Skocz do zawartości

Kolejne wkręcanie winy przez matkę


seba33

Rekomendowane odpowiedzi

Dziś po raz kolejny rozmawiałem telefonicznie z matką. Zadzwoniłem, by zapytać o zdrowie itp. Po kilku zdaniach kurtuazji zaczęło się to co moim rodzicom wychodzi chyba najlepiej: Wkręcanie winy. Jestem pokłócony z siostrą, matka oczywiście do mnie że ta ja mam ją przeprosić i nie potępiać, bo TO JA wielokrotnie powinienem być potępiony. I zaczęła się litania moich to  niby grzechów jaki ja to jestem niedobry i w ogóle. Moim skromnym zwycięstwem, jeśli mogę to tak nazwać, jest to że życzyłem matce jeszcze raz zdrowia i się rozłączyłem. Kiedyś pewnie dałbym się ponieść emocjom i zaczął kłótnie. Dziś dzięki naukom Marka i samorozwoju potrafię już w dużym stopniu panować nad emocjami.

 

Rodzice nigdy mnie jakoś nie wspierali, nie inwestowali we mnie. Zawsze słyszałem tylko krytykę i wkręcanie poczucia winy. A później pretensje, że w życiu mi nie wyszło, że małżeństwo się jebło, a pracę mam jaką mam. Sam do wszystkiego dochodziłem bez żadnej pragmatycznej wiedzy. To tak jakby mieć pod opieką sportowca. Ale zamiast go wspierać, motywować inwestować w niego, ale też i wymagać to cały cas się go dołuje, krzyczy, wmawia się że nic nie osiągnie. Skąpi się grosza na korepetycję czy inne zajęcia, a później wysyła się go na olimpiadę i ma się pretensje, że nie zdobył złotego medalu. Oczywiście przy dalszym gnojeniu.

 

I teraz się zastanawiam co robić. Każda taka rozmowa wykańcza mnie i pozbawia energii. Wiem to są moi rodzice, dali mi dzieciństwo utrzymanie itp ale tez obarczyli ogromną nienawiścią do siebie samego, z której cały czas się leczę. Najgorsze że do tej pory im nie przeszło. Większość rozmów tak wygląda. Nie wiem czy trzymać z nimi kontakt czy dzwonić raz na tydzień dwa, zapytać o zdrowie i kończyć rozmowę. Co radzicie Bracia?

Edytowane przez seba33
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To Twoi rodzice - prawda

Wychowali Cię i zapewnili byt - prawda

Czy coś im wisisz z tego powodu i musisz nosić na sobie poczucie winy - nie

Ktoś kiedyś powiedział "nie możesz oceniać rodziców jako ludzi", odpowiedziałem "chuj mnie obchodzi Twoje zdanie".

Jako mężczyzna szukający siebie na tym pogubionym świecie masz pełne prawo spojrzeć wstecz na zachowania Twoich rodziców i ocenić ich jako ludzi, bo to z ich wychowania wzięły się wzorce z którymi aktualnie się zmagasz. Będąc na Twoim miejscu (mówię z doświadczenia) zadzwoniłbym raz na tydzień/dwa i właśnie zapytał jak zdrowie/ samopoczucie, konkretnie, gdy temat zbacza z drogi to stawiasz granicę że nie obchodzi Cię reszta rodziny/siostra itd. Nie ukrywam, że wyjdziesz na bezdusznego skurwysyna w ich oczach, ale pod koniec dnia to Ty masz się dobrze czuć i żyć w zgodzie z samym sobą, a nie robić to co "wypada".

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, seba33 napisał:

Wkręcanie winy. Jestem pokłócony z siostrą, matka oczywiście do mnie że ta ja mam ją przeprosić i nie potępiać, bo TO JA wielokrotnie powinienem być potępiony.

Te same schematy przerabiałem. ZAWSZE była to moja wina. Solidarność jajników, hę?

28 minut temu, seba33 napisał:

I zaczęła się litania moich to  niby grzechów jaki ja to jestem niedobry i w ogóle.

Tak, tak i jak strąciłeś łokciem kubek w kuchni 10 listopada 2005 roku jak "Wiadomości" na TVP 1 leciały też doskonale pamięta.

