Skocz do zawartości

MoTY

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez MoTY

  1. 10 minut temu, Aumakua napisał:

    To co piszesz, to ABSOLUTNA bujda, nie mieszaj w to szacunku do swojego ciała. W diecie Ferrisa (optymalna w sumie, 1 dzień w tygodniu jesz full ciastek itd) ludzie chudli 7 - 10kg TŁUSZCZU bez ćwiczeń fizycznych. Używali zimna, czyli worków z lodówki kładzionych na karku. Wynik ten można jeszcze podbić dołączając ćwiczenia. W słynnym programie gdzie odchudzały się grubasy, chudli znacznie więcej i jednocześnie nabierali masy mięśniowej, gdzieś ostatnio to wklejałem - jest lekarz, wszystko mierzyli.

     

    Nie no, pewnie, każdy ma prawo mieć swoje zdanie i wierzyć w to co chce. Tylko na początku jedna rzecz bez zagłębiania się w procesy biochemiczne - skoro jest to tak skuteczna metoda to wytłumacz mi dlaczego nie jest ona stosowana przez kulturystów, profesjonalnych zawodników sportów sylwetkowych itd.? Dlaczego ta metoda nie jest polecana przez trenerów personalnych? Naprawdę wierzysz, że worki z lodem mogą dawać efekty równające się z mocnymi spalaczami, środkami farmakologicznymi i ciężkim treningami?

     

    21 minut temu, Aumakua napisał:

     Jak wytłumaczysz fakt, że mój tata na wózku je ok. 5 - 7 razy więcej ode mnie, nie rusza się i bezustannie chudnie? Niewiele, ale pół kg na miesiąc ostatnio. Chudnięcie to proces niezwykle skomplikowany, w którym mierzenie kalorii jest bardzo kiepskim pomysłem. Miliony ludzi chudły i znowu tyły - a ja chcę mieć trwałą, zdrową wagę.

     

    Wytłumaczę to w taki sposób, że każdy organizm pracuje w inny sposób i procesy metaboliczne mogą zachodzić w różnym tempie. Przykładowo ja mogę wpierdalać 3600kcal dziennie i waga idzie ok. 0.3kg/tydzień w górę, a druga osoba przy takiej samej wadze jak ja może spożywać np. 3000kcal i również będzie przybierał tyle co ja. Są takie podstawowe typy budowy/przemiany materii - ektomorfik, endomorfik i mezomorfik. Jednemu będzie szło łatwiej spalanie tłuszczu, a drugiemu trudniej. Genetyka nie jest sprawiedliwa i nie każdy ma "po równo"... I masz rację, mierzenie kcal nie jest idealnym wyznacznikiem ani dla zrzucania wagi, ani dla przybierania, ale rozsądnie użyte jest proste i pomocne.

  2. @Aumakua, 8-10kg tłuszczu na miesiąc jest nierealnym wynikiem. Możesz tyle kg zrzucić, ale będzie to dodatkowo spadek wody, glikogenu i mięsa, a nie samego tłuszczu. Nie mam absolutnie zamiaru Cię urazić, ale wg mnie jest to po prostu nieodpowiedzialne i jest to wyrazem braku szacunku do własnego zdrowia. 0.5 kg - 1kg/ tydzień jest normalnym i zdrowym wynikiem. Aczkolwiek każdy ma prawo decydować o sobie, także nic mi do tego chyba.

     

    Ponadto diety 1000 kcal itp. są również maksymalną głupotą, bo zajebiesz się na śmierć a i tak nie zrobisz tyle ile mógłbyś zrobić przy prawidłowo zbilansowanej diecie z o wiele wyższą podażą kcal. Jeśli zdecydowałbyś się zrobić to wolniej i rozsądniej w granicach 0.5-1kg tydzień to polecam obliczyć zapotrzebowanie kaloryczne (jest setki artykułów i filmików jak to prawidłowo zrobić), podporządkowujesz to pod odpowiedni rozkład makroskładników, dokładasz aeroby i lecisz z tematem. Nie ma prawa nie zadziałać.

     

    Druga opcja - dieta optymalna. Nie powiem, że polecam, bo każdy powinien sam zadecydować czy jest to dla niego odpowiednie czy nie. Jedni chwalą, drudzy krytykują. Ja w ciągu 12 tyg. z 84kg spadłem na 69kg i byłem naprawdę fest wycięty. Z pewnością zaletą jest to, że jesz 2-4 posiłki dziennie o małej objętości (praktycznie sam tłuszcz) i mimo wszystko nie chodzi głodny.

