przaśny Posted September 27 Share Posted September 27 (edited) Cześć, Chciałem zacząć od „moja historia”, ale ostatni akapit to nadal trwająca akcja niczym w serialu wspaniałe stulecie (pozdrawiam stulejmana wspaniałego). Ale do rzeczy. Prolog Na początku opiszę trochę czas sprzed aktualnego „związku”. Również dzieciństwo, bo w kilku miejscach dowiedziałem się, że miało i ma to spory wpływ na cały ten galimatias. Jestem najmłodszy z 4 rodzeństwa, gdzie wszystkie to siostry J Wychowałem się w raczej ubogiej rodzinie, ale takiej, że podstawowych rzeczy raczej nie brakowało. Głównie dzięki pracowitości, obrotności oraz oszczędności ojca, który był wykwalifikowanym robotnikiem. Poza połową piwka do obiadu pił raczej rzadko, ale jak już to ostro. Matka prowadziła własny biznes, który przez kilka lat po 89 dawał niezłą kasę, ale bardzo dużo poświęcała się w domu – kobieta bez skazy (wydawałoby się bo niedawno dowiedziałem się, że kiedyś ściemniała w sądzie na prośbę ciotki, która ją i wujka wydymała). W podstawówce raczej standard – pierwsza niespełniona miłość, brak pewności siebie, ale z racji dużego usportowienia nie byłem typem ofiary. Jakieś pierwsze miziania z sąsiadką kutasem po cipce i zabawy ze sobą. Z tego okresu dwie rzeczy zapadły mi w pamięć jedna to gdy 8 klasista bił się, a raczej lał niższego o głowe szkolnego gita – był to wtedy dla mnie szok taki pokaz zwierzęcej siły. Druga to przyjebywanie się jakiegoś świetojebliwego katachety do nastolatków miziających się za płotem, gdy mieliśmy religię na powietrzu. Zgadzało by się to z teorią Marka o demonizowaniu seksu i cielesności jako czegoś strasznego. Były też pozytywne chwile, nauka gry na pianinie i piękny czerwcowy dzień, gdy na lekcję czekała moja szkolna miłość z koleżanka. Koleżanka poszła pierwsza grać, a my siedzieliśmy i gadaliśmy 45 minut w tym przedpołudniowym słońcu. Kilka wypadów na ryby z ojcem. Ch, że chlał z kolegą większość czasu ale podróży starą skodą i nauki łowienia nie oddałbym za żadne pieniądze. Gimnazjum W sumie chujowy okres. Pokazywanie wyższości 3 klasistów nad świeżakami to był dramat. By nie być zjedzonym trzeba było znaleźć kogoś słabszego i trochę się nad nim popastwić. Mimo, że „klasowa ofiara” swoimi dziwnymi zachowaniami (niechęć do dotykania dziewczyn jakby były trędowatymi i strzypywanie miejsc gdzie dotknęły) sami się wystawiał (znów pokrywa się teoria z kobietopedii) teraz głupio mi, że się za nim nie wstawiłem gdy jakiś patus z 3 klasy dręczył go włączając bicie po twarzy. W dodatku w ostatniej klasie porozrzucali po klasach typów z poprawczaków przez co zaczęły się krojenia z kasy itp. Siły dodawała mi wtedy jedynie fascynacja dragon ballem i ostre ćwiczenie kalisteniki (nawet nie wiedziałem, że tak to się nazywało). Pojedynek zakończony remisem z kolegą z klasy na rekord pompek (150) to chyba jedyne pozytywne wspomnienie. Szkoda, że wfiści mieli wyjebane na wszystko. Być może jedna z sytuacji trochę odbiła się mi na psychice, gdy na wycieczce szkolnej moja skrywana (z braku pewności siebie) „miłość” była miziana przez 2 kumpli pod kołderką w grupowym pokoju. Gdy po godzinie miała dosyć i położyła się obok mnie na moim łóżku to jeden z napalonych kolegów zaczął wpierdalać się do naszego łóżka i zamiast go wyjebać kazałem im obojgu spierdalać. Jeszcze w rodzince pewnego zimowego dnia gdy wracałem śmierdzącą kopciuchami ulicą w domu patrze a tam babka (matka ojca) przyjechała z wioski i drama. Matka (chyba w trakcie menopauzy) oskarża ojca, że niby dymał sąsiadke. Staje po stronie ojca z 2 siostrami, kolejne 2 plus babka w drugim obozie. Dowodów brak - pomnik matki polski został zadrapany. Jakby sporadycznych, ale ostrych kłótni ojca po wódzie było mało. No i wyprowadzka jedynego przyjaciela Kacpra z matką przez jego chlejącego starego. No dramat. Muzyka tylko jeszcze trochę podnosiła na duchu. Liceum Fajny okres. Powrót przyjaciela. Tanie winka. Koncerty. Poznanie fajnego księdza motywującego do rozwoju duchowego – niestety właśnie chyba z tego powodu, że był zajebisty wysłali go do Watykanu na indoktrynacje instytucjonalną. Super klasa, nowa klasowa miłość. Druga klasowa sympatia odwiedzana w domu po spryskaniu old spice. Nic nie pomógł – nadal nie poruchane. Pierwsza przyjaciółka Anastazja (cały czas bez seksu z różnych powodów). . Ostatni (sic!) rok jak Karolak w testosteronie: zero alko i „Jezus, Jezus, Jezus, alleluja”. Osiemnastki bez ruchania, nadal (za) dużo wygłupiania i religijności. Ale i tak całkiem fajny okres. Chyba najpiękniejszy pod względem dobrego czucia się z samym sobą zwłaszcza zanim religia i abstynencja zaczęła ostro wjeżdżać. W ostatnim roku poznałem fajnego zioma Karola, z którym łączyło nas dużo zajawek (on też jeszcze się pojawi w historii). Potem wyjazd do Raichu by zarobić na... Studia w Krakowie Kasa od szwabów poszła na pierdoły i ogólnie przez zamieszkanie z leserami wyleciałem po drugim roku. Chociaż może nie do końca pierdoły bo trenowałem krav mage i kickboxing. Jednak zanim jeszcze raz wyjechałem do niemiaszy zarobić na drugie podejście do studiów w końcu zainicjowałem pierwszy seks z super blondyneczką z czasów licealnych. Zapierdol za granicą bez większej historii. Kolejne podejście do studiów z licealnym ziomem Karolem, rozjebanie kasy tym razem na strzelectwo i bieda. Bieda i zaciskanie pasa (zakończone sprzedażą lunety za pół ceny). Zabujanie w siostrze miłości licealnej – Ance o szmaragdowych oczach, ale ze względu na braki w psychice, uwodzeniu i zbytnie napalenie nic z tego nie wyszło. Potem epizod z świetnie całującą laską, która niby miała chłopaka, ale źle się im układało. Na moją sugestie by odpuściła albo jego albo mnie, bo nie chce przy takiej konstrukcji się angażować zapewniła mnie, że z nim skończyła. Któregoś niedzielnego poranka zamiast budzika telefon od typa z tekstami w amoku „zabije Cię”. Zaspany zamiast go zjebać (a może jeszcze wtedy byłem po prostu za cienki) odpowiedziałem coś w stylu, że nie tylko on był w ch robiony. I tak wielkich planów po takiej ściemie z nią nie wiązałem, ale doświadczenie unikalne. No i tutaj zaczyna się właściowa historia. Nagle w internetach poznaje w wiosce obok miasta rodzinnego Marysie. Nie była sex-bombą, ale podobała mi się. Mimo biednego domu rozgadana, otwarta, świetny kontakt na starcie. Była DDA w klasie maturalnej, miała 3 lata młodszą siostrę Ade (też się pojawi). Jej ojciec pił, często go w domu nie było, ale pojawiał się coś naprawić i trochę grosza dostarczyć. Próbował się jeszcze leczyć w ośrodku, ale nie udawało mu się. Mimo, że jeszcze miałem w głowie szmaragdowe oczy Anki wahałem się. Wspaniałe wieczory z lodzikami (z dziadkami i mamą za ścianą) bywały przemieszane kłótniami, ale tak jakoś w granicach normalności. Pół roku związku na odległość, a potem przeprowadzka na studia do Krakowa do akademika. Ogólnie biednie, ale dosyć szczęśliwie. Coś tam pomagałem co było skiwtowane pięknymi słowami „doceniam to, mam nadzieję, że kiedyś będę mogła się podobnie Ci odwdzięczyć”. Chwile zapomnienia i seks