Skocz do zawartości

Spowiedź


HORACIOU5

Rekomendowane odpowiedzi

Szczerze mówiąc to będzie to dość osobisty wpis. Kiedy skończę mam nadzieję, że ktoś z większym doświadczeniem życiowym będzie w stanie odpowiedzieć na moje pytanie i pomóc mi zrozumieć pewną rzecz, bo do dzisiaj jest to dla mnie nie do ogarnięcia. A zatem do rzeczy.

 

Zacznijmy od tego, że byłem wychowywany głównie przez matkę a ojciec odwiedzał mnie bardzo rzadko i dopiero kiedy ukończyłem 18 rok życia nasz kontakty stały się lepsze. W zasadzie to nie wiem czy można niszczenie poczucia własnej wartości nazwać wychowaniem. Teksty od matki w stylu 'jesteś nic nie wart' czy 'niczego nie potrafisz porządnie zrobić' były jedynie lekkim wstępem do reszty. Prawdopodobnie gdyby nie dziadkowie to byłoby znacznie gorzej niż było. Dzięki temu, że byli mogłem zawsze uciec do nich a zwłaszcza do dziadka, który był dla mnie ostoją spokoju, opanowania i w zasadzie stanowił pewien wzór do naśladowania. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że jeżeli ktoś faktycznie kochał mnie bezwarunkowo, to był to dziadek i babcia. A jak to bywało z moją mamą? No cóż, za każdy nawet najmniejszy błąd było masakryczne gnojenie połączone z wpierdolem. Do końca życia zapamiętam jej cios w kręgosłup po którym padłem plackiem... albo kopnięcie w krocze bo upuściłem durne ciastko... cholerne, pieprzone ciastko. Podsumowując, moje poczucie własnej wartości nie istniało, uważałem się za kogoś gorszego i będąc dzieciakiem ciągle zadawałem sobie pytanie "dlaczego mama mnie tak bardzo nienawidzi?".

 

W pewnym momencie pojawiać się też zaczęły teksty, że jestem dokładnie taki sam jak mój ojciec. W sumie nie wiedziałem co o tym myśleć, bo z jednej strony gadała, że ojciec kiedyś czegoś mi było trzeba jak zachorowałem będąc małym to potrafił pół Polski przejechać aby zdobyć lek który by mi pomógł. Mówiła, że chodził na spacery ze mną i pomiędzy wierszami w sumie mogłem odczytać, że cieszył się, że ma syna. I nie, nie byłem jego pierworodnym. Mam jeszcze przyrodnią siostrę oraz brata z którymi w zasadzie nie mam kontaktu a jedno z nich (siostrę) poznałem dopiero na pogrzebie ojca. I kiedy tak mówiła z taką nienawiścią i agresją w głosie, że jestem jak mój ojciec to po prostu miałem rozpierdziel w bani. Zaczęło być znacznie gorzej kiedy zmarł mój dziadek. Wtedy wszystko się nasiliło i będąc w gimnazjum często miałem myśli samobójcze. Nie wiem jakim cudem niczego sobie nie zrobiłem ale jakoś to 'przetrwałem' a do repertuary mamusi doszły teksty, że cytuję: "gdyby Twój dziadek zobaczył Ciebie teraz, to by dwa razy szybciej umarł". Kiedy pierwszy raz padł ten tekst postanowiłem, że do końca życia nie wybaczę jej tego, że tak powiedziała. Chociaż jedno się zmieniło. Kiedy podrosłem, to nie mogła już na mnie podnieść ręki, bo miałem nad nią przewagę... zawsze to jakiś pozytyw w takim rozpierdzielu no nie?