 

28 minut temu, seba33 napisał:

Kiedyś pewnie dałbym się ponieść emocjom i zaczął kłótnie.

Też tak się zaczynała moja droga do wyzwolenia.

 

28 minut temu, seba33 napisał:

Moim skromnym zwycięstwem, jeśli mogę to tak nazwać, jest to że życzyłem matce jeszcze raz zdrowia i się rozłączyłem.

Brawo Ty. ;)

28 minut temu, seba33 napisał:

I teraz się zastanawiam co robić. Każda taka rozmowa wykańcza mnie i pozbawia energii. Wiem to są moi rodzice, dali mi dzieciństwo utrzymanie itp ale tez obarczyli ogromną nienawiścią do siebie samego, z której cały czas się leczę. Najgorsze że do tej pory im nie przeszło. Większość rozmów tak wygląda. Nie wiem czy trzymać z nimi kontakt czy dzwonić raz na tydzień dwa, zapytać o zdrowie i kończyć rozmowę. Co radzicie Bracia?

Właśnie udzieliłeś sobie odpowiedzi. Ciężko kogoś przekonać by zmienił stosunek do Ciebie. Błagać, prosić, przekonywać? Nie poskutkuje. Szmacić? No chyba nie.

Ograniczyć kontakty do minimum i w ten sposób ewentualnie możesz sprawdzić czy wykażą się sami jakąś próbą zmiany.

Szkoda życia i nerwów na to.

 

PS. Pierwsze dwa akapity mógłbym wkleić do swojego życia, identyczne puzzle życiowe.

Edytowane przez Sc@neR
.
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy moja mamuśka  zaczynała jakieś wkurwiające mnie tematy, o czym wiedziała.

Zadawałem pytanie "czy chcesz żebym juz sobie poszedł?, jeśli tak to wystarczy powiedzieć"

Od dłuższego czasu mam spokój, nie porusza tego o czym nie chcę z nią gadac.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem podobnie, tylko zamiast siostry był ojciec, za kazdym razem dobitne sugerowanie mi przez matkę abym ustąpił i zagadał(przeprosił)do ojca ewentualnie mu pomógł w czymś, choc moja wina nie była,  on nigdy tego nie chciał szczególnie z mojej strony, więc nakręcała się spirala...

W dodatku matki nie interesowało moje zdanie, i to ze wykonywanie z ojcem jakiś prac było dla mnie zmorą, nigdy mnie niczego nie nauczył, jednoczesnie krytykujac mnie ze nie umiem tego... niezły paradosk...

Teraz z perspektywy czasu mimo to coraz mniej ojcu sie dziwie ze sie wkurwial na matke...Bo mogę jako dorosły patrzeć obiektywnie na ich relacje...

matka  wyrobiła we mnie nieprawdopodobne poczucie winy...

 

Osobiscie zerwałbym kontakt na jakiś c zas, ewentualnie postawił ultimatum, jak nie zmienisz podejscia do mnie, to chuja pogadamy, jestes dorosły, odpowiadasz ze siebie...

Edytowane przez Assasyn
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie, to miałem podobne akcje.

Kiedyś chociaż ojciec był po mojej stronie, z czasem matka "przerobiła" go po swojemu.

Oni ciągle są przekonani, że to ja zrobiłem im jakąś krzywdę. Jaką? - Tego nie potrafią powiedzieć. Uważają jednak, że to ja mam ich przepraszać, bo syn marnotrawny i inne brednie.

Kiedyś jeszcze się tym przejmowałem, ale teraz mam to gdzieś.

Ja załatwiłem to może trochę brutalnie i pewnie wiele osób oceni to negatywnie... ale kazałem im wypierdalać. Tak po prostu, szczerze kazałem im się pierdolić. Najpierw matka przychodziła i truła dupę "twoja wina, bo skrzywdziłeś agniesię, oddaj jej wszystko itp. itd" ("agniesia, to ex żona). Wstałem, wskazałem jej ręką drzwi i powiedziałem "wypierdalaj z mojego domu!"
Innym razem dzwonił ojciec, oczywiście z pretensjami, wtedy zaczął pieprzyć coś o "synu marnotrawnym". Zapytałem "co ja ci kurwa zrobiłem, że mam cie teraz przepraszać?". Kazałem mu spierdalać.

