Skocz do zawartości

Nagranie motywacyjne "Samoocena"


Rekomendowane odpowiedzi

Panowie, na poważnie ruszam z nagraniami motywacyjnymi. Jeden z nas robi muzykę synchronizującą fale mózgowe i jest to zajebiste, odpręża i wprowadza w inny świat momentalnie. Pierwsze nagranie jakie zrobię, to oczywiście "samoocena". Jednak zamiast sugerować słuchaczowi że ma się odprężać (to powoduje u wielu ludzi podświadomą blokadę), opowiadam o fikcyjnym Marku który właśnie to robi. Działa tak samo, a omija właśnie tę blokadę - którą ma większość ludzi z niską samooceną.

 

Wkleję wam tekst nagrania, który jeszcze ze sto razy poprawię - jest niedokończone. pamiętajcie że czytając go teraz - a słuchając gdy będziecie leżeć, a muzyka synchro was umieści na falach theta (bardzo głębokie odprężenie), odbiór tego tekstu będzie DRASTYCZNIE inny. Napiszcie mi co o nim sądzicie:

 

----------------------

 

Opowiem Ci bardzo ciekawą, fascynującą historię...

...opowiem Ci o Marku, który nie chciał już żyć. Nie chciał, ponieważ bał się życia, bał się ludzi, własnych reakcji emocjonalnych nad którymi nie panował, a które sprawiały mu wiele bólu... 

Gdy spotykał się z kobietami,a także z innymi mężczyznami... te uczucia nieśmiałości, niegodności i zdenerwowanie było tak okropne, tak ciężkie, że nie był w stanie ich wytrzymać. Życie jawiło się jako pasmo udręki i męczarni...


Któregoś ranka coś się wydarzyło, coś się stało... zrozumiał, że albo umrze, albo zmieni siebie. Decyzja zapadła i była nieodwołalna. Nie było już drogi odwrotu.


Marek tak bardzo pragnął zmiany, że zrodziło się w nim niezwykle potężne uczucie... które odczuwał w brzuchu, rejonie klatki piersiowej i w barkach. Była to chłodna, żelazna determinacja, którą odczuwał jako przyjemnie chłodne fale
przyjemności... olbrzymia siła której nigdy wcześniej nie odczuwał. Ta energia przybyła by pomóc mu w ostatniej walce o samego siebie. Czujący swój koniec organizm Marka sięgnął do ostatnich rezerw pragnienia życia, by przetrwać. Gasnąca
i stojąca na skraju istnienia psychika, w odruchu obronnym odblokowała wszystkie rezerwy sił psychicznych, uwalniając niezwykłej mocy uczucia i myśli. 


Marek był zdziwiony siłą tych uczuć, które wprawdzie były delikatne i lekkie w odczuciu, ale jednocześnie tak potężne... czuł, że z tym uczuciem może niemal wszystko i nie ma rzeczy niemożliwych. 

Chciał się zmienić, i czuł że jest to jak najbardziej możliwe.Poczucie mocy delikatnie i falami pulsowało w jego mięśniach, oczach, skórze... fale bardzo przyjemnej siły pojawiały się i znikały, powodując pełne zadowolenia odprężenie
mięśni... igiełki przyjemności pojawiały się w środku ciała, bardzo głęboko...

To było bardzo dziwne, fascynujące... Marek nigdy nie umiał się odprężyć, zawsze czując jakąś blokadę w mięśniach... coś jakby nie pozwalało się odprężyć, jakiś lęk którego pochodzenia sobie nie uświadamiał... tym razem wszystkie mięśnie
delikatnie się odprężały, uwalniając bardzo przyjemne uczucia ciepła, ciężaru ciała i delikatnego mrowienia... 

było to bardzo przyjemne odczucie, które mogłoby nigdy się nie skończyć... Marek czuł, że mógłby trwać w nim całe wieki, tak bardzo było mu przyjemnie - i czuł się z tym bezpiecznie, spokojnie. Gdzieś głęboko w sobie mocno czuł, że jest
to dobre, czyste, piękne... tak jakby jakaś Boska, czysta i niewinna siła za tym stała...

Czując się bardzo dobrze i spokojnie, Marek wstał z łóżka. Chciał pracować nad sobą, i wiedział jak ma to zrobić. Nigdy nie miał do tego siły i ochoty, ale teraz wypełniała go wola zmiany, żelazna, przepotężna błogość związana ze zmianą
siebie. Chciał się sprawdzić, ponieważ czuł się potężny i mocny. Już wiedział że wszystkie złe i smutne myśli i emocje są znacznie od niego słabsze. Będą się broniły, ale tak naprawdę są bez najmniejszych szans. Ich przeznaczeniem było
zniknąć, ponieważ były sztuczne, nie było w nich życia - zasłaniały tylko radosną prawdę o jego prawdziwej naturze. 

