Skocz do zawartości

Olka

Samice
  • Postów

    22
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Kobieta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Olka

Kot

Kot (1/23)

1

Reputacja

  1. Masz odpowiedni dział do zadawania pytań, wtedy czekanie będzie mniej czasochłonne Sądzę, że TAKA atencja nie mogłaby być powodem do zazdrości nawet dla najbardziej zdesperowanych kobitek. Przeczytaj, dlaczego obawiam się zgłosić szefostwu. Opisałam to dość wyraźnie. Do tematu jako takiego nie wracam, wracam natomiast do odpowiedzi panów, z którymi się w pełni nie zgadzam - i je prostuję. Ale widzę, że to kompletnie bezsensowne działanie i strata czasu. Co do pytania zawartego w obrazku @dr Mordechaj B'rzyt-wa - też się nad tym zastanawiam Dzięki za pomoc, już wiem, co robić.
  2. @Adolf, NIE JESTEM TROLLEM. Ile jeszcze razy mam to napisać, żebyście przestali o to pytać? Powtarzam to chyba już z piąty raz. Wszystko, co napisałam w tym wątku, jest prawdziwe. Nawet nie wiem, gdzie mogłam w swoich wypowiedziach sobie zaprzeczyć, by zostać uznana za manipulatora i trolla. I na dodatek mężczyznę. Nie zmarnowałam Twojego czasu, nie obawiaj się.
  3. Narzekacie na współczesne kobiety, że szafują dupą, robią z siebie dziwki i brakuje im łagodności. Ale jak ma zachować się kobieta, która czyta na swój temat takie posty? Zniesmaczyłeś mnie, a szkoda, bo wydawałeś się mężczyzną na poziomie. Ani jedno, ani drugie. Napisałam wyżej, że wszelkich odpowiedzi mogę udzielić w temacie dot. anala. Ale nie życzę sobie traktowania mnie jak dziwkę. To już przegięcie. Mężczyzna na poziomie... Gdzie tam, zaraz uraziliście. Niektórzy po prostu, zamiast przeczytać ze zrozumieniem prośbę samicy, z góry zakładają, że chce ich wykorzystać do sobie tylko znanych celów. Skoro proszenie o pomoc jest próbą wykorzystania, to już wiem, by na tym forum o pomoc nie prosić Choć, nie powiem, kilku Panów mi jej udzieliło, za co jestem wdzięczna. Widzę, że z wątku o mobbingu zrobił się jakiś, bo ja wiem, kącik wzajemnej adoracji. Panowie, ja tu przyszłam o coś zapytać, dostałam odpowiedzi - podziękowałam. Byłoby więc miło darować sobie pisanie nie na temat oraz obrażanie mnie i traktowanie jak dziwkę i trolla. Jeśli już musicie, wyżyjcie się na kobietach, które naprawdę zalazły Wam za skórę, nie wydaje mi się, bym do nich należała. I teraz - bez foszków, tupania nóżką i taktycznego wycofania: miłego wieczoru.
  4. @Adolf, życzę miłego wieczoru. Pozostałym Panom również.
  5. Mogłabym, pewnie. Tyle że się obawiam, że go to tylko zachęci i uzna, że "przecież dałaś mi przyzwolenie". Tak, nie jest fajnie przyjmować komplementy od kogoś, kto wyzwala w nas strach Wiem, cholernie trudno to pojąć. Skoro wg Was taka reakcja nie doprowadzi do tego, że zacznie być bardziej nachalny, to spróbuję. Choć mam dziwne wrażenie, że odbierze to jako tzw. zielone światło. Całkiem możliwe. Na jego widok mam odruch wymiotny (NIE MÓJ TYP, JEST PASKUDNY), więc trudno o Niagarę między nogami. Ja go unikam, bo mnie obrzydza, nie dlatego, że kręci. Z tym drugim przypadkiem radzę sobie zupełnie inaczej. DlaczegÓŻ wyzwala strach? Bo jest momentami przerażający. Panowie, dziękuję raz jeszcze, kolejny punkt widzenia daje mi mocno do myślenia, że może faktycznie, zamiast się bać, powinnam reagować inaczej. A z racji tego, że nie chcę Waszej atencji, proszę o nieudzielanie się już w tym temacie. Chyba wszystko zostało w nim napisane
  6. Dostałam porady pt.: "daj mu dupy" i "kamerka". Jak dla mnie pierwsza w grę nie wchodzi, a druga w ostateczności. Więc gdzie tu to "silnie argumentowanie"? Wskaż mi, proszę, gdzie tu była argumentacja do innych porad, która nie odnosiła się do ANALIZY MOJEJ OSOBOWOŚCI, lecz do RAD, CO ZROBIĆ. Poza dupą i kamerką oczywiście. Z góry dziękuję. Na jakiej podstawie tak piszesz? Zacytuj, proszę. Jak ktoś lubi cycki i wstawia je w avatara, to jest ok, ja zaś lubię truskawki w śmietanie, wytrysk w usta również - to już nie jest ok? Napisałam wcześniej z podziękowaniami za rady i analizę, a teraz PROSZĘ O NIEMARNOWANIE CZASU NA BEZPRODUKTYWNE UDZIELANIE SIĘ W TYM WĄTKU, JEŚLI MA ONO POLEGAĆ NA NIEDAWANIU RAD. To chyba najlepszy dowód na to, że atencja to ostatnie, na czym mi zależy. Jeśli nikt nie ma innego pomysłu na rozwiązanie sprawy, proszę, zamknijcie ten temat
  7. Akurat zdrada nie jest dobrą podstawą do racjonalizacji, bo świadczy o słabości, a nie wygórowanych potrzebach
  8. Ja takiej rady nigdy nikomu nie dałam, nigdy nie zdradziłam (za to zostałam zdradzona i wiem, jakie to ku*ewskie uczucie) i brzydzę się tym. A to, że znajome z pracy poleciły mi, bym poszła z O. do łóżka, niewiele mnie obchodzi. Po co mam rozwalać coś, co się sprawdza, daje radość i stabilizację? Jakbym miała spojrzeć w oczy swojemu mężczyźnie po tym, jak zrobiłam z siebie szmatę? No błagam...
