bumblebee Opublikowano 14 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 14 Maja 2016 (edytowane) Witajcie bracia ponownie po dość długiej rozłące (o ile ktoś mnie pamięta) W październiku zeszłego zacząłem studia stacjonarne na kierunku filologia angielska. Tak, wiem, kierunek oblatany, ale zawsze czułem, że z językami sobie radzę jak z niczym innym i patrząc teraz myślę, że to była odpowiednia decyzja. Tak, ale zawsze jest jakieś ale Podjąłem decyzję na swojej uczelni i pociągnąłem za sobie kilku ludzi, którzy chcą studiować tak jak ja - specjalizacja nauczycielska i język w biznesie i multimediach. No i tutaj pytanie do bardziej oblatanych - czy moja ciężka praca ma sens w stosunku do rynku pracy? Lubię to co robię, uwielbiam języki, ale to będzie dla mnie nawał pracy i zastanawiam się czy wyrobię ze wszystkim. Wiem, że dam radę jeśli zapewnię sobie motywację z różnych stron. Dawno nic nie dało mi tyle satysfakcji i myślę, że znalazłem ścieżkę na teraz, ale chciałbym usłyszeć głosy kogoś poza mną Dzięki i pozdrawiam Edytowane 14 Maja 2016 przez bumblebee Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Quizas Jeremi Opublikowano 15 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 15 Maja 2016 Nie wiem czy dobrze zrozumiałem - znaczy zdecydowałeś się na dwie specjalizacje? Jeżeli masz tą wrodzoną łatwość do nauki języków obcych, która może uczynić Ciebie poliglotą, to warto z tego skorzystać. Przy perfekcyjnie opanowanym angielskim jakiś mniej popularny język nawet na poziomie B1 będzie Ci dawał sporą przewagę nad konkurencją na rynku pracy. 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
WojtekSk Opublikowano 15 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 15 Maja 2016 Ja w sumie jestem "lingwistą" - jestem tłumaczem kabinowym i pracuję w Brukseli w jednej z instytucji EU. Przedstawię Ci kilka wniosków z mojej "kariery" i kontaktów z kolegami i koleżankami, którzy skończyli filologie. 1. Wiele z rzeczonych koleżanek "skończyło" filologię ang. i słabo mówi w tym języku, głównie fonetykę mają bardzo słabą. Nie wiem, co tam robili na tych "studiach". Jeśli Ci języki pasują, nie popełnij tego błędu i ostro zapier...laj i ucz się, bo nie ma nic moim zdaniem bardziej żałosnego, niż taka "absolwentka" filologii, co to ani o życiu nic nie wie, ani o języku, którego się niby uczyła 5 lat, co prowadzi mnie do wniosku kolejnego... 2. Filologia nie da Ci wiedzy o życiu, o tym jak świat działa, a to jest wiedza dziś bezcenna. Poczytasz sobie Beowulfa, czy co tam, i to jest super i fajne, ale postaraj się obok tego też czegoś konkretnego nauczyć. Nie mówię od razu, że równolegle jakieś studia prawo/ekonomia/biotechnologia, ale sam mgr z filologii niewiele Ci da, może już myśl o jakichś studiach podyplomowych.. Mówię na podstawię własnego doświadczenia: ja sam skończyłem ekonomię i podyplomowo robiłem studia językowo-tłumaczeniowe, potem też stosunki międzynarodowe zrobiłem w filii amerykańskiego uniwersytetu.... Kształceniu dziś po prostu nie ma końca. 3. W moim fachu - tłumaczy konferencyjnych - najlepsi to ci, co studiowali medycynę/prawo/ekonomię i potem podyplomowo zrobili języki/tłumaczenie - w ten sposób mają jakiś konkretny "fach", coś wiedzą o życiu. Mój wniosek jest taki, że absolwenci filologii gówno wiedzą o niczym. Jeśli chcesz robić angielski w biznesie, to stronę biznesu musisz potraktować naprawdę poważnie. 4. Myślę, że specjalizację nauczycielską możesz sobie darować, chyba że już teraz wiesz, że chcesz być nauczycielem. 5. Rację ma kol. Quizas powyżej - nie zaniedbaj innych języków - w Polszcze chyba teraz niemiecki i/lub chiński miałby największy sens. Jakbyś miał dalsze pytania, dawaj. Pozdro, Wojtek 2 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
