Jump to content

Rozstanie, ogromna depresja i szukanie rozwiązania sytuacji


Recommended Posts

Cześć, 

 

zdarzyło mi się już opisywać sytuację w 2023 roku, dla chętnych link zapodam poniżej:

Przekierowanie do pierwszego topica

 

Nawet nie wiem od czego tu zacząć, ponieważ mam tyle myśli w głowie, że nie potrafię tego pozbierać w całość. W styczniu przeżyłem coś, co złamało mnie całkowicie i do tej pory jestem totalnym wrakiem człowieka, a mianowicie zakończenie 6 letniego związku z partnerką, z którą wiązałem swoją przyszłość. Po kolei:

 

Poznaliśmy się w 2018 roku w pracy, ja byłem świeżo po rozstaniu z inną dziewczyną (związek trwał 4,5 roku) no i jakoś tak poszło, że nieświadomie zrobiłem rebounding, czyli zacząłem spotykać się z moją obecną ex, wspólny wyjazd, łóżko, a następnie związek. Była totalnym przeciwieństwem poprzedniej dziewczyny - spokojna, ułożona, skromna, taka dobra dusza, jednak było wiele różnych sytuacji na samym początku tego związku, które siedziały mi w głowie po jeszcze poprzednim (zbytnie nastawianie się do facetów, pisanie z innymi facetami, kasowanie rozmów itp.). Nie byłem nigdy zazdrosny, ani jej tego nie wypominałem dopóki raz pijana nie przystawiała się do starszego gościa z pracy, którego zdjęcia pokazywała siostrze i mówiła na niego "Pan Odżywka", bo był mocno dobity, ciemniejsza karnacja, fajny zarost. Mimowolnie podczas tych sytuacji nie byłem świadomy, że trzeba przerobić poprzednie rozstanie i skupić się totalnie na sobie, a ja po prostu wziąłem zapychacz, który nie pozwolił mi się w jakiś sposób przerobić. Biorąc pod uwagę te sytuacje, miałem akcje, gdzie pisała do mnie koleżanka (już z innej pracy), jednak nie było w tamtych tekstach niczego złego. Niestety, postanowiłem jak idiota usunąć te korespondencje, a któreś nocy obudziła mnie partnerka robiąc awanture, że usuwam rozmowy, że ją zdradzam itp. Nic takiego nie miało miejsca, ale faktycznie odwaliłem z usunięciem tamtej rozmowy, bo nie miałem żadnych argumentów na to, że pisałem normalnie, jednak w jakiś sposób postanowiłem to usunąć i do tego nie wracać, aby nie było kwasu. Generalnie to ciągnęło się za mną jakiś czas i przy jakieś kłótni zawsze byłem tym najgorszym, bo "pewnie" coś zrobiłem. Doszło do tego, że przestała mnie pociągać seksualnie, nie było z nią nigdy żadnej normalnej rozmowy, tylko przekrzykiwanie się, wbijanie w słowa i pękłem - zakończyłem związek i się wyprowadziłem.

 

Świeżo po zakończeniu z moją obecną ex, jakimś dziwnym cudem zaczęła się odzywać do mnie stara przyjaciółka jeszcze z czasów licealnych (9/10 z wyglądu) i jakoś się tak potoczyło, że przez kolejne 5-6 miesięcy "spotykaliśmy się". Na dziewczynie naprawdę można było się wyżyć, nie miałem nigdy lepszego seksu. Zakończyłem jednak te relację, ponieważ dziewczyna chciała mnie ewidentnie wziąć na dziecko - sygnały w głowie, że wszystkie jej koleżanki mają dzieci, jej matka urodziła ją mając 18 lat, lekarz mówił że jak w ciągu roku nie zajdzie w ciąże to już kaplica itp itp. Miesiąc po zerwaniu była już w ciąży z jakimś gościem z pracy (xD), a za mną ciągnął się stres, że spuściłem z kija za szybko i zalałem formę, na szczęście się tak nie stało.