Marek stanął przed lustrem i spojrzał sobie głęboko w oczy. Zawsze się tego wstydził, krępował, gdyż otoczenie wmawiało mu, że zajmowanie się sobą jest narcyzmem, egoizmem. Otoczenie panicznie się bało tego, by zajął się sobą - bo wtedy
nie zajmowałby się otoczeniem. Gdyby pokochał siebie, czerpałby z życia olbrzymią przyjemność i już nie potrzebowałby komplementów otoczenia... a jakby nie pragnął komplementów, nie bałby się też presji i krytyki... otoczenie nie mogłoby
go kontrolować za pomocą komplementów, pochwał - a także krytyką i presją.


Patrząc sobie w oczy, zaobserwował jak pojawiają się emocje - wstydu, zażenowania, nieśmiałości, poczucia niegodności. Usłyszał głosy autorytetów, rodziny, księdza... prosiły, obiecywały, straszyły, groziły, przekonywały żeby przestał... 

Im dłużej obserwował te nieprzyjemne emocje, tym słabsze się stawały... wyraźnie czuł że nie są jego... otoczenie zaprogramowało mu te myśli i stany emocjonalne w dzieciństwie, to wszystko było cudze.... te wszystkie złe myśli były tylko
cudzymi presjami, programami... pasożytami które miały sprawić, by robił to co chce jego otoczenie... te myśli i uczucia które nim kierowały, były katem, nadzorcą, więzieniem... im dłużej je obserwował, tym mniejsze i cichsze się
stawały.... tak jakby coś krzyczało za grubą, bezpieczną ścianą... 

Po chwili zniknęły, rozpłynęły się jak poranna mgła w promieniach słońca... a Marek poczuł w sobie coś pięknego, coś czego nie da się w żaden sposób opisać... te uczucie szybko zgasło, zostawiając go z uczuciem oszołomienia,
zdziwienia...

Marek patrząc sobie w oczy, powtarzał: Ja Marek, kocham i szanuję siebie. Ja Marek, jestem wartościowym człowiekiem. Ja Marek, jestem niewinny i czysty.

Im żarliwiej powtarzał te słowa, tym głośniejszy wrzask cudzych myśli obserwował w swoim umyśle... ale już wiedział że złe myśli i uczucia nie są jego. I czuł że one słabną, a jego prawdziwa, niewinna natura rośnie w siłę, nabiera
mocy...


Zmęczony opadł na łóżko, mając pustkę w głowie... był wykończony, ale cudownie odprężony... chciało mu się śpiewać z cichej radości, która go ogarnęła.W klatce piersiowej czuł lekkość, oddychało mu się bardzo przyjemnie i lekko, czuł też
jakby z barków spadł mu ogromny ciężar.

Mijał dzień po dniu, tydzień po tygodniu, a Marek się nie poddawał. Trenował codziennie przed lustrem, powtarzał prawdziwe o swojej naturze słowa, które stawały się w nim coraz silniejsze, coraz mocniejsze...

Dni mijały jakby w amoku. Słońce wstawało i zachodziło, a Marek bezustannie ćwiczył. Negatywne myśli i emocje, strach, lęki, poczucie niegodności, fałszywa litość dla ludzi, nienawiść, złość, odwet i zemsta stawały się w nim coraz
słabsze... wszystkie kolory tych uczuć stawały się wyblakłe, tak jakby szare i nijakie, malutkie w oddali... a poczucie spokojnej, delikatnej, pięknej siły wzrastało, pulsowało pięknymi kolorami w rejonie brzucha i serca.... 

Nic nie mogło powstrzymać Marka przed treningami, żadna sytuacja życiowa, ponieważ wiedział że gra toczy się o najważniejszą sprawę - jego życie. Wiedział że osiągając szczęście, pomoże innym ludziom. Jeśli będzie nieszczęśliwy, zarazi
ludzi nieszczęściem. Ćwiczył dla siebie i dla innych.

Minęło kilka miesięcy, i Marek postanowił się sprawdzić. Czuł się bardzo spokojnie, przyjemnie. Sama myśl o swoim ciele budziła przyjemność, głęboki szacunek. Dostrzegał w sobie coś Boskiego, pięknego... było to bardzo cichutkie, nie
narzucało się. Po prostu czuł pewny siebie, wyluzowany, spokojny... świat mu się zaczął podobać... widok innych ludzi, ulic, aut i wszystkiego innego sprawiał dziwną przyjemność... wypełniała go cicha i delikatna akceptacja
wszystkiego... zniknęła wszelka ochota na walkę z innymi ideami, z pomysłami ludzi na życie... to ich pomysły i ich życie a Marek razem z szacunkiem dla siebie, zyskał też szacunek dla ludzi i ich wolnej woli. 


