Skocz do zawartości

Chomiki w kołowrotku


Obliteraror

Rekomendowane odpowiedzi

Mam 43 lata.

Podobno jestem "pokolenie X".

W kulturze zapierdolu spędziłem coś ok. dekady.

 

Świadomie, z pełną premedytacją i na własne życzenie.

 

Mimo że przez 3/4 tego czasu wyglądało to trochę tak, jak poniżej ;)

 

chomik-w-kolowrotku-patrz-tato-jaki_2021

 

Kultura zapierdolu :) Rezonuje w mediach od pewnego czasu. Może i słusznie. O cennym "work - life balance", slow life, spokoju, unikaniu nadgodzin, cieszeniu się życiem, pomysłem na siebie itd. Podobno to idee fixe głównie młodego pokolenia, Zetek. Ale czy na pewno? Zatrudniałem i Zetki, jak i ludzi w moim wieku czy starszych. Ja tych różnic za bardzo nie dostrzegałem. Ale to żadna w sumie statystyka i nie ma co ma moim jednostkowym przykładzie budować jakichś teorii.

 

Założyłem ten temat m.in po to, by skonfrontować moje doświadczenia z Waszymi. Bo średnio z mojej obecnej perspektywy wyglądałyby peany nt. zrównoważonej pracy, unikaniu nadgodzin, pracy w weekendy czy trybu max ośmiu godzin dziennie, gdy przez lata robiłem dokładnie na odwrót. A dlaczego by to średnio wyglądało? Bo mnie na to stać, by takie życie teraz prowadzić. Bez stresu. A dlatego mnie na to stać, bo (między innymi),  prowadziłem zupełnie inny tryb życia.

 

Dlatego trudny mi prywatnie dyskredytować np. Marcina Matczaka, tłumaczącego młodym ludziom oczywistości, iż aby coś mieć, wyjść ponad przeciętność, muszą na to zapracować. I lekko nie będzie. Może boleć. Szczególnie w kontrkulturze "dej mi, bo ni mom!!".

 

Problem leży moim zdaniem jednak gdzie indziej - zdefiniuję go jako zapierdol dla samego zapierdolu. Bez jakiegoś celu w dłuższym horyzoncie. Epatowanie tym, męczenie całego otoczenia. Takich ludzi też w życiu poznałem. Zakładam, że nie tylko ja ;)

Sami pewnie wiecie, co mam na myśli - "patrz, ja już od piątej na nogach", "cały dzień zorganizowany", "lecę na maksa", "pełny kalendarz", "na nic nie mam czasu". etc. Odmianą tego przypadku są rodzice, przelewający swoje niezrealizowane do końca cele życiowe i kompleksy, zagospodarowujący swoim dzieciom czas po szkole przez pięć dni w tygodniu. Z zajęć dodatkowych na zajęcia dodatkowe. Powtórz, zapętlij ;)

 

Ale jak od takiego zechcesz usłyszeć szczerej odpowiedzi "po co to robisz?", to niekoniecznie doczekasz się odpowiedzi. Albo nie od razu.

 

Zatem po co? Dla pieniędzy? Załóżmy, że już je masz. Jaki próg będzie zadowalający? Gdzie leży granica? Zawsze się trafi ktoś bogatszy. I co wtedy?

Dla ambicji? Super, to rozumiem. Ale gdzie ta ambicja na szczyt? Czego sam chcesz od życia? Ambicja, podobnie jak zazdrość, może być ogromnym motywatorem, siłą napędową, ale i czynnikiem destrukcyjnym, niszczącym i toksycznym. Szczególnie ta druga, gdy będzie ewoluować w zawiść. Zawiść będzie Cię stopniowo ciągnąć w mrok.

Dla imponowania innym? Czym? Błyskotkami? Przyciągniesz tym sposobem do swojego świata jedynie ludzi, których moim zdaniem do swojego świata nie warto przyciągać. Ani im imponować. Bo nie ma komu. I wiem co mówię, bo sam miałem etap w życiu że chciałem być "fajny" i mieć "fajnych" znajomych, popularkę i takie tam.

 

Zatem zapierdol dla samego zapierdolu to głupota. Jak nie masz konkretnego celu, po co robisz to, co robisz, to głupota piramidalna. I powolna zbrodnia na własnym organiźmie, bo zawsze jest jakaś cena, którą trzeba będzie zapłacić.

 

Za to zapierdol z w miarę jasno zdefiniowanym horyzontem czasowym to inna kwestia. Poniekąd "operacja specjalna" ;) w Twoim życiu. Z początkiem, końcem, zdefiniowanym celem i kamieniami milowymi, pozwalającymi Ci ocenić, gdzie jestem teraz, gdzie powinienem być, co powinienem zrobić/nauczyć się, by swój cel zrealizować. Wtedy można swój organizm wprowadzić na naprawdę wysokie obroty gdy wiesz, że robisz to po coś. Nie jest to Twój życiowy cel sam w sobie, ale droga do celu. Im jesteś młodszy, tym łatwiej, organizmowi również. Ale to truizm.

 

Innym zupełnie przypadkiem jest zapierdol realizowany pod naszą szerokością geograficzną. Tu warto przytoczyć stare ziemkiewiczowskie pojęcie, tj. "pływanie w kisielu". To też się RAZ-owi udało w latach jego największej publicystycznej świetności :) Czym jest to pływanie? Zacytujmy:

 

Zdaniem publicysty Polska jest państwem, które zmusza obywatela do posłuszeństwa. Życie w Polsce publicysta porównuje do pływania w kisielu – możliwego, ale wymagającego dużego wysiłku. Jego zdaniem młodzi Polacy, zwłaszcza ci najbardziej aktywni, wyjeżdżają bowiem mają dość życia w takich warunkach.

– Nie chcą się męczyć z kisielem, tylko chcą się znaleźć w miejscu, gdzie mogą od razu się sprawdzić na równych prawach. I tak są zawsze trochę do tyłu jako imigranci, którzy gorzej znają język, nie znają lokalnego układu. Ale i tak mimo wszystko łatwiej im konkurować z Anglikami, Irlandczykami czy Amerykanami, niż tutaj walczyć z układem, który na szczeblu lokalnym bywa mafią, czasami bardzo potężną – mówi Ziemkiewicz. – Ten kisiel to jest kwestia pewnej renty, którą płacimy na utrzymanie Towarzysza Szmaciaka, wszystkich jego krewnych i znajomych.

