Tak się zastanawiam , czy panny zawieszają czasem poszukiwanie lepszej gałęzi w czasie tzw zakochania czy jak to Wódz nazywa haju hormonalnego czy tylko w tym czasie się tak pięknie z tym ukrywają. Moje pytanie bierze się z niezrozumienia rozdźwięku jaki zauważam między poszukiwaniem przez kobiety emocji i ich emocjonalną generalnie naturą a twardym , do bólu racjonalnym podejściem do spraw bytowych. To się kurde jakoś kłóci. Mimo że są w ch... emocjonalne i tymi emocjami żyją i są targane to i
Afirmacje , wdzięczność za wszystko praktycznie i próby zaakceptowania wydarzeń na zasadzie że skoro coś się dzieje to czy ja to zaakceptuję czy nie to i tak się dzieje dalej więc głupotą jest nieakceptowanie tego faktu. Zawsze robię też sobie taką drabinkę na zasadzie " i co z tego, co się stanie najgorszego i czy już kiedyś tak miałem i czy dałem sobie radę". Medytować nie potrafię ,próbowałem ale bezskutecznie. Bardziej wolę iść po nitce do kłębka ,szukać bezpośredniej przyczyny moich reakcji