Od tamtej pory nie dzwonią i mam spokój. Matka czasami przyłazi, ale wtedy nawet z nią nie gadam, bo nie ma to najmniejszego sensu.
Nie oceniam tego, co robili podczas mojego dzieciństwa, a sporo mógłbym im zarzucić. Oceniam to, co robią teraz. Gdyby zachowali się nieco inaczej, to moja córka miałaby dwoje rodziców.

Przez jakiś czas trochę brakowało mi normalnych relacji z rodzicami, ale z nimi zawsze coś było nie tak. Albo dołowali, krytykowali, a brata całowali po dupie i wychwalali pod niebiosa. Albo wpieprzali się w moje życie i obwiniali o wszystko.
Szkoda nerwów.



Wiem, że do rodziców nie powinno się mówić tak, jak ja do nich powiedziałem, ale przez wiele lat próbowałem dojść z nimi do jakiegoś porozumienia, rozmawiać normalnie - nie da się. Nie ma takiej możliwości.
Od kilku lat nie mieszkam z nimi, ale rok temu musiałem się gdzieś zamelinować na miesiąc. Wtedy codziennie były jakieś kłótnie i pretensje z dupy. Nawet nie wiem o co. Stary przyłaził z roboty i wyżywał się na mnie.


Niczego im nie zawdzięczam. Wszystko osiągnąłem sam dzięki własnej pracy i pomocy przypadkowych ludzi i można powiedzieć - wbrew im.
Próbowali mnie szantażować, że nie dadzą mi nic. Stara już mówiła, że była u prawnika, aby dowiedzieć się, jak mnie wydziedziczyć :D Mam to w dupie. To ich kasa i jak zechcą, to mogą nią sobie nawet chałupę wykleić :D Niech brat dostanie wszystko. Niech ma. Niech się cieszy :) 


Myślę, że każda sytuacja jest inna i trudno jest znaleźć jeden dobry sposób. Mnie jest dobrze tak, jak jest. Zero nerwów, zero stresu. Żyję sobie sam. Nie muszę słuchać głupich żali, pretensji o wszystko. Nikt mnie nie kontroluje, nie sprawdza i nie rządzi (a próbowali, gdy przychodzili do mnie...)

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, seba33 napisał:

Rodzice nigdy mnie jakoś nie wspierali, nie inwestowali we mnie. Zawsze słyszałem tylko krytykę i wkręcanie poczucia winy. A później pretensje, że w życiu mi nie wyszło, że małżeństwo się jebło, a pracę mam jaką mam. Sam do wszystkiego dochodziłem bez żadnej pragmatycznej wiedzy. To tak jakby mieć pod opieką sportowca. Ale zamiast go wspierać, motywować inwestować w niego, ale też i wymagać to cały cas się go dołuje, krzyczy, wmawia się że nic nie osiągnie.

 

Nie zauważyliście jak te zachowania ludzkie są schematyczne? Sam przechodziłem przez to i wiem co to dla znaczy brak wsparcia od najbliższej rodziny. Możliwości dziecka spadają i to bardzo, bo nie ma gdzie się oprzeć, zamiast motywacji krzyk, pogarda i wyzwiska. Najstraszniejsze jest to, że te zachowanie jest automatyczne. Zero świadomości, wewnętrznej refleksji tylko działanie jak zaprogramowany robot zdolny tylko do jednego. I tak w kółko.

 

17 godzin temu, seba33 napisał:

Skąpi się grosza na korepetycję czy inne zajęcia, a później wysyła się go na olimpiadę i ma się pretensje, że nie zdobył złotego medalu. Oczywiście przy dalszym gnojeniu.

 

Chcą zakryć swoje własne kompleksy dzieckiem wymagając od niego rzeczy niemożliwych tylko po to, by móc się nim przed innymi chwalić. " Patrz Jadźka, a ten mój Wiesiek taki zdolny, będzie uczonym ". A Wiesiek może chce grać w piłkę nożną. I co? Gnojenie i wyzwiska oraz siłą przymuszanie do książek, a sami żyją na tak marnym poziomie, że przelewają swoje frustracje na niewinne dziecko. Ciągłe narzucania własnego zdania, brak szacunku dla własnego dziecka, które jest wolną istotą. Mnie to osobiście bardzo denerwuje takie zachowanie, bo wiem jak to jest.

