchaczy. Jednak mam znajomego który w takich chwilach zaczyna prowadzić zajęcia bardziej na odpierdol albo mówi, państwo sobie doczytacie / mieliście na wykładzie a to są ćwiczenia etc. Do tego zdarzali mi się bardzo roszczeniowi studenci (np. mający do mnie pretensje o coś czym zajmuje się dziekanat albo sekretarka), bywały też damy księżniczki

Trochę studentów rozumiem, bo to jacy oni na wstępie będą dla nowego prowadzącego zależy od tego, na jakich prowadzących trafili wcześniej, i jak oni ich traktowali. Tak jak dziewczyna straumatyzowana kilkoma nieudanymi związkami może nie nadawać się do związku, tak zawiedzeni studenci mogą być trudni xd

 

7) brak przygotowania dydaktycznego-pozamerytorycznego osób prowadzących zajęcia. W szkole są jakieś tam kursy pedagogiczne, może też kursy z wysławiania się i autoprezentacji. Mało kto dobrowolnie zada sobie trud nauczenia się bycia ciekawym wykładowcą i rozmówcą. Już nie mówiąc o braku szkolenia z udzielania pierwszej pomocy albo zaniedbaniach takich jak brak przeszkolenia z BHP sali laboratoryjnej bądź sieci komputerowej

 

8 ) To czy prowadzący będzie genialnie swoje zajęcia prowadzić, czy byle jak, nic mu to nie zmieni, nie wpłynie to na jego zarobki ani utrzymanie pracy, ani na dalsze perspektywy.

 

 

Gdyby te powyższe punkty brać mocno do siebie, to faktycznie można by uznać, że staranie się prowadzącego zajęcia nie ma sensu

Edytowane przez krzy_siek
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minutes ago, krzy_siek said:

 

 

8 ) To czy prowadzący będzie genialnie swoje zajęcia prowadzić, czy byle jak, nic mu to nie zmieni, nie wpłynie to na jego zarobki ani utrzymanie pracy, ani na dalsze perspektywy.

 

Prawda? :)

 

Miałem kiedyś arkusze ocen na uczelni. Parę semestrów oceny w granicach 4.5-5.0. Potem mi przestali feedback dawać, bo było wyżej niż u etatowców. 😁

Edytowane przez maroon
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, maroon napisał:

W pl natomiast jest ten problem, że młode, obrotne kadry techniczne mają silną tendencję do spierdalania za granicę, bo nawet jak u nas cudem 10k na łapę dostanie, to w takim Airbusie 3x tyle i jeszcze nieporównywalnie więcej wyzwań i możliwości, niż w pierdziszewie nad Wisłą. Dlatego kadry techniczne u nas się starzeją, a to co zostaje z młodych, często zbyt lotne nie jest. 

Bo w PL się w technologie nie inwestuje, chyba ze z rozpędu po PRL w firmach z państwową kroplówką. Nie, lepiej sobie natrzepać kawalerek czy otworzyć kolejną żabkę. 

A technologia jest mega zasobożerna. I nie zawsze cos z tego wychodzi. Wystarczy spojrzeć na wojskowość, Spojrzeć na te wszystkie czołgi czy samoloty które zaprojektowano, zbudowano prototypy i odrzucono ostatecznie bo były niezbyt szybkie/zwrotne/wytrzymałe/ekonomiczne. .  

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 hours ago, Libertyn said:

Bo w PL się w technologie nie inwestuje, chyba ze z rozpędu po PRL w firmach z państwową kroplówką. Nie, lepiej sobie natrzepać kawalerek czy otworzyć kolejną żabkę. 
 

 

Wiesz ile w pl jest funduszy prywatnych typu vc? Całe 3. 😁

 

A wiesz jak wygląda "inwestowanie" przez prywatnych inwestorów? "To ja wam pożyczę. Na rok i oddacie +50%"

 

Z czym do ludzi. 

