Skocz do zawartości

Poczucie bycia ważnym


Artem

Rekomendowane odpowiedzi

Jesteś małym dzieckiem. Otrzymujesz od rodziców miłość, akceptację. Rozwijasz się, zaczynasz gaworzyć. Wszyscy zwracają na Ciebie uwagę. Nierzadko nawet rodzice podejmują z Tobą "dialog". Coś do Ciebie mówią, czego Ty jeszcze nie rozumiesz, samemu chcesz im coś przekazać ale oni jeszcze nie rozumieją Ciebie. Mimo wszystko reagują na to, że jesteś, na to, że mówisz. Mija kilka lat, zaczynasz podejmować pierwsze ważne decyzje. Rodzic Cię pyta na co masz ochotę, czy na gofry czy lody. Zaczynasz nazywać swoje potrzeby i o nich mówić, kształtuje się Twoje JA. Zaczynasz wybierać między spędzeniem czasu z tatą na spacerze, czy pójściu z nim do kina na bajkę.  Twoje zdanie się liczy a Twoja potrzeba jest spełniana lub uczysz się jak samemu o nią zadbać. Wkrótce idziesz do przedszkola/szkoły. Poznajesz inne dzieci. Masz w sobie wiele miłości od rodziców, nie myślisz o tym, że Ci czegoś brakuje, po prostu idziesz i bawisz się z rówieśnikami. Poznajesz ich i dalej się kształtujesz.

Dostałeś pakiet, który powinno mieć ze sobą każde dziecko. Możesz iść z tym pakietem w świat, ciągle go rozwijać i dzielić się nim z bliskimi. Ten pakiet to miłość, akceptacja i poczucie bycia ważnym. Bo Ty jesteś ważny. W końcu rodzice, dziadkowie, wujkowie i ciocie, ciągle Ci o tym przypominali. Inni liczą się z Tobą, z Twoim zdaniem. Nic nie musisz, bo czujesz się wypełniony miłością do samego siebie. Nie musisz niczego udowadniać, udawać kogoś innego, grać, kłamać. Rodzice nauczyli Cię kochać samego siebie. Pokazali, że jesteś dla siebie samego najważniejszą osobą w życiu...

 

 

Niestety tak do końca nie jest. Nie trzeba pochodzić z domu alkoholowego aby wyjść z niego, z poczuciem pustki, zagubienia i niskiego poczucia własnej wartości.

Otrzymujemy skrzywiony obraz siebie i szukamy wszelkiej rekompensaty w świecie zewnętrznym, zapominając o samym sobie. "Ważność" to atrakcyjna dziewczyna, posiadanie samochodu, albo dobrze płatnej pracy. Ale co gdy dziewczyna odejdzie, samochód ukradną a z pracy wyrzucą? Chodziłeś wcześniej dumny z siebie, że to wszystko osiągnąłeś a patrzyłeś na zwykłych sklepikarzy w Żabce z pogardą, bo przecież zarabiają od Ciebie mniej. Są od Ciebie mniej ważni. Gdy jednak samemu wszystko stracisz zaczynasz się czuć śmieciem. Bo tak się zaprogramowałeś. Bo teraz nie jesteś już dla siebie ważny. Albo chwalisz się wszystkim dookoła ile to jesteś w stanie wypić, ile to panien zaruchałeś, ile to autem wyciągnąłeś na autostradzie. Po co Ci to? Żeby znaleźć podziw wśród innych, żeby poczuć się ważnym. Przez moment. Poczuć to, usłyszeć to, czego się nie poczuło ani nie usłyszało w czasach dzieciństwa. Że jest się po prostu w porządku.

Po co się chwalisz kolejnym zdjęciem na Facebooku, że jadłeś w tej i tej restauracji? Czy nie chodzi o podziw wśród innych i właśnie podkreślenia swojej ważności?

 

Ludzie są głodni. Potwornie głodni bycia ważnym. M.in. dlatego wchodzą w związki. "Niech mnie już ktoś pokocha, niech mnie w końcu ktoś pochwali, niech w końcu ktoś doceni".

 

Dziecko z domu DDA często czuje się nieważne. Czuje się śmieciem. I szuka. Miłości, akceptacji. Szuka jej w domu. Zaczyna grać, udawać kogoś innego tylko żeby zwrócić na siebie uwagę rodziców, którzy są zajęci sobą. Potem wychodzi z takiego domu i szuka uwagi wśród innych "niedostępnych" emocjonalnie zamiast doceniać tych, którzy już go otaczają, już go akceptują, już z nim chcą spędzać czas.

 

Weźmy teraz takiego Artema na warsztat.

Żeby przetrwać w domu musiał się wycofywać, bo sygnał od rodziców był jasny - teraz nie mam dla Ciebie czasu, nie jesteś dla nas ważny. Musiał rozśmieszać bo widział, że sprawia tym radość rodzicom. Że kumple w szkole mu wtedy mniej dokuczają, że ludzie go częściej akceptują i przychylniej na niego patrzą.

Artem dorasta i zdaje sobie sprawę, że rozśmiesza ludzi i, że jest lubiany ale jakoś nie za specjalnie ludzie się z nim liczą gdy chodzi o kwestie ważniejsze. Rozśmiesza dziewczyny i trafia do szufladki "kolega". Teraz rodzi się pytanie na ile w tym rozśmieszaniu jest prawdziwy Artem a na ile, mechanizm, który kiedyś pomógł przeżyć i przetrwać.

 

Artem nie czuł się ważny w domu. Czasami też dla siebie samego nie czuje się ważny. Wychodzi to w relacjach z kobietami. Sporo nad tym pracował jednak dalej boi się wchodzić w związki, bo co on zrobi gdy dziewczyna go odrzuci? Wybierze innego, tak jak rodzic wybrał coś lub kogoś innego zamiast potrzeb własnego, bezbronnego dziecka? Z automatu uruchamia się w nim jedna myśl: mogę się osunąć w cień, bo nie jestem ważny. Ale po co cierpieć skoro można od razu się zablokować. Też trochę boli ale ten ból jest znany, oswojony.