 

17 godzin temu, seba33 napisał:

I teraz się zastanawiam co robić. Każda taka rozmowa wykańcza mnie i pozbawia energii. Wiem to są moi rodzice, dali mi dzieciństwo utrzymanie itp ale tez obarczyli ogromną nienawiścią do siebie samego, z której cały czas się leczę. Najgorsze że do tej pory im nie przeszło. Większość rozmów tak wygląda. Nie wiem czy trzymać z nimi kontakt czy dzwonić raz na tydzień dwa, zapytać o zdrowie i kończyć rozmowę. Co radzicie Bracia?

 

Chcesz dalej tkwić w relacji gdzie jest zupełny brak poszanowania dla Ciebie samego?

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
Dnia 7.09.2016 o 20:21, Dobi napisał:

(...)
Wiem, że do rodziców nie powinno się mówić tak, jak ja do nich powiedziałem, ale przez wiele lat próbowałem dojść z nimi do jakiegoś porozumienia, rozmawiać normalnie - nie da się. Nie ma takiej możliwości.
(...)

 

A to niby dlaczego? Czasem inne metody nie skutkują niż jasno i twardo wytyczone granice. A że bluzgałeś, to tylko pokazuje powagę sytuacji i ciężar argumentu jaki użyłeś. Sam tak czasem rozmawiam z matką po dziś dzień. Wtedy w miarę szybko kończą się manipulacje.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie może to i racja.

Mimo wszystko jakiejś kultury mnie nauczyli... albo ja sam się nauczyłem ;)

 

Póki co myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest całkowite odcięcie się od nich i odpowiednia reakcja, gdyby próbowali naruszać moją przestrzeń.
Mieli czas na naprawienie relacji. Ja nic złego im nie zrobiłem. Teraz jest już za późno. Wielu spraw nie da się odkręcić i zwykłe "przepraszam" nie wystarczy. Za daleko to zaszło. Mieli czas na przemyślenie wielu spraw - nie chcieli i to już nie jest mój problem. Radzę sobie sam i przyzwyczaiłem się do tego.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 9/8/2016 o 12:21, Samiec Alfa napisał:

Nie zauważyliście jak te zachowania ludzkie są schematyczne? Sam przechodziłem przez to i wiem co to dla znaczy brak wsparcia od najbliższej rodziny. Możliwości dziecka spadają i to bardzo, bo nie ma gdzie się oprzeć, zamiast motywacji krzyk, pogarda i wyzwiska. Najstraszniejsze jest to, że te zachowanie jest automatyczne. Zero świadomości, wewnętrznej refleksji tylko działanie jak zaprogramowany robot zdolny tylko do jednego. I tak w kółko.

 

 

Chcą zakryć swoje własne kompleksy dzieckiem wymagając od niego rzeczy niemożliwych tylko po to, by móc się nim przed innymi chwalić. " Patrz Jadźka, a ten mój Wiesiek taki zdolny, będzie uczonym ". A Wiesiek może chce grać w piłkę nożną. I co? Gnojenie i wyzwiska oraz siłą przymuszanie do książek, a sami żyją na tak marnym poziomie, że przelewają swoje frustracje na niewinne dziecko. Ciągłe narzucania własnego zdania, brak szacunku dla własnego dziecka, które jest wolną istotą. Mnie to osobiście bardzo denerwuje takie zachowanie, bo wiem jak to jest.

 

O bracie, z ta schematycznoscia bym tak nie galopowal. Prawda taka, ze do tego watku zagladnelem z ciekawosciai dopiero po przeczytaniu calego otworzyly mi sie oczy na " jezzuu ja to znam!". Slowem troszke jak wiadro zimnej wody na twarz w zwiazku z tym, ze to nie tylko ja mialem podobne ekscesy.

