Skocz do zawartości

Nuta

Samice
  • Postów

    29
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Nuta

  1. Panowie, Arox, Wroński, Vasco: 

    Wasze opinie - Wasze prawo. 

    I w istocie na tym należy temat zakończyć, bo zaczyna się robić off top, a poza tym dalsze jego miętolenie mija się z celem - wszak założenia programowe i ideologiczne forum są mi znane.

    Dlatego Waszą ocenę mojej osoby przyjmuję do wiadomości, a własną ocenę Waszych wypowiedzi również czule w duszy zachowam, podobnie jak moje zdanie. 

    Spokojnej nocy życzę.

  2. @Nuta, wydaje mi się, że niewłaściwie rozkładasz akcenty.

     

    a. Wymagasz racjonalnego myślenia od samobójcy.

    b. zakładasz, że przy skali jego osobistego problemu będzie myślał o innych.

    c. zakładasz, że nie ma w głowie "jakoś sobie dadzą radę, a nawet jeśli nie i tak nie będę o tym wiedział/a".

    d. "Być albo nie być" to kalkulacja najwyższego rzędu prowadzona w warunkach dalekich od normalności. Nie ma "dlatego", nie ma "odpowiedzialności", jest śmierć. Jeśli rzecz zostanie wykonana niewłaściwie będzie zamiast trupa

         pieprzona roślina. To gorsze niż śmierć.

     

    @Nuta. Samobójstwo to nie fikcja literacka, to coś cholernie poważnego. Jeśli ktoś nie był w sytuacji, w której mógł to samobójstwo popełnić to bzdurne dywagacje. Jak to mówią "nie wiesz jak to jest to nie .........".

    Koncepcja własnego samobójstwa a przykładowo sprawdzanie "jak długa musi być lina i jaka powinna być jej średnica" to naprawdę dwie różne sprawy.

    @Wroński: dziękuję za rzeczowe argumenty. Trafia do mnie ten tok myślenia, choć wciąż nie do końca się zgadzam.

    Po pierwsze: zgadzam się, że jest to z mojej strony myślenie życzeniowe li i jedynie, bo jaka jest rzeczywistość - każdy widzi.

    Sugerujesz, że sytuacja w jakiej znajduje się samobójca zwalnia go z racjonalnego myślenia, bo nie jest do niego zdolny w swojej sytuacji. Czy podobnie nie napisze się więc o alkoholikach piorących regularnie swoje rodziny na miazgę, kierowcach wsiadających po flaszce do auta, kolesiu który w gdańskim parku zabił swoją córkę pod wpływem zioła, czy innym który chciał autem rozjechać ludzi na Monciaku w Sopocie? Każdy z nich miał jakiś problem, o jakiejś skali, też była to "kalkulacja najwyższego rzędu prowadzona w warunkach dalekich od normalności", "być albo nie być", czy to zwalnia ich z racjonalnego myślenia? Czy potem kolejne umorzenia takich procesów nie budzą w Was gniewu? A tak się dzieje właśnie, bo "sprawca nie może brać odpowiedzialności za swoje czyny/był pod wpływem/nie wiedział do końca co robi". Wiem, że taka jest rzeczywistość i tego nie przeskoczę. Ale nie potrafię rozgrzeszyć.

  3. No i nic nie zrozumialas. Rzucasz haslami zeby rzucac. Tak dla przykladu. Idziesz z dzieckiem przez park i pies pogryzl Ci dziecko tak mocno, ze np. znieksztalcilo mu twarz. I co? Dziecko bedzie ponosic konsekwencje Twojej egoistycznej decyzji poczecia go i egoistycznej decyzji posiadania psa przez wlasciciela. Bo co dziecko winne ze go pies pogryzl? A konsekwencje sa gorsze, bo dziecko w wyniku pogryzienia moze nigdy nie odzyskac dawnego wygladu...