 

Ciężko mi się z tym nie zgodzić. Gdyby nie wentyl bezpieczeństwa władzy w postaci emigracji po wejściu do UE w kraju już bylibyśmy po rewolucji. To powinien dobrze pamiętać każdy, pamiętający czasy 20% bezrobocia.

 

I na koniec kilka luźnych myśli ;)

Czy warto zapierdalać za małe pieniądze? Tylko wtedy, gdy jesteś w miejscu pracy w którym możesz się czegoś wartościowego nauczyć. Czegoś, co w perspektywie czasowej da więcej, niż obecna marna pensja. I "to coś" ma o wiele większą wartość dodaną. I mądrze wykorzystane tylko zaprocentuje.

Czy warto zapierdalać za duże pieniądze w toksycznym środowisku pracy? W dłuższym horyzoncie nie warto. Z takiego miejsca wyciągasz to, co dla Ciebie najlepsze, uczysz się wszystkiego, co może się przydać i dajesz sobie świadome max kilka lat na takie życie. Nie więcej. Bo nie warto. Żadne pieniądze nie wynagradzają obcowania z toksykami, objawów psychosomatycznych czy wymiotów przed poniedziałkiem rano.

 

Żadne. "Niech giną", jak rzekł klasyk ;)


Czy warto wiązać się z kobietą, która od początku jasno deklaruje oczekiwany poziom życia, a "świat zewnętrzny" jest dla niej głównym puntem odniesienia i budulcem do poczucia własnej wartości?

 

Panowie, z chujem się na głowy pozamienialiście? xDD

  • Like 24
  • Dzięki 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Obliteraror napisał:

Dlatego trudny mi prywatnie dyskredytować np. Marcina Matczaka, tłumaczącego młodym ludziom oczywistości, iż aby coś mieć, wyjść ponad przeciętność, muszą na to zapracować. I lekko nie będzie. Może boleć. Szczególnie w kontrkulturze "dej mi, bo ni mom!!".

 

Poniekąd jest prawdą, że aby coś wartościowego osiągnąć w życiu, to trzeba się napracować. W sensie być konsekwentnym i cierpliwym. Ja tak rozumiem ciężką pracę.

Nie ma cudownych metod w stylu 15 minut ćwiczeń dziennie, 15 minut nauki języka, 15 minut czegoś tam. Z drugiej strony kult zapieprzu kreuje jakąś postać nadczłowieka- codziennie dwie godziny treningu, cztery godziny nauki języka, codziennie ulepszanie się i nie ma, że boli. Jest jakaś granica, po przekroczeniu której nie ma już efektów, a jest zarżnięcie się, zniechęcenie i porzucenie działań. Tak można działać na krótką metę. Nawet najlepsi sportowcy nie trenują cały dzień. Trening- odpoczynek- trening- cierpliwość i tak to wszędzie działa w dłuższej perspektywie. Nie kupuję kultu zapierdolu, ale też nie kupuję kultu "15 minut dziennie" jako magicznej pigułki, która uchroni nas przed cięższą pracą. 

 

Trzeba wiedzieć, że w pewnych zawodach, na pewnych stanowiskach, ciężka praca praktycznie wcale nie daje szans na większe pieniądze, choćby się stanęło na głowie, a nawet na rzęsach. Więc trzeba wiedzieć czy warto to robić, bo są sytuacje, gdy ciężka praca nie tylko nie daje efektów, ale wręcz niepotrzebne oddajemy czemuś/komuś swoją energię i czas zamiast robić tylko coś tak jak należy, bez większego zaangażowania. 

 

Druga kwestia to jest taka, że trzeba pracować mądrze, a nie ciężko. Nie da się uniknąć wysiłku, ale na przykładzie nauki języka obcego- jedna osoba będzie mówiła, że wstaje codziennie godzinę wcześniej przed pracą specjalnie, żeby słuchać podcastów w obcym języku, wsiada do samochodu i w drodze do pracy słucha podcastów, wraca z pracy i włącza podcast w samochodzie w drodze powrotnej, wieczorem się zamyka na dwie godziny i dalej się uczy. Druga osoba powie, że ma magiczną formułę i się uczy 15 minut języka i to jest cudowna metoda. Dwie skrajności, obie mało efektywne. A wystarczy zrobić coś mądrzej, ogarnąć jakiś sensowny plan działania i robić metodycznie, krok po kroku. 

 

Po co ten zapierdol? Dobre pytanie. Ludzie powinni zadać sobie to pytanie na początku, ale jakoś nie zadawają. Może to jakiś atawizm, w sensie, że muszę mieć więcej, bo zostanę w tyle i zostanę odrzucony przez grupę (społeczeństwo)? Trudno powiedzieć, może to wpływ mediów, pokazywania idoli, którzy jeżdżą i żyją na poziomie niedostępnym dla innych, i też chcemy tacy być jak piłkarze, aktorzy, chociaż nigdy tego nie osiągniemy. Mam wrażenie, że dzisiaj ludzie coraz częściej żyją płytko i ciągle mówią o pieniądzach. Muszę zarabiać, auto w leasing, wycieczki, kasa, kasa, kasa. Mam szczerze mówiąc tego przesyt. Wiadomo, trzeba zarabiać, żeby jakoś godnie żyć, ale większość ludzi nawet nie wie po co im ta kasa jest, nie służy ulepszaniu siebie czy świata, tylko wynika z takich płytkich pobudek i ślepego wyścigu. Zawsze można się nie ścigać, i moim zdaniem- jak się ma opanowane podstawy- to nikt nas nie przekreśli tylko dlatego, że jeździmy gorszym samochodem, ale to też wymaga jakiejś odwagi i zatrzymania się, przemyślenia pewnych priorytetów życiowych. 

 

 

 

 

Edytowane przez ciekawyswiata
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, ciekawyswiata napisał:

W sensie być konsekwentnym i cierpliwym. Ja tak rozumiem ciężką pracę.

Ja też :)

Z tymi językami też dobry przykład podałeś. Jak najbardziej są osoby z dobrym słuchem, pamięcią i zdolnościami językowymi. Ja do nich nie należałem ;)

Moze prócz pamięci. I pamiętam, ile pracy wymagało ode mnie np. płynne opanowanie angielskiego. Nie samo czytanie, nie samo rozumienie tekstów czy filmów/gier, ale właśnie swobodne gadanie, czy (już potem) płynne przechodzenie z jednego języka na drugi.

