Jump to content

Recommended Posts

23 hours ago, meghan said:

Sory Wujku, ale nie zrozumiemy się. 

Ależ­ uważam że wręcz rozumiemy się, tyle, że mamy całkowicie rozbieżne spojrzenie na ten temat. 

 

23 hours ago, meghan said:

Ty z natury/z racji przekazanych wzorców/warunków jakie miałeś w dzieciństwie - lubisz se żyć w pojedynkę, patrzysz na świat poprzez pryzmat własnych potrzeb i percepcji, które są dość mocno osadzone w ego. Nic mi do tego.

No każdy jest jakiś. I taki jakiś z różnych powodów. 

 

23 hours ago, meghan said:

Jeśli chcesz napisać między wierszami, że "meghan, dobre, kobiece geny się rozmnażają, nawet w świecie, który nie ma sensu, rozumiesz? Może Ty znajdziesz sobie inną rolę w życiu i w społeczeństwie?", to nie powiem, dostanę konkret strzał, choć słuszny

Nie, skądże. Nawet nie dlatego że by się może i należało, ale (choć z Mickiem nie przepadam, jednak czasem mi dźwięczy) :

 

Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą.
Niełatwą, bo nie na tym kończy się, jak nogą
Zręcznie wierzgnąć, z uśmiechem witać lada kogo;
Bo taka grzeczność modna zda mi się kupiecka,
Ale nie staropolska, ani też szlachecka.
Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna;
Bo nie jest bez grzeczności i miłość dziecinna,
I wzgląd męża dla żony przy ludziach, i pana
Dla sług swych, a w każdej jest pewna odmiana.
Trzeba się długo uczyć, ażeby nie zbłądzić
I każdemu powinną uczciwość wyrządzić.

 

Przedstawianie logicznych argumentów jest kompletnie bez sensu, bo Ty nie zresorbujesz ich w tej kwestii na poziomie przełożenia na "pragnienia i emocje" a ja nie uderzę w tony komunikacji emocjonalnej, bo dla odmiany to słabo potrafię. Tyle ino Ci napiszę, że nie da się "zjeść ciastko i mieć ciastko". Albo kortyzol (kariera, zapierdol itp.) albo jajeczka. 

  • Like 3
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

16 godzin temu, Rnext napisał(a):

Albo kortyzol (kariera, zapierdol itp.) albo jajeczka.

Tertium non datur.

 

Niestety. Jak pisałem wielokrotnie - zawsze jest jakaś cena, którą trzeba będzie zapłacić.

Link to comment
Share on other sites

@meghan Twój organizm daje Ci jasno do zrozumienia, że przesadzasz z zapierdzielaniem. Wyluzuj. Bierzcie z mężem urlop i wyjedźcie sami gdziekolwiek. Nie pielęgnuj w sobie złości i żalu do męża bo to w niczym nie pomoże, przeszłość odcinamy grubą kreską i skupiamy się na sobie. Wyznacz jasne granice bo ewidentnie za dużo osób wchodzi Ci na głowę. Serdeczności.

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

Posted (edited)
7 godzin temu, Cukierek napisał(a):

Wyzuluj.

Wyżuluj 😆

 

Dobra rada.

 

Ty @meghan jesteś trochę jak ja, taki kobiecy nice guy co wszystkim by chciał dobrze ale zapomina w tym wszystkim o sobie.

 

Oprócz wyżulowania, faktycznie spróbuj mysleć trochę więcej o sobie.

Edited by SzatanK
  • Haha 1
Link to comment
Share on other sites

8 minut temu, Cukierek napisał(a):

czepiacie się Panie Kolego 🤣

Ależ gdzie tam, kto się czepia? Ja? Nie...

8 minut temu, Cukierek napisał(a):

Więcej luzu mniej żulu🙂

Wpierw życzy więcej, wyżulowania a potem jednak, że mniej - kobiety 😜 

 

Trzymaj się tam @meghan :) 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

Wróciłam wczoraj od siostry męża.

Jest na ostatnich nogach, coś czuję, że chyba szybciej zacznie rodzić.

Wystarczyło mi to, żeby być u niej przez dwa dni. Wystarczyło.

 

Moja codzienność w porównaniu z jej codziennością to przepaść. 

Bardzo dobrego faceta sobie wybrała, choć nie będę ukrywać - wqrwia mnie jej poziom gosposiowania, a dokładniej - jego brak.

