Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Jako że zacząłem mocno rozważać koniec mojego związku mam kilka pytań i wątpliwości co do mojej obecnej pozycji. W punktach bo tak chyba będzie zwięźle:

 

1. Dom jest jej (właściwie jej, jej siostry i matki). Ja jestem zameldowany.

2. Jest na nim hipoteka - na remont. Ja jestem głównym kredytobiorcą, ona i jej matka jako współkredytobiorcy. Ja płacę 2/3 raty, teściowa 1/3.

3. Koszty (media, opłaty, podatek od nieruchomości itp) ja 2/3 - teściowa 1/3 (...tak wiem... mieszkam z "mamusią" pod jednym dachem...).

4. Rachunki są opłacane przez mnie, z mojego konta.

5. Mam jeszcze kilka swoich kredytów - spłacam je swoją pracą, zaciągane były na różne cele (samochód, karta kredytowa, spłata innych zaległych długów, jakieś lodówki itp), ale nigdy na jakieś moje "pasje" albo coś takiego. Generalnie szło na łatanie dziury budżetowej (ona nie pracuje). Są one dość dużym obciążeniem dla mnie, ale jeszcze komornik mnie nie odwiedza. 

6. Żadnych oszczędności. Nic wartościowego nie posiadam (maszyny, działki jakieś mieszkania, udziały itp). 

 

I tutaj moje pytania.

1. Jak może wyglądać podział tych "dóbr"? Wiem że ewentualny rozwód nie odbędzie się "łagodnie". Będzie walczyła i będzie mnie obwiniać. Więc zastanawiam się jak może wyglądać podział długów i "majątku"?

2. Czy długi dzielą się na pół, czy z racji tego że to ja je zaciągałem (ona podpisywała tylko kredyt hipoteczny, oraz jeden z moich firmowych, jako współmałżonka) zostają dla mnie?

3. Czy ja mogę rościć prawa do jej części domu (w połowie), który ona miała jako własność przed zawarciem małżeństwa.

4. Czy w sytuacji kiedy ona nie pracowała przez cały okres trwania małżeństwa (15 lat) może wystąpić o zasądzenie alimentów na siebie (tutaj wiem, że to jest raczej kwestia wyroku, ustalenia winy itp), ale pytam jakie to może mieć znaczenie dla sądu - nie pracowała, nie rwała się do pracy mimo moich próśb, namów, "nacisków". Dziecko ma 9 lat, opiekowała się nim, ale też od 3 roku życia było przedszkole, prywatne oczywiście (bo do państwowego kiedy matka nie pracuje nie ma szans) za które płaciłem ja, a ona i tak nie podejmowała pracy. 

5. Jakie mogą być zasądzone alimenty na dziecko? To znaczy jakie przyjmuje się kryteria w ustalaniu wysokości?

 

Wiem, że część z tych pytań to raczej wróżenie z fusów. Ale może koledzy którzy mają doświadczenie w tych kwestiach jakoś mi nakreślą na co (mniej więcej) mogę się szykować. 

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, marian_koniuszko.1950 napisał:

1. Jak może wyglądać podział tych "dóbr"? Wiem że ewentualny rozwód nie odbędzie się "łagodnie". Będzie walczyła i będzie mnie obwiniać. Więc zastanawiam się jak może wyglądać podział długów i "majątku"?

Są dwie możliwości:
1) Dobrowolnie dzielicie swój dobytek
2) Zdajecie się na orzeczenie sądu

28 minut temu, marian_koniuszko.1950 napisał:

2. Czy długi dzielą się na pół, czy z racji tego że to ja je zaciągałem (ona podpisywała tylko kredyt hipoteczny, oraz jeden z moich firmowych, jako współmałżonka) zostają dla mnie?

Jeśli na danej umowie kredytowej, podpisywałeś się tylko ty - wtedy kredyt zostaje na ciebie.

W innym przypadku - dla banku eksmałżonkowie nadal są kredytobiorcami - zasada odpowiedzialności solidarnej.

W twoim przypadku, oznacza to, że de facto wszyscy jesteście kredytobiorcami - gdyby wystąpiły problemy ze spłatą kredytu lub inne, różne sytuacje, to bank odpowiednio was wszystkich pociąga do odpowiedzialności.

W przypadku rozwodu bank niekoniecznie musi się zgodzić na zdjęcie odpowiedzialności, z któregoś z was a w grę wchodzi wtedy przejęcie zobowiązania przez innego lub innych kredytobiorców.

Jeśli nie uda się załatwić tego polubownie, to wtedy już na drodze Sądowej ustali się, kto oraz ile faktycznie spłacał wspólnie zaciągnięty kredyt oraz jakie koszty ponosił na utrzymanie nieruchomości. 

28 minut temu, marian_koniuszko.1950 napisał:

4. Czy w sytuacji kiedy ona nie pracowała przez cały okres trwania małżeństwa (15 lat) może wystąpić o zasądzenie alimentów na siebie (tutaj wiem, że to jest raczej kwestia wyroku, ustalenia winy itp), ale pytam jakie to może mieć znaczenie dla sądu - nie pracowała, nie rwała się do pracy mimo moich próśb, namów, "nacisków". Dziecko ma 9 lat, opiekowała się nim, ale też od 3 roku życia było przedszkole, prywatne oczywiście (bo do państwowego kiedy matka nie pracuje nie ma szans) za które płaciłem ja, a ona i tak nie podejmowała pracy.