  9. I tego właśnie chciałam - by po moim "HALO, JESTEM ZAJĘTA, NIE ZARUCHASZ" określił się i albo był kolegą, albo dał sobie ze mną spokój - tak, kosztem pomocy również. Ale Ty jesteś normalny, on najwyraźniej ma z tym problem. Jakbym miała robić z siebie ofiarę, to nie miałabym czego szukać w tej branży. Z ubiorem już się określiłam. Skoro tak, to dlaczego się tutaj udzielasz? Opisałam, co robię, ale to i tak najwyraźniej nie ma najmniejszego dla Ciebie znaczenia. W takim razie szczerze dziękuję za poświęcony mi czas i próbę dokonania analizy mojej osobowości (tu też pragnę podziękować @Mosze Red - wiem, tracicie swój czas na moim wątku głównie po to, by ostrzec innych chłopaków, ja to rozumiem, ale naprawdę nie sądzę, by Wasze tezy odnosiły się w tym przypadku do mnie. Niemniej - dzięki za sam czas ) @Artem, dzięki za odzew, pośmialiśmy się, fajnie było. Peace Dla mnie Alfą jest mój facet (nie, nie jest wątły, niski, mały ani w typie życiowej sieroty, ale mniejszy od O., więc konfrontacja raczej sensu nie ma. Tylko dlatego o tym wspomniałam.) Bo nie ma. Napisałam, ponieważ zasugerowano mi, że jestem z moim, bo jest mi do czegoś potrzebny, a do czego (męskim tokiem rozumowania) mógłby być potrzebny, jak nie do opłacania mi życia i seksu? Hajsu z niego nie doję, na innych skakać nie chcę, z nim chcę być, więc nazywam to miłością. Może i są takie samice, ja mam to do siebie, że wchodzę do sklepu tylko wtedy, kiedy wiem, co chcę kupić. I jak tego nie ma, szukam dalej. Tak, są baby nielubiące kupować ciuchów i butów. Ja dostaję szału, musząc w tym wszystkim grzebać, przymierzać i stać w kolejkach. Dlatego zamawiam z neta - konkretny model i kolor Naprawdę tak do odbieracie? Ja poprosiłam o radę, dostałam kilka propozycji pt.: "daj mu dupy" (odpada, aż się dziwię, że chcecie tak dowalić mojemu chłopu nie wiedzieć czemu, choć chwytam to poczucie humoru) i jedną "z kamerką" (kamerkę uważam za spoko pomysł, w ostateczności). Poza tym otrzymałam tez szereg tez na "mój" temat, choć starałam się wyczerpująco wyjaśniać, dlaczego się z nimi nie zgadzam. Stąd też, z uwagi na to wyczerpujące wyjaśnianie, nie mogę zgodzić się z kolejną tezą, jakobym traktowała Was jak niedojrzałych ignorantów. Mam Was za świadomych swojej wartości samców, którzy nie skamlą kobiety o chwilę uwagi (I MNIE TO CIESZY, BO WSZĘDZIE ALBO PIZDUSIE W RURKACH, ALBO SIEROTY ŻYCIOWE UPATRUJĄCE W PARTNERCE POŁĄCZENIA MAMUSI I WĄSKIEJ PIPKI, ale to nawiasem). Dlatego właśnie Was postanowiłam poprosić o radę. Jak wyżej napisałam - dostałam w gruncie rzeczy dwie konkretne, jedna z nich wydaje się być sensowna, choć ryzykowna. Ale serio - jeśli któryś z Was odebrał moje posty jako chęć dowalenia bądź nazwania Was ignorantami, to, zapewniam, nie to miałam na celu. Nie uważam tak. Dlatego, drodzy Panowie, dziękuję raz jeszcze za poświęcony czas. Będę ten wątek czytać jeszcze kilkukrotnie, może nasuną mi się nowe wnioski, może spojrzę na tę sprawę innym okiem. I, chcąc uczynić zadość Waszemu dyskomfortowi pt." zmarnowałem czas na trolla?" pragnę zapewnić, że nie jestem facetem, a sytuacja przeze mnie opisywana zdarzyła się naprawdę. I w sumie nadal trwa. Pozdrawiam.