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Celem nauki języka zrobiłem tylko kilka rzeczy.

Przełączyłem telewizor, komputer i komórkę na hiszpański.

Słucham po hiszpańsku wiadomości na YT przy śniadaniu, obiedzie i kolacji. Nie ma znaczenia ile rozumiem. Po prostu z upływem czasu coraz więcej.

Do tego książki, zwykle sensacyjno-kryminalne ale nie tylko, pół godziny wieczorem.

To wszystko.

Wiedza szybciej lub wolniej sama wchodzi do głowy, trzeba tylko dać jej szansę.

 

Co do postu inicjującego wątek - nic dodać, nic ująć.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie o jeszcze jednej rzeczy zapomniałem napisać, dosyć mrocznej stronie kultury zapierdolu..

To człowiek (przede wszystkim mężczyzna, nie poznałem w życiu kobiety która by w ten sposób się zachowywała), dla którego praca zawodowa wypełniająca większość doby to sens istnienia. Ważny element budowy poczucia własnej wartości, trzymający na powierzchni, by nie oszaleć. To środowisko, w którym jesteś doceniany i szanowany. Z którego nie chcesz wracać.  Widać to w małżeństwach, które z upływem lat stały się koszmarem. Powrót do domu, do wiecznych pretensji staje się czymś co odwleka się na tyle, na ile to możliwe.

 

I ten obrazek faceta, siedzącego pod domem pół godziny, godzinę w samochodzie po powrocie wcale nie bywa zupełnie odległy od rzeczywistości.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obliteraror

 

Jako Twój rówieśnik potwierdzam Twoją opinie. Według mnie "moda" na "zapierdol" to pokłosie lat '90-tych XX w. W rzeczywistości ponad 20% bezrobocia "zapierdol" był konieczności. Bo na Twoje miejsce jest stu chętnych za bramą. Obecnie dużo się zmieniło lecz "mental" pozostał. Mój rówieśnik np. rok temu zaliczył pierwszy stan przed zawałowy.

Co do Mnie to już dawno "zwolniłem". Pzdr.

 

Them: m: So you just eat, sleep, lift heavy sh*t and look at memes all day?  Me: It's a peaceful life. - iFunny Brazil

  • Like 3
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Baca1980 napisał:

Według mnie "moda" na "zapierdol" to pokłosie lat '90-tych XX w.

Przełomu ;) Końca 90-tych i początku XXI w. Prawda. Wielu nie zdaje sobie sprawy, jak wówczas wyglądał rynek pracy w Polsce. A wyglądał tak, że o ja pierdolę ;) Ludzie sobie studia czasem przedłużali, by później na niego trafić. A i tak często zaczynali od stażu za kilkaset złotych. Praca w budżetówce to było też dla wielu marzenie, jako że u stabilnego pracodawcy, mimo że za marne pieniądze. To dobrze akurat pamiętam. Ale i do budżetówki nie trafiało się z przypadku, a po znajomości.

 

To co jest teraz, to jest niebo a ziemia.

To nasze pokolenie niektórzy nazywali "za późno". Tzn. nie załapaliśmy się stricte na samą transformację, mając w 1990 r. np. 20,25 lat, gdy był jeszcze ten gospodarczy, nieprzeregulowany boom i brakowało wielu rzeczy. A ktoś, kto złożył więcej niż dwa słowa po angielsku miał otwartą karierę. Albo robił na siebie.

 

Ale na co innego się załapaliśmy. Na możliwości biznesowe, jakie dał powszechny dostęp do Internetu, w czasach stałego łącza ;)

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I ten sam autor o pływaniu w kisielu pływa na tratwie i opowiada o opozycji kiedy inflacja realna pewnie jest z 25% i kiedy idziemy w kierunku Wenezueli, piszę o tym specjalnie bo to też świadczy o kulturze zapierdolu, ale to Ty masz zapdalać bo tacy jak Z. to może i kiedyś narzekała, a teraz sam odbiera rentę na który my pracujemy. To jest właśnie kolejny mechanizm w tym kraju czemu ludzie uciekają, bo ten system nigdy nie będzie zmieniony, bo ci co niby chcą coś z tym zrobić jak zasiadają do stołu stwierdzają że teraz k..a oni.

Takie podejście jest na każdym szczeblu polskich firm, robić tyle by się nie narobić i dbać o pijar, pozerstwo to jest nasza narodowa cecha, nie wszystkich, ale większość moich przełożonych miało coś z głową:

- jeden gość brał telefon i chodził głośno rozmawiając w tą i z powrotem pod gabinetem viceprezesa na piętrze aby pokazać jak załatwia, jak robi, jak walczy, no klaun i co gorsza są ludzie którzy takie osoby lubią

- mobbing i tworzenie wariatkowo w firmach aby słupki się zgadzały i były bonusy, nikogo nie obchodzi że jest rotacja całej kadry co kilka lat, "nie sprawdzili się", "nie nadają się", chociaż w chwili zatrudnienia byli najlepszymi z najlepszych według tych samych osób, oczywiście taka eksploatacja ma też na celu pozbycie się potencjalnej konkurencji, bo np dyrektor ma tylko błyszczeć a nie hodować sobie następcę

- kolesiostwo i specjalne prawa, czyli znajomki co nawet nie udaję że pracują i reszta na nich musi robić, a nie ma takich kontaktów z szefem czy nie jest jego rodziną

 

 

Polecam mój art o przemocy w korporacjach, gdzie zebrałem wszystkie swoje doświadczenia jako przestroga dla młodych padawanów, w skrócie jak widzicie że jest wariatkowo to UCIEKAJCIE, szkoda zdrowia!

 

 

Większość zapdolu dziś w polszy to czysta eksploatacja, w czasie kryzysu nie tylko w amzonie będą biegać w pampersach, ale w wielu innych firmach, jak zaczną się zwolnienia wielu ludzi otworzy oczy ze zdumienia jak jeszcze mocniej zacznie się podsrywanie bo kogoś trzeba zwolnić.