Alimenty może otrzymać ten małżonek, który nie jest winny rozpadu małżeństwa.

Co do tego konkretnego przypadku, to w Polsce istnieje zaściankowe przekonanie, często wykorzystywane przed Sądem, że kobiety, które nie pracowały, zajmowały się domem - w tym samym czasie mężczyzna mógł spokojnie rozwijać swoją karierę a co za tym idzie pomnażać majątek. Zostawienie takiej niepracującej przez lata kobiety, dzisiaj w oczach społeczeństwa i dużej gamy Sądów odbierane jest jako wyrafinowanie i wykorzystywanie kobiety przez mężczyznę, która poświęciła wiele dla dobra kariery zawodowej faceta. W oczach Sądu kobieta w takiej sytuacji zostaje z niczym podczas kiedy ty możesz liczyć na jakieś dodatkowe dochody, drugi, trzeci, czwarty etat, czy marną, ale zawsze jakąś emeryturę. Sąd nie bada za bardzo dlaczego kobieta nie pracowała - Sąd widzi to, że miała możliwości aby nie pracować i być utrzymywana przez ciebie. Obawiam się, że możesz skończyć z alimentami zarówno na dziecko, oraz na żonę.

A dalej to niech się mądrzejsi wypowiedzą.

Edytowane przez Odlotowy
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@marian_koniuszko.1950  
 

Cytuj

jeden z moich firmowych, 


Czyli masz obecnie swoją firmę, tak? Bo jeśli tak, to wiedz, że firma też podlega podziałowi dóbr jeśli była założona w okresie trwania małżeństwa. Chyba, że masz intercyzę albo była założona przed ślubem. 

Pod uwagę będą brane przedmioty, które były zakupione w czasie trwania małżeństwa. Czyli jeśli firma, samochód były kupione w tym czasie, mogą być zlicytowane na podział. 

3. Jeśli miała przed zawarciem małżeństwa, to nie możesz rościć. Jedynie jak ustaliła Cię jako współwłaściciela, a to raczej nie miało miejsca.

4. Tak jak napisał @Odlotowy. Są alimenty na żonę jeśli wykaże, że nie będzie zdolna wrócić do pracy przez dziurę w CV (15 lat). Ale to zależy od sądu. 
5. Tu już niech wypowiedzą się inni bracia. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Firmy już nie mam. Kredyt był zaciągany na firmę. Spłacam dalej. Zamknąłem działalność, z dwóch powodów. Miałem coraz mniej sił i czasu. Pracowałem na etacie, a po etacie robiłem usługi. Raz lepiej, raz gorzej. Ostatni rok miałem z nią (żoną) przejebane - ciągłe awantury, o to że pracuje i nie poświęcam czasu rodzinie. Ciągle uwagi - tyle pracujesz a nic z tego nie ma. Generalnie wsparcie na zerowym poziomie. W tym czasie zaczęła mnie straszyć że zrobi mi syf w robocie, że mnie podpierdoli do urzędu skarbowego itp. Firma była zarejestrowana na wspólnym (czyli jej adresie) więc powiedziała mi (wykrzyczała...) że mam z nią wypierdalać (dosłownie).

 

Nie widząc żadnych perspektyw, długi w zusie rosły, klientów też mniej (bo jednak musiałem do nich jeździć i poświęcać czas), to we wrześniu tamtego roku zawiesiłem działalność. Zus spłaciłem po pół roku. Teraz jestem tam czysty.

 

Samochód to też sprawa która mnie nurtuje. Bo za czasów kawalerskich miałem swój. I tak sprzedałem go, dołożyłem, kupiłem następny. I tak co kilka lat. W małżeństwie to chyba cztery tak przeszły. Ale "zaczyn", pierwsze auta, były moje. Kolejne kupowałem też ja, bo ona nic nie dołożyła. Podejrzewam że jeżeli będzie chciał dobrać się do samochodu, to zrobi to tylko żeby mi dowalić - ona nawet nim nigdy nie jeździła - choć ma prawo jazdy, które ja jej opłaciłem. 

 

Jakoś nie martwię się długami, bo to jest do spłacenia. Jeszcze kilka lat i będę na zero. Martwi mi perspektywa alimentów na nią. Na dziecko dam, tutaj nawet nie poruszam tematu. Ale na nią? Miała tyle czasu, i możliwości żeby się ogarnąć. Po rozwodzie, będę musiał przecież gdzieś mieszkać. Dojeżdżać do pracy. Spłać długi. Jak doszłyby mi alimenty na nią to nie ma szans żeby mi starczyło co zarabiam w tej chwili. Ona ma dom (czyli tylko media wyjdą z mamusią na pół) , dostanie 500+, pójdzie po zasiłek, dostanie alimenty... wyjdzie na tym "zarobiona"... i jak mi jeszcze doklei alimenty  to już lepiej nie mogła trafić...

 

W tamtym roku rozmawiałem z adwokatem (taka rozmowa wstępna) i powiedział mi, że ona raczej nie ma szans na alimenty, bo jest zdrowa, ma wyższe wykształcenie, prawo jazdy. Czyli może podjąć pracę. Co do argumentu że spadnie jej poziom życia, to chyba (tak mi się wydaje) też za bardzo nie ma na co jęczeć. Już od ponad roku ma szlaban na kasę. Dostaje tylko minimalne pieniądze. Ja robię wszelkie zakupy itp. Ona to podnosi jako argument, żeby wskazać na "przemoc finansową" z moje strony.

