Mam ze swoją kobietą spory staż, będzie jakieś pięć lat, więc wiadomo - mieszkamy razem i z racji, że jestem już po 30 tak powoli myślę o dzieciach. Jakoś nie uśmiecha mi się wychowywać dzieciaka, kiedy będę mieć pięćdziesiątkę na karku, wtedy to wolałbym leżeć sobie na jakiejś plaży na Hawajach. No ale mimo wszystko coś tam na świecie po sobie zostawić chcę, taka już kolej rzeczy. No i tu pojawia się problem, ona nie chce dziecka. Nie chce też ślubu, ale na to akurat przyklaskuję, nie mam zamiaru się żenić, bo co niby papier zmienia, chyba tylko tyle ze wydajesz kilkadziesiąt tysięcy na wesele. Ale właśnie ta sprawa z dzieckiem mnie zastanawia, jak mówiłem, mamy wspólne mieszkanie, jakieś już tam poukładane wspólne życie, więc chyba kobieta powinna chcieć kroku dalej? Nie chcę na nią naciskać, bo to poniżej mojej godności, ona powinna chcieć. Co więc jest z nią nie tak? Zastanawiałem się, czy nie puszcza mnie kantem, nie ma "lepszej" opcji na boku, ale to niemożliwe. Mało wychodzi, jak już to do pracy, a później zajmuje się pracą w domu i swoimi zainteresowaniami. Generalnie dobrze zarabia, ja też i na dodatek mam możliwości na dużo więcej, więc wydaje mi się, że dla niej powinienem stanowić dobrego kandydata na ojca.