Skocz do zawartości

Tak kończą idealiści i wrażliwcy bez wiedzy


Rekomendowane odpowiedzi

No więc tak, zakładam własny wątek w celu opisania swojej historii, jest to dla mnie forma autoterapii i mam nadzieję, że właśnie wchodzę w jej ostatni etap. Wyszedł mi naprawdę bardzo długi tekst więc nie wiem czy komukolwiek będzie się chciało go czytać, może to lepiej, sam efekt terapeutyczny uzyskałem już w trakcie pisania. Miło jednak byłoby uzyskać jakieś rady czy wskazówki, choć wiele sam zrozumiałem i wyjaśniłem za sprawą lektury książek i forum. Mam też nadzieję, że ma to jakąś wartość merytoryczną w kontekście wiedzy, którą staracie się tu ugruntować. Ta historia w dużej mierze jest żenująca, szczególnie porównując ją z tutejszymi historiami rozwodów, batalii sądowych czy też z punktu widzenia doświadczonych braci, którzy już wiedzą jak się postępuje z samicami i w co się nie pakować. Tak czy inaczej myślę, że to jest kolejny punkt zwrotny w moim życiu, kolejna sfera matrixa, którą przerobiłem i dosyć przytomnie wyciągnąłem wnioski, także już raczej nie wpierdolę się we większe bagno w przyszłości, a to pocieszające. Popełniłem chyba wszystkie możliwe błędy, nie miałem wiedzy, doświadczenia i byłem ślepy, a teraz analizując tę historię skręca mnie w środku i przepełnia okrutne uczucie chęci cofnięcia czasu. Generalnie od 3 miesięcy nie mogę dojść do siebie i kołowrót przykrych myśli, wspomnień oraz wyobrażeń nie dają mi spokoju, bo gdy już myślałem, że jestem lifehakerem to znalazłem się w szambie głową do dołu. Rzeczywistość znowu wysrała się na wyobrażenia i oczekiwania.

 

Pierwszy raz usłyszałem Marka na tubie pod koniec kwietnia, jakimś szczęśliwym trafem zobaczyłem link w komentarzach na blogu Kefira. Był to moment gdy mój związek już w sumie był skończony, choć ja o tym jeszcze nie wiedziałem, więc bardzo łapczywie rzuciłem się na zupełnie nową dla siebie wiedzę. W świecie wiedzy alternatywnej czy ezoterycznej czuję się dość swobodnie, więc ogólne poglądy i wiedza szefa od razu przypadły mi do gustu, gdyż sam mam podobne. Natomiast jeżeli chodzi stricte o wiedzę nt. kobiet i związków to byłem białym (ezo)rycerzykiem mundrym jak stu głupich (choć wydaje mi się, że taki całkowity rycerzyk ze mnie nie był, intuicyjnie wiedziałem, że nie można latać za samicami i pozwalać im się rozstawiać, choć i tak przegrywałem bardziej przebiegłe shit testy) i w moim odczuciu zapłaciłem za to stosunkowo sporą cenę jak na zwykły związek, który absurdalnie wręcz idealizowałem. Bądźcie jednak wyrozumiali, gdzieś tam ten romantyk jeszcze siedzi. Warto tu chyba dodać, że jestem DDA i odnośnie ostatniej audycji Marka o potrzebie emocjonalnych związków z kobietą, jestem spalony w tej materii. Ciężko jest załatać czymś ten deficyt, tę dziurę emocjonalną pozostawioną przez rodziców w momencie gdy było się dzieckiem i w związku z tym zauważyłem w sobie ogromny brak matczynej miłości. Konsekwencją tego było wieloletnie poszukiwanie nie po prostu dupy, a samiczki, która odpowie na wszystkie moje braki emocjonalne i teraz sam już nie wiem czy szukałem bardziej laski, przyjaciółki czy matki, ale rzeczywistość chyba odpowiedziała na to pytanie. Martwi mnie to bo bardzo osłabia mnie to jako samca, a też nie chciałbym przed kobietkami udawać kogoś kim nie jestem i ukrywać swoje emocjonalne potrzeby. To oczywiście jest kwestia pracy nad sobą, wzorce, samoocena, rozwój osobisty i duchowy - wiadomo, ale to jest pracy na całe życie a chciałbym równolegle brać co moje jako samiec.

 

Bardzo późno zacząłem wchodzić w jakieś konkretne relacje z kobietami, ciężki dom rodzinny potrafi swoje zrobić w głowie dziecka i młodego chłopaka, natomiast były to zawsze relacje bardzo nie satysfakcjonujące dla mnie, bo po prostu wymagałem od dziewczyn intelektu oraz jakichś pasji, ambicji, zainteresowania wiedzą spoza głównego nurtu oraz jakiegoś emocjonalnego ciepła, które mnie załata. Krótko mówiąc połączenie bardzo ciężkich filtrów oraz kompleksów i szukania perfekcyjnej drugiej połówki musiało się skończyć posuchą, za to miałem (teraz znowu mam) więcej czasu by realizować swoje pasje i rozwijać swój mental oraz ducha. Wiele lat się naciśnieniowałem (nagenerowałem nadmiernego potencjału według Transerfingu) chcąc znaleźć drugą połówkę duszy, bo byle jakie (ładne)panny mnie nie interesowały. Na ciąganie do warsztatu za niskie SMV czy samoocena, na uganianie się za dużo honoru, zawsze żenowała mnie ta gra podrywu i te wszystkie zależności, myślałem, że to ominę jak tylko znajdę "prawdziwą miłość". Wartość na rynku seksualnym bardzo średnia to i wybór zawsze był węższy, zawsze jednak priorytetem było wnętrze a nie wygląd, może być 5-6/10 jeżeli osobowość i wartości fajne. Czegoś co mnie zainteresuje szukałem głównie w internecie, na czatach, by móc bez stresu, straty czasu i stawiania jakichś kaw przeprowadzać pierwszą selekcję. Byłem nastawiony na bratnią duszę w pierwszej kolejności, taki tam młody beta-romantyk idealista. Sporo się przewinęło tych znajomości internetowych i zawsze brakowało mi intelektualnego pazura albo pasji, jakiejś misji w życiu. No i tak dwa lata temu w moim życiu pojawiła się pewna szesnastolatka (sam w to nie wierzyłem a teraz nie wierzę tym bardziej), którą poznałem w internecie. Połączyło nas dwa razy w ciągu kilku minut (jak na ironię, przy pierwszym kontakcie doszło do jakiejś spiny i się rozłączyłem z poczuciem żenady, pierwsze wrażenie jednak najważniejsze), to się nigdy nie zdarzyło, a sama wibracja związku to 9, czyli związek-lekcja(karmiczna), ale to tak nawiasem, bo pewnie nie każdy tu uznaje takie rzeczy. Co się nauczyłem z tego wpierdolu to moje, związek-lekcja jak najbardziej, ale nie uprzedzajmy faktów. Niech ta opowieść przeradza się powoli z romantycznej sielanki w szarą rzeczywistość biologicznej spuścizny i chujowej karuzeli.

 

Dziewczyna o której piszę bardzo szybko zainteresowała się moją osobą, tym jaki poziom dyskusji prezentuję. Sama zaczęła do mnie pisać będąc ciekawą mojej wiedzy, a miała naprawdę otwarty umysł i kilka ciekawych poglądów już nieco ubitych. No ale to przecież jakaś szesnastolatka, bystra, inteligentna, dobrze rokującą i całkiem urokliwa, ale jednak prawie dziecko jak dla gościa ponad dwudziestoletniego. No i tak pisaliśmy sobie przez jakieś trzy miesiące, zaczynało mi się bardzo podobać jak dobrze ona mnie rozumie i jak jest bystra, normalnie dostrzegałem pazur intelektualny, ale to przecież za młode więc friendzone. No i tak ona postanowiła, że odwiedzi mnie w mieście w którym wtedy studiowałem, no i zgodziłem się, czemu nie, zdążyłem ją polubić, czemu by się nie spotkać z koleżanką, która rokuje na bratnią duszę. No i przyjechała, trochę pospacerowaliśmy po mieście a potem pojechaliśmy na moją stancję, no i było bardzo miło a ja poczułem, że coś mnie ewidentnie do niej ciągnie, czułem jakby to była bliska mi osoba, czego wcześniej nie czułem do żadnej innej samicy. Coś między pożądaniem a instynktem opiekuńczym (co mnie w dużej mierze zgubiło), z mocnym wskazaniem na to drugie. Skończyło się na wspólnym leżeniu, przytulaniu i kilku pocałunkach, czułem się dosyć skrępowany jej wiekiem i młodym wyglądem (zawsze mnie ciągnęło raczej do nieco starszych, albo chociaż rówieśniczek) ale to było to, poczułem coś potężnego i poza wzwodem na pewno był to wyrzut potężnej dawki hormonów zakochania, ona też cała się trzęsła z emocji, to było coś. No i tak ona po kilku godzinach musiała wracać do swojego miasta bo naściemniała coś (czerwona lampka już wtedy powinna się zapalić), że jedzie do koleżanki. Od tego momentu byliśmy już w stałym kontakcie internetowym, omówiliśmy to co się stało, oboje byliśmy zajarani jak podpałka do grilla i pomimo różnicy wieku postanowiłem, że chcę spróbować bo to w końcu było uczucie którego szukałem tyle lat, a poza tym odczuwałem wewnętrzną potrzebę utrudniania sobie życie, wybierając jakieś niestandardowe ścieżki. To jest moja wspaniała, niewinna duszyczka z całą gamą cech, które opisałem, nawet zaczęła się ze mną rozwijać duchowo - myślałem, jarało ją wszystko to co mnie (piękny kameleon). Już w kolejny weekend pojechałem do niej, nie bezpośrednio do domu, a do mieszkania jej rodziny, które stało po prostu puste. Nie lubię się oszukiwać, więc napiszę, że był to jeden z najlepszych weekendów mojego życia, byłem tak naćpany hormonami szczęścia, że latałem nad chodnikami wracając. No i tak zaczęła się wielka miłość, spotkałem wspaniałą duszyczkę i mogłem pomagać jej się rozwijać, kochałem i byłem kochany. ("Kocham Cię" usłyszałem 2 tygodnie później, i nie powiem, przyjemnie było odpowiedzieć to samo biorąc pod uwagę stan naćpania). Generalnie kombinowałem tak, że dzięki temu, że jest taka młoda będę mógł ją sobie wychować i wymodelować pod siebie, ale nie jakoś tak egoistycznie, po prostu chciałem by dalej nasiąkała tym czym i ja starałem się nasiąknąć, wiedza, rozwój duchowy i osobisty, sprawy artystyczne itp. Poza tym była z bogatego domu, więc nie musiałbym się martwić sponsorowaniem jej przez najbliższe lata, jej rodzeństwo było/jest utrzymywane do 25 roku życia, także myślałem, że miałbym dobrych kilka lat na ustawienie się finansowe - tak po tylu latach posuchy, w trakcie naćpania hormonami zakładałem, że to jest ta jedyna!

Byłem bardzo szczęśliwy, złota rybka sama wpadła mi do łodzi.

 

No i tak spotykaliśmy się co 2 tygodnie. Zabawy nabierały tempa powoli bo przecież była dziewicą, która była w kilku jakichś dziecięcych związkach bez zaangażowania emocjonalnego i fizyczności jak wspomniała, nie chciałem jej naciskać. No i od trzeciego spotkania petting bo ile się można głaskać po głowach, potem lodzik, po kolejnych dwóch niespodziewanie genialny oral z końcówką w ustach i połykiem nasienia. Jezu jak ta dziewczyna mnie kocha! Trochę trzeba było koordynować, zachęcać, ale bardzo szybko łapała o co chodzi. Generalnie miłość kwitła, choć zaczęły się jakieś dziwne emocjonalne jazdy, nieodzywanie się przez 2 godziny patrząc tępym wzrokiem w ścianę, zamykanie się w łazience, jakieś uciekanie z płaczem z mieszkania nie wiadomo dlaczego, no ale to przecież taka delikatna duszyczka wrażliwa, trzeba ją przytulić i pocieszać, może nawet przeprosić, może zrobiłem jej nieświadomie przykrość? Nie pamiętam, może nie było tak źle, jednak czułem przewagę wieku i jakieś konkretne srogie gadki też chyba miałem. Idąc dalej, rodziców poznałem po 3 miesiącach i od tamtej pory przyjeżdżałem już do jej domu (klimaty mezaliansu). Niedługo potem pierwszy raz, który rezolutnie zaproponowała po poznaniu jej mamy, a chwilę wcześniej mówiła, że jej mama przecież wie, że ona dopiero po 18stce na to pozwoli. Coś też powolutku zaczęło się zmieniać od kiedy spotykaliśmy się u niej w domu, ups, chyba żaba zaczynała się gotować. W każdym razie byłem na jej terenie i czułem się niezbyt pewnie a tam spędzaliśmy większość czasu przez 1.5 roku i teraz rozumiem jakie to miało ogromne znaczenie poza moim brakiem wiedzy i idealizowaniem jej.

 

No i na takim spotykaniu weekendowym i ciągłym kontakcie telefonicznym ten związek trwał, mnie to w pewnym momencie nawet zaczęło odpowiadać bo miałem dużo czasu dla siebie, a po dwóch miesiącach wakacji spędzonych z nią u niej w domu wiedziałem, że lekko nie będzie na dłuższą metę. Gdzieś tam ok 5-6 miesiąca przestałem być ciągle przyklejony do klawiatury telefonu czy słuchawki bo ile można, emocje mi nieco opadły, no i zaczęły się wyrzuty, że ją zaniedbuje, że już nie jestem taki jak na początku - zaczęło się pompowanie poczucia winy naiwniaka. No cóż, jej deklaracje miłosne i zapał oraz to jak zdawała się dla mnie starać były godne podziwu przez lekko ponad rok, choć zaczęła wychodzić z niej też ogromna arogancja, apodyktyczność, rozpieszczenie, zaborczość i niestabilność emocjonalna. Ciekawą sytuacją była scena z 9 miesiąca znajomości (12 licząc od poznania w internecie) gdy w trakcie tego wakacyjnego pobytu u niej uderzyłem ją rzekomo za mocno w tyłek i osunęła się na ziemię z grymasem bólu i nienawiści w oczach, a ja zdziwiony i delikatnie rozbawiony, chcąc obrócić wszystko w żart zacząłem przytulać, przepraszać, że przecież nie chciałem tak mocno, a ona zostaw mnie, odejdź ode mnie, puść mnie - ok. Wstała, kazała mi się obrócić plecami (zdezorientowany to zrobiłem - pizda alert, myślę sobie, pewnie też mnie klepnie w tyłek) i kopnęła mnie w jajka... Skończyło się na szybkiej reakcji(?!), że jest chyba jakąś pierdolniętą psychopatką i opuszczeniem domu w celu ochłonięcia, tłumaczenia, że mi się należało i oko za oko nie mogłem po prostu słuchać. Niestety będąc cały czas na jej terenie nie umiałem sobie pozwolić na reakcje adekwatne do tego co potrafiła odpierdalać, a potrafiła sterroryzować matkę, ojca, siostrę i zamknąć się w pokoju z płaczem. Niestety nie pamiętam czy po takiej scenie mnie przeprosiła, ale teraz na pewno wziąłbym ją na kolano i tak stłukł jej dupsko, że tydzień by nie usiadła. Generalnie incydentów i kłótni było sporo, ona była bardzo apodyktyczna i emocjonalnie niestabilna a ja też nie dawałem się rozstawiać po kątach, choć i na mnie przyszedł czas, kropla drąży skałę. Ustępowałem jej często w mało istotnych dla mnie sprawach (80% życia codziennego?) - dla świętego spokoju. W każdym razie zawsze dla mnie gotowała i piekła cuda jak przyjeżdżałem (ale zlew cały zajebany bo zmywać ona nie zamierza, a do zmywarki matka powkłada), starała się, w ciągu tych dwóch wspólnych miesięcy też, za to ciągle słyszałem wyrzuty, że ja nie doceniam i się za mało staram. Barykada w dużej mierze stała w miejscu w którym ja chciałem po prostu mieć ją w swojej obecności i cieszyć się również swoimi pasjami, a ona, jako dziwka atencji, córeczka tatusia i księżniczka oczekiwała, że będę generował jej duże emocje adorując i zdobywając z nią świat, teraz tak to widzę. Poza tym mogłem wynieść takie chujowe wzorce z domu, gdzie ojciec był dosyć bierny wobec matki. Tak, zdecydowanie było za bardzo bierny i za mało spontaniczny, teraz tego mocno żałuje, ale są różni ludzie i różne doświadczenia, ja bardzo cenię sobie spokój. No i tutaj ewidentnie stała barykada, ale myszka chciała przecież ciepłego związku, nie lubiła alkoholu, domówek czy szlajania się, mój aniołek, taki dojrzały...