Trochę jestem przerażony możliwościami. Ale jakoś wierzę że dam radę. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Większość tych spraw masz opisane w "Poradniku rozwodnika" do kupienia w sklepiku - dobre jako wstęp do rozmów z adwokatami, żebyś wiedział o co pytać i czego oczekiwać, bo za byle informacje będziesz płacił jak za złoto.

 

Szkoda że dopuściłeś do sytuacji, że nie poszła do roboty. Teraz powie że poświęciła się dla Ciebie i musisz ją teraz utrzymywać...

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki... Wiem że dałem ciała. Za dobry misio byłem. Kochałem ją tyle lat, a ona to chyba dobrze rozegrała... Teraz nie będę tego zapamiętywać. Biorę się za siebie i ogarniam ten syf. W pierwszej kolejności muszę jakieś lokum zorganizować. Potem z kasą. Choć chyba najpierw kasa. Tylko jak się ogarnąć w tak krótkim czasie. Nie będzie łatwo. 

Nie wiem czy to dobry pomysł tak trzasnąć drzwiami i wyjść. Będzie że to ja zostawiłem rodzinę. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@zuckerfrei Tak ma sporo, na prawdę sporo facetów w związkach w Polsce. W większości do końca nieświadomi albo akceptujący to jako kolejność rzeczy.

 

3 godziny temu, marian_koniuszko.1950 napisał:

Tylko jak się ogarnąć w tak krótkim czasie. Nie będzie łatwo. 

Nie wiem czy to dobry pomysł tak trzasnąć drzwiami i wyjść. Będzie że to ja zostawiłem rodzinę

 

Tyle wytrzymałeś więc jeszcze trochę wytrzymasz. Zbierz wiedzę, przeanalizuj wszystko i najważniejsze zacznij odkładać kasę w ukryciu jak najwięcej możesz. W tych okolicznościach jak dasz się ponieść emocjom popłyniesz.... zaciśnij zęby i przygotuj się starannie do okoliczności jakie mogą nastąpić. Żadnych pochopnych ruchów, nie zdradź się, uśpij czujność innych. No i licz się z tym, że nic nie odzyskasz..... nic.

 

PS Władzę proszę pokornie o scalenie postów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za słowa otuchy... Dużo to daje.. Kasa to jest duży problem. Szlag mnie trafia jak o tym myślę. Zarabiam dość dużo jak na warunki w mojej okolicy. Jednak koszty (dojazd do pracy codziennie prawie 100km itp), raty do banków, rachunki zżerają ponad 80% moich dochodów. To co zostaje nie starcza na jedzenie. I tu jest pies pogrzebany.. Bo gdyby ona poszła do pracy i zarobiła te cholerne 1300-1500 zł (co jest obecnie żadnym problemem) to miałbym jakieś szanse na poskładanie się. A tak to jadę od 1 do 15 każdego miesiąca bo potem już nie ma za co. A księżniczka siedzi na dupie i tylko rzuca hasła (przez dziecko, bo do mnie się bezpośrednio nie odzywa): "powiedz jemu żeby zrobił to czy tamto"... powiedz "jemu"... nawet nie powie "ojcu"... A jak ja powiem do młodego o niej per matka to robi awanturę że ona to "mama" jest... Dobra nie o tym ten wątek jest. 

6 godzin temu, Stulejman Wspaniały napisał:

Większość tych spraw masz opisane w "Poradniku rozwodnika" do kupienia w sklepiku

 

... uzbieram jakąś kasę to w pierwszej kolejności nabędę ;) Dziękuje za natchnienie..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, marian_koniuszko.1950 napisał:

księżniczka siedzi na dupie i tylko rzuca hasła (przez dziecko, bo do mnie się bezpośrednio nie odzywa): "powiedz jemu żeby zrobił to czy tamto"... powiedz "jemu"... nawet nie powie "ojcu"... A jak ja powiem do młodego o niej per matka to robi awanturę że ona to "mama" jest... Dobra nie o tym ten wątek jest. 

Chyba bym eksplodował i wytrzaskał ją po gębie za takie coś. Oczywiście nie daj się sprowokować. Mega szacun bracie za opanowanie. Przecież kurwa tak się nie da żyć!

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

słuchaj ludzi na forum.W większości to naprawde ogarnięci faceci z dużym doświadczeniem w tych sprawach.Mi juz swoimi postami nie raz otworzyli oczy.

Tak naprawde nie da sie żyć.Naprawde spokojny z Ciebie facet że wytrzymałeś z nią aż 12lat.

Mialem podobnie u mnie tez zaczynała sie przemoc psychiczna bo tak to trzeba nazwać takie odnoszenie się,z totalnym lekceważeniem. Potem zazwyczaj dochodzi jeszcze przemoc fizyczna bo locha potrafi sie rzucać z pięściami i traktuje Cię zupełnie jak śmiecia.

Pewnie byleś w dołku psychicznym i żadnego wsparcia? a ta zamiast pójść do pracy pokazuje Ci pusta lodówkę i drze ryja weź kredyt bo nie starcza z twojej "zarobotki" i z czego my będziemy żyli.