    I mozna rzucac przykladami mniej lub bardziej realnymi czy mniej lub bardziej absurdalnymi. Egoizm nie jest wypadkowa slabosci w tym przypadku! Dlatego czepilem sie. Bo Tobie nie chodzi o sam fakt popelnienia samobojstwa a to, ze ta decyzja niesie okreslone konsekwencje ktore moga w jakis sposob obciazyc badz zmienic Twoje zycie. I w tym momencie Ty tez jestes egoistka bo nie godzisz sie na takie traktowanie. I zwalasz odpowiedzialnosc na druga osobe nazywajac jego postepowanie egoistycznym. I tu jest przerzucenie odpowiedzialnosci o ktorym pisalem.

    To co czyni nas ludźmi to umiejętność oceny i przewidywania konsekwencji własnego egoizmu i wyciągania wniosków. O tym cały czas piszę. 

    Dlatego ludzie gdy wyprowadzają psy ras szczególnie niebezpiecznych zakładają im kaganiec, itp.

    Dokładnie mi o to chodziło: "ze ta decyzja niesie okreslone konsekwencje ktore moga w jakis sposob obciazyc badz zmienic Twoje zycie." 

     

    O przenoszeniu odpowiedzialności: czy paralelnie rozumując, samobójca nie przenosi odpowiedzialności na najbliższych myśląc "byliście tacy a tacy, to ja się teraz zabiję"?

    Jak napisałeś: nie godzę się na takie traktowanie, bo nie muszę, ale to nie znaczy przecież, że siłą rzeczy nie ponosiłabym konsekwencji. Samobójca stawia nas przed faktem dokonanym. 

  4. Chce zauwazyc, ze kazda rzecz ktora wykonujesz, robisz, czynisz jest egoistyczne bo jest potrzebne Tobie do osiagniecia konkretnego celu. 90% czynnosci ktore wykonujesz maja wplyw na najblizszych bez wzgledu na pokrewienstwo. Np. Kupno czerwonej sukienki bo Ci sie podobala. A chlopak niech sprobuje powiedziec, ze grubo wygladasz w niej. Masakra... i to jest ten sam egoizm. Przeciez nie liczysz sie z jego komfortem, samopoczuciem itd.

     

    Nieco naciągane w obliczu konsekwencji, z jakimi musi zmierzyć się otoczenie po samobójstwie, a tymi po zakupie czerwonej sukienki ;)

    Egoizmem zatem wg powyższej tezy będzie też jedzenie czosnku, bo ktoś lubi i ma w d*pie, że potem naród musi znosić, że wali mu z pyska ;)

    Pognębić też należy: właścicieli psów (w guano których wlazł pewnie niejeden obywatel), cierpiących na nadpotliwość, palaczy, miłośników naturyzmu i rzesze innych :)

  5. (…)

    Ostatnie zdanie typowo kobiece. Bardziej juz sie nie da. Przerzucenie ze to ON takie niedobry i egoistyczny! A moze chcial inaczej? A moze poznal panne i myslal ze jak przed nia otworzy sie to ta pomoze? A tu zonk bo ta egoistka chciala sobie podbudowac fejm jak to goscia wspiera a nie rzeczywiscie pomoc.

    A jaki byl powod- nigdy nie dowiemy sie. M. zabral to ze soba.

    Primo: nie pisałam personalnie o M., lecz o samobójstwie jako zjawisku ogólnie. ("Przerzucenie, że to ON niedobry i egoistyczny" > niepotrzebna hiperbola.)

    Secundo: Nazwałam samobójstwo, OBOK idącej z nim w parze słabości, egoizmem, tj. nieumiejętnością dostrzeżenia zdarzeń i ich konsekwencji w szerszej perspektywie, np. jaki samobójstwo będzie miało wpływ na najbliższych. Czyli tu: egoizm jako wynik słabości. To moje zdanie.

     

     

    A domniemywać 'co być może się zdarzyło i że być może ktoś w związku z tym zmanipulował' (może poznał pannę, a może ona coś tam) to patykiem na wodzie i prawdy nie dojdziemy, Podobnie możemy zakładać, że może trawa była za mało zielona, a może nie akceptował swojej orientacji, a może miał uczulenie na gluten, z którym sobie nie radził. Brak faktów i przesłanek.

