Późny wieczòr. Zerwał się lekki wiatr, zanosi się na burzę. Szum pobliskiej rzeki jest bardzo kojący. O zapaloną lampę tłuką się ćmy i robaczki świętojańskie. Żaby też już dają wieczorny koncert. Głaszczę psa, który swym ulubionym psim zwyczajem umościł się do snu na moich kolanach. Mądre, buldozie oczka patrzą na mnie. Dwa koraliki. Drugi pies kima już pod stolikiem od dłuższego czasu. Bez ukochanych zwierzaków moje życie byłoby o wiele bardziej ubogie. Podnoszę wzrok. Po drugiej stronie sto