bumblebee Opublikowano 15 Maja 2016 Autor Udostępnij Opublikowano 15 Maja 2016 (edytowane) Tak, zdecydowałem się na dwie specjalizacje. Poliglotą może nie będę, ale w swoim krótkim życiu uczyłem się kilku języków, a obecnie pracuję nad norweskim i daje mi to mnóstwo frajdy Dzięki za odpowiedź, mając więcej luzu może zdecyduję się na jakieś certyfikaty z innych języków Kwestie fonetyczne u mnie się mają bardzo dobrze, konsultowałem się z moimi wykładowcami i radzę sobie nieźle. Czytam książki (nie tylko Beowulfy) i staram się czerpać wiedzę z różnych źródeł. Dałeś mi do myślenia w kwestii studiów podyplomowych, będę o tym myślał. Jeśli chodzi o bycie nauczycielem - w sumie to bym chciał więc zostanę przy wyborze dwóch specjalizacji. Myślę, że mam predyspozycje i spróbuję z nich wyciągnąć ile się da Dzięki, jak bede mial jeszcze jakieś pytania to się odezwę Edytowane 15 Maja 2016 przez bumblebee Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
hermes Opublikowano 15 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 15 Maja 2016 @WojtekSk jesli ktos na licencjat jednak wybierze sobie tylko nauke jezyka typu chinski czy czeski to jaka podyplomowka do tego mialaby sens? Jakies zarzadzanie w biznesie czy cos w tym stylu? Tylko wtedy trzeba chyba uczyc sie na wlasna reke zagadnien z zarzadania np. w jezyku chinskim... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
WojtekSk Opublikowano 15 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 15 Maja 2016 Hehe... widać różnicę wieku między nami.. miałem na myśli magisterkę i POTEM podyplomowe... Co komu pasuje, ale coś co realnie przystaje do dzisiejszego świata: bizness, jakaś form prawa, project management, hotelarstwo/hospitality - wszystko najlepiej za granicą, skoro język już znasz... W Chinach jest sporo programów po ang i są nawet tanie, na przykład na Uniwersytecie Ludowym (Renmin Daxue) w Pekinie... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Phantom Slasher Opublikowano 15 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 15 Maja 2016 Lingwista z tej strony. Lingwista z przymusu, dodam. Ba, nigdy nie chciałem studiować czegokolwiek. Poszedłem jednak do NKJO Siedlce, bo rodzice nie chcieli wyłożyć kasy na szkolenia, dzięki którym miałbym pracę, a poza tym pewnie chcieli żebym był tym słynnym wykształciuchem. Tak jak sam język podszkoliłem, to nic innego z tej uczelni nie wyniosłem. Potem oczywiście, nie mogąc znaleźć pracy, zostałem przepchany na jedną z gorszych "uczelni", czyli Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny, uniwersytet tylko z nazwy. Gdybym nie miał piątek z angielskiego w szkole średniej i matury rozszerzonej na 80% (bez zakuwania), to pewnie poszedłbym na jeszcze gorszy kierunek, bo w końcu każdy musi, podkreślam MUSI mieć studia. Większość moich kolegów po studiach językowych pracuje w fachu nauczycielskim. Ewentualnie pojechało za granicę robić wiecie co, bo znają inglisz i są wieelce światowi. Więc jest sporo prawdy w tym, co Wojtek napisał - konkretna specjalizacja + potem język do tego. Ja niestety należę do tych, co nie mieli wiele do gadania w dziedzinie wyboru ścieżki kariery. Obecnie wciąż marzę o tym, aby nie robić magistra, bo szkoda mi czasu, i wrócić do wymarzonego zawodu. O ile technicznie będzie to możliwe (patrz temat: Co Cię wkurwia -> Sądy pracy). Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
hermes Opublikowano 15 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 15 Maja 2016 (edytowane) Mysle ze sam jezyk angielski to dzis za malo. Ciekawy jestem czy jest ktos na forum kto studiowal np skandynawistyke czyli jezyk norweski lub szwedzki i do tego dobrze zna angielski. Z takim polaczeniem raczej nie ma problemu z praca. Magisterke mozna zrobic z np finansow i rachunkowosci i mysle ze smialo mozna pracowac w dzialach finansowych zagranicznych firm. Albo firmach logistycznych... Edytowane 15 Maja 2016 przez hermes Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
GluX Opublikowano 15 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 15 Maja 2016 @bumblebee Studia są przereklamowane. Lepiej wyłożyć na lekcję z native speakerem. Polacy to debile, zamiast wziąć się za konkretną pracę to robią multum studiów, podyplomówek, kursów - a umiejętności praktycznych - ŻADNYCH. Jeśli chcesz znać dobrze angielski to wyjedź na kilka miesięcy gdzieś za granicę - USA, UK - nauczysz się mega szybko + ogarniesz jak faktycznie się mówi. Osobiście też używam sporo ang w pracy, ale to jak my się uczymy - tego para angielskiego, to jest jakaś żenada. Przeintelektualizowanie totalne. 2 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
bumblebee Opublikowano 15 Maja 2016 Autor Udostępnij Opublikowano 15 Maja 2016 W odpowiednim czasie wyjadę do UK, ale muszę poczekać. Lekcje z native speakerem? Miałem, ale nic szczególnego nie wniosły do mojego poziomu języka angielskiego. Studia są przereklamowane dla tych, którzy myślą, że powinni studiować i tylko dlatego to robią. Dla mnie jest to przyjemność, pasja, ciekawość - po prostu się tam widzę. Tak, w UK nauczą mnie języka codziennego, a ja powoli zmierzam w kierunku biznesu i na tym się skupię. Uczymy się para angielskiego? No tak, poniekąd. Na studiach uczymy się języka wzorcowego, którego nikt nie używa. Niemniej, jak ktoś chce, to się nauczy i tego używanego przez "nejtiwów" Niemniej rozumiem twój punkt widzenia, dzięki za rady 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
GluX Opublikowano 15 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 15 Maja 2016 I tego się trzymaj - patrz na umiejętności - papier przy okazji - bo taki mamy pierd*lony wymóg społeczny. Życzę Ci, żebyś odnalazł pasję w tym co robisz! 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Tamten Pan Opublikowano 16 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 16 Maja 2016 Byłem na dwóch spotkaniach ze studentami filologii angielskiej z pewnego polskiego uniwersytetu państwowego, oraz z ich wykładowcą. Spotkania w celu poćwiczenia rozmowy po angielsku, dyskutowaliśmy o muzyce, filmach, robiliśmy analizę tekstów piosenek, zamysłów reżyserskich itd. Wykładowca miał ZAJEBISTY amerykański angielski, mógłby być prezenterem w TV itd, poza tym znam gościa - pracował z żołnierzami amerykańskimi w Iraku, mieszkał w USA itd. Studenci - o kurwa. Po drugim i trzecim roku byli tak fatalni że aż uszy krwawiły. Typowy polisz inglisz "yyyyy ajj...yy....fink dis is...yy...guuud....bikooooz....yyyy....jes". Mówiłem lepiej i płynniej niż 95% z nich, pomijając słownictwo. Oczywiście było dwóch kozaków (chyba nawet dwie laski) ze świetnym angielskim przy których czułem się dość cieńki jeśli chodzi o wymowę/akcent, ale większość - o ja pierdolę. Równie dobrze mogli iść na wyplatanie koszyków albo piorunochronologię. Także - zapierdalaj, a nie "studiuj". 3 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
bumblebee Opublikowano 16 Maja 2016 Autor Udostępnij Opublikowano 16 Maja 2016 Tutaj się z Tobą zgodzę. Większość studentów, z którymi "współpracuję" nie wie prawie nic i nie potrafi się wysłowić. Problem nie leży jednak w studiach, a w studentach. Zapierdzielałem jak głupi przez ostatnie 7 miesięcy, ale się opłaciło i jestem zadowolony z wyników. Kupę pracy przede mną, ale dam radę. Dzięki za odpowiedź Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Phantom Slasher Opublikowano 16 Maja 2016 Udostępnij Opublikowano 16 Maja 2016 9 godzin temu, Tamten Pan napisał: Studenci - o kurwa. Po drugim i trzecim roku byli tak fatalni że aż uszy krwawiły. Typowy polisz inglisz "yyyyy ajj...yy....fink dis is...yy...guuud....bikooooz....yyyy....jes". Na wspomnianym przeze mnie, pożal się, uniwersytecie też pełno takich. I to na magisterce! Tak samo mi uszy krwawiły, bo zaledwie dwie osoby (które tak jak ja, studiowały w NKJO) mówiły płynnie. Dodam jeszcze że na UPH sporo wykładowców uczących angielskiego jest zza Buga. W kolegium miałem native speakerów, jeden świrnięty Irlandczyk z huśtawką emocjonalną a drugi Anglik o włoskim rodowodzie, który mielił ozorem tak że nie dało się go rozumieć na początku, taki akcent. I choć ocen nie miałem świetnych, często oscylujących około trójki, to moja wymowa i słownictwo znacząco się usprawniły. Wielu moich znajomych żartuje, że jestem cyborgiem który w moment zmienia język na angielski I choć za daleką granicę często nie jeżdżę, to nie raz spotkam obcokrajowca, i wtedy znajomość angielskiego się przydaje. Szkoda tylko, że w naszym kraju licencjat jest uważany za nic w porównaniu z magistrem, że żadne to wykształcenie wyższe, choć i tak z samym angielskim nie wiążę żadnych planów zawodowych. Teoretycznie mógłbym być nauczycielem, ale ciężko jest, gdy w szkołach rozwydrzone i coraz bardziej bezczelne dzieciaki. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Sile76 Opublikowano 6 Czerwca 2016 Udostępnij Opublikowano 6 Czerwca 2016 Witajcie bracia, witaj bumblebee, krótko na temat nauki języków, w tym Angielskiego: pracowałem, tu w Niemczech, w tej "branży" oraz studiuję filologię Ang. i Niem. Mam także kontakty akademickie z Polską - w zakresie literatury Niemieckiej. Rozmawiam regularnie z polskimi docentami języka Niemieckiego na polskich uniwersytetach - pracuję na niem. uniwersytecie. Jest w tym kilka ciekawych kwestii: Sposób nauczania języków (wszystkich) bardzo się rozwinął i nadal rozwija. m.in. aby wyeliminować wyżej wymienione wady... n.p. task oriented second language aquisitation. W Polsce, może nie wszędzie, ale dominują "stare" metody - te nowe, mogłyby być twoją szansą, niszą - szczególnie w połączeniu z technologią jak n.p. aplikacje. Tam jest forsa do zarobienia... Ważne jest zapotrzebowanie na dany język - kto i po co chce się go nauczyć lepiej niż w szkole? Tu otwiera się inna szansa: n.p. specialistyczne kursy dla pewnych grup zawodowych, n.p. slużba medyczna (specialne słownictwo etc.). Co tak prywatnie zauważyłem w trakcie ostatnich lat - w Polsce definitywnie przybyło ludzi używających bardzo płynnego i dobrego (także fonetycznie) Angielskiego. Byłem często w towarzystwie osób z Niemiec, Austrii czy tez Belgi w Polsce i słyszałem jak mówiono do nich po Angielsku - nie powiem, byłem dumny .... Mogę trochę porównać - w czasach PRLu moja Matka była nauczycielką Ang. w liceum - sprawy rozwineły się dobrze... Myślę, że zawsze chodzi o to, by znaleść niszę, w której można stać się dużą rybą... so to speak ? Życzę powodzenia! Sile Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
wroński Opublikowano 6 Czerwca 2016 Udostępnij Opublikowano 6 Czerwca 2016 Też bym wskazał na chiński. Angielski jest oklepany a poziom łajajwanadudis wystarczy w codziennym życiu. Angola i tak za cholerę nie zrozumiesz, on ciebie też. Do jakiegoś szkota czy czegoś to nawet nie ma co podchodzić. Za to z chińczykiem bez problemu się dogadasz. On nie kuma za bardzo, ty też, no i bob jest twoim wujem Pasztuński też może być interesujący. Znałem swojego czasu typa co podobno strasznie dobrze znał angielski. Pojechał do londynu do pracy. Kilka miechów utrzymywała go panna, mieszkali z arabami, w końcu się poddał. Roboty nie dostał bo jakoś ni cholery nikt go nie rozumiał. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