Też żyłem z księżniczka i mnie nakłaniała do kredytów nawet na bieżące potrzeby.Bo ona druga plazmę chce kupic. Nowa miała być w sypialni.Zakup taki moja traktowała jako bulki na sobotnie śniadanie -artykuł pierwszej potrzeby.Mowie ze nie mam ta mi weź kredyt w banku to rozłożą na równe raty i systematycznie dasz rade spłacić:)

 

Co do dojazdów tez jeżdżę codziennie do roboty po 70km i wiem jakie to męczące.Ale nic nie poradzisz jak jest robota to nawet teraz nie mysl zeby ja rzucać i zostac z niczym bo daleko.Jedynie co to ewentualnie wynajem mieszkania w okolicy twojej pracy.

Nie miej wątpliwości że sie ułoży i będzie dobrze.Coz takie jest życie z "księżniczkami"

zapamiętaj sobie "Royal is not loyal" :)

Księżniczki sie nigdy nie zmieniają najwyżej zmieniają służbę ale w żadnym wypadku nie siebie:)

Pozdrawiam serdecznie i trzymaj się.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest jeszcze jedna opcja odnośnie tych kredytów - a tutaj coś mam do powiedzenia bo windykowałem masę wierzytelności przez dobre 10 lat - weź wszystkie umowy jakie masz podpisane na siebie, pójdź do placówki danego banku i popytaj o możliwość spłacenia twojej części zobowiązania. Ile by tego wyszło łącznie, do tego jakbyś znalazł jakiegoś dobrze, zorientowanego pośrednika finansowego - takiego, który ma dobre układy z bankami a takich jest cała masa - i poszukaj restrukturyzacji dla tych kredytów. Restrukturyzacja to dobra opcja, mniejsza rata miesięczna i do tego dodatkowa gotówka może ci skapnąć. Oczywiście wszystko zależy od tego jak masz skonstruowane te umowy.

W banku możesz otwarcie powiedzieć, że jeden ze współkredytobiorców nie posiada dochodu, a drugi średnio na jeża wywiązuje się ze spłaty. Przypominam, że obowiązek spłaty ciąży na wszystkich - także na twojej, jeszcze, żonie oraz jej matce. Możesz również zagrać va banque i w banku przedstawić, że obecnie nie posiadasz dochodu i nie masz jak zaspokoić banku w zakresie spłaty rat. Opcjonalnie jakby udałoby ci się zorganizować restrukturyzację i wpadłaby ci jakaś fajna gotówka z tego do ręki, to na twoim miejscu od razu pospłacałbym co się dało, zostając z jedną ale mniejszą ratą.

Jak widzisz - możliwości masz wiele - równie dobrze, chyba pora abyś jednak też zaczął wymagać większego, nakładu finansowego w tych sprawach, ze strony obu tych pań.

Albo zrób im taki numer - oznajmij, że od tego miesiąca przestajesz spłacać te kredyty. Ty wiesz już na czym stoisz, a w międzyczasie pozałatwiasz te sprawy we własnym zakresie.

Zanim bank oddałby sprawę do komornika, to jeszcze długa droga do tego - monitoring bankowy przynajmniej 3 miesiące, potem firmy windykacyjne przynajmniej drugie tyle, następnie przed wypowiedzenie umowy oraz samo wypowiedzenie umów to kolejne 2 miesiące, potem znowu firmy windykacyjne kolejne 3 miesiące, ostateczne wezwania do zapłaty i zanim bank odda to do Sądu minie przynajmniej 1 rok.

A od Sądowego Nakazu Zapłaty możesz się odwoływać a to wydłuży temat w czasie.

A jak chcesz naprawdę rozpętać im piekiełko - należy im się oraz tobie fajna rozrywka - oświadcz im, że wystąpiłeś o ogłoszenie upadłości konsumenckiej i czekaj na ich reakcję :)

Chodzi mi o to, abyś małymi krokami, dążył do uzależnienia się od tych wampirów, które wysysają z ciebie potrzebną do życia energię.

Przemyśl to na spokojnie

Edytowane przez Odlotowy
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 13.07.2017 o 23:07, marian_koniuszko.1950 napisał:

1. Jest na nim hipoteka - na remont. Ja jestem głównym kredytobiorcą, ona i jej matka jako współkredytobiorcy. Ja płacę 2/3 raty, teściowa 1/3.

3. Koszty (media, opłaty, podatek od nieruchomości itp) ja 2/3 - teściowa 1/3 (...tak wiem... mieszkam z "mamusią" pod jednym dachem...).

4. Rachunki są opłacane przez mnie, z mojego konta.

 

Witaj Bracie. No lekko to Ty nie masz. Moja rada to RATUJ SIĘ póki nie wpędzą Cię w bagno, z którego nie wyjdziesz.

1. Wyprowadzaj się  tak szybko jak możesz jeśli tylko masz gdzie.

2. Jeśli masz jakąś wolną gotówkę to ją schowaj, zakop na czarną godzinę.

3. Przestań opłacać te rachunki związane z domem. Do domu nie masz żadnych roszczeń i mieć nie będziesz.

4. Na Twoim miejscu zastanowiłbym się nad tym co wyżej pisał Odlotowy o ogłoszeniu upadłości konsumenckiej czyli przestań spłacać te raty w banku. To dom Twojej wkrótce ex-teściowej i niech ona się martwi. Jeśli Ty nie będziesz spłacać kredytu to teściowej zrobi się ciepło pod czterema literami bo hipoteka jest na jej domek.

