Dzień dobry wszystkim.
Po raz pierwszy w życiu jestem na serio rozdarty.Sprawa jest następująca jestem z dziewczyną dwa i pół roku i niby wszystko jest super,czyli dogadujemy się nie ma kłótni ,fochów i mamy o czym gadać itp.Pod względem racjonalnie-umysłowym jest super.
Jednak jest haczyk,mianowicie po pierwsze dziewczyna ma nadwagę nić monstrualnego ale jednak i niby dużo schudła niestety od dłuższego czasu jest zastój w tym temacie,a ponadto wiem co jest prawdopodobnie tego przyczyną i pewnie jest nią uzależnienie od słodyczy.Przy każdych zakupach jest czekoladka albo batonik zawsze w restauracji deser.Ja mimo swojej idealnej wagi unikam jak mogę wszystkiego z cukrem a ona zawsze ma wymówkę.
Pewnie w związku z powyższym życie łóżkowe kuleje ,chociaż chyba też po prostu brakuję feromonów czy co tam powoduję pożądanie.Chociaż o dziwo o tak mi to nie przeszkadza chociaż to może jest spowodowane tym że pani nie wywołuję chemii.
Ponadto coś mi nie gra w "energii" tej osoby mimo że jest miła i pomocna to jej obecność mnie irytuję ponadto wyczuwam że ta jej "energia" jest jakaś tak no nie wiem ciężka toporna,trochę brak mi słów.
Całą sprawę komplikują dwie sprawy.Po pierwsze gdy się poznaliśmy oboje byliśmy raczej w dołku życiowym dużo sobie pomogliśmy i teraz czuję się za nią odpowiedzialny.
Po drugie moja poprzednia dziewczyna jest jej przeciwieństwem mianowicie była dla mnie laską 9/10,super ognista erotycznie i widzę z perspektywy czasu jej "energia" bardziej mi odpowiadała jednak umysłowo nie pasowaliśmy do siebie nie mieliśmy o czym gadać i dużo było kłótni z niczego.
Rozsądek mówi że z taką kobietą życie byłoby dość bezproblemowe,zero dramatu i raczej spokojnie,ale coś w środku podsuwa myśl że coś nie gra że to nie to.