 

A ja od wczoraj nic innego nie robię, jak leżę w łóżku. Ścięło mnie to, co przedwczoraj widziałam u szwagierki : jej facet sam remontuje 100m2 mieszkanie. Skończy spokojnie do końca maja. Jestem pod takim wrażeniem, że jest taki kolo, który tyle ogarnia : ugotuje, posprząta, wyremontuje wszystko, dzieciaka zrobi. 🙂 No i fajnie wygląda.

I z takim facetem można ogarniać życie. 🙂

Nie dziwię jej się, że pomimo kończącej jej się umowy we wrześniu w robocie - postanowiła zaciążyć. 

 

Złapałam doła.

Dobrze, że jutro muszę jechać do pracy, bo przeleżałabym kolejny dzień, a jest tyle do roboty. 

 

Co do wyluzowania. 

Tak, chyba muszę przestać boksować się z moją codziennością vs. planami. 

W maju odwołuję badania hormonalne i pełny monitoring owulacji, choć to dość ryzykowne - im szybciej diagnozować potencjalne trudności, tym lepiej. Jestem na siebie zła, że z tego rezygnuję, ale...

Nie ma sensu jednak robić badań, mam dołożone godziny dyżurów w maju, więc nie ma szans, żeby ze spokojem jechać na np.badania hormonalne w poszczególnym dniu cyklu.

Raczej w ramach wypoczynku wrócę do paznokci, bo może mi się uda wcisnąć się o 6:00 rano w soboty na pazy. Modlę się o to, aby moja dawna kosmetyczka zgodziła się mnie przyjmować o tak nieludzkiej porze.

 

@Muatafaraj

Nie ogarnęłabym, bo... Mężowi i dziecku zrobiłabym piekło. 

Ówczesny brak kasy, czasu sprawiłby, że nie byłoby mnie w życiu malutkiego dziecka, a męża wtedy... Gnoiłabym jak burą sukę, na każdym kroku. A dalej idący brak seksu ze strony męża, wtedy wykończyłby mnie na amen.

A tak, ponarzekałam sobie przez tyle lat na forum, zamykałam laptopa i szłam zapierdalać za dwoje.

Wiem, to nie jest zdrowe. Wiem.

 

Trzeba było wtedy go zostawić, no ale...

Poszły za daleko konie po betonie. 

Jest tyle odpowiedzialnych decyzji rodzinnych, że nie mogę się z tego wyplątać, czyli się rozwieść/skoczyć na drugą gałąź/ewakuować się ze statku.

 

Siostra męża już planuje drugie dziecko, chcą żebym przy drugim została matką chrzestną. Za moimi radami i przyjazdami, pasierbica szwagierki - poprawia się wychowawczo.

Mój młodszy brat już chce ruszać z pracami na działce budowlanej, która jeszcze należy do mnie i mojego męża. Ma zostać mu przekazana w ramach mojego przejęcia ojcowizny, a to przynosi dalszy ciąg inwestycji, czyli odpowiedzialności.

 

Jestem zadowolona, że w moich rodzinach jest spokój, porządek, planowanie, ale tak @SzatanK, ale to kosztem mojej własnej rodziny. 

Tak, w jakieś znaczącej części muszę być żeńskim odpowiednikiem nice'ika. 

Cóż zrobię. Gdybym była prawdziwie kobieca, to w tym momencie miałabym być może trzecie dziecko w drodze, nie siedziałabym w necie narzekając na męża, a pracę zawodową traktowałabym jak tylko wyjście z domu na 8h dziennie, a co weekend byłabym z psiapsiółkami na shoppingu. 

 

Nie ma już sensu kopać się z tzw.Panem Bogiem, choć tak, dalej żywię nadzieję, że będę mamą, ale no niestety - sama muszę sobie zapracować na spokojne macierzyństwo, bo mój mąż nie poprowadzi samochodu na odcinku 1200 km, żebym ja mogła siedzieć na tyle samochodu z dzieckiem; nie wyremontuje sam domu, bo on nie umie w budowlankę; nie będzie umiał dać w mordę, gdy jakiś pojeb zaatakuje na ulicy. 

Jeszcze wiele przede mną nauki tzw.męskich rzeczy. 

Link to comment
Share on other sites

 

W dniu 23.04.2024 o 06:24, meghan napisał(a):

 

osiągnęłam punkt krytyczny poczucia deficytu - posiadanie dziecka.

...

... mając już stałą pracę, do tego kolejne oferty pracy, dom, fajną atmosferę w rodzinie, zaaktywizowanie się męża w życiu codziennym- CZYLI MAJĄC JUŻ TO, CZEGO POTRZEBOWAŁAM BY ZAŁOŻYĆ RODZINĘ  - okazuje się, że nie mam owulacji.

 

W dniu 29.04.2024 o 10:17, Muatafaraj napisał(a):

@meghan Wmówiono Ci, że najpierw kariera, stabilizacja itp. a na dziecko przyjdzie czas. Znak współczesnych czasów

 

 

Krytykuje się samotne matki, ale widzę że one są szczęśliwe z powodu dzieci, choć żyje się im ciężko.

Pani seksuolog mówi, że czas pierwszego dziecka przesunął się blisko 30-tki.

 

Faktycznie czasy są inne.

 

A Tobie meghan życzę powodzeniu w zajściu w ciążę.

Nie zrób tego błędu, że mąż nie garnie się do seksu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

9 minut temu, kenobi napisał(a):

Krytykuje się samotne matki, ale widzę że one są szczęśliwe z powodu dzieci, choć żyje się im ciężko.

Bardzo szczęśliwe... Zwłaszcza, gdy znajdą nowego frajera na wychowanie dzieciaczka, a jak nie to nasze państewko utrzymie ją i dzieciaka. 🙂 Żyć, nie umierać. 

  • Like 3
  • Haha 3
Link to comment
Share on other sites

4 godziny temu, meghan napisał(a):

Bardzo dobrego faceta sobie wybrała, choć nie będę ukrywać - wqrwia mnie jej poziom gosposiowania, a dokładniej - jego brak.

 

4 godziny temu, meghan napisał(a):

: jej facet sam remontuje 100m2 mieszkanie. Skończy spokojnie do końca maja. Jestem pod takim wrażeniem, że jest taki kolo, który tyle ogarnia : ugotuje, posprząta, wyremontuje wszystko, dzieciaka zrobi. 🙂 No i fajnie wygląda.

I z takim facetem można ogarniać życie. 🙂

Nie dziwię jej się, że pomimo kończącej jej się umowy we wrześniu w robocie - postanowiła zaciążyć. 

 

Coś mi się zdaję, że ona niedługo nie będzie wiedzieć co czuje.🤔

 

@MarkoBe To niedobra tak mówić. :P 

 

 

  • Like 7
Link to comment
Share on other sites

3 minuty temu, Kiroviets napisał(a):

Coś mi się zdaję, że ona niedługo nie będzie wiedzieć co czuje.🤔

Miś jestem w ciąży (ale nie z tobą). Cieszysz się?😁

  • Thanks 2
  • Haha 5
Link to comment
Share on other sites

4 godziny temu, meghan napisał(a):

Trzeba było wtedy go zostawić, no ale...

Poszły za daleko konie po betonie. 

Jest tyle odpowiedzialnych decyzji rodzinnych, że nie mogę się z tego wyplątać, czyli się rozwieść/skoczyć na drugą gałąź/ewakuować się ze statku.

 

To jedna z najsmutniejszych rzeczy, która przeczytałem tutaj z Twoich ust.

 

Pamiętaj - małżeństwo nie kończy się w rzeczywistym momencie odejścia kobiety czy mężczyzny. Ono umiera o wiele wcześniej, zamieniając jednemu lub oboju ludziom życie w piekło.

 

I dalej trwasz w (masakrującym w długim horyzoncie własną psychikę) budowaniu poczucia własnej wartości przede wszystkim przez porównywanie się do otoczenia.

  • Like 6
Link to comment
Share on other sites

Posted (edited)

@meghan masz mnie, ja zawsze chętnie opierdolę coś na ciepło. 


 

 

 

 

 

 

 

 

PS. jak coś to ufundujemy wibrator (spalinowy) jebać elektryki. 

Ps2 M czy Ty powiedziałaś mężowi, że chcesz bobo - kiedykolwiek? 

Edited by zuckerfrei
  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

23 godziny temu, zuckerfrei napisał(a):

PS. jak coś to ufundujemy wibrator (spalinowy) jebać elektryki

Polecam taki do betonu, żeby każda szpara się zalała.