 

No i jakoś to funkcjonowało ok 15 miesięcy, choć teraz, z perspektywy czasu widzę, ile błędnych założeń i błędów popełniłem. Moja czujność była jednak uśpiona, nie miałem też wiedzy i obrosłem w piórka słuchając jak to ona mnie kocha, jak to jestem najważniejszą osobą w jej życiu, jak to oddała by za mnie swoją rodzinę, jak to kocha mnie bardziej niż ja ją. W granicach tego 15 miesiąca powiedziała coś, że zawsze będzie mnie kochać, niezależnie od tego co zrobię i jaki będę, ale ja się wtedy poczułem jeszcze pewniej, jak to powtórzyłem nieco bardziej doświadczonemu kumplowi to nie zapomnę jego reakcji: "ej XY, jego dziewczyna powiedziała mu, że zawsze będzie go kochać niezależnie od tego jaki będzie a ten głupek jej w to uwierzył haha". Piękne, serio... Do tej pory czułem jednak, że ona stara się dla mnie bardziej niż ja dla niej, albo tak mi skutecznie wmówiła. Na pewno zdarzało mi się ją olewać, bo miałem swoje pasje i zajęcia, a poczucie winy miałem już tak ogromne, że bałbym się jej powiedzieć, że mój rozwój wewnętrzny jest dla mnie równorzędny albo nawet ważniejszy od niej. Miałem gdzieś cały czas z tyłu głowy, że to przecież może się rozpaść w każdej chwili, choć zakładałem, że to ja spotkam swoją "prawdziwszą miłość" i będę musiał się jakoś uczciwie pożegnać, czułem po tych wszystkich chorych akcjach, że jednak trafi się coś lepszego choć jej tego nawet nie sugerowałem. Czułem się po prostu pewnie, choć shit testy w dużej mierze przegrywałem. Cały czas była to dla mnie jednak bardzo bliska i ważna osoba, przed którą się otworzyłem i byłem przekonany, że to jest taka znajomość na całe życie. Nie mogłem skumać dlaczego ludzie rozstają się często z takim hukiem i całkowicie zrywają kontakt, stają się wrogami.

 

No i sprawa zaczęła się poważnie sypać w marcu tego roku, choć jakieś spięcia i coś w jej głowie musiało narastać od dawna (być może sukcesywnie słabłem w jej oczach za sprawą poprzedniego roku akademickiego w którym realizowałem tak naprawdę 2 lata, dużo stresu i nerwów). Zaczęła ćwiczyć w lutym, bo jej chyba zasugerowałem, że przy jej pełnych biodrach, jakby zrobić większe wcięcie to lepiej będzie mi do rąk pasować, no i udało się, podeszła do sprawy ambitnie. Przyjechała do mnie i generalnie byłem zajarany tym jaka fajna cała jest teraz w dotyku bo trochę tłuszczykiem zaczęła obrastać, ale i tak zawsze jej mówiłem, że wygląda super, nawet gdy nie do końca tak uważałem. Mieliśmy coś zjeść, spóźniłem się 5 minut na przystanek po nią, przeprosiłem, idziemy do baru a ona, że nic nie będzie jadła, foch i chuj. Wkurwiłem się, bo już nie raz robiła mi takie jazdy w różnych sytuacjach i wychodzimy, wracamy do mnie do mieszkania. Tramwajem jechaliśmy oddzielnie, wracam do domu, jej nie ma, dzwonię nie odbiera, zjawiła się po 10 minutach bo poszła sobie do sklepu. Zamówiłem jakieś żarcie, kupiłem jej chyba jakieś słodycze by ją udobruchać, z naciskiem na "r". Kolejnego dnia chciała jechać gdzieś do galerii (kameleon już od miesięcy sukcesywnie tracił kolory) a ja miałem coś do zrobienia na komputerze i musiałem wysłać paczkę na poczcie, oczywiście nie odpowiadało jej jaką muzykę sobie włączyłem (Anderson .Paak - polecam. Na początku udawała, że jest otwarta na rożne gatunki muzyczne, nawet próbowała słuchać jazzu by mi zaimponować) więc z fochem zakłada słuchawki i włącza swoją, no to ja sobie trochę głośniki podkręciłem. No i zaczęło się, wstaje i mówi, że jedzie już na dworzec (pociąg miała mieć za kilka h), przebrała się szybko i zaczęła pakować, a ja wyjebane, mówię, że nie będzie mnie terroryzować drugi dzień pod rząd jeszcze w moim mieszkaniu, mam coś do zrobienia, jak skończę to wyjdziemy. No i co, spakowała się i wyszła a ja nie miałem zamiaru za nią biec bo już mnie wkurwiała, zrobiłem co miałem do zrobienia i za jakieś 2h też jadę na dworzec. Jeszcze jej chciałem kupić jedzenie na drogę, a ona nie odbiera telefonu, w końcu pisze, że jest na dworcu, ja szukam nie widzę, na peronie też nie. Staram się jakoś sytuację rozładować żartem, ale ni chuja. W końcu po kilkunastu nieodebranych przez nią telefonach znajduje ją na dworcu, podchodzę i mówię, że jest jakąś psychopatką i idę na peron. Pociąg przyjeżdża, wchodzę za nią do pociągu i chcąc włożyć jej jedzenie do torebki, traktuje mnie jak powietrze, śmiertelny foch. Scena nabiera groteski bo pociąg ruszył zanim zdążyłem wysiąść, a kolejna stacja 30km pod moim miastem, no a ja się gdzieś spieszyłem. Nazbierało mi się, byłem totalnie wkurwiony, napisałem jej coś, że jest psychicznie chorym, niezrównoważonym emocjonalnie rozpieszczonym bachorem. Było już trochę podobnych scen w różnych sytuacjach, choć ta przelała czarę goryczy, jak się okazało u niej też.

 

Kilka dni bez kontaktu, miałem pewien wyjazd z grupą na festiwal, po powrocie odezwałem się pierwszy, napisała coś, że musimy poważnie porozmawiać głosowo. No i zaczęło się, ona chyba chcę to zakończyć bo za bardzo ją skrzywdziłem, ja panika, spokojnie, porozmawiajmy itp... Ustaliliśmy, że ja się zmienię i zacznę się starać ha! Jak ja mogłem tak okrutnie skrzywdzić swoją myszkę! Bydlak! Poczucie winy wjebane, haczyk wbity na maksa. Przyjechałem do niej i 3 dni traktowała mnie niemal jak powietrze, starałem się jak mogłem okazywać jej czułość, zaangażowanie, całowałem, przytulałem, patrzyłem w oczy, w obliczu jej straty zrozumiałem jak bardzo mi na niej zależy, nie mogłem znieść tego, że nie jest dla mnie taka czuła i zaangażowana jak wcześniej, rozjebała mnie psychicznie tym combo. Pomogłem sobie nieco i rozpłakałem się przy niej po tych 3 dniach z jednej strony czując stratę, z drugiej strony myśląc, że udowodnię tym swoje zaangażowanie i to nas zbliży. (klasyk!) Łkałem jak to mi przykro, że spieprzyłem tak piękną relację i ona już nie jest dla mnie taka jak wcześniej (był też jakiś mniejszy romantyczny płacz w zeszłe wakacje). Tak jak wówczas na maksa nigdy się przy niej nie rozkleiłem, choć nie bałem się okazywać przy niej słabości, traktowałem ją nie tylko jako dziewczynę ale też jako przyjaciela, bratnią duszę, z którą mogę rozmawiać o wszystkim i znaleźć wsparcie (błąd życia). Kobiety po prostu nie można traktować jak przyjaciela i partnera, choć będzie darła ryja i szlochała, że się facet przed nimi nie otwiera, chore, ale wszyscy tu wiedzą o co chodzi. Czy muszę dodawać, że miałem seks średnio raz-dwa na miesiąc (lodzik częściej) z powodu tego, że ona nie jest gotowa tak często, albo ma okres, albo ją coś boli, albo nie ma jeszcze takich potrzeb i libido niskie itp...? (Zauważyłem prawidłowość, że z reguły na wyjazdach, w nowych miejscach była bardziej chętna, a ryzyko też ją bardziej podkręcało, nic nowego, ale dojrzałem to wyraźnie dopiero po fakcie. Po prostu trzeba jej było nagenerować emocji by chciała, niestety nieświadomie byłem rutyniarzem. Gdy przeniosłem się studiować do innego miasta to również popracowała dupką bym się nie zaczął rozglądać.) No i po tym płaczu zostałem przytulony i nawet usłyszałem, że jestem dobrym człowiekiem! Pozwolono mi nawet przejść na jej łóżko! Ale moja myszka mnie kocha, jest dla mnie taka dobra... Zdrowy samiec, jeżeli miałby wątpliwości czy ten związek skończył się po rzadkim seksie czy kopnięciu mnie w jaja, tutaj już takich wątpliwości chyba nie ma. No ale ja jeszcze o tym nie wiedziałem, idźmy dalej.

 

Od tego momentu było już górki, jej czułość i zaangażowanie zaczęły spadać, na początku kwietnia przeczytałem, że ona czuje się jak w starym dobrym małżeństwie, nie czuje nas i czas zająć się sobą. Mimo wszystko nadal czytałem i słuchałem jak to ona mnie kocha! I tutaj ciekawostka, wrzuciłem jej w tej rozmowie pewną piosenkę, na którą zareagowała wielkim oburzeniem i próbą wzbudzenia poczucia winy, że porównuje ją  do "kurwixa z osiedla", proszę o jej posłuchanie przed dalszym czytaniem, wzbogaci to dalszą lekturę, tytuł mówi wszystko - Nikt Tego Nie Wiedział. No i jakoś to trwało, jeszcze kilka dni po tych słowach pobiegła za jednym z artystów do garderoby by zdobyć dla mnie autograf, zaczęła przysyłać jakieś czekolady z łzawymi tekstami, to było schizofreniczne. W każdym razie ona ewidentnie chciała zacząć się bawić, szaleć, poszukiwać emocji, a ja niezbyt to rozumiałem bo jeszcze miałem w głowie jej obraz, który przede mną roztoczyła, zacząłem ciążyć i nudzić, "ograniczać ją". Zignorowałem biologię i konwenanse międzypłciowe bo dalej wmawiałem sobie, że moja myszka nie jest taka jak te wszystkie puste divy, a jak uczucia się wypalą to zostaniemy w przyjaznej relacji (miałem ogromną ambicję w związku z tym). Jeszcze na początku maja dostałem dupki za to, że skończyłem pewną dużą pracę na studia, taki był warunek. Nawet jakiś rok wcześniej dostałem kupony na różne "przyjemności", jak dzień bez focha, dzień na moich warunkach, samodzielny wybór filmu, czy dowolną pozycję albo seks w ogóle... Przyjąłem to jako formę zabawy, teraz na jej oczach wyrzuciłbym to do śmieci. Gdzieś też w kwietniu i w maju usłyszałem już potężne, upokarzające wybuchy w moim kierunku, choć i z grudnia jeden pamiętam, w grudniu też zrobiła mi awanturę bo nie kupiłem takich butów jakie ona chciała, szydząc z tych, które kupiłem. Teraz jak o tym myślę, to ogarnia mnie wkurwienie i zażenowanie jednocześnie, jakaś rozwydrzona małolata opierdalała mnie za to jakie buty sobie kupiłem! Dobre haha!

 

Pod koniec kwietnia sprawdziłem jej fb bo czułem się zagrożony, jej stosunek do mnie się zmienił, zrobiła się dosyć chłodna, nie obcałowywała i nie przyklejała się tak jak wcześniej, czułem, że coś chujowego wisi w powietrzu. Co się okazało? Wtedy jeszcze niewiele, ale miałem już podgląd tego na jak fałszywą, dwulicową, aktorzącą myszkę trafiłem (omijajcie zodiakalne panny i 8 numerologiczne jeżeli nie chcecie cały czas się związku napierdalać). Wyszło, że całą tą sytuację z marca relacjonowała na żywo niemal całej swojej klasie, robiąc z siebie biedną ofiarę a ze mnie tyrana, chama i prostaka - teraz znając jej wyrachowanie myślę, że już mogła szykować grunt. Oczywiście potem radziła się koleżanek jak ma ze mną postępować gdy przyjadę, pisała coś nieśmiało o rozstaniu, ale czołowym argumentem było to, że jakby zobaczyła mnie z inną to by zwariowała i drugiego takiego nie spotka. Okazało się również, że generalnie przez cały okres naszego związku większość rzeczy z dużą dozą konfabulacji relacjonowała swojej psiapsiuli, często robiła screeny tego co ja piszę i jej wklejała, owszem nie raz pisała jej jak bardzo mnie kocha (pierwsze pół roku, rok?), ale również zawsze żaliła się jaka to ona jest pokrzywdzona wypaczając sytuację tak by wyszło, że jestem winny cham i prostak. Nawet dokopałem się do rozmowy z okresu naszych pierwszych zabaw, kiedy pisała coś o powiększeniu sobie cycków w przyszłości (deska), dodając od niechcenia, że prawie przez ból głowy napisała mi, że też mógłbym wacka coś powiększyć (zdrowa europejska faja, nigdy nie miałem żadnych kompleksów, w pornolach grać nie zamierzam). Ostro mnie to podkurwiło i zestresowało, ale coś tu nie pasowało, może ja coś źle zrozumiałem? Pisała o swoim małym biuście więc może coś tam jej się źle napisało, że ona może czy chce go powiększyć, o czym kiedyś mi wspominała. No bo skąd taki tekst u zakochanej po uszy 16latki, która jak stwierdziła nigdy nie pozwoliła nikomu na coś więcej niż przelotny pocałunek, ani nawet nie mieszała pieroga pod pornole? Jak w późniejszej rozmowie wypunktowałem jej wszystko co tam znalazłem (tyle co nic, z późniejszej perspektywy), stwierdziłem, że chyba wychowała się na brazzers to z wielkim dramatycznym szlochem jęknęła "za kogo ty mnie masz?", zabawne. Z takich kwiatków to już w poprzednie wakacje gdy się nie odzywałem jeden dzień (trochę ją zlewałem) mogłem o sobie przeczytać "co za cwel", albo, że jak koledzy z klasy dowiedzieli się co jej w marcu zrobiłem to chcieli mnie skopać, napisane z pełną powagą, podnosząc status swojego męczennictwa. Co również ciekawe, 25 grudnia zeszłego roku, kilka godzin przed moim przyjazdem flirtowała ze swoim "ideałem", którego poznała prawie rok wcześniej na pewnym komunikatorze na którym są grupy i ja o nim wiedziałem, zapraszał ją do kina, wtedy jeszcze nie chciała bo hormony działały, ale w grudniu dostał zdjęcie, które mówi "jestem atrakcyjną kobietą, co z tym faktem zrobisz?", ja również dostałem to zdjęcie, być może nawet w tym samym czasie. W kwietniu za to na kilku czatach fb wkleiła jego zdjęcie psiapsiółkom, jaki to jej ideał jest, no kurwa nieźle, już chce mnie podmieniać pomyślałem... Wytłumaczeniem było to, że to takie męskie "ale fajna dupa", no cóż, moja myszka musiała już mieć mokre sny o alfie, który ją szmaci. O! W trakcie pisania tej linijki przypomniałem sobie, że opowiadała mi jakoś w kwietniu/maju o swoim przerażająco strasznym śnie w którym... jakiś nieznajomy kafar co chwilę się pojawia i ją gwałci! No niestety, wtedy ani nie potrafiłem tego odpowiednio zinterpretować ani nie miałem odwagi by dać jej to czego tak bardzo pragnie. No ale to wszystko nic, niewinne igraszki, i wie o tym chyba każdy użytkownik tego forum, ja też już wiem, ale jedziemy dalej.

 

Wypunktowałem wszystko co tam znalazłem i grunt zaczął mi się osuwać pod nogami, do tej pory byłem przekonany, że to ja będę musiał w końcu ją zostawić, a tutaj wszystko się nagle obróciło, zacząłem panikować i tak trafiłem na audycje Marka. W każdym razie w kilkugodzinnej rozmowie pod koniec kwietnia powiedziałem jej o wszystkim co wówczas tam znalazłem i teraz już wiem, że musiała być w niezłej panice bo dużo ciekawsze rzeczy mogłem tam znaleźć, a ona tłumaczyła się, aktorzyła, manipulowała i powtarzała, że przeraża ją to jak mocno się zagłębiłem w to przeszukiwanie. I tak byłem za miękki po tym wszystkim co wtedy znalazłem, miałem większe poczucie winy, że tam się wdarłem. Zaraz zrozumiecie dlaczego tak bardzo boli mnie to, że nie przeszukałem wtedy tego fb jeszcze głębiej. W każdym razie ewidentnie miałem do czynienia z poszukiwaniem nowej gałęzi i jej brak szacunku do mnie narastał, a gdy na niego reagowałem to słyszałem, że jestem przewrażliwiony i w ogóle to moja wina. Wszystko zawsze była moja wina.