bez zabezpieczenia trochę mnie otrzeźwiły i zmotywowały do znalezienia pracy. Potem wspólna przeprowadzka do wynajętego pokoju i tutaj pierwszy zlany sygnał. Przeczytałem na gadu-gadu rozmowe ocierającą o flirt z kolegą z klasy z którym przeżyła kiedyś swój pierwszy raz gdzieś w plenerze. Trochę zakuło. Nie pamiętam czy wyburzyłem się o to, czy zlałem (bo w sumie więcej nie pisali), ale kilka razy próbowałem nakłonić na numerek w szalonych, niestandardowych miejscach (w tym plener) – bez skutku. Po zmianie roboty z ścierki na popychadło nasze studia toczyły się ku końcowi. Ona poszła do pracy, ja również zaryzykowałem i potroiłem dochody. Było raz lepiej raz gorzej jak to w związku. Kolejny mini sygnał pojawił się, gdy wyzwolona koleżanka z pracy chciała moją Marysię odwiedzić w jej rodzinnej wiosce. Spotkały się z Marysi siostrą i jej młodszymi kolegami. Z racji, że towarzystwo było gówniarskie nie miałem ochoty, co miałem wrażenie zostało odebrane nie jako „szkoda, ale rozumiem” tylko „ok. fajnie”. Taki kobiecy mini sygnał. Oddać musze też, że zorganizowała urodzionową imprezę niespodziankę – nawet Kacper przyjaciel od piaskownicy to docenił. Jako, że z kasiutą było (u mnie) super, związek trwał już te bodaj 4 lata, pomieszkując nie pozabijaliśmy się i w sumie nie było gorzej niż na początku. Przekonała mnie do ślubu. Ślub i pierwsze szczęście Przed ślubem przeprowadziliśmy się z pokoju do wynajmowanego mieszkania. Ślub jak ślub. Bez intercyzy, bo nawet nie wiedziałem co to jest. Po ślubie też nie było gorzej, co skutkowało niecały rok później pojawieniem się na świecie pierwszego dzieciaka. Kupiliśmy Marysi samochód (na nią) za 24 koła (dorzuciłem się 10). W między czasie jej siostra Ada zamieszkała z nami na kilka miesiący w kawalerce (z naszym małym dzieciakiem). Czego to się nie robi, by pomóc startującej w dużym mieście dziewczynie. Trochę źle to znosiłem, bo oszczędzając na mieszkanie, mając bardzo dobrze płatną pracę spałem kilkanaście tygodni na materacu. Natomiast w tym okresie zrobiłem ogromne oczy w sytuacji, która przytrafiła się tej młodej siostrze (w sumie aktualnie szwagierce). Wyrywał ją w kawiarni (jak się później okazało dosyć goły i zakredytowany) pizduś. Ale co zauważyłem słuchanie o nim historii nakręcało moją Marysie. W sumie normalne - my tu w pieluchach, a siostra codziennie w kiecce wychodzi na dymanko. Tylko dlaczego biednego samca wyzywam od pizdusiów? Już tłumaczę. Miał żonę i dzieciaka. By wyrwać szwagierkę zagrał tekstem „pierdole te dziecko, nie będę z nim utrzymywał kontaktu”. Jak mniemam chciał pokazać niezależność. Moje zasady moralne jednak wyjebało w kosmos bo (tutaj pewnie dostałbym zjebe od stulejmana wspaniałego, by nie czerpać wiedzy z filmów) głęboko w podświadomości mam wyryty tekst z polskiego filmu mój rower mniej więcej taki „mężczyzna może odejść od kobiety, ale nie powinien nigdy opuszczać dziecka”. To, że młodej siksie to zaimponowało to mógłbym zrozumieć, ale moja Marysia i jej matka (niby dorosłe kobiety) nie widziały w tym jakiegokolwiek problemu. Wręcz zachwyt. Bo pizduś ma samochód, i restauracje (która chwilę potem splajtowała z długami), jaki on fajny. Oczy miałem jak 5 złotych. No moja myszka rodzinna sierotka Marysia? W tym niełatwym okresie zdarzyła się jednak jedna bardzo ważna sytuacja. Ojciec alkoholik mojej Marysi mógł trafić do domu opieki społecznej, a że szwagierka zarabiała niewiele więcej od najniższej krajowej, teściowa się zrzekła spadku i długów po alkoholiku to jedyną osobą do kasowania przez nasze kochane państwo byłaby nasza rodzina. Wizja utraty prawie 3 tysięcy miesięcznie z budżetu spowodowała, że wpadliśmy na pomysł podpisania intercyzy, by w razie czego prowadzić 2 gospodarstwa, co skutkowałoby zciąganiem raptem kilku stówek. Ponadto gdy przyszedł moment wyjazdu do notariusza nie widziałem różnicy czy mieszkanie będzie na mnie czy na nas dwoje, no bo przecież jak coś złego to każdy tylko nie moja Marysia. Finalnie mieszkanie w papierach zostało tylko na mnie, bo notariusz był godzinę drogi od nas i był ustawiony na 8 rano, a nie chciałem Marysi z córką zrywać tak wcześnie. Jak się później okaże – anioł stróż przynajmniej wtedy nade mną czuwał J Przeprowadzka na swoje Mieszkanie 77 metrów z 80 metrowym ogródkiem kupiłem bez kredytu z małą pomocą swojej rodziny głównie za ciężko ciułane pieniądze. Nie zapomnę natomiast pierwszej wizyty Marysi w mieszkaniu w stanie deweloperskim i jej tekstu od razu po przekroczeniu drzwi wejściowych: „O Boże jak tu ciasno”. Chuj, że się bujaliśmy kilka lat po PRL-owskich klitach, wiele lat dzieciństwa spędziła w norach lub w 2 rodziny w jednym mieszkaniu. M5 z ogódkiem to mało. Wykończenie i umeblowanie poekspozycyjnymi fantami na oparach finansowych również zajęło trochę czasu. Nie zapomnę również, gdy pojechałem do jakiegoś outletu po deski podłogowe do całego mieszkania (chyba z pół tony), których targanie zajęło mi więcej niż planowałem. Gdy wróciłem 2 godziny później niż planowałem przypierdoliła się, dlaczego tak długo J Mimo, że nie wiedziałem wtedy tego co wiem dziś z tego co pamiętam strzeliłem typowego focha. Przeprowadziła się z nami również szwagierka, która jeszcze dobrych kilka miesięcy pomieszkała u nas. Tu też warto wspomnieć nie skasowałem z niej ani złotówki (mimo chwilowo słabej sytuacji finansowej). Przy naszym (a raczej moim) utrzymaniowym wsparciu zrobiła jakiś kurs miesięczny, przeskoczyła z zarobkami razy 3 i w końcu się wyprowadziła. Tutaj muszę uczciwie wspomnieć, że grywałem od kilkunastu lat na perkusji w zespole i poznałem w otoczeniu zespołu młodą basistkę. Graliśmy razem kilka razy przed próbą naszego zespołu, nawet byliśmy z wokalistą zaproszeni na jej impreze urodzinową (ja dotarłem na końcówke, bo byłem na innym rapera). Zdarzyło się nawet jedno wyjście na juwenalia we 2, gdy ekipa w ostatniej chwili się wykruszyła (zazwyczaj ustawialiśmy się większą paczką). Nie było natomiast w tej relacji tajemniczości, bo Marysia jasno dawała do zrozumienia, że nie podoba jej się nasz kontakt (nawet posunęła się do szpiegowania telefonu). Uczciwie muszę przyznać, że podobaliśmy się sobie nawzajem. Gdybym był sam pewnie bym spróbował „pochodzić”, ale jako ojciec nie chciałem komplikować i tak już trudnej sytuacji, która jeszcze bardziej mogłaby się odbić na dziecku. Nim się obejrzeliśmy młoda podrosła i poszła do przedszkola. Nagle Marysia jakby odżyła, zaczęła się częściej uśmiechać. Wydawało by się, że w końcu więcej czasu dla siebie otworzy przed nami lepsze dni, ale jej lepszy humor to nie była kwestia sielanki i nadmiaru wolnego czasu, a … mojego starego „kolegi” z pracy Konrada Przyjaciel rodziny Był z facjaty 2/10, ale za to w top 3 najbardziej rozgadanych i śmiesznych typów, których znałem. Super w gadaniu przy kawce, ale na dłuższą mete okazało się, że pod płaszczykiem humoru i śmieszkowania jest żona z nałogiem i chorobami psychicznymi, oraz niełatwe dzieciństwo (to akurat chyba jak u prawie wszystkich). Pierwszy raz po latach zobaczyłem go gdy wróciłem z pracy do mieszkania, Marysia z Konradem siedzieli na kanapie, a dzieciak w drugim pokoju siedział wpatrzony w telefon (by nie przeszkadzał?). Tknęło mnie strasznie u niego natomiast, że wyszydzał swoją żonę w naszym towarzystwie (np. z jakieś niedoskonałości ciała). Słabe to było. W sumie uważałem go za zupełnie niegoźnego, a wręcz cieszyłem się że ma jakiegoś kolegę, który rozwesela moją Marysie. Powoli zaczęły się tematy zapoznawania rodzin i dzieci. Pierwsza lampka zapaliła mi się, gdy nagle z dnia na dzień Marysia zaczęła doskakiwać do telefonu jak gazela. Natomiast druga gdy po wieczornej posiadówce przy grzanym piwie poszedłem usypiać dzieciaka. Po uspaniu pożegnaliśmy aspirującego do miana „przyjaciela rodziny” kolege i Marysia poszła wziąć kąpiel przed poranna pracą (którą miała na godzinę 6). Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że siedzi w łazience do … 3 rano J Jako, że nie mieliśmy wtedy jeszcze przed sobą tajemnic (w tym hasłowych), moja ciekawość wygrała z honorem. Okazało się, że pisali oczywiście ze sobą i w momencie gdy ja usypiałem dzieciaka w pokoju obok on smyrał Marysię. Nie dość, że nie protestowała to jeszcze imponowało jej, że nie bał się i to było takie cyt. „odważne”. Pierwszy raz dostałem emocjonalnie obuchem w łeb, ale tak na 20%. Nie pokazałem po sobie niczego bo chciałem zobaczyć czy postawi jakieś granice. Po rozmowie z przyjacielem Kacprem, który doradził by darować sobie „zapoznawanie rodzin w tym dzieci” poczułem, że pierwszy raz aserywnie mogę powiedzieć „nie chcę tam jechać. Po prostu nie wiem czemu hehe nie lubię Konrada”. W rozmowach jakieś tam kochanie, kochanie było jednak przyszedł moment, kiedy padła propozycja spotkania nocnego w hotelu „by porozmawiać całą noc”, a mi ściemnić, że tej nocy gdzieś wyjeżdza. W tym momencie uznałem, że czas kasować znajomość. Pojechałem pod Konrada dom, kazałem wyjść, ojebałem i na koniec złapałem za jaja z sugestią, ze jeśli jeszcze raz go zobaczę przy Marysi to mu je wyrwe. Po dotarciu do domu w garażu okazało się, że (chyba pierwsze w życiu) groźby były mało skuteczne, bo już ustalali ile zrobić przerwy w kontakcie, żeby mnie uspokoić i potem dalej bajabongo. No tu już mi ciśnienie podniosło do 50% co najmniej. Gdy wszedłem do mieszkania Marysia czekała wielce zatroskana z pytaniem „i co kochanie?”. Powiedzieć, że nie była zadowolona z tego, że kazałem zakończyć znajomość to jak nic nie powiedzieć. Natomiast wydarzyła się wtedy moja osobista tragedia. Tak próbowała łagodzić sytuacja, tak uspowajać, obracać kota ogonem, że ona tylko chciała zostać przyjaciółmi, a on coś więcej, że pierwszy raz w życiu rozkleiłem się emocjonalnie i rozpłakałem się przy niej z bezsilności. Emocje dobiły do 101%. Nie byłem w stanie ogarnąć, jak można tak kurwić logike i cokolwiek próbować tłumaczyć w takiej sytuacji. Gdybym przeczytał wcześniej kobietopedie pewnie zatrzymałbym się z racji niedoświadczenia na 60%. Teoretycznie udało się osiągnąć cel, bo znajomość została zakończona (nie licząc 3 minutowych życzeń urodzinowych). W praktyce wiem, że kurewsko poległem rozklejając się przy niej – wtedy jeszcze nie wiedziałem, że takie zachowanie prawdopodobnie było gwoździem do trumny. Drugie szczęście Przez jakiś czas sprawy miały się jakby lepiej. Pojawił się COVID, emocje wszelakie z nim związane. W łóżku było jakby lepiej no i po jakimś czasie podjęliśmy decyzję, by dzieciak miał rodzeństwo. Szybko poszło. Na wakacje wyjechaliśmy pierwszy raz z parą znajomych co było w sumie fajną odskocznią. Niby wszystko prawie ok, ale lodzik w trudne kobiece dni (okres) nie przeszedł. Od połowy ciąża trochę się skomplikowała - była zagrożona. Zaleceniem było jak najwięcej leżeć, jak najmniej się przemęczać. W okresie świątecznym miała miejsce natomiast stosunkowo gruba akcja przy której chwilo gul emocjonalny skoczył mi do 80%. Marysia wymyśliła sobie, że zorganizuje impreze dla całej rodzinki i wymyśliła pieczenie kilku ciast. Przyjechała szwagierka Ada, ale nie za bardzo chwapiła się do pomocy. Ogólnie wyglądało jakby zalecenia lekarza miała w d. Gdy spojrzałem jak zachyliła się z bebzonem pod łóżko by stękając schować jakąś pościel nie wytrzymałem i wyburzyłem się by się tak nie rozciągała, bo miała zalecenia odpoczywać i tu chodzi o zdrowie i życie dziecka. Odszczeknęła tekstem w stylu „to moje dziecko, a nie twoje”. Te 80% w sekundę tak mnie wkurwiło, że pod nosem, ale nie jej w twarz powiedziałem sobie pod nosem będąc w drugim pokoju coś w stylu „o żesz kurwo”. Dostałem z liścia. Ale twardo mówiłem, że dziecko jest nasze i tu chodzi o jego zdrowie i życie, które swoimi świątecznymi ambicjami naraża. Gdy ochłonąłem przeprosiłem za nazwanie jej kurwą, bo nie miałem tego na myśli (chociaż jeśli by wziąć niedoszłe plany z przyjacielem rodziny), ale stanowisko podtrzymałem, że ma się nie przemęczać by ograniczyć prawdopodobieństwo przedwczesnego porodu. Finalnie urodziła w terminie. Pierwsze pół roku było ciężkie ze względów zdrowotnych małego szkraba. W tej sytuacji w międzyczasie ograniczyłem jedno z dwóch hobby i pozostawiłem jedynie sport by bardziej zaangażować się w rodzinę i wychowanie. Jako ciekawostke dodam, że w ciągu któregoś tygodnia pojawiła się presja (niby od niechcenia) ze strony Marysi oraz jej mamy: „a dużo to roboty by mieszkanie przepisać u notariusza jako wspólne?”. Przez rok wykupiłem katering dla świeżej mamy, by mniej stała przy garach i jakoś tak mniej więcej jak się skończył dostałem piękny strzał przy okazji błahej sprzeczki. Starszy dzieciak chciał pójść do dzieciaka sąsiada pobawić się wczesnym wieczorem, ale Marysia była na kategoryczne nie, bo za późno. Z racji, że dziecku zależało byłem na tak i powiedziałem, że jeśli sąsiadowi nie będzie przeszkadzało to nie widze problemu. Wtedy Marysia wyskoczyła z tekstem: „Jak mnie nie słuchasz to może sąd Cię nauczy”. Był to pierwszy z 3 czy 4 razy kiedy straszyła mnie w jakiejś sytuacji sądem. Z automatu ochłodziło to nasze stosunki. Ciężkie powietrze wypełniało dom i rodzinę, czułem praktycznie cały czas negatywne nastawienie, ale pojawiło się światełko w tunelu. Marysia dała namówić się na terapię DDA (Dorosłego Dziecka Alkoholika) do jak się potem okazało pani feminy Femina Na początku się bardzo cieszyłem, bo najgorszą cechą występującą u DDA był brak możliwości przyjęcia jakiejkolwiek uwagi lub krytyki (przynajmniej odemnie). Po kilku spotkaniach nie zauważyłem różnicy choć Marysia twierdziła, że jej jest lepiej. Po kilku kolejnych spotkaniach przyszła do domu i dumnym głosem obwieściła, że skoro u nas nie dzieje się najlepiej to pani zaproponowała jej małżeństwo kontraktowe. Pierwszy raz o tym słyszałem i nawet wujek google miał problem z wytłumaczeniem o co cho, ale Marysia zaraz wszystko wyjaśniła. Mieszkamy razem, ale jak współlokatorzy (akurat to mi by pasowało, bo do współlokatora powinno się mieć nastawienie przynajmniej neutralne, a do mnie od x miesięcy było negatywne), nie musimy mówić gdzie wychodzimy, poza domem żyjemy swoim życiem. Tak w skrócie. Żegnaj