Jump to content

Recommended Posts

@RabarbaR

Jestem jak najbardziej za, z kolei mąż nie jest za tym pomysłem.

Jesteśmy tak w ogóle po omówieniu różnych scenariuszy. 

 

Na razie myślę poważnie nad tym, by mniej pracować, aby to z kolei zwiększyć prawdopodobieństwo zaciążenia, ale...

Na nowy samochód, na leczenie niepłodności, na remonty trzeba zarobić.

Moje plany na przyszły rok są w dziesiątkach tysięcy PLN. Kto wie, czy nie w setkach (kredyt).

 

@Muatafaraj

Wiem, ale te 21 stron nie są tylko o moim mężu. 🤣

Pisząc tutaj cokolwiek, liczę się z tym, że mąż może to przeczytać. 

Uroki/konsekwencje budowania określonego wizerunku w prawdziwym świecie.

Komu mogłabym w realu powiedzieć m.in.o tym, że przez większość mojego małżeństwa seks u męża nie istniał albo też, że mąż nie umie naprawić czegokolwiek w domu.

 

Mąż jest dobrym facetem, ale pod względem męskiej sprawczości... 

W tym temacie zostało już wszystko powiedziane.

  • Like 2
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

@meghanNo po prostu się nie dobraliście i tyle. Szkoda, że takie coś dopiero dochodzi do nas po czasie mimo, że często jest widoczne od początku... chcąc budować jakąś przyszłość partnerzy muszą mieć konkretne nastawienie, nie wiem jakie spojrzenie na sytuację ma Twój mąż bo tutaj jest tylko Twoja wersja ale jak to się mówi dla chcącego nic trudnego, wiele rzeczy można się nauczyć, wystarczy chcieć. Zresztą Ty jesteś ze wsi a on wolalby w mieście? Skąd ja to znam... tutaj raczej się nie dogadacie 😀 

  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

W dniu 21.10.2024 o 00:09, meghan napisał(a):

 

Na razie myślę poważnie nad tym, by mniej pracować, aby to z kolei zwiększyć prawdopodobieństwo zaciążenia, ale...

Na nowy samochód, na leczenie niepłodności, na remonty trzeba zarobić.

Moje plany na przyszły rok są w dziesiątkach tysięcy PLN. Kto wie, czy nie w setkach (kredyt)

To brzmi jak wzajemne wykluczanie się i klasyczne usprawiedliwianie się z ilością pracy. 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

@Atanda

Tak, ale co zrobić? 

Bardzo chciałabym zwolnić, ale wtedy ucieka ileś tysięcy. 

Nie chcę zostać na najniższej krajowej. 

Na przesmradzanie w ofertach pracy jeszcze nie czas.

 

Gdyby mój mąż zarabiał więcej i moje zarobki nie byłyby kluczowe w wspólnym budżecie - pewnie miałabym zupełnie inną optykę. 

Wtedy leczenie niepłodności byłoby głównym priorytetem. Jedynym przez określony czas.

 

Na realizację priorytetów też są potrzebne określone warunki.

 

Zobaczymy, co czas pokaże. 

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

17 godzin temu, meghan napisał(a):

Bardzo chciałabym zwolnić, ale wtedy ucieka ileś tysięcy. 

Nie chcę zostać na najniższej krajowej. 

 

Są trzy opcje w życiu dla kogoś, kto chce się dorobić i coś osiągnąć. Innego (działającego w praktyce) sposobu nie znam. Może istnieją, ale mnie omijały.

 

* jesteś "old money" (w Polsce OM to efemeryda ;) ), albo "new money", typu zawód - syn, zawód - córka ;),

* jesteś wyjątkowo utalentowany/a i błyskotliwy/a, wszystko przychodzi Ci bez problemu, robota pali się w rękach, jesteś człowiekiem masy talentów i sukcesu itd. ;)

* albo nie jesteś jednym i drugim powyższym (ja na pewno nie jestem),

 

więc zapierdalasz.

  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

11 godzin temu, meghan napisał(a):

 

No, ale gadzina się odzywa, od kilku lat. 

Tak, biologia, zrozumiałe.

 

Dlatego piszę z subiektywnej perspektywy męskiej ambicji. Na kobiecej ambicji mało się wyznaję ;)

 

Ale (niezależnie od płci), zawsze będzie jakaś cena, którą za swoje wybory zapłacisz. Kobieta finalnie odchodząca od mężczyzny, bo nie była w stanie tolerować jego intensywnej pracy zawodowej i nikłego zaangażowania w życie rodzinne na pewnym etapie ich wspólnego życia to przecież nie jest rzadki widok. A to tylko jeden z przykładów.

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

W dniu 20.10.2024 o 14:51, Muatafaraj napisał(a):

w końcu to nadal Twój mąż i może kiedyś trafić na ten wątek... i co wtedy ?

Prawda nie jest tym, czym chcesz, aby była; jest tym, czym jest. Musisz poddać się jej mocy lub żyć w kłamstwie.

 

Miyamoto Musashi.

 

Byłoby to jak dostanie obuchem w głowę. Złość i poczucie swego rodzaju zdrady oraz wszelkie ukryte animozje wyszłby na jaw - to pewne. Z drugiej strony mało kto dostrzega potencjał, że paradoksalnie mogliby sprobować jeszcze raz, lecz tym razem panowałby zapach szczerości w powietrzu a nie brzydki smród ukrytych lub tych jawnych urazów...