 

No i tak przyszedł maj, ewidentnie hormony jej opadły, zaczęła też zapewne czuć, że zaczynam ją rozgryzać i ma dużo do stracenia oraz przyszedł czas osiemnastkowego tango, które zbagatelizowałem, ale tu już i tak nie było nic do wygrania, nigdy nie było. W połowie maja usłyszałem już "nie wiem co ja jeszcze z tobą robię", a ja głupi naprawdę myślałem, że ona będzie chciała pracować nad tym związkiem (skoro tak mnie kocha hehe) a jeżeli nie to rozstaniemy się w przyjaznej atmosferze, zejdziemy na grunt przyjaźni czy koleżeństwa, tak to widziałem i na to byłem od dawna przygotowany. Seks był za rzadko, zawsze z mojej inicjatywy (a to nowość), nieraz mnie kusiła coś tam obiecywała a potem udawała, że nie wie o co chodzi, to mnie rozpierdalało i to powodowało spore spięcia. Do takiego też spięcia doszło pod koniec maja, ostatni lodzik, ale dupki nie było, a już w połowie maja nie dostałem pod jakimś chujowym pretekstem, ja naprawdę w to wierzyłem, choć przeczuwałem, że coś jest nie tak, ale cały czas ją idealizowałem i czekałem aż dojrzeje do częstszych stosunków (czemu nikt mnie wtedy nie pierdolnął w łeb...). No i tak pożegnanie pod koniec maja w napiętej atmosferze a następnie dzień czy dwa później wiadomość, że ona chce to zakończyć (niby ja byłem zapalnikiem tej wymiany zdań, ale ona już tylko szukała pretekstu i okazji), no i ja oczywiście jak frajer zacząłem panicznie pisać, że teraz pisze to w emocjach a zaraz będzie tego żałować i, że jest dla mnie okrutna w trudnym dla mnie momencie. Zacząłem się do niej dobijać, ona mi zaczęła słuchawką rzucać... Ostatecznie mówię, że pojadę do niej (była na wycieczce w pobliżu mojego miasta) bo chcę to załatwić w cztery oczy, w środku panika ale starałem się ją przestraszyć, że też jestem gotowy na rozstanie. No to szybko śpiewka się zmieniła, że mnie kocha i nie chce mnie tracić. Przyjechałem i mówię, że jeżeli tak czuje to jest to koniec i nie zamierzam jej na siłę trzymać, a ona, że dlaczego ja nie walczę skoro ją kocham! Ostatecznie nieco się sfrajerzyłem i dałem do zrozumienia tak czy inaczej, że mi zależy. Po tej akcji znowu kilka dni milczenia i znowu nie wytrzymałem i po 4 dniach odezwałem się pierwszy (rok wcześniej nie mogła wytrzymać kilku godzin bez kontaktu ze mną), 2 dni z rzędu dzwoniłem chyba ja, potem ona, powiedziała coś, że docenia to, że ja pierwszy się odzywam (hieh). Niestety, zatraciłem siebie, zacząłem być totalnym frajerem na smyczy, choć udawałem jak mogłem, ale one mają te swoje emocjonalne radary przecież... Sytuacja się obróciła, rok wcześniej to ona była w panice jak ją nieco zlewałem. Warto dodać, bo akurat sobie przypomniałem, że gdy w maju wspomniałem jej po audycjach Marka, jak kobiety okrutnie zdradzają swoich partnerów i jak ich upokarzają, to zapanowała jakaś taka napięta cisza z jej strony hehe. Generalnie wtedy już mówiłem, że się zmieniła i to nie jest ta osoba za którą tęsknię, ale słyszałem czy czytałem, że tylko mi się wydaje i ona mnie bardzo kocha. Nawet w trakcie jednej rozmowy wtedy powiedziała mi, jak by wyglądała nasza rozmowa gdybym ją zdradził i, że ona wówczas uznała by mnie za człowieka absolutnie bez wartości. (piękna projekcja własnych myśli)

 

Przyjechałem ok 10 czerwca niespodziewanie, zamówiłem jej perfumy z USA o które mnie prosiła. Oczywiście w pokoju syf, okazało się, że sprząta tylko na pokaz, tyle skarpet na podłodze to u mnie nie ma. Zaskoczona, niby ucieszona, koleżankom od razu pochwaliła się, że przyjechałem i zrobiłem jej niespodziankę z perfumami, zaplusowałem u mojej pani, yeah! No ale tu już nic zmienić się nie dało, czułości prawie w ogóle, zwracanie uwagi na każdym kroku, wzrok, w którym było coś niepokojącego, jakaś sadystyczna pewność siebie, dupki nie było, lodzika również, ale wtedy już miałem takie poczucie winy ("traktujesz mnie jak przedmiot", powtarzane od chyba roku) i byłem na takiej smyczce, że bałem się w ogóle o to zabiegać. Ten przyjazd również skończył się awanturą, bo zasugerowałem, że wpierdala za dużo na raz i ma takie geny, że jak się nie upilnuje to zgrubnie ostro. Już w maju delikatnie sugerowałem jej, że zgrubła i zbrzydła bo twarz jej zalało, (taką strategię sobie wykombinowałem słuchając Marka, ale chyba nie wiele wtedy jeszcze rozumiałem a i było zwyczajnie za późno na takie teksty, kiedy ona już swojego nowego alfy szukała). Dziwnym trafem najwięcej przytyła po tym jak się sfrajerzyłem w marcu. No i oczywiście wielka scena na cały dom, że ja jej zabraniam jeść, wyjebała mnie ze swojego pokoju (nie pierwszy raz, zdarzało się też wyrzucanie moich rzeczy z pokoju co w relacji konfabulatnki było wyrzucaniem moich rzeczy poza dom). I ja też nie wiem jak mogłem sobie na to pozwolić, cały czas przymykałem oko na to co ona odpierdala, bo jest przecież taka emocjonalnie zagubiona. Starałem się jej pomóc, mówiłem nad czym powinna popracować, ale zawsze odkręcała kota ogonem i wychodziło na to, że wina jest po wiadomej stronie. Nie wiem na ile to miało znaczenie, ale zapytałem jej brata czy mogę się zdrzemnąć w jego pokoju po tym jak mnie wyrzuciła, a jeszcze chwilę wcześniej on ją o coś tam opierdolił z góry do dołu, co potem mi zarzuciła, że stanąłem niby po jego stronie po tym jak ją skrzywdził. No, czyli kolejny odjazd do domu w tragicznej atmosferze, choć to i się zdarzało już rok wcześniej. Jak się okazuje (a ja to wiedziałem od samego początku, ale traktowałem jak wyzwanie), nasze portery astrologiczne i numerologiczne są w totalnej opozycji, to od samego początku była tykająca bomba i odnośnie tego wkleję na dole fragment Transerfingu Rzeczywistości. Ostatecznie z taką fałszywą, wyrachowaną, apodyktyczną, niestabilną emocjonalnie furiatką to raczej nikt dłużej nie wytrzyma i w jej portrecie numerologicznym ma sporo relacji do przepracowania, żal mi tych kolesi... Ja żałuję głównie, że z powodu braku wiedzy, różnicy wieku i presji jej rodziców, nie zerżnąłem jej jak zwierz w tylu momentach i miejscach, które dopiero teraz sobie uświadamiam, a potencjał był z nią ogromny. Siedziałem spragniony na studni pełnej wody, ciężka refleksja...

 

No ale prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero teraz, postaram się jak najkrócej to opisać. Odjechałem 13 a miałem przyjechać 1 lipca, w tym czasie znowu jakaś przerwa w pisaniu, potem już ewidentnie widziałem, że używa w stosunku do mnie innych emotek czy naklejek, to już nie była ta osoba, na której mi zależało. Zaczęła jeździć z "ziomkami" na wypady, przestała być w ogóle zaangażowana w dialog ze mną, co mnie też się w jakimś stopniu zdarzało jak każdemu samcowi z pasjami. Przeczytałem swoistą emancypację, że ona teraz tak wspaniale się czuje, bo ma grono super ziomków, i czuje się taka lubiana, doceniana i przebojowa... i nie może się doczekać kiedy przyjadę bo będzie mogła mnie rozpieszczać. No cóż, ja również miałem ambitne plany na te wakacje, myślałem, że to jest być albo nie być tego związku i ostatni bastion, wiedziałem już mniej więcej, że muszę jej zorganizować życie tak by miała dostarczane emocje i atrakcje oraz nie dać się frajerzyć (to się obudziłem...). Kontakt był coraz słabszy, gdzieś wychodziła, całe popołudnia i wieczory była gdzieś tam z "ziomkami". Miała przyjechać 27 czerwca do mnie, kupiła bilety, mnie wpadło parę groszy do zarobienia w tym czasie kiedy miała przyjechać tym pociągiem, zasugerowałem by może zmienić bilety bym mógł ją odebrać wcześniej albo później bo zarobię na fajną kolację gdzieś na mieście, usłyszałem: a weź przestań. Miałem też przyjechać do niej i pracować gdzieś tam, "może w castoramie? Kolega z klasy tam pracuje i trochę sobie mięśnie wyrobisz" - nie, nie musisz się martwić o mnie i moją pracę, - "nie martwię się o Ciebie tylko o siebie, że znowu niezadowolony będziesz mi truł dupe". No zamurowało mnie, jakaś rozpieszczona siksa rzuca mi takimi tekstami, jedyne co byłem wtedy w stanie zrobić to rozłączyć połączenie, po kilku h zadzwoniła powiedzieć, że mnie kocha a ją podjąłem kwestię by więcej tak się do mnie nie odnosiła i miał to być ostatni raz. Żadnej skruchy nie było, raczej jakiś arogancki komentarz w stylu "no dobra, ale". No tak, trup od dawna leży i zaczyna śmierdzieć. Ostatecznie w ogóle nie przyjechała do mnie bo się "pochorowała", domniemana salmonella, a tak naprawdę psychosomatyczny rozstrój żołądka, wcale nie chciała do mnie jechać. No, ale dzięki sytuacji i głodówce schudła z 5kg i zaczęła wyglądać jak rok temu a nawet lepiej, a oczka na zdjęciach, które mi wysyłała świeciły się jak lampiony. Również kolejne projekcje, że ja się zmieniłem i miała mnie nie interesować polityka a interesuje, że sport miał mnie nie interesować a mistrzostwa europy oglądam, no a sama oglądała bo ją "ziomki" namówiły, a poza tym pierwsza miłość w tv i shoppingi. Nadszedł czas racjonalizacji swoich emocji i zrzucania winy za rozpad związku.

 

Przyjeżdżam pierwszego lipca, pierwsze słowa na peronie w stylu "jak ty się obciąłeś". W drodze do jej domu słyszę, że ona będzie chciała w te wakacje codziennie wychodzić z "ziomkami" na rower, a ja, że chyba jej się coś pomyliło i jakie rowery z ziomkami jak ja przyjechałem. Od razu w oczach ujrzałem jakiś ogromny bunt i pogardę. Tego dnia niemal cały czas miała telefon w ręku i pisała z kimś, starałem się to ignorować bo od ponad roku miałem wierconą dziurę w brzuchu, że za dużo czytam na telefonie kiedy z nią jestem, więc z poczucia winy dałem temu na razie spokój. Miesiąc temu zostałem nawet pochwalony, że już tak często nie siedzę w telefonie i nawet mógłbym trochę więcej siedzieć i jeszcze byłoby ok. No i co dalej, przyjechaliśmy, poleżeliśmy trochę, poszliśmy z psem, poopowiadała jak się zżyła z kumplami z klasy, nawet jakiś nowy kumpel się pojawił, jak się fajnie teraz czuje i ktoś z okna jej powiedział, że jest piękna. Usłyszałem też, że gdy "nasze" dziecko będzie chciało psa, to kupimy mu najpierw samą smycz z którą będzie musiało wychodzić przez tydzień. Chciałem pójść na wieczorny spacer o który zawsze się upominała, ale nie chciała, więc film podczas którego dalej co chwilę pisała z kimś na telefonie. Generalnie miałem poczucie, że jest grubo coś nie tak a sam czułem się zdominowany, bardzo niekomfortowa sytuacja, ale doładowany nieco radiem samiec miałem zapał by walczyć o swoją pozycję. Jak zwykle zasugerowałem seks czy jakiś oral, usłyszałem, że się nie przygotowała (w domyśle nie ogoliła, takiej śpiewki jeszcze nie miałem). No kurwa myślę, przegrana sprawa, jeszcze całkiem niedawno zakochana po uszy myszka ma we mnie totalnie wyjebane, no i poszedłem spać mając nadzieję przypierdolić bardziej dnia kolejnego. Ona pisała na tym telefonie leżąc obok mnie chyba jeszcze z godzinę-dwie.

 

Następnego dnia wstała, śniadania jej się robić nie chciało choć zwykle robiła. Mieliśmy iść do kina więc mówię by sprawdziła godziny, a ona, że zupełnie zapomniała o tym kinie i ona przecież jest umówiona na rower. Jak poszła myć włosy to złapałem jej laptopa i włączyłem FB, była zalogowana. Patrzę ostatnie rozmowy i oczywiście coś mi nie pasuje. Jakieś flirciarskie naklejki, zdjęcia kufli z których piliśmy lemoniadę a psiapsiuły pytają z kim ona to pije, jednemu z klasy pisze, że dziwnie się ze mną czuje, on jej odpisuje, że podejrzewał, że tak będzie, do tego jeszcze jakiś kolejny czat z tym nowym kolesiem gdzie obiecuje mu zrobić taką lemoniadę, jakieś kurwa serduszka, misiaczki... Do tego relacja z "combo" gdzie z jednym spędziła pół dnia, drugi po nią przyjechał i przywiózł ją na dworzec po mnie, w między czasie napisał jakiś trzeci... Tyle mi wystarczyło by potwierdzić to co czułem i stwierdzić ZDRADĘ EMOCJONALNĄ, na stwierdzenie faktów nie miałem jeszcze wyobraźni w swoim szlachetnym łbie. Pech chciał, że niespodziewanie wyszła z łazienki i skapnęła się, że odpaliłem jej FB. Panika się włączyła, ale zaczęła drzeć ryja, że to był tylko TEST i to co ja tam mogłem zobaczyć to wszystko było sprawdzianem czy ona może mi ufać i nie może, a laptopa zostawiła mi specjalnie by mnie podpuścić! KURWA! Przegrałem test! Oczywiście ja mówię wkurwiony co tam zobaczyłem i że chce szczerze porozmawiać co ona odpierdala, a ona dalej swoje, że to test i ona może mi udowodnić i pokazać - ok mówię, udowodnij. No ale gdzie tam, teraz to ona już nic mi nie będzie udowadniać, przegrałem test i nic nie zobaczę, ona zmienia hasło. Przecież gdyby mnie nie kochała nie nosiłaby wisiorka, który nosi stale od naszego drugiego spotkania, zapewniała. Usłyszałem też, że ja przeżyłem swoją szaloną młodość (no tak średnio, imprezy i domówki to nigdy nie była moja pasja) i dlaczego ona ma tego nie przeżyć.

 

Odpuściłem, nie byłem u siebie w domu, nie czułem się na tyle pewnie by wydrzeć jej telefon z ręki czy ją bardziej przycisnąć. Jej rodzice od samego początku wywołali we mnie jakąś presję, że mam się nią opiekować i ode mnie będą więcej wymagać bo jestem starszy, no to się starałem by ich córka miała zrównoważony rozwój, a nie jakieś chlanie po ławkach. Przecież to była moja bystra, niewinna myszka z dobrego domu, jakie chlanie po ławkach. Mieliśmy wspólnie nad sobą pracować i się rozwijać, wielokrotnie tłumaczyłem jej, że musi zbudować sama w sobie jakieś poczcie własnej wartości a nie oczekiwać, że tylko ja albo ktoś inny mamy to poczucie utrzymywać poprzez adorację czy komplementy. Jako dziecko i dziewczynka była gruba i brat zrył jej podobno psyche. Tak czy inaczej poszła na ten rower a po powrocie pojechaliśmy do kina, traktowałem ją niemal jak powietrze, musiałem sobie wszystko poukładać w głowie. W drodze łapała mnie za rękę, muskała, ściskała ją, w kinie coś zagadywała odnośnie filmu, ja cały czas zlewałem, ale to nie ma żadnego znaczenia. Po kinie mały shopping, znowu jakieś fochy, że wziąłem sobie koszulkę jaką chciałem, generalnie razem ale osobno, potem czekałem chwilę pod przymierzalnią jak coś mierzyła, a kupiła sobie spodenki z dumnym napisem "do epic shit", ta dziewczyna którą znałem w życiu by sobie czegoś takiego nie kupiła. Po kupieniu ciuszków przyszedł czas na zakupy spożywcze i wówczas, przed wejściem do tego sklepu zatrzymała mnie, spojrzała mi w oczy, powiedziała coś w stylu "ja naprawdę ciebie bardzo kocham" i pocałowała - to było dziwne, nie zapomnę tej sceny i tego wzroku, który zdawał się przeczuwać (albo planować), że to ostatnia wspólna czułostka. /romantyk-mode-off

 

Po powrocie szykuje sobie drugie łóżko bo czuję, że robi mnie w chuja i słyszę aroganckie "co ty odwalasz", odpowiadam, że nie zamierzam spać z dziewczyną, która myśli w tym czasie o kimś innym, jednak brak doświadczenia i niemożność zaakceptowania poszlak powstrzymywały mnie od wyciągnięcia konkretnych, nasuwających się wniosków. No i spałem na tym drugim łóżku a raczej usiłowałem, choć gonitwa myśli nie dawała mi spokoju a ona pisała na tym telefonie jakoś do 4 nad ranem. Rano wstaję i mówię, że tak jak mieliśmy dziś jechać do większego miasta, do jej siostry to pojedziemy i mam nadzieję miło spędzić czas, ale od razu wracam też do domu i jeżeli ona zdecyduje już kto jest mężczyzną jej życia, to niech przyjeżdża to może uda się uratować to co jeszcze z tego zostało (nie komentujcie tego, każdy się jakoś musi nauczyć). W końcu jechaliśmy do tego miasta jednym pociągiem, ale w różnych wagonach, ona na dworcu docelowym po prostu wysiadła i wręcz uciekła widząc, że idę z tyłu. No i chuj tam, wracam do domu. Po powrocie skonsultowałem sprawę z doświadczoną siostrą, no i sprawa stała się jaśniejsza choć cały czas to wypierałem. Dzwonimy do niej, chciała usłyszeć jej ton głosu, no i mówi, że nie chce ze mną rozmawiać i może mi najwyżej zaproponować przerwę i rozłączyła się. No to za sprawą naszej dedukcji i intuicji napisałem jej wiadomość, że się puściła i nie ma żadnego poczucia winy a do tego mści się na mnie, za to, że zdarzało mi się ją olewać kiedy była na haju no i generalnie, że jest kłamliwą szmatą tylko w subtelniejszy sposób.