przyjacielu Karolu W międzyczasie przyszedł czas trzeciego wyjazdu wakacyjnego z inną rodzinką. Namówiłem przyjaciela z czasów liceum Karola z jego małżonką (pierwsza kobieta) oraz dzieciakami. Wydawało mi się, że zarazimy się trochę tą rodzinną atmosferą, ale zamiast tego z każdym dniem jakby atmosfera gęstniała, a między mną a Karolem powstawała ściana. No bo jak można inaczej określić sytuację, gdy od zawsze mieliśmy milion tematów do rozmów, podobne poczucie humoru i 80% pokrywających się zainteresowań, a stojąc 5 dnia na plaży z piwkiem w ręku na moje teksty odpowiadał najwięcej jednym zdaniem, sam nie inicjując żadnego tematu. Wszystko wyjaśniło się tydzień po powrocie, gdy namawiałem go żartobliwie na wyjazd we 3 w delegacje z przyjacielem Kacprem (którego też znał) na festiwal muzyczny. Wypultał się do mnie, że on nie oszukuje swojej żony jak my, że jestem chujkiem i hipokrytą itp. Oraz tu będzie ciekawie przez rozdzielczośc majątkową Marysia żyje z 500+, sama łoży na siebie i dzieci i pożycza odemnie (w sytuacji, gdy to wręcz przeciwnie ja musiałem od niej pożyczyć na wyjazd, by móc go opłacić) J Najlepiej opisuje mój obraz ostatnie zdanie podsumowujące mój obraz jaki po 15 latach znajomości zmienił się w jeden tydzień. Ostatnie, które Karol wypowiedział jako jeszcze przyjaciel „Tak Marysia ciebie rysuje, jak tyrana moze gorzej, sorry”. Oczywiście gdy poruszyłem ten temat z Marysią skąd takie pomówienia, powiedziała, że ona czuła się, że jest ofiarą przemocy ekonomicznej (od x lat wszystko opędzałem, a jej cała wypłata i socjał były do jej wyłącznej dyspozycji). Gdy wyśmiałem taki argument zmieniła taktykę, że to musiała coś żona Karola przekręcić. Ma-sa-kra. Awaria telefonu, pióro ze skrzydła? Niewiele się zmieniając w powietrzu wydarzyła się losowa sytuacja – Marysi padł telefon. W ramach nie wiem czego (teraz wiem, że to był błąd) kupiłem jej nowy z wypaśnym aparatem, co by mogła dokumentować rodzinną „sielankę” (duuuuży błąd). Pozytywem tej sytuacji było to, że poprosiła mnie o przerzucenie aplikacji i gdy to robiłem na ostatniej stronie znalazłem aplikacje Tinder. Jak nie trudno się domyślić ciekawość wzięła górę i okazało się, że małżonka nie próżnowała. Jednak emocjonalny skok mojego nerwa potrwał krótko (coraz większe doświadczenie?) do poziomu raptem 50% by szybko opaść do 10%. Kilka rozmów z czego jedna była baaardzo intensywna zakończona spotkaniem w parku. Jednak prawdopodobnie coś wizualne nie zatrybiło, bo koleś zaczął się zasłaniać pracą. Wyglądało to jak typowy kosz ubrany w jakiś tam powód dla delikatności. Niby z jednej strony dźwięczał w uszach ten wspaniały pomysł pani psycholog Feminy pt. małżeństwo kontraktowe, jednak raz, że byłem traktowany na poziomie gorszym niż neutralny, a dwa cały czas pojawiała się chęć kontroli i pytania „gdzie wychodzisz? Kiedy wrócisz?” to wyglądało, jakby miało obowiązywać tylko jedną stronę. Mimo to ze względu na dobro dzieci i zmysł samosachowawczy nie miałem jednak zamiaru korzystać z „zalety” tego rozwiązania a mianowicie „poza domem róbta co chceta”. Chyba intuicja dobrze mi podpowiadała, bo zaczęły się pojawiać przyniesione od pani psycholog Feminy propozycje rozwodu z informacją taką, że dzieciom będzie najlepiej przy mamie. Racjonalne argumenty pod tytułem najlepsza z najgorszych opcji byłaby opieka naprzemienna i to jedyna opcja, którą biorę pod uwagę trafiały jak w ścianę. Prosiłem Marysię by zapytała panią terapeutke na podstawie jakich badań naukowych przedstawia takie tezy – nie doczekałem się ani jednego J Pani wykształcona psycholog Femina wiedziała swoje (trzymajcie się krzeseł) na podstawie relacji/zdjęć na instagramie jej rozwiedzionych pacjentek, gdzie wszystkie były szczęściwe J Życie z instagrama wiarygodnym źródłem dla statystki nie ma to tamto. Zaczęły pojawiać się dosyć często awantury z błahych powodów kończące się zazwyczaj atakiem bym się coś wynajął i wyprowadził się, a Marysia nie będzie mi utrudniać kontaktów z dziećmi. Poziom negatywnych emocji w moim kiedyś białym, a dziś coraz bardziej zakrwawionym ciele na którym wisiały jak szmaty resztki zboi przy tego typu strzale jak ledwo sięgał 10%. Czułem, że gdybym kilka lat temu u notariusza był „jedynie współwłaścicielem” zapewne pod jakimś pretekstem naprawdę zmuszony byłbym szukać sobie jakiegoś lokum. Jak się okazało intuicja już po raz drugi była moim sprzymierzeńcem, bo pewnego poranka gdy wróciłem z dużymi zakupami na kilka dni i usiadłem do pracy zaczał się atak. Tym się różnił od poprzednich, że zaczęły lecieć dodatkowo gęsto przekleństwa. Moje spokojne „nie życzę sobie przeklinania w moim kierunku, chce pracować w spokoju” tylko jeszcze bardziej sprowokowało do ataku. W końcu powiedziałem, że jeśli nie da mi pracować w spokoju włączę dyktafon, na co ona odpowiedziała uwaga uwaga: „A wiesz, że nagrywanie to znęcanie psychiczne? To ja założe ci niebieską karte”. Uuuu grube działo wytoczone zostało. Od tego momentu resztki zboi odpadły, a ja poza ogromnym zdziwieniem poczułem ulgę, bo trochę jednoznacznie pokazało to prawdziwe intencje Marysi. To był już najwyższy czas by dyktafon chodził uruchomiony 24/7. Badboy O dziwo temat niebieskiej karty na razie się więcej nie pojawił natomiast Marysia wpadła na genialny pomysł by zacząć umawiać się na grupie rowerowej na wycieczki. W ten oto sposób poznała pasera. Wiadomo na granicy świata przestępczego największe są emocje i badboy’ów nie brakuje. Na początku znajomość średnio trybiła, ale przyszedł moment na pierwszą próbę spotkania z wspólnym nocowaniem między odcinkami. Jako, że nie mógł ze względu na jakiś wyjazd padła propozycja by styknąć się 11 listopada w podkrakowskim hotelu. Koleś gdy badając sytuację zapytał Marysi czy ją zdradzałem odpowiedziała „W pewnym sensie” J Finalnie póki co do niczego nie doszło (przynajmniej narazie?) bo kontakt się urwał. Nie były to jednak wyrzuty sumienia ani refleksja, co to to nie. Chciał się też wprosić do domu, bo Marysia mu napisała, że mieszka sama z dziećmi, ale sprzeciwiła się, że niby się za krótko znają (albo może jeszcze ktoś mieszka w tym domu) Zbliżała się data ślubu siostry Marysi - Ady. Wahałem się czy nie umówić się na wódke z przyszłym szwagrem i nie powiedzieć mu w co potencjalnie się ładuje, bo wydawało się, że to spokojny koleś zorientowany na posiadanie dzieci, pielgrzymki, te sprawy. Ciekawe czy zdaje sobie sprawę z tego, że jego wybrance imponowało wyrywanie w stylu „pierdole swoje dziecko, nie będę z nim utrzymywał kontaktu”. O przyklaskiwaniu romansom z przyjacielem rodziny czy straszeniem niebieską kartą nie wspomnę. Bo o tym wszystkim wiedziała i to było ok. Finalnie odpuściłem za radą przyjaciela Kacpra – jeśli niedoszły szwager rozgadałby to wszyscy po tamtej stronie by mnie nienawidzili. Tego mi jeszcze brakowało do szczęścia. Wesele & Mr. Chciałbym Całe szczęście w kościele córka męczyła by wyjść z nią na zewnątrz – nie musiałem słuchać wyroku. Życzenia dla Ady miałem złożyć w stylu: „byś w ten dzień była jeszcze bardziej szczęśliwa niż w