Dałoby to chcąc nie chcąc początek do praktykowania czystej komunikacji, szczerości czy omówienia tego co nas boli w relacji z drugą osobą. Czyż niebyłoby to piękne? Co jeśli dopiero wtedy, spotkaliby się zupełnie pierwszy raz i widzieli pierwszy raz? Bez ubrań, bez masek, bez animozji, w szczerości, z uczuciami i sercem na dłoni? Kurwa, zajebista sprawa przeżyć coś takiego w małżeństwie- coś pięknego. To trochę jak poznawanie się na nowo, czy prawie, że wzięcie ślubu drugi raz w ślubie. No ale do tego potrzeba bardzo dużo odwagi i ryzyka, że relacja może klęknąć do reszty. Nie, każdy jest gotowy zobaczyć choćby trochę prawdy o sobie samym w oczach swej drugiej połówki czy tego, że nasze zachowania mogłyby ranić. Ale nie potrzeba do tego, że jej mąż musiałby w odmętach internetu szukać o sobie jakiegoś tematu na 22 strony.

Wystarczyłoby by bohaterka tematu stałaby się szczera ze swoim lubym a on z nią (albo w odwotnej kolejności, to on by zainicjował prawdę)

 

Jednak rozumiem strach przed odsłonięciem się i prakykowaniem realnej intymności. To jest przerażające. Ale potencjał, który niesie to co napisałem wyżej czymś co należy rozwarzyć. Nie tylko mam tu na uwadzę sprawę @meghan tylko w kontekście nas samych i czytelników tego postu i tematu jako takiego.

 

 

Edited by SzatanK
  • Haha 1
Link to comment
Share on other sites

Nie odbierz tego jako przytyk, bo widzę, że jesteś prawdziwym weteranem na forum i doskonale (a na pewno lepiej ode mnie) znasz pojawiające się tu tematy/motywy.

 

Natomiast mam wrażenie, że to, co napisałeś wyżej, to czysty "blue pill", myślenie życzeniowe, które nijak się ma do tego, jak naprawdę wyglądają relacje damsko-męskie w dzisiejszych czasach.

 

Autorka swoim mężem gardzi, wielokrotnie to wyrażała w tym temacie i to jest prawda, w której on musiałby stanąć.

Reakcją na to nie może być żadna "prawdziwa intymność", tylko natychmiastowe odejście od takiej osoby.

Po czymś takim nie ma powrotu, zadra pozostanie na zawsze.

 

Podobnie zresztą jak po zdradzie, która jest de facto wyrazem pogardy do swojego partnera właśnie.

  • Like 4
Link to comment
Share on other sites

@Stargazer

 

Dzięki za świetny post! Pozwól, że się odniosę.

 

Owszem znam te motywy i znam red pill i to co głosi oraz w pełni rozumiem, że autorka tematu gardzi swoim facetem w sumie za słabe i za niemęskie zachowania. To co ja przedstawiłem to MOIM ZDANIEM, to rozwiązanie ich problemu. Przy czym te rozwiazanie mogłoby się skończyć rozwodem, co również według mnie mogłoby nie być czymś negatywnym a pozytywnym w długoterminowej terminie.

To co opisałem to w sumie w moim przekonaniu byciu właśnie realnym "alfą". Bycie "alfą" czy tam mężczyzną silnym, męskim to właśnie te odsłonięcie się i pokazanie się. Problemy, które są tu opisywane paradoksalnie wynikają właśnie z braku realnej intymności. Bo wiecie czym jest realna intymność? Jest nią dzielenie się własnymi rzeczywistościami z drugim. Nie chodzi o seks (w kontekście słowa intymność) tylko o klarowność i swoiste zamydlenie wzroku i brak spojrzenia na własne deficyty bardziej uważnym okiem.

 

Moim zdaniem trzeba zaakceptować również fakt, że dana kobieta nami gardzi jeśli jest ku temu masa powodów. (Tak btw, jeśli kobieta nami gardzi to również gardzi samą sobą ale to opowieść na inny temat)

Możemy "odejść" od kobiety, która nam wygarnęła to i o owo ale nie odejdziemy od słów, które usłyszeliśmy tym bardziej, jeśli one mają odzwierciedlenie w rzeczywistości i jest w nich zawarta prawda - od prawdy nie uciekeniemy.

Więc, tak owszem red pill radzi ODEJŚĆ, unieść się honorem czy pokazać "swoją wartość". Najlepiej jeszcze poznać młodszą od naszej lubej, z nią spółkować a jeszcze lepiej stosować przemoc psychologiczną i już naszej tym razem "ex" żonie pokazać, że "stać nas" na lepszy model od niej samej. Problemem jest to, że odejście od ex, nie oznacza równoczeście odejścia od własnych dysfunkcji oraz niekoniecznie jest rozwiązaniem dojrzałym. To za czym naprawdę jestem i co zrozumiałem stosunkowo nie dawno to rozwiązanie w oparciu o pokorę jest realnym rozwiazaniem i ozdobą/naszywką realnego alfy/lidera. W gruncie rzeczy to "beta" działają z poziomu dumy. A większość red pillowców to w sumie prawdę mówiąc osoby "beta". Ja tu nie jestem wyjątkiem, gdyby ktoś pomyślał inaczej.

 

"Pokorne przywództwo charakteryzuje się gotowością do przyznania się do błędu lub niewiedzy, tendencją do dzielenia się sukcesami i docenianiem wkładu innych. Ten styl przywództwa opiera się na samoświadomości, szacunku dla innych i skupieniu się na sukcesie zbiorowym, a nie indywidualnym."

 

Dam prosty przykład by wytłumaczyć bardziej co miałem na myśli:

 

Jeżeli nasza żona, mówi nam, że przez to, że palimy papierosy nie chce się z nami całować bo śmierdzi nam z buzi. To red pill zakłada w gruncie rzeczy odejście od kobiety i znalezienie takiej, której dym nie będzie przeszkadzał lub co lepsze - sama będzie palić. Trzeba przyznać, że to bardzo "cwane" rozwiązanie - szczególnie dla osób wygodnych, które nie chcą ujrzeć oraz zaakceptować swojej dysfunkcji (palenia) jako faktu, który niszczy jeden z elementów bliskości fizycznej - całowania. A przynajmniej dla żony, nie jest to przyjemne, choć powiedzmy, że całować się lubi.