  6. A może samobójstwo popełnia się aby "ukarać" tych którzy krzywdzą? Aby nimi wstrząsnąć i wywołać w nich poczucie winy, które spowoduje zmianę postępowania?

     

    Samobójstwo jest dlatego przejawem słabości (jak napisali koledzy wyżej), ale też egoizmu, nieumiejętności wyjścia i odczuwania poza kręgiem własnego problemu, niemożności dostrzeżenia szerszej perspektywy zdarzeń. 

    Znam wielu ludzi z podobnych domów, jedni faktycznie albo wpadali w ten sam kołowrotek obłędu i kończyli jako alkoholicy przy jednym stole z ojcem albo na gigancie, w innych odzywał się jednak instynkt walki i elementarnego przeżycia. Kończyło się to na przykład ucieczkami z domu do znajomych, do sąsiadów (wbrew wszystkiemu ludzie chyba pomagali sobie kiedyś bardziej niż dziś), dzięki czemu dzieciak z patologicznej rodziny mógł jednak podpatrywać jak wygląda normalna rodzina, mógł chociaż podejrzeć normalne wzorce. 

    Ale tak jak mówię, musiał się włączyć instynkt przeżycia i walki. Czy jest on w każdym człowieku? Dlaczego w niektórych się on uruchamia a w innych nie? 

  7. (…)

    Mianowicie moja kobieta w momencie poznania mnie była dość zdesperowana w szukaniu, jak to ona mówi “normalnego faceta”. Chodziło jej chyba, o kogoś kto nei będzie jej zdradzał I sprawiał, że będzie się czuła szanowana. No więc jako, że niezła była to sobie przygarnąłem. Okazała się całkiem w porządku, pare razy skłamała przez co musiałem jej pokazać czym to grozi. Potem było ok.

    Teraz jesteśmy w związku już ponad 2 lata, zbliża się ślub (który sam wymyśliłem, bo jak w miłość nie wierzę, to wierzę, że można razem w zgodzie żyć I nam się to udaje). Kobieta na prośbę przynosi piwko, zrobi drinka, obiadki całkiem ok, kanapki do pracy też są choć chyba muszę jej pokazać jak je robić lepiej. Sprząta itp. Nie chcę tu jej poniżać bo wiem, że dzięki mnie ona ma poczucie bezpieczeństwa I stabilności co w porównaniu z drobnymi obowiązkami to nic. Martwi mnie tylko, że sama nie chce seksu (a jak chce to wtedy kiedy jestem zajęty lub zmeczony). Nie jest to codziennie wieczorem (idealna pora dla mnie). O seks muszę zabiegać (choć jakbym sobie wziął to raczej nie byłoby problemu). Kiedyś chętniej oddawała mi swoje cało a teraz to dla niej taki obowiązek. Co mogę zrobić, żeby znów chciała sama? Dodam, że nie jestem jakimś jednominutowcem. Ostatni seks był w niedzielę I trwał ok 55min przy czym zawsze doprowadzam najpierw ją. Seks jest nieregularny średnio raz na 1,5 tyg co mnie nie zadowala. W domu z reguły to zawsze stoi na moim, jako, ze nie mam problem z przedstawieniem logicznych podstaw dla moich teorii – jestem umysłem ścisłym z wyższym niż ona wykształceniem. Ona – niespełniona artystka potrafiąca coś namalować tylko z czegoś co widzi. Nawet ja mam większą wyobraźnię. Denerwuje mnie w niej brak zainteresowań, nawet malować jak to ona mówi nie ma weny. Siedzi przed TV I na facebooku. Kontakt z płcią brzydką ma ograniczony (mam hasła do wszystkiego z czego korzysta I póki co nic podejrzanego nie zauważyłem). Potrafię w pełni ją kontrolować modyfikując jej zachcianki tak by sama wierzyłą, że chce tego co ja. Coś jednak robię źle. Co z tym seksem?

     

    Gdyby traktować post dosłownie to problem autora, jak już Koledzy zauważyli, należy do podstawowych - albo on i ona mają zupełnie odmienne temperamenty, albo pani po prostu używa seksu jako narzędzia, innej opcji nie ma.