  10. Odniosłeś takie wrażenie, czytając mojego posta, czy z góry szufladkujesz, bo tak wygodniej? Ja za tę robotę miałam ochotę tych ludzi po rękach całować, więc nie pisz bzdur, że miałabym się czuć Wielką Panią po Studiach (których nie skończyłam ) To robiłam wiele razy na poprzednich praktykach i cieszyłam, że uczę się nowych rzeczy. Jeżeli sądzisz, że wszystkie samice są tak tępe, by uważać, że OD RAZU dostaną super odpowiedzialne zadania, to bardzo grubo się mylisz. Śmiać mi się z tego chce tak samo jak ze świeżo upieczonych absolwentów uczelni wyższej, którzy "za mniej niż 3 koła tyrać nie będę", jakby mieli faktycznie duży wybór na starcie. Mnie życie od małego już dziecka nauczyło pokory. I z pokorą idę w świat. Współczuję spotykania na swojej drodze tego typu kobiet. Ja staram się unikać Nadinterpretacja. Kolejna zresztą. Do przebiegłości mi daleko (pokora), ale czytając tego typu posty aż żałuję, że nie urodziłam się w lisim futerku. Wolałabym jednak nie spotykać na swojej drodze mężczyzn mających Twoje poglądy, bo chciałabym żyć uczciwie, nie przebiegle, a z takimi jak Ty chyba się niestety nie da (to by wyjaśniało, dlaczego zadają się z Tobą głównie tego typu przebiegłe kobiety, a muszą zadawać, skoro uważasz, że to nasza domena )... Jesteś w bardzo wielkim błędzie. I przykro czytać takie rewelacje na swój temat, wiedząc, że są bezpodstawne i nieprawdziwe. I w przeciwieństwie do niektórych mam szacunek do drugiego człowieka - z urzędu. Do momentu, aż on wykaże się brakiem szacunku do mnie. Mnie obgadywanie swoich byłych obrzydza, bo wiem, że osoba, która nadaje na kogoś, z kim kiedyś dzieliła chwile, jest fałszywa i niewarta zaufania. I będzie mówiła tak o każdej kolejnej osobie przewijającej się w jej życiu. Jakbym chciała skoku, to bym skoczyła - to takie trudne? Po co mi coś trwalszego, skoro mam fantastycznego faceta, któremu żaden inny nie dorasta do pięt? Jak sądzisz, po co informowałam O., o szczęśliwym związku? Żeby miał co rozwalać, czy może żeby się odczepił? Nie nazywaj mojego mężczyzny opcją, bo mnie to obraża. Tym bardziej, że niczego od niego nie potrzebuję. Żyjemy razem kilka lat, uzupełniamy w wielu kwestiach, finansowo jestem całkowicie niezależna. Jestem z nim z wyboru, bo go kocham (tak, wiem, "miłość nie istnieje"), bo chcę z nim być, a nie dlatego, że jest kołem zapasowym w razie, gdybym nie znalazła innego Alfy. Nie musiałabym wcale daleko szukać. Napisałam w poprzednim poście, jak to DOKŁADNIE wyglądało i wygląda. Jedyne, co robiłam, a co mogło go zachęcić, to uśmiech (uśmiecham się DO WSZYSTKICH LUBIANYCH PRZEZE MNIE OSÓB). Właśnie z uwagi na to, że po niedługim czasie zaczął mnie "rwać", bardzo mocno zwracałam uwagę na to, by nie zachowywać się kokieteryjnie. Nawet koszule zaczęłam zapinać pod samą szyję. Bardzo pilnowałam tego, by żadnego mojego zachowania nie odebrał jako próbę flirtu. Nawet przestałam patrzeć mu w oczy, kompletnie unikałam kontaktu wzrokowego. I, jak już wyżej pisałam, mówiłam mu chłodnym tonem, żeby przestał, że sobie nie życzę. I moje słowa były spójne z zachowaniem, bo - o dziwo - nie kręciłam wówczas pupcią i nie puszczałam zachęcająco oczka. Czy mogłam go sfriendować po tym, jak nigdy nie dałam mu choćby najmniejszego przyzwolenia na jakikolwiek flirt? Najmniejszy. Nie. Byłam miła, bo jestem miła dla tych, których lubię. Wszystkich tak samo. Dla mego mężczyzny, dla szefostwa, dla O., dla załogi, dla mamy, dla pani w sklepie, dla dziecka na placu zabaw. Nie lubię ludzi sprawiających wrażenie wiecznie niezadowolonych i burczących, nie lubię też bitch face'ów, nie lubię cwaniaków. I staram się nie być taka, czego nie lubię w innych. Nie, nie robiłam wszystkiego, by chętniej pomagał. On proponował pomoc, ja się zgodziłam. Podczas pisania pierwszej umowy co jakiś czas pochodził i sprawdzał, jak się sprawy mają, po czym wdawaliśmy się w dyskusje na jej temat. Następnie on doradzał, czego unikać, zwracał uwagę na błędy, mówił, co jest dobrze. I wiedziałam, że zarówno do niego i jak reszty ludzi mogę się zawsze zwrócić z pytaniem bądź prośbą o chociażby interpretację jakiegoś przepisu. Sądziłam, że ta otwartość ma na celu dobre wyszkolenie nowego członka grupy, by firma mogła na tym tylko zyskać. Naiwnie, wiem. Może więc Twoje słowa o tym, że nie jestem głupia, nie mają tutaj poparcia. Im więcej analizuję, czytam Wasze posty i na nie odpowiadam, tym więcej widzę. Tylko nadal nie wiem, co naprawdę mogło go zachęcić do próby wyrywania, skoro od początku mówiłam wprost, że nic z tego. @GluX, czy gdyby taka panna powiedziała Ci, że jest w szczęśliwym związku i nie życzy sobie, byś jej prawił komplementy, nadal byś do niej podbijał? Odniosłam wrażenie, że macie mnie za jakiegoś wampa, który usadził się na 10 lat starszym Alfa i wyssał z niego wszystko, co było mu potrzebne, po czym wyrzuciło do kosza. Moje odczucia natomiast są takie, że błędem było przyjmowanie tej pomocy, bo mogłam założyć, że zechce mnie wyrwać. Nie założyłam tego. Sądziłam wręcz, że mężczyzna jego pokroju szukałby zdobyczy u kobiety na jego poziomie zawodowym, w podobnym wieku, która wie, czego chce i ma jakiś konkretny cel, wiecie, taka typowo businesswoman. Dlatego czułam się bezpiecznie, bo jestem o wiele głupsza i na samym początku jakiejkolwiek kariery. Kompletnie inny poziom. I teraz wychodzi na to, że się go boję, nie jestem w stanie przewidzieć jego zachowania w danym dniu, nie wiem, co mu strzeli do głowy. Wstaję rano i zamiast myśleć o rozpoczęciu dnia dobrym seksem z moim facetem, mam ochotę zniknąć na myśl, że znowu spotkam w firmie O., bo cholera wie, czy będzie tylko miły, czy może chciał mnie podenerwować, napawając moim strachem. On się zachowuje nie jak Alfa, tylko niestabilny emocjonalnie dzieciak, który wkurza się, że nie dostanie upatrzonej zabawki. Może Ty, @GluX, stawiasz się na jego miejscu zupełnie niezasadnie, może dlatego, że Ty jesteś normalnie myślącym facetem, a on ma jakieś zaburzenia? Poza tym, wiedz, proszę, że ogromne prawdopodobieństwo =/= pewność. W tym wypadku tak jest. Zresztą, dobra, fajnie, analizujemy, Wy stawiacie tezy, ja odpowiadam, Wy podważacie, ja znów odpowiadam i tak w koło Macieju, ale jak i czy można to jakoś rozwiązać? Konkretnie.