 

Pech chciał, że od razu po zerwaniu, WRÓCIŁEM DO DZIEWCZYNY Z KTÓRĄ WCZEŚNIEJ ZERWAŁEM! Czyli obecnej ex. Niestety, przyjaciółeczka z czasów licealnych była równocześnie przyjaciółką dziewczyny mojego najlepszego kumpla z którym oczywiście moją obecną ex musiałem poznać. Najgorsze jednak się wydarzyło - obecna ex zaprzyjaźniła się z dziewczyną mojego najlepszego kumpla i w którymś momencie tamta powiedziała, że ja byłem w relacji z tamtą przyjaciółką. To totalnie zniszczyło mój wizerunek w jej oczach i była to kolejna sytuacja, która ciągnęła się za mną do teraz mimo tego, że nie byliśmy wtedy razem (oczywiście dostałem wypominkę, że pewnie już z nią pisałem podczas związku i dlatego wcześniej zerwałem). We wrześniu 2024 wprowadziliśmy się do wspólnego dużego mieszkania, które zakupiliśmy na kredyt i od tego momentu zaczynały się jazdy. Mając na głowie ogromną ratę, wypalenie wszystkich oszczędności + pożyczenie lekkiej sumy do wkładu własnego, nałożenie sobie do tego studiów podyplomowych, nowej pracy, założenie działalności + regularne treningi Boksu wypaliły mnie totalnie ze wszystkich sił na życie. Mając kupę rzeczy na głowie, nie poświęcałem obecnej ex tyle czasu ile tego wymagała. Na początku jak się wprowadziliśmy, co chwila dodatkowo był ktoś z rodziny, ktoś ze znajomych gdzie wolny weekend był naprawdę psychicznym zbawieniem i odpoczynkiem, takim dniem, w którym wiedziałem że jedyne co mogę zrobić to odpocząć od tego wszystkiego i NIC NIE ROBIĆ. Niestety, partnerka czuła się niedoceniona. Wcześniej zaczęła brać leki antydepresyjne, ponieważ miała jakieś traumy z przeszłości, lęki przez które nie mogła funkcjonować (śmierć ojca w tragicznym wypadku, nasze poprzednie rozstanie). 

 

W momencie, kiedy leki zaczęły na nią działać, to równocześnie zaczęło się dziać coś dziwnego. Poznała sobie jakiegoś przyjaciela w pracy i od końca października zaczęła wychodzić z nim, z jego ekipą facetów, oraz z kolegami z pracy. Dodam tylko, że ten przyjaciel ma swoją kobietę, a mimo tego bardzo intensywnie wymieniali rozmowy na Messengerze. Wielokrotnie wspominała, że ona ma tylko samych kolegów, bo "lepiej się dogaduje", co oczywiście było czerwoną flagą, jednak biorąc pod uwagę staż związku czułem, że raczej nic złego nie zrobi. Skoro poczuła się lepiej, to niech w końcu wyjdzie z domu, pozna trochę życia i nie robiłem jej z tego tytułu żadnych wyrzutów. Nie sprawdzałem telefonów, totalnie to pomijałem. Poszedłem w końcu pierwszy raz w życiu na terapię, ponieważ czułem się cholernie przeciążony tym wszystkim co miałem na głowie i nie brałem żadnych leków - przerobiłem swoje niektóre zachowania, a między innymi to, że w momencie kiedy ona mi wypominała rzeczy, krzyczała, to ja po prostu szedłem do innego pokoju i ucinałem temat, albo łączyłem się po prostu ze znajomymi na kompie. Już teraz wiem, że to był mój mechanizm obronny z przeszłości z ciągłych wrzasków matki, gdzie jak ona mnie zjeżdżała z błotem, to po prostu zamykałem się w swoim azylu i czułem, że tam mam spokój. 

 

W listopadzie nie chciała ze mną spędzić żadnego weekendu, bo cały czas wychodziła z ludźmi z pracy. Była to równia pochyła i zacząłem działać. Na początku grudnia zaproponowałem wyjazd do Rzymu w styczniu, aby po grudniowym zapierdzielu mogła się ze mną zrelaksować, a ja chciałem się zaręczyć i oczyścić cały ten syf. Grudzień jest o tyle przerąbanym miesiącem w świecie e-commerce, że robiła ostre nadgodziny i potrafiła wracać o 21 z roboty, gdzie no nie było czasu na jakąkolwiek interakcje i normalną rozmowę.  WAŻNE! Dodam tylko, że dziewczyna mojego najlepszego kumpla zerwała z nim w połowie grudnia, a one we dwie się cały czas przyjaźnią :) Niestety, usłyszałem "no pomyślimy, zobaczymy etc.". Nadszedł początek stycznia i ostateczna rozmowa, w której ona powiedziała mi że nie może przerobić jakoś tych starych rzeczy i ona nie chce być więcej ze mną w związku, że nie daje jej tyle ile potrzebuje, że całkowicie się od niej odciąłem. Zostałem zwalony z nóg, od razu spanie w osobnym pokoju na rozkładanej sofie, kwas w domu mimo tego, że staraliśmy się ze sobą normalnie rozmawiać. Jak idiota, skończony idiota płakałem, pokazałem taką cholerną słabość błagając ją o to, aby do mnie wróciła, abyśmy spróbowali to naprawić. Niestety, nie dała żadnej szansy - ba, nawet totalnie mnie olewała, zlała moje wszystkie uczucia, wyrzuciła do śmieci jak jakiś przedmiot. Dodam tylko, że ustaliliśmy wspólne mieszkanie przez jakiś czas, ale że nie będziemy sobie wchodzić na głowę. Chciałem podejść do tego z innej strony, starałem się zachowywać normalnie, wrócić na treningi, pokazać jej, że sam sobie z tym radzę, jednak za każdym razem polegałem. Dwa dni po rozstaniu była z 5 chłopami w kinie, potem na browarach, gdzie wróciła do domu chwiejnym krokiem - widziałem takie akcje kilka razy w styczniu. Cały czas niszczyło mnie to psychicznie do tego momentu, że się po prostu odciąłem, nie odzywałem się przez 2 tygodnie, poprawił mi się nastrój psychiczny. Doszło do tego, że zainicjowałem rozmowę o tym, że nie możemy razem mieszkać i chwilę o tym pogadaliśmy. Powiedziałem, że to nie ja to zakończyłem w taki sposób i jeżeli to ona zerwała, to powinna sobie sama ogarnąć chatę i się wyprowadzić, bo to nie jest mój problem, nie ja to zakończyłem. Oczywiście powstała kłótnia, bo przecież "ona nie ma gdzie pójść" itp. Powiedziałem, że to nie jest sytuacja na już, to może spokojnie poczekać, ale ja się nie czuje do tego zobligowany. 

 

Poszło kilka niemiłych słów w moją stronę i wtedy pękło coś we mnie - powiedziałem jej, że to ona doprawiała mi rogi (nie miałem na to faktycznie żadnego potwierdzenia), że poroże ocierało mi się o sufit i że prawdopodobnie leciała na karuzeli kutangów, dlatego jej to tak łatwo wyszło. Przerodziło to się w takie piekło, że nagle znalazła gdzieś miejsce, do którego może się wyprowadzić i będzie wyprowadzała się w te niedziele - definitywnie. Zabiera również wspólne zwierzęta, ponieważ powiedziałem że nie chcę mieć nic co by się z nią kojarzyło. Jednak piekło znowu wróciło...

 

Początek stycznia zaliczam do najgorszych okresów w moim życiu, przez tamte sytuacje od końca listopada nie byłem na żadnym treningu, jadłem jeden posiłek dziennie, zacząłem palić e-papierosa aby jakoś się ukoić lub dodać trochę dopaminy, zapuściłem się straszliwie, ostatnie miesiące totalnie przesiedziałem, wylałem mega dużo łez i zryło mi to wszystko tak beret, że nie potrafie normalnie funkcjonować. Jej wyprowadzka i obojętność do mnie całkowicie mnie niszczy krok po kroku, a wiem, że doda oliwy do ognia jej finalna wyprowadzka, gdzie zostanę całkowicie sam w tym dużym domu, nie będzie żadnego dźwięku oprócz mojego. Czuję się Panowie fatalnie, nie mam sił na treningi, nie mam sił na cokolwiek, jestem całkowicie wypalony z życia i dzisiaj miałem załamanie nerwowe w pracy, gdzie mimowolnie łzy zaczęły mi lecieć w robocie przed komputerem, przy ludziach...  Jest to po prostu żałosne, ale nie umiem tego opanować, a nie chcę wydawać kolejnych pieniędzy na psychiatrów, wzbraniam się przed braniem leków psychotropowych bo być może to minie jak się w końcu ogarnę, ale nie mam totalnie siły, nie chce mi się żyć bo czuje, że tracę wspólny element, jakąś cząstkę mojego życia, w końcu dojdzie do sprzedaży tego mieszkania i spłacenie hipoteki. Cały czas z tyłu głowy mam to, jak ona się dobrze bawi z ludźmi, jak ta sytuacja jest jej totalnie obojętna, jak ona to łatwo przepracowała i zostawiła mnie jak śmiecia. Moja samoocena jest równa 0 i zbliżam się dużymi krokami do tego, aby spowodować sobie całkowitą destrukcję z życia. Oprócz sporadycznego wypicia alkoholu i nikotyny niczego nie biorę, jestem całkowicie czysty, byłem zadbany i wysportowany, jednak mimo pójścia ostatnio na basen nie dałem rady przepływać tyle co przepływałem wcześniej. Nic nie sprawia mi radości w tym życiu i chciałbym to jak najszybciej naprawić, nigdy nie miałem takiej rysy na mózgu. Zostaje sam w wieku 29 lat, gdzie żeby się otrząsnąć z tego wszystkiego będę potrzebował około 2 kolejnych lat żeby wrócić do normalności, żeby móc się w cokolwiek zaangażować emocjonalnie. Kogo ja teraz poznam? Dziewczyny, które są już albo przerobione, albo po traumach, albo takie którym zbliża się już ściana i trzeba będzie szybko myśleć czy w tą albo w tą, no po prostu mnie to przeciąża.

 

Czuję, jak chłodne mam ciało, jakbym miał wieczną gorączkę, jakbym po prostu nie żył mając świadomość, że osoba w drugim pokoju przeżywa to tak normalnie jakby nic się nie stało - MIMO WCZEŚNIEJSZEJ DECYZJI O WSPÓLNYM KREDYCIE I JAKIMŚ QRWA ZOBOWIĄZANIU. Usłyszałem tylko, że uważała, że to będzie inaczej wyglądało jak weźmiemy kredyt - świetnie, dziękuję.

 

Panowie, czy ktoś z was może wylać mi jakieś zimne wiadro na głowę żeby się ogarnąć? Czy ktoś może cokolwiek powiedzieć w tym temacie? Cholernie się źle ze sobą czuję, cholernie jest mi przykro z tego powodu i z tego, że powiedziałem też kilka słów za dużo w jakiś kłótniach, jestem totalnie rozmontowany, bez wizji jakiejkolwiek przyszłości mimo tego, że mam w miarę dobrą pracę i jakieś zajawki - ale radość z życia i codzienne normalne funkcjonowanie po prostu zaginęły. Czuje, jakby umarła we mnie jakaś osoba, jestem w totalnym dołku i nie mogę nawet normalnie spać - spanie po 4-5h max to norma i chodzenie w dzień jak zmora. 

 

Dodam tylko, że poblokowałem ją na instagramie aby nie widzieć żadnych relacji, kontakt na messengerze zostawiam. Nie wiem co zrobić ze wszystkimi wspólnymi zdjęciami, nie wiem co zrobić z rzeczami, nie wiem co w ogóle mam robić.

 

Dodatkowo, odezwała się do mnie "przyjaciółka" z jeszcze wcześniejszych lat (miałem chyba 17-18). Jest w moim wieku i napisała wprost, że nie interesują ją emocje, bo ona też ich nie szuka i mi współczuje, ale znajdzie "sposób" żeby temu zaradzić jak do niej przyjadę w sobotę, bo akurat ma wolny dom. Nie wiem jednak, czy to dobry pomysł, bo jestem psychiczną ruiną i czuję moralniaka, że w ogóle takie coś ma miejsce.

 

Proszę, powiedzcie cokolwiek i przepraszam za tak długi post.

 

  • Confused 1
  • Sad 1
Link to comment
Share on other sites

 

Takich tematów jest bardzo dużo. Twój nie wyróżnia się niczym specjalnym. Dobrze, że cię nie wyjebała z chałupy bo byś sobie popłakiwał pod mostem. 

 

Swoją drogą rozpierdala mnie suczy sonar wszystkich świń które nagle otaczają tego osobnika i chcą mu dawać dupy :)

 

Edited by Alejandro Sosa
  • Haha 1
Link to comment
Share on other sites

Kiepska pora roku na rozstanie, sam przechodziłem przez coś podobnego w styczniu kilka lat temu.

Ona już prawdopodobnie wie, kto będzie piastował Twoje miejsce - Ty nie.

Jak masz jakąś chętną koleżankę to leć gdzieś na Kanary pogrzać się w słońcu, potem wracaj na treningi i zacznij wychodzić do ludzi - to najlepsze co możesz zrobić w tym momencie dla własnego samopoczucia. A ona niech jak najszybciej się wyprowadzi, czy to do koleżanki, czy nowego gacha.

 

Kontakty poblokuj, zdjęcia pousuwaj - będzie bolało mocniej (w chwili usuwania), ale krócej.

Powodzenia i głowa do góry - nie Ty jeden przez to przechodziłeś. Jak dobrze pójdzie to za rok będziesz się tylko uśmiechać na myśl o obecnych chwilach.

 

  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

1 minutę temu, VanBoxmeer napisał(a):

Jak masz jakąś chętną koleżankę to leć gdzieś na Kanary pogrzać się w słońcu,

 

 

Co za wyczucie stary, miałem bilet na kanary wykupiony właśnie na początek lutego i nie poleciałem przez własne załamanie. ;) 

28 minut temu, Alejandro Sosa napisał(a):

Takich tematów jest bardzo dużo. Twój nie wyróżnia się niczym specjalnym. Dobrze, że cię nie wyjebała z chałupy bo byś sobie popłakiwał pod mostem. 

 


Tak, wiem, jednak potrzebowałem wydusić z siebie to wszystko, bo jest tu dużo mądrych gości i fajnych osób, które potrafią wylać zimne wiadro na łeb. Zresztą każda historia cechuje się zupełnie innymi powodami, jednak schematy działają podobnie ;)

Link to comment
Share on other sites

52 minuty temu, Alejandro Sosa napisał(a):

chcą mu dawać dupy

Docelowo mają dla niego " inne zastosowanie". 

 

@phonkers Ciężko się czyta, współczuję.

Trochę szkoda, że odwołałeś te wakacje na Kanarach. Zmiana otoczenia mogła by doraźnie pomóc.

 

Godzinę temu, phonkers napisał(a):

- MIMO WCZEŚNIEJSZEJ DECYZJI O WSPÓLNYM KREDYCIE I JAKIMŚ QRWA ZOBOWIĄZANIU.

Nie wiem czy to będzie pocieszenie, ale znam historię gdzie typiara odwołała ślub niemal w ostatniej chwili. Gościu też się tego nie spodziewał. Za pierwszym razem xD.

  • Like 1
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

1 hour ago, phonkers said:

 

Co za wyczucie stary, miałem bilet na kanary wykupiony właśnie na początek lutego i nie poleciałem przez własne załamanie. ;) 

 

 

Nic straconego, bukuj kolejny bilet i leć (najlepiej z tą koleżanką). Nic tak nie poprawia nastroju jak słońce i towarzystwo nowej kobiety, która chce na Tobie zrobić dobre wrażenie.

  • Like 1
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

18 minut temu, VanBoxmeer napisał(a):

bukuj kolejny bilet i leć (najlepiej z tą koleżanką)

 

Strasznie głupie uczucie, bo nie chcę się wiązać z nikim emocjonalnie - na pewno na dłuższy czas, a nawet jak do czegoś dojdzie, to będzie wymienianie wiadomości, jakieś wspominki, Panna sobie może zrobi nadzieje, a samemu zrobię ponownie ten rebounding. Aktualnie patrzę loty na Madeire - w kwietniu są 300 ojro w dwie strony :D

 

Inna sprawa jest taka, że jaja mam już tak spuchnięte, że nie mogłem ostatnio usiąść na rower, a koleżanka sama pisze, że nauczy mnie odpowiednio Hiszpańskiego 😅

 

58 minut temu, Kiroviets napisał(a):

Nie wiem czy to będzie pocieszenie, ale znam historię gdzie typiara odwołała ślub niemal w ostatniej chwili. Gościu też się tego nie spodziewał. Za pierwszym razem xD.

 

Dzięki stary za dobre słowo. Każde jest warte jakiegokolwiek pocieszenia i podniesienia. Zdaje sobie doskonale sprawę, że są ludzie którzy przeżywają piekło w małżeństwach, jeszcze rozłąka z dzieciakami - masakra... Nie zliczę ile widziałem bab na imprezie służbowej z pierścionkiem na ręku, która szła do pokoju "IT" albo do Szefa z Handlowcem 😉

 

1 godzinę temu, VanBoxmeer napisał(a):

Ona już prawdopodobnie wie, kto będzie piastował Twoje miejsce - Ty nie.

 

 

Właśnie to mnie "w głębi" boli chyba najbardziej - że zaraz napatoczy się jakiś inny bolec, który będzie ją dymał. 

Link to comment
Share on other sites

Nie to, że chcę kopać leżącego, lecz… 

 

1. Ty odpowiadasz, za własne życie i decyzje które podejmujesz czy DO KURWY NĘDZY, pech tak chciał? Coś dużo tego pecha - przemyśl. 
 

 

2. Kobieta czasem odchodzi latami, a widzisz skutek w postaci np 3 dni. 
 

3. Sam bym Cię kopnął w dupę jakbym był typiarą. Tarcie chrzanu! To coś dla Ciebie! 
 

4. Czemu się tak czujesz? Na siłę został odstawiony narkotyk… z cipy to trzeba umieć korzystać, zdrowym jest być głodnym kobiety, ale chorym jest być spragnionym baby, a Ty mój drogi jesteś marnym ćpunem cipy. 
 

 

 

Mam nadzieję, że to odchorujesz i staniesz na nogi asap.  Martwię się tylko, że znów wjebiesz się w następną kabałę. I tak do porzygu… kontroluj się!  

  • Like 4
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

Cześć @phonkers!

 

Dzięki, że podzieliłeś się swoją historią. Od siebie powiem, że teraz, to co przeżywasz wydaje się tragedią, ale tak naprawdę nie jest tak źle, jak to sobie wyobrażasz. Przechodziłem podobne rzeczy i teraz z perspektywy czasu wydaje mi się to naprawdę mało istotne, wręcz trywialne i gdy o tym tylko myślę, to pojawia mi się mały uśmiech w kąciku ust i kiwam głową na boki myśląc, jak mogło doprowadzić mnie to do niszczenia własnej psychiki.
 

Nie chcę teraz pisać wyniosłych porad o tym, jak sobie z tym poradzić na głębszym poziomie, bo widzę, że w tym momencie potrzebujesz innych słów z racji tego, że targają Tobą emocje. 
 

Teraz jedną z ważniejszych rzeczy jakie możesz zrobić, to nie reagować impulsywnie, trzymać się za mordę i nie dać się sprowokować. Przechodzisz najgorszy czas. Właśnie jesteś w trakcie i jest to naturalny proces, który wkrótce przejdziesz.
 

Postaraj się wrócić do swoich hobby, zajmij czymś głowę, wycisz się. Nie będzie to proste, ale daj sobie czas. Musisz ten okres najzwyczajniej w świecie przetrwać nie robiąc żadnych głupot. Pamiętaj, o tym że nie jesteś w tym sam, bo masa ludzi przechodzi podobne problemy i z sukcesem się z nich dźwigają. 
 

Tak, będzie Cię to jeszcze męczyć. Tak, będziesz się wkurwiał jak będziesz ją widział zadowoloną (lub udającą zadowolenie - nieistotne). Tak, jebnie Cię jak obuchem jak zobaczysz, że buja się z nowym gościem. Tak, będą gorsze chwile i będziesz cierpiał. 

 

Ale... Pamiętaj i zaufaj mi... Kiedyś wrócisz myślami do tej sytuacji i do tego wątku, złapiesz się za głowę i pomyślisz, że... to było w sumie naprawdę zabawne ;) 
 

 

Edited by Lethys
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

Byles z laska prawie 5 lat i nie widziales ze to zimna suka grajaca role ?  🤔. No coz , moze zapisz sie na jakies lekcje spostrzegawczosci bo ta zdnosc poznawcza u ciebie wybitnie lezy . Nie chce po tobie jechac bo nie o to chodzi ale jak nie ogarniesz glowy to zaraz bedziesz ciagniety  po glebie przez nastepna witamine . 
Osobiscie uwazam ze depresja i  stan zakochania to ten sam proces myslowy tylko z innym wektorem skupienia . Naucz sie nie zakochiwac jesli chcesz miec jakies zdrowe relacje z kobietami .

Edited by thyr
  • Sad 1
Link to comment
Share on other sites

33 minuty temu, zuckerfrei napisał(a):

Nie to, że chcę kopać leżącego, lecz… 

 

 

Czekałem stary na Twój komentarz 😁 nie kopiesz leżącego, szukam gdzieś jakiegoś wspólnego mianownika, bo po prostu mam nie zresetowany system i gdzieś pomiędzy tymi babami zgubiłem część siebie, która właśnie odpowiada za zdrowy rozsądek i nie targanie się emocjami - jak baba 😅

 

17 minut temu, Lethys napisał(a):

Ale... Pamiętaj i zaufaj mi... Kiedyś wrócisz myślami do tej sytuacji i do tego wątku, złapiesz się za głowę i pomyślisz, że... to było w sumie naprawdę zabawne ;) 

 

Wielkie dzięki za długi i merytoryczny tekst. Mam to z tyłu głowy i tak, czas zawsze odgrywał rolę, jednak sytuacja nie była tak skomplikowana jak tutaj. Laska jest z tych nerwowych, co lubią się mścić. Jest narracja, że to ja kazałem jej wyjeżdżać z domu, bo to ona zerwała. Faktycznie, powiedziałem że to ona zakończyła i to nie moja sprawa, żeby ogarniać mieszkanie. Gdybym ja zerwał, to nie siedziałbym tutaj miesiąc, jednak powiedziałem to w normalny i naturalny sposób, bez żadnej agresji i zasugerowałem, że może z tym poczekać (co byłoby swoją drogą błędem). 

 

Rzeczy na bank będzie wynosiła na kilka razy, ale przeczuwam, że może mi narobić kwasu w szczególności, że wyprowadza się prawdopodobnie w okolice gdzie buja się nasze/moje towarzystwo.

25 minut temu, thyr napisał(a):

Byles z laska prawie 5 lat i nie widziales ze to zimna suka grajaca role ?  🤔. No coz , moze zapisz sie na jakies lekcje spostrzegawczosci bo ta zdnosc poznawcza u ciebie wybitnie lezy . Nie chce po tobie jechac bo nie o to chodzi ale jak nie ogarniesz glowy to zaraz bedziesz ciagniety  po glebie przez nastepna witamine . 

 

w sumie to 6 lat nie licząc tej półrocznej przerwy ;) Zmieniła się, jak leki psychotropowe zaczęły na nią działać. Zaczęła nagle chcieć "wychodzić" i cieszyć się życiem 😅

Link to comment
Share on other sites

8 minut temu, phonkers napisał(a):

 

 

 

w sumie to 6 lat nie licząc tej półrocznej przerwy ;) Zmieniła się, jak leki psychotropowe zaczęły na nią działać.  😅

Moze jeszcze wroci jak prozac z niej zejdzie . 

  • Haha 2
Link to comment
Share on other sites

7 minut temu, thyr napisał(a):

Moze jeszcze wroci jak prozac z niej zejdzie . 

 

W tej sytuacji nie widzę żadnego odwrotu, nie wróciłbym po raz kolejny w szczególności jak to wyglądało przez ostatni czas, a dodatkowo nie chcę poprawiać po jej kolegach. 

Link to comment
Share on other sites

1 minutę temu, phonkers napisał(a):

 

Ale po zejściu z prozacu emocje Ci wróciły? :D

Tak i zaczęły bombardować mnie bodźce ze wspomnień. To jest jeszcze o tyle ciekawy lek, że ma bardzo długi okres półtrwania i organizm się może tym nasycać nawet ze 3 mies. i też ze 3 mies. schodzi z cżłowieka, jak nie dłużej.

Link to comment
Share on other sites

8 godzin temu, pytamowiec napisał(a):

Tak i zaczęły bombardować mnie bodźce ze wspomnień. To jest jeszcze o tyle ciekawy lek, że ma bardzo długi okres półtrwania i organizm się może tym nasycać nawet ze 3 mies. i też ze 3 mies. schodzi z cżłowieka, jak nie dłużej.

 

Dziwne... Prozac co prawda to nie jest, ale faktycznie gdzieś w półsłowach powiedziała, że ona nie wie jak to jest kochać kogoś, że nawet nie wie czy kocha własną matkę. Ciekawy lek :D

Link to comment
Share on other sites

11 godzin temu, phonkers napisał(a):

w sumie to 6 lat nie licząc tej półrocznej przerwy ;) Zmieniła się, jak leki psychotropowe zaczęły na nią działać. Zaczęła nagle chcieć "wychodzić" i cieszyć się życiem 😅

Najczęściej taki lek nazywa się nowy bolec.  

  • Like 1
  • Sad 1
Link to comment
Share on other sites

1 godzinę temu, Drago napisał(a):

Najczęściej taki lek nazywa się nowy bolec.  

 

Dokładnie tak to zinterpretowałem i wypomniałem. Dostałem informacje zwrotne, że jestem pojebany że myślę, że robiła mi rogi.

Link to comment
Share on other sites

28 minut temu, phonkers napisał(a):

 

Dokładnie tak to zinterpretowałem i wypomniałem. Dostałem informacje zwrotne, że jestem pojebany że myślę, że robiła mi rogi.

Spokojnie to samo słyszałem, one łżą nawet im oko nie drgnie dlatego dyktafon najlepszym przyjacielem człowieka. Rozwiał wszelkie wątpliwości.     

  • Like 2
  • Sad 1
Link to comment
Share on other sites

Ehhh jak te babska potrafią urobić i to co się po dzieje z czlowiekiem

 

masakra

 

zdrówka życzę, pracy nad sobą, podróżuj, próbuj nowych smaków, sam docenisz jakie jest piękne życie i stwierdzisz - Ale ja głupi byłem że za nią płakałem, kilka miesięcy i będziesz się z tego śmiał ;)))

 

luz

 

  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

17 godzin temu, phonkers napisał(a):

Czuję, jak chłodne mam ciało, jakbym miał wieczną gorączkę, jakbym po prostu nie żył mając świadomość, że osoba w drugim pokoju przeżywa to tak normalnie jakby nic się nie stało - MIMO WCZEŚNIEJSZEJ DECYZJI O WSPÓLNYM KREDYCIE I JAKIMŚ QRWA ZOBOWIĄZANIU. Usłyszałem tylko, że uważała, że to będzie inaczej wyglądało jak weźmiemy kredyt - świetnie, dziękuję.

Przeżywa tak bo to była jej decyzja, Ty przeżywasz tak bo czujesz się jak ofiara.

 

Nic się nie stało, ot trochę niewygodnych emocji i tyle, przeminą szybciej jeżeli pozwolisz im się w całości "wyświetlić' i odczuć.

  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

Ostatnio sam wychodzę z depresji która ciągnęła się miesiącami. Zacząłem powoli ćwiczyć, codziennie staram się czytać. Dbam o sen. Staram się lepiej odżywiać. Pomaga mi w tym... chat gpt. Polecał mi książki do czytania, rozpisuje mi plany żywieniowe, listy zakupów, pomaga robić plan na następny dzień, motywuje i nawet jest niezłym partnerem do dyskusji na tematy filozoficzne. Jest lepiej. Humor lepiej. 

 

Jeśli jesteś w depresji pozwól sobie na to. Posiedź w tym chwilę. Zaakceptuj ten stan. Zrozum o co w nim chodzi. Potem powoli się z tego wygrzeb na swoich warunkach. Wszelkie nagłe ruchy czy branie leków to albo ostateczność i desperacja albo błąd który pogorszy sprawę. Z dna można się wygrzebać tylko krok po kroku co samo w sobie jest wielkim mentalnym wysiłkiem, ale warto. 

  • Like 2
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

18 godzin temu, phonkers napisał(a):

a nie chcę wydawać kolejnych pieniędzy na psychiatrów, wzbraniam się przed braniem leków psychotropowych bo być może to minie jak się w końcu ogarnę, ale nie mam totalnie siły

 Ja pierdole kolejny. Tak, tak samo minie 😄 Chcesz zmarnować rok czasu na dochodzenie do siebie czy wziąć się szybko w garść ?? Idź po te jebane SSRI i nie pierdol, podziękujesz sobie po 2 miesiącach brania i jeszcze rączki będziesz całował, że to zrobiłeś. Mówię Ci nie bądź głupi, weź te leki, one właśnie po to są, będziesz dochodził do siebie przez rok i to będzie fatalny i zmarnowany rok. Po lekach wstaniesz po 2 miesiącach i zobaczysz światełko w tunelu i nowy cel w życiu, gwarantuje

  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.