Skocz do zawartości

ForcePush

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia ForcePush

Kot

Kot (1/23)

3

Reputacja

  1. Niedawno skończyłem 24 lata. Jestem więc jeszcze młody, ale moja obecna sytuacja skłoniła mnie do pewnych przemyśleń, przez które jestem przygnębiony i zaniepokojony. Moja atrakcyjność jest... powiem wprost- znikoma. Kim jestem. Jestem studentem na pierwszym roku. Tak, na pierwszym roku, bo to moje drugie studia. Poprzednie studia zacząłem w wieku 19 lat i wytrzymałem na nich ponad 3 lata. Nie dawałem sobie rady, złożyło się na to wiele czynników- od presji rodziców, ambicji, nietrafionego kierunku i innych- w końcu wpadłem w głęboką depresję i wylądowałem w klinice psychiatrycznej. Rzuciłem studia, kilka miesięcy później wybrałem inne, bardziej zgodne z moimi zainteresowaniami, ale lżejsze studia i tak oto w wieku 24 lat jestem pierwszakiem. Jestem całkowicie na utrzymaniu rodziców. Moi rodzice nie nauczyli mnie pływać, rzucali mi tylko "koła ratunkowe". Pochodzę z dobrze prosperującej rodziny, rodzice uparli się więc by mnie utrzymywać tak długo jak będzie trzeba, Nigdy więc na poważnie nie pracowałem, jedynie przy jakichś ulotkach albo w wakacje na skupie owoców by mieć jakieś swoje pieniądze, ale to takie byle co. Nie brakuje mi niczego, jako darmozjad żyję sobie na studiach jak król, ale z każdym rokiem czuję się z tym co raz bardziej źle. Wciąż też nie mam żadnego celu w życiu, nie wiem czego chcę, kim chcę być w przyszłości, czym się zajmować, nie mam nawet pomysłu jak się uniezależnić, a bardzo bym tego chciał. Nie mam żadnych oszczędności. Często przychodzi mi na myśl wyemigrować do innego kraju i tam zacząć wszystko od zera, pracować, zrobić kupę pieniędzy by nie tracić czasu na studia i nie pozostawać w tyle za innymi, a przy okazji uwolnić się od tego toksycznego kraju, w którym żyjemy i w którym chyba nigdy nie będzie dobrze. Tylko, że jeśli chodzi o emigrację, nie mam żadnych znajomości, nie ma czego się zaczepić. Kim więc jestem w porównaniu ze swoimi rówieśnikami, którzy już skończyli studia lub właśnie piszą magisterki? Jestem nikim. Jest mi cholernie wstyd, kiedy sobie pomyślę gdzie jestem w wieku 24 lat. Na studiach jestem ewenementem, bo mało kto widział 24 latka na pierwszym roku studiów bez ukończonych żadnych innych. Wstyd szczególnie przed dziewczynami i na pewno ten fakt ma znaczenie w tych relacjach. Boję się, że te stracone kilka lat życia będą mnie nieustannie prześladować. Nie jestem lubiany Zawsze miałem trudność z nawiązywaniem przyjaźni. Mam tylko jedną paczkę kolegów z rodzinnego miasta, których znam od czasów szkoły, z którymi spotykam się co jakiś czas w dużej grupie. Po za tym nie mam nikogo. Nie poznałem odpowiednich ludzi na pierwszych studiach, tam byłem kompletnie samotny i to też przyczyniło się do złamanej psychiki. Nowe studia zacząłem z ogromnym entuzjazmem, że w końcu poznam nowych ludzi i się z nimi zaprzyjaźnię. Po pół roku jestem jednak rozczarowany, bo i tutaj nie udało mi się wkupić w żadną grupę. Pomimo wszelkich starań zostałem zmarginalizowany, kompletnie