 

Poza tym u nas nie ma bazy nawet pod manufaktury, a nawet jak jakieś są (np. branża CNC), to w 90% robią na zachód, bo u nas po prostu nie ma rynku zbytu. 

 

Bez przemysłu się nie da. A na przemysł high tech, to muszą być warunki, kadry i zaplecze naukowe. Tego u nas po prostu nie ma. 

 

Przepisy pomijam. Jak ktokolwiek chciał jakąś produkcję uruchomić, to wie ile jest papierologii, zgód, koncesji, zgłoszeń, itp. Zabawa dla mocnych kapitałowo jedynie. 

 

A stawianie na same usługi... w tym it, to powodzenia w konkurencji z pajetami. Na to czas był 20 lat temu. 

 

Pl jest za dużym krajem, żeby mógł się rozwijać bez prężnego i zdecentralizowanego sektora przemysłowego - żeby było tak jak w de, czy innych krajach, że co miasteczko, to minimum kilka fabryczek. 

 

Tymczasem my nawet gwoździe od Niemca sprowadzamy, bo u nas się nie opłaca, to o czym mowa. 😂

 

Kolejna kwestia, to swoboda prowadzenia działalności. Ona jest tylko na papierze, a wszelkie "ułatwienia" służą tylko do strzyżenia indywidualnych działalności. Zakładanie natomiast spółek jest dość skomplikowaną i drogą imprezą. 

 

No to jest jak jest i nie oczekiwałbym, że będzie lepiej, bo wiecznym dmuchaniem nieruchów się gospodarki w długiej perspektywie nie rozkręci. 

 

No ale jest miód i mleko i nie narzekajmy. 😁 30 lat gonimy zajączka, a ten coraz bardziej spierdala. 

 

Pomijam spadek realnej wartości nabywczej, ale nawet jak weźmiemy te nieszczęsne nieruchy i w miarę dobrą pensję, to w Wawie 20 lat temu za dwie średnie szło bez problemów kupić metr w dobrej lokalizacji, prawie że w Centrum, a dziś za dwie średnie to i na Białołęce może być problem. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

37 minut temu, maroon napisał:

 

Wiesz ile w pl jest funduszy prywatnych typu vc? Całe 3.

A nie coś koło setki ;) ? Obecnie nie wiem, szczerze mówiąc, ale na pewno więcej niż kilka.

 

38 minut temu, maroon napisał:

A wiesz jak wygląda "inwestowanie" przez prywatnych inwestorów? "To ja wam pożyczę. Na rok i oddacie +50%"

To bardziej fundusz inwestycyjny kupujący spółkę dla szybkiej restrukturyzacji i jeszcze szybszej sprzedaży. Prywaciarz ma często dłuższy horyzont czasowy, niż fund. Przynajmniej tych, których znam, spotykałem, no i ja sam też się tym kierowałem. Niektórzy, swoją drogą, potrafili mocno popłynąć na swojej naiwności ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

45 minut temu, maroon napisał:

Pl jest za dużym krajem, żeby mógł się rozwijać bez prężnego i zdecentralizowanego sektora przemysłowego - żeby było tak jak w de, czy innych krajach, że co miasteczko, to minimum kilka fabryczek. 

 

Było tak za PRLu. Ale potem wybraliśmy liberalizm i kopiowanie juesej zamiast kopiować Niemcy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obliterarormoże jest więcej obecnie. Kilka lat temu, takich sensownych, to były trzy. Szukałem dla siebie, więc trochę materiałów i spotkań przerobiłem. Jedna cecha wspólna - duża niechęć do inwestycji wysoko kapitałochłonnych. Najchętniej to inwestycje w IT i okolice. W infrastrukturę już niekoniecznie.