     

    Trzecia opcja - skoro twierdzisz, ze nie wierzysz w bajeczki więcej to niezdrowo to można sięgnąć po jakieś mocniejsze spalacze typu yohimbina, efedryna, clenbuterol (skuteczne, ale w Twoim przypadku skrajnie nieodpowiedzialne).

     

    Idąc dalej - witamina C, zgadzam się z przedmówcami i śmiało polecam duże dawki. Nawet profilaktycznie, kiedy jesteśmy zdrowi. Witamina C jest antyoksydantem, więc poza wzmacnianiem systemu immunologicznego pomaga również obniżać poziom kortyzolu czyli hormonu stresu. Co za tym idzie poniekąd pomaga hamować procesy kataboliczne, a także można powiedzieć, że w jakiś sposób "usuwa" ogólne zmęczenie organizmu. Witamina C nie jest toksyczna i w najgorszym wypadku jak przesadzicie to się zesracie ;).

     

    Witamina D3 - o efektach się nie wypowiem, ponieważ suplementuję dopiero od 4 dni w dawce 5000 IU/doba, ale koniecznie do tego dokładamy K2MK7 (u mnie 100 mcg, ale przy dawce 5000 IU można by było dać 200). Możecie sprawdzić firmę 7nutrition mają preparaty D3 2000 IU lub 5000 IU, K2MK7 100mcg lub preparat łączony czyli D3+K2MK7, ale pewnie w mniejszej dawce.

  3. 1 godzinę temu, BigDaddy napisał:

    Każdy sposób jest dobry. Mogę ci powiedzieć, że ja skorzystałem z izo i efekty były ogromne. Co prawda po 2 latach mam nawrót lekki ale nigdy już nie będzie jak było (tak mnie derma zapewniła).

    A co do przypisania- obniżenie nastroju z powodu trądziku jest wskazaniem do izo. ;)

     

    Dzięki, pomyślę nad tym, bo faktycznie jest to chyba ostatnia rzecz, która ma prawo zadziałać i której nie próbowałem.

     

    51 minut temu, Oświecony napisał:

    @MoTYCo do trądziku, to być może problem jest w złym odżywianiu. Znalazłem coś takiego, może coś dla siebie z tego wyciągniesz.

     

    Również dziękuję, aczkolwiek uważam, że w moim przypadku to nie jest podłożem problemu. Jak wspominałem chodzę na siłownię i traktuję to bardzo poważnie, także dieta jest trzymana sztywno praktycznie cały czas. Produkty pełnowartościowe, odpowiedni rozkład makro itd. Ponadto próbowałem różnych rodzajów diet i nie odczułem dużej różnicy jeśli chodzi o trądzik.

     

    @M.Dabrowski, w tym wszystkim najśmieszniejsze jest to, że ja to wszystko co napisałeś rozumiem, wydaje mi się to bardzo logiczne i w pełni się z tym zgadzam, niektóre Twoje słowa nawet są zgodne z moimi wcześniejszymi przemyśleniami, a mimo wszystko coś mnie dalej blokuje. Naprawdę chciałbym jebnąć całe moje dotychczasowe podejście i zacząć być "normalny". Mam nadzieję, że w końcu nadejdzie ten dzień kiedy nabiorę pewności siebie i zacznę normalnie funkcjonować.

     

  4. 1 godzinę temu, wroński napisał:

    Hej. A masz może urojenia?

     

    Nie wiem jakie urojenia dokładnie miałeś na myśli, ale owszem wydaje mi się, że moja niektóre "lęki" przed zrobieniem czegoś nie mają żadnego uzasadnienia i są tylko i wyłącznie moimi wyimaginowanymi problemami, a mimo to do tej pory nie potrafiłem z tym wygrać. Właśnie dlatego tu jestem, może dzięki dodatkowej wiedzy, którą chciałbym stąd czerpać uda mi się zyskać więcej pewności siebie w kontaktach międzyludzkich.

  5. 43 minuty temu, Damianut napisał:

    A jeśli chodzi o kobiety i mając na uwadze twoje ogólne zachowanie wśród ludzi, to radziłbym by, by nie patrzeć na początek na kobiety w kontekście seksualnym. Możesz jej powiedzieć, że masz bilety do kina, wyjść z nią, i nie starać się by "coś wyszło" (związek etc.) ale żebyś się cieszył z tego wyjścia.

     

    No racja, mógłbym tak zrobić. Myślę, że nie byłoby większego problemu, aby zaproponować jakieś wspólne wyjście. Problem jest w konsekwencjach tej propozycji. Problem jest, ponieważ są 2 opcje - zgodzi się lub się nie zgodzi. Obie są dla mnie mało komfortowymi sytuacjami.

     

    1.Nie zgodzi się - będzie mi to siedziało w głowie długi, długi czas, a że może coś zjebałem, a że może trzeba było poczekać, albo zrobić to inaczej itd. itd. = ogromny stres i autodestrukcja natrętnymi myślami

    2.Zgodzi się - będzie prawdopodobnie to samo co na "spotkaniach służbowych", będę odpowiadał jednym zdaniem, sam nie będę miał punktu zaczepienia do rozmowy, bo pustka w głowie i w konsekwencji mój mózg mówi mi, że zrobiłem z siebie pajaca (chociaż w rzeczywistości zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie miało to praktycznie żadnego znaczenia dla całokształtu mojego życia).

     

    I jasne, zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę mogę tylko zyskać, a straty są moimi urojonymi "lękami", ale mimo wszystko nie potrafię się przełamać i wejść w niekomfortową dla mnie sytuację. Może odnośnie tego jakieś propozycje? Jak wyjść z tej, nazwijmy to "strefy komfortu"? Co sobie zakodować głowie, jak zacząć o tym myśleć w obu ewentualnych przypadkach?

  6. 16 minut temu, BigDaddy napisał:

    Izotretynoina mówi ci to coś? Czy jeszcze nie próbowałeś?

     

    Przepraszam za odejście od tematu ale musiałem.

     

    Tak, słyszałem i czytałem o tym. Nawet kiedyś sam podsunąłem taki pomysł jak byłem u lekarza, ale usłyszałem, że mój stan absolutnie się nie kwalifikuje do przepisania tego leku. No i obiektywnie rzecz biorąc nie sposób się z tym nie zgodzić. Tak jak mówiłem 90% tego problemu to jest w głowie i jeśli już to chciałbym iść w stronę samoakceptacji.

     

    13 minut temu, M.Dabrowski napisał:

    Fiksujesz się na poziomie kompleksów, strachu przed złą oceną. (...) Skupianie sie na sobie, na swoim ego, na tym by zachować twarz w sytuacjach gdy nawet zagrożenia nie ma i jest spinka.

     

    To są naprawdę bardzo, bardzo trafne diagnozy. Jako dziecko nie byłem gnębiony ani wyśmiewany, byłem taki neutralny i raczej też neutralnie byłem traktowany. Nigdy nie rwałem się przed szereg, ale nikt też nic do mnie nie miał. Jednak pamiętam, że od zawsze byłem raczej nieśmiały i zawsze przejmowałem się bardzo mocno opinią innych ludzi i zostało mi to do teraz. Pomoc specjalisty na pewno jest jakimś wyjściem i być może byłoby to rozsądne posunięcie, aczkolwiek chciałbym jeszcze trochę spróbować popracować na sobą sam, może z Waszą pomocą. Może akurat coś się we mnie ruszy...

  7. Słowem wstępu - sam nie wiem czego oczekuję pisząc to wstępu. Głównie to chyba chcę się wygadać komuś, bo tak normalnie to nie mam komu nawet. Może też potrzebuję szczerej, męskiej porady a może po prostu zjebki, aby wziąć się w garaść...

     

    Jestem trochę jak taki typowy, internetowy, przerysowany przegryw. Trochę, bo nie wszystko się zgadza. Mam 22 lata, mieszkam z rodzicami, nie mam praktycznie żadnych znajomych, nie wspominając już o płci przeciwnej. Nie umiem rozmawiać z ludźmi, szczerze mówiąc to nawet wygodniejsze jest dla mnie bycie samemu. Jest wygodniejsze, ale nie chcę tego kurwa. Mam tego dość, wiem, że to nie jest normalne. Stresuje mnie konieczność rozmowy z obcymi ludźmi. Nawet idąc do sklepu odczuwam dyskomfort kiedy jest zbyt dużo ludzi. Mam wrażenie, że wszyscy patrzą się na mnie. To jest niepoważne, ale kurwa krępuje mnie nawet utrzymanie kontaktu wzrokowego z kasjerką podczas mówienia "dzień dobry". Dodatkowo całą sytuację zaognia mój wieloletni problem z trądzikiem. Patrząc na to realistycznie można by było powiedzieć, że jest to lekki trądzik, aczkolwiek ja mam na tym punkcie obsesję. Cholernie się tego wstydzę, zabija to resztki mojej pewności siebie (choć i tak jej mało). Serio, najmniejsza "nowość" na twarzy z rana doprowadza mnie do takiego stanu, że potrafię przez to cały dzień chodzić wkurwiony i nie odezwać się do nikogo. Czasami nawet nie wychodzę przez to z domu. Generalnie nie oczekuję żadnych porad w tym temacie, bo pieniądze wydane na lekarzy i leki, kosmetyki, suplementy i chuj wie co można spokojnie liczyć w tysiącach. Problem jest w mojej głowie, bo nie potrafię z tym żyć i tego zaakceptować i może w tej kwestii oczekiwałbym porady. Idąc dalej - chodzę na siłownię, nieskromnie mówiąc mam ponadprzeciętną sylwetkę, ogólnie dbam o siebie jak tylko mogę, powiedziałbym nawet, że jeśli chodzi o moją atrakcyjność fizyczną to w najgorszym przypadku mógłbym określić jako "przeciętność", ale na pewno nie jest źle, mimo wszystko moja pewność siebie jest na poziomie zerowym...

     

    I teraz tak - staram się coś z tym wszystkim robić, akceptować siebie, przełamywać, ale kiepsko mi to wychodzi. Zmuszam się do wychodzenia do sklepów, staram się utrzymywać kontakt wzrokowy podczas rozmowy, czasami dopowiem coś "od siebie". Mimo wszystko mało mi to daje, bo kolegów jak nie było tak nie ma i nawet nie wiem gdzie ja miałbym teraz jakichkolwiek zapoznać. Przy płci przeciwnej to zamykam się kompletnie i jest chuj, dupa i kamieni kupa - włącza się aspołeczność lvl 9999.

     

    Jeszcze trochę o sytuacji, którą określiłem w przywitaniu jako "miarka się przebrała". Od jakiegoś czasu, powiedzmy że służbowo, kilka razy w tygodniu spotykam się z pewną dziewczyną na kilka godzin. Ogólnie bardzo fajna dziewczyna, mega atrakcyjna (dla mnie ideał jeśli chodzi o wygląd). Nie potrafię z nią rozmawiać :). Kompletnie głupieję, no kurwa odbiera mi rozum w jej towarzystwie. Przez jakiś miesiąc chyba rozmawiamy tylko i wyłącznie na tematy służbowe, a przez resztę czasu panuje cisza. Ona sama kilka razy zagadywała na jakiś inny temat, ale Kamilkowi zawsze coś się w głowie popierdoli o odpowiada jednym, dwoma słowami i temat się urywa. No mam po prostu kompletną pustkę w głowie, nie potrafię odpowiedzieć nic sensownego, aby pociągnąć temat. Sam też niczego nie zaczynam, bo pustka w głowie. A jak jeszcze pomyślę o tym, że nic mi do głowy nie przychodzi, aby zagadać to stresuję się jeszcze bardziej i koło się zamyka. I dlaczego "miarka się przebrała"? Dlatego, że czuję iż mam tę pannę na wyciągnięcie ręki. Mogłaby być moja gdybym tylko zrobił jakiś krok. A ja kurwa nic nie robię, bo mnie totalnie przy niej blokuje. Płakać mi się kurwa chce jak o tym myślę i piszę, bo nie jest to pierwsza sytuacja tego typu, gdzie miałem wszystko na tacy i nie zrobiłem nic... I naprawdę, nie użalam się nad sobą, mówię szczerze, że nie wiem jak się za to wszystko zabrać.

     

    Wszystkim, którzy przeczytali dziękuję za poświęcony czas i jeśli w tekście jest coś nielogicznego/niespójnego to przepraszam.

  8. 2 minuty temu, TPakal1 napisał:

    Siemka! Chyba jesteś dla siebie zbyt surowy. 

     Oj nie, raczej nie. Jest to najprawdziwsza prawda i jest to tylko i wyłącznie moja wina i chociaż tyle dobrego, że potrafię się do tego przyznać :). Zresztą jestem właśnie w trakcie pisania drugiego tematu, gdzie trochę wszystko opiszę i wtedy sam się przekonasz, że miałem rację tak siebie nazywając.

  9. Cześć wszystkim.

     

    Na forum trafiłem już jakiś czas temu, ale do tej pory po prostu biernie przeglądałem i nie miałem zamiaru się rejestrować. Dzisiaj miarka się przebrała i jestem... Nazywam się Kamil, mam 22 lat i na chwilę obecną jestem aspołeczną pizdą i spierdoliną. Obiecałem sobie, że będę dążył do wygrywania życia i Wy mi w tym pomożecie!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.