Skocz do zawartości

Zapiski ze studenckich skroszytów.


Rekomendowane odpowiedzi

Porządki robię. Nie takie jak w "Psach", ale też w archiwum. I nie palę Cameli jak Franz. Ot, inne ścierwo. Odnalazłem swoje stare teksty sprzed dwóch dekad.

 

* * * 

Obudziła mnie implozja w sercu i pieczenie w gardle. Za chwilę jakiś budzik. Z prędkością kilku klatek na sekundę ogarnąłem zbolałym wzrokiem pokój, pakując uprzednio całą energię w podnoszenie uranowych powiek. Wiem dlaczego tak  świecą oczy w lustrze. Lampa wali mi prosto w ryj. 

 

Telefon.

Dlaczego zawsze w jednym momencie dzieje się wszystko na raz? A gdzie miejsce na zapach perfum, zmieloną pościel, obracające się ramiona wentylatora na suficie, ślady krwi po ostrym hamowaniu uczuć sześciokrotnie przekraczających masę krytyczną. 

–    Halo – powiedział mój głos bez mojego udziału
–    Halo – powtarza echo
–    Co jest? 
–   Nie rozumiem – głos kobiety. Trzydziestka, chyba pali, długie nogi, mini spódniczka, maxi usta, mini nosek maxi oczka, mini, maxi i tak do bólu. 
Cisza.
–    Bye. Chrzęst plastiku słuchawki w równie plastikowe widełki. 

 

Po sekundzie znów telefon.

–    Halo
–    Czy pani jest zaprogramowana na mówienie halo?
–    Mogę prosić Gośkę?

 

Gdzie ja jestem? Kolejny rzut oka w popielniczkę. Niedopałki ze szminką na ustniku i te bez, zamordowane w kupce popiołu. Poszukiwanie zapalniczki przerywa przejeżdżający na klaksonie przez sam środek głowy autobus. Trzeba się jakoś pozbierać, coś z dniem zrobić. Biegnę, biegnę i już po minucie jestem przy drzwiach do łazienki, stałe, zachowane tempo, ledwie kilka klatek na sekundę pozwala lepiej kontrolować, wyraźne i ostre przedmioty można ominąć bez większego trudu.

Wody, potrzebuję wody, potrzebuję rozcieńczyć mieszaninę wszelkich kondensacji na sobie. Drzwi zamknięte, za nimi słychać iskrzenie prysznica. Postałem przy lustrze patrząc na faceta który przeżywa życie za mnie, nie znam go, on czuje sobą, ja sobą. Do rana posuwał panienkę, tymczasowo wykastrował się ze mnie, profilaktycznie zamroczył wszystko alkoholem by zgubić moje koordynaty.

 

Teraz ona zamknięta w kabinie sterylizacyjnej, słychać tylko szum wody. Potrzebuję kilku punktów, kilku zaledwie, dających możliwość wyznaczenia mojej lokalizacji. Gdzie ja kurwa jestem, w jego głowie, może w oczach? Gdzie ja jestem? Chyba zacznę na niego mówić – on, on to on, a ja to ja. Dać mu jakieś imię, czy wciąż “on” go w myślach nazywać? Ale jednak on to trochę ja, więc my? Proszę mnie wyizolować...

 

–    My chcemy do kibla! – padły otwartą dłonią trzy klapnięcia w drzwi
–     Zaraaaaz – śpiewnie i radośnie i już bardziej zatrybione – jacy “my”???

 

Nareszcie woda o pomijalnym smaku i zapachu chloru. Kłujące igły lodowatej wody przyspieszają projekcję przynajmniej dwukrotnie. A potem wrzątek, rozprężające się naczynia krwionośne, mikro-rodzaj mikro-choroby mikro-jakby-kesonowej. Nie do odróżnienia staje się ból wywołany przez lodowatą albo wrzącą wodę. Oddychanie otwartymi ustami przez kratę ze strug wody, wciąż na krawędzi zachłyśnięcia. Zaczynam świadomie wyczuwać własny puls, pompujący krew, wino i całą resztę tego co trzeba. Puls jako byt samodzielny ma mnie w nosie, robi ze mną co zechce, więc przynajmniej mam wpływ na część tego co ma przepompowywać. Nareszcie jest zwyczajnie, choć niektórzy mylą to z – normalnie. 

 

–    gdzie są moje ciuchy? – wyglądała apetycznie ze swą wyrzeźbioną nogą mrugającą do mnie, przy niemal każdym ruchu przez szczelinę szlafroka.
–    położyłam na fotelu w sypialni – tajemniczo się uśmiechając, splotła ramiona na wysokości piersi – ale jak dla mnie, możesz jeść śniadanie nieubrany. 
–    acha – burknąłem jak stary, znudzony niedźwiedź i nie opuszczając niedźwiedziej skóry, poczłapałem do sypialni.

 

Przerzucę się na golfy. Nienawidzę zapinania koszuli, te cholerne guziki nie chcą się przeciskać przez za małe szparki i w dodatku zawsze się coś popierdoli z kolejnością o jeden w dół albo w górę. Przeklęte skutki posiadania grzesznych prarodziców. Ogolić by się wypadało. Ona na pewno ma jakiś sprzęt. Ma, na pewno, przecież nie chodzi golić nóg i cipki do fryzjera. 

 

–    Chcesz kawę czy herbatę do śniadania? - zapytała gdy niepodopinany jeszcze wszedłem do kuchni.
–    Nie, pójdę już
–    Zostań chociaż na śniadaniu
–    Nie, pójdę – nie mogłem podnieść na nią wzroku – co to zmieni że zostanę na śniadaniu?
–    Zostań, proszę, chcę żebyś został choć pół godziny jeszcze
–    Powinienem już iść...
–    No wiesz! jesteś skurwiel! To ja połykałam w nocy twoją spermę, a ty nie możesz nawet zostać na śniadaniu?  

 

...kapitalny chwyt poniżej pasa.

Po pół sekundzie ciszy zaczęła się nagle śmiać. Tak szczerze, parsknąwszy uprzednio delikatnie, zanim w ogóle zaczęła. Gdy moje słowa wybrzmiały, odbiły się kilkakrotnie od ścian i sufitu, od niej i do mnie z powrotem. Przyłożyłem dłoń do czoła, jakby w geście sprawdzania sobie gorączki. Przestałem panować nad własnym śmiechem. Pojedynek na śmiech trwał do pierwszej kropli łzy 


- okej, zostanę. Poczułem się nawet trochę szczęśliwszy. 

 

* * *

 

Znów przywraca mnie coś do życia. Znów dzień trzeba ubrać. Zwykłe biuro. W fotelu tornado myśli przewala się przez głowę wyrywając synapsy z korzeniami. Zwerbalizować, zacząć w myślach wypowiadać myśli żeby powstrzymać wielki wirujący brązowy słup z krążącymi wokół niego fortepianem, butelką, talerzem perkusji, łapka na myszy w którą złapałem swoje palce jako trzylatek... pierwsze łyżwy, ludzkie korpusy bez głów.

Tornado nakręca synaptyczne włókna waty cukrowej na oś symetrii czasu. Blat stołu ciśnie mnie w czoło, choć to nawet wygodna pozycja do odbierania telefonów. Można położyć słuchawkę żeby ręce mogły swobodnie zwisać i kręcić frędzelki na dywanie. Nie umiem już płakać, nie filtruję już szlamu zalewającego moją duszę. Kiedyś umiałem. Czasem oberwę cegłą. Spada z dachu znienacka, powala i trudno się potem pozbierać. Na dom by ich wystarczyło. 


Miałem do niej zadzwonić. Już dwie pierdolone doby powstrzymuję w sobie potrzebę wymiany z nią świadomości istnienia. Nie zadzwonię. Prawda z którą się obudziłem ma w rękach myśliwską fuzję i wypali mi bez litości między oczy... Prawda, cegła, suka. Przecież ona mnie wcale nie potrzebuje. To jest najgorsza diagnoza, potem juz tylko standardowa procedura, leczenie homeopatyczne, lub klin klinem czy demon demonem jak kto woli i doń dociera. Pięć miliardów niepotrzebnych homo sapiens. Kill'em all!. Ci najbardziej się buntujący nawet nie wiedzą jak wielką ulgę by poczuli.


–    Słuchaj, dzwonili z... może kawy...? Czy raczej pistolet?  
Aga jest miła. Nawet dowcipna. Ją można oszczędzić. Poza tym rzucił ją facet. Oszczędzić ją, niech cierpi dalej.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, Rnext napisał:

Ma, na pewno, przecież nie chodzi golić nóg i cipki do fryzjera. 

 

23 godziny temu, Rnext napisał:

To ja połykałam w nocy twoją spermę, a ty nie możesz nawet zostać na śniadaniu?  

 

Przy tym się wzruszyłem:).

Jasna cholera, jaki Ja przyziemny typ jestem;).

Niemniej jednak, nominuję

 

2016-nobel-laureates.jpg

 

do literackiego

Edytowane przez SledgeHammer
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Endeg, tej story - nie, bo nic dalej nie było. To dość luźna impresja z tzw. ONS, choć wtedy nie używaliśmy tego określenia. Raczej chodziło mi wówczas o to, że to samice używają/wykorzystują facetów, a ci się bardziej angażują emocjonalnie. Podczas, gdy one po prostu "myją ręce" albo jest to jakiś inny element codziennej "higieny". Coś jak wymiana tamponu czy zjedzenie śniadania, które się wieczorem defekuje. Wiesz, myślisz że jesteś zdobywcą, a de facto tylko (od biedy) trofeum. Czasem z braku laku. Ale w sumie to była epoka napierdalanki myślowej, więc sam nic nie wiem na pewno, poza potrzebą jakiegoś wówczas spisania tego. 

Ale inne texty jeszcze wrzucę.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Rnext napisał:

@Endeg, tej story - nie, bo nic dalej nie było. To dość luźna impresja z tzw. ONS, choć wtedy nie używaliśmy tego określenia.

(...)

Ale inne texty jeszcze wrzucę.

 

Fuck'tycznie, był to w zasadzie oralONS, czyli ciągu dalszego nie było. :rolleyes:

(...)

Super, dobrze się czyta.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.