Skocz do zawartości

Chomiki w kołowrotku


Obliteraror

Rekomendowane odpowiedzi

6 minut temu, UncleSam napisał:

Tymczasem na lotniskowej kawiarni w Polsce masz baristów 5-ciu, klientów 3 a na kawę czekasz 10 minut. Coś się chyba nie dodaje. Z czym jest problem? 

Wiesz co to nawet zauważył mój kolega z zagranicy - bardzo kiepska jakość usług. Na początku był super zachwycony naszym krajem a im dłużej tym bardziej jest narzekaczem jak my.

 

No ale to jest częste. Stoisz sobie przy kasie albo siedzisz przy stoliku i obsługa ma cię w dupie.

 

Są branże gdzie ludzie ostro zapierdalają jak nieironicznie rolnicy (znam) czy nie wiem spawacze, ale tak ogólnie? Czy my jesteśmy wybitnie ciężko pracującym narodem? Na pewno dużo siedzimy w robocie.

 

Może janusze maja taki ból dupy o młodych ludzi bo młodzi chcą zrobić swoje i szybko do domu. Tak mi się wydaje.

Edytowane przez azmelkejs
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, azmelkejs napisał:

Czy my jesteśmy wybitnie ciężko pracującym narodem?

Na pewno uwielbiamy tak o sobie myśleć. 

Nie wiem jak tam w korpo, ale się domyślam ;) 

Problem jest chyba gdzie indziej. Jak już znajdzie się brajanek który jest pracoholikiem i pokazał, że się da i można, to później takiemu delikwentowi dopierdala się tyle pracy ile tylko może przerobić, podczas gdy reszta piję kawkę.
Wszystko przychodzi z doświadczeniem. Nie mam problemu z zapierdalaniem jeśli tylko jest to odpowiednio opłacone i czuję, że jest warte takiego poświęcenia.

Im starszy jestem tym bardziej mi się nie chce pracować na kogoś :V Upływający czas prostuje młodzieńcze ideały haha.

  • Like 4
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@UncleSam

 

Tyle prawdy w kilku zdaniach. Aż wstyd się przyznać, że byłem przysłowiowym "brajankiem" z tego zdania :D W zamian dostałem nerwicę i poklepanie po plecach. 😆

 

9 minut temu, UncleSam napisał:

Problem jest chyba gdzie indziej. Jak już znajdzie się brajanek który jest pracoholikiem i pokazał, że się da i można, to później takiemu delikwentowi dopierdala się tyle pracy ile tylko może przerobić, podczas gdy reszta piję kawkę.

 

A jak się wypali to daje się mu kopa na dziurę i szuka się następnego jelenia :D 

 

To co mi się na zachodzie podoba, to filozofia "langsam langsam". Nie wszędzie i nie zawsze tak jest, ale mam wrażenie, że zdecydowanie częściej niż u nas. 

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Jorgen Svensson napisał:

To co mi się na zachodzie podoba, to filozofia "langsam langsam".

A co to takiego? Wygooglowałbym, ale pewnie większość się zastanawia więc powiedz :D

 

 

4 minuty temu, Jorgen Svensson napisał:

Aż wstyd się przyznać, że byłem przysłowiowym "brajankiem" z tego zdania :D

Każdy kiedyś był. Naturalny proces nauki :D Dokładnie tak jak ty, chodziłem przez pewien okres do pracy z bólem brzucha i mdłościami, aż mój manager przegiął i jebnąłem papierami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Jorgen Svensson napisał:

W skrócie to "nie ma co się spieszyć, na spokojnie" 😅

Do takich samych wniosków dochodzę za każdym razem gdy patrzę na sekcję "deductions" na moich payslipach 🤣

Czym więcej pracuje, tym więcej mi zabierają, więc pierdole! Wykombinuję sobie coś innego na boku :D 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Obliteraror napisał:

Przełomu ;) Końca 90-tych i początku XXI w. Prawda. Wielu nie zdaje sobie sprawy, jak wówczas wyglądał rynek pracy w Polsce. A wyglądał tak, że o ja pierdolę ;) Ludzie sobie studia czasem przedłużali, by później na niego trafić. A i tak często zaczynali od stażu za kilkaset złotych. Praca w budżetówce to było też dla wielu marzenie, jako że u stabilnego pracodawcy, mimo że za marne pieniądze. To dobrze akurat pamiętam. Ale i do budżetówki nie trafiało się z przypadku, a po znajomości.