momencie, gdy dowiedziałaś się ile twój mąż odziedziczy mieszkań”. Ostatecznie nic jej nie powiedziałem, bo nie miałem nawet ochoty się dopchać. Szwagrowi życzyłem owocnej walki ze słabnącą demografią, mimo, że żygać mi się chciało na samą myśl co będzie przechodził. Do pierwszej w nocy na weselu zgodziłem się robić za opiekunkę dzieciaków (no bo wesele siostry, to Marysia chciała się pobawić/wypić). Gdy je uspałem potańczyłem z kilkoma dziewczynami po 1-2 tańce, w tym z Marysią. Gdy wesele się skończyło wziąłem szwagra na bok i wręczyłem mu prezent, z tekstem mającym przyszykować go mentalnie na przyszłą walkę. Prezent baaardzo mu się spodobał, ale okazało się, że wygadał wszystko co mówiłem półżartem półserio o tym co będzie miał za jakiś czas z Adą. To by było na tyle jeśli chodzi o ten „piękny” dzień, jednak był on początkiem nowego problemu, którym stał się kolejny „przyjaciel” rodziny, ale tym razem nowożeńców – Pan vel Chciałbym. Koleś ponad 40, sam od dawna, po kilkuletnim związku w którym klasycznie kobita go spantofliła, ale gdy chciała założyć gps on nie chciał twierdząc, że za mało kasy odłożył. Nadal z tego związku się nie wyleczył, bo nosi jej zdjęcie w porfelu. Mieszka z mamą (sic!), ma kilka dorywczych fuch, w tym trenuje dzieci w kosza. Okazało się, że na weselu stosunkowo dużo czasu spędził z Marysią. Po weselu zaczął się miedzy nimi ostry hotline. Gdy pytał czemu twój facet nie interesował się tobą Marysia nie śmiała wspomnieć, że 2/3 wesela jej facet biegał za dzieciakami. Oto teksty z pierwszego! tygodnia do Marysi: tobie jest ciężko Marysiu; zasługujesz na dobrego faceta; boli mnie gdy siostra Ady musi tak cierpieć; powinnaś go zostawić; DZIECI ZOSTANĄ Z TOBĄ; zasługujesz na szczęście i miłość; PIENIĄDZE nie są najważniejsze (powiedział singiel mieszkający u mamusi); jak masz obok siebie wspanialego faceta to mieniadze szczescia nie daja; ZAWSZE CHCIAŁEM MIEĆ DZIECI (miał okazje); KAŻDE DZIECKO CHCE BYĆ ZE MNĄ; ale ty znosisz upokorzeń i kłótni; Ja bym to zostawi i odszedł bym; Po co się męczyć denerwować; Dzieci na pewno wybaczą; Trzeba im wytłumaczyć na spokojnie, one zrozumią; Ale jak masz się tak męczyć bez radości, życia, miłości; Powinnaś mu to wygarnąć; Nie chciałabyś faceta, który dba o ciebie, troszczy, interesuje; Konie wiedza ze jestem dobry (dorabia pomagając przy koniach zaklinacz koni) ; trzeba tego współlokatora WYRZUCIĆ z domu hehe; Jak się zakocham to dziewyczna będzie mieć ze mna dobrze pod każdym względem, bo oddaje się caly; Pierwszy tydzień znajomości, niezłe rady nie? Ogólnie oboje twierdzili po kilku dniach jakby się znali całe życie (już to słyszałem przy poprzednim przyjacielu rodziny – Konradzie). Jak nastolatki. Ale faktycznie cała akcja wygląda na skrupulatnie planowaną przez szwagierkę Ade przynajmniej od roku, bo imię obiło mi się w jakichś rozmowach mimochodem. Było też dużo pytań wraz z ciekawymi odpowiedziami Marysi (oraz mój komentarz w nawiasie): 1. czego on tak się zmienil przeciez kochal? odkochał się bo byłam straszna i nieznośna, chciałam żeby był mezem i ojcem na 100% (wcale nie chodziło o niedoszły romans w hotelu, straszenie sądami i niebieską kartą) 2. Nie rozmawiacie ze sobą? Praktycznie nie. Tylko o dzieciach. (dlaczego? Może bo pkt.1) 3. Kto opłaca mieszkanie, jedzenie itd. On rachunki, ja wszystko dla dzieci, jedzenie, obiady. (oczywiście ch** prawda, bo ja opędzałem 90% wydatków, socjał ona kosiła) 4. nie chciał was zostawić? Zasłania się dziećmi, że niby w takim układzie będzie im lepiej. (proponowałem kilka razy rozwód i naprzemienną, ale wg. Niej i mamusi tylko dzieci z nią, bo niby to dla nich tzn. dzieci najlepsze) 5. Dzieci mógł widywać, przecież dostałby widzenia? Nawet mu powiedziałam, że nie robiłabym żadnych problemów, mógłby widzieć się z dziećmi kiedy chce. (Ale opieka naprzemienna to nigdy, żeby na papierze było po równo) 6. Jakiego faceta chciałabyś poznać? Taki jak ty w zupełności by wystarczył. To jest bardzo ważne by się wzajemnie wspierać. Akceptować swoje zainteresowania nawet jeśli są inne od naszych. (ale jak ja na zumbie chciałem się poruszać, to wyzywała od gejów – taka to akceptacja zainteresowania) 7. Czy ja bym się nadal na meza? Mysle ze bylbys dobrym mezem i OJCEM. (Ojcem, a kto mamą ?) 8. Chciałbym mieć dzieci, a ty chciałabyś trzecie ? Gdyby się pojawiło to pokochałabym jak swoje (dobry człowiek, ma zasady, kręgosłup moralny, wyliczała Marysia, pięknie chce pomóc w kryzysie rodzinnym w którym już są dzieci) To raptem pierwszy tydzień „poklikania”, drugiego jeszcze nie obrobiłem, natomiast zdradzę, że grane było ustawianie na obiad, wspólny wyjazd w góry oraz do Barcelona na wiosnę oraz impreza urodzinowa szwagierki za tydzień, na który zostały zaproszone same pary, Marysia (oczywiście bezemnie) oraz Mr. Chciałbym. Tu wypada chyba wspomnieć dlaczego nazwałem adoratora per chciałbym. Dlatego, że w tych rozmowach duży by chciał zrobić ze swoim życiem, ale niewiele może. Przy czym na Marysie to wystarczy. Co jest mega istotne to, że po imprezie urodzinowej umawiają się na wspólne nocowanie w hotelu. Dobierają go nawet pod kątem dużej łazienki oraz pojedynczego wielkiego łóżka. Oficjalnie by porozmawiać z gwarancji nietykalności. Nieoficjalnie boję się, że jak wyjdzie z tego dzieciak to ch bombki strzeli i choinki (rozwodu z opieką naprzemienną) nie będzie. To też waham się czy skołować detektywów do udokumentowania tej nocy, czy jednak samemu zrobić wjazd z gotowym szablonem pozwu o rozwód z winą Marysi oraz (i tutaj się waham) opieką naprzemienną lub opcją, że dzieciaki zostają u mnie (i ew. z tego schodzić w negocjacjach do opieki naprzemiennej). Oczywiście drugą opcję musiałbym jakoś uargumentować, ale coś by się znalazło, bo przez te zaraz 2 tygodnie szczeniackiego zakochania i pisania do siebie 21/7 mocno zaniedbała dzieci (zdarzyło się, że chodziło zasikane z dwoma majtkami, mylenie godzin odbioru ze szkoły, lanie wody pod gołe stopy na zimnych gresie rano bez reakcji Marysi, bo gada przez telefon itp.). Poza tym miała myśli samobójcze i bierze prochy od psychiatry. Jeszcze waham się czy nie pogadać ze szwagrem przy % i nie rozjaśnić mu sytuacji, bo zna go tylko z przekazu swojej „wspaniałej” Ady. Ani on, ani nawet Chciałby na bank nic nie słyszeli o poprzednich amantach biednej Marysi, straszeniu sądami i niebieską kartą. Tylko czy waro. Kacper twierdzi, że taki pozew mógłby Marysie otrzeźwić i przystawić ją do pionu (mimo, że nie widzę sensu w „odzyskaniu” jej, co najwyżej przeciągnięciu trochę sytuacji, by dzieciaki jeszcze bardziej podrosły i opieka naprzemienna miała większe szanse. Bo mam wrażenie w jej głowie decyzja jest już podjęta i szuka tylko powodu (bo teoretycznie druga gałąź słaba bo słaba ale jest). Co myślicie? Wiem, że trzeba przyciągać pozytywne emocje, ale bez ściemy boję się, że jak zaciąży za tydzień w hotelu to będzie przejebane. Tempo rozwoju tej znajomości jest ogromne. Edited September 27 by przaśny formatowanie Link to comment Share on other sites More sharing options...