 

Taki stan rzeczy utrzymywał się do momentu, kiedy w wieku 17 lat zachorowałem na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i zapalenie mózgu. Wtedy nagle mamusia dostała zimny prysznic. Chyba każdy rodzic by dostał słysząc, że dziecko ma 50% szans na przeżycie a nawet jeżeli przeżyje to może być w różnym stanie. Okazałem się wyjątkowym szczęściarzem, bo musiałem jedynie przejść krótką rehabilitację aby znowu nauczyć się chodzić i normalnie operować rękoma zamiast rzucać nimi jak bezwładnymi kończynami. No i musiałem też przypomnieć sobie sporo słownictwa, bo dużo niestety straciłem. Tydzień bycia nieprzytomnym zrobił swoje. W zasadzie to jedyny efekt uboczny jaki pozostał mi po tym wydarzeniu to sporadyczne (przynajmniej teraz) bóle głowy i totalnie rozregulowane jelita, które są trzymane na wodzy dzięki odpowiedniemu lekowi. Ale wracając do matki. Zauważyłem, że zmieniła się. Myślałem "o fajnie, teraz będzie trochę lepiej!". I było... przez jakiś okres czasu.

 

Potem znowu zaczęło się rycie bani. Dalej polegało na wmawianiu mi, że jestem beznadziejny ale po powyższej chorobie coś się we mnie zmieniło i w zasadzie zacząłem olewać to co mówiła. Kiedy to zauważała to tak się wpieniała, że obrażała się i przestawała się odzywać, co było mi niezmiernie na rękę. Co ciekawe, kiedy w pewnym momencie rozpadł się mój dwuletni związek, to była niezmiernie usatysfakcjonowana, że to się stało, mimo pierdzielenia, że ona się cieszy z tego że kogoś mam i bla bla bla. Poza tym kiedy odkryłem, że potrafię grać muzykę trance, to próbowała zniszczyć to we mnie z powodu że "to głupie, przecież nic z tego nie masz". Inna ciekawostka była taka, że kiedy zdawałem prawo jazdy (zdałem za piątym podejściem) to zaczęły się teksty, że "chuj z tego wszystkiego będzie, to tylko pieniądze wyrzucone w błoto" i tak dalej. Podobnie było z magistrem: "chuj z tego będzie, prędzej umrę niż tego doczekam". No i standardowy tekst o tym jak to sobie w życiu nie poradzę, bo jestem taki beznadziejny itd itp. jedyne lekarstwo jakie na to znalazłem to po prostu ignorowanie jej pierdzielenia, wtedy przechodziło i po jakichś 15 minutach była zmiana zachowania o 180 stopni. Zapomniałbym o prawdopodobnie najciekawszym tekście mojej mamusi. Stwierdziła, że jeżeli kiedykolwiek ona się zabije, to będzie to moja wina. Czy mogłem na nią liczyć? Jasne, parę razy tak. Tyle tylko że potem w bliżej nieokreślonym czasie było to wykorzystywane przeciwko mnie i wypominane mi. Próbowałem kiedyś jej tłumaczyć, że mówiąc to wszystko rani mnie. A ona co na to? "Ja cię próbuję zmotywować!". Jak walenie głową w mur.

 

I tak patrząc na to wszystko zacząłem się zastanawiać, jak matka może swojemu dziecku tak dopierdalać całe życie? Może mi to ktoś wyjaśnić, bo do dzisiaj nie rozumiem czym jej zawiniłem? Czy to kwestia tego, że wyżywała się na mnie za ojca? Może jakiś inny powód? Może ktoś bardziej obeznany w tym temacie mógłbym mi wyjaśnić dlaczemu? Szczerze mówiąc nieraz żałowałem, że mój dziadek zmarł, bo mam wrażenie że gdyby nadal żył, to wszystko toczyłoby się zupełnie inaczej... a może to tylko moje złudne wyobrażenie. Na sam koniec pewna ciekawostka zupełnie niezwiązana z resztą. Z dziadkiem dodatkowo łączyła nas taka sprawa, że obaj mieliśmy urodziny tego samego dnia a żeby było jeszcze ciekawiej to kiedy np on kończył lat 65 to ja wtedy kończyłem 5 :D I tak jakoś zawsze, ale to zawsze mogłem liczyć na niego i swoją babcię. Szkoda że ich już nie ma...

 

Zapomniałem o jednej rzeczy, która dla mnie jest jednakże bardzo istotna. Kiedy cokolwiek osiągnąłem to moja mama nigdy nie powiedziała, że jest ze mnie dumna, że była w błędzie, że jednak coś potrafię. Natomiast kiedy mój ojciec dowiedział się, że w tym roku obroniłem magistra to bardzo mnie pozytywnie zaskoczył. Był ze mnie cholernie dumny i zaczął chwalić się kolegom, że ma syna magistra. Niby magister teraz to nic takiego... ale cieszy mnie sam fakt, że chociaż jednemu z rodziców sprawiłem taką radość.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z Twojego opisu wyłania się obraz matki głęboko rozczarowanej swoim  życiem. Zapewne wg. niej nic nie jest tak jak sobie wymarzyła/wyobrażała. Z jakiegoś powodu kiedyś związała się z Twoim ojcem i chyba nie muszę tłumaczyć jak powstałeś Ty ;). Jednak dalej coś poszło nie tak i to coś co poszło nie tak, to były sprawy pomiędzy Twoimi rodzicami. Nie miałeś z tym nic wspólnego. 

 

Nieszczęście polega na tym, że Twoja matka widzi problem wszędzie tylko nie w sobie. W jej mniemaniu całe zuło to głównie ojciec, pośrednio dziadek, Ty zaś byłeś na tyle słaby i pod ręką, że frustracje mogła sobie wylewać na Ciebie początkowo całkiem bezkarnie. 

 

Jest w Tobie potencjał na zajebiście nieszczęśliwą jednostkę :( Bardzo dużo osiągnąłeś samodzielnie, to jest powód do dumy i zadowolenia. Masz prawo być dumny z siebie i pewnym sensie i stopniu do tej dumy ma prawo Twój ojciec. Pułapka w Tobie samym polega na źródle Twojej motywacji. Jeśli sięgasz po sukcesy żeby zasłużyć sobie na akceptację i szacunek rodziców, to jest to zgubna droga. I o ile od ojca możesz otrzymać pozytywny komunikat, o tyle matce jak sam widzisz nigdy niczego nie udowodnisz. Nawet jeśli dostrzega, że osiągnąłeś coś pomimo jej narzekań, to i tak nie przejdzie jej przez gardło słowo pochwały, ponieważ będzie dowodem jej omylności. Znasz babę która się myli? Bo ja nie. 

 

Obawiam się, że  jedyne co możesz zrobić to pracować nad jak najszybszym usamodzielnieniem i odseparowaniem się od toksycznego wpływu matki. I przygotuj się, że będzie klinczować, będzie robić bardzo dużo i więcej żebyś się nie wyprowadził. Ponieważ żyje ona w swoim własnym grajdole i ten grajdół, pomimo tego że jest chujowy, to jest wszystkim co ma i co zna. 

 

Sanacja takich relacji jest niemożliwa. Dzwoń raz na miesiąc na piętnaście minut, do domu rodzinnego wpadaj na święta, ale nocleg zabezpiecz sobie poza nim. Wszelkie kontakty z osobami toksycznymi powinny być definitywnie ucinane, jeśli to osoba nam bliska (jak w Twoim przypadku) to Ty zakładasz limity i stawiasz nieprzekraczalne granice. 

Edytowane przez Mnemonic
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj,


Po pierwsze chłopie to brawa za odwagę i moje gratulacje że jeszcze nie zwariowałeś od takiego traktowania. A że od razu razu wyleje na Ciebie kubeł zimnej wody - cóż myślę że tak trzeba.

Tak, tak, Tak, ludzie są zdolni do wszystkiego. Zarówno dobrych rzeczy jak i złych. I to jest fakt. Także nie miej złudzeń, nie czuj złości czy agresji. Zaakceptuj ten fakt - potem już tylko będziesz szybował w górę, to będzie Twoja trampolina, gdziekolwiek pójdziesz dalej.  

Nie ma znaczenia czy będziesz myślał w kategorii doznanego fizycznego bólu, tortur psychicznych czy braku zaufania do ludzi, którzy Cię wychowali.


Odrębną sprawą jest odpowiedzenie sobie na pytanie:

- Dlaczego tak postąpiła? Brak ojca, mechanizm kobiecej psychiki, brak miłości od rodziców, frustracja, żal, rozpacz, zaburzenia hormonalne,  brak hamulców... lista czynników jest długa i mógłbym bawić się domorosłego psychologa, ale moim zdaniem to dzielenie włosa na czworo. Pomóc możesz najpierw sobie, a dopiero potem innym.

Jak to zrobić? Wg planu  - Konsekwentnie i z determinacją budować swoje życie z dala od otoczenia, które jest dla Ciebie toksyczne.
Wyprowadzając się z domu, jeżeli jeszcze tam mieszkasz i masę innych rzeczy, które będą składowymi Twoich planów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Twoja matka cię kocha, gdzieś w głębi serca. To jest paradygmat, od którego musisz rozpocząć całkowitą zmianę myślenia o sytuacji. To jest coś w tym stylu. Masz tonę gówna (zachowania matki obecne), a na samym, samym dole cenny diament (miłość matki). No i co, nie przekopiesz się przez gówno, aby znaleźć diament? Ja bym się przekopał. Zastanów się nad tym. Czy warto? 

 

2. Twoja matka bazuje na nawykach nienawiści, które wypracowała, przenosiła od swoich rodziców, partnerów już od dzieciństwa (70-80% szans, wręcz ja bym dał 100%, ponieważ kobiety ABSOLUTNIE przypominają swoje MATKI - od tego trzeba rozpocząć poszukiwania przyczyny, bo to co się teraz dzieje z tobą to skutek). Prawdopodobnie sama w młodości była podobnie traktowana, jak ty teraz. Musisz się tego koniecznie dowiedzieć, w jakiej atmosferze twoja matka była wychowywana, czy to nawyk wyrabiany od lat i przeniesienie wzorca czy zachowanie nabyte w późniejszym okresie. Wiedza ta jest potrzebna do nawiązania w późniejszym, praktycznie finalnym okresie "oczyszczającego dialogu". O tym trochę później. 

 

3. Musisz się uniezależnić, zacząć zapierdalać, uciec z domu rodzinnego, jak najszybciej (nawet z pomocą ojca, dalszej bliższej rodziny, itp)- własna kasa obowiązkowo, uczucie, że możesz spierdolić z domu w każdej chwili (20-30% czynnik sukcesu). Ja zacząłem od zarobków 500-600 zł + stypendium na studiach i w tym okresie najwięcej się naruchałem :P Biła ze mnie moc niezależności, więc masz dodatkowy plus. Wpierdalałem płatki owsiane od rana do nocy i normalnie żyłem :D Można tak bardzo tanie życie wykombinować, że to jest absolutna komedia. Ja już wpadłem w taki nawyk, że nawet teraz, kiedy zarabiam więcej to i tak dalej funkcjonuję za 700-800 zł/msc. Zabij w sobie dziecko, jednym słowem i jeżeli dasz radę odnajdź prawdziwie męskie towarzystwo, nawet budowa, zapierdol w fabryce, itp. Dało mi to dużo przyznam szczerze, kontakt z mężczyznami, kolegami, itp. Lepsza rama emocjonalna i dobre poczucie humoru wyrobione. Praca powinna być również pewnego rodzaju ucieczką. Uniezależnienie całkowite, w tym emocjonalne to musi być plan długoterminowy. Bez tego to bracie nic dobrego się nie wydarzy. 