 

 

Chciałbym podkreślić że wyrwałem się z tego cyrku bezsensownego zapdolu dla słupków i ego przełożonych, udało mi się bardzo ciężką pracą co opisywałem w niedawnym wątku. Co więcej sam sobie zrobiłem kulturę zapierdolu dla samego siebie, ale mam jedną ważną istotną różnicę, nikt mi nie stoi nad głową, mam pełną odpowiedzialność za swoje błędy i pełny zysk z swojej pracy. Przez ponad 2 lata pracowałem nonstop w czasie covida, nie było różnicy czy to środa czy niedziela czasem po 12h dzień w dzień. I wiecie co? Miałem pewny poziom stresu ale o wiele mniejszy niż w corpo, może z 10% niż u tych czubków, pracowałem więcej, ale tak się nie męczyłem, nawet po czasie zacząłem lubić co robię, a jak pojawiły się piniondze poczułem wielką satysfakcję, dla tego warto zapdalać. Co więcej stało się podstawą mojego poczucia wartości i codziennego pogodnego ducha, każdemu to życzę, ale tutaj aby coś osiągnąć trzeba zapdalać, nie ma opcji. Ja zanim przekroczyłem wysoką pensję corpo to 2 lata zarabiałem 20% co było jakimiś groszami. I najlepsze wiele tzw "przyjaciół" zaczęło mnie unikać, no tak, spisali mnie na straty, że nie warto nawet z nim utrzymywać kontaktu, co on robi? Pracuje poniżej swoich możliwości itd i to są ci sami którzy później:

- nie chcą mieć z Tobą kontaktu bo Tobie zazdroszczą albo im głupio tak po ludzku że tak się zachowali

- wracają i mówią że zawsze w Ciebie wierzyli, a teraz pożycz kasę albo że mają "pomysł"

- najgorsi zawistni będą chcieli Ciebie zniszczyć, no bo jak oni muszą zapdalać w corpo w bagnie którzy sami tworzą a Tobie się udało? Nie! trzeba Ciebie ściągnąć do poziomu gruntu, nie możesz mieć lepiej od nich

Polecam unikać większość z powyższych, na szczęście kilku przyjaciół mi ocalało w życiu i jestem im za to wdzięczny

 

NIGDY nie zapdalajcie dla psychopatów czy innych czubków, nigdy!

This is the way :)

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obli, to ja jestem przeciwieństwem.

Też miałem "plany na siebie" i żaden nie wypalił.

Wielce prawdopodobne, że zostanę "januszem zapierdalaczem" do emerytury lub renty ( nie wiadomo co mnie szybciej spotka) zamiast "wylegiwać się na plaży w ciepłych krajach".

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, spacemarine napisał:

I ten sam autor o pływaniu w kisielu pływa na tratwie i opowiada o opozycji kiedy inflacja realna pewnie jest z 25% i kiedy idziemy w kierunku Wenezueli, piszę o tym specjalnie bo to też świadczy o kulturze zapierdolu, ale to Ty masz zapdalać bo tacy jak Z. to może i kiedyś narzekała, a teraz sam odbiera rentę na który my pracujemy.

Dlatego napisałem o RAZ-ie w czasach swojej publicystycznej świetności, gdy stawiał wiele dobrych moim zdaniem diagnoz i pisał świetne rzeczy. ;) Zanim zaczął ślinić obecnej władzy czy machać ukraińską chorągiewką, plując na "pizdusiów w rurkach", którym się nie uśmiecha zgruzowanie ruskim Iskanderem.

 

@Brat Jan, Janku, leżenie kołami do góry to nie do końca moje plany. Nudne to jest w długim horyzoncie.

 

A post napisałem m.in dlatego, że nie lubię hipokryzji, podobnie jak nie lubię "pokolenia dej!". Cokolwiek w życiu robisz, rób "po coś". Nie dla samego robienia - bez sensu. Tego się przez lata pracy zawodowej nauczyłem. Jeszcze pracując u kogoś, robiłem tak samo. I raczej mam dobre wspomnienia z tego okresu. Mimo że nigdy nie byłem "klasycznym pracownikiem", uwielbiającym integrację, alkoholowe wyjazdy, ploteczki biurowe itp. zabawy. Ja nie mówię, że dziwny nie jestem, bo pewnie jestem i nie każda osoba ze mną by wytrzymała. A kobieta w szczególności ;) Ja mam naturę najemnika. Dowóź wynik i rób swoje. To jest praca, nie relacje towarzyskie. I mimo tego miałem dobre relacje w miejscach pracy z ludźmi. Pewnie wielu to i tak wkurwiało, ktoś tam na mnie donosił, czemu coś mam a on nie, ale w większości miałem szczęście. Dużo szczęścia co do dobrych i mądrych szefów. Nigdy w życiu nikt np. mi nie zaproponował, bym na kogoś donosił. Bo pewnie wiedział, co by usłyszał ;) 

 

I to, czego się nauczyłem, potem starałem się uczyć innych. I klientów i pracowników.

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko się nie zgodzić, na jedno zwróciła mi uwagę moja szwagierka kiedy powiedziałem jej, żeby wyluzowała z ambicjami: ,,Ty tak gadasz bo już coś masz i możesz sobie pozwolić na luz w pewnych sprawach”. I ja jej perspektywę rozumiem, kiedy wynajmuje kawalerkę i nie wie gdzie i za ile będzie pracować w przyszłym roku.

 

Po drugiej stronie barykady stoi mój sasiad, który wiecznie coś robi w domu, na podwórku, przy samochodzie. Bez przerwy. Z roboty też późno wraca, pieniędzy dużych z tego nie ma, nie rozumiem chłopa. On sam z siebie zrobił robola życia, on chyba istnieje po to żeby zapierdalać dla samego faktu.

 

Jak wielokrotnie wspominałem, uciekam w tym roku gdzie pieprz rośnie: czyli do miejsca gdzie jest ciepło i przyjemnie. Ja chce łowić w spokoju ryby a nie żyć kolejnym bezsensownym pomysłem mojego przełożonego.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- po pierwsze pracować mądrze, nie ciężko 

- po drugie pracować za dobry hajs - wtedy dodatkowe godziny, wysiłek są czegoś warte
- po trzecie najlepiej na własnych zasadach (czyli to znienawidzone JDG, prywaciorz...)  

Jak są małe pieniądze, patowa atmosfera to: 
- jeżeli jestem zmuszony tu pracować to robię tyle ile muszę i fajrant - jak szef tego nie rozumie to PIP itp. i temperować go równo  
- szukam nowych możliwości by z tego kurwidołka spierdolić, zdrowa sytuacja jest taka, ze jak firma nie szanuje swoich pracowników to im personel spierdala tak, ze nie maja czym robić i plajtuje... Wole by taki Janusz biznesu zbankrutował i poszedł robić jako pracownik, bo jako przedsiębiorca się po prostu nie sprawdził. 
 