Tego samego wieczoru dostałem się ponownie na jej konto FB, nie zaglądałem tam od kwietnia bo po wyjaśnieniu wtedy sprawy powiedziałem, jej i sobie, że już nigdy tego nie zrobię, no ale rozumiecie okoliczności się diametralnie zmieniły. No i tak się zaczęła moja droga przez piekło oraz największe w życiu zrycie psychy, to była misja kamikazę. Do tamtej pory byłem przekonany, że najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa, teraz już nie jestem tego taki pewien. Początkowo, po pierwszym przerobieniu kilku czatów źle zrozumiałem sytuację i zdrady fizycznej tam nie widziałem, za to był orbiter z klasy, który od początku czerwca wyznawał jej miłość na kolejnych imprezach urodzinowych, taki niby badboy ale pizda jednocześnie bo zdaje się kilka razy przy niej płakał. Już rok wcześniej się przy niej kręcił, ale dostał wyraźny sygnał, że jestem ja i na tym był koniec zalotów, ale jak zaczęła obrabiać mi dupę na wokandzie to się znowu uaktywnił. Ewidentnie była podjarana jego adoracją i choć jak stwierdziła przy mnie kilkukrotnie, że jest dla niej aseksualny to cały czas go podpuszczała ostatecznie trzymając go na smyczy we friend zone. Jeszcze wtedy głupi poczułem w sobie jakąś wysoką, szlachetną energię i chciałem się z nią skontaktować by powiedzieć jej, że ja odpuszczam i skoro ten gościu tak ją kocha to niech da mu szansę, ja nie będę konkurował z grupą osiemnastolatków, to nie mój poziom, chlania na ławkach nie będzie. Nie odbierała, zostawiłem wiadomość głosową i napisałem dwa smsy, naprawdę wzniosłem się na szczyt szlachetności i... frajerstwa. Jeszcze dzień czy dwa wcześniej, w ranek po wysłaniu tego smsa, że się puściła, zamieniliśmy kilka słów na komunikatorze, jak stwierdziła odpisuje mi bo jeszcze jest pijana i to daje jej odwagę. Ja dalej chciałem porozmawiać głosowo a najlepiej w cztery oczy i pisałem by się nie bała tej rozmowy, a ona już oczywiście z pełną pogardą i lekcewagą, że się mnie nie boi bo ma wspaniałych przyjaciół i nie mamy o czym rozmawiać. "Chcę pamiętać tylko nasze wczorajsze śmiechy." (nie, to nie ja się z nią śmiałem). Napisałem by się odezwała jak wytrzeźwieje, ale nic takiego nie miało miejsca, potem jeszcze te 2 smsy, że puszczam ją wolno i, że obiecałem na początku znajomości dbać o jej emocje i chcę dotrzymać obietnicy i zakończyć to kulturalnie, w pokoju. Jednak żadnej odpowiedzi nie było, więc przeszukiwałem tego fb kolejne dni, i to był największy szok w moim życiu.

 

Od początku czerwca była mocno adorowana przez tego swojego orbitera z klasy, jakiś pocałunek w szyję, a to jakieś wyznawanie miłości na imprezie, potem jakieś chodzenie z nim na spacery, leżenie z nim w łóżku, ale to nie on grał pierwsze skrzypce. Jego przyjaciela poznała ok 17 czerwca na jakiejś osiemnastce i prawie się o nią pobili (kolejny mokry sen dziwki atencji), i od tego czasu dzień w dzień z nim pisała tamtego też robiąc w chuja. Na kolejnej osiemnastce 24 czerwca zaczęła się z nim szlajać i przelizywać, ale według relacji dla psiapsióły prawie już go pocałowała i ktoś tam się pojawił, ale to przez alkohol i leki, teraz już by tak nie zrobiła. On ma po prostu jakiś taki "urok", choć generalnie jest taki o, niewybitny. Początkowo pisząc z nim udawała zakłopotaną by nie wyjść na łatwą, ale szybko nabrała odwagi i zaczęła się otwierać. Okazało się, że już się jej znudziłem i przez 1.5 roku było dobrze, ale teraz już jej nie zależy, teraz ja mam się starać. Pod koniec czerwca zdążyła już 2 razy dać dupki w krzakach nowemu koledze, w tym kilkanaście godzin przed moim przyjazdem i to m.in z nim cały czas pisała kpiąc ze mnie. Od mojego odjazdu w lipcu to już dawała mu dupki chyba dzień w dzień gdzieś tam w krzakach, nawet w trakcie okresu, co wcześniej było przecież nie do pomyślenia. Po pierwszym ruchańsku napisała takie piękne zdania, że poleca się na przyszłość i robiła to pierwszy raz od dawna bo chciała a nie musiała. Planowała nawet, że będzie mu dawać jak wrócę na 3 dni do siebie coś załatwić, a z kim na rowerek wychodziła to chyba wiadomo. Co ciekawe tylko on miał poczucie winy, ona stwierdziła, że bardziej jej żal tego jej adoratora z friendzone niż mnie. Oczywiście napomknęła mu, że ja nigdy jej nie pociągałem i mówi mu więcej niż mnie. Tak, gościowi, którego znała 3 tygodnie. To w ogóle była inna osoba, zamieniła się w wyuzdaną szmatę bo przede mną przyjęła zupełnie inny wizerunek (dopasowała się do moich oczekiwań? serio?). Nie wiem czy oficjalnie są teraz razem i gówno mnie to interesuje, ale jeszcze wtedy pisała mu, że nie czuję do niego miłosnych motylków a jedynie pożądanie, "jest chęć". Podczas mojego ostatniego pobytu cały czas z nim pisała i jeszcze mi o nim opowiadała. Gdy byłem z nią na spacerze z psem to robiła zdjęcia psa i wysyłała jemu oraz orbiterowi, pisząc, że jest z psem, jak czekałem pod przymierzalnią na shoppingu to również robiła sobie zdjęcia i wysyłała im obu, gdy byłem z nią w kinie to z kibla wysyłała mu zdjęcie swojego siniaka na udzie z poprzedniej nocy. Generalnie mnie mówiła w oczy, że mnie kocha i leżała ze mną, przytulała, całowała, a nowemu koledze pisała, że działam jej na nerwy i on lepiej całuje. Tak błyskawicznie i gładko weszła z nim w otwartą relację, że po prostu byłem w szoku, a bolec poprzestawiał jej poglądy w ciągu tygodnia. To co tak przerażało z opowieści Marka, spotkało i mnie.

 

Dziewicą to ona była, ale jakoś do 13 czy 14 roku życia, już wtedy zaczęły się jakieś ustawki, trójkąty, dwa związki bi w tym jeden z 26 letnią studentką... Wtedy gdy do mnie przyjechała pierwszy raz spokojnie mogłem ją puknąć, a mnie to wtedy nawet przez myśl nie przeszło, dopiero po prawie 2 latach zrozumiałem sens zdania "nie pozwolę Ci na nic czego sama bym nie chciała". Generalnie jako totalna małolatka odbywała szereg zbereźnych i wyuzdanych rozmów z jakimiś napalonymi i wulgarnymi samcami, od gimnazjalistów po studentów, spotykała się z niektórymi w tym mieszkaniu i nadstawiała szpary, być może spijała też spermę z bolców. Zachwycała się jej smakiem w kontekście gościa z którym była kilka miesięcy rok przed moim poznaniem, też chyba był bi bo próbowała go zeswatać ze swoim przyjacielem homo, zachwycała się fają jednego i drugiego. Generalnie wyuzdanie 100% już od najmłodszych lat, a przede mną zgrywała zagubioną dziewczynkę, dopiero teraz, z perspektywy widzę, które zachowania i słowa mogłyby być sygnałem, ale nie gdy jest się zaślepionym idealistą bez doświadczenia i ma się do czynienia z taką aktorką. Swoim koleżankom po roku powiedziała, że uprawia ze mną seks, bo przecież ona taka niewinna i czysta, kurwa jakie to są hipokrytki... Czasem słyszałem z dupy szloch pt. "przepraszam, że nie jestem taka jaką sobie wymarzyłeś/twoim ideałem" być może nic nie znaczący emocjonalny bełkot a być może poczucie winy. Nie omieszkała też wspomnieć kilka razy, że nienawidzi siebie za to jaką jest.

 

Musiała obrabiać mi dupę na wokandzie od miesięcy i tak manipulowała wszystkimi, żeby wychodziło na to, że ona jest moją ofiarą. Każde moje zwrócenie uwagi czy lekką sprzeczkę opisywała jako "on znowu mi zrobił awanturę". Wzięła tego zjadliwego smsa i wszystkim porozsyłała, pokazała ojcu, matce, choć zawarte w nim było mniej więcej to co się faktycznie stało. Dwóch kolejnych frajersko-szlachetnych smsów nie pokazała nikomu poza nowym bolcem, komentując, że spamuje jej tym. Już po tych dwóch zdradach zastanawiała się czy zostać ze mną czy nie, bo przecież takiego unikatu jak ja już nie spotka i boi się, że za miesiąc się stęskni i będzie rwać włosy z głowy. Przecież poza wadami mam też szereg zalet. Istotnym było też to, że już dobrze znam się z jej rodziną i zostałem zaakceptowany podobnie jak ona u mnie, i takie kurwa rozważania już po zdradzie i takim upokorzeniu. Generalnie ani kurwa słowem nie zastanowiła się nad tym jak JA się mogę czuć, to jej w ogóle nie interesowało, załatwiała sobie tylko by ludzie z jej kręgu ją wspierali przez najbliższe miesiące jeżeli ona zerwie. Sama stwierdziła dumnie przed nowym bolcem, że jest manipulantką od dziecka i czasem aż się boi swoich możliwości. Można było też przeczytać "kocham go, nie ważne jaki jest" oraz, że zajmuje 99% jej serca podczas gdy resztę ma ten poprzedni. Życzyła mi też jak najdłuższego celibatu. Generalnie taki bełkot, że ja pierdole. Zaczął do niej pisać jakiś kafar, którego jednocześnie wyśmiewała z nowym bolcem i dla niego była wersja, że czuła się przy mnie grubo i zaniżała moją wagę, zaś dla jakiegoś innego ruchacza sprzed lat była wersja jaki to ja nie byłem zajebisty, wysportowany i wspaniały, ale co z tego skoro ją ograniczałem... Generalnie takiego pokazu wyrachowania, manipulacji, kłamstw, aktorzenia nie umiałbym sobie nawet wyobrazić, to było piekło. To po prostu nie była ta osoba, którą myślałem, że znam, żyłem przez jebane 1.5 roku w truman show. Najlepsze chwile dotychczasowego życia spędziłem z jakąś kłamliwą, wyrachowaną cichodajką, która zrobiła mi pranie mózgu a następnie mnie zeszmaciła i wyjebała ze swojego życia. Podskoczyło jej naturalnie SMV, dostała trochę adoracji i wskoczyła na swoją chujową karuzelę, w końcu mogła zacząć się realizować jako dupodaja.

 

Udawała przed wszystkimi ofiarę, że ma wielki dylemat czy zostać ze mną, nawet na jeden dzień odcięła się od internetu, zaangażowała nawet trenera od tenisa, który pomógł jej podjąć decyzję, że to toksyczny związek i trzeba go zakończyć. No i zaczęła wszystkim pisać, że podjęła decyzję, a jak się to miało odbyć? Miała do mnie zadzwonić ze swoim nowym kolegą by oznajmić mi, że to koniec, a on miał być przy niej bym nie nawinął jej makaronu na uszy. Telefon miał zostać wykonany nazajutrz kiedy jemu pasowało. Gościa z friendzone nie chciała prosić bo on przecież tak się dla niej stara i nie chciała biedakowi robić nadziei i go krzywdzić. Ja wiedząc, że ma zamiar nie dość, że zadzwonić to jeszcze z tym gościem, by oznajmić mi koniec związku, postanowiłem nie odebrać. Próbowała się dobić 6 razy po czym napisała smsa "to była Twoja ostatnia szansa na rozmowę".

 

Po przyjęciu pierwszej dawki prawdy, która i tak mnie zniszczyła, postanowiłem, że muszę jej to wygarnąć prosto w twarz, więc umówiłem się z jej matką, że przyjadę niezapowiedziany. Opłaciła mi bilety, przyjechałem. Czekałem aż wróci z jej matką, gdy już traciłem nadzieję, nagle weszła do domu. Wchodzi po schodach, zobaczyła, że siedzę w salonie, spojrzała zszokowana, fuknęła trzy razy po czym pobiegła zamknąć się w łazience. Doszedłem do drzwi i powiedziałem, że chcę tylko spokojnie porozmawiać i żeby się nie obawiała. Żadnego odzewu, odkręciła krany i ja już znając jej sztuczki, wiedziałem, że w tym czasie obdzwania swoje towarzystwo i ojca, szybko załatwiła sobie transport w postaci frajera z friendzone, który miał ją zawieźć do ojca, przed którym mogła trochę poudawać biedulkę bo ma go obwiniętego wokół palca po rzekomej próbie samobójczej, której używa do robienia z siebie biedulki przed kolejnymi frajerami. Wybiegła z łazienki popsikana perfumami w tym stroju w którym wróciła z treningu, zbiegła na dół, chwyciła buty w rękę i wybiegła (istny spektakl teatralny), zdążyłem tylko powiedzieć, że chcę spokojnie porozmawiać i nie chcę ratować tego związku. (Później nie kryła oburzenia przed nowym kolegą, że jak on tak mógł napaść mnie we własnym domu i jeszcze powiedzieć, że nie chce ratować związku i biec za myszką na kolanach). No i wtedy widziałem ją ostatni raz, a matka dowiedziała się ode mnie co wyrasta z apodyktycznej i fałszywej manipulantki, której braki wychowawcze i emocjonalne rekompensuje się pieniędzmi i spełnianiem każdej zachcianki. Ojcu rzekomo nie mogłem powiedzieć bo tak mu łeb wyprała, że zrobiła ze mnie stalekra zanim jeszcze dostała ode mnie maila, w którym dałem do zrozumienia, że wszystko wiem bo byłem na bieżąco. W każdym razie cały czas się waham czy nie wysłać ojcu linka gdzie znajdzie 300 screenów obrazujących jaka naprawdę jest córeczka tatusia.

 

Na początku sierpnia, kilka dni przed dostaniem ode mnie maila, śmiała napisać do mojej siostry (mojej najlepszej przyjaciółki), że czuje się szczęśliwa i chciałaby jej żyć miłego dnia oraz utrzymać kontakt. Oczywiście moja siostra też była na bieżąco, więc miała ją pociągnąć za język dnia kolejnego, sprowokować do jakiegoś kontaktu ze mną, ale nic z tego, sama stwierdziła, że ma do czynienia z jakimś potworem i gdyby nie znała prawdy to by jej uwierzyła. Oczywiście wysłała siostrze tego zjadliwego smsa, którego przecież z tą siostrą właśnie pisałem z tekstem "chwalił Ci się co mi napisał?". Oczywiście dalszy ciąg robienia z siebie ofiary, jak to ja jej nie skrzywdziłem i nie obraziłem jej wspaniałych przyjaciół. Ona teraz jest szczęśliwa, myślała, że będzie tęsknić, ale już nie tęskni, czuje, że odżywa i oczywiście mnie kocha, jestem wspaniałym człowiekiem ale nie dla niej. I teraz hit. Napisała oburzona do mojej siostry po przeczytaniu maila ode mnie, że z niego wynika, że moja siostra powiedziała mi o tych dwóch rozmowach z nią i jest jej z tego powodu przykro. Dodała też, że wdarłem się na jej FB i ona chyba to zgłosi na policję, a do tego "wyciągnął jakieś abstrakcyjne wnioski, że się puszczam ha!", no i wkleiła jakiś fragment z kodeksu karnego, który podrzucił jej nowy kolega miesiąc wcześniej gdy zajrzałem do jej laptopa. Moja siostra złapała się za głowę i nic już nie odpisała.

 

Mail poszedł, list na 9 stron, mam to gdzieś już teraz czy to była oznaka słabości czy nie, przeanalizowałem całą sytuację i dałem do zrozumienia, że jestem bardzo rozczarowany tym co sobą reprezentuje, wypunktowałem jej wszystkie kłamstwa i manipulacje, po prostu ją rozszyfrowałem. Używałem stonowanego języka bo miałem zamiar wysłać ten list również jej rodzinie, to by było lepszą karą niż jakieś bluzgi. Miałem nadzieję, że ten list nią wstrząśnie i wzbudzi poczucie winy za to co odjebała (to ci miałem marzenie), nie wiem jaka była rzeczywista reakcja, ale matka powiedziała tylko, że wybiegła z pokoju drąc ryja, że włamałem się na jej fb a potem była "skupiona" haha! No i w związku z tym zastanawiam się czy wysłać ten list oraz 300 screenów do jej ojca oraz rodzeństwa, bo matka jak to matka, zatrzymała tę soczystą wiedzę dla siebie, choć nie było między niby najlepiej, córunia od lutego się do mamy nie odzywa, to dopiero charakterek. No ale, że córunia tatunia to dostała na urodziny jakiś wyjebany samochodzik za kilkadziesiąt patoli, przecież musi jakoś biedula odreagować po toksycznym związku ze stalkerem i tyranem.

