Skocz do zawartości

Mayki

Użytkownik
  • Postów

    211
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Mayki

  1. Taki schemat powtarza się najczęściej u chłopaków, którzy mieli jakieś trudności z dziewczynami lub nie mieli ich wcale. Spragnieni tej mitycznej miłości, kiedy w końcu po tylu latach niepowodzeń ją odnajdują, są w stanie zrobić wszystko, byle tylko nie przerwać tej idylli. Znam to z własnego doświadczenia. Jeszcze ze 2 lata temu, kiedy byłem białym rycerzem z 0 na koncie myślałem sobie, że jak już znajdę swoją pierwszą dziewczynę, to ile to ja jej nie dam, co to ja dla niej nie zrobię, będę dla niej najlepszy na świecie. Twojego kolegi nie potępiam, bo sam 2 lata temu zachowałbym się identycznie. Jednak ja miałem to szczęście, że przed znalezieniem swojej pierwszej miłości trafiłem na to forum. 

    • Like 1
  2. 1 godzinę temu, Obserwator Stada napisał:

    To nie słyszałeś o nowym krzyku mody światowej? Właśnie skarpetki do sandałów stały się hitem :) Dlatego dla mnie zjawisko mody to komedia, która ma na celu napędzać zbyt. Dlaczego zatem nie łamać absurdalnych zasad? Dzisiaj coś jest BE bo nie wpisuje się w trendy mody, a jutro staje się to modą, absurd bo jakiś srutu tutu projektant ogłosił światu, że to i tamto jest teraz modne. No a skoro wcześniej tego nie ogłosił to modne nie jest. Moda dla mnie osobiście to dość śmieszne zjawisko.

     

    Moda to wybawienie dla ludzi, którzy nie wiedzą co na siebie włożyć, więc potrzebują kogoś, kto im to wyjaśni.

    • Like 3
  3. 1 godzinę temu, SennaRot napisał:

    Czy Panowie zauważyliscie pewną prawidłowość?

     

    U mnie z działań praktycznych w obcowaniu ze samicami, zawsze, powtarzam zawsze potwierdza się  jeden schemat:

     

    Kiedy tłumacze, wyjsniam, rozmawiam na te tematy przedstawiając prawdę ... zawsze jest atak, foch, oburzenie ze strony kobiety. Nigdy nic nie dociera do niej a ja sam jestem odbierany jako nie do końca powiedzmy normalny. 

    Kiedy natomiast bezwzględnie stosuje to w życiu w praktyce w stosunku do kobiet zawsze są szczęśliwe, zadowolone, podjarane. Maja do mnie respekt. 

     

    Cos jakby bały się prawdy o swojej naturze? Ale są szczęśliwe żyjąc z nią zgodnie.

     

    Widać to zwłaszcza w kwestii największego paradoksu w historii relacji damsko-męskich - kiedyś istniał patriarchat, dominacja faceta, więc komuś się to nie spodobało, że to mężczyźni rządzą. Na przestrzeni lat nastąpiła diametralna zmiana, w większości związków to kobieta nosi slipki i co mówio kobitki? Prawdziwych mężczyzn już nie ma, tacy już wymarli, teraz to jakieś pizdy i miękkie faje. Kobiety przyznają się bez bicia, że pragną tych dawnych mężczyzn, tych samych, którzy trzymali krótko na smyczy ich babki :D

    • Like 1
  4. A najzabawniej się robi, kiedy przeczyta się tematy z tego samego forum, potwierdzające to o czym piszemy :D

     

    http://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=954716 - o kobiecych fochach i księżniczkowaniu, do którego samice się przyznają

    http://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=840665 - o tym, że większość mężczyzn się kobietom nie podoba z wyglądu (więc trzeba patrzyć na charakter, bo inaczej smutna samotność :( )

    http://wizaz.pl/forum/showthread.php?p=41863829#post41863829 - o tym, że po kilku latach kobiety szukają emocji u innych facetów, bo ich chłop się już znudził

    http://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=456480 - o tym, że im lepszy i troskliwy jest chłopak, tym mniej chemii do niego, a w późniejszym etapie życia racjonalizacja i branie dobrego bez miłości "bo co jak nie znajdę lepszego?"

    http://wizaz.pl/forum/showthread.php?p=43631612#post43631612 - po kilku latach chłopak przestał mnie pociągać (znudził mi się), zakochałam się w innej gałęzi

    • Like 1
  5. 1 godzinę temu, patrykpatryk napisał:

    Ot i tu jest pies pogrzebany.