Moje podejście jest takie, że należy wysłuchać uwagi. Czy jest to realna uwaga, która sprawia ból osobie z, którą jestem i czy ta dysfunkcja nie szkodzi mi samemu. Paradoksalnie jeśli przestanę palić to owszem, moja luba będzie uszczęśliwiona ale najbardziej skorzystam na tym ja sam w dodatku wielopoziomowo.

Oba rozwiązania są dobre i oba rozwiązania mogą być złe i wszystko jest zależne od kontekstu @Stargazer 

Bo czy to, że odejdę do innej jest faktycznie czymś czego potrzebuję? Czy rzucenie palenia jest realnie tym czego pragnę?

Może chcę się truć i lubię smak tytniu bardziej a od babki i tak chciałem się zmyć.

 

A wiec niekoniecznie może chodzić o to, że sprawa małżeństwa byłaby rozpisywana na forum, bo i tak nikogo to by nie obchodziło tak głębiej oprócz dwójki bohaterów. Bardziej chodzi o to, że mogłby zostać tam poruszone sprawy, które zostały zepchnięte w tzw "cień" (co to jest cień w psychice człowieka, to zapraszam do poczytania u znanego Szwajcarskiego Psychologa Carla Junga)

2 godziny temu, Stargazer napisał(a):

Po czymś takim nie ma powrotu, zadra pozostanie na zawsze.

Czy to faktycznie tak wielka zadra, że kobieta na mnie narzeka na forum, bo jestem tak zaaobsorbowany innymi sprawami, że nie jestem w stanie otworzyć komunikacji na moje i jej problemy w małżeństwie? To, że ona stworzyła taki wątek i tu go opisuje co i jak jest formą tego, że JEJ ZALEŻY. To, że on zaczyna wpadać w histerię czy płakać lub się rozklejać przy najmniejszej próbie zasugerowania samopoprawy czy po usłyszeniu konstruktywnej krytyki oznacza, że jest emocjonalnie niedojrzałym i jest chłopcem a nie mężczyzną na ten moment (to zawsze można zmienić) Wiele kobiet również nie chce dorosnąć nawiasem mówiąc.

 

Ten prosty przykład, który przedstawiłem wcześniej doskonale odzwierciedla to co chciałem przekazać. Czyli możemy odejść i nadal palić. A druga opcja, to możemy przestać palić, zmienić swoją dysfunkcję/nawyk/cokolwiek i z tego poziomu już nowego/zdrowszego możemy realnie ocenić czy i na ile ta dysfunkcja była rzekomym problemem czy realnym czymś co psuło relację. Bo być może zwyczajnie dwie strony są niedopasowanymi puzzlami i jeszcze nie znalazły swojego dopełniającego odpowiednika. Ewentualnie, kiedyś pasowały ale czas zrobił swoje i się powykrzywiał materiał, z którego zostały zrobione - że tak to ujmę metaforycznie.

2 godziny temu, Stargazer napisał(a):

Natomiast mam wrażenie, że to, co napisałeś wyżej, to czysty "blue pill", myślenie życzeniowe, które nijak się ma do tego, jak naprawdę wyglądają relacje damsko-męskie w dzisiejszych czasach

Rozumiem co chcesz powiedzieć.

 

Masz rację, że dzisiejsze relacje to jest katastrofa na resorach. Jednak ilu ludzi stać na w pełni funkcjonalne, dojrzałe oraz zdrowe relacje? Czy red pill optuje za prawidłowo funkcjonującymi relacjami? Większość to są jakieś przykre gierki między ludzkie i szarpanie się oraz walka o to by mieć większą kontrolę jedno nad drugim. To co ja sugeruję jest tylko jednym z rozwiazań i w sumie zahacza o rozwiązywanie problemu z poziomu tak zwanego "bezpiecznego stylu" budowania relacji. W tym wypadku te dwie osoby mimo, że żyją między soba to są w sumie sobie obce, ponieważ brakuje im (przynajmniej czytając posty bohaterki) realnej intymności. Aczkolwiek się nie dziwię. Do realnej intymności trzeba mieć "jaja" i "pochwę" :D  - w sensie, że trzeba być odważnym. Oj zboczuchy wam tylko jedno w głowie 🤣.

 

Mam nadzieję, że coś tam rozjaśniłem @Stargazer opisując jak ja to widzę.

 

Wiem tylko, że o szczerość i autentyczność względem siebie i drugiego w relacji jest bardzo ciężko i zdecydowanie łatwiej jest zakładać maski. Dlatego też zasugerowałem odłożenie maski i nałożenie tym razem odwagi w ujawnieniu siebie samej/go i zaaplikowanie odkrycia się jako recepetę na ukryte urazy, które według mnie może pomóc rozjasnić to co przymglone. No i moje pytanie na koniec, czy to jest takie proste ukazać się przed drugim? Moim zdaniem nie. Stąd to jest przywilej realnej kobiety czy mężczyzny "alfy". To samo przeproszenie się. To samo podanie sobie ręki. To samo wybaczenie. To są przymioty jednostki dojrzałej. Trzymanie zadry jak to nazwałeś, duma, chowanie się, pisanie na forum o swoim mężu w nieskończoność źle, są przymiotami jednostki, która musi wykonać jeszcze pracę przynajmniej w konkteście dojrzenia tego co zostało schowane pod dywan. Nic dziwnego, że zaś w salonie obydwoje się potykają nieustannie gdy przechodzą przez dywan - nie ma komu posprzątać sterty schowanych uraz, które sprawiają że ciężko o wspólne komfortowe chodzenie, we wspólnej chałupce.

 

P.S @Stargazer jeżeli to co napisałem jest postawą bety to jak najbardziej proszę o naprostowanie mnie i wielka prośba by ktoś znacznie bardziej ogarnięty opisał co zrobiłby alfa w takiej sytuacji. Bardzo chętnie zmienię swoje postrzeganie na bardziej "alfa like". 

 

Trzymajcie się wszyscy. 

Edited by SzatanK
  • Like 1
  • Thanks 2
Link to comment
Share on other sites

2 godziny temu, SzatanK napisał(a):

 

P.S @Stargazer jeżeli to co napisałem jest postawą bety to jak najbardziej proszę o naprostowanie mnie i wielka prośba by ktoś znacznie bardziej ogarnięty opisał co zrobiłby alfa w takiej sytuacji. Bardzo chętnie zmienię swoje postrzeganie na bardziej "alfa like". 

 

Trzymajcie się wszyscy. 

Po odkryciu co żona wypisuje w internecie, prawdziwy alfa spakowałby jej walizki i wystawił z całym dobytkiem za drzwi, chyba żeby mieszkał u niej to spakowałby swoje I wyszedł bez słowa :) 

Edited by Muatafaraj
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

Dzięki za odpowiedź @Muatafaraj

 

Tylko pytanie czy jeśli zarzuty byłyby nie wyciągniętymi sprawami z kieszeni tylko realnymi rzeczami, które rzutują na jakość relacji to czy wtedy też rozsądnym jest spakowanie się?

Ja też myślałem wcześniej, że właśnie trzeba wyjść i zostawić wszystko. Dziś, (na dzień dzisiejszy przynajmniej) zdecydowanie widzę, że pozytywna, rozsądna, spokojna konfrontacja problemu wydaje mi się dojrzalszą opcją i dopiero potem dalej odejść jeśli do sensownego konsensu nie można by było dojść wspólnymi siłami, szczególnie jeśli w tle jest dziecko/kredyty. Ewentualnie wyjść, strawić to co się wyczytało i wtedy wrócić z odpowiedziami jeśli zostaliśmy zbyt mocno poruszeni. Jednak tak, wyjście jest dobrym rozwiązaniem, na elementarny brak szacunku aczkolwiek uważam, że trzeba by było głowę sobie posypać popiołem i zbadać na ile nasze zachowania mogły doprowadzić kobietę do tego, że postanowiła opisać przypadek swojego lubego na jakimś forum.

Myślę, że kobieta ma prawo szukać odpowiedzi na własną rękę a mężczyzna ma prawo być poruszonym w takiej sytuacji.

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

@SzatanKWiesz w idealnym świecie to autorka powinna odbyć szczerą rozmowę z swoim partnerem, wyrzucić mu wszystko to co tutaj opisała i dopiero po skonfrontowaniu się z reakcją (albo jej brakiem) szukać na forum wskazówek... Jednak w rzeczywistości pewnie wygląda to tak, że zaciska zęby i udaje, że wszystko jest ok a wewnętrznie jest tak sfrustrowana, że no... wyrzuca to wszystko na forum i to jest trochę nie w porządku w stosunku do męża. Tylko ślepy by nie zauważył, że autorka swoim mężem po prostu gardzi i nie chce z nim być, ale też przecież nikt nas nie zmusza to bycia ze sobą na siłę, nieprawdaż? Nie podoba mi się fakt, że ona tutaj wylewa żale na męża ale z drugiej strony jeśli on jest faktycznie taki jak ona opisuje (ma swój ciepły kurwidołek a żona robi za niego wszystko) to też w jest w stosunku do niej nie w porządku i tutaj masz racje, przydałaby się miedzy nimi serio poważna prawdziwa rozmowa, jednak ta prawda ma wyjść z jej ust a nie zostać przeczytana przez przypadek przez niego na forum jak już wspomniałeś :) to by chłopa od niej mogło odciąć i uwierz mi, niejednego by odcięło... W moim byłym związku też mi się wydawało, że nad wszystkim mam kontrolę i to ja tam rozdaje karty dopóki nie odkryłem co żonka wypisuje o mnie z jakimś fagasem i wtedy możesz mi wierzyć... "prawda" odkryta w ten sposób zbiła by z nóg niejednego twardziela i potem chodzisz jak przyjebany zadając sobie pytanie "czemu ze mną o tym nie gadała" starasz się to zrozumieć ale w końcu dociera do Ciebie, że tak naprawdę całą waszą intymność przedstawiła komuś innemu i nabierasz obrzydzenia do tego czynu, tak właśnie przedstawiona "prawda" na pewno nie pomaga. 

Edited by Muatafaraj
  • Like 3
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

W dniu 26.10.2024 o 16:43, SzatanK napisał(a):

Wiem tylko, że o szczerość i autentyczność względem siebie i drugiego w relacji jest bardzo ciężko i zdecydowanie łatwiej jest zakładać maski. Dlatego też zasugerowałem odłożenie maski i nałożenie tym razem odwagi w ujawnieniu siebie samej/go i zaaplikowanie odkrycia się jako recepetę na ukryte urazy, które według mnie może pomóc rozjasnić to co przymglone. No i moje pytanie na koniec, czy to jest takie proste ukazać się przed drugim? Moim zdaniem nie. Stąd to jest przywilej realnej kobiety czy mężczyzny "alfy". To samo przeproszenie się. To samo podanie sobie ręki. To samo wybaczenie. To są przymioty jednostki dojrzałej. Trzymanie zadry jak to nazwałeś, duma, chowanie się, pisanie na forum o swoim mężu w nieskończoność źle, są przymiotami jednostki, która musi wykonać jeszcze pracę przynajmniej w konkteście dojrzenia tego co zostało schowane pod dywan.