 

To co jest teraz, to jest niebo a ziemia.

To nasze pokolenie niektórzy nazywali "za późno". Tzn. nie załapaliśmy się stricte na samą transformację, mając w 1990 r. np. 20,25 lat, gdy był jeszcze ten gospodarczy, nieprzeregulowany boom i brakowało wielu rzeczy. A ktoś, kto złożył więcej niż dwa słowa po angielsku miał otwartą karierę. Albo robił na siebie.

 

Ale na co innego się załapaliśmy. Na możliwości biznesowe, jakie dał powszechny dostęp do Internetu, w czasach stałego łącza ;)

Co do samego zapierdolu to pewnie dzięki temu osiągnęliśmy taki zajebisty wzrost gospodarczy przez ostatnie 30 lat. Oczywiście dla ''nowych'' dorosłych w latach powiedzmy 1995-2005 jedynym słusznym, rozsądnym wyjściem był wyjazd po prostu z tego kurwidołka. Oczywiście jak miałeś znajomości, ściągałeś auta z zagranicy to forsy mogłeś mieć jak lodu - to wtedy właśnie powstały biznesy, które dziś są tymi topowymi. 

 

Wina rządzących za taki stan rzeczy. Co do bezrobocia z kolei to wina oprócz rządu jest także w mentalności Polaka - ''trzeba mieć synek swoje mieszkanie/dom''. Ograniczało to mocno (ogranicza nadal) migracje wewnątrz kraju. Gdyby reformy po 1990 były lepsze (bardziej pro-ludzkie) to być może wzrost gospodarczy byłby słabszy, ale emigracja niższa. Niestety jest jak jest, pokolenie urodzone w latach 1975-1985 wyjechało w pizdu i demograficznie jesteśmy teraz na samym dole tabeli ;).

Edytowane przez Patryk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, UncleSam napisał:

Na pewno uwielbiamy tak o sobie myśleć. 

Nie wiem jak tam w korpo, ale się domyślam ;) 

Problem jest chyba gdzie indziej. Jak już znajdzie się brajanek który jest pracoholikiem i pokazał, że się da i można, to później takiemu delikwentowi dopierdala się tyle pracy ile tylko może przerobić, podczas gdy reszta piję kawkę.
Wszystko przychodzi z doświadczeniem. Nie mam problemu z zapierdalaniem jeśli tylko jest to odpowiednio opłacone i czuję, że jest warte takiego poświęcenia.

Im starszy jestem tym bardziej mi się nie chce pracować na kogoś :V Upływający czas prostuje młodzieńcze ideały haha.

 

 

tumblr_nzai7iLE5D1u6hup1o1_500.jpg

  • Haha 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minutes ago, Obliteraror said:

Handlujesz w nich najcenniejszym zasobem, który posiadasz i którego nie da się odtworzyć.

Zawsze i każdy, w umowie o pracę, handluje swoim czasem.

Zawsze "po coś".

Inaczej można dyskutować, jeśli na ten sam czas, masz lepszy (bardziej dochodowy) pomysł. A jak nie, to co zostaje? Leżenie na kanapie na koszt podatników... może i "łatwe i przyjemne", ale w długiej perspektywie - być może nawet bardziej zabójcze dla całokształtu "człowieka", niż "zapierdol".

 

56 minutes ago, Obliteraror said:

uznasz, iż tego typu toksyczne podejście do pracownika i realizowanych przez niego zadań jest normalne.

Wyjątkowa nagroda wymaga wyjątkowych starań.

Mediana krajowa dla reszty jest "normą".

57 minutes ago, Obliteraror said:

Ale nie przekładałbym w pełni takich warunków na zarządzanie ludźmi w innych "cywilnych" obszarach

Niedawno był wątek o Musku i wystrzeleniu rakiety... "Normalni" pracownicy wiwatowali gdzieś w holu, podczas gdy kilkunastu pracowników "zapierdalało" w centrum kontroli.