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

Posted (edited)

@meghan Wiem, że się łatwo mówi, ale wy z mężem naprawdę nie macie żadnych realnych zobowiązań, nie macie dzieciaków w przedszkolu, nie macie długów u lokalnej mafii, niepełnosprawnego dziecka. Możecie wsiąść do pociągu i ruszyć na dwa tygodnie gdzieś do Ostródy czy Morąga.

Przy tym poziomie bezrobocia, Ty jako osoba pracująca z dziećmi dostajesz pracę ot tak, z miejsca. Mąż też się może gdzieś zahaczyć. Wynajmiecie nawet małe mieszkanko za 2 tys. Z Twoim poziomem gospodarności sobie poradzicie na pewno.

Jak dla mnie ta atmosfera, w której Ty funkcjonujesz jest toksyczna. Jesteś jak ta pochyła brzoza.

Przypomina mi się fragment z książki Ziemkiewicza "jakie piękne samobójstwo", gdzie opisuje Polskę. Ale spokojnie można ten opis podpiąć pod Ciebie (bo Ty brzmisz jak taka umęczona Polska).

 

"To nie jest polityka. To jest zaburzenie psychiczne. Gdyby istniał taki gabinet psychoanalityczny, do którego przychodzić mogłyby całe narody, nasz powinien być pierwszym pacjentem. Niczym byśmy zresztą psychiatry narodów nie zaskoczyli – jak pisałem już w „Myślach nowoczesnego endeka”, ten syndrom traumy po przeżytym gwałcie i chorobliwie zaniżonej samooceny, graniczącej z napadami żywiołowego wstrętu do samych siebie, jest dość typowy dla wszystkich krajów postkolonialnych. Typowy jest też jego skutek: dojmująca potrzeba zasłużenia na cudze pochwały, dowartościowania się nimi, sprawiająca, że dotknięta nią zbiorowość skupia się na zadowalaniu oczekiwań cudzych, przedkładając je ponad potrzeby własne.

Prawdopodobnie bez trudu znajdą Państwo w bliższym czy dalszym otoczeniu osobę, która tak właśnie ma (bo to częsta przypadłość i dziwnie się składa, że cierpią na nią najczęściej kobiety – a pod tym względem zgodzę się z feministkami, że Polska jest kobietą). Całe życie ważne było dla niej, żeby spełnić oczekiwania mamy i taty, żeby dogodzić mężowi, dzieciom, i nijak nie jest w stanie pojąć, dlaczego im bardziej się o to stara, tym mocniej od wszystkich obrywa. Rodzice ją tyranizowali i stale krytykowali, mąż bije, dzieci nie okazują za grosz szacunku ani wdzięczności, a ona sama siebie ma dosyć i nie może ze sobą wytrzymać. I wszystko to tym bardziej, im bardziej stara się nie myśleć o samej sobie i podporządkować wszystko im."

 

Odwagi! Tak nie musi wcale być. Tylko Ty musisz znaleźć w sobie jakieś okruchy zdrowego egoizmu.

 

 

Edited by Amperka
  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

Posted (edited)

@meghan

Za dużo myślisz o wszystkim, zróbcie dzieciaka na zasadzie "co ma być to będzie" i płyniesz z falą :) Masz blisko siebie swoją rodzinę oprócz męża? jeśli tak to na pewno by pomogli w wielu sprawach gdybyś miała dziecko. Nie czekaj na nic ani nic nie planuj po prostu jak chcecie dziecko to działajcie i tyle. Jakoś dacie radę.

Edited by Muatafaraj
  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

Trzeci raz próbuję coś napisać. 

Wiadomo, chciałam tutaj się poużalać, m.in.na męża, ale to nie ma sensu. 

Powrót do domu źle znoszę. 

 

Siostrzenica męża jest przepięknym dzieckiem, szwagierka ma naprawdę duże wsparcie ze strony swojego faceta. 

Zapewnił im piękne, duże mieszkanie, które sam wyremontował. Ona nie zawraca sobie głowy finansami, choć jego, po tylu latach pracy i życia w Skandynawii, życie i pracowanie w Polsce denerwuje. Zobaczył do opłacenia m.in.ZUS za 3000 zł na djo - się wqrwił. 🙂

Mają moje wymarzone życie : kobieta życie zawodowe odkłada na bok na 2/3 lata, planowanie już drugiego dziecka; facet, który ogarnia tzw.męskie obowiązki w domu. 