Spokojnie Posted September 27 Share Posted September 27 Gruba historia, przeczytałem pobieżnie z 80% i mam wrażenie, że coś bardzo podobnego tu już było. Schematy, schematy i jeszcze raz schematy. Ogólnie gruba patologia i współczuję Ci, że wylądowałeś w czymś takim. A co Ty zamierzasz dalej sam ze sobą? Bo jednak parę rzeczy masz do przepracowania. 1 Link to comment Share on other sites More sharing options...
elogejter Posted September 27 Share Posted September 27 Grubo duzo pracy przed tobą byku, ten kacperek czy Karolek czy jak mu tam co smyral twoją kobietę, jak usypiałeś dziecko, chłopie na twoim miejscu bym mu tak zapierdolil w czajnik że przez tydzień by się w lustrze nie poznał, a kobietę pogonić w pizdu. zajmij się sobą, szwagra i tą całą Adę pierdol, szwagra nie ostrzegaj bo on zakochany jak ty, chuja zdziałasz tylko sobie sytuację pogorszysz. zajmuj się sobą, pozostałych pierdolic zdrowka Link to comment Share on other sites More sharing options...
Dowódca plutonu Posted September 27 Share Posted September 27 (edited) 57 minut temu, elogejter napisał(a): Karolek czy jak mu tam co smyral twoją kobietę, jak usypiałeś dziecko, chłopie na twoim miejscu bym mu tak zapierdolil Od samego czytania tej historii całej czułem strasznie negatywne emocje. Karolka bym skrzywdził a żonę pogonił w pizdu. Współczuję życia i przebojów z babką. Smutno. Edited September 27 by Dowódca plutonu Link to comment Share on other sites More sharing options...
Stargazer Posted September 28 Share Posted September 28 Jedno mi w tej całej historii umyka - dlaczego Ty obserwujesz to wszystko z boku? Przecież Twoja żona jest wyrachowanym szonem bez krzty empatii do Ciebie i Waszych dzieci. Dlaczego żyjesz z kimś takim pod jednym dachem po tych wszystkich akcjach? 7 Link to comment Share on other sites More sharing options...
Atanda Posted September 28 Share Posted September 28 (edited) 12 godzin temu, przaśny napisał(a): Poza tym miała myśli samobójcze i bierze prochy od psychiatry. Zacznij się prawnie ogarniać, bo małżeństwo już jest stracone. Twoja żona będzie miała wszystko, to co sobie wymyśli. Plus będzie jej pasować do narracji. Ona zdaje się nie ogarniać rzeczywistości, wygląda na mocno zaburzoną osobę. Dobrze, że masz mieszkanie. Będziesz potrzebował wsparcia od rodziny lub bliskich. Zbieraj dowody, jak będzie nieogarnięta to może i z jej winy pójdzie rozwód. Ale na to dużych szans nie ma. Ogarnij się prawnie. Zrób sobie retrospekcje i zastanów się jak po pierwszej zdradzie mogłeś się zgodzić na drugie dziecko. Wyglądasz na biernego gościa, a pani robi co chcę. A z opisu normalna nie jest. Powodzenia i dawaj znać jak rozwój sytuacji. Edited September 28 by Atanda Link to comment Share on other sites More sharing options...
Magos Dominus Posted September 28 Share Posted September 28 Tak to jest jak się nie trzyma ramy. Już po pierwszej akcji z Karolkiem czy Konradem powinieneś ustawić ją do pionu. Teraz idź do prawnika i zbieraj dowody, bo małżeństwo kontraktowe (osobne wtf) jest skończone. Graj wysoko jeśli chodzi o dzieci, bo pewnie i tak dostaniesz mniej niż chcesz. 3 Link to comment Share on other sites More sharing options...
przaśny Posted September 28 Author Share Posted September 28 (edited) Dzięki Panowie za trzeźwe spojrzenia, oceny i rady. Tak jak pisałem w dziale powitania dopiero od kilku miesięcy zacząłem (pooowoli) ogarniać się od strony mentalnej. To, że w wielu kwestiach dałem dupy jest dla mnie oczywiste. Od jakiegoś czasu zbieram kwity, a nazbierało się ich trochę: screeny z paserem i ustawianiem do hotelu, oczywiście screeny z panem Chciałbym, screen gdy przyznaje się mamusi, że miała myśli samobójcze, recepta od psychiatry. Planuje też wynając na czwartek detektywa by udokumentował operacje hotel na wyjeździe. Wydaje mi się, że to powinno w zupełności wystarczyć do rozwodu z orzeczeniem o jej winie. Natomiast najbardziej zależy mi na przynajmniej opiece naprzemiennej chociażby w opcji z gniazdowaniem (czyli zostają w mieszkaniu, a my się zmieniamy). Bo prawie każdy psycholog i badania pokazują, że to najlepsze warunki dla dzieci (choć wiem jak działają sondy w PL). Aktualnie waham się czy pierwszy pozew-straszak poza rozwodem z jej winy rzucać z ograniczeniem praw + dzieciaki ze mną by było z czego schodzić, czy jednak docelowy z opieka naprzemienna. Ponadto poza materiałami od detektywa waham się czy by nie nie pojechać do ich hotelu i nie wręczyć tam jej tam pozwu, by nie doszło między nimi do niczego (boję się, że może zaciążyć i wtedy z opieką naprzemienną może być chuj). Ogolnie mam trochę kart z cyklu jeździ moją firmową furą, bała by się opinii kurwy w środowisku szkolnym, Chciały też boi się "skandalu" bo trenuje dzieci w klubie, a i w rozmowach jarał się "mamuśkami". Jej matka to kopia jej i siotrzyczki, ale jej dziadkowie są mega religijni i też mogliby dla dobra dzieci coś dorzucić do pieca myślę (przepisanie mieszkania po śmierci nie dla niej i siostry, tylko drugiej rodziny). Na koniec wkleje wam przedwczorajszą transkrypcje z dyktafonu, który jeszcze szerzej otworzył mi oczy i potwierdza wasze przypuszczenia, że z małżeństwem już finito. Musze jej oddać, że drugi pogrubiony fragment chyba jest jej trafną diagnozą mojej postawy. To też dobry materiał do nauki dla innych świeżaków jakie po drugiej stronie lutra może byc oblicze tej delikatnej myszki: Matka mówi : ale jesteś zakręcona. Trochę jestem zakręcona nie powiem, że nie. Bo mówił to, mówił tamto. Mąż Ady mówił, że zachowuje się jak dziecko ( ad. o Chciałbym). Wysyłam głosówki do Ady i jej męża. Potrafi się normalnie zachowywać (ad. znów o chciałbym). Mama mówi, że widzę ze jesteś szczęśliwsza, jesteś wesoła co to by było.Żebym sobie nie zaszkodziła. Ja nie chce tego kontaktu wycinać. Nie da się utrzymać w ryzach. Nie da się utrzymać , że nikt więcej do siebie nie poczuje. Jak to dlaczego? Mam też dzieci. Jestem kobietą. Mam jeździć od czasu do czasu do niego na szybki seks ? Kurwa. Jak latawica. Będę działać. Nic z tych rzeczy. Myśle, że on byłby cierpliwi i by mnie wspierał. Ja bym się angażowała, tu zrobię porządek, mam przaśnego, który nie pozwoli na to bym wyprowadziła się z dziećmi. On mi nie pozwoli bym mieszała w to dzieci. Już matka dzwoniła i mówiła, że rozwód to jest taka trauma dla dzieci, może żebym zacisnęła zęby. Jakim kosztem? Czy ja mam ładować w siebie wszystkie dostępne tabletki na rynku. Nie ma żadnego – współlokator. Dziecko wszystko widzi. On jeszcze bardziej będzie odpierdalał. Umówił nas na 11 w poniedziałek (ad. Na terapie małżeńską). Tylko w tym aspekcie pójdę. Karmel ma dobry kontakt do specjalistki od prawniczki typu rozwody i szarpanie się o dzieci. On chce się szarpać. Muszę się zasięgnąć porady czy on się może tak ze mną szarpać i czy on może mi zarzucić, bo on mi stawia warunek i jak się nie zgodzę to spierdalaj i nic ci nie pojde na reke i koniec. Oczywiście ja się nie dam. Nie będę miękka picza i rozłożę rączki. Ja się skonfrontuje z nim przy terapeutce. Mam nadzieje, że mu w pięty pójdzie. Trzeba tej konsultacji. Prędzej czy później to już pierdolę takie rzeczy. Jak ja urodziłam