5. W pracy jeśli możesz podejmij kroki, żeby zabezpieczyć swoją pensję przed komornikiem. Porozmawiaj z pracodawcą to nic nie kosztuje, a może pomoże.

 

Jak to już wszystko zrobisz to dopiero wtedy siadaj do stołu z małżonką i negocjuj takie warunki rozstania, które będą rozsądne i nie spowodują Twojego bankructwa. Pamiętaj, że zdecydowanie lepiej jest pójść do sądu z gotową propozycją ugody czyli co jak dzielicie, jakie alimenty itp. niż zdać się na wyrok Temidy.

 

Trzymaj się!

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Piotrek701 napisał:

5. W pracy jeśli możesz podejmij kroki, żeby zabezpieczyć swoją pensję przed komornikiem. Porozmawiaj z pracodawcą to nic nie kosztuje, a może pomoże.

A to nie jest takie proste i mało, który pracodawca idzie na coś takiego - nikt nie chce potem mieć sprawy w Sądzie albo płacić kary.

Może ewentualnie - jeśli ma ogarniętego szefa - przedstawić mu swoją sytuację, na czym stoi i ewentualnie uzgodnić z nim, że na papierze będzie zarabiać najniższą krajową, a do ręki wypłacać resztę.

Przy najniższej krajowej, komornik pozostawia całość do dyspozycji dłużnika - nie zajmuje jej - ale zaznaczam, że do komornika to jeszcze jest bardzo daleka droga.

Znam jeden - dosłownie jeden taki przypadek, w którym znajomy, ze swoim problemem komorniczym uderzył do swojego pracodawcy.

Nie łudźmy się - komornik przysyła papier do zakładu pracy, a ten zobligowany jest do realizacji postanowienia o zajęciu wynagrodzenia czy innych dodatków do pracy.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Odlotowy napisał:

A to nie jest takie proste i mało, który pracodawca idzie na coś takiego - nikt nie chce potem mieć sprawy w Sądzie albo płacić kary.

Dobra, wydaje mi się, że nie jest tak źle. To wszystko zależy od tego jaka firma i jaki właściciel. Coś takiego na pewno nie przejdzie w korpo czy urzędzie. Natomiast pozostałe gro firm wolumenowo to firmy prywatne zatrudniające od 5 do nawet setek ludzi. Pracuję w firmie rodzinnej zatrudniającej ok 50 ludzi. 35 pięciu to pracownicy produkcyjni fizyczni. Nawet nie macie pojęcia ile przychodzi do nas wezwań od komorników z prośbą o zajęcie kasy na alimenty. Ludzie zazwyczaj się załamują. Spada totalnie wydajność pracy. Głupie myśli przychodzą do łbów o porzuceniu roboty i danie w długą za granicę (jakby ich tam komornik nie mógł znaleźć!). Miałem ostatnio przypadki gdzie wziełem sam takich dwóch deliktwentów i ustaliśmy jak to zrobić, żeby mogli przejść na pensję minimalną, której komornik im nie ruszy, a resztę kasy jakoś im wypłacimy. Zaznaczam, że nie koniecznie pod stołem. Są inne możliwości. Ważne że jeśli pracownik jest OK to się go szanuje i stara pomóc. Ci dwaj goście teraz odetchneli. Zasuwają jak ta lala i są bardzo wdzięczni. 

 

Mam nadzieję, że Marian bohater tego wątku zrobi to samo i przynajmniej sprobuje porozmowiać z pracodawcą. Większość właścicieli firm docenia dobrych pracowników i pomoże w takiej sytuacji. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko, że zapominacie o jednej, prostej, kwestii - musi być dobra wola ze strony pracodawcy, a na gębę pracodawca nie ma obowiązku aby obniżyć wynagrodzenie a już na pewno nie dlatego, że pracownik spodziewa się komornika.

Jeśli spodziewa się komornika, to jest to tylko jego sprawa i jego problem - jak przyjdzie papier od komornika, to obowiązkiem pracodawcy jest realizowanie orzeczenia.

Jeśli już pracodawca ma obniżyć komuś wynagrodzenie to w sytuacji następujących:

1) obniżenie wynagrodzenia jako formy środka dyscyplinującego pracownika

2) z uwagi na zmniejszenie zakresu zadań wykonywanych przez pracownika

3) zmniejszenie wynagrodzenia spowodowane realizacją zasady równego traktowania w zatrudnieniu, polegającą na takim samym traktowaniu pracowników pod względem zadaniowym oraz uposażeniowym

4) zmniejszenie wynagrodzenia z uwagi na uzasadnione, trudności, ekonomiczne pracodawcy - w ramach wypowiedzenia zmieniającego warunki pracy i płacy

Opowieści o tym, że jak pracodawca docenia pracownika, to taka sama iluzja i obłuda jak ta, że kobiety doceniają swoich facetów w związkach - tak samo jak na rynku pracy, taki pracodawca jeśli nie chce babrać się z takim pracownikiem, który ma komornika, na jego miejsce znajdzie sobie innego - bo po co mu ktoś, kto ma komornika. Masa firm nie chce mieć z takimi ludźmi nic wspólnego - a pisanie o motywacjach, myślach o porzuceniu roboty, wyjazdu z kraju - błagam was, darujmy sobie takie dramy. A jak już ktoś komuś ma obniżyć wynagrodzenie, to nie ma wyjścia jak tylko na drodze kodeksu pracy, a poza tym i to jest najważniejsze - zanim dojdzie do komornika, to droga bardzo długa do tego, a poza tym jestem święcie przekonany, że obejdzie się bez komornika. A jak autor wątku dobrze poszuka, to znajdzie i karty płatnicze oraz konta, z zajęciem, których komornik może być problem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz za niepłacenie alimentów przez bodajże 3 miesiące pod rząd z automatu jest sprawa karna i wyrok. A jeśli przy okazji taki delikwent postanowi nie trzymać sztamy i na protokół się pochwali, że pracodawca mu obniżył pensję, to i pracodawca ma duże szanse na zarzuty.