 

Znowu, po kolejnej wizycie u nich, przeleżałam cały dzisiejszy dzień w łóżku. 

Po prostu mnie ten widok ścina psychicznie. 

Tym bardziej wszystko wokół tak małego dziecka jest czymś fajnym? 

Usypianie, nawet zmiana śmierdzącego pielucha, kolka... jest... fajna. 🙂

 

Te dołki nic mi nie dają. 

Jedynie dostałam naocznie i kolejne potwierdzenie tego, że nadal czeka mnie trudne życie u boku mojego męża, a tym bardziej - jeśli pojawiłoby się dziecko. 

 

Mam możliwość (po znajomości) wejść na dokładną diagnostykę w Poznaniu (niepłodność). 

Po ostatnich badaniach i po ostatnich odwiedzinach u siostry męża - nie mam ochoty na to. Znając moje zadaniowe usposobienie - i tak pójdę na dalsze badania, choć czuję w chuj bezcelowość tego.

 

Nie mam ochoty znowu walczyć o kolejną dziedzinę w moim życiu, tym bardziej, znowu, o tę dziedzinę, która dotyczy mojego męża. 

Przeszłam kilka lat "posuchy" w małżeństwie (małej ilości segzu).

Co z tego, że trochę libido mu ruszyło w wyniku jego schudnięcia, skoro on nie żałuje tego, że przez wiele lat było jak było w tej sferze. 

Przewisieliśmy biedę, jego problemy rodzinne - utrzymywanie jego ojca alkoholika, który w ostatnich latach życia przestał pić, wysyłanie jego braci na odwyki, wyciąganie jego siostry z tarapatów prawnych, które wg klasyki gatunki, miała z racji "badboy'a". 

Niby mnie mąż kocha, bo to czuły gość, jedyny ogarnięty ze swojej patoli, z chęcią posiadania lepszego życia, ale...

 

Tak, patrząc chłodno, ten związek miał za dużo "inwestycji", a za mało "dochodów". 

Sama tzw."miłość" to mało. 

"Kiedy dokoła pną się piękne mury, to Twoja drewniana, ciepła chatka dalej pozostaje drewnianą chatką.".

 

Mam ochotę podjechać na stację paliwową, kupić paczkę fajek i setkę. Napić się, zapalić, położyć się spać w samochodzie. 

Heh, ale to nie ma kompletnie sensu. 🙂

Idiotyzm i sygnał, że sprawy poszły za daleko.

A tym bardziej teraz - papierosy mi śmierdzą, a lampka wina to dla mnie niczym butelka wina, więc setka by mnie chyba wysłała na SORkę.😅

 

Nie wiem, co robić dalej.

Iść w stronę rozwodu, czy znowu zaciskać zęby, zapierdalać na remont domu rodzinnego, czy na kupno mieszkania za bajońskie ceny, do tego łazić do lekarzy i walczyć o pojawienie się ciąży, a może potem o jej utrzymanie, a potem o poród... 

I na tym się łapię, że u boku męża nie mam pozytywnej perspektywy na cokolwiek.

I to jest mechanizm, który nie świadczy o niczym dobrym, jeśli chodzi o moje małżeństwo.

 

Skoro od tylu lat myślę o rozwodzie, to chyba i tak moje małżeństwo idzie w jedną stronę. 

 

Jestem na siebie zła, że od nastolatki nie podobałam się facetom, była kumpelą, wiejską dziewczyną od gotowania, roboty, wysłuchania, więc... 

Powinnam nie marzyć o kobiecym życiu. 

Być samej i skupić się na zapierdalaniu, potem wpadłby hajs, podpicowałabym się i trochę poruchałabym, by doświadczyć prawdziwego męskiego zainteresowania. 

 

Zobaczymy. 

Wiem, nie powinnam marudzić. W końcu wziąć ten jebany rozwód. Dać się na luz, i iść w świat i zacząć grzeszyć. 😅

  • Sad 6
Link to comment
Share on other sites

2 godziny temu, meghan napisał(a):

Wiem, nie powinnam marudzić.

W końcu wziąć ten jebany rozwód.

Dać się na luz, i iść w świat i zacząć grzeszyć. 😅

Daj kobiecie zdrowie, brak kalectwa na wózku, męża, pracę i stery w relacji to i tak rozwali związek. Choćby pretekstem było to, że inna ma lepiej i gówniaka. Tyle kobiecie wystarczy, że trawa u sąsiada jest bardziej zielona. 