  11. Pojawiłam się, doświadczenie miałam niewielkie, ale na tyle spore, by móc od razu otrzymywać konkretne zadania dalekie od parzenia kawy i kserowania dokumentów (sporządzanie pism procesowych, sporządzanie umów handlowych - przy umowach właśnie O. pomagał mi najbardziej, wyszczególniając, na co powinnam zwracać uwagę, czego się wystrzegać, jakich sformułowań używać, jak kombinować, by była najbardziej korzystna dla Klienta). Chyba nie napisałam zbyt wyraźnie w 1. poście, że to O. podszedł jako pierwszy, przedstawił się i zapytał, czy mnie "poprowadzić" i wdrożyć w obowiązki, czy chcę poprosić o to kogoś innego. Jako że wydawał się sympatyczny (nie sprawiał wrażenia bycia psycholem), zgodziłam się, zadowolona, że ktoś ogarnięty zechce sam z siebie poświęcić mi swój czas. Propozycja z jego strony padła w ciągu pierwszych 20 minut od pojawienia się mnie po raz pierwszy w firmie. To, co napisałam wyżej, podważa Twoją tezę. Poza tym nie ubieram się wyzywająco (wow?), nie noszę miniówek i wydekoltowanych bluzek, chyba że wyuzdanym są eleganckie koszule, ołówkowe spódnice przed kolano i niewysokie szpilki, to wtedy, przyznaję, mogłam dać do zrozumienia, że chętnie pokupczę pupą. Opisałam moją relację z O., ale chyba nie dość dokładnie. Otóż: - uśmiechy i owszem, uśmiecham się do wszystkich, których lubię. Niezależnie od wieku i płci; - z jego strony to kumplowanie nie było niewinne od początku (o czym napisałam), bo wypytywał mnie o życie prywatne, a ja z marszu poinformowałam go, że jestem w wieloletnim, szczęśliwym związku; - nigdy nie dotknęłam O., bo nigdy też nie czułam się przy nim na tyle swobodnie, by potraktować go jak dobrego kumpla (a tylko dobrego kumpla mogę poklepać po ramieniu czy przywitać buziakiem w policzek) - nigdy też nie dałam mu do zrozumienia, że sobie nie radzę; robiłam swoje, a gdy miałam problem, pytałam, czy moje rozumowanie jest właściwe, czy może gdzieś popełniam błąd i dlaczego - on przyznawał rację bądź tłumaczył, co jest nie tak; w ramach jasności - nie tylko jego o to pytałam . Nie kokietowałam, napisałam wyżej, że wręcz prosiłam, by mnie nie komplementował - nie zauważyłeś, czy nie chciałeś zauważyć? Każda próba flirtu z jego strony spotykała się z murem. Każda. Otóż nie bardzo. Dostałam pochwałę, która sprawiła, że uwierzyłam w swoje możliwości i to, że uda mi się rozwinąć skrzydła, gdy podwoję starania i zaangażowanie. O. w ramach wdzięczności (której nigdy nie ukrywałam) otrzymał ode mnie ulubiony alkohol (uznałam, że tak wypada). Jako że dupcią nigdy nie szczułam, nie czułam się w obowiązku się nią dzielić. Później, drogi Red, starałam się niezmiennie od początku utrzymywać kontakt na stopie koleżeńskiej, ale on zaczął być bardziej nachalny pomimo moich próśb, rozmów o tym, że nie życzę sobie takiego zachowania i tekstów oraz oznajmienia, że lubię go jako kolegę i źle się czuję, gdy wali do mnie takie teksty. On to wiedział od samego początku. Stawiałam sprawę jasno. Sądziłam, że dla mężczyzny tekst: "Jestem w szczęśliwym związku, nie komplementuj mnie, nigdzie z tobą nie pójdę" = "nie zaciągniesz mnie do łóżka, więc jeśli jest to twój główny cel, przestać to robić pod przykrywką pomocy w pracy - po prostu z tym skończ". Jeśli nie, to jak z Wami rozmawiać? Zawsze trzeba wyzywać, od samego początku? "Odwal się ode mnie, gnoju, nie znam cię, ale wiem, że chcesz mi pomóc, by zaruchać"? Wtedy wyszłabym na wyniosłą dupcię przekonaną o swojej zajebistości i cudowności posiadanego tyłka. Poza tym, powtórzę, OD SAMEGO POCZĄTKU SPRAWIAŁ WRAŻENIE PO PROSTU SYMPATYCZNEGO GOŚCIA, zaczął odwalać manianę po ok. miesiącu. Nie myl "przestała zauważać" z "poprosiła, żeby jej nie komplementował, mówiła, że źle się z tym czuje, zabroniła mu się kiedykolwiek dotykać", bo ja go zauważać nie przestałam. Jedyne, co ucinałam, to próby flirtu i spotkań. O sprawach zawodowych czy neutralnych rozmawialiśmy jeszcze do niedawna swobodnie, z uśmiechem. Bez kokieterii. Od początku, odkąd zapytał, wiedział, że jestem w związku. Szczęśliwym. Że nie podoba mi się jego komplementowanie mnie. Dlaczego więc liczył na coś więcej? Wy tak zawsze? Mam wielu kumpli. Gdy któreś z nas prosiło drugie o pomoc, nie było problemu. Gdy jakiś dawał do zrozumienia, że chciałby się umówić, mówiłam wprost, że nie jestem zainteresowana i jeśli przysługa ma być za "przysługę", to ja podziękuję. Wtedy odpuszczał. Dla mnie to normalne, że po zakomunikowaniu komuś wprost "nic z tego" ten ktoś uważa, że "nic z tego". 1. Nie umocniłam pozycji, jedynie uwierzyłam w swoje możliwości. Nadal się uczę. Nie noszę głowy wysoko, bo wiem, jak bardzo jest to złudne. 2. Nie mam psiapsiółek, tylko starsze o 10 lat współpracownice dziwiące się, że nie chcę się z nim przespać. Jak wyżej napisałam, co powinieneś również dostrzec, nie zgadzam się z ich opinią. Gardzę tym. I przez to nie mam zamiar bawić się w żadne gierki i być pośrednikiem do mszczenia się na kimkolwiek. Nie kumpluję się z nimi. - był, jest i będzie potrzeby jak każda osoba w tym zespole. Uczę się, nie tylko we własnym zakresie, ale często właśnie od nich - starszych pracowników. Bardzo go cenię za jego wiedzę i umiejętności, jest profesjonalistą i często się także na nim wzoruję (o czym wie); - nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ z racji bycia w związku nie mam zamiaru wdawać się w żadne pozazawodowe relacje z kimkolwiek; - szanuję go jako pracownika, uważam za swego rodzaju mentora, szanuję jego umiejętności i pracę, do pewnego momentu szanowałam go jako człowieka, ale on przestał szanować mnie w momencie, gdy był głuchy na moje prośby, dotykał mnie wbrew mojej woli (KTÓRĄ GŁOŚNO ARTYKUŁOWAŁAM), śmiał się, gdy mówiłam, że mnie to denerwuje i czuję się niezręczne - czy taka osoba zasługuje na szacunek? - nie gardzę NIM, tylko JEGO ZACHOWANIEM - od początku tak było i się to nie zmienia - to, co napisałam wyżej, sprawia, że Twój argument upadł; - szans na awans nie mam jeszcze na pewno choćby z racji przygotowywania się dopiero do egzaminu na aplikację, do którego jeszcze daleka droga więc nie, nie chcę żadnych awansów, tylko zdobywać doświadczenie i mieć do wpisać w CV On: nie słucha tego, o co proszę, ma gdzieś mur obojętności, wyśmiewa moje zdenerwowani i prośby, by mnie nie dotykał, arogancko zlewa na moje złe samopoczucie i wprost wypowiedziane "daj mi spokój" i męczy mmsami z serduszkami. To jak ja mam się czuć? Zamiast fajnego kolegi zyskałam... firmowego stalkera? Dla mnie jego działania, które wykonuje WBREW MOIM PROŚBOM I ROZMOWOM, podchodzą pod mobbing. Ja się go po prostu, ku*wa, boję. Nie zgadzam się. Wyżej opisałam, dlaczego. Nigdy nie chciałam go wykorzystywać i naiwnie sądziłam, że robi to bezinteresownie. Ale młoda jestem, uczę się. Również dzięki Wam. Tu się zgadzam - zjebałam, że wyraziłam chęć przyjęcia pomocy. Teraz widzę, że tak naprawdę właśnie to stało się przyczyną tej całej syfiastej sytuacji. A inne samce? Podobno na niektórych działa tylko argument siłowy, którego ja - z racji fizyczności - nie posiadam. Nie ukrywam również, że wolałabym go uniknąć. Napisałam w którymś poście wyżej, dlaczego. Jakbym chciała wzbudzić zazdrość, to już by o wszystkim wiedział. Zastanawia mnie natomiast, do czego przydaje mi się niby chłopak - studenciak? Odpowiedz, proszę, bardzo mnie to nurtuje. Pozwól, że odpowiem, choć napisałam to w 1. poście - nie poszłam do szefów, bo: - kumplują się z O. - nie chcę robić syfu w firmie - obawiam się zemsty O. w związku z czym: nie mam szans. I jeśli przeczytasz to, co napisałam wyżej, zobaczysz być może, dlaczego powyższa sytuacja nie jest urojona. Ja to nazywam: poczekać, aż da mi święty spokój i znów zacznie być normalnym kolegą bez nachodzenia, dotykania i uskuteczniania prób flirtu. Na podstawie mojego powyższego wywodu, ta napisana przez Ciebie teza jest mocno naciągana. To, że Ty miałeś takie podwładne nie oznacza, że ja również do nich należę. Od jakichś 2 miesięcy proszę o pomoc głównie kobiety, bo zaczęło do mnie docierać, że wielu mężczyzn nie pomaga kobietom bezinteresownie, choć znam takich, którzy to potrafią. I nie kręcę dupką, dżizes. Tylko przed swoim mężczyzną. Popieram. Serio. Napisałeś szczerze, poświęciłeś swój czas, ja to doceniam i dziękuję, bo także Twoja wypowiedź dała mi do myślenia. Choćby z tą kamerą. Chcę, by było jasne - ostatnią rzeczą, jaką bym życzyła sobie, O., tej firmie jest to, by go udupczyć. Jest świetny, wnosi do firmy bardzo wiele, wniósł bardzo wiele w moje wyniki i byłby naprawdę fajnym człowiekiem, gdyby mnie tylko posłuchał i dał spokój z tym wszystkim. Ale Red chyba naprawdę nie rozumie, jak to wygląda, być może opisałam to niezbyt dokładnie, nie wiem. Ja po prostu mam wrażenie, że O. chce mnie w jakiś sposób od siebie uzależnić. Jakby czerpał radość z tego, że sztywnieję i ogarnia mnie paraliż, gdy podchodzi blisko, jakby cieszył się, gdy mówię, że sobie nie życzę. Jakby postawił sobie za cel złamanie mnie, skoro - jak mówił - "zawsze dostaje to, czego chce". Jakby w coś grał. Raz podchodzi i, widząc moje spięcie, zagaduje o najzwyklejszą duperelę, ja się rozluźniam, gadamy normalnie, usypia na jakiś czas moją czujność, by za jakiś czas i podejść i uskutecznić zaczepki w stylu "ale bym ci wycałował te usteczka" , po czym mam ochotę się rozpłakać albo mu przywalić z nerwów, a on to widzi i się ewidentnie cieszy. I siedzę sobie rozdygotana przez kolejne 15 minut. I jestem w dupie z robotą. Więc, @Adolf, pragnę Ci raz jeszcze podziękować za poświęcony czas i zapewniam, że nie zawracałabym Wam tyłków, gdyby mnie to nie zżerało od środka. Sądziłam, że tylko ogarnięci panowie dadzą najskuteczniejsze rady na kogoś tego pokroju. Wybaczam Jak dla mnie, to żadna opcja nie jest wystarczająco dobra :/ Nie sądziłam, że to coś niekonwencjonalnego. Ja pod tym pojęciem rozumiem bardziej zabawy typu mocne BDSM, bukkake, gangbang, do których mi jednak daleko. Bardzo.
  12. Generalnie nie mam problemu tego typu przywaleniem kumplowi/obcemu kolesiowi, bo wiem, że to skutecznie kurczy im jaja, ale w tym wypadku mam spore opory wynikające z tego, że: - nie chciałabym wyjść w miejscu pracy, w obecności starszych i bardziej doświadczonych ode mnie osób na wulgarną, pyskatą i niepanująca nad emocjami gówniarę, bo być może przestaną mnie traktować poważnie, - po takim objeździe mógłby uznać, że lubi takie cięte jęzorki (gdy głośno nazwałam go oblechem, zaśmiał się i odparł coś w stylu "przecież lubicie niegrzecznych chłopców", także niezbyt się przejął, pajac jeden ;/ ). I choć z jednej strony rozumiem, że takim warknięciem mogłabym mieć trochę większy szacun, to z drugiej wątpię, by jego szefo-koledzy ryknęli na to śmiechem i przybili mi piątkę - prędzej uznaliby, że studenciarę lekko poniosło i trzeba przykręcić jej śrubę. Pewnie mam jakieś 50/50 szans na wystąpienie ww. konsekwencji, ale nie jestem pewna, czy chcę ryzykować. Jakbym była tam dłużej, miała luźniejsze relacje z załogą (najmłodsza po mnie osoba jest ode mnie 6 lat starsza i większość traktuje mnie jak "młodszą siostrę") lub była w zbliżonym do nich wieku, to pewnie nie zastanawiałabym się nad tym ani chwili. To natomiast jest BARDZO dobre, ale zamiast go jawnie wyśmiewać (bo co, jeśli zamiast marnego korniszonka wyciągnąłby przerażającego pytona? Moje wyśmianie mogłoby nie zabrzmieć wiarygodnie ), mogę nagranie skutecznie ukryć i go nim szantażować, że w razie jego kolejnego podskakiwania ujawnię kompromitujące treści. W końcu w tej branży wyciąganie wacka na zawołanie nie należy do obowiązków pracowniczych... To może się udać. Tylko muszę to dobrze zorganizować. Dziękuję, Panowie!
  13. Spodziewałam się, że aktywne użytkowniczki będą charakteryzowały się właśnie tą Świadomością, bo pozostałe na bank pouciekały w popłochu Mnie się podoba o tyle, o ile być może pomogłoby to zetrzeć mu z twarzy ten jego paskudny uśmieszek, ale obawiam się mocno konsekwencji w postaci jego zemsty/zwolnienia mnie z pracy. @nieidealny świat, dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi. Przeszedł mi przez myśl motyw z dyktafonem i nagraniem jego tekstów, lecz obawiam się, że męskie (i lubiące go od lat) szefostwo stwierdzi, że facet jest po prostu miły i powinnam się raczej cieszyć, że darzy mnie sympatią (a między sobą śmiać z mojej głupoty i naiwności). Jednakże ten pomysł chyba wydaje mi się póki co najsensowniejszy i pewnie niebawem go zrealizuję. A odnośnie tego, że "za słabo warczę" - jak powinnam więc zareagować? Nie pomogły prośby, nie pomogło unikanie, nie pomogło powiedzenie mu wprost, że NIE CHCĘ, nie pomogło olewanie i wyzywanie od oblechów. Powinnam go ostrzej zwyzywać? Dać mu w mordę? Skopać krocze? Być wyniosła i sprowadzać go chamsko do parteru? Obawiam się, że takie reakcje mogłyby jedynie doprowadzić do eskalacji tej porąbanej atmosfery, a jemu w to graj... Jakie konkretnie słowa bądź zachowania mogłyby go na maksa zniechęcić? (Zaprzestanie dbania o higienę, dłubanie w nosie i chodzenie w brudnych, za dużych ciuchach nie wchodzi w grę ) (Raz jeszcze dziękuję za odzew )
  14. Witajcie. Od razu pragnę zaznaczyć, że trudno było mi wybrać odpowiedni do tego tematu dział, lecz niestety Rezerwat jest w owe działy dość ubogi, choć rozumiem, że przykładowo taki zatytułowany: "Problemy kobiet" powodowałby u Was dreszcz obrzydzenia i chęć szybkiej ewakuacji Do rzeczy. Od roku pracuję w pewnej firmie. Jest nas 12 - 8 mężczyzn i 4 kobiety. Praca jak dla mnie idealna, bo pozwala zdobywać doświadczenie i praktykę będąca uzupełnieniem studiowanego kierunku. Zarobki niezłe jak na studenciarę (23 l.), zakres obowiązków w pełni mi odpowiadający, ludzie - z jednym wyjątkiem - naprawdę sympatyczni i towarzyscy. Ale właśnie - jest wyjątek. Nazwijmy go O. O. ma 33 lata, pracuje w firmie od 6 i trzeba przyznać, że jest naprawdę dobry w tym, co robi. Jest również bardzo pewny siebie i arogancki. Typ lovelaso-pakerko-żelusia (a kysz!). Odkąd pojawiłam się w zespole, usiłuje zwrócić na siebie moją uwagę. Początkowo zagadywał i zgrywał tzw. "dobrego kolegę". Pomagał mi wdrożyć się w strukturę firmy, dawał dobre rady dotyczące wykonywania obowiązków, zwracał uwagę na błędy, które popełniałam, bym mogła się ich w przyszłości wystrzegać, opowiadał o szefostwie itp. Ogólnie pod tym kątem zawdzięczam mu naprawdę dużo, wiecie - moja pierwsza poważna praca, duży stres związany z tym, czy się sprawdzę i paraliż, że nie podołam. Dałam radę, ale to on pozwolił mi się wyluzować i uwierzyć w swoje możliwości. Jednakże dopytywał mnie o życie prywatne, dawał do zrozumienia, że jestem w jego typie ("w tej bluzce wyglądasz zjawiskowo", "ta sukienka sprawia, że trudno oderwać od ciebie wzrok" i tego typu pierdy). Żeby była jasność - od razu powiedziałam mu, że jestem w wieloletnim, szczęśliwym związku, a na komplementy mówiłam krótkie "dziękuję". Wyczułam, że chce ode mnie czegoś więcej, więc ucinałam wszelkie próby flirtu czy propozycji na "koleżeński wypad na piwo po robocie". Na jedną z takich propozycji odparłam, że bardzo chętnie stawię się na takim piwku z moim chłopakiem, by mogli się poznać, ale wtedy się wymigał i temat chwilowo ucichł. Po dwóch miesiącach zostałam pochwalona przez szefostwo, a że - w moim mniemaniu - sporo O. zawdzięczałam, kupiłam mu litra jego ulubionej "łychy". I to chyba był błąd - ja chciałam się po prostu odwdzięczyć za pomoc, a on najwyraźniej uznał, że... no właśnie nie wiem, co uznał, bo od tamtej pory wygląda to mniej więcej tak: - 10-7 mies. temu: podchodził do mnie, zagadywał, ja z nim normalnie rozmawiałam (mieliśmy fajny kontakt, czysto koleżeński, bez żadnych aluzji z mojej strony, tym bardziej, że on mnie kompletnie nie kręci), po jakimś czasie zaczynał swoje wywody na temat mojego wyglądu, które ja kwitowałam: "proszę, daj spokój, nie chcę tego słuchać"; nie muszę chyba dodawać, że nie odnosiło to skutku; - 7-5 mies. temu: zagadywał jak zwykle, choć ja starałam się go unikać - znikałam w toalecie, szłam z "nagłym" problemem natury zawodowej do koleżanki/kolegi z zespołu, "byłam zajęta pracą" (i chciałam, ale nie mogłam przestać myśleć o tym, że on zaraz podejdzie i znowu zacznie swoje słabe gadki o wyjściu na piwo); - 5-3 mies. temu: złapałam się na tym, że zaczynam się go po prostu obawiać; moje ucinanie tematów podczas rozmów nie przynosiły większych efektów, bo usiłował ciągnąć je dalej; moje prośby, by mnie nie komplementował (szczególnie gdy robił to na głos przy wszystkich), bo mnie to peszy i źle się z tym czuję, kwitował, że taka kobieta zasługuje na komplementy; gdy mówiłam, że mnie to wręcz DENERWUJE, odparł, bym zmieniła nastawienie, bo "złość piękności szkodzi"; unikałam go coraz bardziej; - 3 mies. temu - do dziś: w końcu