 

Panowie, teraz pytanie do Was. Jak sobie z tym radzicie? Też zauważyliście pewnie po sobie, że niekiedy dąży się do bycia w centrum uwagi, do akceptacji ludzi wokół, do poczucia, że inni się ze mną liczą. Nie mówię już o skrajnościach z domu DDA, ale o normalnych sytuacjach w życiu. Może zaobserwowaliście podobne sytuacje u siebie, innych.

 

Do refleksji skłoniła mnie  sytuacja z niedawnego wesela, gdy mój bardzo dobry kumpel za moim przyzwoleniem zaczął tańczyć z moją partnerką. Partnerka nie jest moją dziewczyną, więc starałem się nie mieć wobec niej jakichś oczekiwań itp. itd. Kumpel przyszedł sam ale odczułem, że wpadł mojej partnerce w oko. Zgadnijcie co się w Artemie pojawiło? Z jakimi emocjami musiał stoczyć niewielką potyczkę, która sięga dość przykrej przeszłości. Ten sam wątek: "ja się osunę w cień, nie jestem ważny". Szybko się z tym uporał ale niesmak, pozostał. Na bank wchodzi tu też temat poczucia odrzucenia, może nie przeżytego w dzieciństwie tak jak należy. Mechanizm który gdzieś w domu służył do przetrwania ma się nijak do rzeczywistości. 

 

Mam nadzieję, że mój tekst komuś pomoże, skłoni do refleksji, pozwoli zrozumieć pewne mechanizmy, które ludzie wynoszą z domów. Zapraszam do własnych przemyśleń i dyskusji. Wszelkie rady pozwalające uporać się z powyższym problemem ważności są jak najbardziej pożądane ;)

Na koniec Edward Stachura, który trochę o tym co tu wspominam napisał w wierszu Braciom pewnie dobrze znanym:

https://poema.pl/publikacja/773-z-nim-bedziesz-szczesliwsza

 

 

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem o czym piszesz, ale u mnie było trochę inaczej.

Musiałem wyleczyć się z (takiego ogólnego) poczucia bycia ważnym, żeby przestać zadręczać się porażkami, zmarnowanymi szansami i innymi

nieprzyjemnymi sytuacjami.

 

Wcześniej rodziła się spina, że wszystko muszę robić perfekcyjnie, bo inni patrzą na ręce i będą nawet na łożu śmierci pamiętać moje błędy jakby nie mieli innych spraw

i jak coś będzie źle to wstyd i hańba. :)

 

Teraz czuję, że kiedy coś spierdolę, to świat się nie zawali. ;)

I od razu lżej się żyje.

 

Ale może mamy inną definicję "ważności", wiadomo, przez różne filtry obserwujemy rzeczywistość.

W moim odczuciu ważność =/= wartość.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli gówno dostałeś to zacznij handlować nawozem. Sam miewam podobną emocjonalną burzę w głowie, ale staram się wtedy myśleć o swoich największych sukcesach w życiu, który dały mi niebotyczny zastrzyk satysfakcji. Co więcej, zminimalizowanie liczby takich incydentów osiągnąłem dzięki czytaniu książek o psychice człowieka, emocjach, zależnościach, public relations itd. Ba! Samo pojęcie ważności ograniczyłem tylko do kilku przyjaciół, którzy są ze mną na dobre i na złe, których kocham i ufam bezwarunkowo. Na reszcie osób zbijam tylko kapitał pijarowy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciesz się tym, że te wszystkie złe wzorce wypływają i jesteś ich świadomy. To naprawdę dużo, bo przecież nie każdy umie dostrzec w sobie, że jakieś mechanizmy w podświadomości mają wpływ na jego życie oraz jego samego.

 

Jesteś inteligentnym człowiekiem, bo sam musisz przyznać w tym rację. Gdybyś nie zauważył, że jest coś nie tak, że coś się nie sprawdza, dalej byś tkwił w tym gównie, a tak masz możliwości na zmianę. Nie skończysz tak jak Twoi rodzice, dziadkowie itd. Przerywasz schemat i piszesz życie na swój własny sposób.

 

Ciągle walczysz i nie wolno Ci się poddać, bo tu chodzi o Ciebie samego i nikogo więcej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Pogromca_wdów_i_sierot napisał:

Ale może mamy inną definicję "ważności", wiadomo, przez różne filtry obserwujemy rzeczywistość.

 

W moim odczuciu ważność =/= wartość.

 

No właśnie, po co ten perfekcjonizm? No a nie właśnie z tego samego źródła on pochodzi co, jak to nazwałeś "moja ważność"? Jakieś niedowartościowanie? Więc źródło może być podobne jak nie to samo :)

 

22 minuty temu, PanDoktur napisał:

Jeżeli gówno dostałeś to zacznij handlować nawozem.

Hahahahaa :D Może się kiedyś zemszczę ;d Najlepszą zemstą jest szczęśliwe życie :)

 

Samo pojęcie ważności ograniczyłem tylko do kilku przyjaciół, którzy są ze mną na dobre i na złe, których kocham i ufam bezwarunkowo. Na reszcie osób zbijam tylko kapitał pijarowy.

Hm.. mam również na myśli i takie sytuacje, gdy jakimś tam cudem się dzieje, że zostajesz pominięty nawet przez przyjaciół. Albo gdy jakoś Cię zranią czy po prostu oleją, albo nie zaproszą na jakąś wspólną imprezę. Czy jak właśnie moja sytuacja z wesela. I czasami te ranki od przyjaciół bardziej bolą.