    U nas różnie koledzy potrafią zdefiniować pojęcie względnie zadbany. 
    A i od tego jeszcze trochę drogi do dobrze ubranego faceta. 

    Wg. mnie różnica jest, ale też nie twierdził bym że na zachodzie jest tylko szczyt gustu i elegancji, a u nas kiła i mogiła.
    Bądźmy obiektywni, popatrzmy na naszych ojców, na dostępność 'ciuchów' jaka była 20 lat i więcej temu, i odpowiedzmy sobie kto w nas miał nauczyć.

    Ja nie będę pewnie wyjątkiem, ale mnie nauczyły się ubierać w dużej mierze koleżanki. Wybieram w pierwszej kolejności to w czym się dobrze czuje, a następnie to w czym dobrze wyglądam.
    Niestety cześć z facetów też widać nie czuje się dobrze w bardziej eleganckich stylizacjach. Sam przez to przechodziłem. 

    Przynajmniej naszym synom ułatwimy zadanie

     

    Jakaś tam różnica jest, ale pewnie wynika to u nas z biedy. Ja kiedyś jak byłem biedniejszy to też chodziłem w okropnych łachach i aż wstyd mi oglądać stare zdjęcia. Teraz znacznie się to poprawiło, chociaż ze względu na niewymiarowość mojego ciała nie da rady znaleźć na mnie dobrze dopasowanych ciuchów, więc w przyszłości, jak już uformuję swoją sylwetkę jestem skazany na szycie na miarę. A to kosztuje.

     

    Dlatego kobiety ostatnimi czasy zaczęły zwracać uwagę na ciuchy u facetów. Jak jesteś dobrze ubrany, to znaczy, że masz hajs. A jak masz hajs, to jesteś prawdziwym dżentelmenem, których teraz, w okresie coraz gorszej koniunktury gospodarczej i wzrostu cen wszystkiego tak bardzo brakuje ;)

  6. No i niby co jest w tych ciuchach takiego wyjebanego poza ceną? Bo ja takie łachy to i na Polakach widuję, nie mówiąc już o tym, że nie wszyscy obcokrajowcy tak chodzą. Byłem ostatnio zagranicą i pod względem ubrań wiekszość mężczyzn nie wybiega ponad to, co się widuje u nas - zestaw t-shirt + jeansy ewentualnie szorty + sportowe buty bądź koszula, spodnie, pasek i ew. marynarka. Nic z czym nie mógłby konkurować względnie zadbany Polak. 

     

    Ale wiadomo... trawa zawsze jest bardziej zielona u sąsiada.

    • Like 3
  7. 5 godzin temu, ZdzisławBeton napisał:

     

    No i generalnie polki mówią to samo o polakach.

     

    Dokładnie tak, większość Polek uważa, że Niemcy, Szwedzi, Norwegowie czy Duńczycy są o wiele lepszymi mężczyznami, lepiej traktującymi kobietę i mający klasę (w zamyśle S-klasę). Zaraz, chwila, czy oni wszyscy przypadkiem nie pochodzą z bogatych krajów, gdzie zarobki dużo przewyższają te polskie...?

    • Like 3
  8. Że tobie się chce...

     

    Po przeczytaniu twojej historii i całego tego tematu siedzi mi w głowie cały czas jedna myśl:

     

    Br00TCn.gif

     

    Głupie gierki, stosowanie kobiecych zagrywek do których się przyznajesz, przeciąganie liny, kłótnie jak u dwojga niedojrzałych emocjonalnie osób i płacz, gdy dowiadujesz się, że kobietka nie tańczy tak jak jej grasz. Ja po przeczytaniu samej tylko ostatniej twojej wypowiedzi poczułem się zmęczony całą tą sytuacją. Naprawdę podziwiam cię że tobie się chce.