 

4. SPOKÓJ WEWNĘTRZNY i na każdą agresję wylewać oazę spokoju, a co najważniejsze POCZUCIE HUMORU. Twoja matka, np. mówi o twojej pasji "to głupie, przecież nic z tego nie masz", a ty odpowiadasz mamo, bardzo dziękuję za dobre rady, będę pracować, aby przekształcić moją pasję w zysk, abyś została milionerką. I nie pierdol, że się nie da zmienić ramy, że ty nie umiesz. Ja też nie umiałem, ale poczucie humoru i spokój wewnętrzny to jest tarcza, przez którą nic się nie przebije i się uczyłem, inaczej podchodziłem do gniewu i obrażania się, dołowania. Zasada zero doła, tylko humor i spokój w każdej kurwa sytuacji. Wystarczy spojrzeć nawet na zachowanie Stanisława Grzesiuka (autor 5 lat kacetu), że nawet w obozie koncentracyjnym jego spokój i poczucie humoru uratowało mu w dużym stopniu życie i to w takich skrajnych warunkach. Zamiast się dołować traktuj każdą konfrontację jako okazję do budowania męskiej, wartościowej postawy. Mnie to kurewsko wiele kosztowało. Mnie matka nawet od chujów, gnojów, nieudaczników wyzywała. Czego ja się na swój temat nie nasłuchałem (wstyd komukolwiek mówić). A później zacząłem sam chodzić do matki i mówić, a wiesz co? Co? ale ze mnie gnój i chuj :D i uśmieszek na twarzy, a później pytanie, a zrobić ci herbatki przygotowanej przez gnoja? A śmiałem się kurwa przy tym niesamowicie:) Ona wyzywa mnie, a ja w śmiech. Z czego się śmiejesz? Jestem gnojem tralalala i kurwa najgorszy koszmar stał się najlepszym dowcipem. Absolutnie każdą sytuację konfliktową należy przekręcać i robić kurwa jaja niesamowite. Mnie to uratowało w 50-60%. 

 

5. Należy doprowadzić do oczyszczenia atmosfery, do poprowadzenia "oczyszczającego dialogu", jedyna szansa wygranej to moment katharsis w relacji syn - matka - z tego powodu potrzebujesz wiedzy o matce, jak najwięcej, dokładnie spisanej i przemyślanej. Musisz doprowadzić w pewnym momencie do skrajnie negatywnych emocji matkę (to wyjdzie pewnie naturalnie z czasem), a później powiedzieć (na ten moment musisz być przygotowany), że jej wybaczasz i dziękujesz za wychowanie. Najpierw musisz się dowiedzieć, dlaczego twoja matka jest, jaka jest, co to spowodowało, nie bój się pytać, także matki. Co należy powiedzieć, aby doprowadzić lub sprowokować oczyszczenie? Mamo wiem, że mnie nienawidzisz, ja ci wybaczam i dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś dobrego (tutaj warto mieć już wyrobione jakieś plecy niezależności). Nie mam do ciebie żalu, ponieważ wiem, że byłaś wychowywana w takich, a nie innych warunkach i tak stworzyłaś swoje życie, ale ja jestem twoim dzieckiem i nic tego nie zmieni. Musisz mi mamo powiedzieć, czy dalej się nienawidzimy, czy spróbujemy się szanować i w przyszłości prawdziwie pokochać? U mnie taka konfrontacja doprowadziła do wielkiego płaczu, przeprosin. Matka wyznała, że nie wie, dlaczego mnie tak źle traktowała, że nie umie się zmienić, ale nawet na terapię się zapisze, żeby walczyć z tym. Ogólnie od dwóch lat mam spokój, nikt mnie nie wyzywa. Matka przeszła metamorfozę ze złej kurwy w dobrą wróżkę. 

 

Napisałem ci najważniejsze rzeczy, które mi pomogły w optymalizacji relacji syn - matka. To u mnie naprawdę zadziałało. To nie jest proste, oj na pewno nie jest. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mnemonic akurat dziadka nie obwinia o nic, bo dziadek wspierał ją jak tylko mógł. Znacznie częściej złem był mój ojciec i dopiero kiedy z nim polepszyły się moje relacje i pytałem jej czy to prawda, że zrobił x / y / z to potwierdzała, że faktycznie tak było.