Udał się do galerii handlowej. Czuł swoje ciało, jego masę, odprężone ale i silne mięśnie. Cieszył się swoim oddechem, gdyż każdy niósł ze sobą poczucie przyjemności, lekkości i rześkości, jak chłodna bryza w upalny dzień nad cudownie
szumiącym oceanem...

Był wyprostowany, ale właściwie nie był tego świadomy. Automatycznie chodził wyprostowany nie myśląc o tym, ponieważ czuł się z tym bezpiecznie i przyjemnie. Nie myśląc o tym wcale, odruchowo wciągał brzuch. Szedł pewny swej siły, a
wypełniało go uczucie niewinności i czystości swej natury. Wszystko go ciekawiło i bawiło... było takie przyjemne, fajne... tak jakby wszystko widział pierwszy raz, jakby przybył z innej planety...


Dziesiątki ludzi go mijało, a Marek wypatrywał najpiękniejszych dziewczyn. W końcu Ją znalazł - kobietę na którą mniej lub bardziej otwarcie zerkali wszyscy mężczyźni... była piękna... miała niezwykle zgrabne nogi, coduwone biodra i
boską talię... pełny biust, gładką, pachnącą skórę, i najpiękniejszą twarz jaką w życiu widział... emanowała atrakcyjnością i pożądaniem... widział jak inni mężczyźni pocili się ze strachu patrząc na nią...jak chcieli podejść, ale stres
im na to nie pozwalał. Niektórzy czuli złość na nią i na siebie... 

Marek podjął decyzję o podejściu do niej, i skupił się na swoich odczuciach - poczuł w sobie ciekawość, poczucie przygody i wesołości... a także szacunek dla Boskiej siły która ją stworzyła... podszedł uśmiechnięty, wyprostowany,
ciekawy... przywitał się a ślicznotka zaczęła mu się przypatrywać, oceniać... ujrzała uroczy uśmiech, nieprawdopodobną pewność siebie... coś w niej zaczęło śpiewać, coś czego nie rozumiała... poczuła jak fala przyjemności biegnie
dreszczem po jej kręgosłupie, a drżące nogi uginają się... nie rozumiała co się z nią dzieje, zwłaszcza że mężczyzna który do niej podszedł, nie był ani wysoki, ani przystojny... jednak ta wiedza nie miała żadnego znaczenia, ponieważ
czuła w sobie tak silne emocje, których kompletnie nie kontrolowała... mężczyźni przy niej zawsze się jąkali, trzęśli ze strachu, pocili... a ten mężczyzna był tak oszałamiająco pewny siebie... i w pewien sposób wzbudzał w niej matczyne
uczucia... chociaż minęło zaledwie kilka sekund, chciała go przytulić... ochronić przed całym światem... kompletnie tego nie rozumiała, ale gdyby chciał, oddała by mu się przy wszystkich ludziach... nigdy nie czuła tak silnych, tak
rozpalających emocji...

Marek widział jej reakcję i cała sytuacja go bawiła. Czuł że absolutnie kontroluje sytuację... czuł się pewny siebie, bardzo silny. Sypał żartami jak z rękawa, bawiąc się zaciekawieniem, pożądaniem i rosnącą miłością tej pięknej
kobiety...

 

Ślicznotka poprosiła go drżącym, zalotnym głosem o telefon...

Marek uśmiechnął się i z szacunkiem odmówił. Czuł że akceptuje i lubi ludzi, ale niekoniecznie musi spełniać ich zachcianki.

Odszedł a ślicznotka nie mogła zrozumieć co się właśnie stało... nigdy nikt jej nie odmówił... łza rozlała się na zaczerwienionym, ślicznym licu... ale Marek szedł dalej i już zapomniał o całej sytuacji.


Przyszła pora by sprawdzić efekty swej pracy w innych sytuacjach życiowych.

Wyszedł z galerii, i wkroczył w szare, ponure blokowiska. Pod jednym z bloków stało kilkanastu dresiarzy. Straszne twarze i martwe oczy, głodni łupów i samotnych wędrowców...

Marek podchodził do nich powoli, z ciekawością obserwując własne reakcje emocjonalne. Zauważył spokojne, radosne zaciekawienie. Kiedyś by się bał i kurczył ze strachu... ale nic takiego nie nastąpiło.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.