Mogę trochę rozwinąć temat. Marka książkę przeczytałem prawie jednym tchem. W pewnych tradycyjnych kręgach książka kontrowersyjna - ale o to chyba tutaj chodzi. Hieny modliszki i wdowy też czytałem i dla mnie to genialna książka. Gdybym je przeczytał przed pierwszym ślubem, to albo pierwsza żona była by ostatnią i dobrze ułożoną żoną (wychowaną jak owczarek niemiecki) albo jak to mawiają prawnicy niedawno przestałbym pierdzieć w pasiak za zabójstwo. Z pewnością nie dałbym się tak poniewierać przez 15 lat. Ale być może nie uciekłbym w pracę i dzisiaj nie osiągnąłbym jakiegoś-tam statusu materialnego. Pierwsza żona pojawiła się jak miałem 21 lat a ona 23 lata, kończyła studia i musiałaby wrócić na prowincje po ukończeniu studiów. Biedna rodzina małe mieszkanie, pierdolnięta matka, itp. Nie miała wyjścia tylko pozwolić zalać sobie formę. Druga żona pojawiła się najpierw jako pocieszycielka jak miałem 32 lata a po 3 latach rozwód i ślub. Dla niej pieniądze i kariera były ważniejsze niż mąż i rodzina. Więc skończyło się jak się skończyło. Druga żona jak wymieniamy się dziećmi to tylko drze papę. Z pierwszymi dziećmi (20,22,25) widuje się na sali sądowej, gdzie sąd mówi do najstarszego syna "dzieci z rodzin inteligenckich powinny świecić przykładem intelektu", adwokat mówi "współczuje" a oni sie kurwa kłócą z którego roku mam samochód i mają żal, że syna całe życie straszyłem, żę mu kupie chromowaną łopatę. No tak! jak sie nie będzie uczył, to mu kupię. I chcą UWAGA! 3000 alimentów na bachora, bo: środki antykoncepcyjne, karnety na siłownie, odżywki dla sportowców, fryzjer, wakacje zagraniczne (skoro ja mogę, to oni też). Nosz kurwa. Za mało ich tłukłem.
Ogólnie to chyba problem z samooceną, asertywnością. Dla mnie to jakiś koszmar i życiowa porażka.