Zmieniłem pracę, ze względu na lepsze zarobki. Praca jako operator maszyn w amerykańskiej korporacji.
Mija mi trzeci tydzień i to co tu się dzieje, jest nie do pomyślenia. Sama praca ok (jak na pracę w kołchozie),
atmosfera miła (bo takie są zasady). Na wstępie powiedzieli, że według polityki firmy, mogą się zdarzyć 2 dni
z rzędu po 12 godzin. No i tutaj jest niezły wałek. Uczestniczyłem w spotkaniu z kierownikiem, gdzie poinformowano,
że trzeba coś nadrobić w produkcji i zapytano czy chcemy przyjść przez tydzień, po 12 godzin + sobota.
Pani kierownik, spojrzenie po każdym po kolei, no i każdy się godzi. Jak pracownicy się zgodzą, to mogą walić miesiąc po 12,
no i się zgadzają, pod delikatną presją. Zorientowałem się, że tutaj to nagminne. Co to za życie, gdzie więcej czasu spędza sie
w pracy i w drodze do niej, niż w domu i przy sprawach prywatnych.Sen ,praca, sen, praca, weekend i tak w kółko.
Gdyby, to była taka kasa, że można było by coś z tego konkretniej zaoszczędzić, to jeszcze
rozumiem, ale to jest obóz pracy, bo jak to inaczej nazwać. Wkurwia mnie to i przeraża. Współczesne niewolnictwo.