    Widzę jednak w autorze pewną niespójność: próbuje pokazać, że w pełni panuje nad swoją kobietą (wyboldowałam niektóre odpowiednie frazy), że to kobieta-samo-zło, bo cały czas na fejsie albo przy tv, zainteresowań zero, ambicji niet, no po prostu ameba, a do tego nawet zwykłą kanapkę potrafi spieprzyć. Denerwuje go ona i chłop nieszczęśliwy jak diabli, ale przecież on "ją kontroluje" i jak pisze "w domu zawsze stoi na moim", nawet "hasła wszystkie ma". Jednocześnie jednak łyka zachowania tej pani jak młody pelikan, bo - patrząc na to z JEJ perspektywy - pani osiągnęła wszystko czego potrzebuje. Nawet ślub to właśnie pan wymyślił "sam" ;) Pszypadeg?? ;) Gdzieś tu w tle wyczuwam stłamszoną męskość i dumę, i widzę demonstrowanie potrzeby odreagowania własnej męskiej niemocy i słabości.

    Bo może to jednak nie pan panią, ale to pani pana jak na razie w pełni kontroluje, i to jest problem zawarty w tym poście (a nie jak sugeruje autor: seks rzadki i nawet-bez-jęknięcia)?

    • Like 5
  8. Sprawa prosta jak kij, choć ważnym czynnikiem jest wiek panny, która takie teksty wrzuca.

    Jeśli ma lat, dajmy na to 20, to jest to beztroskie, podlotkowe nieco "łaszenie" się do faceta (uwaga: realne widmo pustaka w zanadrzu), rozumiane czasem jako podryw. Zaiste, istnieją miłośnicy takiej "lekkości umysłu" u pań.

    Jeśli to pani ok.30tki i dalej to akcja "czy mnie lubisz" jest poważną niedojrzałością, a fakt "że trzeba się nią zaopiekować, bo coś jej dolega" może oznaczać wszystko, łącznie z poważną zaawansowaną chorobą i wielotysięczną pożyczką w Providencie. Tak czy owak, tekst taki oznacza że prawdopodobnie szuka kogoś na kogo ten problem i ciężar opieki nad sobą chce przerzucić, bo sama nie wyrabia w życiu, pod każdym względem.

  9. Drobny wtręt w kwestii zaistniałego wg mnie błędu formalnego: kierując się jedynie nazwą forum użytkowniczka wlazła tu po poradę samców, nie zadając sobie zupełnie trudu by forum przeczytać, rozejrzeć się, by zaznajomić się z zasadami tu panującymi jak i tematyką. Weszła ad hoc, na własną odpowiedzialność, zebrała za to (uwaga: będzie sarkazm tera) owacje na stojąco, a teraz zaskoczenie i szok że tak ją potraktowano.

    Drobna rada zatem: gdziekolwiek się pakujesz, sprawdź najpierw czy odpowiada Ci lokalny mikroklimat, by nie nabawić się potem sraczki, niestrawności lub ewentualnego bólu gluteus maximus.

    Samej sprawy, z którą pani przyszła, komentować nie będę, dyć panowie już to zrobili w sposób wyczerpujący.

    • Like 3
  10. @Lady: W każdej z tych opcji jest walka ex definitione, bo każda ze stron postępuje wbrew sobie i wbrew swoim naturalnym uwarunkowaniom. 

    Pokazuję jedynie stronniczość i wyidealizowanie przedstawionego przez Ciebie (a raczej autora książki) błędnego przekonania, że kobiety to słaba płeć, więc pan się powinien "dostosować". To taki off-top z mojej strony i nie zamierzam go rozwijać.

    Wątek dotyczy Adolfa, jego konkretnego problemu i ewentualnego rozwiązania. 