Zgadzam się z Tobą w 100%, też tak postrzegam intymność i dojrzałość. Trzaśnięcie drzwiami gdy coś zinterpretuję nie po swojej myśli to jest żadne "alfowanie" tylko zwykły strach przed szczerością, rozumianą właśnie jako odkrycie siebie. 

Niestety, jak słusznie zauważyłeś mało jest ludzi wystarczająco dojrzałych i świdomych by się na taką intymność zdobyć. Ttm bardziej trudno, by obie osoby w związku miały taką gotowość. 

Z mojej perspektywy związek bez tego jest jednak wydmuszką, zwykłą wymianą handlową i stąd potem te niespełnione oczekiwania, licytowanie się kto więcej robi, kto więcej zarabia, kto więcej się stara. Brak w tym po prostu szczerej akceptacji, wyrozumiałości i chęci poznania drugiego człowieka takim jaki on jest naprawdę razem ze swoimi niedoskonałościami. Tego, co Ty nazywasz pokorą. 

  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

18 godzin temu, maria napisał(a):

tylko zwykły strach przed szczerością, rozumianą właśnie jako odkrycie siebie. 

Niestety, jak słusznie zauważyłeś mało jest ludzi wystarczająco dojrzałych i świdomych by się na taką intymność zdobyć. Ttm bardziej trudno, by obie osoby w związku miały taką gotowość.

No właśnie.

 

Moim zdaniem warto aspirować do budowania czegoś takiego, gdzie jest ta jawność. Ja sam widzę, że miałem i mam z tym problem. To nie takie hop siup, szczególnie jak ktoś ma zniekształcony obraz budowania relacji/intymności. 

Ale dobra nie ma co pierdolić, zacznę tak robić od dzisiaj i kiedyś może opiszę co się zmieniło ;) W szczególności, że to problem u mnie na czasie i widzę, że ten jeden czynnik mi pieprzył relację. Postaram się być taką osobą - zobaczę co z tego wyjdzie. 

Także w pełni rozumiem jak ludzie się boją w ten sposób prowadzić relację - ja też się boję.

18 godzin temu, maria napisał(a):

Z mojej perspektywy związek bez tego jest jednak wydmuszką, zwykłą wymianą handlową i stąd potem te niespełnione oczekiwania, licytowanie się kto więcej robi,

No tak, bo w sumie Ty nawet nie wiesz realnie czy druga strona cokolwiek chce robić w danym zakresie. A czemu? Bo szczera komunikacja leży i kwiczy.

  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

W dniu 26.10.2024 o 16:43, SzatanK napisał(a):

Możemy "odejść" od kobiety, która nam wygarnęła to i o owo ale nie odejdziemy od słów, które usłyszeliśmy tym bardziej, jeśli one mają odzwierciedlenie w rzeczywistości i jest w nich zawarta prawda - od prawdy nie uciekeniemy.

Dla jednej majsterkowanie i częsty sex to związkowe priorytety, dla innej nie koniecznie.

Więc...?

 

W dniu 26.10.2024 o 16:43, SzatanK napisał(a):

Jeżeli nasza żona, mówi nam, że przez to, że palimy papierosy nie chce się z nami całować bo śmierdzi nam z buzi. To red pill zakłada w gruncie rzeczy odejście od kobiety i znalezienie takiej, której dym nie będzie przeszkadzał lub co lepsze - sama będzie palić. Trzeba przyznać, że to bardzo "cwane" rozwiązanie - szczególnie dla osób wygodnych, które nie chcą ujrzeć oraz zaakceptować swojej dysfunkcji (palenia) jako faktu, który niszczy jeden z elementów bliskości fizycznej - całowania.

Może zjeść miętówkę przed całowaniem, umyć zęby...;)

Ale ogólnie jestem za tym aby ograniczyć nałóg.

 

W dniu 26.10.2024 o 13:03, SzatanK napisał(a):

zapach szczerości w powietrzu a nie brzydki smród ukrytych lub tych jawnych urazów...

Dałoby to chcąc nie chcąc początek do praktykowania czystej komunikacji, szczerości czy omówienia tego co nas boli w relacji z drugą osobą. Czyż niebyłoby to piękne? Co jeśli dopiero wtedy, spotkaliby się zupełnie pierwszy raz i widzieli pierwszy raz? Bez ubrań, bez masek, bez animozji, w szczerości, z uczuciami i sercem na dłoni?

Komunikacja oraz akcentowanie swoich potrzeb oraz zrozumienie potrzeb "drugiej połówki" tak.

Nadmierna szczerość stanowcze nie!

  • Like 4
Link to comment
Share on other sites

Wszystko się zgadza @Brat Jan

 

Kwestia tylko, że to do czego piję to i oczym wspomniałem, że "na czasie" to moja własna walka z "demonami" i jednym z nich jest właśnie lęk przed prawdziwą intymnością. Mam w sobie dużo ze stylu unikającego, o którym robiłem temat. Jakby nie patrzeć mam styl lękliwy-unikajacy z silniejszym skrzydłem lękliwym i doskonale rozumiem z czym to się wiążę. 

4 godziny temu, SzatanK napisał(a):

 W szczególności, że to problem u mnie na czasie i widzę, że ten jeden czynnik mi pieprzył relację. Postaram się być taką osobą - zobaczę co z tego wyjdzie. 

Zwyczajnie jeśli poznam kogoś w przyszłosci czy nawet relacje z przeszłości to chcę je ozdobić taką szczerością, której im odmawiałem. Mam zamiar być szczerym a nie jak wcześniej się bać tego co ktoś o mnie pomyśli. Mam dosyć życia w strachu, w tej powierzchownej intymności. Ja nie widzę wyjścia - jestem zbyt mocno poirytowany samym sobą oraz ten głos, te uczucie we mnie mi nie daje spokoju. Muszę być prawdziwym.

Edited by SzatanK
  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

22 godziny temu, SzatanK napisał(a):

Zwyczajnie jeśli poznam kogoś w przyszłosci czy nawet relacje z przeszłości to chcę je ozdobić taką szczerością, której im odmawiałem. Mam zamiar być szczerym a nie jak wcześniej się bać tego co ktoś o mnie pomyśli. Mam dosyć życia w strachu, w tej powierzchownej intymności. Ja nie widzę wyjścia - jestem zbyt mocno poirytowany samym sobą oraz ten głos, te uczucie we mnie mi nie daje spokoju. Muszę być prawdziwym

Życzę Ci abyś wytrwał w postanowieniu i abyś spotkał osobę, która będzie umiała to docenić. To wg mnie jedyna droga do szczęścia, które rozumiemy jako spokój wewnętrzny i życie w zgodzie ze sobą, w prawdzie, bez obwiniania siebie i innych za swoje frustracje. Powodzenia!

 

Ps. Przeczytałam tę książkę, którą polecałeś w innym wątku "Droga do bliskości" Pia Melloni. Bardzo wartościowa, szczególnie w kontekście tego, o czym piszesz. Nawet jeśli po drugiej stronie jest dysfunkcyjna osoba to Twoje własne prawidłowe granice są ochroną przed jej atakami. Ty bądź prawdziwy. 

  • Like 1
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

@SzatanK

Działaj, Szatanku! 💪

Na moje - potrzebujesz w swoim bliskim otoczeniu wspierającą, ale odmienną wersję Ciebie, np.kumpel/kumpela, który/a ma te same wartości i zainteresowania, co Ty, ale inne cechy osobowościowe. 

Wtedy inaczej pracuje się nad zależnościami w relacjach.

Dostaniesz też wtedy kogoś do relacyjnego sparingu, którego to potrzebujesz. 

 

Dziękuję za Twoje wsparcie.

 

Co do mojego małżeństwa - po prostu pozostaje mi zacząć w jakiś sposób lubić to, co mam i nie snuć dalszych planów w życiu prywatnym.

Męża nie zmienię na faceta, który ima się męskich zajęć, nie mogę na niego liczyć w takim damsko-męskim rozumieniu.

Nie ma i nie będzie u nas podziału obowiązków wg ww schematu. 

Czas zamknąć ten temat.

 

Obecnie mam bardzo dużo pracy, pasuje mi taka codzienność, która jest pełna obowiązków zawodowych.

Mam wtedy bardzo dobry nastrój, głowa jest zajęta czymś innym. Czuję się potrzebna.

Gdyby nie praca, nie dźwignęłabym tematu obecnej niepłodności w moim małżeństwie.

 

Mąż spędza teraz czas u swojej małej siostrzenicy. Pewnie to ona jest jego substytutem rodziny, a moim substytutem dziecka jest praca zawodowa (w której są m.in.dzieci).

Ja i on inaczej radzimy sobie z brakiem dziecka. 

 

Mąż nie zgadza się na invitro i na adopcję. 

W tym temacie akurat jesteśmy ze sobą szczerzy, więc nie wiem jak dalej będzie wyglądało nasze małżeństwo.

Mąż chce kontynuować nasze małżeństwo, nawet jeśli dzieci nie będzie. 

A ja nie wiem, na ile zniosę dalej codzienność bez dzieci. O tym on wie i dramy z tego powodu nie zrobił.

 

Zobaczymy. Na razie żyję pracą zawodową. 🙂

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

Dzięki dziewczyny @meghan i @maria :) 

 

Chciałem wam podpisywać i się rozdrabniać ale chyba nie ma po co. Myśląc jak wam odpisać, to nie chcący znalazłem kilka innych odpowiedzi, które pomogą mi na mojej drodze ku byciu lepszym sobą - bardziej prawdziwym, dostępnym.

 

Dziękuję jeszcze raz wam no i życzę przy okazji, wszystkiego dobrego we waszych związkach i życiach 🙂 

 

Edited by SzatanK
Link to comment
Share on other sites

  • 2 months later...

Wczoraj doszło do konkretnej wymiany zdań. 

A zaczęło się od tego, że...

Odmawiając obowiązku małżeńskiego (po prostu nie miałam ochoty) odpowiedziałam mężowi "chcę żebyś w małej części zobaczył, co ja przechodziłam przez 5 lat na Twoje każde "nie"" (sławetny brak seksu z jego strony przez te ok.5 lat).

Wkurwił się, i to jak!

Zrobiła się szczera rozmowa.

 

Nie powiedziałam mu jedynie, że jego brak polotu w męskich rzeczach znacząco wpływa na naszą codzienność. 

A tak chyba mu wszystko powiedziałam albo sam na to wpadł.

 

Ja z kolei od niego usłyszałam:

- mąż żałuje, że odkładaliśmy rodzicielstwo na rzecz dorobku i źle zrobił, że mnie posłuchał w tej kwestii;

- mąż nie czuje ode mnie mentalnego wsparcia, bo... na każdą trudną sytuację nie reaguję słowami "będzie dobrze, damy sobie jakoś radę!" tylko "o kurwa...", potem biorę telefon, obdzwaniam ludzi z pytaniami, siedzę w necie i szukam info o danym problemie, dziubię, skręcam, stukam...

- mąż uważa, że mam go za sierotę w kwestii finansowej i że nie będzie, wg mnie, w stanie utrzymać rodziny, gdybym musiała przestać pracować na jakiś czas;

- ma mi za złe, że nie mam koleżanek, tylko znajomych płci przeciwnej i to go wkurwia od kilku lat.