Jak najbardziej zdaję sobie sprawę, że szkolenie komandosa MUSI być inne, niż szkolenie "normalnego" żołnierza. I znacznie trudniej znaleźć "materiał zdatny".

Ale prawda w mych oczach jest taka, że niektóre zadania wykonają jedynie komandosi. U Muska każdy z tych setek wiwatujących "normalnych" pracowników był zastępowalny, i pewnie nie najwyżej opłacany... ale zespół kontrolny ma swoje własne zasady "normalności" (także "normalnego zarządzania" - wyobrażasz sobie, że taki człowiek nie jest "pod telefonem" czy nie zostanie dłużej w pracy?).

I tutaj pojawia się pytanie: czy pomimo małych szans, chcemy jednak być w zespole kontroli lotów, czy wystarczy nam "normalna" praca 8 godzin, z work-life balansem i tak dalej. Od indywidualnej odpowiedzi każdego, zależy czy "zapierdalać", czy jednak nie.

1 hour ago, Obliteraror said:

Mentalność karbowego z batem rzadko daje dobry efekt. Podobnie jak zarządzanie głównie strachem.

Tutaj trzeba bardzo dokładnie sprawdzać, czy "karbowy" stoi razem z oddziałem na pierwszej linii, czy bumeluje gdzieś w bunkrze na tyłach.

1 hour ago, Obliteraror said:

uważam, że jak najbardziej da się stworzyć miejsce, do którego ludzie przychodzą z chęcią lubiąc to, co robią, a jednocześnie biorą za to odpowiedzialność

Czyli jednak komandosi. Pomimo rytualnego poniżania, pomimo krzyków i przekleństw, świadomość "elitarności" wiele zmienia.

Tak samo, gdy elitarność wyrażona jest kwotą na pasku wypłaty - bo to czasem znaczy więcej, niż jakakolwiek "motywacja", "misja" czy "strach".

1 hour ago, Obliteraror said:

Z pracownika, który wiecznie się boi (szefa, tego, że coś spierdoli i od razu wyleci, więc nie zwróci mi wcześniej uwagi na jakieś błędy czy nieprawidłowości,bo się boi o tym raportować), nie miałbym wiele pożytku.

Pracownik "najwyższej jakości" nie musiałby się niczego bać.

1 hour ago, Obliteraror said:

To jest tak proste a jednocześnie tak trudne do wdrożenia

Przyznaję się do klapek na oczach - patrzę z perspektywy "komandosa", i nie chciałbym szkolić "szeregowych żołnierzy" - chciałbym, by każdy kandydat też został "komandosem".

Perspektywa jest zupełnie inna, kiedy to pracownik jest stroną decydująca o swoim dalszym zatrudnieniu - a jego decyzja jest czasem być albo nie być całej firmy, niezależnie od jakichkolwiek działań podjętych przez "managierów".

Kiedyś podczas "awarii" w piątek wieczór, sam naczelny przyszedł do prowadzącego "case" i powiedział "słuchaj, nie wiem czy wiesz, ale potrafię to, to i to". I siedział przy stoliczku wyciągniętym z salki konferencyjnej, naprędce skleconym stanowisku, i robił jak szeregowy... Potem, taki manager może rzucić "jak brakuje miejsc parkingowych, przyjeżdżajcie rowerem". Bo wszyscy wiedzą, że "macha batem" ale następnego dnia miejsca będą... tylko takich naczelnych, to naprawdę rzadko da się spotkać. "Zespół".

 

1 hour ago, UncleSam said:

Shift priorytetów następuje...

Wraca nacisk na 5 dni pracy w biurze, zero pracy zdalnej.

 

@spacemarine i drugi klasyk:

oW3XVrpSPA8DLo87UXQb7dEhs51uSNEF.jpg

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

49 minut temu, Kespert napisał:

Inaczej można dyskutować, jeśli na ten sam czas, masz lepszy (bardziej dochodowy) pomysł. A jak nie, to co zostaje? Leżenie na kanapie na koszt podatników... może i "łatwe i przyjemne", ale w długiej perspektywie - być może nawet bardziej zabójcze dla całokształtu "człowieka", niż "zapierdol".