     

    @Enemy: Fakt, kobiety myślą że faceci odczuwają jak kobiety. Ale w życiu nie spotkałam faceta, który by myślał, że kobieta będzie odczuwała tak jak on :) masz namiar na wylęgarnię takich? :)

  11. @EnemyOfTheState: wybacz, ale guano prawda; nic w tym nie ma. Książka pisana była pod zołzy/księżniczki bo taki był książkowy target i docelowy odbiorca, a autorowi musiały zgadzać się kwity, tyle w temacie.

     

    Zauważ proszę, że to co pisze Lady (w domyśle autor ww. książki) sugeruje, że to panowie powinni przyjąć tok myślenia kobiety: 

    W dużym uproszczeniu: ona lubi gadać, bo w ten sposób chce przyciągnąć Twoją uwagę, ale ty nie lubisz gadać, więc: > naucz się z nią komunikować > pogadacie sobie > będzie git. 

    Odwróciłabym sytuację: kobieto, twój mąż milczy i chce mieć spokój, ale ty chcesz gadać > naucz się milczeć i szanować jego prawo do świętego spokoju > nie będzie konfliktów > będzie git.

    Ryzyko metody (wg mnie olbrzymie) zaproponowanej przez Lady: kiedy facet wda się z kobietą w dyskusje to będzie oznaczało, że przyjął jej konwencję, a tutaj ona poczuję swoją siłę a jego słabość (bo to on porusza się po nieswoim terytorium). I wtedy kobieta dołoży do dyskusji manipulacje, gierki, łzy, szantażyki i takie tam. 

    Ja bym z kobietą nie dyskutowała. Operować należy prostym komunikatem. System zero-jedynkowy.

    • Like 2
  12. Jak piszą Red i Marek: kobiety mówią 'przepraszam', ale często wycierają sobie jedynie tym słowem gębę, by nie drążyć tematu i by odwrócić kota ogonem, lub gdy im się to opłaca (np. podtrzymanie relacji to zysk). Faktycznego procesu zrozumienia błędu i przyznania że się coś ewidentnie schrzaniło, ergo procesu poprawy - niet.

    Takie zachowanie to zagranie taktyczne na potrzeby chwili, gdy panna w duchu uważa że przecież jest tak zajebista, że nie popełnia błędów, dlatego użycie słowa 'przepraszam' jest dla niej dość proste i nic nie kosztuje, a ona po prostu mówi ci to, co chcesz usłyszeć. 

    Problem znam z autopsji, występuje również w relacjach między kobietami. Każdą nieszczerze przepraszającą pindę szczuję psami i przeganiam na cztery wiatry, a miejsce po niej wypalam ogniem i zalewam betonem. 

    • Like 3
  13. Myślę iż tacy faceci żyją w mentalnym matriksie, pchają innych w tą samą stronę, aby powielali ich błędy. Wtedy mają potwierdzenie, że wszyscy tak robią/ żyją więc nic nie zjebali w swoim życiu i są normalni. Takie pokręcone wciąganie kogoś w bagno żeby nie czuć się samotnym tonąc.

    Święte słowa. Wszystko byle potwierdzić, że wszyscy tak robią, więc nie tylko oni tkwią w guano po uszy. I by poczuć potem chorą satysfakcję z tego, że komuś też życie się popieprzyło.

    A kiedy czasem coś im zgrzytnie pod kopułą i zadadzą pytanie: "Ale jak Ty to robisz, że osiągnąłeś tyle, że tamto Ci się udało? Też bym tak chciał" to nie po to, by faktycznie podążyć od teraz ścieżką oświecenia, ale by jeszcze dotkliwiej zbanować Twoje argumenty, obrobić d**ę i udowodnić, że robisz źle, bo 'nie tak jak wszyscy, nie tak jak TRZEBA'.

  14. Kryss, zgadzam się. Akcja w pysk byłaby przynajmniej jasnym postawieniem sprawy. Tymczasem za odmowę udziału w gierkach i za sprzeciw wobec wciągania we wspomnianą przez MiJę grę "we wdzięczność" i "domyśl się" zostaje się posądzonym o bycie pozbawionym uczuć cyborgiem (samice: o bycie kobietami wyzutymi z wrażliwości i empatii, że to niby ma nas - jako kobiety - wybitnie dotknąć). Czyli znowu wojna podjazdowa i próba gry na emocjach.