na uboczu. Nie mam więc w ogóle żadnych koleżanek, nowych kolegów, nikogo, z kim mógłbym wyjść na piwo i po studencku szaleć na mieście. Ubogie doświadczenia z kobietami Pisałem już na tym forum kiedyś i podkreślałem wtedy, że nigdy nie miałem dziewczyny. Wzdychałem do kilku dziewczyn w latach szkolnych, do paru na pierwszych studiach, ale byłem tchórzem niepotrafiącym wyrażać uczuć ani robić czegokolwiek w ich kierunku. Raczej jeśli coś robiłem to jak typowy samiec beta płaszcząc się przed nimi. W 2018 roku randkowałem po raz pierwszy z jedną dziewczyną, choć nic z tego nie wynikło. Kilka kolejnych okazji zmarnowałem bo byłem głupi, natrętny, zakompleksiony, zazdrosny, zawistny, niemęski. Próbowałem swoich sił w aplikacji randkowej tinder, jednak nie miałem tam żadnego powodzenia. Nawet obniżyło to moją ocenę jeszcze bardziej. Nowe studia, nowe rozdanie- starałem się uchodzić w oczach kobiet na pierwszym roku jako bardzo pewny siebie facet. W ten sposób złowiłem swoją pierwszą dziewczynę. Miałem duże parcie na seks, na bliskość, na doświadczenie posiadania dziewczyny, więc pocelowałem w jedną z mniej atrakcyjnych dziewczyn na roku, dodatkowo mającą chłopaka. Rzuciła go dla mnie. Odbiłem komuś dziewczynę, połechtałem swoje ego, ale to było podłe i dostałem za swoje, bo po pół roku się rozstaliśmy "niedopasowani". Poznała mnie lepiej i postanowiła się ewakuować. Udało mi się chociaż zaznać związku, trochę ciepła, w końcu pierwszy raz uprawiałem seks. Teraz znowu jestem sam. Nie umiem podrywać dziewczyn, choć moim atutem jest dobry dowcip i bycie zabawnym. Podoba mi się co trzecia dziewczyna na ulicy, ale nie mam możliwości żadnej poznać, żadnej okazji. Po klubach nie chodzę bo nie widzę sensu chodzić tam samemu, podobnie z uczestnictwem w wielu studenckich wydarzeniach. Gdybym chociaż miał kumpli, którzy by mnie wyciągali do ludzi... Kiepski wygląd Jedynym moim atutem są oczy. Mam ładne oczy, słucham tego całe życie od różnych ludzi. Po za tym szału nie ma. 179 cm wzrostu, na studiach dużo mi się przytyło (ważę 91 kilo). Sylwetka do dupy, brak zarostu, wyglądam na 5 lat młodszego niż jestem. Daleko mi do słynnego "chada". Jeśli chodzi o swoje ciało mam wielkie kompleksy. Wiele razy myślałem o siłowni, ale na myśleniu się kończyło. Chciałbym być postawnym dobrze zbudowanym mężczyzną, ale obawiam się, że brak mi samozaparcia i wiedzy jak tego dokonać. Słaby charakter Mam bardzo trudny charakter. Jestem wrażliwy, bardzo emocjonalny, niecierpliwy, jak to mówią moi kumple: "zachowuję się jak p*zda". Swojego czasu wystarczyła odrobina alkoholu w ich towarzystwie abym zaczął rozpaczać i użalać się nad sobą. Czego oczekuję od społeczności BraciaSamcy? Oczekuję jakichś rad, jakichś pomysłów czym mam się kierować, co mam zrobić, jak poprawić swoją sytuację, oczekuję może jakiegoś pocieszenia, motywacji, odpowiedzi, czy jest jeszcze szansa aby podnieść się z takiego dna i być jeszcze atrakcyjnym. Jak widać nie mam ani statusu, ani pozycji, wyglądu...
  2. @LeszyBo to ja go tam umieściłem, to mój profil. Chciałem poczytać co i tam powiedzą.
  3. Dotąd jeśli pisałem coś na tym forum to zawsze było to użalanie się nad sobą. Pisałem, że jestem samotny, że nie mam doświadczeń z kobietami, że nic mi nie wychodzi, że laski mają mnie gdzieś, że zazdroszczę swoim kolegom, że w ogóle czuję się beznadziejnie, w ogóle deprecha, prawiczek i desperackie szukanie bliskości kobiety. Desperackie, bo staram się chwycić każdej możliwej okazji aby tylko nawiązać relację z jakąś dziewczyną. I moja desperacja przyniosła w końcu efekt, który jednak wywołuje we mnie teraz poczucie winy. Od początku. Niedawno zacząłem studia z nadzieją, że na nich- w nowym środowisku- coś zdziałam. Dziewczyn bardzo dużo, wiele z nich ładnych. Niemal każdą wyobrażałem sobie w roli przyszłej partnerki. Mimo nawiązywania z nimi relacji nie odnotowałem oznak jakiejś specjalnej sympatii czy zainteresowania, zwłaszcza, że połowa z nich jest zajęta (tak, już nawet zdążyłem przeglądać profile ich wszystkich na fejsach czy instagramach) Wśród nich wszystkich jednak pojawiła się jedna dziewczyna, z którą szybko się polubliliśmy. Niezbyt ładna, bardzo przeciętna, trochę grubsza, ale coś w sobie uroczego miała i jako jedyna zwracała na mnie uwagę. Miła była, świetnie nam się rozmawiało, mrugała do mnie, uśmiechała czy to na korytarzu czy na zajęciach. Wystarczyło by hormony uderzyły mi do głowy. Byłem przecież zdesperowany. Byłem gotów umówić się z pierwszą lepszą bylebym w końcu którejś się spodobał i bylebym mógł przy okazji zdobyć ten mityczny seks. Jednocześnie z rozmów z nią wiedziałem, że tam gdzieś daleko w rodzinnych stronach ma chłopaka, z którym jest od paru lat. Moja desperacja wygrała. Zaprosiłem ją do siebie na film. Zgodziła się. Było wino, był film, była luźna atmosfera i miłe rozmowy. W trakcie ją objąłem, trzymałem jej dłoń. W końcu próbowałem pocałować. Mówiła, że nie powinna, że nie może tego zrobić, ale... zrobiła. Całowaliśmy się, przytulaliśmy całą noc, ona mówiła jak jej jest głupio, że to robi, w końcu z nim jest od paru lat, a mnie zna od kilku tygodni. Mówiła też, że jest jej ze mną dobrze.Tamtej nocy nie doszło do seksu, ale pierwszy raz w życiu zaznałem czegoś takiego. Po raz pierwszy poczułem akceptację ze strony płci przeciwnej. Była i druga randka, na której powiedzieliśmy sobie, że podobamy się sobie, że pociągamy się seksualnie, że oboje nigdy tego nie robiliśmy. Dowiedziałem się też, że ona zrobi to dopiero z kimś komu zaufa. Powiedziałem jej też o mojej depresji, o braku doświadczenia ze związkami. Widać nie odstraszyło jej to, bo doszło i do trzeciej randki, gdzie były lekkie pieszczoty, znów długie patrzenie sobie w oczy, przytulanie i pocałunki. Seksu w dalszym ciągu nie było, ale mam wrażenie, że przy tym tempie niewiele brakuje. Randka minęła, emocje opadły, a ja chcę powiedzieć, że czuję się teraz cholernie podle. Nie jestem z siebie dumny. Właśnie wyobrażam sobie tego człowieka, który gdzieś tam daleko myśli o swojej dziewczynie i nawet nie zdaje sobie sprawy, że ona spotyka się z innym, że jest zdradzany po kilku latach związku, że jego dziewczyna jest w ramionach jakiegoś frajera, który potrafił zaczarować, ale nic sobą nie reprezentuje i nie radzi sobie z samym sobą. Wiedziałem, że ma chłopaka, a jednak wszedłem z butami w jej związek (który przetrwał już jakieś burze) i już go chyba zniszczyłem, a nawet nie wiem, czy rzeczywiście do niej coś poczułem czy to tylko jedno wielkie ogólne pragnienie bliskości, a ona jest tylko narzędziem do jego spełnienia... Cokolwiek to jest zasłużyłem chyba na to by dostać w ryj. W desperacji w walce z samotnością pokusiłem się o niszczenie czyjegoś związku byle poczuć się coś wart, poczuć się zaakceptowany i- nie ukrywajmy- spuścić z kija. Sprawiłem nawet, że ona przestała mieć wyrzuty sumienia wobec tego, co mu robi, sprawiłem, że w jej oczach stał się mniejszy. Zaczęła mi mówić w ilu aspektach jestem od niego lepszy (choć sam w to nie wierzę), że dziwi się teraz co w nim widziała. Zawróciłem dziewczynie w głowie. Jeszcze podlej się czuję, gdy nawet po tych randkach z nią nadal ślinię się na widok różnych lasek i odczuwam gotowość by randkować z jakąkolwiek kolejną, która się do mnie tylko uśmiechnie, a co do niej ciągle mam wątpliwości bo bardzo mija się z moim wieloletnim wyobrażeniem jak powinna wyglądać moja przyszła dziewczyna (że powinna być piękna, zgrabna itd). Tamten gość pewnie wniósł bardzo dużo w ten związek i zasługuje na to by z nią być, a ja mu wszystko rozpieprzam w drobny mak. Z punktu widzenia człowieka, który całe życie olewany był przez kobiety nigdy nie spodziewałem się, że znajdę się w takiej sytuacji i teraz nie wiem, co z tym fantem zrobić. Dowartościowałem się, podbiłem w górę swoją samoocenę, by chwilę potem czuć się jak łajdak i zwykła świnia. Boję się, że karma do mnie kiedyś wróci i ktoś kiedyś zrobi mi to samo świństwo. Zastanawiam się teraz jak to wszystko odkręcić i ciekawi mnie wasze zdanie.
  4. Mówi się, że jeśli chcesz zaznać szczęścia w sprawach miłosnych to musisz spełniać pierwszą naczelną zasadę: Nie bądź brzydki. Mam 23 lata, no i właśnie, jestem brzydki i niedawno sobie to uświadomiłem. Złudzeń na temat mojego wyglądu pozbawił mnie ostatecznie Tinder, na którym byłem ignorowany przez kobiety. Mimo swoich najlepszych zdjęć, opisów, nie miałem prawie w ogóle wielbicielek. To mocno obniżyło moją samoocenę i skłoniło do refleksji, czy będąc brzydkim jestem dziś skazany na samotność czy istnieje jeszcze jakaś dla mnie nadzieja. Doszedłem do wniosku, że moja twarz jest największą z przyczyn moich porażek u płci przeciwnej. Nie spełniam tych zasad kanonu męskiej urody, które preferują kobiety. Nie mam chociażby ani zarostu, nie mam symetrycznej twarzy, silnie zarysowanych linii szczęki, bujnych gęstych włosów, ani legendarnych 180cm wzrostu wymaganych przez wiele pustych lasek na portalach randkowych (mam 179 xd). Ogólnie nie czuję się atrakcyjny w żadnym calu. Nie mam chęci by rozwijać się w jakimkolwiek kierunku, skoro nie mogę zmienić swojej twarzy. Boję się, że zmarnuję mnóstwo czasu i pieniędzy, a i tak kobiety będą odrzucać mnie z powodu wyglądu. Niektórzy pocieszają mnie, że brzydcy też sobie znajdują ładne kobiety, a ja nawet nie wiem, czy w to wierzyć. Może gdybym był bogaty, może wtedy. Nie mam też jakiegoś wielkiego social skilla, żeby wyrywać kobiety na gadane. Ja gdzieś dopiero od roku wyszedłem z jaskini i otworzyłem się na ludzi, a co dopiero być duszą towarzystwa... W międzyczasie wpadłem w głęboką depresję, której jedną z głównych przyczyn była nieustanna samotność i odrzucenie ze strony kobiet. Boję się, że już zawsze będę sam, że nie będę mógł przeżyć tego, czego doświadczają inni faceci, tj. przelotnych romansów, seksu, związków, że wszystko zawsze będzie rozbijało się o mój wygląd. Miewałem próby nawiązania relacji z niektórymi dziewczynami, popełniałem wiele błędów w swoim zachowaniu, trochę nauczyłem się co robić a czego nie robić w rozmowach z kobietami, a i tak ciągle mam wrażenie, że to wszystko idzie na marne, bo jako ten brzydki jestem skazany na niepowodzenie. Do tego dochodzi sprawa rzekomych zmian na rynku matrymonialnym, o czym od dawna czytam w internecie; iż polskie kobiety mają dziś kosmiczne wymagania, są księżniczkami, wszystkie, nawet te mniej urodziwe celują w facetów 9/10. Odkąd uważam się za brzydkiego nawet przestałem wybrzydzać- gdyby jakaś dziewczyna, nawet bardzo przeciętna czy gruba się mną zainteresowała to bym się cieszył, ale i to się nie zdarza. Nie wiem co mam robić. Mimo, że od zawsze jestem samotnikiem to nie potrafię pogodzić się z samotnością, nie wyobrażam sobie by być już zawsze sam. Chciałbym, żeby kobiety się mną interesowały, ale nie wyobrażam sobie tego gdy jestem brzydki.
  5. Mam 23 lata i nie mam za sobą żadnych doświadczeń seksualnych z kobietami. Nigdy nawet nie miałem dziewczyny. Z każdym kolejnym rokiem przeszkadza mi to coraz bardziej, zwłaszcza jak czytam, że facet, który do 20 roku życia nie "eksperymentował" z dziewczynami to jest jakiś "dziwny". I nie wiem, co robić. Nie jest to tylko presja ze strony otoczenia. Również wewnątrz siebie czuję naturalną presję. Jak płomień pali mnie wielka ciekawość kobiecego ciała. Przez lata wystarczyła mi pornografia. Tam wszystko mogłem zobaczyć w wielu kształtach, wielu odmianach, jak "to wszystko jest zbudowane", ale to mi już nie wystarcza. Chciałbym sam osobiście tego doświadczyć. Patrzenie w ekran to już dla mnie za mało. Czuję potrzebę sam tego wszystkiego dotknąć, doświadczyć. Wieloletnia samotność sprawiła, że kobiety są dla mnie jak mityczne boginie, bo tak bardzo stały się dla mnie nieosiągalne. Podejmowałem już jakieś próby, aby naturalnie zaspokoić tą ciekawość, jednak nie powodzi mi się w relacjach z dziewczynami. Próbowałem portale randkowe, wyjścia do klubów, zaproszenie znajomej do siebie, ale te próby nie przynosiły efektu. Nie udało mi się ani żadnej poderwać, ani co za tym idzie doprowadzić do seksu. Nie jestem też zbyt atrakcyjny, więc nie dziwię się, że tak jest. Jednak wiecie, 23 lata, wiek, w którym organizm jest chyba w najlepszej formie, ma największe libido itd. a tu nie ma jak zaspokoić jednej z najbardziej podstawowych potrzeb dorosłego człowieka. Przeszkadza mi to w życiu codziennym, często o tym myślę, jakby blokuje mnie to, wpędza w kompleksy i obniża poczucie własnej wartości. No chciałbym zasmakować tego owocu, zaspokoić ciekawość, która się we mnie zbierała przez lata. Zobaczyć jak to jest choć przez chwilę być z kobietą, poczuć jej dotyk, poznać jej smak, odkryć ten cały mityczny seks. Moi najlepsi kumple mają za sobą już wiele doświadczeń, a są moimi rówieśnikami. Często wpadam w przygnębienie, kiedy rozmawiają o dziewczynach; kto jaką poderwał, zaliczył, jak rozmawiają o ulubionych pozycjach. Czuję się jakby opowiadali niestworzone historie. Tak bardzo obcy to dla mnie temat. Myślałem już nawet o tym, czy nie pójść po prostu na jakąś roksę i w taki sposób zaspokoić wszelką ciekawość i mieć spokój. Z drugiej strony uwłaczające jakbym miał stracić dziewictwo z divą dającą na prawo i lewo. Nie wiem co robić, bracia samcy. Nie umiem poradzić sobie z instynktem i ciekawością. Wiem, że po prostu to mi bardzo ciąży. Brakuje mi bliskości kobiety. Może wy mielibyście jakieś rady to chętnie poczytam, mam nadzieję, że postaracie się mnie zrozumieć. ?
  6. Dzięki ludzie, otworzyliście mi oczy. Jestem w szoku. Dobrze trafiłem. Dobrze, że napisałem tutaj tą historię. Już nie dam się zrobić w bambuko drugi raz, to bardzo pouczający dla mnie dzień. Chciałem dalej zachowywać się jak piesek, ale teraz już nią gardzę, bo ona cały czas gardziła mną. Potrzebne było to wylanie lodowatej wody na moją głowę.
  7. Witam wszystkich użytkowników, Jestem nowym członkiem tego forum. Założyłem tutaj konto, bo od kilku tygodni zmagam się z czymś, z czym nie mogę sobie poradzić, bo jest to dla mnie nowe. Zacznę od tego, że mam 22 lata. Studiuję. Nie idzie mi wcale łatwo, a niczego nie ułatwia depresja, z którą walczę silnymi lekami, a i tak największy ból już od lat sprawia mi samotność. Mam rodzinę, mam kumpli, ale po za tym nikogo. Od szczeniaka tylko marzyłem o poznaniu fajnej dziewczyny, której bym się spodobał. Jednak zawsze wszystko działało w jedną stronę, bo moje koleżanki, które mi się podobały z różnych powodów miały mnie gdzieś. W efekcie zawsze mogłem jedynie patrzeć na powodzenie innych. Ale tyle przedmowy, przejdę do rzeczy. Zacząłem w wakacje robić prawo jazdy. Z opóźnieniem, ale jednak. Pewnego dnia na jazdach poznałem dziewczynę, dwa lata młodszą brunetkę. Wsiadła do mojej "L-ki" szybko się przedstawiła, szybko wypytała mnie co robię, sama zestresowana bo to jedne z jej pierwszych jazd. Nie ukrywam, że mi się spodobała już od pierwszej chwili. Ponieważ już tak było, że z czasem stałem się wycofany to po jazdach odszedłem niemalże bez słowa. Żałowałem, że nie pamiętałem jej imienia ani nazwiska by móc ją chociaż znaleźć na fejsie. Wieczorem patrzę- zaproszenie do znajomych. Od niej. Znalazła mnie sama, zadała sobie ten trud. Podejrzewałem, że podglądała dokumenty instruktora jazdy, co z czasem potwierdziła i tak poznała moje nazwisko. Pomyślałem, że nie będę bierny i napisałem do niej pierwszy. Rozmowa nam się kleiła. Zaraz potem miały być kolejne jazdy i znowu mieliśmy siedzieć w tym samym samochodzie. Postanowiłem iść za ciosem i już z rana zapytałem ją, czy zechce pójść później ze mną na kawę. Zgodziła się. Po jazdach poszliśmy, wprawdzie na ciastko i herbatę do restauracji. Rozmawialiśmy sobie, byłem poddenerwowany, może nie widziała, nie wiem. Ale nie było źle. Trochę byłem niezadowolony, że nie pozwoliła za siebie zapłacić, ale okej. Potem wsiadłem z nią do autobusu, którym miała jechać do domu, tak żeby dłużej z nią pobyć i wysiadłem potem i się rozeszliśmy. Następne dni mijały na codziennym kilkugodzinnym pisaniu ze sobą. Wysyłała mi zdjęcia swoje (selfie), zdjęcia małego kotka, którego właśnie wtedy dostała, różne takie duperele. Żartowałem sobie z nią, ogólnie rozmowa się kleiła. Pewnego dnia miała jechać do większego miasta załatwiać coś na uczelni. Kiedy wracała postanowiłem zrobić jej niespodziankę i czekać na nią na dworcu. Przyjechała, zobaczyłem ją ukryty za samochodami, ale wręcz piorun w jednej chwili we mnie strzelił, bo zobaczyłem ją z czerwoną dorodną różą w dłoni. Wsiadła do swojego autobusu do domu, a ja nawet nie podbiegłem, nie zawołałem, byłem w szoku. Jak jej autobus wyjeżdżał z dworca ja siedziałem na ławeczce załamany. Napisała do mnie, bo mnie zauważyła, pytała się czy to ja i czy coś mi się stało. Ja podyktowany emocjami zwróciłem uwagę na jej piękną różę. Napisała, że to jej dobry kolega gej jej ją podarował bo opuszczała właśnie studia by iść na dziekankę. (wcześniej zanim pojechała mówiła, że jedzie się spotkać też z przyjaciółmi z roku). Ja w to nie uwierzyłem. Zrodziło się z tego nieporozumienie. Dla mnie to było jak naiwne wytłumaczenie ze spotkania z jakimś fagasem. Ale zależało mi na dalszej relacji. Niestety dałem poznać się jako zazdrośnik, mimo, że w ogóle nie była wobec mnie do niczego zobowiązana. Po tym całym nieporozumieniu, po tej całej gównoburzy jaką wywołałem swoją zazdrością uspokoiłem sytuację i jednak jej uwierzyłem. Znowu codziennie pisaliśmy ze sobą. Znowu zaproponowałem jej spotkanie, na które chętnie się zgodziła. Poprosiłem o numer, dała mi go od razu. Umówionego dnia zanim jeszcze przyjechała postanowiłem zamówić w kwiaciarni ładny skromny bukiecik z różowych kwiatów, m.in z róż, a gdy za niego zapłaciłem poprosiłem, by kwiaciarki mi go przechowały, a ja poszedłem po dziewczynę. Knajpa, gdzie się umówiliśmy była tuż obok tej kwiaciarni, więc już w restauracji po dokonaniu zamówienia wyszedłem na chwilę mówiąc, że muszę rozmienić sobie pieniądze i poszedłem po kwiaty. Wróciłem, wręczyłem jej, powiedziałem coś miłego. Była zaskoczona, ponoć trafiłem z kolorem w jej gust. Nie wiem, ile było w tym prawdy ale okej. To spotkanie też przebiegało raczej spokojnie na rozmowie, niestety ja nie jestem zbyt wygadany na żywo, przez internet łatwiej jest pisać bo jest czas na zastanowienie się i nic nie krępuje. Ale rozmowa jakoś szła. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, ja się czułem onieśmielony jej uśmiechem, gadaliśmy o wielu rzeczach, wielu też głupotach. Potem znowu nie dała za siebie zapłacić. Odprowadziłem ją na autobus, padał deszcz, szliśmy pod moim parasolem. Gdy przyjechał jej autobus przytuliliśmy się na pożegnanie, nie wiem, co mnie tknęło ale wtedy też dałem jej całusa w policzek. Dziwnie się poczuła, dało się wyczuć. Jak pojechała byłem smutny. Czułem, że nie wyszło mi to spotkanie, że nie wykorzystałem sytuacji. Nie mniej jednak nasz kontakt nie uległ zmianie. Znów pisaliśmy ze sobą, znów wysyłała mi zdjęcia. Dużo zdjęć wysyłała na snapchacie. Chyba jest kimś w rodzaju atencjuszki, bo wysyła zdjęcia najzwyklejszych czynności i też ciągle jakieś selfie z głupawym podpisem. Kiedy pracowała na nockach chciałem jej poprawić humor. Ponieważ umiem pięknie rysować rysowałem jej jakieś słodkie rzeczy. Rysowałem ją w "bajkowym" albo "komiksowym" stylu z jej małym kotkiem. Rysowałem ją w jakichś zabawnych sytuacjach jak np. jadącą samochodem nauki jazdy i przewracającą pachołki itp. Za każdym razem mówiła, że cieszy jej się gęba gdy na te rysunki patrzy. Jak mówię- pisaliśmy codziennie. Innego dnia kończyła swoje jazdy i postanowiłem po nią podejść i też zrobić jej niespodziankę. Zaskoczyłem ją, chyba mile. Odprowadziłem ją na autobus i znów pojechałem z nią kawałek byle być z nią jak najdłużej, zwłaszcza, że pojutrze miałem jechać już do większego miasta na studia. Nie mogłem się na nią napatrzeć. Jak zwykle droczyłem się z nią i żartowałem, ale emocje wzięły górę. Nie wiem, czemu ze mnie taki był kretyn, ale powiedziałem jej bezczelnie coś w stylu: "To może jak wyjeżdżam to może dasz całusa na pożegnanie". Odmówiła, ale po chwili szybko pocałowała mnie w policzek. I wtedy czułem, że było jej niezręcznie. Gdy wysiadłem napisała do mnie, że dziękuje, że ją odebrałem i odprowadziłem. Ja podziękowałem za całusa... wymuszonego. Ten całus wywołał lawinę. Początek końca. Czułem, że za bardzo narzuciłem jej tempo, bo powiedziała, że nie chce się teraz bawić w związki, chce od nich odpocząć. Tutaj chciałbym nadmienić, że już wcześniej opowiadała mi o swoim byłym, który ją zdradził. Teraz dowiedziałem się o jeszcze jednym, który był po nim i który również ją zdradził, a to wszystko kilka miesięcy przed poznaniem mnie. Ci dwaj zdradzili jej zaufanie. Powiedziała mi, że nie chce mi dawać nadziei, bo nie wie czy kiedykolwiek pójdzie do przodu i lepiej żebym na nią nie czekał i że lepiej, bym patrzył na nią jak na koleżankę niż jak na przyszłą dziewczynę. To był dla mnie szok. Radzono mi, żebym dał sobie spokój, bo ma mnie kompletnie w dupie, ale nie chciałem w to uwierzyć. Jeszcze nigdy nie miałem takiej relacji z dziewczyną. Jeszcze żadna nie traktowała mnie tak dobrze. Nie chciałem odpuścić. Najpierw planowałem zerwać z nią kontakt oznajmiając jej, że nie szukam przyjaciółki, ale ostatecznie nic jej nie odpisałem. Chciałem żeby było jak do tej pory. Chciałem zostać jej przyjacielem z nadzieją, że w końcu zmieni zdanie i przełamię tego tzw friendzona. Nie nawiązywałem już do tego tematu. Pisałem z nią jak do tej pory na różne tematy. Poznałem jej gust muzyczny, mamy całkiem podobny, więc wymienialiśmy się piosenkami. Znów wysyłała mi swoje zdjęcia na facebooku (messengerze). Do tej pory ciągle patrzę co wysyła na snapchacie. Nawet jej odpowiadam, chociaż nawet nie wiem, czy wysyła je mi czy zawsze wszystkim swoim znajomym, bo pewnie trochę ich ma, jak na instagramową atencjuszkę przystało. Niestety męczy mnie to, że to przeważnie ja muszę zaczynać każdą rozmowę. Ale lubię z nią pisać więc nie umiem się powstrzymać od napisania do niej chociaż co drugi dzień. Już nie wiem co mam robić. Czy jest to sytuacja już dla mnie przegrana, czy jest jeszcze nadzieja? Jak się tak zastanawiam, to już wcześnie odkryłem przed nią swoje karty. Woda sodowa uderzyła mi do głowy, bo ktoś się mną pierwszy raz zainteresował, a ja już zacząłem wyobrażać sobie wspólne życie z nią i poszedłem jakby na całość. Już mnie zdobyła, już chyba wyczuła, że ma mnie w garści. Nie wiem jednak, jak inaczej miałem to wszystko rozegrać by nie wylądować jako jej przyjaciel. Teraz boję się, że jak przestanę do niej pisać to ona sama do mnie nie zechce pisać i to będzie koniec. Oglądam na youtubie porady ekspertów od kobiet, m.in audycje braciasamcy.pl i stukam się w głowę, wyrywam sobie włosy z głowy bo zaczynam dostrzegać cały szereg błędów. Może powinienem ją bardziej dupkowato traktować, nawet nie prawić jej żadnych komplementów. Może sam powinienem był być bardziej niedostępny, a tak nawet nie byłem dla niej wyzwaniem. Czuję się jakby odłożyła mnie na półkę podpisaną "na później" albo "na wszelki wypadek". Boję się, że tu wcale nie chodzi o jej odpoczynek od związków, a zwyczajnie o to, że jestem dla niej gównem, kołem zapasowym. Nie wiem, jak mam odkręcić tą sytuację. Czy w ogóle się da. Najbardziej przykro mi, że spotkała w swoim życiu takich dwóch dupków, którzy ją chamsko zdradzili, a ja (nawet gdybym jej się podobał) nie mam szansy bo boi się zaufać. Chociaż jestem ciekaw, czy gdyby nagle pojawił się teraz w jej życiu jakiś gość 10/10 Alvaro to czy jemu też by opowiadała o odpoczynku od związków czy chwyciła i zaraz była jego dziewczyną. Nie wiem. Nie wiem jak postępować w tej sytuacji. Jeśli do tej pory nie wykazuje zniecierpliwienia w pisaniu ze mną, jeśli potrafi pisać więcej niż tylko półsłówkami, jeśli sama mówi, że mnie bardzo polubiła to ja nie potrafię nagle zerwać znajomości. Wolę już być tym przyjacielem i przekonać się co dalej. Myślę, czy przestać się nią interesować na kilka dni by sprawdzić czy do mnie napisze z braku atencji. Jak ją w ogóle jakoś sprowokować do inwestowania w relację? W ogóle co ja mam robić? Chętnie poczytam wasze opinie. Dzięki, jeśli komukolwiek zechciało się to wszystko przeczytać.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.