Tu pełna zgoda :)

 

49 minut temu, Kespert napisał:

Wyjątkowa nagroda wymaga wyjątkowych starań.

Mediana krajowa dla reszty jest "normą".

Czy ktoś taki jest wyjątkowy? Nie wiem. Ma wyjątkowe i pożądane kwalifikacje. Tylko tyle bądź aż tyle. Jeżeli te kwalifikacje powodują, że komuś takiemu przysłowiowo zaczyna stawać na własny widok w lustrze, zaczyna gwiazdorzyć czy siać ferment w reszcie zespołu z powodu swojej wyjątkowości, to już niedobrze. I trzeba szybko kogoś takiego sprowadzić na ziemię ;) Nie ma ludzi niezastąpionych, naprawdę.

 

Wyjątkowy to był, nie wiem, Zbigniew Religa, Bolesław Prus, Ludwik Pasteur czy tam Robert Oppenheimer ;)

Gdzie mi do realnej wyjątkowości :)

 

53 minuty temu, Kespert napisał:

I tutaj pojawia się pytanie: czy pomimo małych szans, chcemy jednak być w zespole kontroli lotów, czy wystarczy nam "normalna" praca 8 godzin, z work-life balansem i tak dalej. Od indywidualnej odpowiedzi każdego, zależy czy "zapierdalać", czy jednak nie.

Na kwestiach energetycznych się mało znam (tu pewnie @Messer byłby lepszy), ale wiem jedno. Nie da się funkcjonować cały czas na wysokich obrotach. Nie da się. To tak, jakbyś non stop żyłował silnik do oporu. A tym się kończy zapierdol bez wspomnianego przeze mnie horyzontu czasowego. Mój największy trwał do czasu, gdy wylądowałem w szpitalu, o czym już pisałem, mdlejąc przy samochodzie (dobrze że nie za kółkiem). Nie mam do nikogo o to pretensji, bo nikt mnie nie gonił, tylko ja sam. Ale jak mi doktor powiedział, że pan może 40-tki nie dożyć dalej tak pracując, to się trochę już zastanowiłem. Muska cenię swoją drogą za wiele rzeczy. Ale niekoniecznie w stu procentach za przyjęty model zarządzania.

 

58 minut temu, Kespert napisał:

Tutaj trzeba bardzo dokładnie sprawdzać, czy "karbowy" stoi razem z oddziałem na pierwszej linii, czy bumeluje gdzieś w bunkrze na tyłach.

Znów pełna zgoda :)

 

Godzinę temu, Kespert napisał:

Czyli jednak komandosi. Pomimo rytualnego poniżania, pomimo krzyków i przekleństw, świadomość "elitarności" wiele zmienia.

Tak samo, gdy elitarność wyrażona jest kwotą na pasku wypłaty - bo to czasem znaczy więcej, niż jakakolwiek "motywacja", "misja" czy "strach".

Zgrany zespół :)Może być, że komandosi. Co do reszty - pamiętaj, że motywacja finansowa działa jedynie do pewnego poziomu i od "pewnego poziomu" nie stanowi już takiego motywatora do podjęcia pracy. Bywa też, że działa na krótką metę, jeżeli ma być podstawowym czynnikiem, zachęcający do takiego, a nie innego miejsca pracy. Ja bardzo nie lubię tej frazy "elitarność finansowa". Jak mi się nadal kojarzy z bananowym liceum i tą bandą zasrańców ;) To mnie na całe życie mocno uczuliło na tę "elitarność", wartość człowieka  w połączeniu z  wysokością wynagrodzenia, jakie osiąga, co ma w garażu etc. Szczególnie tę elitarność "wannabe".

 

Godzinę temu, Kespert napisał:

Pracownik "najwyższej jakości" nie musiałby się niczego bać.

Zaraz, zaraz ;) Chcesz mi powiedzieć, że wyjątkowy pracownik popełnia zero błędów? ;) Nie ma ludzi na kuli ziemskiej, którzy się na to łapią, jak dla mnie.

