Historia, która opisze trwa już jakiś czas, choć jej eskalacja nastąpiła ponad tydzień temu. Zacznijmy od początku. Od 1 podstawówki do końca gimnazjum skrycie kochałem się w mojej bardzo dobrej koleżance, lecz niewiedza i nieśmiałość nigdy nie pozwalały mi jej zdobyć. Aż do pewnego dnia w zeszłym roku.
Mieliśmy spotkanie klasowe po ponad 10 latach nieobecności z ludźmi z gimnazjum i podstawówki. Oczywiście była tam ona i było między nami zajebiscie. Każdy trochę wypił to atmosfera zrobiła się luźniejsza, przytulanki, przelizanie jej. Gdybym miał możliwość(dodam, że było to ognisko) to bez problemu mógłbym ją zaliczyć. Namieszała mi trochę w głowie, a na drugi dzień gdy otrzeźwiała to udawała jakby nic się nie stało. Byłem na nią wkurzony, ale zostawiłem ten temat skoro nie była zainteresowana. Dawniej bym latał za nią, ale studiuje forum.
Po jakims czasie brat mi się przyznał, że spotkał się z nią na randce, ale olała go. Uznałem temat za zakończony, bez żadnej urazy. Aż do zeszłego tygodnia gdy brat przyznał mi się, że zaczął się z nią spotykać. Dodam, że w ciągu roku mój brat się wybudował, dostał firmowa fure, ma dobrą pracę więc domyślam się dlaczego ona teraz jest nim zainteresowana. Brat nigdy nie miał na poważnie dziewczyny więc obawiam się, że ona może go potarmosic. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, z bratem za bardzo nie rozmawiam od tygodnia. Nie chcę żeby cierpiał przez nią, a ja jestem zły bo po tym ognisku miałem co do niej jakieś plany, a tu taka sytuacja. Co do dziewczyny to ładna, tylko że typ imprezowiczki, lubi facetów z grubym portfelem. Do tego jest poważnie chora. Brat zna moją opinię o niej, ale nie dotarły moje argumenty do niego więc dałem sobie spokój. Nie gadam z nim prawie wcale. Wczoraj widziałem ja jak jechała do niego i zabolało to. Będę wdzięczny za komentarze osób z zewnątrz co wy o tym myślicie.