    • Like 1
  9. 12 minut temu, Dobi napisał:

    Znacznie łatwiej jest rozmawiać z naprawdę ładną kobietą niż z taką w granicach średniej. Ładne są często znacznie mądrzejsze od tych brzydszych.

     

    To już nawet nie chodzi tyle o to, że są mądrzejsze (bo nie są, w moim przypadku statystyki są druzgocące - większość mądrych dziewczyn jest brzydka lub średnia, znam tylko kilka wyjątków), tylko że rozmawiając z taką modelką nie ma spiny, bo i tak z góry wiesz, że nie masz u niej szans, więc nawet nie próbujesz do niej zarywać. Ja na uczelni mam kilka koleżanek co najmniej 9/10 i nigdy nie rozpatrywałem ich jako kandydatki na związek, więc rozmawia mi się z nimi strasznie naturalnie, jak z siostrą.

  10. A mnie życie nauczyło, by nigdy nie zakładać sukcesów, tylko porażki. Jak odniesiesz sukces, będziesz pozytywnie zaskoczony. Jak porażkę - nie będziesz rozczarowany, bo się jej spodziewałeś.

     

    PS Czy tylko ja mam tak, że mogę sterować swoim życiem odpowiednimi myślami? Bo mnie to tak czasem szokuje, że wydaje mi się, że jestem z innej planety. Za każdym razem, kiedy jestem pesymistą - wszystko mi się udaje. Dosłownie wszystko. Natomiast kiedy spodziewam się odnieść sukces - odnoszę porażkę. Tak jakby los daje mi pstryczka w nos "jesteś taki pewny i hej do przodu? No to patrz na to". Za każdym razem, kiedy coś mi nie idzie - zamartwiam się. Efekt? W ciągu kilku dni okazuje się, że wszystko się dobrze ułożyło i niepotrzebnie się przejmowałem. Za każdym jebanym razem. Natomiast kiedy wszystko się układa, jestem zadowolony i snuję wielkie plany - los rzuca mi kłody pod nogi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zauważając tę zależność - zacząłem dosłownie sterować swoim życiem, specjalnie się zamartwiając, wręcz sztucznie ładując do głowy złe myśli że na pewno się nie uda tylko dlatego, że wiem, że jak będę źle myślał - to jak na ironię się uda.

     

    Podam najnowszy przykład - zgłosiło się do mnie 2 zleceniodawców, roboty łącznie na ponad miesiąc, zarobek 5k. Zacząłem być podjarany, zacząłem liczyć ile to ja nie zarobię przez wakacje i jaki to ja nie będę bogaty. Dosłownie w ciągu 2 dni przestali się odzywać. Oboje. Zamiast olać to, zacząłem specjalnie się zamartwiać "na pewno zrezygnowali, na pewno nie odpiszą, pewnie portfolio im się nie spodobało". Jak mama się o nich pytała, to odpowiadałem po prostu, że zrezygnowali ze współpracy, a przecież tego pewny być nie mogłem. Specjalnie zakładałem zły scenariusz i się nim martwiłem. W efekcie dosłownie po 2-3 dniach odpisali, że współpraca jest nadal aktualna.

     

    Normalnie bym uznał, że to efekt placebo lub zwykły zbieg okoliczności, gdyby nie to, że takich sytuacji w życiu miałem już nawet nie dziesiątki, a setki. Wszelkie egzaminy, prawko, relacje z rówieśnikami - zawsze dzieje się tak samo, wszystko czym się zamartwiam mi się ostatecznie udaje. Kiedyś w pewnym momencie zacząłem bardzo dobrze myśleć o pewnej koleżance, że można na nią polegać, że pewnie strasznie mnie lubi i że w ogóle jest wow dla mnie. W tym samym tygodniu rozczarowała mnie swoim zachowaniem, zawiodłem się na niej. Na jakiś czas zapomniałem o tym, ale przy czytaniu jakiegoś artykułu o fałszywości kobiet przypomniałem sobie tę sytuację. A że było to już w czasie, gdy odkryłem tę zależność - specjalnie, sztucznie zacząłem o niej źle myślec, że na pewno jest fałszywa, że jest interesowna i tak na prawdę ma mnie w dupie. Zacząłem bezpodstawnie oskarżać ją w mojej głowie o niewdzięczność. Mówiąc krótko zamartwiałem się tym, że dzisiaj na nikogo nie można liczyć. Przez cały dzień miałem takie głupie myśli. Następnego dnia na uczelni była dla mnie szokująco miła i sympatyczna, sama zaoferowała mi swoją pomoc w sytuacji, w której nigdy bym jej o to nie podejrzewał. Tak jakby los chciał mi udowodnić, że się myliłem oskarżając ją bezpodstawnie o niewdzięczność.