 

Godzinę temu, Kespert napisał:

Wraca nacisk na 5 dni pracy w biurze, zero pracy zdalnej.

A prawda, zgadzam się. Ale powody są różne Niektórzy nie dają rady z nowymi durnymi przepisami, dla innych (baranich łbów moim skromnym zdaniem) to wymarzona sytuacja, bo mogą patrzeć na ręce swoim żywym Tamagotchi ;) U części znów niewiele się zmieniło.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minutes ago, Obliteraror said:

Nie ma ludzi niezastąpionych, naprawdę.

Są ludzie chwilowo niezastąpywalni; na przykład chirurg operujący Twoje serce, przez najbliższe kilka godzin będzie "nie do zastąpienia".

Czasem istotą "sukcesu" jest wydłużenie tego czasu w lata... na przykład, napisanie systemu księgowo-kadrowego w takim języku, którego nikt inny nie "poprawi".

4 minutes ago, Obliteraror said:

Wyjątkowy to był, nie wiem, Zbigniew Religa

I każdy niemal członek jego zespołu.

Czy Piłsudski i jego "zespół", zwany "bandą czterech premierów".

6 minutes ago, Obliteraror said:

Nie da się funkcjonować cały czas na wysokich obrotach. Nie da się.

Prawda. Czasem to są jednak lata, czy dziesięciolecie... po którym możesz "spocząć na laurach".

Sportowiec wyczynowy to dobry przykład.

7 minutes ago, Obliteraror said:

Mój największy trwał do czasu, gdy wylądowałem w szpitalu, o czym już pisałem, mdlejąc przy samochodzie

Nie wiedziałem... mnie odwieźli na SOR, jak miałem podejrzenie zawału. Okazało się, że fałszywe, ale wiadomość do mnie dotarła.

9 minutes ago, Obliteraror said:

Ale niekoniecznie w stu procentach za przyjęty model zarządzania.

Też zgoda. Bardziej chodziło mi o przykład kilkunastu kontra reszta, jak 300 Spartan...

10 minutes ago, Obliteraror said:

Ja bardzo nie lubię tej frazy "elitarność finansowa". Jak mi się nadal kojarzy z bananowym liceum i tą bandą zasrańców

Ja nauczyłem się głośno i bez fałszywej skromności mówić, że "lubię być doceniany finansowo". Polecam zresztą każdemu ten tekst.

Inne jest spojrzenie jeśli "to tylko kolejny iphon", a inne jeśli w końcu masz namacalny dowód, że ktoś uznał Cię za "wartościowego", i nagle z biedy wychodzisz na "prostą" która w mej ocenie "elitarnością" jeszcze nie była długo... W sumie na osobny wątek temat.

15 minutes ago, Obliteraror said:

Chcesz mi powiedzieć, że wyjątkowy pracownik popełnia zero błędów?

Pamiętasz anegdotę o inżynierze, co poszedł się honorowo zwolnić (zanim go wykopią), bo popełnił kosztowny błąd, a szef IBM powiedział mu "właśnie zapłaciliśmy za pańskie szkolenie 300 tysięcy dolarów, i pan myśli, że teraz to doświadczenie oddam innej firmie za darmo?"

17 minutes ago, Obliteraror said:

Ale powody są różne

Żaden model chyba nie przewidział, że zmieniając z 5 dni zdalnej na 2-3-4 dni w biurze, wydajność spadnie do zera w dni "domowe". Stąd zresztą wraca temat "wolnego piątku".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, Obliteraror napisał:

Tu pełna zgoda :)

 

Czy ktoś taki jest wyjątkowy? Nie wiem. Ma wyjątkowe i pożądane kwalifikacje. Tylko tyle bądź aż tyle. Jeżeli te kwalifikacje powodują, że komuś takiemu przysłowiowo zaczyna stawać na własny widok w lustrze, zaczyna gwiazdorzyć czy siać ferment w reszcie zespołu z powodu swojej wyjątkowości, to już niedobrze. I trzeba szybko kogoś takiego sprowadzić na ziemię ;) Nie ma ludzi niezastąpionych, naprawdę.