 

Ograniczanie kontaktu do minimum u mnie zdzialalo coda. Teraz tylko slysze od matuli ze sie " nie interesuje rodzina " (co jest wierutna bzdura z ktorej doskonale zdaje sobie sprawe wiec na tak mala pierdole moge przymknac oko, ew. zripostowac w jakis sposob). Ogolnie poprawa zdecydowana u mnie osobiscie przez ta strategie nastapila, a darlem nie jedne koty z matula oj darlem , inna sprawa ze w tatku oparcia nie bylo ( miesiac w domu , nastepny w pracy za granica ostatecznie doszedlem do wniosku ze to musi byc jednym z filarow "udanego" pozycia malzenskiego).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak, nie inaczej!

U mnie w domu podobnie, starsza (nawet matka jakoś mi nie pasuje) zawsze była zaborcza i wymagająca.

Ojciec wycofany, niepewny siebie, ciągle w pracy. Wymagał posłuszeństwa i mordy na kłódkę.

Ich ulubione powiedzenie i motto życiowe - "dzieci i ryby..."

Dodatkowo zbytnia pobożność, co wiązało się z wpędzaniem w kompleksy i poczucie winy przez matkę.

 

Ciężko mi powiedzieć czy byli dobrymi rodzicami. Na pewno ich wychowanie nie dało mi szczęścia, życie stało się ciągłą walką.

Właściwie to cały czas mnie do czegoś zmuszali. Do spędzania czasu według ich pomysłów. Do określonych zachowań.

Każdy zryw wolnościowy był karany. Fizycznie albo psychicznie. Ciągle jakieś dramaty z dupy... Moje prowokacje (taka walka o uwagę), generalnie chora sytuacja.

 

Zawsze miałem dużo obowiązków, opieka nad młodszym rodzeństwem, nawet prace domowe, ogrodowe, palenie w piecu itp itd.

Dużo mnie to nauczyło, chociaż mam skłonności do zbytniej empatii chęci pomocy, co kusi innych.

 

Prawda jest taka, że z czasem pozwalałem sobie na więcej, nie jestem idealny, było dużo ekscesów, moralno-obyczajowych, które zawsze były karane.

Mieliśmy takie powiedzenie z kuzynem: "że jeszcze trzepanie materaca i wakacje" :D

Od 17 roku życia miałem dziewczyny, z okresami abstynencji - takie naturalne obrzydzenie i pójście w prace, trochę takie mgtow.

 

Od jakiegoś czasu zrobiłem się bardzo stanowczy (tak około 30tki), wulgarny, rodzice już do mnie nie dzwonią, nie zapraszają, trochę szkoda ale mam za to więcej czasu.

Siostra urodziła im 3 wnuków, brat dorzucił jednego, mają co chcieli. Stary przewija im smrody a stara jeździ na zakupy. Jest tam niezła pojebka i odwrócenie ról.

Siostra roztyta, szwagier pod mocnym pantoflem. Bratowa też walczy z nadwagą ;) Brat też trochę pod pantoflem, chociaż się nie daje tak łatwo, dobrze widzi co samice wyprawiają.

 

Jak na to patrzę to myślę sobie tylko jedno, jakim cudem udało mi się nie zaciążyć którejś z dziewczyn i nie zostać małżonkiem.

Już dawno bym był po rozwodzie, dzieci by miały przejebane, a sam bym skończył w długach.

Jestem nadpobudliwy - i to mnie uratowało, bo laski się słuchały, a jak nie to wypierdalały w podskokach i był spokój.

 

Widzę z każdej sytuacji tylko jedno wyjście:

Praca nad sobą, swoimi zasobami, zdrowiem, otaczanie się pozytywnym osobami.

Co kogo obchodzi opinia innych, nawet jeśli to są właśni rodzice.

 

 

 

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od momentu gdy zdecydowałem się na rozwód, czuję, że nadrabiam zaległości z ojcem i mniej przejmuje się zdaniem matki. Najbardziej boli ją ten rozwód od religijnej strony, ale staram się nie zaogniać konfliktu i być z nią w dobrej komitywie. Oczywiście ona wiedziała, że się nie uda, ale ja zawsze argumentowałem, że przecież to Św Paweł pisał, że "miłość wszystko przetrzyma". Już wolę Syraha...