 

@Samiec Alfa, dzięki za dobre słowo. Mógłbym się częściej doceniać i myśleć o swoich sukcesach. A tak to myślę o problemie czy też jakiejś blokadzie... Walczę, napierdzielam ostro i właśnie wyłazi ze mnie takie gówno... Trochę to męczące i często mam doła. Planuję wrócić do zaufanej terapeutki niedługo  i będę napierdzielać jeszcze ostrzej.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Artem napisał:

Panowie, teraz pytanie do Was. Jak sobie z tym radzicie? Też zauważyliście pewnie po sobie, że niekiedy dąży się do bycia w centrum uwagi, do akceptacji ludzi wokół, do poczucia, że inni się ze mną liczą. Nie mówię już o skrajnościach z domu DDA, ale o normalnych sytuacjach w życiu. Może zaobserwowaliście podobne sytuacje u siebie, innych.

 

Do refleksji skłoniła mnie  sytuacja z niedawnego wesela, gdy mój bardzo dobry kumpel za moim przyzwoleniem zaczął tańczyć z moją partnerką. Partnerka nie jest moją dziewczyną, więc starałem się nie mieć wobec niej jakichś oczekiwań itp. itd. Kumpel przyszedł sam ale odczułem, że wpadł mojej partnerce w oko. Zgadnijcie co się w Artemie pojawiło? Z jakimi emocjami musiał stoczyć niewielką potyczkę, która sięga dość przykrej przeszłości. Ten sam wątek: "ja się osunę w cień, nie jestem ważny". Szybko się z tym uporał ale niesmak, pozostał. Na bank wchodzi tu też temat poczucia odrzucenia, może nie przeżytego w dzieciństwie tak jak należy. Mechanizm który gdzieś w domu służył do przetrwania ma się nijak do rzeczywistości. 

 

Myślę, że naturalną potrzebą każdego człowieka jest potrzeba bycia akceptowanym. Wynika to z odwiecznego pytania "po co się urodziłem". Ludzie w pewnym momencie przestają wierzyć że stworzył ich Bóg, zaczynają dostrzegać powagę sytuacji - że najprawdopodobniej są efektem losowego zdarzenia, a nie jakimś celem samym w sobie. To boli. A skoro tak, to automatycznie szukają na własną rękę tego celu. Większość z nas nie chce pogodzić się z tym, że może być nic nie znaczącym elementem ekosystemu - stąd dążenia do bycia akceptowanym, lubianym czy wręcz sławnym. Odtrącenie dziewczyny czy bycie niezaproszonym na imprezę odczytujemy jako "nie jesteś nikomu potrzebny, dla mnie mogłoby cię nie być". A z tym nikt pogodzić się nie chce. Stąd dążenie do znalezienia sobie jakiegoś celu - np. zapisanie się na kartach historii lokalnej (bycie przebojowym, znanym przez wszystkich w okolicy i lubianym, którego ludzie będą wspominać) czy międzynarodowej (przywódcy chociażby). Dlatego osoby posiadające mało znajomych czują się nieważne i nikomu niepotrzebne,. Dlatego ludzie pomagają dzieciom w Afryce czy zwierzętom, biorą udział w wolontariatach, zawodach, wyścigach, konkursach. Bo chcą się do czegoś przydać, chcą czuć się ważni dla świata, nie chcą, by ich życie było bezcelowe. Mają poczucie własnej bezużyteczności, małej wartości i chcą ją sobie podwyższyć.

 

Jak więc sobie z tym poradzić? Odrzucić myśl, że jesteśmy do czegokolwiek komukolwiek potrzebni i że będąc nieakceptowanym - jesteśmy bezużyteczni. Zrozumienie, że człowiek sławny i lubiany, który wynalazł szczepionkę może być tak samo bezużyteczny i użyteczny jednocześnie jak my, którzy całymi dniami leżymy na plaży.  

 

Przypomina mi się znakomity krótki dialog z pewnego filmu, w którym android zapytał się człowieka, po co go ludzie stworzyli. Człowiek odpowiedział: "Bo mogliśmy". Czyż to nie byłaby najsmutniejsza i najbardziej rozczarowująca rzecz, jaką każdy człowiek usłyszałby w życiu, gdyby padła z ust naszego stwórcy?

 

Edytowane przez Mayki
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mayki, owszem byłaby. Też jakoś zdaję sobie sprawę bardziej z przypadkowości naszego istnienia, nie czuję smutku z tego powodu. Gdy byłem ostatnio na pogrzebie i zaśpiewano "Anielski orszak niech twą duszę przyjmie..." to tak sobie pomyślałem, że to byłoby fajne, gdyby taka grupa aniołów faktycznie po nową duszę przybywała i zabierała do Edenu. Byłoby to naprawdę super. Ale nie wiem czy tak jest i w sumie nie mam prawa żeby wiedzieć. Mogę tylko wierzyć. Ale skoro już żyję to czemu by nie być szczęśliwym?

Kiedyś Ks. Grzywocz powiedział w sprawie ludzi w depresji, żeby pozwolili siebie potraktować jako niemowlę. Poczuć to, że nic się właściwie nie może zrobić, nie ma z niemowlęcia żadnego pożytku ale i tak się mu okazuje miłość i go szanuje. I jest on dla rodziców ważny. Można jakąś wizualizację sobie z tym walnąć...

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Artem napisał:

Kiedyś Ks. Grzywocz powiedział w sprawie ludzi w depresji, żeby pozwolili siebie potraktować jako niemowlę. Poczuć to, że nic się właściwie nie może zrobić, nie ma z niemowlęcia żadnego pożytku ale i tak się mu okazuje miłość i go szanuje. I jest on dla rodziców ważny. Można jakąś wizualizację sobie z tym walnąć...

 

 

Można też w odwrotną stronę - zdać sobie sprawę, że ludzie lubią i kochają zawsze interesownie. Niemowlę, chociaż w teorii bezużyteczne, jednak matce coś daje - świadectwo przydatności społeczeństwu, spełnienia swojej podstawowej misji jaką jest urodzenie dziecka. To dlatego je tak bardzo kocha. To jej największy sukces w życiu, najlepsze trofeum. Stąd są kobiety, które decydują się na aborcję. Bo im to dziecko nie jest potrzebne, mają inne, lepsze "trofea" - np. sukces zawodowy, który dziecko mogłoby zaprzepaścić.

