Cześć.
Macie jakieś sposoby na radzenie sobie z kobietą-szefem w pracy? Do firmy w której pracuję na stanowisko menedżerskie przyszła loszka, która de facto nie robi żadnej szczególnej roboty, a jednocześnie ma władzę nad całym polskim oddziałem tej firmy. Przez pierwszy miesiąc było ok, pierwsze wrażenie było pozytywne, ale teraz zaczęło jej odpierdalać.
Żąda wprowadzenia jakiś swoich pomysłów, które nic nie wnoszą i są tylko po to, by mogła sobie wpisać w portfolio, że coś zrobiła, ale w praktyce nie ma to żadnego wpływu na organizację. Np zażyczyła sobie, że laptopy nie mogą zostać na biurkach jak kończymy pracę i musimy je codziennie zabierać do domu, bo to może być powodem do wykradzenia danych (ta kurwa, sprzątaczka zhakuje bitlockera, hasło do windowsa i vpn...). Albo jakieś bzdurne treningi, które nie wnoszą nic. Albo kazała ludziom zmieniać miejsca na których siedzą i przenieść ich do innych pokojów, bo tak! Poruszyłem niewygodne dla mnie tematy dziś na rozmowie 1on1, ale ego ma ogromne, a możliwości jego zaspokojenia małe, więc nie wynegocjowałem nic. Firma jest ok, ludzie ok i perspektywy w pracy też ok. Nie chcę zmieniać tego,tylko przez korpo biurwę z ambicjami, która chce się pokazać.
Pamiętam, jak Marek w audycjach też opowiadał o swoich perypetiach. Teraz zaczynam to dostrzegać samemu? Macie podobne sytuacje? Jak sobie radziliście z loszkami, które Wami ,,zarządzały/ zarządzają"?