Choć bardzo bym chciał, aby matka nawróciła się to i tak wiem, że to jej wybór a ona wie, że moje odejście od katolickich wzorców też jest moim wyborem. Ojciec jakoś się tym nie przejmuje, ale i tak twierdzi, że co niedziela do kościoła musi chodzić. Ech, strata czasu. No, ale po kolejnych odwiedzinach u syna, wpadam do nich, bo i tak jestem im wdzięczny za lepsze wzorce niż te jakie miała moja ex. Choć szkoda, że religia narobiła mi więcej złego w moim rozwoju osobistym. No, ale zaległości mogę jeszcze nadrobić i nadrabiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tą religią jest coś na rzeczy. Im bardziej rodzice naciskają na to, aby chodzić do kościoła, nie podając żadnych konkretnych argumentów, tym bardziej człowiek się buntuje i w dorosłym życiu nie chodzi tam wcale.

Zauważyłem to u wielu kuzynów u kuzynek. Wielu z nich czekało tylko do osiągnięcia pelnoletnosci i od tamtej pory zjawiają się w kościele sporadycznie.

 

Ludzie tak naprawdę nie rozumieją nauki kościoła. Nie słuchają i robią po swojemu.

Niedawno ojciec zaczął mi pieprzyc o tym, że był w kościele i słyszał i synu marnotrawnym. Powiedziałem mu, co na ten temat myślę w mocnych słowach i spytałem, jaka ja mu krzywdę zrobiłem?

 

Ludzie dopasowują sobie do siebie to, co chca, aby mieć wymówkę w razie czego. Jeśli religia czegoś od nich wymaga, to już przestaje być fajna.

 

Ja jestem w stanie zrozumieć, że rodzice mogą mieć jakieś problemy z małymi dziećmi. Nie każdy potrafi się z nimi dogadać i nawiązać kontakt. Ale nie ogarniam, dlaczego tak wielu rodziców niszczy własne dzieci wtedy, gdy są one dorosłe. W końcu to nie jest wina dziecka, że jest takie, jakie jest.

 

Mnie kiedyś ojciec powiedział: "Ty jesteś nie wychowany". Odpowiedziałem krótko: "Tak, no nie miałem rodziców. Wychowywali mnie sąsiedzi z trzech iej klatki na drugim piętrze.". Zamknął się. Nie wiem, czy zrozumiał, jaka głupotę powiedział.

Innym razem, gdy kazali mi wypierdalać z mieszkania, a ja skończyłem wtedy szkole średnia, tlumaczylem ojcu, że teraz nie ma pracy jak za komuny. Nie ma hoteli robotniczych. Firmy nie dają mieszkań. Odpowiedział: "Trzeba było się wcześniej urodzić, to byś dostał mieszkanie od elektrowni".

 

No i jak z takimi ludźmi rozmawiać? Nie ma sensu prowadzić rozmowy. Można tylko rzucać głupie teksty i śmiać się z tego.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko jest oczywiste z ewolucyjnego punktu widzenia.

Nie jesteś im potrzebny, nie przynosisz korzyści więc nie mają dla ciebie energii/zasobów/czasu.

Nie po to całe życie ciężko harowali żeby im się gówniarz wymądrzał.

 

Młodzi mężczyźni mają przejebane w tych czasach. Wszyscy chcą ich upodlić/zniewolić, narzucić im swoją wizję.

Kuzyn ojca ma dwójkę dzieci, syna i córkę, obydwoje ten sam wiek, około 12lat. Obserwowałem jak dorastają, mieszkają nieopodal.

Oboje urocze dzieciaki, blondaski, mieszkają w domu pod lasem, rodzice mają 2 fajne auta, pracę i szkołę językową. Tylko nie mają jednego - czasu...

 

Jakie efekty? Córka grzeczna, lekko cicha przestraszona, zdominowana, no to wszyscy ją chwalą.

Syn, lekko nadpobudliwy, inteligentny, szybki, żywy - będzie miał przejebane.

Już słyszę jaki to on niedobry, moi rodzice też już mu cisną, matka i za nią ojciec. Ale na serio jak jakiegoś złoczyńcę! Psychopaci...

Bo co? Bo przeskoczył przez bramę? Łobuz... ;) będzie miał ciężko...

Bo co? Bo nie może usiedzieć w szkole? Na tych nudnych zajęciach? Z anachronicznym planem zajęć...