 

Wyjątkowy to był, nie wiem, Zbigniew Religa, Bolesław Prus, Ludwik Pasteur czy tam Robert Oppenheimer ;)

Gdzie mi do realnej wyjątkowości :)

 

Na kwestiach energetycznych się mało znam (tu pewnie @Messer byłby lepszy), ale wiem jedno. Nie da się funkcjonować cały czas na wysokich obrotach. Nie da się. To tak, jakbyś non stop żyłował silnik do oporu. A tym się kończy zapierdol bez wspomnianego przeze mnie horyzontu czasowego. Mój największy trwał do czasu, gdy wylądowałem w szpitalu, o czym już pisałem, mdlejąc przy samochodzie (dobrze że nie za kółkiem). Nie mam do nikogo o to pretensji, bo nikt mnie nie gonił, tylko ja sam. Ale jak mi doktor powiedział, że pan może 40-tki nie dożyć dalej tak pracując, to się trochę już zastanowiłem. Muska cenię swoją drogą za wiele rzeczy. Ale niekoniecznie w stu procentach za przyjęty model zarządzania.

 

Znów pełna zgoda :)

 

Zgrany zespół :)Może być, że komandosi. Co do reszty - pamiętaj, że motywacja finansowa działa jedynie do pewnego poziomu i od "pewnego poziomu" nie stanowi już takiego motywatora do podjęcia pracy. Bywa też, że działa na krótką metę, jeżeli ma być podstawowym czynnikiem, zachęcający do takiego, a nie innego miejsca pracy. Ja bardzo nie lubię tej frazy "elitarność finansowa". Jak mi się nadal kojarzy z bananowym liceum i tą bandą zasrańców ;) To mnie na całe życie mocno uczuliło na tę "elitarność", wartość człowieka  w połączeniu z  wysokością wynagrodzenia, jakie osiąga, co ma w garażu etc. Szczególnie tę elitarność "wannabe".

 

Zaraz, zaraz ;) Chcesz mi powiedzieć, że wyjątkowy pracownik popełnia zero błędów? ;) Nie ma ludzi na kuli ziemskiej, którzy się na to łapią, jak dla mnie.

 

A prawda, zgadzam się. Ale powody są różne Niektórzy nie dają rady z nowymi durnymi przepisami, dla innych (baranich łbów moim skromnym zdaniem) to wymarzona sytuacja, bo mogą patrzeć na ręce swoim żywym Tamagotchi ;) U części znów niewiele się zmieniło.

 

Jest pełno managierów co ma wpisane w cele roczne np 8 spotkań zespołowych w miesiącu, czas pracy zdalnej pokazał często że wielu tych managierów można by zwolnić bo zwykle zajmują się polityką a nie faktyczną robotą, stąd te naciski na powroty

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, JoeBlue napisał:

Przełączyłem telewizor, komputer i komórkę na hiszpański.

Słucham po hiszpańsku wiadomości na YT przy śniadaniu, obiedzie i kolacji. Nie ma znaczenia ile rozumiem. Po prostu z upływem czasu coraz więcej.

Nie wierzę w to... sam uczę się angielskiego już z 15 lata i dalej nie potrafię gadać. To bardzo demotywujące :( 

3 godziny temu, UncleSam napisał:

Nie wiem jak tam w korpo, ale się domyślam ;) 

To chyba jakiś mit korporacji. Pracuje w korpo i nie chciałbym pracować w janusz firmie, gdzie deadliny są na wczoraj

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od lat pisze się, że nasza wydajność pracy, efektywność jest niska. 

 

Nieprzemyślane procedury, brak i strach przed automatyzacją, bazowanie głównie na pracy fizycznej, "oszczędzanie" roboty, żeby na dłużej starczyło i last, but not least, relatywnie niskie stawki za roboczogodzinę, bo jest kult ośmiogodzinnego przekładania papierów. 

 

To m. in. sprawia, że trzeba pracować więcej, żeby zarobić więcej. Zaklęty krąg, który ciężko przerwać. 

 

Osobna kwestia, to analiza przyczyn i możliwych rozwiązań. 

 

Ale też stąd bierze się ten "zapierdol", bo przy niskich stawkach, a wysokich kosztach życia, ciężko jest wrzucić na luz. 

 

Poniekąd to rozumiem, po prostu masa ludzi nie ma innej opcji, jak robić na dwa etaty, żeby zarobić jak za jeden porządny. 

 

Ale to znowu kwestie dlugoletnich systemowych zaniedbań, gdzie mając powiedzmy przeciętne wykształcenie, doświadczenie, nie żyjesz przeciętnie, jak na zachodzie, tylko walczysz o byt z miesiąca na miesiąc. 

 

Z drugiej strony posiadanie wysokich kwalifikacji wcale nie gwarantuje ponadprzęcietnych zarobków. 

 

I wracamy do punktu wyjścia. 

Edytowane przez maroon
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Kespert napisał:

Czasem istotą "sukcesu" jest wydłużenie tego czasu w lata... na przykład, napisanie systemu księgowo-kadrowego w takim języku, którego nikt inny nie "poprawi".

Kontrowersyjne, powiem ;) Skuteczne, też powiem. Do czasu.

 

16 godzin temu, Kespert napisał:

Ja nauczyłem się głośno i bez fałszywej skromności mówić, że "lubię być doceniany finansowo". Polecam zresztą każdemu ten tekst.

Co innego miałem na myśli. To oczywiste co powyżej napisałeś i popieram. A chodziło mi raczej o upajanie się sobą, dokonaniami i męczenie tym otoczenia. Non stop, aż do womitu ;)

 

16 godzin temu, Kespert napisał:

Pamiętasz anegdotę o inżynierze, co poszedł się honorowo zwolnić (zanim go wykopią), bo popełnił kosztowny błąd, a szef IBM powiedział mu "właśnie zapłaciliśmy za pańskie szkolenie 300 tysięcy dolarów, i pan myśli, że teraz to doświadczenie oddam innej firmie za darmo?"

Pamiętam :) Dlatego napisałem, co napisałem. Idealny to był kiedyś tylko jeden. I tak go ukrzyżowali ;)

 

16 godzin temu, Kespert napisał:

Żaden model chyba nie przewidział, że zmieniając z 5 dni zdalnej na 2-3-4 dni w biurze, wydajność spadnie do zera w dni "domowe". Stąd zresztą wraca temat "wolnego piątku"

Z tego też można zrobić osobny temat :) Jak wkurwić ludzi i zmienić to, co działało i przynosiło ostatnie lata profity.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, Obliteraror said:

Non stop, aż do womitu

Umiar musi być we wszystkim, bo definicja (jedna z) choroby psychicznej, to brak umiejętności "rezygnowania" po osiągnięciu zaspokojenia potrzeb, i zachłanne, niezmienne i natrętne "dej wincyj".

Co w sumie dobrze podsumowuje jedną z odnóg wątku. I część społeczeństwa.

2 hours ago, Obliteraror said:

Idealny to był kiedyś tylko jeden

Zmartwychwstało - dwóch.

Po wodzie chodziło - dwóch.

Chleby "mnożyło" kilku.

Ten jeden, którego masz na myśli, ciężko pracował nad zaszczepieniem idei, że nie jest wcale jeden jedyny.

2 hours ago, Obliteraror said:

zmienić to, co działało

Ognisko przestaje dostarczać ciepło, jak skończy się drewno. Praca zdalna - jak skończyła się "chwilowość" i "wyjątkowość sytuacji", zaczęła zdążać równią pochyłą w dół.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W temacie:

"Zetka" w pracy to nieznane dotąd zjawisko. "Potrzymaj mi kawę i patrz, jaki mogę być roszczeniowy"

 
 
W biurze przepracowała całe osiem dni. Dziewiątego usłyszała od zniecierpliwionej szefowej: "Nie może być tak, że zawsze wychodzisz punktualnie o godz. 17. Dopiero się wdrażasz, a to wymaga wyrzeczeń". - Więc zabrałam swoje rzeczy i pomachałam pani od wyrzeczeń - opowiada w tokfm.pl 27-letnia Dagmara Łopińska. Jak dodaje, ma dość "kultury zapier..lu", bo w tej "ewidentnie coś nie pykło".