    Ja pitolę, i tak całe życie????? 

  15. Pogodna, niewielkie zmiany są może zauważalne w kwestii takiej, że przynajmniej o antykoncepcji już się otwarcie mówi (choć wciąż nie tak i nie tam gdzie trzeba, o dostępności jednak nie wspominam nawet, bo to wciąż masakra).

    Ale na większą niż 25 lat temu otwartość ludzi w kwestii prawa jednostki do autonomicznego stanowienia o swoim losie bym nie liczyła. Fakty się liczą, konkretne ludzkie zachowania, a nie słowa i polityczna poprawność i dobry PR (na imprezie, po wódeczce, wszyscy chętnie przyznają, żeś odważna skoro nie chcesz dzieci ani męża, po czym nigdy już żadna mężata panienka nie zaprosi Cię na imprezę - takie są realia). Obalanie stereotypów kobiety i mężczyzny w społeczeństwie to taka sama orka jak kiedyś.

  16. Nuta, miałam koleżankę (…), otwarcie mówiła, że nie chce mieć dzieci, bo nie chce. (…) Do tego ja i inna koleżanka jak stawałyśmy w jej obronie zawsze przy takich dyskusjach (…) to my też miałyśmy lincz, że jeszcze do jej światopoglądu życiowego się przykładamy.

     

    Zwróćcie uwagę, że teraz jest łatwiej niż np. 20 lat temu mówić o swojej samodzielnej, autonomicznej drodze życiowej.  Są różnice w społeczeństwie, w odbiorze innych spore na korzyść ludzi wybierającej życie w pojedynkę.

     

    Pogodna, bez urazy oczywiście, ale nigdy nie należałam do kobiet instynktownie odwołujących się do tzw. 'solidarność jajników'. Powód jest dość prosty: nie wierzę w nią. Wiem, że zły to ptak co własne gniazdo kala i tak dalej, ale nie spotkałam kobiet, których wsparcie byłoby bezinteresowne. Dlatego na zachowania tego typu zawsze patrzę bardzo podejrzliwie, a z tyłu głowy zapala mi się czerwona lampka.

     

    A odnośnie tego, że "teraz jest łatwiej mówić o swojej autonomicznej drodze życiowej (…)" - g***o prawda. Z pewnością nie jest łatwiej (całe forum wszak jest pełne przykładów) ani mężczyznom, ani kobiecie, którzy świadomie zaprzeczają ogólnie przyjętemu stereotypowi. 

    • Like 4
  17. Panowie, dlatego właśnie jestem na tym forum: trafiłam tu przypadkiem, ale potem - gdy zaczęłam je zgłębiać - okazało się, że mimo iż nie grozi mi bycie złapaną na dziecko, małżeństwo/związek czy nawet zamieszkanie z jakąś kobietą, to znajduję tutaj rozwiązania, które sama mogę wdrażać w moich stosunkach z kobietami (praca, znajome, rodzina, itp.). Mam na myśli fochy, kaprysy, manipulacje, szantaże, itd itd itd itd. 

     

    nuta

    czyzby samica wymknela się z matrixa?

    witaj w realnym swiecie

     

    Nie wiem, czy wymknęłam się z matrixa. Przyznam, że nawet jeśli sporo w życiu widziałam, to od Waszych historii włos mi się na głowie jeży. Jeśli więc matrix to takie totalne guano, to ja bym bardzo chciała się z niego wydostać

  18.  

    Pierwsze z brzegu przykłady:

     

    - mam dziecko, jestem lepsza (na dziecku buduje własną wartość),

    - mam męża, a wy kurwy singielki nie macie (ha ha ha),

    - awans kobiety na kierownika i władza nad dotychczasowymi koleżankami (to jest dopiero hardkor, rządzę NIMI wszystkimi, jestem the best),

    - zestawienia przyjaciółek (80%, jedna brzydka, druga ładna),

    - już nawet nie chce mi się wymieniać codziennych sytuacji na poziomie kobieta - mężczyzna.