 

@Wilku dziękuje za rady. Co do wyprowadzenia się, to zrobię to dopiero w tym albo przyszłym roku. Zrobiłbym to wcześniej ale chcę zaczekać aż moja mama dostanie propozycję pracy na stałe po stażu (a ma na to dość duże szanse) i dzięki temu będzie niezależna finansowo. Może to zabrzmi naiwnie albo głupio ale nie mogę jej tak po prostu zostawić z rachunkami na głowie bez żadnego zaplecza finansowego i nagle się ewakuować bo... to w końcu moja matka.

 

@mac wiem, że matka gdzieś tam w głębi mimo tego całego gówna mnie kocha. Kiedy byłem w szpitalu po zapaleniu opon to była u mnie każdego dnia mimo tego, że musiała się zadłużyć u znajomych w tym celu. Co do jej rodziców to wiem, że na dziadka mogła zawsze liczyć i do niego nie miała żadnych zarzutów, gorzej z moją babcią. W tym przypadku było tak, że kiedy moja babcia zaszła w ciążę to chciała moją mamę po urodzeniu oddać do Domu Dziecka (powód: wcześniej urodziła już dwoje dzieci w postaci mojego wujka i mojej ciotki) ale mój dziadek stanowczo się na to nie zgodził. Proporcje rozłożyły się tak, że moja mama była oczkiem w głowie dziadka, który pomagał jej jak mógł i wspierał, a wujek i ciotka mogli bardziej liczyć na moją babcię. Co ciekawe kiedy moja babcia zachorowała to ciotka zupełnie ją olała, wujek w sumie też średnio do tego podchodził mimo że mieszkał razem ze swoją matką no i jedyną osobą, która się nią zajmowała była moja mama. Dopiero wtedy moja babcia zdała sobie sprawę z tego na kogo tak naprawdę może liczyć i byłoby znacznie lepiej gdyby ciotka się nie wpierniczyła w pewnym momencie a potem olała sprawę... ale w to już nie będę wnikał, bo dużo by czasu zajęło opisywanie tego.

 

Pracę znalazłem w zeszłym roku i mogę śmiało powiedzieć, że odżyłem wtedy. Często nie ma mnie w domu i kiedyś usłyszałem jak moja mama powiedziała, że smutno jej, że się tak mijamy w domu z powodu pracy. Nie zarzucała mi, że to źle że pracuję, wręcz przeciwnie. Ponadto już teraz usłyszała, że mam zamiar się w pracy rozwijać, ponieważ mam takie możliwości. A co do spokoju wewnętrznego... parę lat temu faktycznie ruszały mnie jej teksty i gotowało się we mnie. Stawałem się wtedy chodzącą bombą zegarową gotową wybuchnąć w najmniej odpowiednim momencie. Z czasem wyrobiłem sobie taktykę, że kiedy zaczyna jakieś swoje dziwne zachowania to po prostu jest ignorowana i traktowana jak powietrze. W momencie kiedy zaczyna rozmawiać normalnie jak człowiek to wtedy dopiero zauważam ją i odpowiadam. Chociaż czasami trzeba nieźle zacisnąć zęby żeby się nie dać wyprowadzić z równowagi.

 

Co do poczucia humoru o masz rację. W tym miesiącu chciała zacząć potok słów o typowej treści ale ją rozśmieszałem i stwierdziła, że nie może nic powiedzieć, bo się śmieję i przez to ona się śmieje. Faktycznie będę musiał częściej to robić.

 

Szczerze mówiąc to chciałbym taki dialog przeprowadzić. Parę razy zastanawiałem się nad tym tylko nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Najtrudniejsze chyba w tym będzie po prostu szczere wybaczenie wszystkiego co się działo. W każdym bądź razie dziękuję za rady i z czasem postaram się to wszystko, jak to określiłeś, zoptymalizować.

Edytowane przez HORACIOU5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@HORACIOU5 to są bardzo emocjonalne sprawy, musisz stopniowo je rozładowywać, nie na zasadzie wybaczam i koniec, jest super i świetnie, do wybaczenia trzeba dojrzeć...