 

Dzisiaj z rana była kawa w normalnej atmosferze, ciumek - jak zawsze - na dzień dobry.

Nie wiem, czy my z mężem tak mamy do siebie obojętny stosunek, czy to już siła przyzwyczajeń, marazmu, czy "miłości". 

 

Wiem, że wczoraj mąż trochę był przybity w trakcie rozmowy, ale nic na to nie zrobię. 

Nie chcę używać romantyczhych frazesów, że nie ma znaczenia ile facet zarabia, co umie...

To ma cholerny wpływ na codzienność. 

Czego druga strona nie ogarnia, trzeba samemu ogarnąć, więc wpływ jest.

 

Jakoś nie umiem się gniewać na to, co powiedział, bo...

Uważam, że zrobiłam słusznie.

Tak trzeba było w naszym przypadku.

Skoro mamy diagnostykę niepłodności w kierunku immunologii i genetyki, skoro teraz nie mamy ciąży, to te kilka lat temu pewnie też by jej nie było.

Chyba, że dla niego to wtedy byłaby zasadność, by podjąć jakąś decyzję?

 

Gdyby było wtedy dziecko, to pewnie siedzielibyśmy dalej na wynajmie, mając ledwo co spięty budżet, a ja pewnie nadal miałabym gównianą, niestabilną pracę, za kiepskie pieniądze, bo mając dziecko nie ogarnęłabym przecież tyle praktyki i lat studiów.

 

Zrobiłam słusznie, ktoś musiał myśleć, ktoś musiał wyprzeć się romantycznych wizji.

Wiem, że w idealnych małżeństwach robi się coś "pomimo czegoś". 

Ja tak nie umiem. 

Romantyzm sprawdza się tam, gdzie jest potencjał. 

Brzmi to tak w chuj narcystycznie, ale - myślę, że moja decyzja była jedyną słuszną, nawet jeśli ma to teraz takie konsekwencje. Mąż nie zdaje sobie sprawy, że wtedy, gdybyśmy szli za takimi projektami życiowymi, jak nasi znajomi, którzy mieli po prostu warunki i hajs - mielibyśmy prawdziwe piekło za życia, które stworzyłoby spiralę nieszczęść. 

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Kolejny tzw.test w życiu, choć wolę określenie - jaki jesteś, takie masz życie.

 

W wyniku nagłej śmierci przyszłej teściowej mojego młodszego brata, wypłynęło szambo rodzinne mojej przyszłej bratowej.

Ślub młodych w sierpniu.

 

Obcinając o szczegóły - mój brat wchodzi w podobną rodzinę co ja, z tą różnicą, że jego śp.teściowa nie zrobiła meliny z domu. Dzieci nakarmione, ubrane, wyposażone.

Wyskofunkcjonująca alkoholiczka i lekomanka mająca piękny dom i tzw.normalną rodzinę...

 

Przechodzimy z całą moją rodziną trudny czas.

Mama dzisiaj zapytała się mnie, dlaczego jej drugie dziecko wchodzi do rodziny, w której jest/był problem alkoholowy, który skończył się tragedią.

Mój ojciec - hardy gość - chodzi od wczoraj jak cień. Ma ten sam wyraz twarzy, gdy zobaczył w jakich warunkach dorastał mój mąż.

 

Moja bratowa to żeńska wersja mojego męża. Dobre dziewcze, ale średnioporadne. 

Historia się powtórzyła.

 

Z moją rodziną podzieliliśmy się zadaniami. 

(Liczna) Rodzina mojej mamy pewnie przyjedzie na pogrzeb - jesteśmy bardzo rodzinni - więc na piątek szykuję poczęstunek po pogrzebie dla moich. 

Poinstruowaliśmy bratową, aby stypa była dla najbliższych, niepotrzebne są teraz warunki pod to, aby ludzie pytali - co się stało. I tak to wypłynie, ale niech ten czas będzie dla nich, chociaż te kilka dni.

Więcej nie będę opisywać.

 

Teraz rozumiem, dlaczego bratowa z nami spędza tyle czasu, odkąd pamiętam.

Tak samo, jak mój mąż.

 

Nie będę zganiać na los, Boga, klątwy...

Z różnych rodzin jesteśmy, ale każdy z nas szuka bezpiecznej przystani.

Dryfującą tratwę i tak przyciąga otwarta i łatwo dostępna latarnia.

  • Like 2
  • Sad 1
Link to comment
Share on other sites

Dzieki @meghan za podzielenie sie. Z tego co piszesz, to twojego meza i twoja bratowa przyciagnely do waszej rodziny nierozwiazane sprawy z przeszlosci. Wielkie dziury i potrzeba zaopiekowania sie. Dlaczego tak usilnie probujesz dalej probujesz ratowac wszystkich do okola zapominajac o sobie. To nadal sa sa w srodku dzieci i moze dlatego cialo mowi nie kiedy sie staracie o potomka. Nie mam zlych intencji, ale wg mmnie  jestes dla niego taka matka, a on jest takim dzieckiem, ktorym sie opiekujesz. Czy w przeszlosci w dziecinstwie taki schemat zachowania wplynal na ciebie? Niekoniecznie u najblizszych, chociaz czasami sie nie pamieta wielu rzeczy.

 

Z jednej strony wspolczuje, z drugiej gratuluje dojrzalosci i samozaparcia i swiadomosci, a z trzeciej zastanowilbym sie dlaczego ciebie do niego przyciagnelo. Tak naprawde. Z tego co piszesz to on jest prawie przeciwnoscia tego czego pragniesz. Chemia przeciez sie skonczyla, a stabilnosci ekonomicznej nie widzisz, ani zaradnosci partnera, brak kompromisow odnosnie rodzicielstwa, a jego rola nie ma znamion prowadzenia.