 

Ogólnie, gratuluję pomysłowości i winszuję odwagi czy też braku świadomości (jak kto woli).

 

I gdyby to jeszcze były jakieś niespłacone kredyty lub chwilówki, no to jeszcze, jeszcze. Ale alimenty? Na własne dzieci? Serio?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, rewter2 napisał:

Ogólnie, gratuluję pomysłowości i winszuję odwagi czy też braku świadomości (jak kto woli).

 

Cytuj

Masa firm nie chce mieć z takimi ludźmi nic wspólnego - a pisanie o motywacjach, myślach o porzuceniu roboty, wyjazdu z kraju - błagam was, darujmy sobie takie dramy.

 

Panowie Odlotowy i Rewter2. Jestem tutaj nowy i absolutnie nie zamierzam się z nikim konflikować. Skoro jednak wywołujecie do tablicy to sorry, ale muszę zapytać: skąd koledzy z cywila? Duże korpo? KGHM? Orlen? Urząd Skarbowy? ZUS? 

 

Jest jasne i to już pisałem, że w bardzo wielu przypadkach to nie przejdzie, a pracodawca popędzi delikwenta batem z przyczyn, o których pisaliście. Jednak człowiek ma zawsze prawo walczyć o utrzymanie głowy nad powierzchnią. Tak samo firma walczy o pracownika jeśli jest dobry zwłaszcza w tym syfie, który teraz dzieje się na rynku pracy. Mam wrażenie, że wszyscy, którzy piszą o tym jak to łatwo zastąpić pracownika i wziąść nowego nie mają pojęcia gdzie żyją. Wiecie jak teraz jest ciężko znalejźć wykwalifikowanych spawaczy czy ślusarzy na rynku, którzy nie mają wymagań z Norwegii? Nie? To ja wiam powiem bardzo trudno. Trudno do tego stopnia, że bierze się sotnie ukraińskie, którymi łata się dziury, tylko po to, aby wykonać kontrakt.  Mam teraz sytuację, że powolutku wjeżdża mi na firmę sotnia, a to są już zepełnie inne problemy. 

 

Co do formalności to wszystko da się zrobić lege artis tylko trzeba nad tym popracować co wymaga wysiłku ze strony pracodawcy i pracownika. 

 

Na koniec najlepsze. Oczywiście, że w sytuacji Mariana do komornika jest bardzo daleka droga. Ale ON ten ZŁY jest tam już na horyzoncie i zawsze lepiej rozmawiać wszcześniej w myśl zasady "better safe, then sorry". 

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie... Trochę mocne rozwiązania mi proponujecie, ale wiem że robicie to w dobrzej wierze. Ale po kolei:

1. Upadłość konsumencka to bardzo długi proces. Nie łapię się na to bo jak na razie spłacam długi. Mam dochód (może dupy nie urywa, ale powyżej średniej). Takie nagłe "pogorszenie" mojej sytuacji zostałoby wypunktowane przez każdy sąd - bo to on ogłasza wyroki w takich sprawach (chyba że się mylę to pewnie mnie wyprostujcie). Po za tym upadłość to jest dla kogoś kto wykaże że nie jest w stanie spłacić swojego zadłużenia, bo narasta ono w zastraszającym tempie itp. Ja jeszcze chyba tak głęboko w dupie nie jestem..

2. Wiem że to zabrzmi "biało rycersko" ale w sumie czuje się jednak zobowiązany do spłaty długów - mimo że zaciągałem je w celach "szewskich" - łatałem nimi dziury finansowe - które powstały, bądź co bądź, między innymi przez moją niepracującą, to jednak podpisywałem je ja.

3. Gadanie z pracodawcą o takich numerach jak minimum krajowe - nie przejdzie. Za krótko tam pracuję, za bardzo szanuję tę robotę, żeby robić takie podchody. Po za tym to poważna firma i obawiam się że taki jeden "cukierek" płacowy nie będzie pasował do reszty - co od razu wskaże, że pracodawca robi "szwindel" - całkowicie odpada.

4. Układanie się bankami to inna sprawa. Próbowałem konsolidacji. Nie mam szans na dobre warunki. Mimo że spłacam długi, to jednak spóźniam się z ratami i mam słaby scoring. Dają mi takie warunki, że chyba lepiej mi sprzedać nerki niż brnąć w to gówno co mi proponują. Z punktu widzenia banków to ja jestem "złoty chłopak" - płaci, spóźnia się to płaci więcej za monity telefony itp., wiec nie pozwalają mi umrzeć... Żyć zresztą też nie bardzo... 