 

@meghan Dobry psycholog mężczyzna, bo coraz dziwniejsze są te wypróżnienia emocjonalne.

 

PMS? ;-)

  • Like 3
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

6 godzin temu, Morfeusz napisał(a):

Dobry psycholog mężczyzna, bo coraz dziwniejsze są te wypróżnienia emocjonalne.

Wiem, widzę to.

Już psychoterapeuta facet! stwierdził, że jestem wypalona, przemęczona, do tego hormony obecnie nie ułatwiają mi życia (chęć posiadania dzieci).

Link to comment
Share on other sites

Posted (edited)

@meghan jeszcze raz czy Ty swojemu mężowi powiedziałaś:

- stary lej bo ja chcę bobo? 
 

 

Dwa. Myśl z kim się rozmnażasz, mam na myśli alkoholizm. 

Trzy. Nie masz gdzie dać dupy? Aby ktoś zalał? 

Edited by zuckerfrei
  • Like 1
  • Haha 1
Link to comment
Share on other sites

18 godzin temu, meghan napisał(a):

Sama tzw."miłość" to mało. 

 

Pytanie tylko czy to realnie miłość jest.

 

Ja Ci w niczym nie doradzę, nie dorastam Ci do pięt. W żadnym małżeństwie nie byłem i jeżeli ktoś w owym jest, to dla mnie taka osoba jest trzy ligi wyżej ode mnie bo to już konkretne zobowiązanie na dobre i na złe ale pozwól, że coś napiszę - może mało istotnego dodam ale sobie poczytasz do kawy.

 

Na mojej drodze nauczyłem się, że próbując zmieniać kogoś to go/ją ranisz no i w jakimś sensie próbujesz kontrolować, nie dając swobody emocjonalnej, intelektualnej i wolności do w ogóle bycia. Odtrącasz by takiej osoby w swojej najczystrzej postaci. Innymi słowy stosujesz przemoc, nawet jeśli Twoje pobudki są we większości dobre. 

No i druga sprawa jest taka, że musisz brać "to co jest" a nie inwestować w "potencjał" do czegoś - niestety. Zaakceptuj go, że raczej się nie zmieni niezależnie od wszystkiego i pomysl sobie, czy jesteś w stanie z tym żyć do końca swoich i jego dni (waszych dni) Akceptując kogoś takiego jakim jest, możesz dopiero negocjować jakąkolwiek zmianę lub jej brak i to, że każde z was pójdzie we własną stronę jeśli rozmowy nie potoczą się tak jak byście tego chcieli.

 

Na Twoim miejscu usiadłbym z nim do szczerej od serca rozmowy, rozpisał sobie wcześniej podpunkty, które muszą zostać omówione i, które leżą Tobie/wam na sercu. Wszelkie urazy odłożył na bok i poprosiłbym o szczerą rozmowę na dręczące mnie kwestie by omówić kwestie najważniejsze w tym kontyunację małżeństwa jeżeli tyle spraw jest niedokręconych, przynajmniej według waszej/twojej percepcji. Pamiętaj, że komunikacja to podstawa w relacji.

 

No i jeszcze jedno - nie idź drogą kobiecego czy jak w moim przypadku męskiego nice guya bo już zaczynasz płacić zdrowiem. To co Ci pomoże to odnalezienie odpowiedzi, któych szukasz no i nade wszystko szczerość. Jeżeli trzeba to podejmiesz decyzję o rozwodzie a jeżeli nie to nie. Natomiast to czego nie możesz robić to dłużej być w takim stanie jakim się aktualnie znajdujesz bo płacisz za to wielką cenę i na dobitkę czy może zachętę Ci powiem, że cena którą aktualnie płacisz to pikus do tego co będzie za 5 lat nie mówiąc już o tym co będzie za 10 lat. 

 

Cokolwiek nie zrobisz to trzymam za was kciuki i życzę wam dobrze.

Postaraj się bardziej wyluzować i przypomnieć sobie co masz dobrego w życiu by znów zacząć doceniać proste rzeczy. Pamiętaj również o pokorze to najpiękniejsza cecha w mojej ocenie w kobiecie oraz to cecha, która przywróci ci swoisty spokój i balans - nie będziesz się czuła gorsza od przyjaciółek, czy koleżanek. Dasz radę, tulę i życzę wszystkiego dobrego.