Przykład: zamiast zapłacić 50-100zl za ciężarówkę z winda i zapakować towar w 15 minut, woli stracić 3h x 3 chlopa x 20zl = 180zl... Jeszcze Januszek orgazmu dostaje ze zaoszczędził 100 zł na windzie, a kręgosłupy pracowników to taki szczegół... 

  • Like 7
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 hours ago, Obliteraror said:

gdy wiesz, że robisz to po coś

Niestety nie widziałem polskiego tłumaczenia.

"If you know WHY you're doing something, that's all You need".

Zawsze da się takie pytania sprowadzić do jednego "PO CO?"

 

22 hours ago, Obliteraror said:

Żadne pieniądze nie wynagradzają obcowania z toksykami, objawów psychosomatycznych czy wymiotów przed poniedziałkiem rano

Veto.

Najbardziej chyba toksyczne prywatne stanowisko pracy z którym się spotkałem (dawno temu), gdzie dzień w dzień każdemu mówiono że tego a tego dnia zwolnią tyle osób, i masz zapierdalać by się nie znaleźć na liście odstrzału. Chów klatkowy, podpierdalaj bo Ciebie i tak podpierdolą. A jak przetrwasz - za pół roku kolejna lista, i następna.

Biorąc pod uwagę wartość pensji wtedy, gdyby dzisiaj byli na rynku z tym samym modelem pracy, płaciliby około 80 tysięcy zł miesięcznie.

 

Dopiero po "obozie" możesz mówić, że "nie warto" i "nigdy", jak już głód nie zagląda w garnki. Nawet jeśli co pół roku kilka miejsc na liście idzie "z automatu", bo ludzi wyniosło pogotowie.

22 hours ago, Obliteraror said:

Czy warto wiązać się z kobietą, która od początku jasno deklaruje oczekiwany poziom życia, a "świat zewnętrzny" jest dla niej głównym puntem odniesienia i budulcem do poczucia własnej wartości?

Księżniczka Szwecji? Yorku?

"PO CO?" - jak mamy odpowiedź na to pytanie, to czemu by nie ;)

Natomiast jak odpowiedź brzmi "po nic szczególnego, taka sama jak wszystkie inne" - i takiej pracy, i takiej Pani można powiedzieć "adios" bez większego żalu.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć pracy dla siebie to praca nad unikaniem myślenia o tym, że system jest niesprawiedliwy, a część owoców mojej pracy idzie dla świń u koryta. Dla mnie, w obecnych czasach, wysiłek ten był nie do utrzymania, system jest skrajnie skorumpowany, ludzie u steru niekompetentni jak jeszcze nigdy nie widziałem. Nie chce mi się siedzieć w normalnej pracy. Miałem realny plan osiąść w górach we Włoszech i pracować zdalnie dla jakiejś firmy z Szwajcarii, ale po co mi to, po co mi te pieniądze, jeżeli przy następnym syfie nie wpuszczą mnie na stok i do transportu bez paszportu szczepionkowego. Ja lubię pracować, ale nie tutaj 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Kespert napisał:

Chów klatkowy, podpierdalaj bo Ciebie i tak podpierdolą. A jak przetrwasz - za pół roku kolejna lista, i następna.

To już, szczerze mówiąc, gułag. I tak, żadne pieniądze nie są tego warte. To jest zaprzeczenie jakichkolwiek zasad budowania zespołów czy zarządzania ludźmi. Co Ci realnie z tych pieniędzy, jak sobie zdrowie i psychikę zmasakrujesz?

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Obliteraror napisał:

I ten obrazek faceta, siedzącego pod domem pół godziny, godzinę w samochodzie po powrocie wcale nie bywa zupełnie odległy od rzeczywistości.

Znam kolesia, śpiącego, po nocnej zmianie, w swoim czinkłaczento :D

Osobnik mocno zdominowany, przez swoją małżonkę, co wiele osób potwierdziło. Sam o tym kiedyś opowiadał🤦‍♂️ Gościu, który nie miał nawet 10zł, jak prezent zbierali na kogoś.

  • Like 1
  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W praktyce z mojego doświadczenia u nas nie ma kultury zapierdolu. Pracowałem i w gównorobotach i w korpo i w chuj ludzi się obijało bardziej lub mniej. Panuje kult nieefektywności, ludzie są w robocie, fizycznie, ale zapierdolu na modłę na przykład chińskiego u nas nie dostrzegłem.

 

Nawet głupie roboty drogowe albo roboty publiczne - niestety często widać sytuację, że masz 5-6 typów i z tego dwóch może pracuje a reszta stoi. Fizycznie w pracy to oni są i tyle.

 

A w samej polsce majątku nie dorabiają się ludzie którzy zapierdalają, starsze pokolenie to byli ludzie którzy mieli przywileje od komunistów a nowe pokolenie to często scamerrzy oszuści, po wejściu do unii modne stało sie wyłudzanie dotacji albo interesy w stylu znajduję klienta z zagranicy i polskich tanich pracowników i żyje sobie jak król z prowizji.

Edytowane przez azmelkejs
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obliteraror

Ogólnie racja, brawo! Dorzucę trochę przykazań:

 

Czy warto zasuwać ponad miarę (przyjmijmy 8h) np. przez kilka lat - nie warto, bo zawsze zaburza to balans życiowy.

 

Czy warto pracować za małe pieniądze - czasem warto, gdy masz niskie koszty, np. własne lokum w PL, wsparcie rodziców, inne pozafinansowe okoliczności, itp.

 

W obecnych warunkach szalejącego feminazizmu nie warto wiązać się z kobietą.

 

Warto kupić kawalerkę na swoje potrzeby, ale nie warto stawiać domu gdzie potem zamieszka kochanek :D

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Mam 43 lata.

Podobno jestem "pokolenie X".

W kulturze zapierdolu spędziłem coś ok. dekady.

 

Świadomie, z pełną premedytacją i na własne życzenie.