 

Jeśli zdamy sobie sprawę, że jesteśmy niczym innym tylko trofeami dla innych ludzi, wtedy ta potrzeba bycia ważnym zniknie - bo będzie utożsamiana z byciem wykorzystywanym. Mężczyźni kochają ładne kobiety, bo chcą się nimi pochwalić. Bo chcą mieć ładne dzieci. Bo seks z taką jest przyjemniejszy. Kobiety chcą bogatych, bo chcą mieć lżejsze życie. Przyjaźnimy się z kimś, bo chcemy mieć kogoś, kto nam pomoże w razie czego. Każdy nasz bliski służy czemuś, jest nam potrzebny do czegoś, inaczej nie byłby bliskim. Od zarania dziejów trzymamy się z tymi, którzy nam coś dają. Bo wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu egoistami.

 

Zatem jeśli zdamy sobie sprawę, że jesteśmy komuś potrzebni tylko i wyłącznie dla jego własnych egoistycznych celów i że ludzie są kochani i lubieni interesownie (przystojny i bogaty koleś przyciąga laski nie dlatego, że jest lepszy od ciebie, ale dlatego, że zapewni łatwiejsze życie próżnej pannie i w dodatku będzie się mogła nim pochwalić koleżankom, by te czuły się zazdrosne) - wtedy zrozumiemy, jak żałosna jest nasza próba przypodobania się innym i że tak właściwie to robimy wszystko, by być czyimś narzędziem do spełnienia jego celu.

Edytowane przez Mayki
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie było z deczka inaczej. Pierwsze lata spędziłem w szpitalu nie mając praktycznie kontaktu z rodzicami, tylko wizyty raz na jakiś czas. Kiedy już mogłem wrócić, ojciec z matką chcieli nadrobić stracony czas i stałem w centrum, co chciałem to miałem i byłem pupilkiem. Wszystko robiono za mnie... Z czasem przerodziło się to w wiarę, że sam nie jestem w stanie nic zrobić, na nic mnie nie stać. Zawsze jak coś próbowałem, ktoś mnie poprawiał, nie dał eksperymentować. Już od dziecka uciekałem w inne światy, nawet religie. Potem zawiodłem rodziców i straciłem na ważności. Bardzo bolesne. Rozsypały mi się wartości, wierzenia. Nawet schudłem 20 kilo żeby zwrócić na siebie uwagę. Tyle zachodu żeby inni spojrzeli bardziej przychylnym okiem.

 

Dalej mam to w sobie, ale wydaje mi się, że od jakiegoś czasu jest lepiej? Lżej odrobinę na pewno. Też boję się związków, w sumie to jakiejkolwiek bliskości. Ze strachu przed odrzuceniem boję się nawiązywać kontakty, bo zaraz mi się wydaje, że wymieni mnie na kogoś lepszego. Co ciekawe, nieraz ludzie próbują ze mną nawiązać kontakt, nawet kobiety wydają się być zainteresowane moją niedostępnością, ale ja już nauczyłem się uciekać. 

 

Dlatego tak ważne jest żeby poza miłością, dać dziecku luz. Mam ojca, ale on też traktował mnie bardzo delikatnie. To ogromna krzywda odbierać dziecku radość poznawania. Jestem tego chodzącym przykładem. 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem podobne problemy, tym bardziej że moja rodzina ma sporo z DDD. Wszystko od tematu tego że jesteśmy tutaj jako przypadkowy pył, po lęk (nie strach!) przed śmiercią, wewnętrzny wstyd - nie należy mi się, nie zasługuję itp - strach - co oni pomyślą, co jeśli się dowiedzą kim jestem faktycznie - po naukę akceptacji siebie i wewnętrzny spokój - tego się nauczyłem z książek Davida R Hawkinsa. Mój ostatni wpis na temat nie obwiniania się jest właśnie z jego twórczości.

Edytowane przez GluX
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczucie bycia kim istotnym, ważnym, ma swoje korzenie w dzieciństwie jak tu kolega @Artem zauważył...

To wynika z naszych potrzeb prosto z łona matki...

Właściwie temat jest wyczerpany, ale co mogę dodać, moim zdaniem 80% żołnierzy poszło do armii nie dlatego aby bronic kraju, w pewnym sensie, nie dlatego bo to ich pasja, choc moze tak być, po prostu chciali poczuc się wazni, potrzebni, misja? to jest to!

Ci bardziej pojebani, wychowani w bardzo patologicznym środowisko nie mogą sie doczekać az złapie kałasza w łape, dlaczego?

Bo wynieśli z domu kult źle rozumianej siły, do tego dochodzi często chęć zemsty i władzy nad swoimi oprawcami...nie musi do niej dojść, ale istotne jest tu to poczucie, coś na zasadzie, ''nie podskakuj kurwa, mam kałacha i tylko jedno słowo i Cie rozsmaruje''

Taki młody, agresywny chłopak jest idealny do tresury i jako mięsko armatnie, żołnierza szkoli się w jednym celu, aby zabijał,mordował,

reszta to tylko teoria dorabiana przez politykę i kościół...

Wracając do bycia kimś ważnym, jak w temacie,  zaspokojenie tej potrzeby jest niemożliwe, im dostaniesz trochę, tym będziesz chciał wiecej, jak bedziesz chciał więcej to będziesz robił czesto kretyńskie rzeczy, aby ja mieć...koło się zamyka...

Niestety to okropnie silne pragnienie, więc nieświadomy tego człowiek całe swoje zycie będzie postępował tak, aby mieć jej choc odrobinę...

Mało tego, tu tak naprawdę chodzi o poczucie bycia wyjątkowym, masz lub kiedykolwiek miałaś/eś chłopaka/dziewczynę, męża/żonę. Czy chciałaś czuć się dla niego piękna, mądra, podziwiana ? Czy chciałeś czuć się dla niej przystojny, męski, zaradny, wyjątkowy? No właśnie, WYJĄTKOWY – ktoś jedyny w swoim rodzaju...