 

Czy on probowal isc na jakas terapie, czy unika tego tematu jak diabel wody swieconej. Wg mnie bez pogodzenia sie, przyjecia do siebie i stania sie rodzicem dla tego wewnetrznego malucha, on bedzie dalej pojawial sie u sterow i przejmowal prowadzenie. Takie osoby (DDA/DDD) mialy krotkie dziecinstwo, ktore zostalo utajone i czeka gdzies w srodku. Mentalnosc ofiary staje sie ich tozsamoscia i co gorsze zarazaja tym innych. Wiem o czym mowie, bo moi rodzice byli emocjonalnie niedostepni i dysfunkcja gonila dysfunkcje.

 

Czasami trzeba sprawe postawic na ostrzu noza, aby bol i cierpienie spowodowalo co powinno zrobic i pchnelo do zmian. Droga nie jest latwa i zajmuje sporo czasu, ale warta dla was obojga, albo przynajmnie dla niego. 

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

@Pater Belli

Wiesz jakie czynniki u mnie (empiryczne, osobowościowe, charakterologiczne, ejdystyczne) wpłynęły na to, w jakiej relacji jestem. 

 

Ale to też ma swoje plusy. 

Teraz dopiero dostrzegam, że cokolwiek w życiu się nie wydarzy, to sobie poradzę. 

 

Mąż wspomina o kupnie mieszkania.

Być może to dałoby mu poczucie sprawczości, ale... 

I tak będzie jak dawniej - ja od ogarniania codzienności. 

Niestety, czy stety trzymam się mojego planu - ojcowizna. 

Odkąd wróciłam do domu rodzinnego, doszło do wielu zmian - inwestycje, jak i... 

Mój dom rodzinny odżył - mamy gości, wszelakie imprezy rodzinne odbywają się u nas.

Czuję i widzę na co zapierdalam.

Na wsi jest się samowystarczalnym przy b.dobrym gospodarowaniu, będę miała blisko rodziców, więc jak zaniemogą, nie będzie zmartwienia w postaci "jak im pomóc na odległość?!".

To też jest moja opcja na sytuację, gdy nie będę mogła mieć własnych dzieci.

Brak dzieci, mieszkanie w bloku, wpędzi mnie w dołek. Będę dosłownie spać w samochodzie w trasie, byleby nie przyjeżdżać do pustego mieszkania.

O tym mówię od lat.

 

Już wybrałam. 

Wiem, że w zdrowych małżeństwach są wspólne plany i cele pomimo czegoś, ale...

Samo chciejstwo nie wystarczy, a i tak - w każdym małżeństwie, jest ktoś od myślenia i robienia, pomimo różnic. 

Jakoś obecnie mniej mnie to denerwuje. 

Mając gratyfikacje w postaci jakieś pozycji w mojej dużej rodzinie, tryb "ciocia" co raz mniej mi przeszkadza.

 

Na razie myślę, jak rozsądnie pomóc mojemu bratu, by nie miał podobnych problemów do moich, ale tego nie chcę opisywać na forum. 

Bliźniak i młodszy są b.dla mnie ważni.

  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

@meghan A nie myślałaś o jakiejś swojej poradni psychologicznej. Masz super podejście do dzieci, jesteś empatyczna, spełniasz się w pomaganiu innym. Może to byłby dobry pomysł na siebie. O pracę pewnie nie musiałabyś się martwić, jest tylu ludzi pokaleczonych.

 

Wczoraj chciałam sobie pojechać do kina w nocy, tak na 21.30. Lubię tak sama gdzieś jeździć. Mąż mówi - weź zadzwoń do K. (mama jednego przedszkolaka, która czasami go przyprowadza do nas), może pojedzie z Tobą.

Wydało mi się to dziwne. Bo ja tak w sumie z kobietami się nie dogaduję, dziewczynę znam powierzchownie i miałabym ją zaprosić do kina?... Ale robię dla niej jedną sprawę zawodową i zadzwoniłam to dogadać i zaproponowałam kino późno w nocy - byłam przekonana, że powie, że nie. A ta się bardzo ucieszyła i powiedziała, że chętnie za mną pojedzie. Pojechałyśmy na "Better Man" (trochę za długi i ta twarz mały mi do końca przeszkadzała, chociaż rozumiem zamysł), byłyśmy same na całej sali. Opowiedziała mi jak ciężko było jej dorastać, jej mama ją urodziła w wieku 17 lat, było ich troje rodzeństwa. Ciągnęła ta matka to wszystko, prowadziła sklep, ojciec niedostępny i z nałogami. Aż nagle po wielu latach jej matka wpadła w taką depresję, że musieli ją na kilka tygodni zapisać do ośrodka zamkniętego - było z nią naprawdę tragicznie (próby samobójcze itd). Chociaż niewiele na to wskazywało - mama była po prostu chłodna, zdystansowana i ciężko pracująca. Tyle lat dźwigała wszystko na barkach, że w końcu pękła. Ta K. rzuciła studia, zajęła się mamą, rodziną, przejęła wszystkie obowiązki.

Zaintrygowało mnie to, że wszędzie ludzie potrzebują pomocy. Wydawałoby się, że na wsiach ludzie są tacy twardzi. A tu kobieta rozpadła się na kawałki i trudno było jej się poskładać. Gdyby na tej wsi był ktoś, gdzie mogłaby pójść po profesjonalne wsparcie, może nie byłoby tego mocnego upadku.

Myślę, że @meghan to byłby dla Ciebie dobry kierunek - własna poradnia, tam gdzie mieszkasz. Tak mi się splotła Twoja historia z tym co wczoraj usłyszałam.

 

Edited by Amperka
  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.