     

    Dlatego od tamtej pory jestem sztucznym pesymistą, specjalnie się wszystkim zamartwiam, bo wiem, że wtedy się uda. I oczywiście się udaje. Jest to o tyle dziwne, że wszędzie się mówi o mocy pozytywnego myślenia i nastawienia. A u mnie jest dokładnie na odwrót - im mam bardziej pozytywne myśli, tym gorzej wychodzi. Im bardziej się zamartwiam - tym bardziej się udaje. A najbardziej szokuje mnie to, że to działa także wtedy, kiedy wywołuję sztuczne myśli. Wiem że coś się uda, ale specjalnie się tym zamartwiam, żeby właśnie się udało. I się udaje. Ma ktoś podobnie czy jestem z innej planety?

  11. 2 godziny temu, Tryq napisał:

    To i ja dodam coś od siebie- od niedługiego czasu  pracuję w nowej firmie. W pokoju jestem ja, 2 starsze panie i jedna młodsza. Z pierwszymi dwoma dogaduję się dobrze, w zasadzie można o wszystkim pogadać, zakląć itd Nie ma żadnych fochów i glupich gierek, a same panie są pracowite(wynika to z branży w której pracujemy). Natomiast śmieszy mnie kierownik innego działu, który potrafi przesiadywać pół dnia w naszym pokoju i flirtować z tą młodszą (osobiście obstawiam romans i nie tylko ja) . Gość przeszkadza mi w pracy, np. staje za mna i patrzy mi w ekran, po czym wymienia się spojrzeniami z tą pracownicą wtf, siada mi z boku biurka i się buja. Najlepsze jest to, że zachowuje się tak tylko wtedy gdy ta dziewczyna jest  w wpokoju. Jak jej nie ma to zachowuje się normalnie czyt. jest dalej chamski ale przynajmniej mnie nie podkvrwia. Zastanawiam się, skąd wynika to zachowanie, a że krótko tu pracuje i jestem młody, to tłumaczę sobie że nie wypada mi powiedzieć mu wprost żeby sie odpier.dolił :P. Czyli jednak kolejny dowód, że niektóre kobiety to diabły w anielskiej skórze, bo mam wrażenie że tej lasce podoba się jak on mnie podkvrwia

     

    Czy ten kierownik innego działu miałby jakikolwiek wpływ na twoją posadę? Ziomek cię wkurwia, bo chce zaimponować dziewczynie jaki to z niego twardy facet, którego wszyscy się boją - standard. A kobiety lubią takich mężczyzn. Jak mu odpyskujesz i dobitnie pokażesz, żeby wypierdalał, jej szacunek do niego spadnie do zera i skończy się kozakowanie. Dlatego pytam, czy po takiej akcji miałby on jakiś wpływ na twoją fuchę (np. przekonałby twojego kierownika, aby cię zwolnił). 

  12. 33 minuty temu, Adolf napisał:

      @Mayki No to możesz sobie po tańczyć. Masz blokadę że ona Cię przerasta, wynikającą z Twojej niskiej samooceny.

     

    Ty nie masz'popatrzeć', pomarzyć.

     

     Ty masz ją mieć pod sobą!:)

     

    Bardziej wynikającą z niższego SMV, chociaż moja samoocena wysoka też nie jest. Ona jest mądra i pracowita, jak ja, ale przewyższa mnie buźką i urodziła się w zamożniejszej rodzinie. Żebym w ogóle jej dorównał, musiałbym mieć lepsze ciało (pracuję nad tym) oraz zarabiać więcej od niej (bardzo prawdopodobne że tak będzie, ale nie zapeszam). Pod względem SMV mam szanse jej dorównać i ją przewyższyć dopiero za co najmniej 3 lata, a wtedy ona będzie już miała 26 lat na karku i pewnie męża i dziecko w drodze. Nawet jakby nie ułożyła sobie życia, to jednak te 26 to już dużo jak na rozpoczęcie znajomości. Jedyną więc szansą na zamoczenie jest pogodzenie się z opcją z rozsądku w wyniku nieoczekiwanych okoliczności (śmierć męża, rozwód, cokolwiek) a to mnie jakoś nie rajcuje. Ale dzięki za doping ;)

  13. 5 minut temu, Adolf napisał:

     

    No to @Mayki nam się zabujał.:D Dał jej dychę, dla mnie z opisu, 7 za taki sobie tyłek.:) Resztę se dopowiedział.

     

    Chcesz Misiek zaruchać? Podpowiemy Ci, w zamian za relacje z podchodów. Będzie fajnie.:)

       

     

    Skłamałbym jakbym Ci powiedział, że nie chciałbym oszamać jej pieroga :D Dałem dyche za twarz, a nie całokształt. Dla mnie u kobiety najwazniejsza jest twarz i ona winduje ogólną ocenę, średni tyłek obniża jej ocenę o 1, a oziębły charakter o kolejny 1, więc ostatecznie 8. Tak czy inaczej to moja ulubiona koleżanka na roku, można na niej polegać i sobie popatrzeć :P

  14. To ja mam zagadkę:

     

    Mam znajomą, z twarzy 10/10 - sliczna twarz, uśmiech, duże, piękne oczy. Buźka najładniejsza na uczelni. Niska, szczupła, tyłek taki sobie. Ogólnie ciało normalne, szczupłe, nie seksbomba, ale za to z twarzy miodzio. Dziewczyna jest bardzo pracowita, mądra i ogarnięta (ogarnia matmę lepiej niż większość chłopaków). Z tego co widzę, nie lubi się nikomu narzucać, nie lubi prosić o pomoc, jak już to robi, to chce, by trwało to jak najkrócej byle nie przeszkadzać. Jak ktoś jej pomaga dużo (np. ja) to stara się odwdzięczyć, często sama proponuje pomoc chociaż jej o to nie proszę. 

     

    Zgrzyty - jedyne co mnie w niej zastanawia to lekki chłód bijący od niej, to nie jest dziewczyna zagadująca ludzi, tak jakby nie lubiła poznawać ludzi,, rozmawia tylko ze swoimi bliskimi koleżankami oraz chłopakami, których zna z przeszłości lub którzy jej pomagają. 

     

    I teraz to, co mnie zastanawia to jej profil na fb - ma tam ponad 400 znajomych, a lajków pod zdjęciami - ok 30-40. Wśród moich znajomych to jest ewenement, nawet brzydkie i grube dziewczyny mające ponad 300 znajomych mają po 50-80 lajków. Komentarzy też mało, czasem zdarza się, że nikt nie skomentuje. Koledzy mający ok 200-300 znajomych mają więcej lajków niż ona.

     

    Jak myślicie z czego to wynika? Czy to wina tego jej chłodu (zadaje się tylko z bliskimi oraz tymi, którzy jej pomagają, resztę kolokwialnie olewa i tak jakby nie zależało jej na znajomości z nimi). Odnoszę wrażenie, że ogólnie jest ona nielubiana i chociaż ma swoje bliskie przyjaciólki, to poza nimi jest już krucho. Czy może ogarnięte i mądre dziewczyny nie są lubiane, bo się wymądrzają ponad inne?

  15. 9 minut temu, Tyran napisał:

    Ja tylko że każda będzie chciała CI wejść na bańkę :D

     

    I to jest przeciwwskazanie do kontaktów z kobietami? Każdy pracodawca też będzie chciał ci jak najmniej zapłacić, więc jak tnie ci pensję bo koniunktura słaba, to zlewasz na niego i zmieniasz pracodawce. Ale to nie jest powód, by w ogóle nie iść do pracy bo "wszyscy pracodawcy to złodzieje i oszuści" ;) 

  16. System kar i nagród + ogólna atrakcyjność.

    Jak jesteś atrakcyjny, jest jej z tobą dobrze (nagradzasz ją za dobre zachowanie), po czym zaczynasz walczyć (karasz ją), ona boi się, że ją zostawisz, więc uruchamia bycie dobrą, co by miś ode mnie nie odszedł.

    Jeśli jest inaczej, to widocznie wzięła chłopaka jako providera - nie jest zbyt atrakcyjny, ale za to ma dobry charakter. Jak ten charakter zaczyna się psuć, to facet nie ma już żadnych zalet w jej oczach i ona odchodzi.

    • Like 1
  17. Oczywiście, że jest sens. Dlaczego w dzisiejszym świecie jak coś nie trwa wiecznie to uważamy to za bezsensowne?

     

    Dziewczyna się żali, że chłopak ją po 5 latach zostawił i "zmarnował jej 5 lat życia". Jakie zmarnował? Przez 5 lat żyła sobie w szczęśliwym związku, miała prezenty, adoracje, seks, pocałunki, śniadania do łóżka. Ale wg niej to było 5 zmarnowanych lat, bo co z tego, że to było, jak już nie ma. "Zmarnował, bo gdybym wiedziała, że tak zrobi, to nie wchodziłabym z nim w związek i poszukałabym kogoś, z kim będę aż po grób".

     

    Życia to zbiór doświadczeń, wchodzisz w związek, z początku jest fajnie, po czasie zaczyna się psuć, bo chce ci wejść na głowę, to kończysz historię i zaczynasz pisać nową. 

    • Like 10
  18. 13 minut temu, Waginator napisał:

    To zadziała tylko wtedy, gdy masz hajs lub urodę, w przeciwnym razie ludzie cię znienawidzą.

     

    Za bardzo upraszczasz, jest różnica między byciem stanowczym i olewczym wobec głupich fochów dziewczyny a byciem skurwysynem i ja tam się nie dziwię, że twój znajomy nie miał powodzenia, bo taka postawa jest dla kobiet odpychająca. Wczoraj rozmawiałem z koleżanką o tym forum, o złej naturze kobiet itp. O dziwo zareagowała spokojnie, z większością rzeczy się zgodziła czym byłem bardzo zaskoczony. Przyznała, że sama nienawidzi kobiet i wspólczuje facetom i czasem dziwi się, jak jej chłopak z nią wytrzymuje, bo sama po sobie widzi, że czasem jej odpierdala. Powiedziała, że mili faceci są ok ale na początku, po jakimś czasie wg niej tej słodyczy jest już za dużo i ona ma ochotę się trochę pokłócić albo zaznać zmiany postawy mężczyzny, żeby był bardziej stanowczy i postawił się kobiecie. Przyznała, że gardzi pantoflarzami i nie chciałaby mieć chłopaka, który nie potrafi jej opierdolić. Przyznała rację, że faktycznie jak chłopak lekko ją postraszy odejściem (źle ci ze mną to wypierdalaj) to ona czuje większy pociąg do niego, ale z drugiej strony nie chciałaby być z kimś, kto kompletnie o nią nie dba.

     

    Twój znajomy poleciał w skrajność i dlatego nie miał kobiet, znam kilku mężczyzn średniej urody, którzy nie dają sobie wejść na głowę i na brak kobiet nie narzekają. Ale kto wie, może oni dla mnie są średnio atrakcyjni, a dziewczynom się podobają. Faktem natomiast jest to, że atrakcyjnym ludziom więcej się wybacza i bardziej się ich lubi, więc na pewno racji trochę w tym co piszesz jest.

    • Like 3
  19. 19 minut temu, SennaRot napisał:

    " kobiety kochają jednych mężczyzn a żenią się z innymi"

    "kobiety pierdola się z jedymi a żenią się z innymi"

     

    Znajoma pewnego chłopaka powiedziała mu "my kochamy skurwysynów, a wychodzimy za mąż za frajerów".

     

    Z tym charakterem to bez przesady, jak się szuka dziewczyny lat 25 wzwyż to może tak jest, ale w młodości to jednak silny charakter pociąga dziewczyny, ja znam masę dziewczyn 8-10/10 które są z badboyami, którzy ani nie są zbyt przystojni ani nadziani. Znam przypadki chłopaków, którzy byli mili sympatyczni i dziewczyny ich zlewali. Wkurwili się, zaczęli olewać laski, być chamscy i aroganccy i nagle zleciały się wszystkie naraz. Natomiast fakt, jak dziewczyna się wyszalała, chce zakładać rodzinę, to jednak hajs ma największe znaczenie.