 

Usunąłem ją ze wszystkich portali i komunikatorów, zanim to jednak zrobiłem zdążyłem zobaczyć jak próbuje mnie psychicznie wykończyć wstawianiem zdjęć gdzie kogoś widać w tle, produkując się na pewnej grupie czy ustawiając na GG avatar jak typowa dziwka, która chce się umawiać na jebanie, dziwka atencji i cichodaja wskoczyła na swoją karuzelę, nie ma dużo czasu, za kilka lat będzie grubaską. Tydzień temu dostałem od niej snapa na snapchacie bo mam zaznaczone, że wszyscy mogą mi wysłać (nie usunęła mnie tam), ale nie zamierzam go otwierać. Czy to pomyłka czy celowe działanie, ona tylko czeka aż go otworzę i niech się zesra w tym oczekiwaniu.

 

Generalnie ona zajmuje większość moich myśli w ciągu doby, cały czas nie do końca mogę uwierzyć w to co się stało i kim się ona okazała. To była pierwsza i jedyna dziewczyna/kobieta, której zaufałem i oddałem siebie, czy jest tu ktoś kto miał taki rozpierdol już za pierwszym poważnym związkiem? Jest w tym tyle dobrego, że przerobiłem chyba wszystko co najgorsze, trafiłem na Marka oraz to forum i już NIGDY nie pozwolę żadnej samicy wejść sobie na głowę! Koniec kurwa z tym białorycerstwem! Moja wyobraźnia nie byłaby w stanie ogarnąć tego co przyniosło mi życie, według mnie to jest koszmar i mam nadzieję, że czas mnie uleczy, bo nie czuję się zbyt dobrze. Mam wrażenie, że przerobiłem patologiczne małżeństwo swoich rodziców, gdzie pod koniec została już tylko pogarda, obrzydzenie i wzajemne obwinianie, ciekawostką jest to, że układy astrologiczne i numerologiczne są niemal takie same. Znalazłem sobie co prawda koleżankę od niezobowiązującego seksu, ale niestety póki co niezbyt mi to pomaga, choć jest fizycznie atrakcyjniejsza od tamtej to więcej satysfakcji sprawiały mi stosunki z kimś do kogo coś czuję i mam szerszą nić porozumienia.

 

Spragniony romantycznej miłości dałem się upolować sprytnej, wyrachowanej manipulantce, która jest łowczynią emocji. Podbiłem jej samoocenę po to by ona mogła moją bez skrupułów wgnieść w ziemię. Mam ogromnego kaca moralnego, że nie przejrzałem jej wcześniej i nie miałem możliwości jej wygarnąć tak by widzieć na żywo jej reakcje, poza tym seksualnie mogłem zrobić z nią wszystko ale tragicznie to wszystko rozegrałem no a potrzeby emocjonalne i tak były na pierwszym miejscu co zabiło pożądanie szybciej niż się zaczęło. Nie mogę sobie wybaczyć, że tak się co do niej pomyliłem, czy też zostałem tak okrutnie zrobiony w chuja, stałem się fanaberią qrewny z bogatego domu. Ciężko mi sobie teraz wyobrazić ile zaangażowania i czułości od niej dostałem i co tak naprawdę siedziało jej we łbie. Nie wątpię w to, że była pod wpływem hormonów zakochania i, że byłem jej bliski do pewnego momentu, zawsze to jednak było podszyte jakimś wyrachowanym, egoistycznym interesem. Te wszystkie kłamstwa i trzymanie mnie przy sobie, pomimo tego, że nie mogła czy też nie chciała mi dać zaangażowanego seksu ani powiedzieć, że coś nie gra z chemią, oraz jednoczesne obwinianie mnie, że się nie staram i "wszystko albo nic" to po prostu jakaś masakra. Ja wiem, że to też przecież jest moja wina, zapłaciłem za swój brak wiedzy, tragicznie to wszystko rozegrałem, nie widziałem jasnych komunikatów. Sam też być może rozglądałem się podświadomie za lepszą opcją, ale nigdy bym jej czegoś takiego nie zrobił, miałem ją pod swoją opieką a i sam pozwalałem sobie matkować i było to dla mnie wygodne. Tak naprawdę ja cały czas, niemal dzień w dzień dochodzę do kolejnych wniosków, przypominając sobie kolejne sytuacje i kolejne słowa. Nie daje mi to spokoju, zasypiam z tymi myślami, przebudzam się z nimi nad ranem, wstaje z nimi z łóżka. Chciałbym przestać, ale wmawiam sobie, że dalsza analiza pozwoli mi wyciągnąć jeszcze większą wartość dydaktyczną.

 

Teraz już rozumiem skąd się biorą pokłady energii w samcach by zwiększać swoje SMV. Ja też już przedsięwziąłem pewne kroki i to wszystko będzie szło w dobrą stronę, bo przecież ja mam czas w porównaniu do samiczek, ale nie mam zbyt dużo energii, mam jakąś blokadę energetyczną i jakieś wahadło mnie ostro zaczepiło i drenaż energii życiowej jest ewidentny. Raz czuję tej energii więcej by potem znowu wpaść w dół, nie byłem jeszcze w tak chujowym stanie przez tyle miesięcy. Dosłownie jakbym zaciągał kredyt na pejsaty procent przez te 1.5 roku i teraz to wszystko spłacał z odsetkami. Coś co do pewnego momentu było dla mnie szczęściem, spełnieniem i darem od losu przerodziło się w koszmar. Współczuję bardzo wszystkim braciom, którzy przechodzili coś takiego, szczególnie w małżeństwach. No i ogarnia mnie lęk, że tak jak złudnie wierzyłem w prawdziwą miłość, która pokonuje biologię i zależności materialne, tak okazuje się to strasznym kłamstwem, trzeba być silnym bo inaczej zostaniesz pożarty. To nie napawa optymizmem, szczególnie, że jestem typem wrażliwca jak widać, ale będę pracował nad sobą i mam nadzieję się ustabilizować i zabezpieczyć emocjonalnie na przyszłość.

 

Na koniec myślę adekwatny cytat z Transerfingu Rzeczywistości:

 

Cytat

 

Zatem miłość generuje pozytywną energię, która wyniesie Cię na odpowiednią linię życia, a idealizacja stwarza nadmierny potencjał, rodzący siły równoważące, dążące do jego likwidacji. Oddziaływanie sił równoważących jest różne w zależności od przypadku, ale rezultat jest zawsze taki sam. W zarysie można go scharakteryzować jako „rozwianie mitów". Ma ono miejsce zawsze i w zależności od obiektu oraz stopnia idealizacji, uzyskujesz silny lub słaby, lecz zawsze negatywny rezultat. W ten sposób zostaje przywrócona równowaga. Jeśli miłość przeradza się w stosunek zależności, nieuniknione jest powstanie nadmiernego potencjału. Pragnienie posiadania tego, czego nie masz, stwarza energetyczną „zmianę ciśnienia". Stosunek zależności definiuje się poprzez postawienie warunku: „Jeśli ty tak...- to ja tak...". Można przytoczyć dowolną ilość przykładów. „Jeśli mnie kochasz, to rzucisz wszystko i pójdziesz za mną na koniec świata. Jeśli za mnie nie wyjdziesz (nie ożenisz się ze mną), to mnie nie kochasz. Jeśli mnie chwalisz, to przyjaźnię się z tobą. Jeśli nie dasz mi swojej łopatki, wygonię cię z piaskownicy". I tak dalej.



Jeszcze jeden przykład istnienia obiektu wywyższenia wyłącznie w wyimaginowanym ideale. Przypuśćmy, że kobieta maluje w wyobraźni portret idealnego męża. Im mocniejsze jest jej przekonanie o tym, że powinien on być właśnie taki a nie inny, tym większą wartość będzie miał powstający nadmierny potencjał. No a stłumić go może jedynie obiekt o cechach absolutnie przeciwnych. Potem pozostaje jedynie dziwić się: „Gdzie miałam oczy?" I na odwrót-jeśli kobieta czynnie nienawidzi pijaństwa i prostactwa, wpada dosłownie w pułapkę i znajduje sobie alkoholika albo chama. Człowiek otrzymuje to, czego czynnie nie akceptuje, ponieważ emituje energię myśli na częstotliwości swej niechęci i na dodatek stwarza jeszcze nadmierny potencjał. Życie często łączy ludzi całkowicie różnych, wydawało by się - wcale nie pasujących do siebie. W ten sposób siły równoważące, zderzając ludzi o przeciwnych potencjałach, dążą do ich stłumienia.
Edytowane przez CopRobo
  • Like 21
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uff... Przebrnąłem ;) no historia szablonowa. Niewinna  księżniczka i jej biały rycerz. Tak po prostu musiało być, bo zjebaleś na każdej linii, ale dużo się nauczyłeś więc spokojnie. Po pierwsze zaczęło się psuć, a Ty ciągnąłeś to w nieskończoność - BŁĄD. Mówisz, że za nią nie biegałeś i dałeś jej wolność.  Nie dałeś, bo Ci zależało to strasznie widać z tekstu. 

 

Wiśenką na torcie jest to, że miałeś dowody na to, że się puszcza, a mimo to chciałeś z nią kontaktu :o tego nie potrafię zrozumieć. Masz dowody to odcinasz wrzód i NIGDY PRZENIGDY SIĘ Z NIM NIE KONTAKTUJESZ. 

 

Ona ciągnęła jakiemuś typkowi, a Ty lataleś później, żeby z nią się rozstać honorowo i to kilka razy - zostawię to bez komentarza.   

 

Kobietki są ładne i ciekawe, ale to zwierzątka. Wyobraź sobie lwa - piękno i potęga natury. Warto się nim zachwycać, bo ma w sobie gracje i dzikość. Obserwujesz go i cieszysz się nim, ale czy mu zaufasz? No Ty właśnie zaufałeś. 

 

Nie siedzę w ezoteryce tak jak Ty, ale temat z jednością itp. Odpuść sobie kolego dla własnego dobra. 

 

Dostałeś kopa w dupe i teraz pytanie, czy coś z tego wyciagniesz? 

 

Musisz zrozumieć psychikę kobiet (odsyłam do książek mistrza i kilkukrtonego przeczytania wątków z forum). Czuć w Tobie białorycerstwo, chociaż zbroja zaczyna rdzewieć. 

 

Taka rada na przyszłość: kończy się haj hormonalny u dziewczyny, robi Ci fochy raz - ustawiasz ją do pionu. Robi Ci fochy po raz drugi - mocniej ustawiasz ją do pionu. Próbuję robić fochy po raz trzeci - Ciebie już nie ma - ruchasz cycatą blondynkę, medytujesz, zdobywasz Mount Everest, zaciągasz się do koreańskiej armii.  Robisz wszystko na co masz ochotę, ale proszę Cię kolego nie rób z siebie jelenia po raz drugi ok? :-) 

 

Było ostro. No, ale żeby nie było tak całkiem źle. Zaczynasz wychodzić z matrixa, pojmujesz powoli zasady gry. Jeżeli teraz to przepracujesz to za parę lat będziesz niezły wymiatacz. Aaa i nie wierz w to, że już się nie zakochasz. Miałeś teraz duży haj i myślisz, że już nie będzie tak jak dawniej :-( to odeszło i nie wróci :-o Powiem, tak: 8/10 dziewczyn może Ci dać mocniejszy haj niż ex. Taki, że Cię zwali z nóg. Jak to wykorzystasz? Czy znowu będziesz jeleniem z dorodnym porożem? A może staniesz się ogarniajcym to wszystko samcem, który będzie się odpedzal od natarczywych kobiet? ;) 

 

Co do bólu po rozstaniu to tego nie przeskoczysz, każdy z braci to miał. Na pocieszenie: wyjdziesz z tego, ale jeżeli chcesz to zrobić szybciej to żadnego kontaktu z ex, choćby Cię torturowali,  obiecywali zaginiony skarb Atlantydy, wieczną erekcje.. Itp. Nie i jeszcze raz nie! Ona umarła dla Ciebie.

 

Ja osobiście polecam ucieczkę w sport mi strasznie pomogła. Byłem tak zmęczony po silce, że nawet nie myślałem o ex. Plus samorozwój, książki, medytacja. Baby sobie narazie odpuść. Bracia Ci zaraz napiszą, żebyś poszedł na dziwki, żeby zniszczyć syndrom jednej jedynej, ale Ty jesteś za wrażliwy. Najpierw samoocena. 

 

@mac ma ciekawy sposób ze spisywaniem myśli - polecam serdecznie. 

 

Głowa do góry :-) pomożemy Ci, poczytaj historie chłopaków oni mieli znacznie gorzej - rozwody, dzieci, utrata majątku. 

Zdobyłeś wiedzę małym kosztem. 

 

Trzymaj się.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twoja obszerna historia, choć bogata w szczegóły, wierz mi że nie jest wyjątkowa. Można znaleźć w niej wszystko o czym piszemy. Autowiktymizację kobiety (jestem, oh ah!, ofiarą!), przesadne dbanie o pijar w otoczeniu gdzie kreuje się na skrzywdzoną niewinność (posty na fb i urabianie koleżanek), tonę manipulacji i wymuszeń, klasyczne udawanie kogoś kim się nie jest. A na końcu - hodowanie sobie stada orbiterów, ten podwiezie, z tym porozmawia, ci napaleńcy będą utwierdzać ją w zajebistości, a ten ostatni badboy - to może nawet i nada się do łózka.

 

Klasyka klasyki poganiana klasyką.

 

Wyciągnij wnioski i bądź mądrzejszy na przyszłość.

 

S.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyciągając wnioski zastanowiłbym się co Cię w ogóle ciagnęło, a potem zatrzymywało przy takiej dziewczynie? Z tego co opisałeś różne czerwone lampki zapalone zostały już na bardzo wczesnym etapie. Te wszystkie chore jazdy, fochy, manipulacje, kłamstwa - z marszu powinny dyskwalifikować taką osobę do dalszej znajomości. Dlaczego zamiast to zostawić i iść dalej naprzód, Ty postanowiłes "pracować nad związkiem" i dobrowolnie wybrałeś ścieżkę przez cierpienie?

 

Być może masz do rozpracowania wzorce ze swojego trudnego domu rodzinnego? Myślę, że możesz mieć zakorzeniony gdzieś głeboko wzorzec cierpienia i konieczności naprawiania, poświęcania się dla drugiej osoby - i to zadecydowało o tym, że tkwiłeś w związku z toksyczną osobą zamiast to zakończyć na bardzo wczesnym etapie - kiedy już dziewczyna zaczęła wykazywać cechy osoby niezrównoważonej psychicznie.

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, st3wie napisał:

 kiedy już dziewczyna zaczęła wykazywać cechy osoby niezrównoważonej psychicznie.

 

 

 

@st3wie brachu, to normalna kobieta. Dla nas to cechy niezrównoważonej psychicznie, ale dla nich norma. Puszczanie się, trzymanie orbiterów, manipulację? Ehhh monotonia do bólu.

 

 

 

Nieśmiertelny klasyk zawsze na czasie :)

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Zerwito napisał:

@st3wie brachu, to normalna kobieta. Dla nas to cechy niezrównoważonej psychicznie, ale dla nich norma. Puszczanie się, trzymanie orbiterów, manipulację? Ehhh monotonia do bólu.

 

Ale każda nadal twierdzi i powtarza, że jest inna niż wszystkie ;)

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napiszę brutalnie, szczerze i od serca - tak po męsku.

Było o tym pisane już na forum, jak tu przyszedłem ponad rok temu - to nie trafiało do mnie.

A teraz to doskonale rozumiem i wiem. Mianowicie...

 

Jak mężczyzna jest miękki, ugodowy i delikatny - wrażliwiec (po prawilniacku 'pizda' choć ja nie znoszę tego pejoratywnego określenia) to kobieta wejdzie mu na głowę w trymiga i zacznie stukać obcasami po głowie. One naturalnie mają tendencję do ciągłego, permanentnego testowania na ile mogą sobie pozwolić i kiedy dojdą do granicy. Może złapać za paznokieć? Zaraz sprawdzi czy da radę za palec. Dostanie palec - za dwa dni sprawdzi czy nie może chwycić całej dłoni. Upewni się, że dłoń może - zaraz zacznie kombinować jak dorwać przedramię - i tak w nieskończoność. Taka natura, taki algorytm działania i system operacyjny. Nie ma co go nienawidzić ale NALEŻY WIEDZIEĆ jak go trzymać w ryzach by nam dziewczę się nie rozpasało i w straty nie poszło. Poza totalnie odwalonymi pannami typu borderline czy z zaburzeniami psychicznymi - resztę da się temperować. Wymaga to WIEDZY, silnej woli, męskiego charakteru i pisząc po prawilniacku - 'jaj'. I o to rozbija się rdzeń kobiecego zawodzenia 'prawdziwych mężczyzn już nie ma'. Bo my jesteśmy za mili, za bardzo partnerscy, za bardzo ugodowi i gotowi na ustępstwa - tak nas nauczono przez ostatnie 10-20 lat, że takim należy być. "Partnerskim" mężczyzną, taką trochę przyjaciółką z penisem. A to błąd. Bo kobiety, jak to kobiety bo taka ich natura, głośno mówią o zapotrzebowaniu na takich 'mężczyzn' ale, do czego same się nie przyznają nawet przed sobą, podświadomie czują że potrzebują nad sobą silnej, ojcowskiej ręki mężczyzny. Takiego co się zaopiekuje ale jednocześnie wyznaczy granice, zasady związku i będzie ich konsekwentnie się trzymał - nawet za cenę odejścia.

 

Kobieta jest jak lustro w którym możemy się przejrzeć. Ja doskonale zrozumiałem przez dłuższą bytność na forum, że 90% problemów jakie dostałem w zwrotnej odpowiedzi od kobiet w życiu - było tak naprawdę wynikiem mojej niewłaściwej postawy i błędów. MOICH ! Dlatego chcąc polepszyć jakość swojego życia W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI NALEŻY ZACZĄĆ PRACOWAĆ NAD SOBĄ!  A za wszelkie poważniejsze związki i interakcje z kobietami brać się wyłącznie po tym jak nabędziemy elementarną wiedzę 'jak to działa' i właściwy mindset w głowie.

 

Inaczej jesteśmy jak ten wiejski głupek, który podrzuca w nieskończoność kamień nad sobą i za każdym razem dziwi się, jak to jest że ten spada i nabija mi guza :)

 

S.

Edytowane przez Subiektywny
  • Like 41
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Subiektywny masz rację. Nieraz słyszałem kobiety, które narzekały że prawdziwych mężczyzn już nie ma a jak miały takiego opisać, to że to niby gentleman jest, szanował by ją, spełniał jej marzenia itd itp. Tyle tylko że jak na takiego 'misia' trafiają to tak naprawdę gardzą nim i nigdy w życiu nie przyznają, że szacunek czują przed mężczyzną, który nie pozwoli sobie wejść na głowę, będzie nimi kierował i to on będzie rządził w związku a nie ona. Oczywiście bywa wtedy nieraz tak, że przyjaciółeczki nastawiają kobietę przeciwko takiemu facetowi, samemu mając kisiel w majtach na jego widok. Do tego sama kobieta potrafi się żalić przy nich jaki to on jest niedobry i zły... ale przy nim to chodzi jak w zegareczku.

 

Tutaj znowu sprawdza się pewna zasada: kobieta jedno mówi a tak naprawdę czego innego chce. Do tego nieraz miałem wrażenie, że kobieta nigdy nie potrafi być szczęśliwa i zawsze znajdzie powód aby coś było źle i mogła narzekać.

Edytowane przez HORACIOU5
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za obszerną, bogatą w szczegóły historyję (na tel. się czyta elegancko nawet tak długie wywody).

 

Pytasz czy ktoś tak miał po pierwszym poważnym związku. Otóż jestem tu na forum z tego samego powodu. Idealista, romantyk, biały rycerz. Obfitość wyboru. Dopóki nie przyjebałem w "ścianę". Tak samo jak Ty teraz. Mimo wszystko ciesz się, że stało się to w młodym wieku i bez większych strat materialnych.

 

Ze swojego doświadczenia podpowiem, iż załagodzić ból pomoże na pewno aktywność fizyczna, oderwanie myśli od obiektu westchnień, poświęcenie się pasji i oczywiście poszerzanie wiedzy w temacie. Mi pomogła w znacznym stopniu praca z ludźmi (w handlu). Dziś już jestem inny choć ciągle nad sobą pracuję i tego Ci życzę. 

 

Pozdrawiam. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

42 minuty temu, Subiektywny napisał:

Może złapać za paznokieć? Zaraz sprawdzi czy da radę za palec. Dostanie palec - za dwa dni sprawdzi czy nie może chwycić całej dłoni. Upewni się, że dłoń może - zaraz zacznie kombinować jak dorwać przedramię - i tak w nieskończoność.

 

Tu się nie zgodzę, bo człowiek składa się ze skończonej liczby elementów, których nie można podzielić na nieskończenie małe, a nawet gdyby się dało, to i tak pożarcie go zajęłoby skończoną ilość czasu :P.

Co do reszty wpisu - teach me, Master :).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, CopRobo napisał:

Generalnie od 3 miesięcy nie mogę dojść do siebie i kołowrót przykrych myśli, wspomnień oraz wyobrażeń nie dają mi spokoju, bo gdy już myślałem, że jestem lifehakerem to znalazłem się w szambie głową do dołu. Rzeczywistość znowu wysrała się na wyobrażenia i oczekiwania.

 

Ech.... nie jesteś sam, mam podobnie. Doszedłem do tych samych wniosków. W takim razie -  WITAMY W MATRIKSIE.

 

Cytat

Pierwszy raz usłyszałem Marka na tubie pod koniec kwietnia, jakimś szczęśliwym trafem zobaczyłem link w komentarzach na blogu Kefira

 

Hmm to pewnie moje albo kogoś innego. Taką skarbnicę wiedzy trzeba propagować w każdym możliwym miejscu. @CopRobo zapytam ciebie z innej beczki. Komentujesz tam trochę czy tylko jesteś jako bierny czytelnik ? 

 

Aha zapomniałbym szacunek, że się tobie chciało aż tyle szczegółów wypisać. A historia szablonowa. Mnie też ex. straszyła policją. Typowe u kobiet. Teraz walczysz już ze swoimi wyobrażeniami o niej. Nie będę się powtarzał bo koledzy wyczerpali temat. Praca nad samooceną to podstawa. Sport, zadbanie o dietę, relaks oraz o najważniejszą kwestię - zasoby, zasoby i jeszcze raz zasoby.

Edytowane przez Geralt
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Subiektywny napisał:

tak nas nauczono przez ostatnie 10-20 lat, że takim należy być. "Partnerskim" mężczyzną, taką trochę przyjaciółką z penisem.

 

Prosta inżynieria społeczna, która nie zadziałałaby, gdybyśmy przestrzegali pierwszego przykazania mężczyzny:

nie będziesz słuchał tego co kobieta(y) mówi(ią) tylko patrz co (kogo) pier.olą

 

Założenie pomocnicze na dzisiejsze czasy: Do kobiety na fali wzrostowej SMV (i ogólnie do tych z wysokim), należy podejść zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania i zwyczajnie założyć, że za pomocą pochwy będzie rozgrywać wielu facetów w swoim otoczeniu. Z tym, że niektórym wystarczy że obieca a innym, niestety, ale będzie musiała dać. Kwestia wyboru w której grupie czujesz się bardziej swojsko ;)

 

Z dedykacją:

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@CopRobo, tym wpisem pobiłeś chyba wszystkich na tym forum. Czytanie zajęło mi równą godzinę. Cóż mogę tutaj dodać? Po prostu wszystko, o czym trąbi się na forum się sprawdza. Ja tutaj trafiłem pół roku po wyleczeniu się z pewnej kobiety. Jesteś już na tym etapie (mam nadzieję!), że wiesz, jak to wszystko działa i ta wiedza będzie Cię chronić! Przykro się robi na samą myśl, ilu jeszcze wrażliwców będzie musiało przechodzić taką katorgę. Płacimy cenę za brak odpowiednich wzorców i za lewackie wychowanie.

 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, CopRobo napisał:

Moja czujność była jednak uśpiona, nie miałem też wiedzy i obrosłem w piórka słuchając jak to ona mnie kocha, jak to jestem najważniejszą osobą w jej życiu, jak to oddała by za mnie swoją rodzinę, jak to kocha mnie bardziej niż ja ją. W granicach tego 15 miesiąca powiedziała coś, że zawsze będzie mnie kochać, niezależnie od tego co zrobię i jaki będę, ale ja się wtedy poczułem jeszcze pewniej, jak to powtórzyłem nieco bardziej doświadczonemu kumplowi to nie zapomnę jego reakcji: "ej XY, jego dziewczyna powiedziała mu, że zawsze będzie go kochać niezależnie od tego jaki będzie a ten głupek jej w to uwierzył haha"

 

11 godzin temu, CopRobo napisał:

Bardzo późno zacząłem wchodzić w jakieś konkretne relacje z kobietami, ciężki dom rodzinny potrafi swoje zrobić w głowie dziecka i młodego chłopaka, natomiast były to zawsze relacje bardzo nie satysfakcjonujące dla mnie, bo po prostu wymagałem od dziewczyn intelektu oraz jakichś pasji, ambicji, zainteresowania wiedzą spoza głównego nurtu oraz jakiegoś emocjonalnego ciepła, które mnie załata. Krótko mówiąc połączenie bardzo ciężkich filtrów oraz kompleksów i szukania perfekcyjnej drugiej połówki musiało się skończyć posuchą, za to miałem (teraz znowu mam) więcej czasu by realizować swoje pasje i rozwijać swój mental oraz ducha. Wiele lat się naciśnieniowałem (nagenerowałem nadmiernego potencjału według Transerfingu) chcąc znaleźć drugą połówkę duszy, bo byle jakie (ładne)panny mnie nie interesowały. Na ciąganie do warsztatu za niskie SMV czy samoocena, na uganianie się za dużo honoru, zawsze żenowała mnie ta gra podrywu i te wszystkie zależności, myślałem, że to ominę jak tylko znajdę "prawdziwą miłość".

 

No wypisz wymaluj jak u mnie. No bracie nawet nie wiesz jak podobny do mnie jesteś. Czytając twój ciekawy elaborat to tak jakbym czytał o sobie i mojej ex. Tylko że moja była miała nie 16 a 26 lat,

także pochodziła z dość zamożnego domu. Co do tej zaborczości i apodyktyzmu to tak jak u mnie. Też te same zainteresowania ezoteryczne. Była we mnie wpatrzona jak w obrazek. No i typowy standard - "kochanie teraz już na zawsze będziemy razem, zawsze będę cię kochać mimo wszystko. Będę przy tobie na dobre i na złe. Jesteś dla mnie wszystkim, tylko ciebie mam, tylko dla ciebie żyję". Bla bla bla i tym podobne. Już tak wrażliwe księżniczki z dobrych domów mają. Aha moja także domagała się ciągłej adoracji i słodzenia. Także była niestabilnie emocjonalna.  Prawdę mówiąc wszystko było to samo lub podobnie jak u ciebie, tylko u mnie trwało to około 6 miesięcy. Nie wiem dlaczego tak długo ciągnąłeś tą relację. Hmm zupełnie jak ja. Nawet nie wiesz jak sobie ale także mnie przysłużyłeś się tym obszernym wpisem. Niestety połączenie romantyzmu z ezoterycznymi zainteresowaniami to bardzo niebezpieczna konfiguracja w relacjach z kobietami. Coś o tym wiem. 

Niech moc będzie z tobą @CopRobo.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja odnosnie tego co napisal Subiektywny tzn: ze wiekszosc kobiet idzie utemperowac, wychowac.(nie moge cytowac bo telefon sie zawiesza)

Calkowita racja, tylko pytanie brzmi: KUR*A PO CH*j?

 

Cokolwiek i jakkolwiek bysmy jej nie wychowali to gdzies tam w srodku lezy jej natura i jezeli oczekujemy na milosc, szacunek czy cokolwiek to i tak w ciezkich dla nas chwilach dostaniemy dodatkowy cios. Uwazam ze nie nalezy pokladac nadziei w ludziach, a jezeli juz to na pewno nie w kobietach.

 

Subiektywny nie mysl ze Cie atakuje czy cokolwiek. Nawet nie podwazam tego co mowisz tylko sadze ze jezeli szukamy czegos wartosciowego u kobiet to chyba nie tedy droga i nie ma sensu ich wychowywac. Chyba ze ktos koniecznie chce zakladac rodzine, ale w przeciwnym razie....

Pamietac ze to moje prywatne zdanie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, qbacki napisał:

Cokolwiek i jakkolwiek bysmy jej nie wychowali to gdzies tam w srodku lezy jej natura i jezeli oczekujemy na milosc, szacunek czy cokolwiek to i tak w ciezkich dla nas chwilach dostaniemy dodatkowy cios. Uwazam ze nie nalezy pokladac nadziei w ludziach, a jezeli juz to na pewno nie w kobietach.

 

Zgadzam się z tobą @qbacki w całej rozciągłości. Po co sobie dupę zawracać i tracić czas oraz energię. Miałem to samo, zresztą pewnie każdy z nas tutaj tak miał. Bo wiadomo tylko cukiereczkami i myszkami trzeba się zajmować i pompować ego. Słodzić i adorować księżniczki. A gdy się pannie polepszy to się popieprzy.... z innym kolesiem w na imprezie w kiblu czy u niego.  UMIESZ LICZYĆ - LICZ NA SIEBIE.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Oświecony napisał:

@CopRobo, tym wpisem pobiłeś chyba wszystkich na tym forum.

 

Przesadzasz B)

 

Ale historyjka gówniana i diablo typowa.

 

 

@CopRobo, tak na przyszłość. Kiedy znów spotkasz taką panienkę obciągaj ją z waluty ile wlezie. Dowartościują się tym.

No i się nie zakochuj bo wtedy stajesz się całkiem bezbronny <_<

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Subiektywny napisał:

Napiszę brutalnie, szczerze i od serca - tak po męsku.

Było o tym pisane już na forum, jak tu przyszedłem ponad rok temu - to nie trafiało do mnie.

A teraz to doskonale rozumiem i wiem. Mianowicie...

 

Jak mężczyzna jest miękki, ugodowy i delikatny - wrażliwiec (po prawilniacku 'pizda' choć ja nie znoszę tego pejoratywnego określenia) to kobieta wejdzie mu na głowę w trymiga i zacznie stukać obcasami po głowie. One naturalnie mają tendencję do ciągłego, permanentnego testowania na ile mogą sobie pozwolić i kiedy dojdą do granicy. Może złapać za paznokieć? Zaraz sprawdzi czy da radę za palec. Dostanie palec - za dwa dni sprawdzi czy nie może chwycić całej dłoni. Upewni się, że dłoń może - zaraz zacznie kombinować jak dorwać przedramię - i tak w nieskończoność. Taka natura, taki algorytm działania i system operacyjny. Nie ma co go nienawidzić ale NALEŻY WIEDZIEĆ jak go trzymać w ryzach by nam dziewczę się nie rozpasało i w straty nie poszło. Poza totalnie odwalonymi pannami typu borderline czy z zaburzeniami psychicznymi - resztę da się temperować. Wymaga to WIEDZY, silnej woli, męskiego charakteru i pisząc po prawilniacku - 'jaj'. I o to rozbija się rdzeń kobiecego zawodzenia 'prawdziwych mężczyzn już nie ma'. Bo my jesteśmy za mili, za bardzo partnerscy, za bardzo ugodowi i gotowi na ustępstwa - tak nas nauczono przez ostatnie 10-20 lat, że takim należy być. "Partnerskim" mężczyzną, taką trochę przyjaciółką z penisem. A to błąd. Bo kobiety, jak to kobiety bo taka ich natura, głośno mówią o zapotrzebowaniu na takich 'mężczyzn' ale, do czego same się nie przyznają nawet przed sobą, podświadomie czują że potrzebują nad sobą silnej, ojcowskiej ręki mężczyzny. Takiego co się zaopiekuje ale jednocześnie wyznaczy granice, zasady związku i będzie ich konsekwentnie się trzymał - nawet za cenę odejścia.

 

Kobieta jest jak lustro w którym możemy się przejrzeć. Ja doskonale zrozumiałem przez dłuższą bytność na forum, że 90% problemów jakie dostałem w zwrotnej odpowiedzi od kobiet w życiu - było tak naprawdę wynikiem mojej niewłaściwej postawy i błędów. MOICH ! Dlatego chcąc polepszyć jakość swojego życia W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI NALEŻY ZACZĄĆ PRACOWAĆ NAD SOBĄ!  A za wszelkie poważniejsze związki i interakcje z kobietami brać się wyłącznie po tym jak nabędziemy elementarną wiedzę 'jak to działa' i właściwy mindset w głowie.

 

Inaczej jesteśmy jak ten wiejski głupek, który podrzuca w nieskończoność kamień nad sobą i za każdym razem dziwi się, jak to jest że ten spada i nabija mi guza :)

 

S.

 

Takie posty jak ten, powinny być gdzieś PODWIESZONE ,albo np. wysyłane z automatu na maila każdemu nowo zarejestrowanemu użytkownikowi...

 

 

 

@qbacki

Ja odnosnie tego co napisal Subiektywny tzn: ze wiekszosc kobiet idzie utemperowac, wychowac.(nie moge cytowac bo telefon sie zawiesza)

Calkowita racja, tylko pytanie brzmi: KUR*A PO CH*j?

 

Cokolwiek i jakkolwiek bysmy jej nie wychowali to gdzies tam w srodku lezy jej natura i jezeli oczekujemy na milosc, szacunek czy cokolwiek to i tak w ciezkich dla nas chwilach dostaniemy dodatkowy cios. Uwazam ze nie nalezy pokladac nadziei w ludziach, a jezeli juz to na pewno nie w kobietach.

 

Subiektywny nie mysl ze Cie atakuje czy cokolwiek. Nawet nie podwazam tego co mowisz tylko sadze ze jezeli szukamy czegos wartosciowego u kobiet to chyba nie tedy droga i nie ma sensu ich wychowywac. Chyba ze ktos koniecznie chce zakladac rodzine, ale w przeciwnym razie....

