Skocz do zawartości

Mój największy wróg - ja sam


Rekomendowane odpowiedzi

Hej,

 

dzisiaj postanowiłem opisać pewne zjawisko, które ponownie u siebie zaobserwowałem.

Mianowicie chodzi mi o podświadome zaniżanie własnej wartości. Jest coś czego do dzisiaj nie umiem do końca wyplenić a znacząco może wpływać na podejmowanie decyzji mogących zaważyć na naszym dalszym życiu.

 

Pierwszy raz zaobserwowałem to zjawisko w dużym natężeniu podczas poszukiwań pierwszej pracy, jeszcze w trakcie studiów. Idąc na rozmowę kwalifikacyjną miałem przeświadczenie, że moja wiedza jest mizerna. Rozmowa wypadła tak sobie, ale dostałem się na praktyki. Po okresie praktyk dostałem pracę.

 

Problem leżał w tym, że w kwestiach finansowych godziłem się bezwzględnie na to co proponował pracodawca. Podwyżki dostawałem w miarę pracy, ale co ciekawe, nigdy na własną prośbę. Były one inicjowane przez pracodawcę. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez jakieś 1,5 roku. Byłem wtedy zadowolony i szczęśliwy, że dostałem doceniony. Widzicie już problem o którym piszę?

 

Pracodawca prawdopodobnie znał moją wartość na rynku lepiej niż ja sam. We mnie tym czasem pokutowało przeświadczenie, że ciągle wiem za mało, umiem za mało, pracuję za wolno. Postawa, którą sam stworzyłem w swojej głowie. Ocenianie swojej wartości pod kątem tego czego nie wiem i nie umiem.

 

Światełko rozbłysło mi w głowie, kiedy doszło do rozstania z tamtą firmą. Nadeszły takie czasy, że liczby zaczęły się nie zgadzać, ciężki projekt z ciężkim klientem i brak innych zleceń. Klient niezadowolony od samego początku, bo za wolno, bo nie chcemy pracować po 12h dziennie a terminy go gonią. Dodatkowo management nas sprzedał jako speców od rzeczy, w których specami nie byliśmy i management o tym wiedział. No i się rozjechało. Dużo wtedy odpocząłem mentalnie, dużo przemyślałem, bo dostałem po psychice.

 

Do poszukiwania nowej pracy podeszłem już z nieco innym podejśc. Zacząłem sam siebie doceniać za to co już wiem i umiem, ale kwota na którą się zgodziłem nie była jakaś specjalna. No ale żyć za coś trzeba.

 

Ostatnio natomiast miała miejsce pewna sytuacja, otóż dostałem propozycję dużo korzystniejszą finansowo i niestety stare demony się obudziły.

Że kwoty o których rozmiawiamy są za duże jak na moje umiejętności. Że fajni ludzie, fajna atmosfera w pracy. A w nowym miejscu nie wiadomo jak sobie poradzę. Czyli załączył się strach przed zmianami w życiu. Gdyby kwota nie była tak znacząco różna, to być może niezdecydowałbym się. Z powodu przyzwyczajeń i chwilowym zwątpieniu we własne możliwości.

 

W pozbyciu tych wątpliwości pomogła mi rozmowa z przyjaciółmi przy browarze. Uświadomiłem sobie, że przecież pracuję dla siebie. Pracuję żeby zarabiać, a nie dla samego pracowania. Zabezpieczenie materialne dają pieniądze a nie praca. Co więcej, jeżeli przeszedłem rozmowę kwalifikacyjną, napisałem próbkę kodu i moje wymagania finansowe zostały zaaprobowane to mam pełne prawo uważać, że jestem wart conajmniej tyle na rynku pracy. Nie ma sensu oceniać się przez pryzmat, czego jeszcze nie umiem i czego nie wiem, oraz że być może będę pracować z ludźmi o większej wiedzy niż moja. Być może tak, być może nie. Braki zawsze można dopracować, jak już będę wiedział czego konkretnie mi ewentualnie brakuje w "moim warsztacie pracy".

 

Nie mniej jednak uświadomienie tego zajęło mi trochę czasu. To co mi pomogło to tak jak pisałem, rozmowa z przyjaciółmi oraz z samym sobą.

Pytanie czy wam też się zdarzają zwątpić we własną wartość i jak sobie z tym poradziliście?

 

 

Edytowane przez Nomorepanic
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

46 minut temu, Nomorepanic napisał:

Pytanie czy wam też się zdarzają zwątpić we własną wartość i jak sobie z tym poradziliście?

 

Każdemu się to zdarza, aczkolwiek ne zdarzyło mi się wątpić we własną wartość jako człowiek, na zasadzie jesteś do dupy bo to i to ..... czegoś takiego nigdy nie doświadczyłem.

To chyba kwestia dobrych wzorców z dzieciństwa.

 

Natomiast zdarza mi się, że jestem niezadowolony z czegoś co robię, i takie wątpliwości mnie ogarniają, ale dotyczą one zazwyczaj konkretnej dziedziny lub umiejętności i nie wpływają na moją całościową samoocenę. 

 

Taki problem rozwiązuję prosto, jak jestem z czegoś niezadowolony to zaczynam nad tym pracować, aż osiągnę poziom, który mnie satysfakcjonuje.

 

Dodam jeszcze że od pracy z podświadomością i wzorcami to jest nasz guru: Janusz kołczingu, sebix samorozwoju, cebulak ezoteryki Marek K :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

50 minut temu, Nomorepanic napisał:

Ostatnio natomiast miała miejsce pewna sytuacja, otóż dostałem propozycję dużo korzystniejszą finansowo i niestety stare demony się obudziły.

Że kwoty o których rozmiawiamy są za duże jak na moje umiejętności. Że fajni ludzie, fajna atmosfera w pracy. A w nowym miejscu nie wiadomo jak sobie poradzę. Czyli załączył się strach przed zmianami w życiu. Gdyby kwota nie była tak znacząco różna, to być może niezdecydowałbym się. Z powodu przyzwyczajeń i chwilowym zwątpieniu we własne możliwości.

 

Po pierwsze, prawie każdy człowiek boi się, że nie jest wystarczająco dobry i to jest naturalne. Takie zjawisko wytwarza stres, a stres jest znakomitym motywatorem do działania. Później działasz, działasz, działasz i okazuje się, że wszystko układa się dobrze, więc już się tym nie martwisz. Kolejnym razem mógłbyś iść do nowej pracy, gdzie proponowane zarobki byłyby dwa razy wyższe od poprzednich i mechanizm byłby dokładnie ten sam. Warto popracować nad samooceną, byś to Ty potrafił wyznaczyć granice swoich możliwości, a nie robił tego pracodawca.

 

Po drugie, lęk przed nieznanym będzie zawsze. Kwestia radzenia sobie z negatywną emocją. Ja w swoim życiu mam szczególnie silne lęki przed nieznanym, ale kiedy znajduję się już w tej sytuacji, udaje mi się szybko wyrzucić te negatywne emocje. One są, ale nie ma skupienia na nich z mojej strony. Jestem ich świadom, ale nie utożsamiam się z nimi. Warto w takich sytuacjach się też uśmiechać. Nawet sztucznie i na siłę, nienaturalnie. Jako muzyk, od 6 roku życia mam do czynienia z występami publicznymi i od tamtych lat wciąż towarzyszył mi stres. Od około półtora roku, przed występami zacząłem się uśmiechać na siłę, czasami patrząc przy tym w lustro i komplementować siebie. Obecnie sytuacja wygląda tak, że wyrobiłem sobie nawyk pozytywnych reakcji i emocji przy zdarzeniach stresowych i tego stresu odczuwam znacznie mniej.

Edytowane przez SirMitch
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

49 minut temu, Nomorepanic napisał:

[...]

Pytanie czy wam też się zdarzają zwątpić we własną wartość i jak sobie z tym poradziliście?

 

Bardzo polskie. "nie jestem godzien", czy "ja proch marny" i inne rzeczy wbijane nam od dziecka do głowy.

 

Z rzeczy do zrobienia "już" - bardzo pomogło mi zapisanie się na LinkedIn. Jak co kilka dni zacząłem dostawać oferty opiewające na pięciocyfrowe sumy tak z kraju, jak i zza granicy to ogarnąłem, ze może zarabianie średniej krajowej to nie najlepsze, co mogę zrobić. 

 

Z innych - afirmacje, robienie rzeczy, w których jesteś dobry - to się przekłada na inne sfery życia. Praca nad sobą - siłka, sztuki walki, nauka, co tam chcesz i lubisz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wystarczyło że Twój tatuś na widok zbudowanego statku przez Ciebie z klocków lego powiedział: "zrobiłbym lepszy". Takie gówienko a ryje banię jak nie wiem. Wystarczy takie coś usłyszeć w dzieciństwie parę razy. Albo po prostu nie mieć wielu doświadczeń pokazujących że jesteśmy w porządku. A potem co? Albo uważasz że nie zasługujesz albo masz spinę żeby być the best.

 Grunt to polubić siebie, może nawet i z wewnętrznym dzieckiem popracować? Może to ono się czuje gorsze od innych? Docenić siebie, spojrzeć na swoje życie i nie wiem może i wypisać swoje osiągniecia. Pewnie ich mało nie masz :)

Mi to brzmi jak poczucie niskiej wartości po prostu, ale nad tym da się pracować ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47 minut temu, Grzech napisał:

Bardzo polskie.

Takie zachowanie jest raczej niezalezne od narodowosci.

 

Nie na darmo mowi sie: "Make sure your worst enemy is not living between your own two ears". 

 

Moim zdaniem, to wychowanie. Ja np. strasznie sie sam "biczuje" i nie wiem jak z tego wyjsc :-(

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgodzę się z @Doug. Dużo czasu zajęło mi odrzucenie irracjonalnego przekonania, że jest coś złego/niemoralnego w tym, że zacząłem zarabiać większe pieniądze. W czasach młodzieńczych "kieszonkowego" nie dostawałem wcale, oprócz tego co sam sobie gdzieś dorobiłem. Pieniądze były tylko na rzeczy potrzebne, ewentualnie drobne przyjemności. Ale już dłuższy wyjazd gdziekolwiek trzeba było planować w budżecie z dużym wyprzedzeniem.

 

Dlatego przez pewien czas zmagałem się z myślami, że 300 zł za kurtkę czy buty to bardzo, bardzo dużo, skoro na rynku można kupić za 100 zł. Dopiero z czasem pozbyłem się tego, bądź co bądź spaczonego podejścia (akurat w tym pomogła mi moja kobieta :P).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed chwilą, Doug napisał:

Takie zachowanie jest raczej niezalezne od narodowosci.

 

Nie na darmo mowi sie: "Make sure your worst enemy is not living between your own two ears". 

 

Moim zdaniem, to wychowanie. Ja np. strasznie sie sam "biczuje" i nie wiem jak z tego wyjsc :-(

Bo chcesz sie biczować, a tak naprawde to nie Ty, tylko sztuczna czesc Ciebie stworzona przez rodziców, otoczenie...

Myslisz nie swoimi myslami...One sa negatywne, wywoluja negatywne emocje, to nazywa sie biczowanie...Walczac z nimi dajesz im pożywke...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

1 minutę temu, Assasyn napisał:

Bo chcesz sie biczować, a tak naprawde to nie Ty, tylko sztuczna czesc Ciebie stworzona przez rodziców, otoczenie...

Myslisz nie swoimi myslami...One sa negatywne, wywoluja negatywne emocje, to nazywa sie biczowanie...Walczac z nimi dajesz im pożywke...

 

Dokladnie tak jest. Niestety. :-(

 

Chetnie posluchalbym jakis rad lub rekomendacji...

 

@Nomorepanic:jak z tego wyszles?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyszedłem z tego z czasem. Zwłaszcza pomocna była obserwacja zachowań mojej kobiety, która nie miała takich schematów myślenia wgranych w dzieciństwie. Obserwacja współlokatorów w czasie studiów. Czyli ogólnie ludzi, z którymi żyłem przez pewien czas pod jednym dachem. 

 

Niektórzy znajomi, z którymi widuję się od czasu do czasu mają tendencję do przechwalania się, gdzie to nie byli, czego to nie kupili. Na pewno też czasem zdarza wam się spotykać takich ludzi w swoim otoczeniu. Słuchanie ich pogłebia tylko problemy i nie jest to wartościowy "materiał" do obserwacji.

 

Natomiast obserwując ludzi z najbliższego otoczenia, z którmi widujęsz się na codzień pod jednym dachem daje dużo więcej pozytywnych przemyśleń. Obserwując innych, widząc, że można kupić buty za 200-300 zł i się tym "jarać", kupić grę za 200 zł, albo pojechać ze znajomymi do Budapesztu doszedłem do wniosku, że nie kupują butów, gry, czy biletu, tylko szczęście - bardziej lub mniej krótkotrwałe, ale lepsze niż ciągłe żyłowanie się. Obserwujesz ich rozterki finansowe, czy wydać kasę na wyjazd, czy zostawić na życie, a potem widzisz, że ktoś przez dwa tygodnie żyłuje się bo wydał za dużo ale jest zadowolony dochodzisz do wniosku, że było dla nich warto to zrobić.

 

Kiedyś byłem chorobliwie oszczędny w kwestii zakupu ubrań. Pierwszy raz w galerii handlowej na zakupach byłem chyba w wieku 18 lat, już na studiach. Wcześniej moja garderoba pochodziła z małomiejskiego ryneczku, ze straganu. Najgorsze jest to, że to była pozorna oszczędność, bo nie było to wszystko najlepszej jakości.

Najgorszy był pierwszy zakup droższej rzeczy, którą spokojnie mógłbym kupić taniej. Ceny w galerii szokowały mnie mocno. Natomiast z czasem zauważyłem, że płacąc 200 zł za bluzę to nie jest ekstrawagancja, tylko właśnie dobry zakup. Z czasem oswoiłem się z myślą, że jednak warto było zapłacić tyle za rzecz która bardzo mi się podobała, a do tego dobrze wygląda nawet po dłuższym czasie.

 

Z czasem dysponując coraz większymi kwotami zauważyłem, że mogę sobie pozwolić na zakup droższych rzeczy i nikt z tego powodu nie cierpi. Każdy kolejny zakup uświadamiał mi to, że właśnie po to zarabiam, żeby móc sobie pozwolić na zakup rzeczy, które mi się podobają, na wyjazdy, które doładowują mój akumulator.

 

Teraz planując budżet miesięczny, oprócz stałych wydatków część pieniędzy odkładam, ale część przeznaczam na swoje potrzeby. Przestałem się katować za wydawanie pieniędzy, które zarobiłem własną pracą.

 

Czasem ciągle odzywa się we mnie chęć samobiczowania, tak jak opisałem w tym temacie, ale staram się kierować swoim dobrem i szczęściem.

 

Edytowane przez Nomorepanic
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Grzech napisał:

 

Bardzo polskie. "nie jestem godzien", czy "ja proch marny" i inne rzeczy wbijane nam od dziecka do głowy.

 

Z rzeczy do zrobienia "już" - bardzo pomogło mi zapisanie się na LinkedIn. Jak co kilka dni zacząłem dostawać oferty opiewające na pięciocyfrowe sumy tak z kraju, jak i zza granicy to ogarnąłem, ze może zarabianie średniej krajowej to nie najlepsze, co mogę zrobić. 

 

Z innych - afirmacje, robienie rzeczy, w których jesteś dobry - to się przekłada na inne sfery życia. Praca nad sobą - siłka, sztuki walki, nauka, co tam chcesz i lubisz.

Grzechu mozna wiedziec jaka branza?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomyśl w ten sposób: to nic , że ja wszystkiego nie umiem. Nikt nie umie wszystkiego. Ale za to ja umiem się szybko uczyć tego, co jest potrzebne !

Co ważne: niekoniecznie sama wiedza jest najważniejsza w pracy. A w zasadzie  - na pewno nie jest!

 

Najważniejsza jest chęć do pracy i pozytywne nastawienie!

Znam mnóstwo osób, które mają większą wiedzę ode mnie, ale mniej osiągnęły....

Dlaczego ?

Bo im się nie chce, bo mają inne priorytety, bo nie umieją współpracować w zespole, bo mają chujowy charakter, bo są niesumienni czy nieterminowi, bo są zarozumiali  itp. itd...

 

P.S.

Wychowanie istotnie potrafi na całe życie zryć banię, że człowiek jest "mierny" i absolutnie nie jest nikim wyjątkowym !

To się kurwa potem przenosi na wszystkie sfery życia, i to na wiele wiele lat...a może i do końca żywota.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiedziałbym, że nie wychowanie, tylko środowisko. Co do wychowania to nie mam nic do zarzucenia. Przekazano mi moim zdaniem odpowiednie wartości. Natomiast to, że zawsze trzeba było liczyć pieniądze to inna sprawa. Po prostu nie nawykłem w dzieciństwie do poziomu życia, na który teraz sobie zapracowałem.

Ale mam świadomość, że zrobiłem to sam. Nikt mi tego nie dał, nikt mi tego nie zabierze. Po prostu zmieniam swoje nastawienie konsekwentnie, tylko czasem zdarza mi się chwilowe zawahanie.

 

W tym temacie chciałem je opisać, bo może komuś innemu to pomoże. Jestem świadomy tego problemu i pracuję nad jego naprawą, wiem co mam zrobić. Chciałem tylko przedstawić, że dylematy czasem się pojawiają.

 

Natomiast w wyjściu z tego modelu myślenia tak jak pisałem pomaga zmiana środowiska i jego obserwacja. To nie jest tak, że straciłem całkowicie poczucie własnej wartości jako człowieka. Miałem tylko problem z zaniżaniem własnej wartości jako pracownika na rynku pracy. Ostatecznie zdecydowałem się na zmiany z myślą "co będzie, to będzie'. Może być lepiej, a jak nie to sobie poradzę.

 

Wczoraj obejrzałem ponownie TED Talka, polecam bo naprawdę sam się na nowo zmotywowałem i wyrzuciłem pewne śmieci z umysłu.

 

Fragment z niego, który bardzo mi się spodobał:

"Dam sobie radę. A jak nie? Dam! A jak się przewrócę? To wstanę!  A jak nie? To sobie poleże."

Edytowane przez Nomorepanic
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.