 

Uciekam, samych dobroci wszystkim.

Link to comment
Share on other sites

19 godzin temu, meghan napisał(a):

Nie mam ochoty znowu walczyć o kolejną dziedzinę w moim życiu, tym bardziej, znowu, o tę dziedzinę, która dotyczy mojego męża. 

Przeszłam kilka lat "posuchy" w małżeństwie (małej ilości segzu).

Co z tego, że trochę libido mu ruszyło w wyniku jego schudnięcia, skoro on nie żałuje tego, że przez wiele lat było jak było w tej sferze. 

Przewisieliśmy biedę, jego problemy rodzinne - utrzymywanie jego ojca alkoholika, który w ostatnich latach życia przestał pić, wysyłanie jego braci na odwyki, wyciąganie jego siostry z tarapatów prawnych, które wg klasyki gatunki, miała z racji "badboy'a". 

A żeś się wpierdoliła...

Ja bym nie mógł w spół utrzymywać cudzej rodziny.

 

W kwestii rozwodu, nie ma gwarancji, że następny partner będzie Tobie wierny i nie pójdzie do innej.

Możesz zostać kolejną samotną matką. Trzeba wziąć te koszty pod uwagę.

Poderwij chociaż bogatego to alimenty sowite bedom. ;)

 

19 godzin temu, meghan napisał(a):

Jestem na siebie zła, że od nastolatki nie podobałam się facetom, była kumpelą, wiejską dziewczyną od gotowania, roboty, wysłuchania, więc... 

Mam taką dalszą znajomą, która normalnie z chłopakami po drzewach jak kumpel...

Będąc kawalerem troszkę próbowałem coś z nią zakręcić, ale była zbyt bierna w randkowaniu, a i mi odwagi brakowało wiec po 2-3 spotkaniach skończyło się na koleżeństwie.

Obecnie jest starą panną po 50 ce, uczyła moje dzieci w zerówce.

Jej błąd polegał na tym, że chłopczyca nie nauczyła się kokieterii, emanowania kobiecością, flirtowania nieporadną kobiecością tak aby mężczyźni widzieli, że trzeba jej pomóc (nie potrafię bardziej szczegółowo tego opisać) więc każdy odbierał ją bardziej jako kumpla.

  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

50 minut temu, Brat Jan napisał(a):

Jej błąd polegał na tym, że chłopczyca nie nauczyła się kokieterii, emanowania kobiecością,

57 minut temu, Brat Jan napisał(a):

więc każdy odbierał ją bardziej jako kumpla.

Wiem o czym mówisz. 

 

Przypomniałeś mi o czymś. Miałem dokładnie taki sam problem tylko w drugą stronę. Znaczy mój problem był większy bo do tego doszedł stres purazowany itd ale to był jeden z czynników. Za młodu miałem branie ale byłem tak zesrany i nie miałem tej polaryzacji, że choćbym stanął na głowie to prędzej czy później i tak byłem friendzonowany i widziany jako "kumpel". Teraz jak to przeczytałem to doszło do mnie ile dziewczyn za młodu się mną interesowało ale ja zawsze czułem się nie wystarczającym. Ona nie emanowała kobiecością, ponieważ nie miała jej włączonej - tej "kobiety" w sobie. Bardzo przykre, że została samotną babką - mogę mieć jedynie nadzieję, że to był jej wybór a nie coś z czym nigdy sobie nie poradziła. Bardzo przykra opowieść @Brat Jan tym bardziej, że mogła mieć Ciebie - fajnego chłopa 🙂 

 

Maggie jest forsowana by siedzieć w energii męskiej oraz sama się w nią wtłacza po części - nawiasem mówiąc, stąd jej naturalna kobiecość jest nieaktywna a kobiecość spychana na dalszy plan. Jak kobieta nie ma kobiecości w sobie to zdaje się, że na dole pewne mechanizmy zaczynają mieć swoje "ale" do właścicielki ciała.

Link to comment
Share on other sites

9 minut temu, SzatanK napisał(a):

tym bardziej, że mogła mieć Ciebie - fajnego chłopa

Starsza 2 lata ode mnie, z tego względu i znajomi mi odradzali.

Nie taki ze mnie fajny chłop...