https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,29634127,zetka-w-pracy-to-nieznane-dotad-zjawisko-potrzymaj-mi-kawe.html

 

 

 

Nie ma pracownika z niewolnika

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 18.05.2023 o 05:38, spacemarine napisał:

Nie ma pracownika z niewolnika

Prawda. Propsuję z reguły asertywność, ale opisana sytuacja jako wyobrażenie zapierdolu jest dosyć zabawna ;)

 

Inna rzecz, że regularne nadgodziny to najczęściej źle poukładane procesy w firmie, zakresy obowiązków, niedobory kadrowe etc. I masz potem sytuacje "biurowych snuji", co łażą non stop między jedną a drugą kawką, pierdoląc głupoty i męcząc innych oraz pozostałych, co im ośmiu godzin na robotę nie starcza niekoniecznie z ich winy. Kultura pracy w wydaniu polskim nader często niestety bywa jeszcze folwarczna.

W dniu 16.05.2023 o 12:18, Kespert napisał:

Praca zdalna - jak skończyła się "chwilowość" i "wyjątkowość sytuacji", zaczęła zdążać równią pochyłą w dół.

Może osobny temat? Bardzo jestem ciekawy i Twojej opinii i innych :) Szczególnie w obecnych realiach po zmianach w KP z kwietnia 2023.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 15.05.2023 o 15:34, Obliteraror napisał:

To takie niemieckie powiedzenie, które czasem u nas jest stosowane (albo było ;)) Langsam, aber sicher. Czyli powoli, ale pewnie.

 

Miałem okazję być kilka lat temu na urlopie w Tyrolu, w okresie letnim. Mieliśmy lokum w prywatnej kwaterze w pewnej pięknej, alpejskiej dolinie, i tak się złożyło, że dosłownie naprzeciwko domu naszych gospodarzy budowano dość duży budynek. Potem okazało się, że miał to być dom spokojnej starości. W każdym razie często miałem okazję oglądać z tarasu jak wygląda praca budowlańca w Austrii. Nie wiem czy wszędzie w Austrii tak to wygląda, czy może fakt, że była to prowincja w pięknych okolicznościach przyrody, ale byłem naprawdę pełen podziwu, że praca na budowie może być taka spokojna i zorganizowana. Chłopaki byli zrelaksowani, ciągle słychać było jak sobie podśpiewywali i pogwizdywali. Każdą najmniejszą i najlżejszą nawet rzecz podawał im żuraw. Chłopak potrzebował deski? Zgłaszał przez radio i za chwilę operator żurawia mu ją podawał. Żadnego biegania po drabinach za byle pierdołą. Byłem do tego stopnia zauroczony, że aż im zazdrościłem takiej pracy.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Eskel - piękne okoliczności przyrody, dostatni kraj z tradycjami i jakimś etosem pracy i kultury (co prawda to "grüß Gott!" zawsze mi trącało myszką) i masz to co masz. 

Człowiek jak ma zapewniony byt, stabilność i nie żyje w nerwówce - działa inaczej. Dostaje dobro i oddaje dobro.

Bardzo podobne spostrzeżenia miałem w zakresie pracy elektryków i innych wykwalifikowanych budowlańców gdy sam robiłem jako zwykły robol prace wyburzeniowe w Nowym Jorku i okolicach 20 lat temu. Pan elektryk porządnie ubrany, w obowiązkowych musztardowych butach i fancy pasem z narzędziami wchodził, niespiesznie robił jak panisko swoje, jadł sobie posiłeczek i wychodził, odjeżdżając wypasionym pickupem. A wszystko za nie mniej niż 100 USD za godzinę - przy cenach kilku dolarów za galon (nie litr) paliwa, kilkunastu dolarów za niezły posiłek w knajpie i 30 dolarów za kurtkę jeansową czy spodnie. A jak chciał wziąć nadgodziny, to stawka i dwukrotnie wyższa. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.