Poradźcie Bracia jak się najkorzystniej zachować w mojej sytuacji.
Dziewczyna pracuje w tym samym biurze co ja, siedzimy parę biurek od siebie.
Rozstaliśmy się bo zaczęła chodzić na imprezy z koleżanką a beze mnie.
Laska ok pod 40, między nami 5 lat różnicy, córeczka zarobionego tatusia , przepalona, wychudzona i słaba a dawny urok zgasł.
Dobrze że się uwolniłem bo niszczyła mi zdrowie i psyche, marnowałem z nią czas.
Przed świętami zerwałem z nią telefonicznie jak leżałem chory a ona oznajmiła że idzie na miasto z rozwiedzioną kumpelą.
Poleciało trochę bluzgów z mojej strony i ogólnie byłem wkurwiony (nie pierwszy raz). Od tego czasu zero kontaktu.
Na sylwestra dobrze się bawiłem ze znajomymi w klubie, dałem się poderwać młodej dziewczynie, potańczyliśmy.
Wracam do pracy i wiem że będzie trochę emocji bo była już się pewnie z kolegą bedbojem zakręciła. Wszyscy razem w jednym pomieszczeniu...
Ignoruję ją, ani cześć ani do widzenia, tak jak jej obiecałem.
Nie chcę nosić w sobie żalu czy się wkurwiać.
Jak osiągnąć stan zadowolenia z korzystnego obrotu akcji i nie dać się sprowokować do zazdro?
Pomóżcie bo jutro do roboty