 

 

Dnia 15.07.2017 o 15:58, Piotrek701 napisał:

1. Wyprowadzaj się  tak szybko jak możesz jeśli tylko masz gdzie.

Na razie nie mam, ale szukam rozwiązania.

 

Dnia 15.07.2017 o 15:58, Piotrek701 napisał:

2. Jeśli masz jakąś wolną gotówkę to ją schowaj, zakop na czarną godzinę.

Nie mam, pisałem o tym.

 

Dnia 15.07.2017 o 15:58, Piotrek701 napisał:

3. Przestań opłacać te rachunki związane z domem. Do domu nie masz żadnych roszczeń i mieć nie będziesz.

Póki mieszkam, mam obowiązek. Tam mieszka moje dziecko, nie mogę go odciąć od podstawowych mediów.

Co do domu to wiem, że nie mam. Nawet chyba bym nawet nie rościł sobie żadnych praw. Spłacać kredytu za remont (dopóki mieszkam, oczywiście) to też nie mogę. Teściowa wykłada uczciwie swoją część. Tak umowa z nią była, więc nie mogę robić z gęby cholewy. Jak się wyniosę to co innego. 

 

Generalnie to pogodziłem się jakoś z myślami że będę "dygał" z tymi kredytami. Nie wiem jak rozegrać ewentualny "desant". Jak wyjdę z domu to ona powie że porzuciłem rodzinę. Jak zostanę to będzie miała ze mnie bekę, że straszyłem i nic z tego (jak zwykle nie wyszło), a tego chcę najbardziej uniknąć - dać jej satysfakcję. Może powiedzieć że wyjeżdzam "na placówkę"? I wynieść się na miesiąc lub dwa. Choć nie wiem jaki bym tym cel osiągnął. To chyba nie jest dobre rozwiązanie. W sumie to może iść w kierunku - że wyprowadzam się bo nie mogę z Tobą tak dalej żyć i muszę się pozbierać. Cholera ... sam nie wiem...

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, marian_koniuszko.1950 napisał:

Nie wiem jak rozegrać ewentualny "desant". Jak wyjdę z domu to ona powie że porzuciłem rodzinę. Jak zostanę to będzie miała ze mnie bekę, że straszyłem i nic z tego (jak zwykle nie wyszło), a tego chcę najbardziej uniknąć - dać jej satysfakcję. Może powiedzieć że wyjeżdzam "na placówkę"? I wynieść się na miesiąc lub dwa. Choć nie wiem jaki bym tym cel osiągnął. To chyba nie jest dobre rozwiązanie. W sumie to może iść w kierunku - że wyprowadzam się bo nie mogę z Tobą tak dalej żyć i muszę się pozbierać. Cholera ... sam nie wiem...

Kompletnie nie rozumiem twojej postawy, pytasz nas o możliwości, o porady, przy okazji opisując swoją dokładną sytuację, a w konfrontacji z poradami wymiękasz i uciekasz.

Mam wrażenie, że przez te wszystkie lata swojego życia, uciekłeś od samego siebie z uwagi nawet już nie na biało-rycerstwo, ale na poczucie uczciwości, grania fair-play wiedzą i widząc, że reszta wokół ciebie nie gra na tych samych zasadach co ty, wyraźnie i bezlitośnie wykorzystując ciebie do ostatecznych, granic, które zaprowadziły ciebie tutaj.

Tak naprawdę nie chcesz pomocy, chcesz się jedynie wygadać, wyżalić, opisać swoją sytuację ponieważ, najzwyczajniej w Świecie nie masz ani gdzie ani komu - jesteś sam jak palec i nie dajesz już rady samemu, psychicznie ciągnąć tego wózka, a konieczność wprowadzenia zmian w twoim życiu - co jest niezbędne do tego aby zacząć żyć a nie przeżywać - wymaga od ciebie masakrycznych poświęceń, których całkowicie się boisz, od których uciekasz, ponieważ uciekałeś całe życie.

Ale nie chce abyś poczuł, że ciebie atakuję czy krytykuję - ja ciebie znakomicie rozumiem, ponieważ przerabiam obecnie, jeden z twoich, własnych problemów a obecnie borykam się ze zwyczajnym znalezieniem roboty nawet ,, jako takiej" - ale to już mój problem i nie będę go podciągać do ciebie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że te zmiany prowadzą do zakończenia twojego związku mimo, że wiesz doskonale, że ten związek zakończył się dobre lata temu.

A wszystko tłumaczysz naiwnym dobrem dziecka - kierowanie się dobrem dziecka, zaprowadzi ciebie na ulice - może nie dosłownie, ale będzie motywem przewodnim twojego upadku. To nie pierwszy raz zresztą, kilka razy wspominałeś o tym w różnych tematach - gdyby twoja żona, byłaby na twoim miejscu, w ogóle nie brałaby pod uwagi dobra dziecka - tylko własnego dobra i własnego życia ponieważ kobiety, kierują się też egoizmem i takim przekonaniem, że chcą coś dla siebie.

A czy ty zadałeś sobie pytanie - czego ty chcesz? Dla mnie chcesz być naiwniakiem, takim samym naiwniakiem jak faceci, którzy idą do ołtarza przysięgać miłość kobiecie, bardzo wierząc w to, że ta ich kocha. Takim samym naiwniakiem, który trzymając dzieciaka na rękach, myśli, że to jego własne. Takim samym naiwniakiem, których była masa przed tobą. Twoje życie, twoje problemy, twoja sprawa. Tylko potem nie płacz, bo dostałeś kilka dobrych porad tylko boisz się własnego cienia - może być też tak, że nie piszesz wszystkiego, ale zasadniczo nie musisz. Możesz się tylko zastanawiać nad tym co by było gdybyś, rok wcześniej albo dwa lata wcześniej zaczął zmiany we własnym życiu?