 

Mimo że przez 3/4 tego czasu wyglądało to trochę tak, jak poniżej ;)

 

chomik-w-kolowrotku-patrz-tato-jaki_2021

 

Kultura zapierdolu :) Rezonuje w mediach od pewnego czasu. Może i słusznie. O cennym "work - life balance", slow life, spokoju, unikaniu nadgodzin, cieszeniu się życiem, pomysłem na siebie itd. Podobno to idee fixe głównie młodego pokolenia, Zetek. Ale czy na pewno? Zatrudniałem i Zetki, jak i ludzi w moim wieku czy starszych. Ja tych różnic za bardzo nie dostrzegałem. Ale to żadna w sumie statystyka i nie ma co ma moim jednostkowym przykładzie budować jakichś teorii.

 

Ludzie z natury są leniwymi hedonistami. 
Pracujemy by przeżyć (nie zostać bezdomnym) i ta motywacja jest chyba normą dla większości populacji. 

Bardzo nieliczni pracują dla przyjemności lub w jakiimś innym celu.

 

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

 

Założyłem ten temat m.in po to, by skonfrontować moje doświadczenia z Waszymi. Bo średnio z mojej obecnej perspektywy wyglądałyby peany nt. zrównoważonej pracy, unikaniu nadgodzin, pracy w weekendy czy trybu max ośmiu godzin dziennie, gdy przez lata robiłem dokładnie na odwrót. A dlaczego by to średnio wyglądało? Bo mnie na to stać, by takie życie teraz prowadzić. Bez stresu. A dlatego mnie na to stać, bo (między innymi),  prowadziłem zupełnie inny tryb życia.

Tylko że to że CIę stać to nie jest jedynie efekt tego że zapierdalałeś jak głupi. To jest też efekt sporej dozy szczęścia. 

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Dlatego trudny mi prywatnie dyskredytować np. Marcina Matczaka, tłumaczącego młodym ludziom oczywistości, iż aby coś mieć, wyjść ponad przeciętność, muszą na to zapracować. I lekko nie będzie. Może boleć. Szczególnie w kontrkulturze "dej mi, bo ni mom!!".

Tylko. Co oznacza wyjście ponad przeciętność?

Czym jest przeciętność?
A co jak wyjście ponad przeciętność to zaledwie spełnienie swoich podstawowych potrzeb?
Bo cytując klasyka "Taki mamy klimat?"

 

Kiedy ostatnio wyliczano dominantę, to ona była w pobliżu minimalnej. Zgaduję ze tak jest i obecnie.
To jest przeciętność zarobkowa. 
Jak sie to ma do przeciętności mieszkalnej którą nieraz jest kawalerka z czasów Gierka? Przeciętności która  jest poza zasięgiem?
Większość ludzi jest i zawsze będzie przeciętna i będziemy potrzebowali zawsze całej masy przeciętnych kasjerek, magazynierów, nauczycieli, mechaników, urzędników.
Bez względu czy ostatecznie będzie tak że  na kasie będzie siedziała pani nie znająca zasad ortografii czy pani która odpadła w wyścigu do korpa it pomimo studiów i  spożytkowania wielu godzin na programowaniu. i zwyczajnie musi przetrwać do 1

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Problem leży moim zdaniem jednak gdzie indziej - zdefiniuję go jako zapierdol dla samego zapierdolu. Bez jakiegoś celu w dłuższym horyzoncie. Epatowanie tym, męczenie całego otoczenia. Takich ludzi też w życiu poznałem. Zakładam, że nie tylko ja ;)

Sami pewnie wiecie, co mam na myśli - "patrz, ja już od piątej na nogach", "cały dzień zorganizowany", "lecę na maksa", "pełny kalendarz", "na nic nie mam czasu". etc. Odmianą tego przypadku są rodzice, przelewający swoje niezrealizowane do końca cele życiowe i kompleksy, zagospodarowujący swoim dzieciom czas po szkole przez pięć dni w tygodniu. Z zajęć dodatkowych na zajęcia dodatkowe. Powtórz, zapętlij ;)

Tu nie tyle chodzi o zapierdol w sensie pracę co samorozwój.

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Ale jak od takiego zechcesz usłyszeć szczerej odpowiedzi "po co to robisz?", to niekoniecznie doczekasz się odpowiedzi. Albo nie od razu.

Bo czasem dązysz do celu , który tak się oddala że w zasadzie o nim zapominasz, a w sumie głupio przestać.

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Zatem po co? Dla pieniędzy? Załóżmy, że już je masz. Jaki próg będzie zadowalający? Gdzie leży granica? Zawsze się trafi ktoś bogatszy. I co wtedy?

I wtedy przesłanka do kolejnego zapierdolu albo zostaniesz leniem lewakiem kontestujacym zastaną rzeczywistość.

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Dla ambicji? Super, to rozumiem. Ale gdzie ta ambicja na szczyt? Czego sam chcesz od życia? Ambicja, podobnie jak zazdrość, może być ogromnym motywatorem, siłą napędową, ale i czynnikiem destrukcyjnym, niszczącym i toksycznym. Szczególnie ta druga, gdy będzie ewoluować w zawiść. Zawiść będzie Cię stopniowo ciągnąć w mrok.

Dla imponowania innym? Czym? Błyskotkami? Przyciągniesz tym sposobem do swojego świata jedynie ludzi, których moim zdaniem do swojego świata nie warto przyciągać. Ani im imponować. Bo nie ma komu. I wiem co mówię, bo sam miałem etap w życiu że chciałem być "fajny" i mieć "fajnych" znajomych, popularkę i takie tam.

Nie. Dla 0
Dla kolejnego zera na koncie. Zera które nic nie da, bo masz wszystko. Zera które po prostu będzie. Dla tego zera będziesz zwalniać, dla tego zera będziesz truć przyrodę, dla tego zera będziesz robił wiele niecnych rzeczy

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Zatem zapierdol dla samego zapierdolu to głupota. Jak nie masz konkretnego celu, po co robisz to, co robisz, to głupota piramidalna. I powolna zbrodnia na własnym organiźmie, bo zawsze jest jakaś cena, którą trzeba będzie zapłacić.

Na swoim lub na cudzych.  A czasem bywa tak ze tak długo za czymś gonisz że nie widzis sensu w niczym innym jak gonieniem. 
Zapierdalałeś na mieszkanie to zaczniesz zapierdalać na dom, a potem ogród, altane, basen. 