bumblebee Opublikowano 6 Czerwca 2016 Autor Udostępnij Opublikowano 6 Czerwca 2016 Tu się nie zgodzę - angola zrozumiem. Co prawda będę potrzebował trochę czasu się przyzwyczaić do akcentu w zależności od rejonu, w którym bym się znalazł. W Szkocji byłem i patrząc z perspektywy myślę, że przy odrobinie wprawy bym sobie poradził. Za chiński muszę podziękować, bo za dużo sobie nawaliłem tych języków i wolę opanować norweski skoro już zacząłem i próbować się z jakimś specjalistycznym angielskim. Życie zweryfikuje. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Doug Opublikowano 6 Czerwca 2016 Udostępnij Opublikowano 6 Czerwca 2016 Osobiscie uwazam, ze znajomosc jezykow obcych jest bardzo przydatna i rozwija czlowieka. Ale ostatnio moj kolega dal mi do myslenia (jego syn chodzi do angielsko-jezycznej szkoly). Mowi: "sluchaj, za pare lat to nasze rozmowy beda tlumaczone przez komputery w czasie rzeczywistym" Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Mosze Red Opublikowano 6 Czerwca 2016 Udostępnij Opublikowano 6 Czerwca 2016 4 minuty temu, Doug napisał: "sluchaj, za pare lat to nasze rozmowy beda tlumaczone przez komputery w czasie rzeczywistym" Słyszę od jakichś 15 lat ten tekst Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Doug Opublikowano 6 Czerwca 2016 Udostępnij Opublikowano 6 Czerwca 2016 @red Ja mu odpowiedzialem cos w stylu tego co w pierwszym zdaniu napisalem. Ale popatrz np. na Amazon Echo... Tego 15 lat temu nie bylo... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Mosze Red Opublikowano 6 Czerwca 2016 Udostępnij Opublikowano 6 Czerwca 2016 Jesteśmy na etapie gdzie komputery są w stanie samodzielnie budować bazy danych w jakiejś dziedzinie i np. rozpoznawać konkretne modele aut i określać na podstawie zdjęć usterki. Co do mowy, to rozpoznawanie dalej w powijakach, sama emulacja całkiem niezły poziom. Tłumaczenie tekstów jest widoczny postęp z roku na rok. 2 - 3 dekady myślę minie do czasu gdy będą w stanie robić translację głosu w czasie rzeczywistym. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Fakt nieautentyczny Opublikowano 14 Czerwca 2016 Udostępnij Opublikowano 14 Czerwca 2016 Siedzę trochę w branży tłumaczeniowej (dorabiam), studiowałem anglistykę i sinologię, a kwestię oprogramowania do tłumaczenia, które byłoby zdolne wyprzeć ludzi z rynku miałem przegadaną wiele razy. Nie ma co się obawiać, dopóki nie zacznie się ono opierać na "czytaniu myśli". Bo jak np. maszyna ma ująć w przekładzie humor, metaforę, ironię i inne tego typu? Oczywiście programy wspierające tłumaczenie rozwijają się w błyskawicznym tempie, ale nie zagrażają zawodowym tłumaczom tak, jak przesyt studentów i absolwentów na rynku, którzy zrobią tłumaczenie za symboliczne piwo 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
bumblebee Opublikowano 31 Października 2016 Autor Udostępnij Opublikowano 31 Października 2016 Minęło kilka miesięcy i... jest dobrze. Liznąłem dosyć fajnie niemieckiego i norweskiego. Przy tym w angielskim wciąż szukam swojej specjalizacji żeby przycisnąć ostrzej, myślę o tłumaczeniach farmaceutycznych i ogarnięciu narzędzi CAT póki co. Tłumaczenia maszynowe, które będą w 100% adekwatne to raczej daleka przyszłość, ale kto wie. Specjalizację nauczycielską odpuściłem, zamiast tego ogarniam wszelakie kursy, nie tylko z dziedzin lingwistycznych (kto wie co mi się w życiu przyda). Ogarniam praktyki i chciałbym zaczynać powoli współpracę z jakimś biurem, zobaczymy jak wyjdzie. Bawi mnie niesamowicie jak łatwo obecnie jest nauczyć się języka jeśli ktoś chce. Ostatnio nawet na Courserze widziałem przygotowanie do jakiegoś certyfikatu z mandaryńskiego. Dzięki za wszystkie odpowiedzi, dały mi do myślenia, będę próbował dalej. 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi