Skocz do zawartości

Wychowywanie dzieci przez kobiety


HORACIOU5

Rekomendowane odpowiedzi

Jako że często poruszany jest tutaj wątek dotyczący opieki nad dzieckiem postanowiłem skoncentrować się na tym, jak często kończy dziecko wychowywane przez panie. Według powszechnie panującej opinii dziecko powinno trafić pod opiekę samicy, bo to przecież matka i najlepiej je wychowa. Niestety często jest tak, że ten obraz to jedna wielka mistyfikacja i pobożne życzenia a mamusie potrafią świetnie odgrywać rolę idealnej rodzicielki przed całym światem. Najczęściej niewygodne przypadki są zamiatane pod dywan i to sprawy związane z niewłaściwym zachowaniem ojca są nagłaśnianie przez media. A jak to wszystko wygląda za zamkniętymi drzwiami?

 

Zacznijmy może od alimentów. Mamusia dostaje alimenty, które teoretycznie powinny w całości iść na dziecko. Kiedyś będąc naiwnym nawet w to wierzył ale rzeczywistość szybko zweryfikowała moje poglądy. Najczęściej bywa tak, że znaczna część tych pieniędzy idzie na zaspokojenie potrzeb... ale samicy. Dziecku może coś tam skapnie na ubranie czy coś tam, ale o innych przyjemnościach może zapomnieć, bo "Synku/Córciu nie mamy pieniążków a Twój tatuś to tak mało nam wysłał! Widzisz jaki on niedobry?!" i zaczyna się przedstawianie ojca w negatywnym świetle.

 

A skoro już przy tym jesteśmy to warto wspomnieć o tym, że panie bardzo często demonizują ojca w oczach dziecka. Przedstawiają go jako tego złego i starają się nastawić latorośl przeciwko drugiemu rodzicowi. Jeżeli dziecko ma jakiś tam kontakt z ojcem, to z czasem jest w stanie wyrobić swoje zdanie na ten temat ale niejednokrotnie zdarzało się, że tatuś musiał się nieźle napracować aby przekonać dziecko do siebie... bo indoktrynacja samicy w pewnym stopniu zrobiła już swoje.

 

No ale takie dziecko wychowywane przez samicę na pewno jest otoczone szczególną opieką i matka bardzo je kocha, prawda? Cóż, wystarczy spojrzeć na Braci i ich przeżycia żeby zobaczyć, że wcale nie jest różowo. Matka niejednokrotnie potrafi zabić w dziecku pewność siebie i inne wartościowe cechy byle tylko uzależnić je od siebie i podporządkować sobie. Tak bardzo kocha swoje dziecko, że jest gotowe nawet wmawiać mu, że niczego w życiu nie osiągnie, jest głupie i inne tego typu frazesy. Z drugiej strony może narzucić niesamowicie wygórowane wymagania wobec dziecka, które stoi na z góry przegranej pozycji, bo nie ma żadnych szans na ich zrealizowanie. Choćby stawało na głowie to i tak nie spełni oczekiwań matki, która będzie mu o tym przypominała i wywoływała poczucie winy, że jest takie nieidealne a "syn Jadzi jest taki super, zobacz jak on sobie z takimi rzeczami bardzo dobrze radzi". Mamy dowalanie swojemu dziecku i gloryfikowanie czyjegoś co może prowadzić do pytań "dlaczego mama mnie nie kocha i woli inne dzieci ode mnie?". W młodym człowieku zaczynają wtedy narastać kompleksy zamiast poczucia akceptacji przez własną rodzicielkę.

 

Zazwyczaj panie nie zdają sobie sprawy z tego jak wielką krzywdę wyrządzają swoim pociechom. Nawet jeżeli dziecko się przełamie i powie "mamo, nie mów, że jestem głupi,i gówno będzie z tego co robię bo mi to nie pomaga tylko czuję się z tym źle" to potrafi usłyszeć "ja cię w ten sposób chcę zmotywować". Nawet jeżeli ktoś inny zwróci im uwagę, to potem potrafią stwierdzić, że ten ktoś się nie zna bo gada pierdoły... albo nie ma dzieci to co on/ona tam wie... a bo ona ma kiepski gust to i na pewno na tym się nie zna. Poczucie nieomylności w wychowywaniu swego dziecka jest tak silne w paniach, że nawet fakt iż ich dziecko czuje się źle i cierpi nie ma dla nich znaczenia... bo one wiedzą lepiej co dla niego najlepsze.

 

Przyjrzyjmy się teraz jak to bywa z opieką. Można łatwo zauważyć hasające berbecie w różnych miastach a mamusia zajęta rozmową z koleżanką. A na zakończenie dialogu ryknięcie "KAŚKAAA, CHODŹ IDZIEMY DO DOMU" i po opiece. Oczywiście tutaj jedno trzeba przyznać paniom. Kiedy ich dziecku coś się stanie np poważnie zachoruje albo będzie miało jakiś drobny uszczerbek na zdrowiu to wtedy faktycznie potrafią otoczyć je bardzo intensywną opieką na czas trwania tej dolegliwości. Czemu tylko przez ten okres czasu? Bo kiedy wszystko wróci do normy to i one wracają do swojej 'normy'. A do tego po iluś tam latach są w stanie swojemu dziecku wypomnieć, że przecież jak pociecha wtedy była chora to ona się nią tak strasznie zajmowała i tyle pieniędzy na jej wychowanie przeznaczyła i tak się dla niej starała a teraz to dziecko takie niewdzięczne jest. A zaraz potem litania tego, co jej się od dziecka 'należy' i co jej powinno kupić albo zafundować za życie pełne atrakcji.

 

Przedstawię teraz dla kontrastu pewną sytuację. Jest sobie kobieta, nazwijmy ją Zośka, która była wychowana dwoje rodziców. Gdyby ją postawić obok latorośli wychowanej przez kobietę, to pożarłaby taką istotkę na śniadanie. Dlaczemu? Bo ojciec poświęcał jej czas, nauczył wiele rzeczy i sama w pewnym momencie stwierdziła, że jest za to wdzięczna swemu tacie, bo ZAWSZE w nią wierzył, wspierał i cieszył się z każdego nawet drobnego sukcesu. Potrafił jednak ją zjebać ale tylko wtedy kiedy na to zasłużyła. Do tego nauczył ją wielu praktycznych rzeczy i w porównaniu ze swoją koleżanka potrafi naprawić coś sama w domu albo jakąś tam drobną rzecz w aucie. No i umie gotować, bo ojciec ją tego nauczył. Tamta druga nie umie, bo mama wychowała ją na księżniczkę. A co robiła mama Zosi? Dopierdalała jej na każdym możliwym kroku, podważała jej zdolność do osiągnięcia czegokolwiek i wielokrotnie potrafiła jej słownie dowalić tak, że zamykała się w pokoju i płakała w poduszkę. A wszystko sponsorowane przez miłość matki do swego dziecka.

 

A propo wspomnianych opierdolów od rodziców. Tutaj też niestety bywa nieciekawie. Zanim będę kontynuował to zaznaczam, że nie biorę tutaj pod uwagę patologii. A więc w przypadku mężczyzn jest tak, że dziecko potrafi dostać zjebkę albo ewentualnie pasem w dupę jeżeli faktycznie na to zasłużyło. Kobiety w tej kwestii niestety są znacznie bardziej niestabilne. Za byle pierdołę potrafią zjebać swoją pociechę tak, że ono jeszcze bardziej zaczyna wycofywać się z robienia czegokolwiek, bo jest karane za każdy najmniejszy błąd. Czasami potrafi nawet dostać opierdol za nic, bo mama została wkurzona przez coś tam albo kogoś tam no i nie miała się gdzie wyładować... więc zrobiła to na dziecku.

 

Wszystko co napisałem nie wygląda zbyt optymistycznie... ale taka jest prawda. Tego nie usłyszycie w mediach, bo tam lansowany jest model matki polki, która jest idealna w każdym aspekcie. Dodam, że poruszyłem tutaj jedynie wątek samotnej matki i tego jak ona wychowuje swoje dziecko. Na pewno sporo rzeczy ominąłem, bo jest tego bardzo dużo. Jednakże mamy na forum Braci, którzy wielokrotnie w innych tematach opisywali jak to wszystko wyglądało w ich domach i jeżeli tylko będą chcieli to zapraszam rozwinięcia tego wątku, bo zaprawdę jest to temat rzeka.

 

I na sam koniec wspomnę, że owszem są i chujowi ojcowie. Jednakże jak już wspomniałem takie sprawy są nagłaśnianie w ekspresowym tempie i szybko rozwiązywane... a te z paniami w roli głównej już nie bardzo. No ale nie zapominajmy, że to kobiety są wszędzie dyskryminowane ;)

  • Like 8
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opieka nad dziećmi po rozstaniu rodziców, to jest prawdziwa patologia. Sądy antyRodzinne zawsze trzymają stronę samicy. ZAWSZE. Dziecko z automatu ma być z matką i żadne argumenty nie są w stanie tego zmienić. Jeżeli już sąd ostatecznie zdecyduje, że dzieci mają pozostać z ojcem, to tylko w przypadku, gdy matka mówi wprost, że nie chce znać tego gówniarstwa albo wyprowadza się z domu z nowym samcem i porzuca rodzinę na wiele miesięcy. W innych przypadkach nie ma szans na wywalczenie opieki nad dziećmi. Tutaj znam wiele konkretnych przykładów.

Czasami zdarza się tak, że sąd pozwala łaskawie, aby dziecko było wychowywane przez oboje rodziców, jednakże zależy to tylko i wyłącznie od samicy. W przypadku opieki naprzemiennej z zasady nie ma alimentów (niby są, ale wzajemnie się znoszą jeśli dziecko spędza tyle samo czasu z każdym z rodziców), więc samicy to się nie opłaca. Nie wiele z nich ma wystarczająco rozumu i honoru, aby godzić się na coś takiego.

Z reguły samice razem ze swoimi rodzinami i adwokatami same generują konflikt z ojcem dzieci. Nawet w sytuacjach, gdy go wcześniej nie było, a rozstanie odbyło się w warunkach pokojowych. Do 29 sierpnia 2015 roku w przypadku braku zgodnego planu wychowawczego sąd ograniczał automatycznie władzę rodzicielską rodzicowi, z którym dziecko nie mieszka... czyli ojcu. Pomimo zmian przepisów, sądy nadal wydają wyroki na tej podstawie. Poza tym sędziowie sami twierdzą, że opieka wspólna jest niemożliwa w przypadku konfliktu pomiędzy rodzicami. Jednym ruchem samica ogranicza ojcu władzę rodzicielską, odcina go od dzieci i zapewnia sobie wysokie alimenty...
Standardem jest ustalanie kontaktów dzieci z ojcem na poziomie kilku godzin tygodniowo. Wówczas oczywiście alimenty muszą być wysokie, bo "matka wypełnia obowiązek alimentacyjny poprzez osobiste starania w wychowywaniu dzieci". Ale, że zgodnie z postanowieniem sądu ojciec nie może tego robić, to już inna bajka...
 

Baby, które dążą do ograniczenia dzieciom kontaktu z ojcem, w moim przekonaniu, są chore psychicznie. Oczywiście pomijam tutaj przypadki prawdziwych patologii, gdzie ograniczony kontakt może być wskazany. Liczy się tylko kasa. To, że alimenty nie są przeznaczane na zaspokojenie potrzeb dziecka jest oczywistą oczywistością. Tak samo, jak to, że są mocno zawyżony jeżeli ma płacić je ojciec i mocno zaniżone, gdy ma płacić je matka.
Egzekucja kontaktów teoretycznie jest możliwa... ale tylko teoretycznie. Samica wspierana przez cały aparat sądowniczy jednym ruchem jest w stanie całkowicie usunąć ojca z życia dzieci i nic jej za to nie grozi.... dlatego to robią.

 

 

Co do samego wychowywania przez psychopatki... Znam to z własnego doświadczenia, jako ojciec dziecka, które oczywiście ma mieszkać z matką.
Córka jest indoktrynowana, nastawiana przeciwko mnie, zastraszana, wpędzana w poczucie winy, niszczone jest jej poczucie własnej wartości, matka nie okazuje jej żadnych uczuć (tak było od samego początku). Aż żal patrzeć na to, co robi z dzieckiem, ale nic nie można z tym zrobić. Przynajmniej ja nie mogę nic zrobić teraz.
Dziecko jest sobą dopiero wtedy, kiedy jest z tatą. Cały czas uśmiechnięte, wesołe, otwarte, samodzielne, grzeczne. Nigdy nie krzyczę na moją córkę, bo nawet nie ma takiej potrzeby. Spędzamy razem czas, jak dobrzy kumple, jednak dziecko wie, kto tutaj rządzi i kto ustala zasady.

Samice tak naprawdę nie znają potrzeb dziecka i często (co mnie przeraża) nie znają własnych dzieci. Bardzo często spotykam się z przypadkami karmienia dzieci o określonej porze. Jak dziecko jest głodne i płacze z tego powodu, to ma czekać, bo obiad jest za pół godziny. Obiad... ze słoika albo mleko w butelce. Jeśli dziecko nie jest głodne, to ma jeść na siłę, bo wybiła godzina. One nie ogarniają tego, że dziecko każdego dnia może mieć inne potrzeby. Nawet pogoda może na to wpływać. To nie mieści się w ich pustych łbach. Naczytają się jakichś bzdur i później katują tym wszystkim dzieci. Bardzo często na placach zabaw widzę matki, które biegają za swoimi dziećmi, "bo teraz jest pora, aby zjeść jabłko". Ja nigdy tego nie robiłem. Nawet wtedy, gdy córka miała rok czy dwa. Odkąd nauczyła się chodzić, sama wiedziała, gdzie szukać jedzenia. Jeśli będzie głodna, to sama przyjdzie i o tym powie.
Poza tym psychopatki kontrolują każdy ruch dziecka. To, że się nim nie interesują, bo są zajęte pieprzeniem z mamusią o głupotach, to inna kwestia. Są jeszcze takie egzemplarze, które nie pozwalają dziecku kompletnie na nic. Ciągle pomagają dziecku wchodzić na drabinkę, na huśtawki. Dziecko nie może zrobić nic samodzielnie.
Brak kontroli jest zły, ale jej nadmiar jest jeszcze gorszy.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako facet chcąc nie chcąc wychowywany przez matkę w sumie prawie całe życie, od dziecka do dorosłego, postaram się wyjaśnić to z mojej perspektywy i odnosząc się do głównego postu.

Zacznę od tego, że rozwód miał miejsce, gdy miałem 8-9 lat, ale mimo tego już wcześniej zostałem przyzwyczajony przede wszystkim do matki. Ojciec jest fachowcem od wykończenia, budowlanki, hydrauliki, elektryki i co tylko wymyślisz, pracując w Dojczlandach. Matka? W sumie nic nie wiem o wykształceniu jako takim.

Cytat

Najczęściej bywa tak, że znaczna część tych pieniędzy idzie na zaspokojenie potrzeb... ale samicy. Dziecku może coś tam skapnie na ubranie czy coś tam, ale o innych przyjemnościach może zapomnieć,(...)

 

Na przykładzie z autopsji matka moja przynajmniej do pewnego czasu miała wpisane, że dobro dzieci najważniejsze, kosztem mojego dobra. Powiedziałbym, że to typ Matki Teresy, zresztą nie tylko w stosunku do nas, ale i wszystkich.

Cytat

(...)bo "Synku/Córciu nie mamy pieniążków a Twój tatuś to tak mało nam wysłał! Widzisz jaki on niedobry?!" i zaczyna się przedstawianie ojca w negatywnym świetle.

To miało miejsce i u mnie i mocno akcentowane ze względu na to, że mam 8 lat starszą siostrę. Zgadza się.

Cytat

Jeżeli dziecko ma jakiś tam kontakt z ojcem, to z czasem jest w stanie wyrobić swoje zdanie na ten temat ale niejednokrotnie zdarzało się, że tatuś musiał się nieźle napracować aby przekonać dziecko do siebie... bo indoktrynacja samicy w pewnym stopniu zrobiła już swoje.

Miałem jako taki kontakt, ale to było na zasadzie interesu, nie interesowało go zbytnio co robię i czym się interesuję, chodziło bardziej o to co u byłej małżonki słychać, taki uraz.

Cytat

Matka niejednokrotnie potrafi zabić w dziecku pewność siebie i inne wartościowe cechy byle tylko uzależnić je od siebie i podporządkować sobie.

Zgadza się, zabiła całkowicie w pewnym momencie, natomiast gdy osiągnąłem pewien poziom, nadal próbowała(próbuje jak jestem?) to zrobić.

 

Cytat

Tak bardzo kocha swoje dziecko, że jest gotowe nawet wmawiać mu, że niczego w życiu nie osiągnie, jest głupie i inne tego typu frazesy. Z drugiej strony może narzucić niesamowicie wygórowane wymagania wobec dziecka, które stoi na z góry przegranej pozycji, bo nie ma żadnych szans na ich zrealizowanie. Choćby stawało na głowie to i tak nie spełni oczekiwań matki, która będzie mu o tym przypominała i wywoływała poczucie winy, że jest takie nieidealne a "syn Jadzi jest taki super, zobacz jak on sobie z takimi rzeczami bardzo dobrze radzi". Mamy dowalanie swojemu dziecku i gloryfikowanie czyjegoś co może prowadzić do pytań "dlaczego mama mnie nie kocha i woli inne dzieci ode mnie?". W młodym człowieku zaczynają wtedy narastać kompleksy zamiast poczucia akceptacji przez własną rodzicielkę.

To mnie nie dotyczy, ale miałem już z tym styczność kilka razy w swoim życiu, gdy obserwowałem rodziców, nierzadko spotykana postawa.

Cytat

Zazwyczaj panie nie zdają sobie sprawy z tego jak wielką krzywdę wyrządzają swoim pociechom. Nawet jeżeli dziecko się przełamie i powie "mamo, nie mów, że jestem głupi,i gówno będzie z tego co robię bo mi to nie pomaga tylko czuję się z tym źle" to potrafi usłyszeć "ja cię w ten sposób chcę zmotywować".

I tu kurwa jest właśnie clue, i ja sam dostaję takiej wyjątkowej myśli: "what the fuck?", bo u mnie było to od strony matki, a potem(przy mojej próbie odnowy kontaktu), ze strony ojca.

Cytat

Nawet jeżeli ktoś inny zwróci im uwagę, to potem potrafią stwierdzić, że ten ktoś się nie zna bo gada pierdoły... albo nie ma dzieci to co on/ona tam wie... a bo ona ma kiepski gust to i na pewno na tym się nie zna. Poczucie nieomylności w wychowywaniu swego dziecka jest tak silne w paniach, że nawet fakt iż ich dziecko czuje się źle i cierpi nie ma dla nich znaczenia... bo one wiedzą lepiej co dla niego najlepsze.

Pełna zgoda, spotykałem się już z tym.

Cytat

A do tego po iluś tam latach są w stanie swojemu dziecku wypomnieć, że przecież jak pociecha wtedy była chora to ona się nią tak strasznie zajmowała i tyle pieniędzy na jej wychowanie przeznaczyła i tak się dla niej starała a teraz to dziecko takie niewdzięczne jest. A zaraz potem litania tego, co jej się od dziecka 'należy' i co jej powinno kupić albo zafundować za życie pełne atrakcji.

Znowu autopsja, wszystko się zgadza. Wielokrotne wypominanie jakichkolwiek pieniędzy, choćby najmniejszych, mimo tego, że większość łożył ojciec.

Cytat

  Tamta druga nie umie, bo mama wychowała ją na księżniczkę. A co robiła mama Zosi? Dopierdalała jej na każdym możliwym kroku, podważała jej zdolność do osiągnięcia czegokolwiek i wielokrotnie potrafiła jej słownie dowalić tak, że zamykała się w pokoju i płakała w poduszkę. A wszystko sponsorowane przez miłość matki do swego dziecka.

Widzę to na codzień jak wracam niechętnie w rodzinne strony. Małżeństwo, 8 lat staż, dwójka małych chłopaków, 2 i 5 lat. Tylko tam jest troszeczkę inaczej: ojciec pracuje często od rana do 22, matka ma wyjebane, plus do tego pijąca, plus córeczka mamusi, niby się zajmuje, ale się nie zajmuje. Wkurwienie mnie bierze jak widzę, że robi wszystko, by mieć święty spokój: komputer, telefon i inne bzdury. No i zombie rośnie.

Nie wiem kto bardziej na wpierdol zasługuje matka czy ojciec, który na to przymyka oko. Wiem tylko tyle, że naprawdę będzie przejebanie w ich życiu.

Cytat

Za byle pierdołę potrafią zjebać swoją pociechę tak, że ono jeszcze bardziej zaczyna wycofywać się z robienia czegokolwiek, bo jest karane za każdy najmniejszy błąd. Czasami potrafi nawet dostać opierdol za nic, bo mama została wkurzona przez coś tam albo kogoś tam no i nie miała się gdzie wyładować... więc zrobiła to na dziecku.

To prawda, emocjonalne podejście. Wkurwi się to było przejebanie, odwrotny stan - niczym euforia i to u niej tak trwa.

 

Podsumuję na mojej osobie zanim zacząłem sam z siebie budzić coś niecoś:

Stan emocjonalny rozpierdolony kompletnie, raz zajebiście, raz chujowo, stany pośrednie czasem istniały. Do tego wbite poczucie winy kilkoma gwoździami w okolice serca, ja jestem wiele winien, tyle dla mnie poświęciła, a ja taki skurwiel, powinienem dla niej tyrać i dbać o nią. Doszukiwanie się wszędzie spisków, żadnych bliskich relacji, w przypadku poszukiwania i dążenia do pracy poziom Rowu Mariańskiego albo i niżej. Żadnych zasad i żadnych świętości w życiu. Brak umiejętności nawiązania kontaktu(nie mylić z relacją) na jakimkolwiek poziomie. Nie miałem i nie chciałem mieć zainteresowań, niczego nowego nie próbowałem, ciekawości świata - zero. "Wszyscy są źli, tylko ja dobra, uwzięli się na mnie i chcą mnie zniszczyć". Ocenianie i obgadywanie za plecami, plus inne bzdury. Do tego stały dopływ używek, za przyzwoleniem.

 

Szczerze współczuję każdemu, kto ma lub miał taką sytuacją, bo wyjść z tego burdelu jest naprawdę ciężko. I szczerze: widząc po sąsiedzku, podobny scenariusz, prawie identyczny jak u mnie, nóż się w kieszeni otwiera, tylko dylemat: matka czy ojciec albo oboje, że coś takiego robią najważniejszym osobom w swoim życiu, przynajmniej tak się o dzieciach mówi albo już wyszło może z mody.

 

Edytowane przez Sc@neR
dopisek
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Temat jest trudny. Różne są matki (dobre i złe) ale i różni ojcowie. Jednemu ojcu bardzo zależy na relacjach z dzieckiem, inny wyalienowany przez matkę (to jest najbardziej wkurwiające :angry:) odpuszcza wychowanie a inny ... całkiem ma to gdzieś.

 

Główny powód to brak opieki naprzemiennej (bo to co jest teraz to tylko na papierze czyli w ustawie) no i orzecznictwo naszych sądów sięgających czasów stalinizmu gdzie w 1952 r. SN orzekł:

....wskazane jest, by dziecko pozostawało pod opieką matki ze względu na jej konstrukcję psychiczną, większą uczuciowość i skłonność do jej uzewnętrznienia oraz właściwą matce troskę o zaspokojenie codziennych potrzeb dziecka.

 

Co prawda orzeczenie to tyczy wieku wczesnego dzieciństwa ale nasze sądy niezbyt wykazują chęć stosowania innej linii orzeczniczej. Państwo mówi ojcom ile mają płacić na swoje dziecko i kiedy je mogą odwiedzać (kurna odwiedzać jak jakieś zwierzę w zoo zamiast wychowywać).

 

Od roku coraz głośniej mówi się o tej naprzemiennej ale już widzę lament tych "uczuciowych i skłonnych do jej uzewnętrznienia matek" :angry: oraz sztuczne tworzenie problemów, które skończą się w sądzie stwierdzeniem że pomiędzy rodzicami jest konflikt i nici z naprzemiennej - płać i odwiedzaj - to ojcze twoje prawa. A potem słyszysz - "tato, w szkole mnie się pytają czy ty mnie kochasz bo nie chcesz ze mną mieszkać". 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alienacja rodzicielska jest efektem zachowań, występujących najczęściej w wyniku rozstania się (rozpadu związku – rozwodu) rodziców dziecka. Jednym z elementów alienacji jest przyznawanie głównej opieki nad dzieckiem jednemu z rodziców, co zarazem ogranicza kontakt z drugim z rodziców i w efekcie może wywoływać u dziecka wiele niepożądanych zachowań i zaburzeń. Zerwanie więzi między dzieckiem a jednym z rodziców jest dla tego dziecka krzywdą. W opinii specjalistów – nawet jeśli dochodzi do rozpadu związku rodziców, nie może dochodzić do rozpadu więzi rodzicielskich.

Występując z dezyderatem Komisja do Spraw Petycji chce zwrócić uwagę, że każde dziecko dla swego prawidłowego rozwoju ma prawo i potrzebuje dobrej więzi z obojgiem rodziców.

 

LINEK

 

 

Nie wiem, czy to coś zmieni.
Obecne przepisy pozwalają sędziom na walkę z tą patologią, jednak ci widzą świat jednostronnie. Trudno się dziwić, skoro w wielu sądach rodzinnych orzekają tylko i wyłącznie baby.


Sędziów trzeba ograniczać prawem jak groźne dzikie zwierzęta kratami. Nie może być miejsca na interpretacje i dowolność, jak obecnie. To nie działa, nie sprawdza się i oni robią, co chcą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Male sprostowanie. Alimenty powinny wynosic tyle ile wynosi koszt utrzymania dziecka dzielone na obojga rodzicow. Dzisiejsze alimenty to jakas kpina gdy zasadzaja ojcu po 1000zl a czasem i nawet wiecej. Wiec matka wychowuje dzieciaka za free, bo utrzymanie dziecka to ponizej 1000zl.

Druga sprawa. Byl ostatnio wyrok we wloszech, gdzie ojciec pozwal byla zone o to, ze oczerniala go w oczach dziecka i sad zasadzil samicy kilkadziesiat tysiecy euro grzywny. Jest to jakis zaczatek do normalnosci. Mam nadzieje...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matka byłej zagorzała katoliczka, co 2 dzien do kosciola, córeczka odziedziczyła cechy po mamusi a synek? ministrant i cipeczka juz dorosły a dalej zależny od niej w kwestii ubioru, porządków domowych czy jedzenia:d chodził jak mu zagrała :D Mąż ją zostawił - szczerze? wcale mu sie nie dziwie:D po tym co widziałem na własne oczy:D Co najlepsze przy mnie jej synek przeklina, kozaczy a jak mamusia nadejdzie to kuli się i poddaje jej woli :D a córeczka materialistka, świętojebliwa i taka manipulantka hahahaha:D że tylko do cyrku się nadaje:D ale wiele mi to dalo hahaha:D i dzięki Bogu szybko to zakończyłem :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Samotna matka "wychowująca" dzieci/ dziecko swoje negatywne emocje z którymi nie potrafi sobie poradzić (stres, problemy dnia codziennego, rozgoryczenie zaistniałą sytuacją) prostolinijnie przelewa na dzieci, dziecko. Dziecko nie rozumie zachodzących procesów. Pojawia się poczucie winy z powodu zaistniałej sytuacji i stanu emocjonalnego matki. Często przechodzi to po prostu w agresje do otoczenia albo autoagresję. Jeżeli myślicie, że samotna matka panuje nad emocjami albo kontroluje je to jesteście w błędzie. Kobieta MUSI dać im upust a ofiarą będą osobniki najbliżej i najłatwiej dostępne - dzieci. One to chyba robią zupełnie nieświadomie co do konsekwencji. To po prostu chore zalewać dziecko takimi toksynami.

 

To tylko wierzchołek góry lodowej.....

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znam kilka osób wychowanych przez samotną matkę i pozbawionych kontaktu z ojcem:

 

-Mój kumpel-sąsiad z czasów dzieciństwa. Samotnie wychowany przez panią pedagog. Pani pedagog fajna, miła, kochana osoba. Syn - pojebany psychopata - do tej pory nic się nie zmienił, diabeł wcielony. Można by o gościu książke napisać. Wychowanie bezstresowe.

 

-Dziewczyna z którą straciłem dziewictwo. Pierwsza wielka miłość i pierwszy wielki zawód. Wychowana sama przez matkę, kontakt z ojcem mizerny. Mama pracowała na kasie gdzieś tam i miała chłopaka. Jak u niej byłem to zazwyczaj leżeli na kanapie i oglądali TV. Laska zajebiście interesująca, ale też ostro pojebana, typowa lewicowa artystka-ateistka-hipsterka.

 

-Moja była. Jej matka rozstała się z jej ojcem kiedy ona miała niecały rok. Później miała kontakt z tatą i bardzo go kochała, ale z tego co mi mówiła, jej matka była ostro jebnięta. Często nie chciała jej przytulać i nie lubiła jak jej córka ją całowała, wycierała pocałunki i ogólnie była oschła i zimna. Przez cały czas jak z nią byłem, jej matka ani razu nie zaprosiła mnie na obiad, kawę, nic. Nie zrobiła absolutnie nic żeby mnie poznać, nawet jak już rok byliśmy razem. Najdłużej rozmawialiśmy jakieś 40 sekund, stojąc na przedpokoju. Też miała nowego faceta i też zawsze oglądali TV.

 

-Matka znajomego z czasów podstawówki/gimnazjum. Koleś niby śmieszny, ale typowa patologia z bloku ze wszystkimi jej elementami. Wyjebany ze szkoły za pobicie jakiegoś gościa, który rozmawiał z jego dziewczyną i tak dalej, później chodził do najgorszej szkoły w mieście (budowlanka, czy inna zawodówka), teraz typowy "Polak za granicą" na magazynie w Holandii. Prosta ale silna i miła kobieta, widać było że ją to przerasta. W sumie to się nie dziwie.

 

Znalazło by się jeszcze kilka przykładów, ale już mi się nie chce pisać kolejnej encyklopedii.

 

Dodam że moim zdaniem wszystkie te matki się starały, po prostu dzieciakom brakowało męskiego wzoru, przykładu, dyscypliny. Może nieraz pasa na dupie albo liścia na pysk. Nie jestem za biciem dzieci, ale niektórym rozwydrzonym nastolatkom zdecydowanie by się przydało.

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potwierdzam to, co piszą Bracia. "Samotne matki" nie radzą sobie ze swoimi problemami i bezpośrednio przenoszą je na dzieci.

 

Spotykałem się z dwiema, ktore miały dzieci. U obu widziałem pełno błędów wychowawczych. Sam może nie jestem jakimś wybitnym specjalistą w kwestii wychowywania dzieci, ale potrafię ogarnąć moją pięciolatkę. Dobrze się dogsdujemy, córka jest grzeczna i wie, kto jest tatą, a kto - dzieckiem.

Te matki, które dość dobrze poznałem, nie radziły sobie z dziećmi. Jedna była nadopiekuńcza, robiła wszystko za swoje dzieci, choć miały ok. 10 lat. One nie miały do niej żadnego szacunku i to było widać. Manipulowały matką, która robiła to, co chciały. Ona nie ogarniała, że krzywdzi dzieci swoim postępowaniem. Widać było, że brakuje im ojca, choć mieszkał niedaleko i mogły spotykać się z nim wtedy, gdy chciały. Często wolały spędzać czas ze mną. Dało się jakoś normalnie rozmawiać. Czasami mowily nawet o tym, co matka robi źle. I moim zdaniem milay racje. Ja zrobiłbym to inaczej.

Nie wtrącałem sie w ich sprawy, bo to nie moje dzieci. Nie moja sprawa.

 

Druga miała dwuletnie dziecko, które było nauczone, że wszystko może wymusić płaczem. Było nauczone wielu złych nawyków - np.: picie słodkich napojów w środku nocy. Przy mnie dzieciak był grzeczny. Wiedział, że nie może manipulować tak, jak matką.

 

Bardzo rzadko one potrafią same ogarnąć sprawy dziecka. Z reguły włączają w to wszystko matki. Niektóre szukają nowego męża, który zostanie ojcem ich dzieci. Dzieci poznają wielu partnerów matki, co nie wpływa na nie zbyt dobrze.

 

Zeby było jeszcze zabawniejsze - z reguły ojciec dzieci jest w pobliżu, jednak "samotna matka" nie pozwala mu wychowywać dziecka. Liczy się kasa, a dzięki temu może żądać wysokich alimentów.

Bardzo rzadko zdarza się, aby to facet nawalił i zniszczył związek. Najczęściej są to normalnie ludzie, ale paniusi coś odbiło i zapragnęła znaleźć sobie księcia z bajki.

 

 

Bardzo często widzę na placach zabaw zazdrosne spojrzenia dzieci, którym matki czegoś zabraniają, a moja córka może to robić, bo jest z tatą. Kontroluję to, co robi i zawsze jestem w pobliżu, ale nie ograniczam jej. Dzieciaki, które wychodzą na plac zabaw z matkami nie mają tak dobrze.

 

Dzieci wychowywane bez udziału ojca mają wiele problemów i ta sprawa była wielokrotnie badana. Sama matka nie da rady wychować dobrze dziecka. Wielu specjalistów twierdzi, że w roli samotnego rodzica znacznie lepiej sprawdza się ojciec.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

49 minut temu, Dobi napisał:

Potwierdzam to, co piszą Bracia. "Samotne matki" nie radzą sobie ze swoimi problemami i bezpośrednio przenoszą je na dzieci.

 

Nie muszą nawet przenosić wystarczy, że dzieciak widzi iż matka robi spychologię problemów na innych ludzi (bądź instytucje) lub obarcza ich za niepowodzenia. Ewentualnie loszka ma syndrom ignorowania problemów "aż samo minie" co zazwyczaj kończy się ich nawarstwieniem i tzw. wyjebaniem szamba. 

 

I dzieciak widzi takie wzorce zachowań u matki i je przejmuje. Staje się niezaradny, niefrasobliwy, skłonny do samooszukiwania, przerzuca winę na innych = ma przejebane w życiu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja parę dni temu usłyszałem "tato, mama bardziej zajmuje się dziećmi tamtego pana (nowego faceta) niż mną". 

 

Sieczkę te baby mają w głowie! 

 

Szału wewnętrznego dostałem!!!!!

Pokazuje dziecku prawidłowe wzorce, miłość i tyle - bo przecież sąd wie lepiej ode mnie z kim dziecku "lepiej" 

Edytowane przez Normalny
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po to ja wziął żeby mu ogarniała...

Nie martw sie, ona tylko udaje lepsza dla obcych dzieci, a podświadomie to by je zżarła...

 

Zamiast sie tym denerwować to korzystaj, ze w Tobie widzą normalność. Za kilka lat same się spakuja i przeprowadza do Ciebie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podchodząc do tego z dystansem i już bez emocjonalnej oprawki opiszę w skrócie jakie konsekwencje poniosłem będąc wychowanym przez samicę i które sam musiałem później skorygować:


-uległość w relacjach międzyludzkich, a także w relacjach z dziewczynami. Nieumiejętność walki o swoje. Syndrom wrażliwego i lękliwego chłopca,

-samoocena równa zero, przez brak ojcowskiego wsparcia i zostawienie mnie samego wychowaniu samicy, która punktowała we mnie każdą słabość

-brak męskiego wzorca, brak umiejętności dominacji

-brak umiejętności podejmowania decyzji. Było to spowodowane tym, że każde moje słowo było podważane,a moje odczucia i zdanie się nie liczyło. Samica wie najlepiej czego synek potrzebuje.

-nie radzenie sobie ze stresem. Roztycie się poprzez jedzenie. Wpychanie na siłę żarcia. Jedz, jak nie jesz to mnie nie kochasz. Manipulacje widoczne od małego gołym okiem.

-emocjonalne poszarpanie spowodowane różnymi humorkami samicy, która wpierw kochała, a później potrafiła odrzucić i wylać na mnie całą nienawiść w sobie

-psychiczna przemoc, ciągłe wymuszania, brak odpowiedniego podejścia, przelewanie swojej wizji świata na mnie

-zaszczepienie katolickich wzorców połączonych ze wzorcami strachu i syndromem wrażliwego chłopaczka mogło dać tylko jeden efekt. Gdybym się nie otrząsnął pewnie bym za niedługo chodził w czarnej spódniczce

-brak wyjaśnienia tego jak działa ludzka psychika, świat. Zaszczepienie wzorców niezgodnych z prawdziwą naturą świata

-obrzydzenie seksu i pokazanie go jako diabelskiego nasienia. Brak w ogóle rozmów na ten temat, tylko przekazywanie zdania KK na temat masturbacji oraz współżycia

-nie pozwalanie na okazywanie gniewu, żalu, czułości i innych masy uczuć zaowocowało nerwicą

-zrobienie z ojca potwora i nieudacznika życiowego, zupełny brak szacunku

-ciągle walka o to, by mieć nade mną kontrolę, posłuszeństwo i oddanie albo brak miłości i odrzucenie. Jak się posłucham to jestem dobrym chłopczykiem, a jak nie to nie zasługuję na nic

-niszczenie hobby, pasji niezgodnych z jej wizją mnie

-w okresie dorastania przede wszystkim brak odpowiedzi na pytania dt, życia , Boga i innych spowodowały, że popadłem w stany depresyjne i szukałem spełnienia u dziewczyn, a od dziewczyn dostałem w pysk ze względu na to co wszystkim wiadomo

-poczucie opuszczenia i osamotnienie

-odczuwanie ciągłego zagrożenia i napięcia w oczekiwaniu na kolejną awanturę albo problem

-nie pozwalanie na dbanie o siebie, brak zapewnienia odpowiednich środków finansowych na to, abym mógł wyglądać i funkcjonować jak człowiek

 

Nie tylko ja zapewne tego doświadczyłem i przeżyłem. Jest wiele takich ludzi, mi dzięki ogromnej pracy nad sobą udało się przerwać ten impas, który pewnie spowodowałby albo sznur, albo chodzenie w kiecce. Niektórzy nie mieli tyle szczęścia.

 

 

Edytowane przez Samiec Alfa
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mosze Red O tym samym przed chwilą pomyślałem. Przypomniało mi się kilka akcji mojej matki, gdy pojawiały się jakieś problemy:

- Nie mówić;

- Siedzieć cicho;

- Udawać, że jest dobrze;

- Zapomnieć;

- Zająć się czymś innym.

Oczywiście zawsze byłem tym złym, bo dążyłem do rozwiązania problemu zamiast zamykać oczy jak małe dziecko i udawać, że go nie ma. Byłem zły, bo nie chciałem zapomnieć o wielu rzeczach i dążyłem do tego, aby podobne sytuacje nie powtarzały się w przyszłości.

@Normalny Żadna baba nie zaakceptuje dzieci, których nie urodziła. ŻADNA! Jeśli obce dzieci traktuje lepiej niż własne, to jest to tylko gra. Chce zdobyć faceta. Jeśli poczuje, że go zdobyła, wówczas wszystko wróci do normy.
Jest jeszcze inne wyjaśnienie tej sytuacji - Twoje dziecko identyfikuje z Tobą i złość do Ciebie przelewa na dziecko. One tak mają.

@XYZ Dobrze prawi. Znam wiele przypadków z życia, gdzie matki walczyły o dzieci dla alimentów. W momencie, gdy dziecko osiąga pełnoletność i może otrzymywać alimenty na swoje konto, wówczas miłość "mamusi" z dnia na dzień wygasa i sama dąży do tego, aby pozbyć się go z domu. Niektóre dzieci znacznie wcześniej uciekają do taty. Ostatnio kolega w ten sposób odzyskał syna. Chłopak był z tatą na "spotkaniu" i powiedział, że nie wróci już do matki. Nie chce wracać i koniec. Kumpel załatwił wszystkie kwity, papiery, zgłosił gdzie trzeba i dziecko jest teraz z nim.
Przez ten cały czas "mamusia" darła ryja, że ojciec porwał jej dziecko, w sądzie żądała wydania dziecka, ale przez kilka tygodni nawet nie zadzwoniła do syna, aby zapytać, jak się czuje. O odwiedzinach nie było nawet mowy - widocznie była bardzo zajęta.
Po pewnym czasie sama odpuściła i wyjechała za granicę z nowym gachem, z którym już jest w ciąży.

 

A dzieciak jest szczęśliwy z tatą :)


@Samiec Alfa Potwierdzam to wszystko, co napisałeś.

Ja, choć miałem pełną rodzinę, to było wiele różnego rodzaju problemów. Nie będę teraz w to wnikał, może kiedyś... ale uważam, że większość z nich generowała matka. Kiedyś to analizowałem, bo lubię wiedzieć co i dlaczego... i swoją wersję na ten temat już mam. Nie usprawiedliwiam jej, po prostu byłem ciekaw, o co chodzi i dlaczego tak bardzo mnie nienawidzi, a brata po dupie by całowała.

Zawsze było źle. Wszystko, co robiłem było złe. Jak brat zrobił to samo, to skakała pod chmury z radości, a mnie ciągle krytykowała.
Gdy dostałem 4 ze sprawdzianu, to darła ryja: "dlaczego nie 5?". Jak brat dostał 2, to się cieszyła, bo on taki roztrzepany, bo on woli grać w piłkę zamiast się uczyć, ojej, jakie to słodkie i urocze.
Obiektywnie rzecz biorąc, brat jest mniej uzdolniony ode mnie i nigdy nie miał głowy do nauki. Pomimo tego, że jest bratem, to charaktery mamy zupełnie różne. Być może są jakieś cechy wspólne, ale w zasadniczych kwestiach różnimy się mocno.


Ostatnio przeraziła mnie jedna rzecz. Widziałem chłopaka z mojej rodziny. Aż się wystraszyłem.

Całe życie był gnębiony przez matkę. Ciągle go krytykowała i traktowała jak najgorszego. Mąż jej na to pozwalał, bo sam został zdominowany przez swoją żonę.
Chłopak ma teraz 25 lat, a wygląda na 30 albo więcej. Chyba nawet gorzej ode mnie, choć jest dużo młodszy. Taki typowy nerd/informatyk. Chodzi zaniedbany w swetrach, nic mu się nie chce. Boi się nawet odezwać przy niektórych ludziach, choć ze mną w miarę normalnie rozmawia.
Znam go przez cale jego życie i wiem, jaki był. Dzieciak miał wiele zainteresowań, ciągle się czegoś uczył, zdobywał wiedzę, zajmował się sportem... teraz nie chce mu się nic.
Oczywiście nie pracuje. Czasami pomaga w gospodarstwie i to jego matka uważa za pracę.
Studiów nie skończył choć był na kilku kierunkach.
Generalnie aż żal patrzeć, jak dzieciak został zmarnowany. Może jeszcze się ogarnie, ale tak naprawdę, to słabo to widzę.

Ja się w to nie wtrącam, bo to nie moje dziecko.

Jego matka ciągle przypierdalała się do mnie i do mojego brata. Widziała w nas wszystko, co złe, nie dostrzegając tego samego u swoich dzieci.

Najbardziej bawi mnie to, że kiedyś przyłaziła i truła dupę, że ona miała 16 lat jak poszła do pracy, a ja mam 20 i jeszcze się uczę. Cóż - nie rozumie, że teraz nie ma już szkół przyzakładowych ;) Ja w wieku 21 lat zarabiałem już na siebie i potrafiłem sam siebie utrzymać. Studia skończyłem za swoje pieniądze. Pracowałem i studiowałem jednocześnie... a jej dzieci mają po ok. 25 lat i nie przepracowały ani jednego dnia :) Im nie mówi, że pracowała, jak miała 16 lat.


Problem z takimi matkami występuje nie tylko tam, gdzie ojca nie ma w ogóle, ale także w rodzinach, gdzie jego rola jest niewielka.

Sam miałem problemy z matką, która ładnych parę lat temu zaczęła nastawiać ojca przeciwko mnie. Teraz nie utrzymuję z nimi żadnego kontaktu. Stary ma nawet pretensje do mnie, że nie chcę mu podać ręki i sam nie rozumie, że to on wszystko spierdolił. Niech żyją sobie w swoim świecie.


Teraz trzymają stronę ex i chcieli mnie zniszczyć na sprawie rozwodowej zeznając przeciwko mnie jako jej świadkowie ("bo to nasza córka i musimy jej pomóc" - cytat dosłowny). Nie rozmawiam z nimi w ogóle i nie utrzymuję z nimi żadnego kontaktu. Mam święty spokój :) Po co się denerwować?

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 lat później...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.