Witajcie,
Chciałbym podzielić się z Wami swoją historią. Zacznę od etapu wczesnego dzieciństwa, które dało podwaliny pod to jakim człowiekiem dzisiaj jestem i dlaczego jestem nieszczęśliwy i uważam, że przegrałem życie.
Odkąd pamiętam byłem chorobliwie wręcz nieśmiały i lękliwy. Jest to najprawdopodobniej spowodowane dorastaniem w dysfunkcyjnej rodzinie z ojcem alkoholikiem. Ojciec stosował wobec mojej mamy przemoc - głównie psychiczną, choć zdarzała się również fizyczna. Najbardziej traumatycznym wydarzeniem z okresu wczesnego dzieciństwa co musiało drastycznie przyczynić się do moich zaburzeń osobowości było doświadczenie właśnie przemocy fizycznej ze strony ojca, kiedy miałem 4 lata. Otóż urządził on awanturę, w trakcie której pobił moją mamę, kiedy ta trzymała mnie na rękach. Rozmawiałem z nią parę razy na ten temat i według niej przed tym byłem innym dzieckiem. Nie bałem się obcych ludzi, potrafiłem podczas spaceru np. powiedzieć do kogoś "dzień dobry" itp. Ojciec w trakcie całego procesu wychowawczego był kompletnie nie obecny - nie miałem żadnego męskiego wzorca, autorytetu. Byłem wychowywany przez nadopiekuńczą mamę i babcię (dziadek również pił i stosował przemoc wobec babci). Pierwsze oznaki "nienormalności" pojawiły się kiedy poszedłem do przedszkola. Podczas mojej pierwszej wizyty tam, nie odezwałem się zupełnie ani słowem do nikogo, ani do nauczycielek ani do dzieci. I tak zostało. Mówiąc konkretnie - nie odzywałem się kompletnie do kogokolwiek od przedszkola do szóstej klasy. Psychologowie zdiagnozowali u mnie wówczas mutyzm wybiórczy. W trakcie odpowiadania kiwałem tylko głową na "tak" lub "nie". Ewentualnie odpowiadałem na osobności. Miałem kilku kolegów, do których odzywałem się ale tylko na przerwach - nigdy na forum klasy. Oczywiście doświadczyłem bullying'u z powodu bycia dziwadłem.
Gimnazjum wyglądało nieco inaczej. Otworzyłem się, a więc moje grono kolegów się nieco zwiększyło, a i ludzie byli nieco "dojrzalsi" więc nieco mniej mi dokuczali. Warto nadmienić, że mieszkam na wsi i chodziłem do szkoły podstawowej i gimnazjum z tą samą klasą przez 11 lat (licząc przedszkole i "zerówkę"). Jeśli chodzi o naukę nigdy nie byłem szczególnie uzdolniony, raczej byłem uczniem na 3-4. Po skończeniu gimnazjum moje kontakty z kolegami się urwały, ja nie utrzymywałem kontaktu dlatego, że po prostu "nie umiałem". Przez długi czas miałem konto na FB z fake imieniem i nazwiskiem, bo...się wstydziłem. Kilka razy mnie jeszcze odwiedzili przez wakacje i to tyle.
Kolejne problemy rozpoczęły się wraz z szkołą średnią. Paniczny lęk przed nowymi ludźmi. Uciekanie ze szkoły. Znowu kłótnie i awantury w domu. W końcu rodzice postanowili mnie zabrać do psychiatry dziecięcego - diagnoza, fobia społeczna. Leki SSRI, zaświadczenie o potrzebie nauczania indywidualnego. Przez pierwsze 2 lata jeździłem do szkoły i miałem zajęcia sam na sam z nauczycielami, a później zmieniły się przepisy i nauczyciele musieli przyjeżdżać do mnie do domu. Tak samo egzaminy z technikum, czy maturę pisałem w domu. Przez te lata byłem całkowicie wykluczony z życia społecznego, nie znałem nawet swojej klasy. Żyłem w całkowitej izolacji od rówieśników. Po skończeniu szkoły miałem zamiar podjąć studia ale ponownie lęk zwyciężył i kolejny rok siedziałem w domu. W następnym roku zacząłem studia ale rzuciłem je po miesiącu i znów kolejny rok stania w miejscu.
W międzyczasie mój stan zdrowia psychicznego na tyle się pogorszył, że pomimo zażywania leków na depresję podjąłem próbę samobójczą i trafiłem do szpitala. Po wyjściu ze szpitala postanowiłem po raz trzeci zacząć naukę na uczelni ale poczucie wyobcowania i samotności w tłumie skutecznie mnie zniechęciło do nauki. Na dodatek był to kierunek wymagający dosyć rozwiniętych umiejętności interpersonalnych - zarządzanie. I tym razem odpadłem. Trafiłem ponownie do szpitala z powodu kolejnej próby. Po wyjściu, ciężka depresja przez prawie pół roku - leżałem tylko w łóżku cały czas. Miałem też krótki epizod z nadużywaniem alkoholu w dużych ilościach, co na szczęście udało mi się w porę zakończyć. Dopiero od początku tego roku poszedłem do swojej pierwszej pracy w wieku 24 lat. Praca fizyczna na magazynie - była to jedna z niewielu firm, które się odezwały do mnie po wysyłaniu pustego CV.
Nie muszę chyba wspominać jak wyglądają moje relacje z dziewczynami, czy ogólnie z ludźmi. Jedyna pozytywna rzecz jaką pamiętam w kontekście relacji damsko męskich pochodzi z czasów...szkoły podstawowej i gimnazjum. Otóż jedna dziewczyna okazywała mną zainteresowanie, o ironio obiektywnie była najbardziej atrakcyjna z całej klasy ale ja i tak nic z tym nie zrobiłem przez chorobliwą nieśmiałość. Jeśli chodzi o wygląd to sam nie wyglądam jakoś najgorzej choć jest mnóstwo rzeczy do poprawy. Przede wszystkim moim największym kompleksem zawsze była moja sylwetka (bycie chudzielcem 65kg przy wzroście 178cm). Lata nastoletnie/wczesnej dorosłości mnie ominęły. Nigdy w życiu praktycznie nawet nie rozmawiałem z żadną dziewczyną w żywe oczy. Znajomi, tak jak wspominałem - każdy poszedł w swoją stronę. Niektórzy są już po ślubie i mają dzieci.
Co mi najbardziej w życiu doskwiera i co bym chciał zmienić? Chciałbym być zupełnie innym człowiekiem. Nie chcę być zalęknionym frajerem, który boi się własnego cienia. Moje poczucie własnej wartości jest wręcz zerowe, nie mam pewności siebie, jestem mało decyzyjny i służalczy wobec ludzi. Mam dopiero 24 lata, a perspektywa dalszego życia w takim stanie przyprawie mnie o dreszcze. Mam za sobą kilka podejść do terapii ale były one niewypałem. W Internecie wyśmiano mnie, że poszedłem do terapeutki kobiety, więc obecnie zapisałem się do faceta i czekam na termin, co nie było łatwe (mieszkam na wsi i mam mocno ograniczony dostęp do lekarzy/psychoterapeutów).
To tyle z mojej strony. Dziękuję, jeżeli ktoś przeczytał całe. Zachęcam do dzielenie się przemyśleniami.