Pamietac ze to moje prywatne zdanie.

 

@qbacki - jeśli nie będziesz wychowywać i temperować kobiety, to KAŻDA w końcu zacznie się zachowywać NIEODPOWIEDNIO , zgodnie z babskimi szablonami!

Nawet, jeśli wcześniej była "normalna" w miarę...

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez RedBull1973
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, RedBull1973 napisał:
@qbackijeśli nie będziesz wychowywać i temperować kobiety, to KAŻDA w końcu zacznie się zachowywać NIEODPOWIEDNIO , zgodnie z babskimi szablonami!

Nawet, jeśli wcześniej była "normalna" w miarę...

Dotyczy to również wszelkiej maści koleżanek, przyjaciółek, współpracownic, przełożonych i partnerek biznesowych.

Jest wiele aspektów życia, w których musisz współpracować z kobietami albo na nich polegać. I tutaj niebagatelne znaczenie ma to jak potrafisz z tymi istotami postępować.

Charyzma/mocny charakter/pewność siebie (wybierz co Ci pasuje) zawsze tylko pomaga. To właśnie ignorancja i zadufanie prowadzą do porażek.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, qbacki napisał:

Ja odnosnie tego co napisal Subiektywny tzn: ze wiekszosc kobiet idzie utemperowac, wychowac.(nie moge cytowac bo telefon sie zawiesza)

Calkowita racja, tylko pytanie brzmi: KUR*A PO CH*j?

 

Cokolwiek i jakkolwiek bysmy jej nie wychowali to gdzies tam w srodku lezy jej natura i jezeli oczekujemy na milosc, szacunek czy cokolwiek to i tak w ciezkich dla nas chwilach dostaniemy dodatkowy cios. Uwazam ze nie nalezy pokladac nadziei w ludziach, a jezeli juz to na pewno nie w kobietach.

 

Subiektywny nie mysl ze Cie atakuje czy cokolwiek. Nawet nie podwazam tego co mowisz tylko sadze ze jezeli szukamy czegos wartosciowego u kobiet to chyba nie tedy droga i nie ma sensu ich wychowywac. Chyba ze ktos koniecznie chce zakladac rodzine, ale w przeciwnym razie....

Pamietac ze to moje prywatne zdanie.

 

@qbacki,

Spokojna głowa, nawet przez moment nie pomyślałem, że Twój post jest formą ataku :) Wyraża on Twoje zdanie i tyle, ja to doskonale rozumiem. Tak jak równie dobrze akceptuje fakt, że można mieć podejście "KUR*A PO CH*j?". W moim przypadku sprawa jest dość prosta - jestem żonatodzieciaty. A to samo z siebie implikuję konieczność temperowania, od czasu do czasu, pewnych naturalnych skłonności małżonki czy też mierzenia się, również okresowo, ze specyficznymi zagraniami i zachowaniami z jej strony. I nie ma do niej o to pretensji bo TAK SAMO miałbym z Kasią, Basią, Krysią, Małgosią, Natalią, Sandrą, Agnieszką, Anią, Celiną, Dorotą, Ewą, Elką, Gabrysią, Hanią, Ireną, Klarą, Łucją, Magdą, Olą, Patrycją, Pauliną - i można tu wstawić sobie dowolne imię. Owszem, jedne na starcie są bardzie sukowate (i należy ich się od razu wystrzegać, chyba że podchodzimy na lajcie jako FF czy ONS) a inne bardziej 'user friendly'. Ale wszystkie, jak już im opadnie naturalny hormonalny haj - zaczną generować zachowania, które wynikają z samej kobiecej natury. Wzrost, kolor oczu, kolor włosów, szerokość bioder czy rozmiar biustu - to są w zasadzie jedyne rozróżniające je atrybuty.

Od środka - wszystkie jadą na kobiecym Windowsie 95 - i tylko od nas zależy czy wymusimy na nim zainstalowania nakładek i programów ułatwiających pracę czy też będziemy godzić się na coraz częstsze zawiechy i lagi ;)

 

S.

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim mam pytanie, na które nikt nie odpowiedział. Wysłać screeny i ten list do ojca? No niech ktoś kurwa poniesie odpowiedzialność za wychowanie qrewny.

 

Dnia 27.09.2016 o 10:18, Zerwito napisał:

Uff... Przebrnąłem ;) no historia szablonowa. Niewinna  księżniczka i jej biały rycerz. Tak po prostu musiało być, bo zjebaleś na każdej linii, ale dużo się nauczyłeś więc spokojnie. Po pierwsze zaczęło się psuć, a Ty ciągnąłeś to w nieskończoność - BŁĄD. Mówisz, że za nią nie biegałeś i dałeś jej wolność.  Nie dałeś, bo Ci zależało to strasznie widać z tekstu. 

 

Owszem, biegałem i mi zależało a jedynie później starałem się siłowo jakoś to wyrównać i ją utemperować jak już sam byłem kupką trocin. Wmawiała mi przez rok, że się za mało staram, a gdy zrozumiałem, że pomimo tych pięknych deklaracji miłosnych zaraz mnie kopnie to poczułem perspektywę straty i zacząłem się starać x2 tracąc autentyczność i godność. Teraz już wiem, że gdy w marcu oznajmiła jeszcze niepewnie, że chce się rozstać to powinienem jej po prostu podziękować za współpracę i jeszcze ona by zaczęła za mną latać, choć to wcale nie jest takie oczywiste jeżeli już w grudniu flirtowała. Wówczas oszczędziłbym sobie takiego upokorzenia i traumy, ale również nie miałbym tak dobitnej lekcji i nie dowiedziałbym się kim ona naprawdę była i jest. A ja od początku byłem nastawiony na to, że ten związek będzie wyzwaniem i będzie z nim się wiązać dużo pracy, albo dusza tę ścieżkę już miała podświetloną, albo wkręciłem sobie to i podświadomie realizowałem. No ale przy takiej opozycji charakterów, klas społecznych, nawyków, oczekiwań i jeszcze dodatkowo płci to nie mogło się udać (bomba z opóźnionym zapłonem, grecka tragedia), i to mnie w jakiś sposób determinowało by pracować nad tym, chciałem podświadomie wyzwania. Nie spodziewałem się tylko, że głównym wyzwaniem będzie wrócenie do normalnego życia po tym jak mnie moja myszka zaora. Widziałem naprawdę ogrom podobieństw do relacji moich rodziców, do tego bardzo podobny układ astro/numero i mnie zwyczajnie jarała perspektywa przepracowania tego i pokazania, że można, nie spodziewałem się takiego finału. Słuchałem co mówi nie dość, że kobieta to jeszcze małolata, no i... jestem tutaj z wami. :)

 

Naprawdę przykrym jest dla mnie fakt, że spotkanie kobiety, która może być jednocześnie przyjaciółką i partnerką co się zowie, jest prawie niemożliwe. Przekonany byłem, że ona jest właśnie taka, była tak jakby, ale zapłaciłem za to jej pożądaniem i fochami. Poza tym obserwowałem rozrywkowe loszki z bogatych domów od czasów liceum i po prostu nie chciałem mieć nic wspólnego z takim elementem, ta ich próżność i ego pompowane przez stada orbiterów mnie rozpierdalały. No i co, zostałem zjedzony przez to czego ewidentnie nie cierpiałem, przez to czego się obawiałem, siema transerfing. Aż przypomniał mi się pewien suchar z czasów podstawówki:

Zajączek robi imprezę i idzie do miśka po płytę:
-Słuchaj misiek, robię imprę i muszę wybrać jakąś muzę, przynieś mi kilka składanek
-Ta jest!
Zajączek słucha płyt:
nr. 1 - Jogobella, jogobella...
-Nie nie, dawaj następną

 

nr. 2 - la la la jogobella, jogo jogo bella

-No nie, daj coś innego

 

nr. 3 - I raz dwa i raz dwa trzy czte...
-O to jest dobre, biorę! Impra o 22:00, nie spóźnij się!

 

Na imprezie: I raz dwa i raz dwa trzy cztery... badum tss...
Jogobella, jogobella

 

Wiśenką na torcie jest to, że miałeś dowody na to, że się puszcza, a mimo to chciałeś z nią kontaktu :o tego nie potrafię zrozumieć. Masz dowody to odcinasz wrzód i NIGDY PRZENIGDY SIĘ Z NIM NIE KONTAKTUJESZ.

Tak podpowiada rozum i doświadczenie, ale jak emocje i psychika rozjebane i totalny mindfuck to się rycerz brzytwy chwyta. Chciałem jej to wygarnąć prosto w oczy, zmiażdżyć ją prawdą o tym kim jest, nadal odczuwam taką potrzebę, choć z racjonalnego punktu widzenia to nie ma żadnego znaczenia, bo ona już dawno ma mnie głęboko w dupie. Odczuwam abstrakcyjną potrzebę całkowitego jej zdominowania, nawet nie zemsty, po prostu czuję, że mógłbym ją teraz ze spokojem ostro sponiewierać, potraktować ją tak jak zasługuje i udowodnić sobie, że obudził się we mnie samiec. Miałem tyle czasu by ją utemperować, ale cały czas dostawała taryfę ulgową i wykorzystując to forsowała kolejne granice. Jestem ostro wkurwiony na siebie, że naiwnie pozwoliłem jej się tak rozpasać. No i tak... Dopiero kolejna myszka będzie skarżyć się piapsiuli, że nie może się ze mną dogadać i nie biorę jeńców. Choć tak naprawdę już kilka poszukiwaczek orbiterów odstrzeliłem bez skrupułów, zrozumiałem, że do niczego mi nie są potrzebne, od inteligentnych rozmów to ja mam kumpli i teraz Was. W żadnych kolejkach stać nie zamierzałem i nie zmierzam, dodatkowo włączam tryb samoobsługi i nie mam tu na myśli reni.

 

Ona ciągnęła jakiemuś typkowi, a Ty lataleś później, żeby z nią się rozstać honorowo i to kilka razy - zostawię to bez komentarza.

Raz tam pojechałem po tym jak się dowiedziałem, chciałem ją pocisnąć, nie miałem już nic do stracenia. W trakcie pierwszego i drugiego ruchańska nieświadomy czytałem akurat Kobietopedię z przerażeniem. Przypadek? Nie sondze. Poza tym po prostu nie mogłem uwierzyć, że osoba, która setki razy deklarowała mi miłość ponad wszystko, mając w pamięci początki, odjebała coś takiego. I tu mi się ciśnie pytanie, one takie deklaracje składają nieprzytomnie tylko z powodu haju, same chcą się oszukać czy po prostu z wyrachowania piorą tym mózg samca by przy nich warował? Kocham cię moja beto ale czuję, że prędzej czy później będę chciała dać dupki alfie?

 

Dostałeś kopa w dupe i teraz pytanie, czy coś z tego wyciagniesz? 

Tak jak napisałem, nigdy już nie pozwolę żadnej samicy wejść sobie na głowę, a teraz czas na mój dalszy samorozwój i podbicie SMV.

 

Musisz zrozumieć psychikę kobiet (odsyłam do książek mistrza i kilkukrtonego przeczytania wątków z forum). Czuć w Tobie białorycerstwo, chociaż zbroja zaczyna rdzewieć.

Czytałem dwa razy, również poprzednie, forum wiadomo. Najtrudniej jest mi zrezygnować ze swoich ideałów i potrzeb emocjonalnych, ale przerobić już się nie dam.

 

Taka rada na przyszłość: kończy się haj hormonalny u dziewczyny, robi Ci fochy raz - ustawiasz ją do pionu. Robi Ci fochy po raz drugi - mocniej ustawiasz ją do pionu. Próbuję robić fochy po raz trzeci - Ciebie już nie ma - ruchasz cycatą blondynkę, medytujesz, zdobywasz Mount Everest, zaciągasz się do koreańskiej armii.  Robisz wszystko na co masz ochotę, ale proszę Cię kolego nie rób z siebie jelenia po raz drugi ok? :-) 

To się uśmiałem, powieszę sobie to nad łóżkiem!

 

Było ostro. No, ale żeby nie było tak całkiem źle. Zaczynasz wychodzić z matrixa, pojmujesz powoli zasady gry. Jeżeli teraz to przepracujesz to za parę lat będziesz niezły wymiatacz. Aaa i nie wierz w to, że już się nie zakochasz. Miałeś teraz duży haj i myślisz, że już nie będzie tak jak dawniej :-( to odeszło i nie wróci :-o Powiem, tak: 8/10 dziewczyn może Ci dać mocniejszy haj niż ex. Taki, że Cię zwali z nóg. Jak to wykorzystasz? Czy znowu będziesz jeleniem z dorodnym porożem? A może staniesz się ogarniajcym to wszystko samcem, który będzie się odpedzal od natarczywych kobiet? ;) 

Miałem wrażenie, że mój haj minął po lekko ponad pół roku, potem zostało przywiązanie i chęć partnerstwa. Tak naprawdę głównie zniszczyła mnie forma finału i odkrycie prawdy a nie samo rozstanie, choć tak jak pisałem, miałem ogromne ambicje by rozstać się w przyjaznej atmosferze i na to byłem przygotowany, ale niestety za bardzo to przeciągnąłem. A co do kolejnych hajów, to widziałem ostatnio taką czarnulkę w tramwaju, która była chodzącym lekarstwem na byłe, ale to jeszcze nie moje SMV. Spokojnie, ja mam czas, a będzie trzeba nauczyć się jeszcze w praktyce być konkretnym samcem nawet gdy myszka będzie czarować jaskinią rozpusty :)

 

Co do bólu po rozstaniu to tego nie przeskoczysz, każdy z braci to miał. Na pocieszenie: wyjdziesz z tego, ale jeżeli chcesz to zrobić szybciej to żadnego kontaktu z ex, choćby Cię torturowali,  obiecywali zaginiony skarb Atlantydy, wieczną erekcje.. Itp. Nie i jeszcze raz nie! Ona umarła dla Ciebie.

Zapewne masz rację, ale myślę, że za jakiś czas spokojnie mógłbym wejść w otwartą i zdystansowaną konfrontację, ale już nie jako biały rycerz, tylko jeden z braci samców. Szczerze mówiąc ciekaw jestem jakich form manipulacji chciałaby użyć gdyby się odezwała. No właśnie, i znowu odczuwam chęć jakiegoś wyzwania i udowodnienia sobie, że mogę, że jest postęp.

 

Ja osobiście polecam ucieczkę w sport mi strasznie pomogła. Byłem tak zmęczony po silce, że nawet nie myślałem o ex. Plus samorozwój, książki, medytacja. Baby sobie narazie odpuść. Bracia Ci zaraz napiszą, żebyś poszedł na dziwki, żeby zniszczyć syndrom jednej jedynej, ale Ty jesteś za wrażliwy. Najpierw samoocena. 

Na razie joga i ćwiczenia dotleniające organizm oraz ogólna poprawa zdrowia a później siłownia, niestety w mojej sytuacji zdrowotnej nie mogę od razu iść się zmasować i spompować, choć to dało by najszybszy rezultat jeżeli chodzi o podniesienie samooceny. Książki wiadomo, były, są i będą a baby raczej odpuszczam, dam jeszcze raz szansę koleżance, ale jak nie będę czuł efektu terapeutycznego to koniec.

 

Głowa do góry :-) pomożemy Ci, poczytaj historie chłopaków oni mieli znacznie gorzej - rozwody, dzieci, utrata majątku. 

Zdobyłeś wiedzę małym kosztem. 

Trzymaj się.

Dzięki za Twój pouczający post!

 

Dnia 27.09.2016 o 10:38, Subiektywny napisał:

Twoja obszerna historia, choć bogata w szczegóły, wierz mi że nie jest wyjątkowa. Można znaleźć w niej wszystko o czym piszemy. Autowiktymizację kobiety (jestem, oh ah!, ofiarą!), przesadne dbanie o pijar w otoczeniu gdzie kreuje się na skrzywdzoną niewinność (posty na fb i urabianie koleżanek), tonę manipulacji i wymuszeń, klasyczne udawanie kogoś kim się nie jest. A na końcu - hodowanie sobie stada orbiterów, ten podwiezie, z tym porozmawia, ci napaleńcy będą utwierdzać ją w zajebistości, a ten ostatni badboy - to może nawet i nada się do łózka.

Klasyka klasyki poganiana klasyką.

Wyciągnij wnioski i bądź mądrzejszy na przyszłość.

S.

I to jest dla mnie najbardziej bolesne, ta która miała być tą inną, w której pokładałem takie nadzieje i zaufałem okazała się jeszcze gorsza od tego co obserwowałem. Odkryłem to jednak dopiero po fakcie i nie było momentu konfrontacji, tak więc czuję, jakby prawie 2 lata z mojego życia były okrutną blagą, wszystkie szczęśliwe momenty podszyte były kłamstwami, aktorzeniem i manipulacją. Więc tak, szczęście to nie żaden stan obiektywny, tylko bodźce i złudzenia, które prowokują nasze układy hormonalne. Ta perspektywa oczywiście otwiera zupełnie nowe drzwi przed człowiekiem, można świadomie uruchamiać swój haj. Krótko mówiąc moje EGO dostało taki wpierdol, że nie jestem już tym samym człowiekiem, i dobrze jakby to był proces rycerz ---> świadomy samiec.

 

Dnia 27.09.2016 o 10:45, st3wie napisał:

Wyciągając wnioski zastanowiłbym się co Cię w ogóle ciagnęło, a potem zatrzymywało przy takiej dziewczynie? Z tego co opisałeś różne czerwone lampki zapalone zostały już na bardzo wczesnym etapie. Te wszystkie chore jazdy, fochy, manipulacje, kłamstwa - z marszu powinny dyskwalifikować taką osobę do dalszej znajomości. Dlaczego zamiast to zostawić i iść dalej naprzód, Ty postanowiłes "pracować nad związkiem" i dobrowolnie wybrałeś ścieżkę przez cierpienie?

Jak wyżej, nie miałem doświadczenia a ją traktowałem jak dar od losu i podświadomie dążyłem do przerabiania jakichś wzorców, to miało być dydaktyczne. Poza tym idealizowałem, dawałem taryfę ulgową i zkapciałem a jak się obudziłem to już było za późno i teraz pracuję nie nad związkiem a nad sobą.

 

Być może masz do rozpracowania wzorce ze swojego trudnego domu rodzinnego? Myślę, że możesz mieć zakorzeniony gdzieś głeboko wzorzec cierpienia i konieczności naprawiania, poświęcania się dla drugiej osoby - i to zadecydowało o tym, że tkwiłeś w związku z toksyczną osobą zamiast to zakończyć na bardzo wczesnym etapie - kiedy już dziewczyna zaczęła wykazywać cechy osoby niezrównoważonej psychicznie.

Bez wątpienia są to jakieś wzorce albo karma i mam nadzieję, że szybko zamknę ten etap. Poza tym myślę, że nie cierpiałem jakoś szczególnie, czasem tylko skakało mi ciśnienie przez jej czepialstwo i rozwydrzenie, ale najwidoczniej cały czas przyjemne emocje przeważały. W ogóle cała ta sytuacja, ona, jej wiek, portret astro/numero, jej dom, rodzina to była odpowiedź na to co od kilku lat kłębiło się w mojej głowie, wszystko nagle się zmaterializowało w jednej konfiguracji. Nikt mi nie powie, że myśli nie generują rzeczywistości, dosłownie. Czuję gdzieś głęboko, że zakończył się etap hartowania i teraz będę miał z górki a tarot to potwierdza.

 

 

Dnia 27.09.2016 o 11:56, BigDaddy napisał:

Przebrnąłem przez 1/3. Warto czytać dalej czy historia jak każda inna?:D

Jak każda inna, choć mam szczerą nadzieję, że chociaż kilka szczegółów okazało się interesujących.

 

Dnia 27.09.2016 o 12:05, Subiektywny napisał:

Napiszę brutalnie, szczerze i od serca - tak po męsku.

Było o tym pisane już na forum, jak tu przyszedłem ponad rok temu - to nie trafiało do mnie.

A teraz to doskonale rozumiem i wiem. Mianowicie...

 

Jak mężczyzna jest miękki, ugodowy i delikatny - wrażliwiec (po prawilniacku 'pizda' choć ja nie znoszę tego pejoratywnego określenia) to kobieta wejdzie mu na głowę w trymiga i zacznie stukać obcasami po głowie. One naturalnie mają tendencję do ciągłego, permanentnego testowania na ile mogą sobie pozwolić i kiedy dojdą do granicy. Może złapać za paznokieć? Zaraz sprawdzi czy da radę za palec. Dostanie palec - za dwa dni sprawdzi czy nie może chwycić całej dłoni. Upewni się, że dłoń może - zaraz zacznie kombinować jak dorwać przedramię - i tak w nieskończoność. Taka natura, taki algorytm działania i system operacyjny. Nie ma co go nienawidzić ale NALEŻY WIEDZIEĆ jak go trzymać w ryzach by nam dziewczę się nie rozpasało i w straty nie poszło. Poza totalnie odwalonymi pannami typu borderline czy z zaburzeniami psychicznymi - resztę da się temperować. Wymaga to WIEDZY, silnej woli, męskiego charakteru i pisząc po prawilniacku - 'jaj'. I o to rozbija się rdzeń kobiecego zawodzenia 'prawdziwych mężczyzn już nie ma'. Bo my jesteśmy za mili, za bardzo partnerscy, za bardzo ugodowi i gotowi na ustępstwa - tak nas nauczono przez ostatnie 10-20 lat, że takim należy być. "Partnerskim" mężczyzną, taką trochę przyjaciółką z penisem. A to błąd. Bo kobiety, jak to kobiety bo taka ich natura, głośno mówią o zapotrzebowaniu na takich 'mężczyzn' ale, do czego same się nie przyznają nawet przed sobą, podświadomie czują że potrzebują nad sobą silnej, ojcowskiej ręki mężczyzny. Takiego co się zaopiekuje ale jednocześnie wyznaczy granice, zasady związku i będzie ich konsekwentnie się trzymał - nawet za cenę odejścia.

Kobieta jest jak lustro w którym możemy się przejrzeć. Ja doskonale zrozumiałem przez dłuższą bytność na forum, że 90% problemów jakie dostałem w zwrotnej odpowiedzi od kobiet w życiu - było tak naprawdę wynikiem mojej niewłaściwej postawy i błędów. MOICH ! Dlatego chcąc polepszyć jakość swojego życia W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI NALEŻY ZACZĄĆ PRACOWAĆ NAD SOBĄ!  A za wszelkie poważniejsze związki i interakcje z kobietami brać się wyłącznie po tym jak nabędziemy elementarną wiedzę 'jak to działa' i właściwy mindset w głowie.

Inaczej jesteśmy jak ten wiejski głupek, który podrzuca w nieskończoność kamień nad sobą i za każdym razem dziwi się, jak to jest że ten spada i nabija mi guza :)

S.

 

Bez wątpienia byłem przyjaciółką z penisem i tamponem emocjonalnym, cena jak się okazało była duża. Kolejny post do powieszenia nad łóżkiem, dzięki.

Dnia 27.09.2016 o 12:29, HORACIOU5 napisał:

Tutaj znowu sprawdza się pewna zasada: kobieta jedno mówi a tak naprawdę czego innego chce. Do tego nieraz miałem wrażenie, że kobieta nigdy nie potrafi być szczęśliwa i zawsze znajdzie powód aby coś było źle i mogła narzekać.

Czy tutaj aby nie trzeba unikać habituacji, generować sztuczne problemy, dobrze zerżnąć oraz po prostu twardo bronić swoich granic? Czy taki zestaw wystarczy?

Dnia 27.09.2016 o 12:31, czachaDymi napisał:

Dzięki za obszerną, bogatą w szczegóły historyję (na tel. się czyta elegancko nawet tak długie wywody).

Pytasz czy ktoś tak miał po pierwszym poważnym związku. Otóż jestem tu na forum z tego samego powodu. Idealista, romantyk, biały rycerz. Obfitość wyboru. Dopóki nie przyjebałem w "ścianę". Tak samo jak Ty teraz. Mimo wszystko ciesz się, że stało się to w młodym wieku i bez większych strat materialnych.

Ze swojego doświadczenia podpowiem, iż załagodzić ból pomoże na pewno aktywność fizyczna, oderwanie myśli od obiektu westchnień, poświęcenie się pasji i oczywiście poszerzanie wiedzy w temacie. Mi pomogła w znacznym stopniu praca z ludźmi (w handlu). Dziś już jestem inny choć ciągle nad sobą pracuję i tego Ci życzę. 

Pozdrawiam. 

Daje sobie jeszcze 3 miesiące na wyjście z tego dołka psychicznego, niedługo zaczną się studia i szereg innych zajęć więc jestem dobrej myśli. Przede wszystkim przestałem traktować samiczki jak jakieś niedostępne obiekty, po prostu chodzące dupki z paroma fajnymi funkcjami i fałszywym, emocjonalnym bełkotem na ustach. Tylko tyle i aż tyle. Dzięki za feedback.

Dnia 27.09.2016 o 13:07, Geralt napisał:

 @CopRobo zapytam ciebie z innej beczki. Komentujesz tam trochę czy tylko jesteś jako bierny czytelnik ? 

 

Aha zapomniałbym szacunek, że się tobie chciało aż tyle szczegółów wypisać. A historia szablonowa. Mnie też ex. straszyła policją. Typowe u kobiet. Teraz walczysz już ze swoimi wyobrażeniami o niej. Nie będę się powtarzał bo koledzy wyczerpali temat. Praca nad samooceną to podstawa. Sport, zadbanie o dietę, relaks oraz o najważniejszą kwestię - zasoby, zasoby i jeszcze raz zasoby.

U Kefira tylko czytam. Pamiętam, że moja myszka sporo go czytała swego czasu i nie zapomnę jak jego artykuły o wyrachowaniu i biologii kobiet skomentowała, że bredzi i pewnie jakaś dziewczyna go skrzywdziła, ale ona taka nie jest hehehe. A co do posta to chciało mi się pisać zarówno w związku z wyrzuceniem tego z siebie jak i z wyrzuceniem jak największej ilości szczegółów by było jak najbardziej merytorycznie. I tak, zgadza się, walczę z wyobrażeniami o niej i to jest ciężkie bo chciałem wierzyć, że jest inna, dobra, uczciwa i honorowa. Ta naiwność i nieświadomość pozwoliła nabrać mojemu życiu kolorów a jednocześnie wrzuciła mnie w przepaść prawdy.

Dnia 27.09.2016 o 13:42, Oświecony napisał:

@CopRobo, tym wpisem pobiłeś chyba wszystkich na tym forum. Czytanie zajęło mi równą godzinę. Cóż mogę tutaj dodać? Po prostu wszystko, o czym trąbi się na forum się sprawdza. Ja tutaj trafiłem pół roku po wyleczeniu się z pewnej kobiety. Jesteś już na tym etapie (mam nadzieję!), że wiesz, jak to wszystko działa i ta wiedza będzie Cię chronić! Przykro się robi na samą myśl, ilu jeszcze wrażliwców będzie musiało przechodzić taką katorgę. Płacimy cenę za brak odpowiednich wzorców i za lewackie wychowanie.

No niestety, feminizacja przewróciła świat do góry nogami i wszyscy ponosimy tego konsekwencje. A co do wrażliwców to owszem, ale ja ostatnio zaobserwowałem kilka alf, którzy mieli nawet po roku wyjętym z życia po tym jak ich miłości się nimi nudziły. Naturalnego alfe, który nie ma wiedzy i nie pracuje nad sobą też można ukapcić, tak mi się wydaje.

Dnia 27.09.2016 o 14:00, Geralt napisał:

No wypisz wymaluj jak u mnie. No bracie nawet nie wiesz jak podobny do mnie jesteś. Czytając twój ciekawy elaborat to tak jakbym czytał o sobie i mojej ex. Tylko że moja była miała nie 16 a 26 lat,

także pochodziła z dość zamożnego domu. Co do tej zaborczości i apodyktyzmu to tak jak u mnie. Też te same zainteresowania ezoteryczne. Była we mnie wpatrzona jak w obrazek. No i typowy standard - "kochanie teraz już na zawsze będziemy razem, zawsze będę cię kochać mimo wszystko. Będę przy tobie na dobre i na złe. Jesteś dla mnie wszystkim, tylko ciebie mam, tylko dla ciebie żyję". Bla bla bla i tym podobne. Już tak wrażliwe księżniczki z dobrych domów mają. Aha moja także domagała się ciągłej adoracji i słodzenia. Także była niestabilnie emocjonalna.  Prawdę mówiąc wszystko było to samo lub podobnie jak u ciebie, tylko u mnie trwało to około 6 miesięcy. Nie wiem dlaczego tak długo ciągnąłeś tą relację. Hmm zupełnie jak ja. Nawet nie wiesz jak sobie ale także mnie przysłużyłeś się tym obszernym wpisem. Niestety połączenie romantyzmu z ezoterycznymi zainteresowaniami to bardzo niebezpieczna konfiguracja w relacjach z kobietami. Coś o tym wiem. 

Niech moc będzie z tobą @CopRobo.

Gdybym miał ją u siebie w mieście, albo mieszkalibyśmy razem to zapewne też trwałoby to pół roku, ale aura niedostępności nieco to przedłużyła. Poza tym zastanawiam się czy istnieje coś takiego jak emocjonalne zaniedbanie kobiety? Czy samiczka może zdradzić alfę jeżeli będzie miał w nią totalnie wyjebane czy jeszcze bardziej będzie przeć? Do jakiego stopnia należy w związku przejawiać nimi zainteresowanie i pokazywać adorację by się w dupie nie przewracało?

 

I ponownie, po co one rzucają takim emocjonalnym, miłosnym bełkotem, nawet gdy czują instynktownie, że mają do czynienia z betą i pragną szmacącego ją alfy? No po prostu rozpierdala mnie fakt, że przez tyle czasu nie byłem w jej oczach samcem, któremu chce się oddawać a mimo wszystko udawała głupią i ze mnie robiła frajera jednocześnie będąc zaangażowaną w związek. Gdyby nie ten wiek i taryfa ulgowa to bym ją olał dawno temu, po prostu przerażająco absurdalna sytuacja. A jej rozmowy po parzeniu się w krzakach były po prostu 10cio kilowym młotem, który jebnął mnie w łeb, bo to ona była tutaj inicjatorką.

To jest głównie kwestia SMV czy bycia za dobrym?

Edytowane przez CopRobo
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, CopRobo napisał:

U Kefira tylko czytam. Pamiętam, że moja myszka sporo go czytała swego czasu i nie zapomnę jak jego artykuły o wyrachowaniu i biologii kobiet skomentowała, że bredzi i pewnie jakaś dziewczyna go skrzywdziła, ale ona taka nie jest hehehe. A co do posta to chciało mi się pisać zarówno w związku z wyrzuceniem tego z siebie jak i z wyrzuceniem jak największej ilości szczegółów by było jak najbardziej merytorycznie. I tak, zgadza się, walczę z wyobrażeniami o niej i to jest ciężkie bo chciałem wierzyć, że jest inna, dobra, uczciwa i honorowa. Ta naiwność i nieświadomość pozwoliła nabrać mojemu życiu kolorów a jednocześnie wrzuciła mnie w przepaść prawdy.

 

Zupełnie jak u mnie. No ja też czytałem. No tak ale Pan Kefir już takich artykułów nie wypisuje. Teraz gloryfikuje pierwiastek żeński. Tak to się teraz nazywa. Każda tak mówi- ja jestem inna no co ty kochanie jak możesz tak o mnie myśleć i takie tam bzdety. A zachowała się typowo. Znudziła się/przeskoczyła na inną gałąź nie wiem już mnie to interesuje. Nie upilnujesz takiej. U mnie to samo, paniusia z dobrego domu. Dwa domy na działce, łąka obok na własność, ojciec chciał kupić jej w mieście mieszkanie. Byłem dla niej totalnym gołodupcem. Więc czym ja się łudziłem. Odrzuć naiwność i białorycerstwo też taki byłem do nie dawna. A wiesz rzuciła mnie moja "myszka" bo dowiedziała się, że czytam Bossa Marka i na odchodne stwierdziła, że za dużo naczytałem się Kotońskiego. BTW - byłem stanowczy zachowując zimną krew i studząc emocje pod koniec związku czuła, że zmieniłem się oraz że stałem się nieustępliwy. Wyczuła to i widząc, że nic nie wskóra postanowiła wyrzucić mnie ze swojego życia jak zabawkę. Ja jestem wolnościowy bliźniak a  ona wodnik . Czyli ogólnie trygon powietrza więc powinniśmy do siebie pasować. Owszem tak było, tylko że na samych rozmowach na wiele tematów związek się nie kończy. Kobieta wodnik stara się być dominująca w związku z nieustępliwym i wolnym facetem bliźniakiem. Sam widzisz dobrze żarło ale zdechło. Szkoda, ale po co mam sobie zawracać głowę borderem czy wampirem jakimś. I tobie też radzę. Szkoda twojego czasu i energii. Przepaść przepaścią, jak nie masz dzieci to się ciesz. Mimo twojego bólu wiedz o tym, że to ty wygrałeś. Ty wyciągniesz wnioski z tej lekcji a ona pogrąży się w otchłani wybujałego ego i narcyzmu zupełnie jak moja ex.

 

Cytat

 Poza tym zastanawiam się czy istnieje coś takiego jak emocjonalne zaniedbanie kobiety? Czy samiczka może zdradzić alfę jeżeli będzie miał w nią totalnie wyjebane czy jeszcze bardziej będzie przeć? Do jakiego stopnia należy w związku przejawiać nimi zainteresowanie i pokazywać adorację by się w dupie nie przewracało?

 

@CopRobo owszem istnieje zaniedbanie ale w oczach kobiety to zawsze będzie zaniedbana przez swojego partnera. Nigdy nie dogodzisz. Nawet romantyczny Szatan nie potrafił okiełznać Lilith, więc takie małe żuczki jak my mamy niby ogarnąć podświadomość kobiety ?

Cytat

I ponownie, po co one rzucają takim emocjonalnym, miłosnym bełkotem, nawet gdy czują instynktownie, że mają do czynienia z betą i pragną szmacącego ją alfy?

 

Zawsze tak robią jeśli mają jakim w tym cel. Manipulacja, testy, prowokacja, doładowanie ego poprzez szukanie atencji albo wszystko naraz.

A co do ostatniego pytania to jedno i drugie.

Edytowane przez Geralt
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.