Z tymi mendami o owłosionych nogach i górnych wargach co się zwą nauczycielkami? Faworyzujących kogo chcą...

 

Mój ojciec jak usłyszał ode mnie kilka słów prawdy, takich jak to on nigdy nie szczędził - to jeszcze tylko bardziej podkulił ogon i poprawił pantofle.

Z matką to nawet nie mam o czym rozmawiać, jak ją ojciec nie usadził to co ja tam zdziałam.

 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak już pisałem, byłem wychowywany przez babcię, co psychicznie wyszło na złe, ale jej stosunek do syna jest zupełnie inny, myślałem, że chodzi o biologię i o to, że matka zawsze traktuje choćby podświadomie lepiej biologiczne dzieci.

 

Teraz widzę, że baby są tak zeszmaciałe, że nawet pomimo biologicznych impulsów potrafią dołować i niszczyć swoje własne dzieci.

 

BYDŁO. HOŁOTA. SWOŁOCZ. PLEBS. GMIN. HIENY.

 

 

A tak naprawdę-z punktu widzenia świata i obiektywnie-jedno wielkie ZERO.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Samice również piszą, że to Forum jest pełne ''nienawiści''. Ja tylko diagnozuję sytuację-ktoś uprawiający k....stwo to k...., a nie baletnica. Wielką zaletą Forum jest nazywanie rzeczy po imieniu.

Poza tym jakbyś prześledził moje posty, to niewiele jest w nich emocji, z reguły przy tematach bulwersujących, gdzie komuś odbiera się dzieci, kogoś się niszczy.

No ale specjalnie dla Ciebie-

 

bydło-czyli rodzaj zwierza cechujący się rozpasaniem, tępotą i ślepym podążaniem za stadem, z reguły dużo muczy, a mało mleka daje-czy nie przypomina to plusów i minusów bycia z samicami gorszego sortu? 

 

hołota-ludzie bez kultury, manier, ogłady, barbarzyńcy-zabieranie dzieci, dzieciństwa odbywa się z udziałem-braku kultury (nie wspominając o pierwszym nakazie savoir-vivre-traktuj innych tak, jak chcesz, by Ciebie traktowano)-ingerencja w cudzą wolność i życie ze szkodą dla drugiej osoby, jest barbarzyństwem pierwszej wody

 

swołocz-j.w.

 

plebs-ludzie, których życie ogranicza się do swojej zatęchłej mieściny, ekscesów na sianie u sąsiada, malowania pazurów i emocjonowania się propagandą medialną (tutaj przeszacowałem niektóre samice-ich życie ogranicza się do czubka własnego nosa, nawet nie ruszą dupy z domu, siedzą i myślą, a myślą głupio, co sprzyja wymyślaniu farmazonów)

 

gmin-gminne nawyki-znaleźć męża, spłodzić dzieci, które w domyśle mają zapewnić przyszłość, bo damulka nie chce sama wziąć swoje życie w swoje ręce i zadbać o normalne życie, żyć życiem prostaka i krytykować wytwór swoich frykcyjnych harców oraz każdego, czyja wizja życia wyrasta ponad wersję monotonnej egzystencji głowonoga-żreć, pić, spółkować, spać, ględzić, oglądać duracz tiwi i  od nowa

 

hieny-odsyłam do WCzc. Pawła Śląskiego-ile by pisać:)

 

Chociaż red kiedyś ocenił, że moje zachowanie to standard u ''katoli''-bo podobno ktoś powiedział, że ''kto nie słucha katolickiego radia, jest jak to bydlę''-nie wiem, może Ojciec Rydzyk:)

 

Edytowane przez AdrianoPeruggio
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Brzygot napisał:

@AdrianoPeruggio Strasznie w tobie dużo nienawiści do tych istot a nienawiść niczemu nie służy,  tylko utrudnia życie. Ja na twoim miejscu coś bym z tym zrobił. 

Jakiej nienawiści?

Człowiek po prostu poznał się trochę na babach i ma o nich własne zdanie. Każdą swoją opinię potrafi uzasadnić.

Mielibyśmy do czynienia z nienawiścią, gdyby pisał o nich źle bez żadnego powodu.