drugie dziecko to już powiedział, że mnie nie kocha. Zgrywał i w domu taki dobry nie był. Ja chce tego uniknąć. A mamusi to nic powiedzieć nie można. Mamusia się denerwuje. Muszę dać sobie deadline’y. Muszę to wykorzystać. Masz racje. Dziękuje za rozmowe. Moje życie jest pojebane, że masakra. Wpadliśmy na karkołomny pomysł, jak przyjeżdżam do Chciałbym nie będę spałą u siostry, i będziemy tam spali z Jarosławem, w hotelu bez świadków. On zapewnia, że z jego strony nic i nic nie zrobi bez jego zgody, i ja tak samo zapewniam. I tyle. I mam nadzieje, że to się uda. Mam nadzieję, że mi nie odpierdoli w tym pustym łbie. To wtedy będzie problem. Tak to nie będzie. Wiem, że bez spiny. Wiem, że mi coś dopierdoli i będę do ciebie dzwonić z tymi moralniakami. Hahaha. Spierdalaj. No niestety taka trochę jestem, ale nie mogę dać po sobie poznać. Masz racje. Spróbuje, weź. Ciuszki mi potrzymasz. Jak już widzisz jak wózek prowadzi (ad. O chciałbym?). Adzie mówiłam. To mnie najmniej obchodzi. To jest pikuś. Teraz też gdzieś był w środku nocy. Wrócił o 2. Nie mogę tego wytrzymać. To zobaczysz. Co za patologia. Lepiej się z tego pośmiać niż płakać. Może kiedyś coś do niego dojdzie. Sam musi sobie uświadomić. Bo inaczej dupa. (ad to zapewne o mnie trafna diagnoza, że przyda mi się red pill). Wiesz. Dlaczego jesteś niemądra. Masz racje w tym aspekcie. Też jesteś lekkoduchem. Ja tez jestem lekkoduchem i myślę, że pieniądze to się same zarabiają. Oj Boże. Jacy oni biedni. Ciezkie kurwa życie. Jak cie łapie za słówka. Przyjaciółko moja kurwa na żonę można liczyć. Jezu. Biedny twój mąż. O boże Chciałbym dzwoni. O nie niech sobie podzwoni. Nie ma że od razu jestem dostepna. Tak to prawda. No dokładnie. Tak. Kurwa. Muszę zobaczyć. Na koniec odpowiem na wasze pytania. @Spokojnie rozwijać się mimo tej sytuacji @elogejter Taką myśl też miałem, ale skończyło się na złapaniu za jaja i grożeniu. Możliwe, że gdybym mu nastukał teraz by to wykorzystała, że niby przemocowiec @Stargazer po części miałem focha za niebieską kartę, ale też grałem na czas by dzieciaki jak najbardziej podrosły jeśli przyjdzie co do czego. A skoro się dzieje juz grubo to czas działać. Przyznam też, że gdy czytałem bloga bodo bylemrogaczem i opisy jego szona (per kfiatuszek) to widziałem podobieństwa, ale nie sądziłem, że moja mogłaby aż tak. Po ten przedwczorajszej rozmowie z psiapsią już wiem, że mogłaby i taki jest świat (kobiety). @Atanda Myślałem, że temat był zamknięty bo i między nami było jeszcze lepiej (choć i tak nie bylo źle). Myślę, że z biernością masz rację, natomiast do tego momentu czekałem na to by najmłodszy dzieciak podrósł do etapu gdzie focus z psychologicznego punktu widzenia zmienia się z matki na ojca. To że robi co chce to 100% prawdy - zrobiłem z niej królową rzucającą rozkazami - dziś o to była spina, gdy powiedziałem "nie". Myśle, że błędy jeszcze popełni, bo czuje się tak mocna i pyszna, że gada z Chciałby przez telefon w domu, gdy jestem w innym pokoju. @Magos Dominus Ramy nie było w ogóle. Zagłaskała mnie i urobiła wtedy jak to rodzinę obroniłem. Mam zamiar grać wysoko, bo mam też trochę kart w ręku, dlatego też waham się czy wytaczać pozew docelowy, czy grubszy i z niego dopiero schodzić i szukać kompromisu. Pozdr Edited September 28 by przaśny Link to comment Share on other sites More sharing options...
Stargazer Posted September 28 Share Posted September 28 Co to za niewdzięczny szon przeokrutny... Vaya con dios, kolego. Trzymam kciuki za powodzenie całej operacji. Link to comment Share on other sites More sharing options...
Magos Dominus Posted September 28 Share Posted September 28 Tak mi się jeszcze przypomniało. 19 godzin temu, przaśny napisał(a): Odszczeknęła tekstem w stylu „to moje dziecko, a nie twoje”. Zrób badania DNA. Tak dla pewności. 3 Link to comment Share on other sites More sharing options...
Bumber Posted September 28 Share Posted September 28 3 godziny temu, przaśny napisał(a): Mam zamiar grać wysoko, bo mam też trochę kart w ręku, dlatego też waham się czy wytaczać pozew docelowy, czy grubszy i z niego dopiero schodzić i szukać kompromisu. Na Twoim miejscu to już bym szukał w chuj ogarniętego adwokata ( najlepszego) w swoim mieście i szykował się na wojnę atomową. I na cito do przerobienia tematy z forum opisujące do czego są zdolne witaminki jak w grę wchodzi rozwód i podział majątku. 1 Link to comment Share on other sites More sharing options...
thyr Posted September 28 Share Posted September 28 Nie chce ci wbijac szpili ale mam watpliwosci co do drugiego bobaska . Ja bym na twoim miejscu zrobil testy . Wspolczuje stary atmosfery w domu . Zbieraj dowody . Pozdrawiam . 1 Link to comment Share on other sites More sharing options...
przaśny Posted Sunday at 09:59 PM Author Share Posted Sunday at 09:59 PM Szybki update: Prawniczka sugerowała działać jak najszybciej i złożyć pozew jako pierwszy z zabezpieczeniem dzieci przy ojcu, ewentualnie naprzemienna opieka. Żona pojechała na imprezę szwagra, tam jedna noc z fagasem w hotelu (detektywi twierdzą, że seksu raczej nie było), drugi dzień u szwagierki i namiętne pożegnania z adoratorem - materiał mocny dla sądu. Po powrocie zastała spakowane pudła, wymienione zamki w drzwiach i pozew. Powiedziałem, że jej nie wpuszczę bo wiem co robiła i w takiej sytuacji się boję, że znowu będzie straszyć niebieską kartą lub dążyć do kontaktu fizycznego. Sytuacja szybko eskalowała do przyjazu milicji ... wróć... policji. Policji, bo spokojnie wysłuchali bidulki "od siotry wracam, a ten mnie nie wpuszcza mimo, że jestem zameldowana i dzieci chce zobaczyć", potem mnie. Sprawdzili, że dzieciom nie dzieje się krzywda, powiedziałem że wróciła od kochanka, jesteśmy w trakcie rozwodu z orzekaniem o winie i dzieciakami przy mnie, boję się jej, że będzie straszyć znów niebieską kartą lub dążyć do kontaktu fizycznego i prowokować. Policjanci rozumieli sytuacje, ona niebardzo. Poszła do sąsiadki prawniczki obmyślać ze szwagierką co robić. Jeszcze strzeliła samobója na komunikatorze, że dopiero teraz to mi założy niebieską kartę By spotkać się z dziećmi postawiłem warunek, że klepiemy u notariusza opiekę naprzemienną jak najszybciej, bo się boję, że je zabierze. Oczywiście codziennie pozwalam na rozmowy przez komunikator ile sobie zażyczy (tak policja radziła), ale już z tylnej kamery, bo z przedniej pokaz aktorski pt. lamenty skrzywdzonej bidulki przed dziećmi był grany godny oskara. Szkoda, że tak nie tęskniła za kontaktem z dziećmi przez 2 dni z fagasem (1 słownie jeden kontakt). Teraz 3-4 razy dziennie musi z dziećmi rozmawiać i wypytuje o co by tu się przywalić w kontekście opieki. Pewnie będzie działać i uderzać w stronę alienacji rodzicielskiej, ale dopóki kwitu nie podpisze skłaniam się ku bunkrowaniu z dzieciakami w domu (bo przeziębione albo covid-srovid). @Bumber W kontekście tematów z forum bardziej chodzi Ci o podtemat "Sprawy rodzinne i dzieciaki" ? Podziału majątku całe szczęście nie będzie, bo wspólność mieliśmy 4 miesiące, a i mieszkanie na mnie było kupione długo po intercyzie. Pozdr 2 1 Link to comment Share on other sites More sharing options...