 

Co do "inwestorów" to mam na myśli drobnicę. Parę baniek luźnych i co by tu z nimi zrobić. Tacy ludzie pojęcie "inwestycja" utożsamiają ze 100% pewnością zarobku, a nie z akceptacją ryzyka straty. Stąd masz też boom na nieruchach, bo tam "nie można stracić". Natomiast od strony psychologicznej jest to zrozumiałe. Od strony rozwoju natomiast blokuje wiele inicjatyw, np. rodzinnych, bo wujek nie zainwestuje hajsu, ale może pożyczyć. 

 

Ps. Tak w ogóle to gdyby vc działało, jak w definicji, to nie byłoby masowego wręcz crowdfundingu, który ma tę przewagę nad vc, że nie musisz udowadniać, że jesteś wielbłądem i uprzejmie prosić. Po prostu sprzedajesz ideę, pomysł i tłum kupi lub nie. A na spotkaniach z vc, to czułem się jakby mi wielką łaskę robili. Ale biorę poprawkę, że to może być maniera polskiego managementu takich instytucji. 

Edytowane przez maroon
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, maroon napisał:

Najchętniej to inwestycje w IT i okolice. W infrastrukturę już niekoniecznie.

Prawda. Z moich doświadczeń - VC bardzo lubią "modne" tematy. I lubiły je już wiele lat temu, gdy raczkowały jeszcze w Polsce. To zawsze było dla mnie mało zrozumiałe, gdyż nie na tym (moim zdaniem) polega efektywna działalność biznesowa, by wiecznie biegać za takimi rzeczami. W sumie ich pieniądze, ich rzecz. Ale bywa zabawnie ;)

 

I dalej się co do prywaciarzy nie zgadzam. Nawet w tych widełkach. A nawet niższych, tj. do miliona złotych na łebka. Albo dwóch łebków ;) To i tak więcej, niż średnia w swoim czasie kwota z VC (tego zasilanego kapitałem BGK-u). Ale to pewnie kwestia bezpośrednich obserwacji i własnych doświadczeń. Janusze bywają wszędzie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obliteraror oczywiście przyjąłem jakieś uogólnienie na podstawie własnych doświadczeń. Możliwe, a nawet pewne, że nie wszyscy tacy są, ja jednak takich spotykałem.

 

Jednak znaleźć takich ludzi jest z zasady ciężko, nawet jak się obracasz na galach biznesu i tym podobnych. 

 

Jako że prawdziwi inwestorzy rozgłosu nie lubią i raczej sami robią "cherry picking", niż się ogłaszają. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 13.03.2023 o 17:44, xander99 napisał:

Czy tak to wyglada na innych uczelniach w Polsce czy aby taka moja jest ta uczelnia?

U mnie jest programowanie sterowników PLC, programowanie maszyn, robotyka, jestem zielony, muszę zakuwać, a jestem na Polibudzie mgr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W PL studia nic nie znacza, 20 lat juz byla rownia pochyla. Niestety wiekszosc osrodkow nie ma racji bytu, a studia to wiekszosci miejsce wykuwania ludzi bez pomyslu na siebie z czesto wybujalymi oczekiwaniami. Na kazdym prawie kierunku. Studia powinny byc elitarne i dostepne dla ludzi o ponadprzecietnej checi ksztalcenia. Akredytacje powinny byc weryfikowane czesto i doglebnie. Po pierwsze wiekszosc ludzi marnuje czas, bo program edukacji jest tak slaby, ze tematy nijak sie nie maja do rzeczywistosci. Podobnie jak strukura studiow jest skostniala. Mialem wielu wykladowcow, niektorzy olewali sprawe, promowali wlasne podreczniki z gownianym materialem, niektorzy wykladali z powolaniem i mozna bylo z nimi porozmawiac, pod warunkiem zadania odpowiednio dociekliwego pytania udowadniajacego, ze temat sie zna na tyle. 

 

Wykladowcy i adjunkci sa na studiach i inni ludzie w zyciu. Niektorzy maja w pompie, niektorzy maja powolanie, niektorzy sobie dorabiaja i sie nie przemeczaja. Kwestia tego jak sie podejdzie samemu do tematu i wina nie bedzie sie obwiniac innych. Jak dany przedmiot jest malo istotny (choc to moze byc zdradliwe, o czym pozniej), mozna go potraktowac linia najmniejszego oporu, a czas przeznaczyc na wazniejszy temat. Tak mialem z prawem i marketingiem, ktory juz wtedy byl do tylu. Z kolei slabi wykladowcy z programowania mi napsuli mocno, i musialm sie "wpraszac" na wyklady na innych uczelniach, by temat lepiej poznac, poswiecajac czas i nerwy.  

 

Nie wiem jak jest teraz, ale mam doswiadczenie z kilku krajow (PL, NO, DE, CH) na ktorych prowadzilem zajecia z dosyc specyficznego tematu. I w wiekszosci krajow na zachodzie widac roznice w checi studentow. Oni wybieraja kierunek i wybieraja przedmioty do zaliczenia i osiagniecia odpowiedniego poziomu punktow. WIekszosc sie dopytywala w odpowiednio przygotowanej czesci, kiedy w PL, koniec zajec wiazal sie glownie z opuszczeniem sali. 

 

Musze przyznac, ze sam nie bylem zbyt dojrzaly do studiow w tamtym czasie, ale wtedy bylem popychany przez rodzicow, bo sytuacja ekonomiczna nie pozwalala na samodzielne utrzymanie po maturze i >30% bezrobociem w regionie. Z perspektywy czasu widze tez ze bezsensowne przedmioty mi sie przydaja bardziej niz myslalem. Teraz pewnie bym zrobil sobie przerwe i probowal roznych zajec w obszarach zainteresowan, by wybrac to czego robienie sprawia najwieksza przyjemnosc.

 

Niestety jednak edukacja w PL i  innych krajach powinna zostac zaorana i zmieniona od podstaw, bo nadal dzieci musz sie uczyc wg systemu starszego niz 50 lat.   

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Pater Belli napisał:

Wykladowcy i adjunkci sa na studiach i inni ludzie w zyciu. Niektorzy maja w pompie, niektorzy maja powolanie, niektorzy sobie dorabiaja i sie nie przemeczaja.

Tak jak pisałem. Niektórzy mają w pompie, bo ich wysiłek nie jest nijak doceniany. Uznają więc, że lepiej się nie przemęczać na zajęciach, dać studentom jakiś temat "macie i róbcie" i robić sobie coś w międzyczasie, nie poświęcać dużo czasu na przygotowanie do zajęć - zamiast tego czas poświęcić na dorobienie sobie, czy to w jakichś projektach/zleceniach, czy w innym miejscu pracy. Winowajcą jest (1) to jak system jest skonstruowany i (2) słaba moralność prowadzącego, to że nie czuje odpowiedzialności za młodych ludzi, którzy zaraz wejdą na rynek pracy i w bardziej dorosłe życie.

 

Trzeba widzieć sens tego, co się robi.

 

Ja jako prowadzący miałem w skali 0-10 oceny rzędu 9.8, a starsi prowadzący, leśne dziadki, często 6-7. Materiał prowadziłem tak, by był zgodny z obecnymi trendami i stanem wiedzy, a ci starsi, prowadzili przedmioty o nazwach "Nowoczesne metody ..." gdzie nowoczesne to one były może 15 lat temu. No i co? I nic, dla mnie, jakbym chciał (a już nie chciałem) to nie było możliwości dalszego zatrudnienia, natomiast ci ze stałą umową bez problemu utrzymywali etaty, mimo słabych ocen i opinii o ich samych.

 

W związku z powyższymi rozważaniami uważam, że to jaki będzie prowadzący, jest czystym odzwierciedleniem jego osobowości, czyli jeśli jest flegmatyczny, apatyczny, złośliwy, to nie włoży wysiłku aby się zmienić (chociaż na czas prowadzenie zajęć). 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.