     

    Znam to z autopsji - kobiety (te 99,99%, o których pisze red) prezentują taką postawę nie tylko wobec facetów, ale również wobec kobiet, które wychodzą poza ten z góry określony scenariusz.

    Panowie, to jakiś koszmar.

  19. Drodzy EnemyOfTheState, Mac - kogo obchodzi zdanie faceta? MNIE. Działam według prostej zasady: nie czyń drugiemu co tobie niemiłe. Nie chcę dzieci, bo to nie mój film kompletnie. Nie dlatego, że "to nie ty będziesz chodził 9 mcy z brzuchem" - przyznacie, że to argument z d**y. Podobnym idiotyzmem byłoby mówić do mężczyzny: "nie chcę dzieci/małżeństwa z tobą" > w domyśle 'bo ty jesteś zerem'. Tylko naprawdę popaprana na umyśle kobieta miałaby ochotę poprawiać sobie samoocenę kosztem drugiego człowieka. 

  20. Nie chcę dzieci. Nie chcę małżeństwa. A z drugiej strony mam niezależną i ciekawą pracę, mieszkanie, pozytywne nastawienie do życia, niezły wizerunek, właściwy poziom wypowiedzi.

     

    Za każdym kurwa razem, kiedy jestem szczery, żadne moje osiągnięcia się nie liczą. Po prostu nic.

     

    Chcę przez to powiedzieć, że moje cele życiowe całkowicie wykluczają się z celami kobiet. Uważam się natomiast za ogarniętego życiowo mężczyznę.

     

    Spotykają się ze mną i po pewnym czasie rezygnują.

     

    Od dawna wiem, że nie mam szans na długoterminowy związek (ewentualnie oparty na totalnym kłamstwie z mojej strony).

     

    I widzicie, ze współczesną kobietą, w ogóle kobietą nie wygram na dłuższą metę.

     

    Nie ma na to moim zdaniem żadnej rady. Jeżeli nie zaakceptuję dziecka + małżeństwo to jestem wyłącznie krótkoterminową przygodą.

     

    Drodzy panowie, a teraz wyobraźcie sobie, że każde słowo z tego, co powyżej napisał kolega mac, pisze kobieta mając na myśli mężczyzn. To oni chcą się wiązać, chcą rodziny (tak, między panami też istnieje rywalizacja "na dzieci"), a kiedy ona mówi jasno, że nie interesuje ją ten scenariusz, to oni biorą sprawę na przeczekanie (licząc, że w końcu jej się kiedyś odmieni), a po jakimś czasie gdy okazuje się, że się nie odmieniło, to głośno i z oburzeniem demonstrują swoje zaskoczenie i rozczarowanie. I nie mówimy tu o typie korpobitch, która "ma jeszcze czas". To po prostu kobieta, która w ogóle, nigdy, nie chce mieć ani męża, ani tym bardziej dzieci. Podkreślam: może, ale nie chce. Świadomie, od zawsze. I nie, to się już nie zmieni. 

    Dopuszczacie możliwość takiej sytuacji? Jestem ciekawa Waszej opinii.

  21. Miałem w tym roku trochę do czynienia z Ukrainkami w wieku 18-24 i prawdę powiedziawszy są inne. Te co spotkałem nie były ta przesiąknięte zachodem, nie siedziały bez przerwy pyskami w tych telefonach i nie były takie cwaniacko-'nowoczesne'.

    Wybacz, ale czy pisząc, że one są "inne" nie zaprzeczasz czasem założeniom programowym tego forum? ;)

    Inna rzecz: proponuję poobserwować (niektóre przynajmniej) panny ze Wschodu - chodzi o te, które są jakoby "inne i (…) nie przesiąknięte zachodem" - przeflancowane na grunt chociażby Hiszpanii czy Włoch - ot, takie popularne kierunki migracji tychże, jako tych "sprowadzanych". Natychmiast świetnie zaznajamiają się z technikami operacyjnymi rdzennych autochtonek, przebijając je często wyrachowaniem i umiejętnością dokręcania panom śrubki. 

    • Like 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.