SuperMario Posted Monday at 07:49 AM Share Posted Monday at 07:49 AM Jak czytam takie historie to w głowie mam tylko jedno... Skąd u niektórych facetów taki brak szacunku do samego siebie żeby akceptować takie coś latami? Gdybym znalazł u swojej ex wiadomość że ktoś ją miział po cipce to wyleciałaby z chaty na kopach na mróz i miałbym w dupie że jest goła, bosa i nie wie gdzie ma pójść. To byłby koniec tej relacji, a tutaj mamy piąty sezon mody na sukces po tamtym zdarzeniu i wątpliwości jak to rozegrać 🤦 Może i w takich sytuacjach działam zero-jedynkowo, ale przynajmniej oszczędzam czas i nie łudzę się że to było niechcący. Zdrada to zawsze jest świadoma decyzja, nie błąd, nie pomyłka, nie dajcie sobie tego wmówić panowie. 6 1 Link to comment Share on other sites More sharing options...
Brat Jan Posted Monday at 08:14 AM Share Posted Monday at 08:14 AM W dniu 27.09.2024 o 22:08, przaśny napisał(a): Oraz tu będzie ciekawie przez rozdzielczośc majątkową Jak udało Ci się to zrobić? 25 minut temu, SuperMario napisał(a): Gdybym znalazł u swojej ex wiadomość że ktoś ją miział po cipce to wyleciałaby z chaty na kopach na mróz i miałbym w dupie że jest goła, bosa i nie wie gdzie ma pójść. No jakby była zameldowana jak u autora to wraz z policją weszła by z powrotem, a Ty za taką akcję na dołek na 48g jako przemocowiec. Link to comment Share on other sites More sharing options...
SuperMario Posted Monday at 09:29 AM Share Posted Monday at 09:29 AM 1 hour ago, Brat Jan said: Jak udało Ci się to zrobić? No jakby była zameldowana jak u autora to wraz z policją weszła by z powrotem, a Ty za taką akcję na dołek na 48g jako przemocowiec. To racja, ale ja jestem w takich kwestiach pojebany, i tak bym tak zrobił, honor ważniejszy niż konsekwencje. A z kurwami nie tańczę i pod jednym dachem mieszkał nie będę. 1 1 Link to comment Share on other sites More sharing options...
nover Posted Monday at 01:30 PM Share Posted Monday at 01:30 PM Wydajesz się być ogarniętym gościem, aż dziwi mnie i jest to jakąś pojebaną abstrakcją jak po tylu krzywych akcjach dalej w to brnąłeś i to latami. Mam przyjaciela, który pływa w identycznym gównie i nikt ani nic nie może go z niego wyłowić od kilku lat. Duży więc + dla Ciebie, że obudziłeś się z tego koszmaru, choć przeczytawszy historię mam nieodparte wrażenie, że kilka jej pozytywnych ruchów w Twoją stronę, jakieś ckliwe pierdolenie o jej zmianie/poprawie i szybko do niego wrócisz "dla dobra rodziny". Jak dla mnie to już daawno się skończyło, chce grać ostro - Ty zagraj ostrzej. Z nią ciśnij do spodu i uprzykrz życie na tyle ile jesteś w stanie bez konsekwencji prawnych. Bez wyrzutów sumienia i litości, wystarczająco latami dała Ci popalić. Jestem z tych co uważają, że kurwe powinno się traktować jak kurwe, nie jak damę. 1 Link to comment Share on other sites More sharing options...
Bumber Posted yesterday at 12:07 PM Share Posted yesterday at 12:07 PM W dniu 6.10.2024 o 23:59, przaśny napisał(a): @Bumber W kontekście tematów z forum bardziej chodzi Ci o podtemat "Sprawy rodzinne i dzieciaki" ? Podziału majątku całe szczęście nie będzie, bo wspólność mieliśmy 4 miesiące, a i mieszkanie na mnie było kupione długo po intercyzie. Pozdr Widzę że jeśli chodzi o majątek to masz w miarę ogarnięte tematy. Chodziło Mi o fakt że jak zaczyna się rozwód to wszystkie chwyty dozwolone i żeby zaraz nie zrobiła z Ciebie przemocowca, pedofila, bandyty, alkoholika wybierz co chcesz. Witaminki nie cofną się przed niczym żeby osiągnąć swój cel nawet po trupach co już nie jeden z braci opisywał w swojej historii 2 Link to comment Share on other sites More sharing options...
przaśny Posted 2 hours ago Author Share Posted 2 hours ago (edited) Update: Po pierwszej mediacji wpuściłem myszke do domu. Znalazła sobie już mieszkanie drzwi obok rodzinki ciotki z 2 dzieciaków w podobnym wieku. Udało się dogadać u mediatorki opiekę naprzemienną bez alimentów, ale dodatkowe koszty opieki (całe szczęście wyszczególnione na zamkniętej liście jak zajęcia dodatkowe, ciuchy, lekarze, ale bez żarcia) biorę 2/3, ona 1/3. Tak adwokat doradziła, by uniknąć za wszelką cenę słowa alimenty w porozumieniu. Zrzekłem się też socjału, ale jakoś to mnie nie boli. W poniedziałek podpisujemy. Ciekawostką było, że przed podpisaniem chciała koniecznie opinii psycholog córki na temat opieki naprzemiennej oraz swojej mecenas. Mecenas pobłogosławiła te 2/3 i 1/3 + socjał, ale jakże byłem przywidujący gdy postawiłem warunek, że w spotkaniu z psycholog córki też chcę uczestniczyć, bo wyglądało ono tak: Najpierw 10 minut budowania historii bidulki, która po powrocie od znajomego z którym grała w planszówki całą noc w hotelu zastała zamknięte drzwi i serce jej się rozpadlo bo dzieci (do których przez 2 dni z kochankiem zadzwoniła na 45 sekund) nie mogła zobaczyć. Tyran nie wpuścił, a w ogóle to czepiał się kiedyś, że był kolega co jej włosy odgarnął z czoła na kanapie, gdy mąż córkę kąpał. Przez te 10 minut obraz przemocowca i psychopaty został tak skrupulatnie zbudowany, że psycholog praktycznie na mnie nie patrzyłą, a gdy jednak zdarzyło się, że spojrzała to nastawienie było gdzieś z pomiędzy pogardy a nienawiści. No ale musiała zapytać też o moją wersje zbudowanej przez (jeszcze) małżonkę rzeczywistości i po 15 minutach tłumaczenia skwitowała to pięknym podsumowaniem - "To w sumie Pan jest tutaj ofiarą". Oczywiście w trakcie moich wyjaśnień myszka non stop próbowała przerywać, wiła się na tej kanapie, rzucała i kilka razy mówiła "kończ już, posłuchajmy o naprzemiennej". Chyba tylko dzięki mojej ripoście psycholog zgodnie z prawdą i badaniami stwierdziłą, że naprzemienna dla dzieci będzie miała najlepsze efekty (ze wszystkich złych rozwiązań). Uffff. Jeszcze jedna ciekawoska - dowiedziałem się, że na weselu obmacywałem drużbantkę w tańcu tak, że nie wiedziała jak reagować Ch, że byłem trzeźwy, ona była 6/10 gdzieś w drugiej dziesiątce rankingu atrakcyjności myszek na imprezie, a na parkiecie było pół rodziny żony. Zaraz dowiem się, że teściową zmacałem. Całe szczeście było to pierwsze wesele w życiu, gdy celowo nie zatańczyłem z "panna młodą". Wyciągnałem z żony, że to nie bezpośredni komentarz drużbantki tylko wie to od szwagierki. Pięknie szwagierka próbuje kręcić bata, ale się zdziwi, bo jej drużbantka o dziwo ma z nią jakiś konflikt i gdy kurz rozwodowy opadnie nie omieszkam zaprosić ją z chłopakiem na kawe i wypytać czy rzeczywiście czuła się napastowana, a potem jeśli będzie potrzeba przygotuje szkic pozwu cywilnego. Natomiast wracając do opieki trochę się jedynie boję, że zanim dzieciaki się przyzwyczają żona z mamusią i szwagerką będą próbowały im robić pranie mózgu i taktyką salami próbować wychodzić z tego modelu opieki. Jedyny plus, że psycholog wydaje się być po mojej stronie i będzie co tydzień monitorować co córka mówi i odczuwa + będę co kilka tygodni ustawiał spotkanie z rodizcami by wprowadzać jej wskazówki w celu maksymalizacji pozytywnych efektów opieki naprzemiennej. Muszę się napić... ale jeszcze nie teraz. Edited 2 hours ago by przaśny Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts