Skocz do zawartości

Dobór strategii - tresura czy rozwód?


Rekomendowane odpowiedzi

25 minut temu, Matiz napisał:

Rób jak uważasz ją myślę że nie ma co się męczyć i tracić czas na coś co nie da nic w przyszłości lepiej nie będzie 

Teraz, Twoje zdanie jest już bardziej zrozumiałe. 

 

Owszem, mam zamiar zrobić tak jak uważam. W obecnej sytuacji - nie męczę się, nie tracę czasu i uważam, że w przyszłości będzie lepiej. :) 

To "lepiej" pewnie różnie rozumiemy.  

Nie wiem, czy znasz cały wątek, ale chodzi o to, że dowodów żadnych na zdradę nie mam i przez wiele lat nie miałem nawet najmniejszych powodów do zazdrości. 

 

Natomiast to co mam 10 lat białorycerstwa, kobieta na piedestale, brak granic - zamiast tego pomaganie, wspieranie, ratowanie, akceptacja negatywnych emocji i zachowań, zero ramy, mocne uzależnienia (przekształcenia rzeczywistości), postawa ofiary (czekanie aż doceni, zmieni się) i temu podobne MOJE PROBLEMY. Czuję
 

Więc robię to co trzeba - zajmuję się SOBĄ. Losy związku, małżeństwa to będzie efekt uboczny. Nie mam co do tego oczekiwań. Liczy się tylko, żebym lubił swoje życie i teraz od kilku miesięcy je bardzo lubię  :) 

Z żoną spędzam mało czasu 2-3-4 godziny w powszednie dni, zakłócenia są owszem - pisze na bieżąco o nich.  

 

@Matiz - Ty tak z własnego doświadczenia? 

 

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śledzę całość już jakiś czas . Może nie mam racji odnośnie tej zdrady ale niczego nie można być pewnym.

Widać że dużo osiągniesz jeśli dalej będziesz trzymała rękę na pulsie tak jak teraz to robisz . Będę z tobą szczery ja bym tak nie potrafił jak coś nie idzie jak chce to to olewam .

6 minut temu, Szkaradny napisał:

Ty tak z własnego doświadczenia? 

Powiem szczerze nie .  Myślę że  będąc na twoim miejscu dał bym sobie spokój (To tylko moja decyzja ty możesz się z nią nie zgadzać i robić po swojemu ja podzieliłem się z tobą moimi przemyśleniami)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

@TheFlorator update jest zaplanowany na 25, ale mogę krótko coś napisać. 

 

Między nami

 

Ja minimalizuję kontakt, nie zaczepiam, zajmuje się swoimi działaniami i mam zorganizowany czas. Dominuje spokój i nic się szczególnego nie dzieje. Trwa to kilka dni, po czym wynika jakaś spina – głównie żal lub oskarżenie z jej strony lub zwykle nieporozumienie, ale niepotrzebnie zinterpretowane jako przytyk. Chłodno to odrzucam i dorzucam jej coś w stylu „zajmij się tym, tym i tym, bo widzę że nie masz pojęcia jak są szkodliwe te twoje zachowania” – reaguje wtedy silną złością, nawet przerażeniem (tak to sama określiła), łzy i ucieczka. Potem dość szybko wraca i zajmujemy się swoimi sprawami. Ja w tym mam emocje „szarego kamienia” – test jak jest – OK – jej wybór, ja wybieram emocje które mi odpowiadają. Nie daję się zjeść i nawet dobrze się czuję w takich sytuacjach, bo mogę pokazać swoje granice i wartości. Bez lęku i stresu, że coś mogę stracić. Wręcz przeciwnie mogę tylko zyskać J.  Akcja taka trwa około 15-30 min i znów spokój na kilka dni.

Nawet znalazłem odpowiedni fragment jak poszedłem za radą Glovera – No more Mr. Nice Guy.
””

When a recovering Nice Guy sets boundaries with his partner, it makes her feel secure. In general, when women feel secure, they feel loved. She will also come to know that if her partner will stand up to her, he is also likely to stand up for her. Setting boundaries also creates respect. When a Nice Guy fails to set boundaries it communicates to his partner that he doesn't really honor himself, so why should she?
"""

W takich chwilach - powinna czuć się kochana J .

Inną sytuacją gdy reaguję jest jakieś przegięcie, zachowanie gdzie dopuszcza się przesadnej reakcji.

Zdarza się to coraz rzadziej i faktycznie pilnuje się, bo wie że zdarzy się ze ścianą (kamieniem J). Jak nie może to wychodzi na spacer.

Tak, że mam więcej przestrzeni i działam: skilsy w webdev, wiedza nt. corpowalut, aktywność fizyczna, treningi, mindset, medytacja, kontemplacja, relaksacja, dzieci, dom, żarcie, towarzystwo.

Kobieta zpadła z piedestału, jest poturbowana, mówi mi takie rzeczy „nie doceniasz jak się staram, to nieuczciwe, zmieniłam wszystko co chcesz, a ty skupiasz się tylko na negatywach, zawsze musisz mieć  rację, ja się mniej liczę, czuję się olana itp.” , ale między tymi żalami pojawia się też światełko tj.: „wiem, że jestem odpowiedzialna za to co czuję i co z tym zrobię”. Przytakuję jej wtedy z uśmiechem J .

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

planowy wpis mojej historii :

 

Obecnie trawa okres stabilizacji, w związku nic się szczególnego nie dzieje. Ja mam ustalony zestaw dziennych praktyk i czas wypełniony i zorganizowany - chcę utrzymać taką dyscyplinę. Nie ma w tym wszystkim czasu na małżonkę i kontakt z nią mam przy okazji tematów dzieci i jakiś wspólnych spraw. Było trochę więcej czasu wokół dzieciaków - bo to końcówka semestru i poniżej możliwości wypadły. Oboje mamy pomysły, żeby skorygować nadzór nad nimi w zakresie nauki i wychowania. Na feriach będziemy ustalać wspólnie jak to ma wyglądać.

Spontanicznie zdarzyły się 2 wspólne wyjścia do kina - zaproponowała to ok, 2-3 dłuższe rozmowy - głównie o  pracy. 

 

Ogólnie to zachowanie całkiem stabilne - jest aktywna - dom, dzieci, praca, ogarnia tematy i nie marudzi, choć nastrój taki raczej obojętny z tendencją do zamulania. Nie inicjuję i nie angażuję się w pomaganie, opiekę, troskę, rozmawianie - działam w tych polach które uważam za istotne. 

 

Mi to teraz odpowiada, mogę utrwalać nowe nawyki i realizować zadania które dają mi satysfakcję.  Nie ma jazd, zmieniła się dynamika. Nie ma też oznaków jakichś poważniejszych prowokacji i "wrzutek". Nie ma zaangażowanie na zewnątrz (telefony, wyjścia, alko).  Jak coś chce ode mnie to na ogół chętnie zrobię jak normalnie mi to przekaże. 

Był jakiś tekst, że chciałaby ze mną spędzić trochę czasu, zgodziłem się - to chyba takie kontrolne pytanie. 

 

Cieszę się z tego czasu  i korzystam ze spokoju. Można by powiedzieć, że tak nudno, ale dla mnie też egzotycznie i inaczej niż zwykle. Kiedyś pamiętam marzyłem o nudnym tygodniu - gdy nic nie wywala z szamba, żadnych win, złości, żali i smutków. :)  Wszystkim się w domu przyda trochę takiego wytchnienia. Lata huśtawek wyryły schematy - i teraz podświadomie idzie przekaz "ten spokój trwa za długo -- Alert! Coś jest nie tak! " :) 

Będę motywował żonkę do utrzymania poziomu - dla dobra dzieci - żeby mogły się skupić i uczyć - potrzebują spokojnego przyjaznego miejsca, atmosfery :)   -  Ostatnio wyszło, że gdy jest stres, presja i nerwy to nie ma bata - zero szans na wyniki w szkole, emocje blokują umysł i nic nie da się z tym zrobić. "Uspokój się !" nie działa ;)  

 

Nara.

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak sobie przeczytałem temat tego wątku i stwierdzam jednoznacznie: nie da się "wytresować" kobiety albo może inaczej to ujmę, "wytresujesz" na tyle na ile ona Ci pozwoli.

Mam na myśli to, że to tak trochę jak z dzikim zwierzęciem, tygrysy w zoo też robią sztuczki na polecenie ale.. gdy zrobisz błąd lub stracisz czujność, poczujesz się zbyt pewnie, wiedz, że to zostanie zauważone i momentalnie wykorzystane. Brzmi brutalnie ale w tej chwili mam na ten temat takie przemyślenia i myślę, że podstawy do tego by tak sądzić nie tylko z własnego doświadczenia ale również innych, między innymi z tego forum. Reasumując, jeśli wchodzisz w związek to jeśli nie ma więcej plusów niż minusów, to tkwienie w nim jest zwyczajnie męczące i zabiera bardzo dużo energii, czasu. Czasu, którego masz ograniczoną ilość i energii, którą mógłbyś skierować na inne cele.

 

U kolegi @Szkaradny trwa właśnie spokojny okres i teraz bardzo ważne jest aby nie zaspać. Powodzenia ;) 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SzkaradnyJa również z uwagą przeczytałem temat i zanim napiszę co o tym sądzę - szacunek za systematyczną relację, pracę nad sobą i wszystko co nam tutaj napisałeś, a co może przydać się innym braciom również. Naprawdę - czapka z głowy, której nie mam (czapki, nie głowy).

 

To co napiszę poniżej, będzie rezultatem obserwacji innych związków w moim otoczeniu, mojego wykształcenia i zawodu, wielu kobiet z którymi mam styczność a które mają do mnie duże zaufanie, a przede wszystkim doświadczeń, ponieważ przeszedłem związek z osobą borderline i mam to przepracowane. Co ciekawe, przeszedłem również udany proces "tresury" żony, ale to długa historia. Jako samiec mam nadzieję, że nie dotkną Cię niektóre uwagi, mają one cel wyłącznie konstruktywny.

 

1. Nie zmienisz osoby z borderline, jeśli ona sama nie chce się zmienić - przy czym u Ciebie sprawa jest stosunkowo prosta, ponieważ Twoja (chyba że coś mi umknęło) nie zapewnia Cię obłudnie co jakiś czas, że chce to zrobić, także nie powoduje fałszywej nadziei

 

2. Ciekawi mnie, czy zdarza Ci się wracać do swoich wpisów i czytać je ponownie? Być może gdybyś tak jak teraz ja przeczytał jednym ciągiem całą historię to zauważyłbyś, jak częste i zmienne są nastroje Twojej żony. W praktycznie w każdym wpisie jest albo ok, za to w następnym tragedia, albo nawet w jednym i jedna jej strona, i druga. I tak już będzie zawsze - to się nie zmieni. Ty też tego nie zmienisz, ponieważ o nie Ty jesteś przyczyną jej zachowań. Czasem jest dobrze, czasem źle - niestety, ale ewidentnie nie jest to wpływ żadnej tresury - borderline tak mają. Charakterystyczne jest, że boją się odrzucenia, że zmieniają im się nastroje, czasem bez wyraźnego powodu. Dlatego kiedy zobaczyła że możesz odejść, najpierw powiedziała "idź" a kilka godzin później "nie odchodź". Lepsze stany to nie rezultat tresury, powtarzam - po prostu tak jest. Ale przy takiej osobie trzyma nas oczywiście to, że tak myślimy. Że naprawimy, że zmienimy.... Sam popadasz w pewien (zapewne nieuświadomiony) absurd - piszesz np. powyżej:

 

1 godzinę temu, Szkaradny napisał:

Ogólnie to zachowanie całkiem stabilne

Stabilnie przez miesiąc? No, to zupełne stabilnie <sarkazm>

 

W dniu 10.01.2018 o 09:49, Szkaradny napisał:

Trwa to kilka dni, po czym wynika jakaś spina – głównie żal lub oskarżenie z jej strony lub zwykle nieporozumienie, ale niepotrzebnie zinterpretowane jako przytyk.

Tak, to będzie się powtarzać. 

 

3. Idziesz ścieżką, która prowadzi donikąd, ponieważ zająłeś się sobą, mówisz "nie rusza mnie to co robi, nie inicjuję, nie rozmawiamy i jest ok". Proponuję sobie zadać pytanie - czy o to chodzi w małżeństwie/związku? Zauważyłem, że kiedy masz momenty iż żona zachowuje się gorzej, uciekasz w tym kierunku racjonalizacji pod tytułem "Może i nie jest z nią lepiej, ale przynajmniej mnie to nie obchodzi i nie rusza". Użyję porównania - Twój związek, to była strefa wojny, na której Ty cały czas obrywałeś granatami i pociskami. Teraz zmieniło się jedynie to, że jak jest gorzej nauczyłeś się i wybudowałeś sobie schron "Ja" do którego uciekasz i przeczekujesz kolejną wymianę ognia. Na pewno jest to taktyka dobra na przetrwanie, ale czy o przetrwanie chodzi? Tylko?

 

Widzę to niestety tak, że jak każdy współuzależniony od osoby borderline popełniasz charakterystyczny dla nas, męski błąd - mocno analizujesz. Czepiasz się każdej sytuacji, rozkminiasz co powiedziała, przytaczasz to... Traktujesz ją jak siebie, jakby rozumowała logicznie. W tym świetle, jaki sens ma to stwierdzenie:

 

1 godzinę temu, Szkaradny napisał:

Był jakiś tekst, że chciałaby ze mną spędzić trochę czasu, zgodziłem się - to chyba takie kontrolne pytanie. 

Podpowiem - nie ma żadnego, za tydzień zamknie się w sobie i zrzuci winę na Ciebie (spróbuje). Ok, Ty się nie dasz, ale ile można walczyć? We własnym domu?

 

1 godzinę temu, Szkaradny napisał:

Będę motywował żonkę do utrzymania poziomu

To jest zaburzenie osobowości, @Szkaradny. Tego nie możesz zastymulować motywacją. Po prostu jeszcze się z tym nie pogodziłeś i czytając to wszystko, nie wiem czy kiedykolwiek się pogodzisz

 

4. Generalnie jestem tu kilka dni, ale już zauważyłem, że mam inne podejście do rzeczywistości niż @Matiz, ale zgadzam się z nim, że najprawdopodobniej byłeś/jesteś zdradzany. Zwróciłem uwagę na dwie historie - kiedyś nagły zwrot od orbitera po jakiejś imprezie i niezapowiedziany powrót nad ranem, przytulenie się i seks. Są to dość symptomatyczne sytuacje - najprawdopodobniej wtedy doszło do zdrady. I to się będzie powtarzać. Czy żona okłamywała Cię, tzn. złapałeś ją na kłamstwie? 

 

Widać też uzależnienie od alkoholu. nieuzależnionemu nie trzeba narzucać żadnych ograniczeń sztucznie, nieuzależniony nie upija się do nieprzytomności nie traci wtedy zawsze filmu jak ona.

 

Podsumowując - jedyna decyzja, do której musisz moim zdaniem dojrzeć to rozwód. Wiem, że to trudne, ale uwierz mi żona się nie zmieni. A przechodzenie obok siebie, nawet za cenę spokoju - chyba nie o to chodzi. Możesz znaleźć kogoś z kim będziesz szczęśliwy. Może nie będzie tak kręcąca jak żona (bo borderline by nas tak nie uzależniały gdyby nie to, że w tych dobrych momentach nie były zjawiskowe i nie były świetne w łóżku), ale po prostu będziesz w stanie przewidzieć jej reakcje.

 

Jeszcze jedna refleksja mi się nasuwa jak przeczytałem Twoją historię. I nie tylko Twoją. Dość smutna. 

 

Do każdej kobiety - jeśli zajrzy tu i czyta ten wątek, bo wiem że trochę śledzi to forum - chciałbym wierzyć, że któraś z was tak naprawdę dla ratowania związku byłaby w stanie tak analizować, poświęcać siebie, przekraczać własne granice, mieć nadzieję i próbować postępować z klasą i honorowo, walczyć z nałogami partnera jak to opisuje @Szkaradnyi wielu braci. Ale nie wierzę.

 

Bo z mojego doświadczenia wynika, że kiedy w związku dzieje się źle, to zwykle facet szuka sposobu jak to naprawić a kobieta - jak usprawiedliwić swoje odejście i zrzucić winę na faceta, które to odejście zwykle odbywa się już totalnie bez skrupułów, jakie ma np. autor wątku. Przemyślcie to (hehe, na pewno...)

Edytowane przez JurekB
  • Like 7
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, JurekB napisał:

To co napiszę poniżej, będzie rezultatem obserwacji innych związków w moim otoczeniu, mojego wykształcenia i zawodu, wielu kobiet z którymi mam styczność a które mają do mnie duże zaufanie, a przede wszystkim doświadczeń, ponieważ przeszedłem związek z osobą borderline i mam to przepracowane. Co ciekawe, przeszedłem również udany proces "tresury" żony, ale to długa historia. Jako samiec mam nadzieję, że nie dotkną Cię niektóre uwagi, mają one cel wyłącznie konstruktywny.

Doceniam, że poświęciłeś czas na cały wątek, a z Twojego doświadczenia chętnie skorzystam chętnie. Dzieki za cenne uwagi.

 

 

2 godziny temu, JurekB napisał:

Stabilnie przez miesiąc? No, to zupełne stabilnie <sarkazm>

 

Oceniałem ostatni miesiąc, w którym spin nie było, a z jej strony aktywność na wyższym poziomie. Biorąc pod uwagę huśtawki z wcześniejszych okresów to jest spokojnie. Faktycznie może "stabilnie" to niepasujące określenie.  

 

2 godziny temu, JurekB napisał:

3. Idziesz ścieżką, która prowadzi donikąd, ponieważ zająłeś się sobą, mówisz "nie rusza mnie to co robi, nie inicjuję, nie rozmawiamy i jest ok". Proponuję sobie zadać pytanie - czy o to chodzi w małżeństwie/związku? Zauważyłem, że kiedy masz momenty iż żona zachowuje się gorzej, uciekasz w tym kierunku racjonalizacji pod tytułem "Może i nie jest z nią lepiej, ale przynajmniej mnie to nie obchodzi i nie rusza". Użyję porównania - Twój związek, to była strefa wojny, na której Ty cały czas obrywałeś granatami i pociskami. Teraz zmieniło się jedynie to, że jak jest gorzej nauczyłeś się i wybudowałeś sobie schron "Ja" do którego uciekasz i przeczekujesz kolejną wymianę ognia. Na pewno jest to taktyka dobra na przetrwanie, ale czy o przetrwanie chodzi? Tylko?

 

Widzę to niestety tak, że jak każdy współuzależniony od osoby borderline popełniasz charakterystyczny dla nas, męski błąd - mocno analizujesz. Czepiasz się każdej sytuacji, rozkminiasz co powiedziała, przytaczasz to... Traktujesz ją jak siebie, jakby rozumowała logicznie. W tym świetle, jaki sens ma to stwierdzenie:

 

Zgadzam się z powyższym, ale z czasem jak zdobyłem wiedzę i praktykę - znacznie ograniczyłem kierowanie uwagi na nią. To generalnie klucz i kierunek wychodzenia - skierować uwagę gdzie indziej. Skierowałem na siebie. Swoje po drodze przerobiłem odnośnie BPD i relacji, psychologii, białorycerstwa itd. Zgadzam się i dotarło do mnie, że jej nie zmienię , nie naprawię, nie chcę na to zużywać energii, jakoś od września odsunąłem się z takimi inicjatywami, reaguję  na jej akcje. Przyznam, że nie jest to łatwe, bo mechanizmy są mocne, ale mam już inną świadomość Dla przykładu - sex - nie interesuje mnie , nie chcę tego "drug'a". Kiedyś się męczyłem, teraz żyję w równowadze. Nie interesuję się jej zdaniem, samopoczuciem, co robi, nie szpieguję, nie sprawdzam, kontroluję, nie tresuję, czuję się wolny od tego. Jedynie co robię to zaznaczam granice jak dochodzi do ich przekroczenia, a dochodzi coraz rzadziej. 

Na tym etapie jestem zadowolony ze swojego "bunkru/schronu" - okazał się skuteczny i ataki ustały. Kiedyś trawiłem się przez kilka dni w wyniku jakiejś spiny, teraz dla mnie to bzdura. 

Zgadzam się tak związek nie powinien wyglądać, ale tak jest. Energię kieruję gdzie indziej, gdzie indziej ja dostaję. 

W teorii przetrawiłem różne scenariusze i nie boję się rozwodu, jak ma być to i tak będzie. 

 

 

 

2 godziny temu, JurekB napisał:

 

Podpowiem - nie ma żadnego, za tydzień zamknie się w sobie i zrzuci winę na Ciebie (spróbuje). Ok, Ty się nie dasz, ale ile można walczyć? We własnym domu?

 

To jest zaburzenie osobowości, @Szkaradny. Tego nie możesz zastymulować motywacją. Po prostu jeszcze się z tym nie pogodziłeś i czytając to wszystko, nie wiem czy kiedykolwiek się pogodzisz

 

4. Generalnie jestem tu kilka dni, ale już zauważyłem, że mam inne podejście do rzeczywistości niż @Matiz, ale zgadzam się z nim, że najprawdopodobniej byłeś/jesteś zdradzany. Zwróciłem uwagę na dwie historie - kiedyś nagły zwrot od orbitera po jakiejś imprezie i niezapowiedziany powrót nad ranem, przytulenie się i seks. Są to dość symptomatyczne sytuacje - najprawdopodobniej wtedy doszło do zdrady. I to się będzie powtarzać. Czy żona okłamywała Cię, tzn. złapałeś ją na kłamstwie? 

Raz ją złapałem na kłamstwie i od tego zaczęła się moja jazda - chodziło o jej drogę do pracy z orbiterem - utrzymywała, że chodzi sama.

 

2 godziny temu, JurekB napisał:

 

Widać też uzależnienie od alkoholu. nieuzależnionemu nie trzeba narzucać żadnych ograniczeń sztucznie, nieuzależniony nie upija się do nieprzytomności nie traci wtedy zawsze filmu jak ona.

 

Podsumowując - jedyna decyzja, do której musisz moim zdaniem dojrzeć to rozwód. Wiem, że to trudne, ale uwierz mi żona się nie zmieni. A przechodzenie obok siebie, nawet za cenę spokoju - chyba nie o to chodzi. Możesz znaleźć kogoś z kim będziesz szczęśliwy. Może nie będzie tak kręcąca jak żona (bo borderline by nas tak nie uzależniały gdyby nie to, że w tych dobrych momentach nie były zjawiskowe i nie były świetne w łóżku), ale po prostu będziesz w stanie przewidzieć jej reakcje.

 

W takich chorych związkach obie strony są zaburzone, ja robię swoje, zająłem się sobą - ona tez może zrobić co chce -szukać orbitera, nowej gałęzi, upijac się - to mi ułatwi odejście. Ja nie mam ochoty na nałogi, współuzależnienia, nowe miłości czy grzebanie w czyichś majtkach. Dojrzewam ... 

 

2 godziny temu, JurekB napisał:

Jeszcze jedna refleksja mi się nasuwa jak przeczytałem Twoją historię. I nie tylko Twoją. Dość smutna. 

 

Do każdej kobiety - jeśli zajrzy tu i czyta ten wątek, bo wiem że trochę śledzi to forum - chciałbym wierzyć, że któraś z was tak naprawdę dla ratowania związku byłaby w stanie tak analizować, poświęcać siebie, przekraczać własne granice, mieć nadzieję i próbować postępować z klasą i honorowo, walczyć z nałogami partnera jak to opisuje @Szkaradnyi wielu braci. Ale nie wierzę.

 

Bo z mojego doświadczenia wynika, że kiedy w związku dzieje się źle, to zwykle facet szuka sposobu jak to naprawić a kobieta - jak usprawiedliwić swoje odejście i zrzucić winę na faceta, które to odejście zwykle odbywa się już totalnie bez skrupułów, jakie ma np. autor wątku. Przemyślcie to (hehe, na pewno...)

 

Nie wypowiem się, mało jeszcze widziałem :)

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 1/25/2018 at 11:36 AM, JurekB said:

 

Do każdej kobiety - jeśli zajrzy tu i czyta ten wątek, bo wiem że trochę śledzi to forum - chciałbym wierzyć, że któraś z was tak naprawdę dla ratowania związku byłaby w stanie tak analizować, poświęcać siebie, przekraczać własne granice, mieć nadzieję i próbować postępować z klasą i honorowo, walczyć z nałogami partnera jak to opisuje @Szkaradnyi wielu braci. Ale nie wierzę.

 

 

Ładnie podsumowane.

 

Ciekawe czy w ogóle którejkolwiek z forumowiczek w ogóle chciało się czytać w całośći tą i inne historie ?

Głęboko w to wątpię...

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Witajcie,

 

Kolejny miesiąc za nami. Utrzymuje w relacji strategię wycofania z interakcji i zajmuje się własnym życiem. Chorowałem prawie dwa tygodnie i energia mocno siadła, ale to już historia, na nowo się rozkręcam.

 

Najistotniejszy moment to był epizod depresyjny możny - 3 dni w łóżku, totalny dół, nieszczęście na twarzy i cierpienie. W pewnym momencie napisała mi sms'a że już nie może wytrzymać, że chce żebyśmy z tym coś zrobili. Zadzwoniłem i powiedziałem, że pogadamy wieczorem.

Doszło do rozmowy - mielenie jak to źle. Nie chciało mi się już tego tłumaczyć i wymyślać pocieszeń czy ratunków lub tresury. Zaproponowałem, żebyśmy nie mieszkali razem. Jest taka opcja lokalowa. Zamknęła się. Powiedziałem, żeby to przemyślała.

Potem wyjechała na 10 dni - po powrocie nie ma tematu - każdy robi swoje.

Odsunąłem się chyba jeszcze bardziej i nie chce mi się z nią gadać. Nie angażuję się w jej angażowanie ;)  Chyba nawet nie chcę jej angażowania, nie chcę żeby coś robiła dla mnie, żeby nagle weszła w rolę żony, kochanki - niech zrobi cos dla siebie, co da jej jakies pozytywne nastawienie do życia. Nie moja w tym rola, porzuciłem tą misję.

 

No nic, nie będę przedłużał - ciekawsze zapiski mam na temat zmian w moim życiu , zapraszam:

https://braciasamcy.pl/index.php?/blogs/entry/393-moje-zmiany-przekonań-i-schematów/

  

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po pewnym okresie czasu przychodzi pewne zrozumienie, że "gdybym się zesrał ona i tak się nie zmieni dopóki sama tego nie będzie chciała". Energy level=0

Leżymy płasko i tylko obserwujemy bo ile można się starać...

 

Czas wrócić do zajmowania się sobą bracie!! Energy level=100

 

Sprawa się sama wyjaśni z biegiem czasu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Witajcie,

 

Raportuję po miesiącu. 

 

Generalnie w związku nic się nie dzieje.

 

Minimalizuję kontakt i nie zaczepiam. Ona też raczej robi swoje - praca, dom, dzieci i tylko z rzadka coś pomarudzi, ale się hamuje bo zwykle obraca to się przeciwko niej - wystarczy, że zapytam o powód irytacji i zwykle okazuje się (tłumaczę jej), że sama to tworzy i sama za to odpowiada. Nie przyjmuję jej pretensji i prób obwinienia za wyimaginowaną niedolę.

Pojawia się alkohol - przynosi piwko, winko - niby skromnie, ale już kilka razy było, a to jest wbrew temu co chciałem - zero alko w domu, przy dzieciach - było ok, ale znów się pojawia, wiec będzie następnym razem przypomnienie. Niech idzie do knajpy.

 

Ja generalnie jestem zaangażowany w rozwój zawodowy, cisnę temat, obserwuję już rynek - pierwsze rozmowy za mną. Choć nie mam jeszcze mocy negocjacyjnej to podchodzę do procesów rekrutacyjnych, żeby zdobyć wiedzę i doświadczenie, rozeznać się jakie są wymagania i możliwości. Jest to ciekawe i bardziej mnie osadza w rzeczywistości.
Poza tym aktywności fizyczne, relaks, mindset, trochę czytania, trochę towarzystwa. Wszystko zorganizowane jak chcę. 

W domu dbam o dobry kontakt z dziećmi, jakieś spokojne rozmowy, dialog, wysłucham, popytam, poopowiadam, chcę dać im przestrzeń na przeżywanie swoich sukcesów, błędów i porażek w sposób jaki im odpowiada. Dorzucam swój komentarz jak nie przeżywają mocnych emocji, ale jestem też nieugięty co do obowiązków i prób manipulacji (zwalanie winy na zewnątrz, wyparcia, projekcje). W dłuższym czasie to daje owoce, choć bezpośrednio to mnie pewnie nienawidzą w takich momentach. Staram się być sprawiedliwy i daję sam jak coś sknocę to pokazuję jak to "obsłużyć" przyznając się do błędu (choć to zdarza się rzadko :)
 

Dużo poukładałem w swoim życiu i realizuję plan, wiem gdzie chcę iść. Związek istniej gdzieś na bocznym torze, nie jest dla mnie tak istotny jak kiedyś. W zasadzie to żadnej tresury nie uprawiam, poza pilnowaniem swoich granic (w tym sposobu traktowania i wychowania dzieci). Coraz mniej o tym myślę i nie zastanawiam się "jak to się skończy?" Niech kobieta mi nie przeszkadza, niech się zajmuje tym co uważa za dobre, jak się nudzi i potrzebuje ratownika to niech szuka. 

Podsumowując - w związku niewiele nowego, a u mnie trybi maszyna :)

.... ktoś to jeszcze czyta ? 

 

  • Like 6
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minutes ago, Szkaradny said:

Pojawia się alkohol - przynosi piwko, winko - niby skromnie, ale już kilka razy było, a to jest wbrew temu co chciałem

Monitoruj to uważnie – kobiety bardzo łatwo uzależniają – umojej ex tak się zaczęło po troche po troche I bach totalny alko na koniec.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

@Szkaradny czytam, czytam kolego. Generalnie jestem w trakcie wychodzenia z Matrixa, postawy bialorycerkskiej. Żony ani dzieci nie mam i nie miałem, dlatego Tobie nie poradzę ale czytam z uwagą i szacunkiem. Wiadomo- kiedyś marzyłem o ciepłym, fajnym domku gdzie wracając czeka na mnie uśmiechnięta, piękna kobieta z kolacją na stole... po jakimś czasie zaczęło do mnie dochodzić, że coś tutaj nie gra. Więc zacząłem szukać. I różnymi drogami trafiłem na Marka. I nagle jeb jak piorun z nieba. Szok, smutek i lęk, że jak to tak... Nie wiem czy chciałbym się babrać wiecznie w emocjach kobiecych, czy one na prawdę nie chcą spokoju w domu? Trzeba trenować jak zwierzątko? Jak małemu dziecku, pokazywać całe życie palcem? Czy jak traktujesz normalnie, jak równego człowieka, żonę dla której chcesz najlepiej to zawsze musisz obrywać, bo nie są w stanie pojąć, że lepsza jest harmonia od emocji? Obecnie jestem na etapie wygasania całej złości na to wszystko, na całe te kłamstwo ale czasem łapie mnie taki żal przez to wszystko, że głowa mała. Historia takie jak Twoja coraz bardziej mnie uświadamia, że ten spokój który obecnie mam (brak poważnego związku i pożalsięboże małżeństwa) to jest najlepsze rozwiązanie. Po prostu nie warto. 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Kolejny miesiąc :

Przebieg podobny jak w poprzednim miesiącu. Mało kontaktów, robimy swoje, dom, praca, dzieci. Po drodze święta, pierwszy raz sami byliśmy (bez dziadków) - to moja decyzja, bo uważam że nie ma co udawać "szczęśliwej rodzinki", a wręcz przeciwnie bez wstydu mówić jak jest. Więc zdecydowałem, że nie robimy w tym roku szopki na Wielkanoc :)

I tak zleciało. Pozytywne jest to, że żona całkiem sprawnie funkcjonuje i angażuje się w życie - dzieci, praca, dom - bez depresyjnych epizodów. W moim kierunku coś miłego czasem puściła/zrobiła.

 

Negatywne : dwie spiny

I - poszła uwaga, żeby nie niszczyć jej rzeczy w praniu - ???? Ponieważ nie wiedziałem o co chodzi, (nie dotykałem jej rzeczy, prałem swoje lub inne nie te które jej ktoś zniszczył)  - powiedziałem że to nie ja. Słabo dotarło, bo wysypały się dalsze żale o olewanie jej, nie szanowanie jej pracy itp. Odpowiedziałem lustrem i wspomniałem o jej zachowaniach, które wzbudzają takie same uczucia u mnie. Dalej jeż płacz i to że się tak stara i tyle zmienia nie jest zauważone. Tu akurat przyznałem jej rację, że sporo zmienia i stara się, ok , ale jeśli robi to dla "aplauzu" to się zawiedzie, bo nagroda jest już w samej zmianie a nie zewnętrznym uznaniu tej zmiany. Zalana łzami wyszła. Potem jeszcze gadaliśmy na ten temat i trochę jej próbowałem wyjaśnić jej uzależnienie od zewnętrznego podziwu, pochwał itp. Tego nigdy nie starcza, zawsze się sprowadzi do "głodu" i złości że dealer nie daje działki. Krótko i na temat. A ogólnie to ja staram się doceniać i dziękować na bieżąco za to co faktycznie robi, ale nie ma już słodzenia i bezkrytycznej akceptacji nonstop.

 

II - Alko. Przez blisko 3 tyg. po dłuższej przerwie znów zaczęła przynosić browar/wino/nalewka - W końcu powiedziałem, że nie chcę takiego picia w domu, że szkodzi to nie tylko jej ale i dzieciom. Już wnerwiona broniła się że przecież jest spokój i nie robi awantur, a ja zachowuję się jak neofita i skupiam tylko na tym o co można się przypieprzyć. Znów wyjaśniłem o co mi chodzi itd. Wnerwiła się i po kilkunastu minutach przychodzi i mi oznajmia że "Chyba to już czas powiedzieć, już dość, to już dla mnie za dużo, nie mogę tego już wytrzymać...."  Tak trochę nie wprost dała mi do zrozumienia, że uważa że nasz związek powinien się skończyć. Przytaknąłem tylko, powiedziałem że ok. Płacz, łzy jak grochy i wyszła. Wróciła trochę pogadaliśmy, co ciekawe wiele usłyszałem słów, które jej kiedyś mówiłem, zabawne. Cała ta sytuacja, kiedyś by mnie zmiotła, teraz spokojnie czekałem, aż się wypowie, sam byłem spokojny. Zaczęły mnie tylko dopadać myśli "jak z dziećmi?".  Temat wrócił po 4 dniach (bo akurat miała planowany wyjazd) - zapytałem czy obgadamy sprawę i zaplanujemy działania jeśli jej słowa to decyzja. Skończyło się na niezręcznej ciszy, łzach i sugestii że sam mogę podjąć  taką decyzję i działania. 

Ja decyzji takiej teraz podjąć okazuje się nie potrafię. Sytuacja wzbudziła w końcu i u mnie mocne emocje, ale był to krótki silny oczyszczający epizod i tak na spokojnie to nie chcę podejmować żadnych kroków. Głównie dla tego, że żyje mi się znacznie lepiej niż kiedyś, mam dobry  stały kontakt z dziećmi, mam czas wolny który wykorzystuję na swoje potrzeby, nie "ćpam jej", 2 spiny miesięcznie to dla mnie luz.
Ogólnie sytuację traktuję jako emocjonalne porwanie i prowokację, a nie mam zamiaru reagować na takie zagrywki.  Jedynie co zrobię to umówię się ze znajomym adwokatem, przygotować się taki rozwój wydarzeń.

No i zobaczymy jak z tym alko będzie teraz.   
 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 6.11.2017 o 15:14, Szkaradny napisał:

Awantura i wyjście wprost z sytuacji stawia mnie w niekorzystnym świetle w oczach sądu: ona pracuje, wychowuje, ma dobrą opinię, wizerunek, \\ dojebią mi spore alimenty i stracę mieszkanie - Obecne koszty emocjonalne nie są warte takiego rozwiązania. Wiem, że z czasem dzieci by zrozumiały, ale teraz - to jeszcze nie ten moment. Może jak się w nowej Pani zakocham hahhaah - to żart oczywiście :) 

A dlaczego zakładasz rozwiązanie "siłowe"?