2 godziny temu, SzatanK napisał(a):

Na mojej drodze nauczyłem się, że próbując zmieniać kogoś to go/ją ranisz no i w jakimś sensie próbujesz kontrolować, nie dając swobody emocjonalnej, intelektualnej i wolności do w ogóle bycia. Odtrącasz by takiej osoby w swojej najczystrzej postaci. Innymi słowy stosujesz przemoc, nawet jeśli Twoje pobudki są we większości dobre. 

No i druga sprawa jest taka, że musisz brać "to co jest" a nie inwestować w "potencjał" do czegoś - niestety. Zaakceptuj go, że raczej się nie zmieni niezależnie od wszystkiego i pomysl sobie, czy jesteś w stanie z tym żyć do końca swoich i jego dni (waszych dni) Akceptując kogoś takiego jakim jest, możesz dopiero negocjować jakąkolwiek zmianę lub jej brak

Miałem i ja z tym problem bo chciałem zmienić żonę pod siebie. Dobrym rozwiązaniem okazało mieć osobne sypialnie/pokoje i sporo przestrzeni prywatnej. Dzięki temu staliśmy się znów dla siebie w pewien sposób atrakcyjni i zmniejszyliśmy widoczność wzajemnych wad.

Chociaż przyznaję, że wodzę wzrokiem po co lepszych towarach na ulicy i chętnie zaprosiłbym na kawę...😉

  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

Smutne to jakoś co piszesz. Pamiętam, że jak rozstawałam się ze swoim byłym, a było to rozstanie burzliwe i pełne bardzo wielu nieprzyjemności (jak wiele rozstań zapewne), to w przypływie zmęczenia i rozgoryczenia powiedziałam mojemu tacie, że następnego faceta, to wezmę sobie takiego, co będzie dla mnie miły i dobry, a on mi odpowiedział: "Wiesz, to nie o to chodzi". I po latach dotarło do mnie co miał na myśli.

 

Nigdy nie będzie tak, że uda Ci się znaleźć idealnego partnera. Każdy będzie miał wady, a im dłużej będziecie razem, tym bardziej będą one widoczne i irytujące. Tylko, jeśli te wady równoważone są przez pozytywne rzeczy i realizację podstawowych założeń i potrzeb relacji, to znoszenie ich będzie znacznie łatwiejsze.

 

Miłość to zdecydowanie za mało, żeby razem iść przez życie. Nawet jeśli jest silna i prawdziwa (cokolwiek to znaczy), ugnie się pod naporem życiowych trudów, bo życie to nie jest komedia romantyczna, gdzie wystarczy patrzeć sobie głęboko w oczy, żeby wszystko toczyło się lekko i bez wysiłku. Życie to kupa gruzu do przerzucenia, jeśli partner nie ułatwia tej przerzutki, to możliwe, że nie jest partnerem dla Ciebie.

 

Pisząc to absolutnie nie namawiam do rozstania. Myślę, że jesteś teraz w takim stanie zmęczenia, rozgoryczenia i rozżalenia, że decyzje podjęte będą może nie do końca takie, jakie podjęłabyś z bardziej spokojną głową.

Tu trzeba solidny rachunek sumienia zrobić, może ze wsparciem od psychologa, a potem zacząć działać. Może potrzebna jest szczera rozmowa z mężem, bez owijania w bawełnę, tak żeby on wiedział w jakim jesteś stanie i jak bardzo obecna sytuacja jest dla Ciebie niszcząca i może nie da się tego dalej ciągnąć w takim stanie, bo że jest niszcząca to widzimy nawet na forum.

 

Porównywanie się do innych małżeństw też nie jest dobrym sposobem na odpowiedzenie sobie na pytania dotyczące Twojego małżeństwa. To co widzisz to zwykle czubek góry lodowej. Kobiety z zaradnymi i obrotnymi mężami, które mogą skupić się na prowadzeniu domu i opieką nad dziećmi też płacą za to jakąś cenę, tylko publicznie mało kto wylewa tak intymne żale.

Mogłoby się okazać, że taki tryb życia nie jest dla Ciebie.

Próbowałaś sobie kiedyś wyobrazić co by było, gdyby mąż zniknął z Twojego życia? Może warto przemyśleć dogłębnie różne drogi. Mi takie ćwiczenie często pomaga skalibrować się i skupić na tym co jest naprawdę istotne i zrozumieć czego potrzebuję. Bo to czego chcesz, nie zawsze będzie tym czego potrzebujesz.

 

 

  • Like 5
Link to comment
Share on other sites

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.