witam kolegów,
Post ten traktuje w ramach możliwości wyrzucenia wszystkiego z siebie, taka terapia. Jestem ponad 30 letnim facetem ze stolicy. Żonaty od pięciu lat, w związku od około 10, syn 3,5 roku. Własny samochód, mieszkanie w domu jednorodzinnym teściów.
Patrząc teraz z perspektywy czasu na swój związek był to szereg shit testów które oblewałem, z epizodami wkurwienia i stawianiem jednak na swoim. Taki trochę też nie ukrywam był/ jest ze mnie rycerz na białym koniu.
Wszystko było w miarę ok, do czasu aż:
- narodziny dziecka
- podjąłem leczenia na wzw c.
Ciąża i narodziny dziecka całkowicie wyłączyły zonę z życia seksualnego. Ja zafascynowany synem, oraz niejako z wdzięczności dla żony za niego nie naciskałem. Po roku sytuacja stała się dla mnie nie do zniesienia. Nałożyło sie to również z leczeniem wątroby. Niestety leki spowodowały u mnie bardzo silne skutki uboczne związane z wahaniami nastroju, a wychodząc z założenia że nie pójdę do lekarza zamieniło to się w depresje. Dosyć niestety silną. Powiem szczerze iż tylko świadomość że mam syna i dla niego murze żyć uchroniła mnie od popełnienia 'głupstwa'.
Niemniej jednak, ja z człowieka będącego duszą towarzystwa zmieniłem się w ciągu dwóch lat w osobę która nie ma nic sił, i najchętniej popłakała by sobie w kącie. Dodatkowo brak seksu wpędził mnie w poczucie że coś ze mną nie tak. W międzyczasie przeczytałem kobietopedie Marka. Próbowałem zbliżyć się do żony, porozmawiać, znaleźć przyczynę. Efekt jak się domyślanie żaden. Ustaliliśmy wspólnie że najpierw muszę sam pójść do psychologa i zrobić ze sobą porządek.
Teraz po ponad pól roku wizyt, wychodzę z założenia w sumie jestem wdzięczny za depresje, bo leczenie jej pozwoliło mi dopiero teraz zrozumieć samego siebie, swoich potrzeb.
W między czasie opowiem po krótce o moich relacja z żoną. Widząc jej zmęczenie ciążą, porodem, wychowaniem, mogę śmiało powiedzieć że wyręczałem ją we wszystkim co się dało. Jak tylko urodziła, nocowałem w szpitalu, po powrocie zaś do domu dziecko 'pozwoliłem' jej przewinąć dopiero po prawie dwóch tyg. przed moim powrotem do pracy.
Żona została z synem w domu przez dwa lata, jak wracałem z pracy była już zmęczona i musiała odpocząć a ja z biegu zajmowałem się młodym.
Często gęsto nic nie jedząc bo nawet nie było obiadu ugotowanego bo nie miała sił/czasu. Nic nie mówiłem, seksu jak nie było tak nie ma mimo że bardzo ja odciążałem we wszystkich obowiązkach.
Z drugiej strony nie było szans żebyśmy gdziekolwiek sami wyszli bo dziecka nie zostawi.
Kolejnym ważnym aspektem była szybka choroba nowotworowa i śmierć teścia. Żona bardzo to przeżywała i pojawił się kolejny powód. Po powrocie do pracy dalej nic, dalej zmęczona tym razem pracą. I tu zaczyna się u mnie mocna depresja. Aby nie myśleć o tym jak mi było żle i jak sam się ze sobą czuje rzuciłem się w wir obowiązków domowych, sprzątanie, gotowanie, etc.
Wszystko aby czymś zając ręce, i sprawić przyjemność żonie. Z drugiej strony nie byłem wstanie podjąć jakiejkolwiek decyzji, i co może zabrzmieć śmiesznie, nie byłem wstanie zrobić większych zakupów. A więc skończyło się, że większość zarobków przelewałem żonie. Niestety zaczął pojawiać się problem zbyt małej ilości pieniędzy. Żonie nie wystarczy na zakupy i utrzymanie domu, za dużo wydaje na siebie. A wydatki miałem fakt. Jestem palaczem. Mimo że nie miałem nawet sił na jazdę konną która kochałem, nie sprzedałem konia i płaciłem za mc utrzymanie. I zacząłem pić. Aby uciszyć te wszystkie myśli w głowie, jakim jestem nieudacznikiem. I kiedy dotarłem do granicy poszedłem do specjalisty.
Po tym czasie moge śmiało powiedzieć ze wracam nowy 'stary' ja. Różnice zauważyli moi koledzy. Ja zaś odzyskałem uśmiech, wigor, chęć życia i zacząłem odczuwać przyjemność życia.
Zacząłem zmiany w małżeństwie. Od tej pory żona mi dokonuje połowy przelewu ja zarządzam budżetem domowym. Nie dość że lodówka pełna pojawiły się oszczędności.
Zacząłem na nowo jeździć konno, i po 3,5 roku wyjechałem z kolegami na pierwszy wyjazd tylko dla mnie na zawody.
To wszystko niestety nie spodobało się żonie. Zaczęła mieć pretensje że za dużo czasu spędzam w stajni, że zabieram tam syna, że o niczym innym nie potrafię mówić. Z drogiej strony z jej strony po moim pójściu do psychologa też miała pojawić się zmiana. I pojawiała. Wymuszony seks na 1mc, może raz na 2tyg.
A ostatnio dowiedziałem się widząc ją non stop poddenerwowaną i pytając co się dzieje, (a nie wierzyłem że stres w pracy) że już jej nie pociągam. Jestem monotematyczny, chodzę ubrany, śmierdzi ode mnie stajnią, piwem, papierosami.
Należy nadmienić iż fakt, byłem trochę zaniedbany. Ale od kiedy poczułem się lepiej, zacząłem powoli lekka ćwiczyć, zmieniłem ciuchy, fryzjer, zawsze ostrzyżony. Zmienił się mój ruch i postawa co odrazu zauważyłem poprzez zainteresowanie obcych kobiet. A tu takie słowa od żony. Zrobiło mi się przykro. Nie miałem ochoty nawet koło niej spać na łóżku w nocy. Przeniosłem się na podłogę, a pomiędzy nami stoi stolik kawowy który dla niej wykonałem.
Cała sytuacja stała się dla mnie tak nerwowa że dziś rano obudził mnie ból mięśni brzucha, tak były napięte całą noc.
Nadmienić należy, że zona zmieniała prace poł roku temu. Mała, kilkuosobowa firma, a z mega kasa. Zaczął się dla niej rozdział, wyjazdy na targi i pokazy za granicą kontakt architektami, projektantami, firmowe koktajle, a koledzy w pracy, jacy zaradni, jacy oczytani, jacy 'dobrze zarabiający' etc., a Ty tylko te konie, i konie...
Tak...
Wygadałem się.