Nie możecie usiąść i porozmawiać o rozstaniu na warunkach, które będą pasować wam obojgu? Czy zakładasz, że ona nie chce rozwodu i będzie robić wszystko, żeby Ci utrudnić?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, Beno napisał:

Nie możecie usiąść i porozmawiać o rozstaniu na warunkach, które będą pasować wam obojgu?

Mam mocno rozwodowe towarzystwo - znajomi. Może i niektórym udaje się rozstać w tzw. zgodzie. Mi i moim znajomym nie. Zawsze było jakieś tarcie - a to kwestia dzieci, mieszkania, domu itp. U każdego inaczej ale generalnie wszystko sprowadza się do kasy. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Beno napisał:

A dlaczego zakładasz rozwiązanie "siłowe"?

Nie możecie usiąść i porozmawiać o rozstaniu na warunkach, które będą pasować wam obojgu? Czy zakładasz, że ona nie chce rozwodu i będzie robić wszystko, żeby Ci utrudnić?

 

Wydawałoby się, że na tym etapie jest to do ogarnięcia, ale czuję że tak nie będzie. W naszych rozmowach brakuje (mi brakuje) chęci porozumienia, a za dużo jest negatywnych emocji. Szybko pojawia się wylewanie rozczarowań, krzywd i przerzucanie winy. Bardzo to niedojrzałe, ale strach dominuje. Jej sytuacja bytowa by się znacznie popsuła - czas, energia i finanse na samodzielne prowadzenie domu i opiekę nad dziećmi. Więcej na głowie i dodatkowy stres.

Jako dominująca/decydująca  przez większość czasu ma teraz wkurw, że nie ma kontroli nad sytuacją (nade mną). Średnio się rozumiemy co do wzajemnych potrzeb.

Myślę, że w ogóle nie pojmuje mojej perspektywy i uczuć i odbiera moje działania jako atak, przypierdalania się lub zdradę nawet (bo wcześniej robiłem co chciała - / co zresztą nie gwarantowało zadowolenia i dobrej atmosfery w żadnym stopniu).  

 

No i w tym dzieci, nikt ich nie chce skrzywdzić.

Owszem, z perspektywy czasu (roku) - są spore zmiany w jej zachowaniu na plus. Również po ostatniej spinie przestała przynosić alko do domu, zaczęła bardziej komunikować się.

Po prostu nie ma między nami bliskości - jej to niepotrzebne (boi się tego) - chce dystansu, ale bycia "pod ręką" / boi się odrzucenia. A dla mnie to traci sens - taka płyta relacja i już nie boję się odpuścić sobie białorycerstwo. Dla mnie to jak wyzwolenie/ulga dla niej nieznośny akt ignorowania (więc tupie nóżka ze złości).  

 

Zresztą nie wiem - już mało o tym myślę - mam dużo innych zajęć i pomysłów na spędzenie czasu, ale jeśli któregoś dnia przyjdzie z propozycją zakończenia związku i będzie to bez "dramy" i łez to podejdę do negocjacji. 

W przypadku gdybym ja chciał rozwodu, to podejrzewam że sąd by mi rachunek wystawił konkretny nawet bez jej specjalnych utrudnień, bo bez mocnych dowodów winy, krzywdzę dzieci - tak to przypuszczam byłoby widziane.

       

   

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   @Szkaradny Trwaj dla dzieci, warto, to jeszcze tylko kilka lat. Twoja kobieta się stara, to widać z Twoich wpisów. Lecz ciężko jej wygrać

z samym sobą. Ona też chce aby wasz związek się nie rozpadł, też myśli o dzieciach. Dalej pilnuj granic i jakoś to będzie.

 

To jeszcze tylko kilka lat.

 

Tego się trzymaj.

 

Pozdro Bracie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zgodzę się @Adolf - to oszukiwanie samego siebie i tworzenie alternatywnej rzeczywistości.

Dzieci widzą co się dzieje i będą nabierały bardzo złych wzorców. Natomiast @Szkaradny będzie te "tylko kilka lat" żył na emocjonalnej pustyni (samego siebie i ich związku) i analizował dni i poczynania swojej borderki. Natomiast borderce wystarczy chociaż i namiastka emocji, które i tak wytwarza w domu.

Dla dobra dzieci to warto się rozwieść w spokoju i pokazać jak żyć godnie a nie jak godzić się na pokazowe kłamstwo.

 

Moim zdaniem po tych kilku latach powiedziałby:

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, azagoth napisał:

Dzieci widzą co się dzieje i będą nabierały bardzo złych wzorców.

 

   Masz dzieci?

Z resztą się zgodzę, ale dzieci. Autor pod wpływem współżycia z kobietę, odnalazł BS, nie bez powodu, z tego co pisze podporządkował siebie pod szczęście,

i spokojne wychowanie dzieci na ludzi. Podłożył swoje życie, poświęcił je na ten czas. Autor ogarnął się do poziomu zrozumienia sytuacji, 

ogarnął siebie i poświęcił w imię pozornej rodziny dla dobra dzieci. Rozumiem Go i podziwiam, bo mnie kobieta, nawet pozornie to kochała, 

takich jazd z jej strony nie miałem. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.