uznałam, że skoro moje prośby i dosadne komunikowanie mu, że mnie to denerwuje i czuję się z tym źle nie dały rezultatów, postanowiłam pogadać z nim na poważnie; podczas przerwy, gdy byliśmy sami, powiedziałam mu wprost, że go lubię jako kumpla, ale nie podoba mi się jako facet, tym bardziej, że mam wspaniałego mężczyznę, jestem z nim szczęśliwa, a te jego zagadywanie będące próbą flirtu i komplementy zaczynają mnie denerwować i czuję się przez to źle w jego towarzystwie - on słuchał uważnie, jednak na koniec uśmiechnął się szyderczo i odparł "zawsze dostaję to, czego chcę", po czym usiłował odgarnąć mi z czoła kosmyk włosów, ale nie zdążył, bo złapałam go za jego dłoń i przywaliłam nią w policzek (jego), dodając naprawdę zimno i z wielkim wku*wieniem, by NIGDY NIE PRÓBOWAŁ MNIE WIĘCEJ DOTKNĄĆ. Miałam spokój na jakiś tydzień. Zlewał mnie kompletnie, nie podchodził, nie zagadywał, jedynie obserwował. Ja byłam rozdarta - z jednej strony szczęśliwa, że mam spokój i mogę skupić się na pracy, a z drugiej, że zrobił się kwas (nie cierpię takiej atmosfery, lubię się konfrontować i mieć jasność sytuacji). Uznałam jednak, że jest dobrze, jak jest i miałam nadzieję, że mu przeszło. Myliłam się. Po tygodniu znów zaczął zagadywać, znów komplementować i zauważyłam, że szczególnie polubił dotykanie mnie przelotem - gdy idę, usiłuje minąć mnie tak, by się jakkolwiek otrzeć. Dwa razy próbował też złapać mnie za rękę. Żeby była jasność - ja odpowiadam jedynie na "cześć", gdy podchodzi i się produkuje, mówię, że "jestem zajęta, daj mi spokój", gdy komplementuje, nie odpowiadam w ogóle, a gdy próbuje dotknąć, uciekam jak oparzona i usłyszał już kilka razy, że "jest obleśny". Nie przestaje. Zaczął mi też wysyłać mms-y z jakimiś pluszakami, serduszkami i "Skarbami". Opisany w ostatnim akapicie stan trwa już dobre trzy miesiące. Złapałam się na tym, że na myśl o pracy robi mi się słabo. Gdy wstaję rano, czuję jedynie ścisk żołądka i ból głowy, choć wcześniej cieszyłam się z takiej życiowej szansy. W firmie robię wszystko, by znajdować się blisko innych ludzi, staram się go jak najbardziej unikać, odpowiadać zdawkowo. Zauważyłam, że jestem mniej wydajnym pracownikiem, bo nawet gdy wkręcę się w robotę i idzie mi naprawdę dobrze, staję się przerażonym paralitykiem, ilekroć on przechodzi obok. Nie cierpię jego widoku, jego uśmieszków, jego obleśnego zachowania. Koleżanki z załogi (30+) mówią mi, że mam szczęście, że takie ciacho zwróciło na mnie uwagę i że - tu cytat - "popierdoliło (mi) się w głowie, jestem za młoda na poważne związki, a on jest przystojny i ma dużo kasy, więc powinnam korzystać". Tego, pozwólcie, nie skomentuję. Chcę tylko na koniec tej żałosnej historii dodać, że NAPRAWDĘ NIGDY nie chciałam jego atencji, NIGDY nie sprawiała mi ona radości, NIGDY nie czułam się "lepsza" od starszych koleżanek (błagam, nie podważajcie tego, ja w tej robocie chcę tylko się rozwijać i zarabiać kasę, nic więcej), NIGDY też nie podejmowałam flirtu. Nie cierpię takich lovelasów, napawają mnie obrzydzeniem. Mizianko i seks poza związkiem też. Panowie i Świadome Panie, odpowiedzcie, proszę: 1. Gdzie popełniłam błąd, że zaczął się tak zachowywać? Czy zbyt długo zwlekałam z powiedzeniem mu wprost, żeby dał spokój, choć to i tak nie odniosło skutku, a jest wręcz gorzej? 2. Jak go ukrócić? (Nie chciałam do tej pory zwracać się do Szefostwa, jako że to jego kumple, a poza tym obawiam się, że zacznie się na mnie mścić) 3. Czy powiedzieć o tym swojemu partnerowi? (Wie tylko o jakimś koledze z pracy, który pomógł mi się wdrożyć w życie firmy i zapraszał na piwo po pracy, dając do zrozumienia, że mu się podobam - w domyśle "chce zaliczyć") Nawet gdyby mój facet chciał z nim pogadać, wypadłoby to dość... słabo: mój jest 23-letnim studentem i jego szczupłe 180cm może wyglądać dość marnie na tle napakowanego i wyżelowanego 33-letniego 190+cm... żeby była jasność - mój facet podoba mi się okrutnie i w życiu nie dodawałabym mu masy ani centymetrów, ale wiem, jak takie samcze rozmowy często wyglądają i O. mógłby mojego faceta po prostu... wyśmiać :/ Poza tym nie chcę, by partner martwił się o mnie każdego dnia, ilekroć wyjdę do pracy. Nie chcę go tym obarczać. 4. Mimo wszystko poinformować szefostwo? 5. Nasłać na O. napakowanych kolegów, którzy "przetłumaczą" mu, że jego zachowanie naprawdę mi się nie podoba? 6. Zacisnąć zęby i przeczekać, aż O. zmieni obiekt wraz z pojawieniem się nowej kobiety w firmie? (Podobno nie jestem pierwsza, którą próbuje urobić) 7. Zmienić pracę? Tego wolałabym uniknąć, mam tu fajne perspektywy, wdrożyłam się, są fajni ludzie i możliwości rozwoju, co dla mnie jest teraz kluczowe Piszcie, co sądzicie. Wytłuszczajcie, co robiłam źle. I, proszę, doradźcie coś, co zadziała na takiego imbecyla, bo albo nabawię się nerwicy, albo wywalą mnie z roboty. I nie - nie szukam adoracji, atencji i Bóg wie czego jeszcze na forum. To nie jest trolling. Jestem przerażona tą sytuacją i pytam Doświadczonych o rady, jak ją rozwiązać. Z góry pięknie dziękuję.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.