Tera z bracie samcu powiedz, czy nie jest właśnie tak? Dlatego kupujesz fajna brykę, ubierasz sie super, gardzisz innymi, po co? aby czuc sie istotny, ważny, co tam pieniądze...nie ma to jak poklepanie po plecach, tak stary jesteś the best, o to właśnie chodzi...

 

Kasa pozwoli Ci dojść do pewnego punktu, CHWAŁA, to Cię kurwa niesie jak orła, wreszcie jesteś kimś istotnym, ważnym, pół biedy jak to odbywa się jak to nazwać dozwolonymi środkami, gorzej jak są nie dozwolone...

Jak sie uwolnić, hmm...uświadomić sobie ze jesteś kochany...ale, ale co się dzieje? kochany? ale przecież nie mam tego, tamtego, nie osiągnąłem tamtego, znasz to? jasne! miłość warunkowa...Skąd? jak byłeś mały, ''Kubusiu, jak bedziesz niedobry to mama nie bedzie Cie lubić'' tak ciężko nam uwierzyć w to ze coś jest                         bezinteresowne...

Istota która nas stworzyła w taki sposób, nie wierzysz ? wyjaśniam...

Przed pojawieniem się Ciebie na świecie, nie było Ciebie, głupio napisane, ale sens jest dalej..

Skoro istota ta nas stworzyła, a my nie będąc na świecie nie mogliśmy na miłość  zasłużyć, w naszym mniemaniu, to dlaczego mimo to nas stworzył?

:)

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Artem napisał:

 

No właśnie, po co ten perfekcjonizm? No a nie właśnie z tego samego źródła on pochodzi co, jak to nazwałeś "moja ważność"? Jakieś niedowartościowanie? Więc źródło może być podobne jak nie to samo :)

 

 

Źródło to tłumiony wstyd i szukanie potwierdzenia swojej ważności (lub jeżeli wolisz - wartości) w innych ludziach. ;)

Reszta to skutki uboczne.

 

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

57 minut temu, Mayki napisał:

Zatem jeśli zdamy sobie sprawę, że jesteśmy komuś potrzebni tylko i wyłącznie dla jego własnych egoistycznych celów i że ludzie są kochani i lubieni interesownie (przystojny i bogaty koleś przyciąga laski nie dlatego, że jest lepszy od ciebie, ale dlatego, że zapewni łatwiejsze życie próżnej pannie i w dodatku będzie się mogła nim pochwalić koleżankom, by te czuły się zazdrosne) - wtedy zrozumiemy, jak żałosna jest nasza próba przypodobania się innym i że tak właściwie to robimy wszystko, by być czyimś narzędziem do spełnienia jego celu.

 

Teoria wymiany Homansa. Ale też myślę, że to czyni nas ludźmi. Jesteśmy sobie potrzebni. To dzieje się nawet w tym momencie. Daję Wam informacje, zakładam wątek bo chcę się czegoś dowiedzieć, Wy macie korzyść taką, że możecie czymś się podzielić, pochwalić ewentualnie też czegoś się dowiedzieć. Każdy ma jakąś korzyść. Szczerze? Mam przyjaciół których chętnie zapraszam. Oni chętnie przyjeżdżają spędzamy razem czas, żartujemy i jest fajnie. Każdy ma korzyść i każdy swoje potrzeby spełnia. Moim zdaniem to też jest w pewnym sensie piękne. A kobiety to też już inna kwestia. Ale fakt, jak wspominałem wyżej można się poczuć gorszym właśnie dlatego, że się takich dóbr nie ma, ktoś jest w czymś lepszym od Ciebie itp., itd.

 

53 minuty temu, bumblebee napisał:

 Kiedy już mogłem wrócić, ojciec z matką chcieli nadrobić stracony czas i stałem w centrum, co chciałem to miałem i byłem pupilkiem. Wszystko robiono za mnie... Z czasem przerodziło się to w wiarę, że sam nie jestem w stanie nic zrobić, na nic mnie nie stać. Zawsze jak coś próbowałem, ktoś mnie poprawiał, nie dał eksperymentować. Już od dziecka uciekałem w inne światy, nawet religie.

U mnie znowu było tak, że "zrobię to za Ciebie bo Ty i tak spierdolisz". Nie musiało to być powiedziane wprost, liczy się nawet sama mowa ciała. Ale mimo wszystko historia podobna, a raczej jej skutek.

Z kobietami mam podobnie i też gdzieś tam jest ta myśl, że i tak będzie jakiś lepszy typ. Właśnie wczoraj tak miałem gdy tym typem okazał się przyjaciel, który po prostu lepiej tańczył.

 

41 minut temu, GluX napisał:

Miałem podobne problemy, tym bardziej że moja rodzina ma sporo z DDD. Wszystko od tematu tego że jesteśmy tutaj jako przypadkowy pył, po lęk (nie strach!) przed śmiercią, wewnętrzny wstyd - nie należy mi się, nie zasługuję itp - strach - co oni pomyślą, co jeśli się dowiedzą kim jestem faktycznie - po naukę akceptacji siebie i wewnętrzny spokój - tego się nauczyłem z książek Davida R Hawkinsa. Mój ostatni wpis na temat nie obwiniania się jest właśnie z jego twórczości.

Hawkinsa zapisuję na listę, Twój wątek odwiedzę jeszcze raz. A co ciekawe, właśnie dziś pomyślałem o mojej pewnej wpadce na weselu... I pomyślałem, kurde no przynajmniej spróbowałem, nie zrobiłem tego idealnie jak chciałem ale zaryzykowałem. Sam fakt pójścia z kimś na wesele dla mnie jest sukcesem :) "Jestem roztańczonym pyłem tego świata", tak mi się skojarzyło właśnie apropo Twojego wpisu i Twoją fascynacją Fight Clubem ;)

 

@Assasyn, skończyły mi się lajki ale tak, pod Twoim zdaniem o wyjątkowości się w pełni podpisuję. Być inny, najlepszy w czymś... Ale to nie służy, rodzi się spina i nic więcej. Raz jeden gitarzysta mi powiedział że pełno artystów nie wytrzymuje presji sławy i uciekają w używki. Gdyby jednak skupili się na samej muzyce i grze a nie tego jak to będzie wyglądało i co powiedzą inni... byłoby zupełnie inaczej. Może i Cobain by jeszcze żył :)

Co do tej istoty... To też jest jakaś teoria. To też jest sposób i moim zdaniem dobry sposób na to aby ten sens życia zachować. Taki sam sposób jak religie czy wiara w karmę albo przeznaczenie. Chęć ułatwienia sobie życia. I to jest normalne dla ludzi, inaczej byśmy mitologii greckiej nie czytali, gdyby ludzie nie chcieli tego świata wokół zrozumieć i nadać mu jakiś sens. Staram się afirmować bezwarunkową miłość do samego siebie, do małego Artema o czym nie raz pisałem. O tej istocie... hmm... to nie jest zły pomysł. Kojarzy mi się z Bogiem, który nie raz mi znajomi chrześcijanie przedstawiali. Bóg Cię kocha. Co tez nie jest złe. Najwyraźniej wiara jest nam potrzebna.

Ale co jest najlepsze? Że wreszcie czuję wolność i samemu wybieram w co/kogo chcę wierzyć ;)

 

@Pogromca_wdów_i_sierot, mógłbyś rozwinąć temat ze wstydem? Cholera czuję że i ja muszę nad tym popracować, gdzieś tam coś się przewija u mnie w relacjach zwłaszcza z kobietami. W sumie mam trochę problem ze zdefiniowaniem czym jest wstyd...

 

Edytowane przez Artem
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Artem

 

Chciałbym Ci powiedzieć, że doskonale Cię rozumiem, z tym co piszesz. Miałem podobnie. BA! zobaczyłbyś mnie w gimnazjum mając długie włosy, siedząc w kącie i słuchając muzyki EMO.

Ale zmieniłem się i zmieniam się ciągle. Ja Tobie polecam "uwalnianie emocji" Hawkinsa - książka może zmienić Twoje życie. Jeśli się zakochasz to kupisz całą serię i będziesz studiować całe wakacje jak teraz ja to robię.

 

Dwa - Twoje nastawienie "nie jestem godny" daje Ci wtórne efekty. To że loszce ktoś inny wpadł w oko i Cię olała - to tylko udowodnienie Twojemu umysłowi, że stworzona myśl na Twój temat - czyli ego - ma rację.

Pytanie - co było pierwsze - jajko czy kura? Twoja myśl/emocja czy sytuacja z wesela? Zaczniesz analizować to i wpadniesz na korelację - że przez swoje stany emocjonalne to Ty nieświadomie kreujesz swoje otoczenie.

 

A od mnie osobiście - nie znam Cię, nie wiem jak wyglądasz ani co robisz w życiu - ale ze szczerego serca uważam, że możesz osiągać więcej niż uważasz. Sama kwestia tego, że tutaj jesteś udowadnia to.

 

 

BTW Nie mieszajmy wszędzie Tylera ;)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47 minut temu, GluX napisał:

Dwa - Twoje nastawienie "nie jestem godny" daje Ci wtórne efekty. To że loszce ktoś inny wpadł w oko i Cię olała - to tylko udowodnienie Twojemu umysłowi, że stworzona myśl na Twój temat - czyli ego - ma rację.

 

Masz rację, moje podejście do kobiet a przede wszystkim podejście do samego siebie wymaga uzdrowienia, ale ciągle nad tym pracuje. Co do partnerki, nie olała, trochę ja poszedłem schematem "wycofania się", widziałem że fajnie się dogadują więc od razu chciałem uciec i sobie utrwalić mysl że faktycznie jestem niepotrzebny nikomu. Powalczyłem z tym chwilę i poszedłem pić wódkę ze znajomymi. Ale broń Boże nie uciekłem od tej myśli w chlanie, raczej ją najpierw przepracowałem, a potem zacząłem pić. To jest ważne, zeby się konfrontować z emocjami a nie przed nimi uciekać.

 

51 minut temu, GluX napisał:

Pytanie - co było pierwsze - jajko czy kura? Twoja myśl/emocja czy sytuacja z wesela? Zaczniesz analizować to i wpadniesz na korelację - że przez swoje stany emocjonalne to Ty nieświadomie kreujesz swoje otoczenie.

Oczywiście. Najpierw była emocja, potem decyzja żeby wybrać schemat.

 

51 minut temu, GluX napisał:

A od mnie osobiście - nie znam Cię, nie wiem jak wyglądasz ani co robisz w życiu - ale ze szczerego serca uważam, że możesz osiągać więcej niż uważasz. Sama kwestia tego, że tutaj jesteś udowadnia to.

Dziękuję za miłe słowo. Jak będziesz w stolycy to dawaj znać to się wszystkiego dowiesz ;D Zresztą zaproszenie dotyczy każdego samca tu obecnego ;)

Tym wpisem znowu mi przypomniałeś, jak bardzo skupiam się na problemach a zapominam całkiem o swoich sukcesach i ciągle mi mało i mało. To motywuje do działania ale też jest zgubne. Trzeba znaleźć złoty środek.

Za Hawkinsem już się zaczynam rozglądać w takim układzie ;)

 

Szanować siebie samego, doceniać siebie, spełniać swoje potrzeby. Chyba tak wygląda dla mnie definicja bycia ważnym dla samego siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako, że mówisz o tym z czym się jakiś czas temu mocno zmagałem(nadal zmagam, w dużo mniejszym stopniu) i prawie doprowadziło do tragedii postaram się opowiedzieć w telegraficznym skrócie. DDA jest u mnie w rodzinie obecne, z dwóch stron, wiele osób z rodziny ma z tym problem i ja też miałem w wieku 18-21 lat, ale do meritum. To w końcu Twój temat. A i jeszcze na koniec wstępu: tak, też starałem się wszystkich rozśmieszać, błaznowałem, i tak dalej.

 

Najprostszym rozwiązaniem jest zmiana tego dogmatu. Czujesz się nieważny, mało kto zabiega o znajomość? Oczywiście dlatego, bo nikt nie ma w tym interesu. Jesteś ważny to wszyscy skaczą wokół Ciebie. Ważna osoba o wyższym statusie nigdy nie zabiega o znajomości tylko odwrotnie. Bo jest świetnym adwokatem/lekarzem, ma dobrze rozbudowane ciało i duże ciężary nosi, więc ma jakiś respekt na siłowni i ktoś niżej albo podobnie sytuowany sam rozpoczyna znajomość.

Też mam poczucie bycia ważnym, ale je zmieniłem.

Bądź ważny dla SIEBIE, czyli zdrowy egoizm. W końcu to z samym sobą całe życie spędzisz czy jest ktoś wokół Ciebie ważniejszy od Twojej, własnej osoby? Pewnie, że nie, tylko to trzeba niestety wypracować. W tym momencie znowu wracamy do samooceny, widzisz, że laski lecą na Twojego kumpla a nie Ciebie i się tym przejąłeś(wesele i Twoja partnerka).

Odrzucenia - to samo, było kilka takich przypadków i dałem się złapać na robaka, byłem dymany na 4 strony świata przez te piękne istoty  z myślą, że jakąś nagrodę dostanę, chuja tam, nic nie dostałem. Szukałem poczucia ważności wśród płci przeciwnej. Tak, starałem się, poświęcałem się i nic nie dostałem, coś przeciwnego, oczywiście dzisiaj mając taką wiedzę jak dzisiaj, dzięki książkom, które przeczytałem, forum, które od miesiąca temat po temacie studiuje i książkom Marka, które dopiero będę dokładnie studiował nigdy bym nie zrobił z siebie więcej takiego błazna. Po zmianie mnie samego role się powoli odwracają i chcą wskakiwać na mnie tak, jak ja kiedyś chciałem na nie.

 

Mogę Ci przytoczyć kilka rzeczy, które w swoim życiu wprowadziłem, parę miesięcy temu i czuję się dzięki temu znacznie lepiej, nie mam parcia na bycie koniecznie z kimś, u kogoś i poczucia ważnym. Efekty same przychodzą. Może coś sam wykorzystasz, bo wydaje mi się, że dla wielu z nas schemat działania może być podobny.

1. Zacząłem dbać o siebie fizycznie, siłownia+pewne nawyki żywieniowe do zmiany. Z początku dlatego, że widziałem, że gość dobrze zbudowany ma więcej i lepsze laski, teraz mi ten powód zwisa i powiewa. Teraz tylko i wyłącznie dla siebie, widzę postępy, to mnie nakręca i z uśmiechem idę dalej. Laski same przyjdą.

2. Zlikwidowałem wszystkie możliwe do usunięcia kontakty, gdzie byłem traktowany jako dostawca rozrywki, ewentualnie byłem ważny wtedy, gdy ten ktoś miał TYLKO i WYŁĄCZNIE interes i nie dawał nic w zamian, nawet pierdolonego: dziękuję. W skrócie: negatywni ludzie w życiu już nie istnieją dla mnie.

3. Często zadaję sobie pytania. Co chcę w SOBIE zmienić? Co MI przeszkadza? Czy ktoś MNĄ zmanipulował? Jak JA się z tym czuję/czułem? Jak JA mogę to zmienić? Co powinienem zrobić by to u MNIE się nie powtórzyło? Co sprawia MI radość?

4. Czytam, czytam i jeszcze raz czytam. W pół roku 20 pozycji przeczytałem, głównie w tych tematach, gdzie chciałem coś zmienić. I zmieniłem to i owo, ale to dopiero jest początek początków.

5. Doceniam ludzi, u których byłem po prośbie i pomogli mi, szczerze z uśmiechem im dziękuję i wyraźnie w ten sposób daję im też do zrozumienia, że to, co dla mnie zrobili było dla mnie ważne i gdy będę w stanie to i im pomogę w razie potrzeby. Zasada wzajemności.

6. Znajomi, którzy są dla mnie ważni, dbam o to by tak się czuli, w sposób naturalny. Też tego się musiałem nauczyć po latach życia z matką - manipulantką.

7. Rodzina, skoro wiesz, że działa na Ciebie odwrotnie niż powinna to każdego dnia dążysz do tego by się od niej całkowicie uniezależnić. U mnie było wszystkiego wypominanie co ja dla Ciebie nie zrobiłam, czego to nie poświęciłam i oczywiście jak zrobiłem sam podsumowanie zysków i strat wychodziło nie 50/50 tylko coś koło 80% mojego wkładu, czasu, zaangażowania emocjonalnego. A z wiekiem u mnie będzie gorzej, rodzice "zrobili nas" by się nimi opiekować na stare lata, jak każdy, ale oni jasno to deklarują i mają do tego wyraźne oczekiwania, dlatego dla mnie jakiekolwiek spotkanie z nimi jest udręką.

8. Asertywność. Jedna z najistotniejszych rzeczy. Czy zawsze, gdy byłeś traktowany nie tak jak powinieneś, w zdrowych relacjach wyrażałeś wyraźnie swoje zdanie? Czy gdy byłeś proszony o coś czego w najmniejszej ochocie nie chciałeś robić w tej chwili, bo byłeś czymś zajęty potrafiłeś odmówić?

9. Zasady, bardzo ważna rzecz, której dzisiaj znacznej części społeczeństwa brakuje. To dopiero zaczynam wprowadzać, ale już ma swoje efekty. Stwórz własne, wyraziste, którymi chcesz się kierować w życiu i które nie będą czymś ot, chorągiewką na wietrze, tylko drzewem nie do złamania. Zacznij od siebie, potem relacje, związki, nawet co do ewentualnego małżeństwa.

 

Wydaje mi się, że większość z tego co wypisałem jest uniwersalna i każdy facet powinien o to zadbać by czuć się lepiej w swoim ciele i obecności siebie samego.

 

 

Bądź ważny dla siebie i dbaj o tych co są ważni dla Ciebie, będą tak samo Ciebie nagradzali przez co Twoja wartość, samopoczucie i samoocena będzie wzrastać. Negatywnych eliminuj jak najszybciej, rodzinę szanuj, ale nie rzucaj swoich zajęć dla niej.  Tak to u mnie wygląda, bo nigdy dziękuję nie zaznałem, to się im należy, bo mnie spłodzili, ale czegokolwiek nauczyć już zapomnieli, w szczególności życia. :)

Toksyczna rodzina zawsze będzie chciała mieć na Ciebie wpływ. Ci, co są zdrowi będą się cieszyć słysząc o Twoich osiągnięciach i wyganiać Cię z chałupy jak tylko uznają, że za długo w niej siedzisz, bo tracisz czas. i mógłbyś wtedy coś osiągnąć.

 

Jeśli jest ktoś zdrowy na umyśle w rodzinie i masz jakiś kontakt, dbaj o to by były to zdrowe relacje, może nawet zadbaj by były bliższe, bez negatywnych emocji, zresztą takie osoby same nie pozwalają by je tworzyć wokół siebie. U mnie jest to... babcia w wieku 85 lat, jedyna osoba, która nie robi wyrzutów negatywnych emocji, nie uważa, że jej się coś należy ode mnie ani odwrotnie, nie ocenia, nie daje rad, póki o to nie prosisz, zna słowa: dziękuję, proszę, przepraszam. W mojej opinii to jest stara szkoła, którą muszę jeszcze przestudiować. Zdrowa relacja i wydaje mi się, że takie masz również u siebie w rodzinie, nie zawsze najbliższej, ale na pewno występuje. O relację z nimi warto dbać, z pozostałymi jak to się mówi? Dobrze wyglądaj na zdjęciu i staw się na świętach w 2-3 dni i wracaj do swojego życia póki znowu nie zaczną Cię wykorzystywać.

 

Trochę temat rozszerzyłem, ale wydaje mi się, że to wszystko zbiera się do kupy razem.

Dużo odnalazłbym siebie z poprzednich lat w Twoich postach, zwłaszcza ten krótki zwrot: "ja się osunę w cień, nie jestem ważny" mówi prawie wszystko. Aż przeszłość wraca, ale dzisiaj bardziej z uśmiechem niż silnym poczuciem winy.

Dzisiaj mogę Ci szczerze powiedzieć: pierdol to na każdy możliwy sposób, bo możesz osiągnąć dużo więcej niż Ci się wydaje, ale tylko i wyłącznie jeśli tego sam chcesz. Dzisiaj wracam do miejscowości, gdzie byłem uznawany za jakiś ewentualny dodatek(czasy gimnazjum, szkoła średnia), widzę jak stoją oni wszyscy w miejscu nie robiąc nic ze swoim życiem od lat. Nie wydaje Ci się już świetną nagrodą to, że widujesz te twarze, które Cię być może kiedyś gnębiły, a teraz zmieniły stosunek? Albo te cudne laski ze szkoły średniej, za którymi wzdychałeś dzisiaj roztyły się albo mają dziecko "bad boya" i szukają frajera? Przecież ich życie już się skończyło, a Twoje dopiero zaczyna wchodzić na właściwe obroty! Ile osób, które znałeś ze szkoły zmieniły coś w swoim życiu na lepsze? Kto zajmuje się tematami poruszanymi tutaj na forum wokół Ciebie? Jedna? Pewnie licząc z Tobą.

Właśnie to jest największa nagroda. Dzięki temu ja się czuję dobrze ze sobą i nie potrzebuję być ważnym dla kogoś. Jeśli dobrze wyczytałem jesteś w tym samym wieku co ja i zrobiłeś coś, czego znaczna większość społeczeństwa nie robi w całym swoim życiu. Nie zmienia go na lepsze, nie dla kogoś, a dla siebie.

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Sc@neR bardzo Ci dziękuję za taką wyczerpującą wypowiedź. Co do błaznowania, tak czasami mi się to zdarza ale są sytuacje, że dzięki poczuciu humoru to ja jestem najbardziej "pożądaną" osobą w grupie. Na co dzień daję sobie spokojnie radę. Problem pojawił się na głębszym poziomie gdy była już jakaś więź emocjonalna z partnerką, nie chodzi o zakochanie tylko o sam fakt, że to moja partnerka i ktoś mi ją niechcący (kumpel był sobą i nic nie robił żeby ją zdobyć) zabiera. Tu się pojawiły emocje o których wspominałem wyżej: czyli odrzucenie, lekka zazdrość, poczucie bycia gorszym (wychodzą tu krzywe relacje we wczesnym dzieciństwie z mamą). Nie szukam będąc zdesperowany na codzień uwagi innych, problem się pojawia tak jak opisałem wyżej, z osobami, z którymi mnie łączy coś więcej: przyjaźń, koleżeństwo itp itd. To tak prostując Twoją wypowiedź. A z samym błaznowaniem mam niekiedy tak, że czuję, że żartuję na siłę żeby tylko druga osoba się uśmiechnęła i mi dała poczucie akceptacji i tego że mnie lubi.

 

Co do Twoich podpunktów, już samemu część stosuję od jakiegoś czasu. Dobry pomysł z tym napisaniem zasad. Myślę, że też powinienem częściej sobie zadawać pytania z punktu 3. 

W rodzinie raczej już alkohol nie paraliżuje całego domu, jak to miało miejsce kiedyś. Też te moje relacje z resztą się poprawiły. Jednak zostały echa przeszłości, które przypominają się właśnie w sytuacjach, np. takiej jak powyższa.

 

Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za tą wypowiedź. Z pewnością niejednemu Bratu to powinno pomóc :) 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.