To długa droga, wybaczenie nie oznacza że jest super, ale zrozumienie czemu tak jest, potem jesli juz to rozumiesz następuje cos w rodzaju buntu, nie potrafisz uwierzyć że ktos bliski Cie krzywdził, to przewraca prawidłowy porządek rzeczy...Ale patrzysz juz z dystansu na wszystko...Podobnie z poczuciem humoru ;) To świetna sprawa obracać wszystko w żart, ale też nie do konca...Jesli ktoś odpowiednio do tego sie nie zdystansował to powiedzenie, nawet w żartach do matki ''Ale jestem frajer i fajtłapa'' może wprowadzić Cie w zły nastrój i obniżyć samoocene...Trzeba to przepracować, zrozumieć...Duzo tez zależy od Twojego temperamentu, przywiązania emocjonalnego do matki i tak dalej...

Brak wybaczenia to w pewnym sensie poczucie żalu, zranienia i nienawiści...Musisz wiedzieć że ta nienawiść jest w Tobie, że matka może lepić pierożki i nic nie wiedzieć ze w sąsiednim pokoju jej nienawidzisz...

Najgorsze w dialogu z druga osoba a szczególnie blisko osobą jest pamieć że Cie zraniła, zniszczyła...Bardzo fajnie że sie starasz i pracujesz nad tym , to bardzo istotne że idziesz na przód :)

Wyjazd z domu to dobra sprawa, ale wiedz że nie przepracowane wzorce zostaja w Tobie, ewakuacja z domu odcina Cie tak jakby od źródła problemów, czyli matki, no ale do momentu odcięcia pępowiny te problemy jednak były zasilane i ciągle są...Wyprowadzka wyłącza z gniazdka negatywną energie, ale jednak ta energia ładowała Ciebie przez długi czas...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Assasyn masz rację co do negatywnej energii. Czasami kiedy siedzę sam i myślę o tym, to sam dochodzę do wniosku, że mam tej energii aż za dużo i zastanawiałem się jak to rozładować. Najsmutniejsze jest to, że to wyniszczenie pewności siebie i samooceny zajmuje sporo czasu do odbudowania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, HORACIOU5 napisał:

@Assasyn masz rację co do negatywnej energii. Czasami kiedy siedzę sam i myślę o tym, to sam dochodzę do wniosku, że mam tej energii aż za dużo i zastanawiałem się jak to rozładować. Najsmutniejsze jest to, że to wyniszczenie pewności siebie i samooceny zajmuje sporo czasu do odbudowania.

Miałem i chyba nadal mam z tym delikatne problemy, u mnie problem do pokonania był/jest  bardzo mocno utrudniony, bo z natury jestem człowiekiem agresywnym.

Dzięki świadomości tego nie chodzę po mieście i nie szukam zaczepek, aby sie rozładować i to na +

Agresje wewnętrzna rozładowuję w inny sposób, bardziej przedsiębiorczy, na przykład zapisując sie na strzelnictwo, róznego rodzaju kursy, robie sobie wycieczki jak ostatnio Kielce- Białystok i tam gdzie jestem aktywny, gdzie trzeba coś ''załatwić''  w tej pozytywnej postaci...

Żebym rozładowywał ta energie w sposób negatywny to jestem przekonany że siedziałbym juz  w wiezieniu, albo stoczył setki bójek, badz zwiazał sie z wyblakła emocjonalnie pania i bym stworzył patologiczna rodzinę...

Dzieki pracy nad soba i świadomościa potrafie to kontrolować ;) Postaraj się w podobny sposób, przynajmiej spróbuj ;)

Edytowane przez Assasyn
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Assasyn w moim przypadku negatywna energia objawia się w inny sposób. W przypadku kulminacji to po prostu potrafię powiedzieć dużo bardzo paskudnych rzeczy i nie zdarzyło mi się jeszcze abym wyładował się na kimś fizycznie. Mam jakąś wewnętrzną blokadę która powstrzymuje mnie przed zrobieniem tego. Może jest to świadomość, że jeżeli to zrobię to stanę się tym czego nienawidziłem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.