Gdzie byś był dzisiaj?

Jak masz jeszcze trochę życia przed sobą to pora abyś zaczął żyć a nie przeżywać, jak przez ostatnie kilkanaście lat - boisz się zmian, boisz się zmienić samego siebie ponieważ, jesteś niewolnikiem samego siebie oraz dwóch kobiet, z którymi żyjesz na co dzień. Wybacz za określenie, ale jak facet mieszka z własną teściową, to tak jakby z nią sypiał - i tutaj jest twoja słabość i tutaj jest twoja niewola.

Widzisz jakbyś swoją, dawną, kochankę nie prowadził jak swojego, własnego, życia - to ten temat też inaczej by się potoczył.

Ale ty lubisz babrać się w g***** i zastanawiać się nad tym co robić?! To zastanawiaj się dalej i niech ci życie dalej tak leci, jak leci teraz.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za szczere słowa. Nie odbieram tego jako atak :) absolutnie. Wiem jak mocno spierdoliłem swoje życie. I wiem że muszę coś z tym zrobić. Dlatego pytam, słucham. Nie neguję żadnych rad. Każdy z Was ma swoje doświadczenia i dzieli się nimi z takimi jak ja. Bardzo to doceniam i szanuję. Każdą uwagę, myśl jaką przeczytałem rozważałem w głowie. Biorę pod uwagę każde rozwiązanie i staram się wybrać to najlepsze dla mnie. Piszesz że wymiękam i uciekam... Na razie nie uciekam, ale boję się cholernie. I nie chodzi o mnie. Chodzi o mojego syna. Kocham go i nie chcę żeby cierpiał, więcej niż teraz, choć wiem że będzie cierpiał jeszcze będzie. Nie dziw się mi. Nie wiem czy masz dzieci, ale to jest straszne, myśleć o nim wiedząc jakie "piekiełko" go czeka. 

Jestem naprawdę zdeterminowany. Wiem co chcę osiągnąć. Choć nie wiem jak... Przecież nie przechodzi się czegoś takiego regularnie. Dlatego pytam i dzielę się swoimi przemyśleniami - wiedząc, że mogą być one krytykowane. Nawet lepiej jak ktoś mi wytknie błędy w moim rozumowaniu...

 

Plan mam - do końca wakacji ogarnąć sprawę z jakimś mieszkaniem. Ogarnięcie się kasą to temat długoterminowy, ale to jest kolejne. Reszta będzie na bieżąco. Rozmowy z synem już prowadzę. Tłumaczę mu co będzie w najbliższym czasie, dlaczego tak się stanie i jak to będę realizował. Tak żeby chłopak wiedział i rozumiał, na tyle ile może. 

 

9 godzin temu, Odlotowy napisał:

obecnie borykam się ze zwyczajnym znalezieniem roboty

Życzę Ci obyś szybko znalazł  dobrą pracę... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, marian_koniuszko.1950 napisał:

Chodzi o mojego syna. Kocham go i nie chcę żeby cierpiał, więcej niż teraz, choć wiem że będzie cierpiał jeszcze będzie. Nie dziw się mi. Nie wiem czy masz dzieci, ale to jest straszne, myśleć o nim wiedząc jakie "piekiełko" go czeka.

Piekiełko czeka na twojego syna, tak na bardzo dobrą sprawę, ze strony jego matki.

Zakładając hipotetycznie, że wszystko ci się uda, tak jak planujesz - właśnie wtedy ona zacznie używać go, przeciwko tobie, do realizacji jej dalszych celów - zacznie go buntować przeciwko tobie.

Pomyśl nad tym, aby uzyskać całkowitą opiekę nad synem - na drodze Sądowej - w trakcie rozprawy rozwodowej.

Myślę, że w tej materii miałbyś duże szansę, aczkolwiek ja zawsze zostawiam tą furtkę, że jednak Sąd jest miejscem bardzo specyficznym i to co dla nas jest podłogą, dla Sądu jest sufitem.

Plus do tego odwieczna zasada - kierowania się dobrem dziecka.

Dla niej rozwiązaniem będzie pójście do pracy, ale zapewne to będzie wymagało od niej masakrycznego, wysiłku, psychicznego albo pójdzie na łatwiznę i znajdzie sobie frajera, który będzie łożyć na całą trójkę, jednocześnie - będąc dla twojego syna, dodatkowym tatusiem, który do spółki z twoją żoną, będą tobie skutecznie utrudniać kontakt z dzieckiem.

Jest na forum temat, którego autor ma utrudniony kontakt z dzieckiem, bo mamusia z nowym gachem wyjechała za granicę.

Ale jeśli uzyskałbyś wyłączne prawo do opieki nad dzieckiem, to problem byłby mniejszy - dzieciak jednak utrzymywałby kontakt z matką.

Najważniejsze abyś ruszył z tematem, z miejsca, jakbyś ogarnął lokal dla siebie do końca wakacji, to już masz nad nią pewną przewagę, że nie jesteś uzależniony od nich i masz gdzie pójść.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.