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Za to zapierdol z w miarę jasno zdefiniowanym horyzontem czasowym to inna kwestia. Poniekąd "operacja specjalna" ;) w Twoim życiu. Z początkiem, końcem, zdefiniowanym celem i kamieniami milowymi, pozwalającymi Ci ocenić, gdzie jestem teraz, gdzie powinienem być, co powinienem zrobić/nauczyć się, by swój cel zrealizować. Wtedy można swój organizm wprowadzić na naprawdę wysokie obroty gdy wiesz, że robisz to po coś. Nie jest to Twój życiowy cel sam w sobie, ale droga do celu. Im jesteś młodszy, tym łatwiej, organizmowi również. Ale to truizm.

Jak wyżej

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Innym zupełnie przypadkiem jest zapierdol realizowany pod naszą szerokością geograficzną. Tu warto przytoczyć stare ziemkiewiczowskie pojęcie, tj. "pływanie w kisielu". To też się RAZ-owi udało w latach jego największej publicystycznej świetności :) Czym jest to pływanie? Zacytujmy:

 

Zdaniem publicysty Polska jest państwem, które zmusza obywatela do posłuszeństwa. Życie w Polsce publicysta porównuje do pływania w kisielu – możliwego, ale wymagającego dużego wysiłku. Jego zdaniem młodzi Polacy, zwłaszcza ci najbardziej aktywni, wyjeżdżają bowiem mają dość życia w takich warunkach.

– Nie chcą się męczyć z kisielem, tylko chcą się znaleźć w miejscu, gdzie mogą od razu się sprawdzić na równych prawach. I tak są zawsze trochę do tyłu jako imigranci, którzy gorzej znają język, nie znają lokalnego układu. Ale i tak mimo wszystko łatwiej im konkurować z Anglikami, Irlandczykami czy Amerykanami, niż tutaj walczyć z układem, który na szczeblu lokalnym bywa mafią, czasami bardzo potężną – mówi Ziemkiewicz. – Ten kisiel to jest kwestia pewnej renty, którą płacimy na utrzymanie Towarzysza Szmaciaka, wszystkich jego krewnych i znajomych.

 

Ciężko mi się z tym nie zgodzić. Gdyby nie wentyl bezpieczeństwa władzy w postaci emigracji po wejściu do UE w kraju już bylibyśmy po rewolucji. To powinien dobrze pamiętać każdy, pamiętający czasy 20% bezrobocia.

Albo i nie. 
Bo do rewolucji trzeba solidarności. My zaś jesteśmy indywidaulistami i po prostu byłoby tak jak terzaz tylko biednej.

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

I na koniec kilka luźnych myśli ;)

Czy warto zapierdalać za małe pieniądze? Tylko wtedy, gdy jesteś w miejscu pracy w którym możesz się czegoś wartościowego nauczyć. Czegoś, co w perspektywie czasowej da więcej, niż obecna marna pensja. I "to coś" ma o wiele większą wartość dodaną. I mądrze wykorzystane tylko zaprocentuje.

Poleciałeś bananem.
Większość osób zapierdala za marne pieniądze by opłacić rachunki i czynsz by nie musieć mieszkać z toksycznymi rodzicami. itd.

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Czy warto zapierdalać za duże pieniądze w toksycznym środowisku pracy? W dłuższym horyzoncie nie warto. Z takiego miejsca wyciągasz to, co dla Ciebie najlepsze, uczysz się wszystkiego, co może się przydać i dajesz sobie świadome max kilka lat na takie życie. Nie więcej. Bo nie warto. Żadne pieniądze nie wynagradzają obcowania z toksykami, objawów psychosomatycznych czy wymiotów przed poniedziałkiem rano.

Zależy jak duże. Jak w rok można sie ustawić na całe życie to czemu nie?

23 godziny temu, Obliteraror napisał:

Żadne. "Niech giną", jak rzekł klasyk ;)


Czy warto wiązać się z kobietą, która od początku jasno deklaruje oczekiwany poziom życia, a "świat zewnętrzny" jest dla niej głównym puntem odniesienia i budulcem do poczucia własnej wartości?

 

Panowie, z chujem się na głowy pozamienialiście? xDD

Czy jednak nie jest tak że większość facetów postrzega swoją wartość przez pryzmat napchania kabzy?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Obliteraror said:

Co Ci realnie z tych pieniędzy, jak sobie zdrowie i psychikę zmasakrujesz?

Po roku - masz ~26 lat i własne mieszkanie kupione za gotówkę.

Po 3 latach (maksymalny czas odsiadki) - masz 28-30 lat, własny kwadrat, trzy kawalerki na wynajem i spokój finansowy na następne 25 lat (lub sześć kawalerek w kredycie). Albo sporo kasy na rozkręcenie własnej działalności. Albo AMG63 i pełno blachar zaliczonych... co kto chce ze swoja kasą robić, jego sprawa. Czasem, to są pospłacane długi i czysty start.

Dodatkowy bonus - CV poziom "legenda", otwierający każde drzwi w dowolnej firmie z branży, bo z takim pakietem doświadczenia niewielu może się mierzyć. Tyle wiemy o sobie...

Kolejka chętnych była dużo dłuższa niż dostępne miejsca.

1 hour ago, Obliteraror said:

To jest zaprzeczenie jakichkolwiek zasad budowania zespołów czy zarządzania ludźmi.

W wojsku USA, zanim zaczniesz być komandosem marines, musisz przejść specjalny trening. W dowolnej chwili, jak masz dość błotka i sierżanta wrzeszczącego "ruszać się łamagi!", możesz pójść i "rzucić papiery", i wrócić do spokojnego i miłego domku. Wielu odpada mówiąc sobie - a po co mi to było? Ci, którzy wiedzą sami dla siebie PO CO to robią, wytrzymają.

Taka zasada budowania "zespołu" powstała tam z dziesiątek lat instytucjonalnych doświadczeń, często opłaconych życiem tych, którym było "łatwo". I nie tylko w wojsku - chirurg też nie może powiedzieć "koniec pracy" w środku operacji, zostawić otwartego pacjenta i iść realizować "work-life balance". Szczególnie jak np. jest wypadek autokaru, i trzeba operować dwie doby bez przerw. Nawet nauczyciel, który w jedną noc sprawdza sprawdziany pięciu klas - pracuje pod presją będącą zaprzeczeniem "normalnych" zasad.

On 5/14/2023 at 1:07 PM, Obliteraror said:

Problem leży moim zdaniem jednak gdzie indziej - zdefiniuję go jako zapierdol dla samego zapierdolu

I to jest clou - ta sama presja może być zabójcza gdy pracujesz za 3000zł/mc, a może być "znośna" jak pracujesz za 10 000zł/mc. Albo może być powodem do słusznej dumy, jak pracujesz za 50 000zł/mc i wiesz, że to szczyt ludzkich możliwości - i nie ma lepszych, bo poza czasem poświęciłeś też pot, łzy i ciężką harówkę. Czasem też zdrowie.