Nie ma co się oburzać. @AdrianoPeruggio mówi, jak jest.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakiej nienawiści? Brzygot ty chyba nienawiści nie widziałeś;)

Ja też jej nie okaże, tylko opiszę własne spostrzeżenia.

 

Baby cały czas chcą rządzić, nie pracować tylko rządzić.

My do roboty a one będą rządzić. Decydować. 

Jeśli się sprzeciwisz to walka. Ale nie wręcz, walka zakulisowa.

Pojedynek na manipulację, wpędzanie w winę, deprecjację.

 

I teraz najważniejsze - wygrasz bo masz wygrać bo jesteś samcem.

Jeśli przegrasz i ulegniesz - no to masz po jajach, ciach.

Jeśli nie będziesz walczył i się stawiał - wtedy nawet nie ma co ciąć...

 

I teraz sedno sprawy - postawa kolegi Brzygota który albo białorycerzy albo może samica w przebraniu.

One rządzą, plus mają obstawę jak powyżej - świętość nad świętości, nie wolno krytykować.

Nawet nie jesteśmy lojalni wobec samczej natury, łamiemy święty przywilej samca.

Oddajemy swoje prawa i przywileje w ręce kobiet - serce na tacy.

 

A potem się dziwią że ich samica wyjebała na miękko - że w pogardzie odebrała im wszystkie zasoby.

Że skończyli pod mostem, bez dzieci, bez dachu, złamani i wydymani.

O tym jest to forum a nie o tym jakie "wspaniałe są kobiety".

I nie ma to nic wspólnego z nienawiścią. Yeah, science, bitch!;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

"Pojedynek na manipulację, wpędzanie w winę, deprecjację."

Pisałem o tym dzisiaj.

"I teraz najważniejsze - wygrasz bo masz wygrać bo jesteś samcem.

Jeśli przegrasz i ulegniesz - no to masz po jajach, ciach.

Jeśli nie będziesz walczył i się stawiał - wtedy nawet nie ma co ciąć..."

Od pewnego momentu walczę i teraz ciekawostka:

Na pierwszy rzut oka nie jest dobrze

-Ze samicą to nie jest konflikt teraz to otwarta wojna już na miecze

-Z rodzicami podobnie

-Z otoczeniem wielu niby kolegów poszło w diabły, kazały im tego samice albo przestałem być im potrzebny

A teraz tak od podszewki:

-Jak bym nie walczył ze samicą skończył bym za parę lat rozpity bez hajsu i pod mostem

-Z rodzicami czuję że zyskuję szacunek zwłaszcza u matki

-Z kolegami mam bliższe kontakty z wąskim gronem

A wiec suma sumarum idę w dobrą stronę

Pewien znany żyd powiedział chcesz zaprowadzić porządek w domu z rodziną przyszykuj miecz na pewno będzie CI potrzebny coś w tym stylu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popatrz jeszcze w latach 70 kobiety nie miały praw wyborczych w wysokorozwiniętych krajach Europy zachodniej.

Teraz mają reprezentacje w sądach i prawa większe niż samcy.

I jak korzystają z tych praw? Wnosząc rozwody z byle powodu, odbierając zasoby i dzieci.

Pchając się do lekkich prac o niskiej wartości i domagając się równych zarobków.

Zobacz na marsz szmat, albo czarny marsz, jedna baba krzyczała tam cytuję: "...precz z dyktaturą kobiet" WTF

 

Jest odwrócenie wartości, męskie staje się żeńskie i na odwrót.

Zobacz na popkulturę, lgbt. Patologia....

 

Jedyna opcja to być silnym, niezależnym, mieć swoje bezpieczne miejsce i odrzucić mit tej jedynej. 

Wtedy naturalnie dostaniesz to czego chcesz, bo one wszystkie są takie same.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według niektórych danych, w sądach rodzinnych 98% sędziów, to baby.
Dyrektor szkoły/przedszkola - baba.
Prezydent miasta - baba.
Prokurator - baba.
W MOPSie pracują same baby.
Policja - wiele kluczowych spraw badają baby.
W rejestracji w przychodni - baby.

Jutro muszę odebrać przesyłkę, prawdopodobnie od prokuratorki. Jeśli będzie nie po mojej myśli, to napiszę trochę na temat dyskryminacji mężczyzn - ojców w.... wszędzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.