Po co ludzie biegają w maratonach i latami trenują, ryzykując dzień w dzień kontuzję kończącą karierę, z wiedzą i świadomością że na topie będą kilka lat najwyżej? - po ZŁOTO. Ta zasada jest niezmienna od tysiącleci - chcesz złoto, zapierdalaj szybciej niż inni, bo ilość do rozdania jest ograniczona, i tylko najszybszy szczur dostanie ser.

Oczywiście, zapierdalanie za najmniejszy kawałek sera sensu nie ma - albo zmieniamy kołowrotek, albo dyscyplinę zawodów. Z czasem, możesz też zacząć żyć z pokazywania innym szczurom, jak zapierdalać wolniej, za większy kawałek sera.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, slavex napisał:

- po pierwsze pracować mądrze, nie ciężko 

- po drugie pracować za dobry hajs - wtedy dodatkowe godziny, wysiłek są czegoś warte
- po trzecie najlepiej na własnych zasadach (czyli to znienawidzone JDG, prywaciorz...)  

Jak są małe pieniądze, patowa atmosfera to: 
- jeżeli jestem zmuszony tu pracować to robię tyle ile muszę i fajrant - jak szef tego nie rozumie to PIP itp. i temperować go równo  
- szukam nowych możliwości by z tego kurwidołka spierdolić, zdrowa sytuacja jest taka, ze jak firma nie szanuje swoich pracowników to im personel spierdala tak, ze nie maja czym robić i plajtuje... Wole by taki Janusz biznesu zbankrutował i poszedł robić jako pracownik, bo jako przedsiębiorca się po prostu nie sprawdził. 

100% moja filozofia.

Przed inflacją miałem zajebistą pracę, dosłownie chciało mi się pracować po 15h dziennie i wiedziałem za co pracuje. Byłem zmęczony ale bardzo szczęśliwy i zarobiony fes.
Eldorado się skończyło, więc moje podejście również. WYJEBONO. Najczęściej mniej niż 8h dziennie, minimum wysiłku i jak najszybciej ewakuacja na chatę. 
Naprawdę mam co robić z wolnym czasem, niż robić nadgodziny za psie pieniądze. Ha Tfu. 


 

Edytowane przez UncleSam
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, Kespert napisał:

Kolejka chętnych była dużo dłuższa niż dostępne miejsca.

Domyślam się ;) Ale to był (i w sumie pewnie jest) niewielki fragment stanowisk etatowych, pozwalających na podobny finansowy komfort. Z prozaicznego powodu - te prace nie są i nie będą skalowalne. Handlujesz w nich najcenniejszym zasobem, który posiadasz i którego nie da się odtworzyć.

 

Własnym, sprzedawanym pracodawcy czasem.

 

I to w sumie jest jak najbardziej ok, jak wiesz, w co wchodzisz i robisz to w pełni świadomie. Jak pisałem powyżej. Nawet podła finansowo praca może Ci dać profity, jak wiesz, po co w niej jesteś i jest to miejsce, w którym można się czegoś wartościowego nauczyć. Problem z miejscami pracy, których specyfikę powyżej opisałeś jest moim zdaniem również taki, że mimowolnie może Ci utrwalić złe nawyki. Że uznasz, iż tego typu toksyczne podejście do pracownika i realizowanych przez niego zadań jest normalne. A nie jest. Z n-powodów. I dla normalnego szefa i dla pracownika. Pomijam już truizm, ile trwa znalezienie dobrego pracownika w tych czasach.

 

Znam specyfikę szkolenia, o której wspomniałeś (tego wojskowego ze Stanów). Ale nie przekładałbym w pełni takich warunków na zarządzanie ludźmi w innych "cywilnych" obszarach. Mentalność karbowego z batem rzadko daje dobry efekt. Podobnie jak zarządzanie głównie strachem. Firma nigdy nie będzie Twoim drugim domem, nie ma miejsc pracy pozbawionych stresu, ale uważam, że jak najbardziej da się stworzyć miejsce, do którego ludzie przychodzą z chęcią lubiąc to, co robią, a jednocześnie biorą za to odpowiedzialność. W końcu są dorośli.

 

Z pracownika, który wiecznie się boi (szefa, tego, że coś spierdoli i od razu wyleci, więc nie zwróci mi wcześniej uwagi na jakieś błędy czy nieprawidłowości,bo się boi o tym raportować), nie miałbym wiele pożytku. I ostatecznie na tym się traci w długim horyzoncie. A jeżeli się traci w długim horyzoncie to nawet ktoś z zerową empatią jest w stanie ocenić, że ostatecznie straci - swoje pieniądze, które mógłby zarobić dzięki pracy zespołu który nie ma regularnej sraczki w każdy poranny poniedziałek.

 

To jest tak proste a jednocześnie tak trudne do wdrożenia, że miałem non stop robotę ;)

 

@Libertyn wiem. Miałem również dużo szczęścia.

 

 

Edytowane przez Obliteraror
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, azmelkejs napisał:

W praktyce z mojego doświadczenia u nas nie ma kultury zapierdolu. Pracowałem i w gównorobotach i w korpo i w chuj ludzi się obijało bardziej lub mniej. Panuje kult nieefektywności, ludzie są w robocie, fizycznie, ale zapierdolu na modłę na przykład chińskiego u nas nie dostrzegłem.

W Pl to jest wgl jakaś schizofrenia. Ja nie wiem jak, ale w takim Londonistanie masz w kawiarni 2 baristów najczęściej i napierdalają po 30 klientów na godzinę każdy. 
Tymczasem na lotniskowej kawiarni w Polsce masz baristów 5-ciu, klientów 3 a na kawę czekasz 10 minut. Coś się chyba nie dodaje. Z czym jest problem? 

 

 

 

 

A co do tematu to jeszcze chciałbym dorzucić taką dygresję, że firmy zaczynają mieć naprawdę przejebane :D I dobrze.

Srowid skłonił ludzi do myślenia i sporej części już się nie chce zapierdalać.
 

Shift priorytetów następuje... Pewno dlatego dociskają nas kryzysami i inflacją której "nie potrafią" ogarnąć. 

Edytowane przez UncleSam
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.