    • Like 4
  20. Dnia 11.08.2016 o 16:21, Pantera napisał:

    Tak, to jest szczere. Choć pewnie znaczna większość, zgodnie z wyznawaną przez Was dewizą "to, co baba mówi, obróć o 180*" mi nie uwierzy. Nie musi.

     

    Odnośnie tego, czy wszystkie jesteście takie same czy nie, istnieje spore prawdopodobieństwo, że zarówno wy, jak i my mamy wszyscy rację.

     

    Znacie jakąkolwiek dziewczynę około 18-letnią, która chciałaby zdradzić i nie widzi w tym nic złego? Pewnie nie. Za to pewnie wszystkie dziewczyny w tym wieku mają pogardę do zdrady, uważają, że nie powinno się tak krzywdzić drugiego człowieka. No więc skąd bierze się około 40% kobiet, które chociaż raz zdradziły? Skoro w młodości wszystkie zarzekają się, że to ohydne? Odpowiedź jest prosta - z braku doświadczenia życiowego.

     

    Dziewczyna ma 20 lat. Poznaje swojego pierwszego chłopaka. Ma niewielkie potrzeby seksualne, w młodości seks dla kobiet też super przyjemny nie jest, więc laska spokojnie daje radę bez epickich chwil uniesień, bo jak sama mówi "są rzeczy ważniejsze niż seks". Jest wyrozumiała dla mężczyzny jak za bardzo nie daje rady, standard. Zdrady sobie nie wyobraża. Seks jest wystarczający.

     

    Dziewczyna dorasta, ma 25-30 lat i zaczynają się zmiany. Rośnie u niej poziom testosteronu, ochota na seks coraz większa. Rosnące libido kobiety zbiega się ze słabnącym faceta - testosteron z wiekiem spada, a siedzący tryb życia spowodowany pracą, brak aktywności fizycznej spowodowany brakiem czasu (dziecko) powoduje, że facetowi za bardzo się nie chce. I zaczyna się coś, czego kobieta wcześniej nie doświadczała - frustracja spowodowana brakiem wystarczającej ilości seksu. W młodości potrzeby były mniejsze, a facet nalegał, więc kobietka miała seksu aż nadto jej potrzeby. Dlatego nie rozumiała, jak można zdradzić. Teraz zaczyna rozumieć. Dodatkowo, po latach seksu z jednym facetem zaczynają dokuczać myśli "ciekawe jakby to było z innym". Czy byłby lepszy od mojego obecnego. Czy byłoby mi lepiej? Może ja nawet nie wiem co to dobry seks, tylko mi się tak wydaje, w końcu z nikim innym się nie kochałam?

     

    Dziewczyna ma 35-40 lat, dzieci odchowane, życie stabilne pod każdym względem, także seksu - raz na jakiś czas, bo chłop zmęczony, a jej libido rośnie. Kobieta w pełni ukształtowana, zero wstydu, wie czego chce i się nikim nie przejmuje. Chce eksperymentów, chce szaleć, chce robić coś, czego nie robiła w młodości - tylko że chłop jakby mniej chciał. Frustracja spowodowana brakiem satysfakcjonującego seksu rośnie. A głupie myśli ciągle narastają. Od 15 lat kocham się z jednym człowiekiem, ciekawe jakby to było z innym. Wyższym, albo z większym penisem. Bardziej draniowatym, albo własnie czulszym i delikatniejszym. Po prostu innym. Mało tego, w związku posucha. Od kilku lat nie usłyszała "kocham cię". Komplementy raz na ruski rok. Spontaniczne wypady, kwiaty? Wiele lat temu może i tak. Dziewczyna zaczyna tęsknić za dawnym życiem, jak to było mieć motylki w brzuchu i czuć się pożądaną.

     

    Kobieta zaczyna rozumieć powagę sytuacji - to już ostatni gwizdek, kobieta do 40 może wyglądać jeszcze gustownie i kogoś do siebie przekonać. Nagle w pracy poznaje przystojniaka, który ma na nią ochotę. Robi dokładnie to, czego jej mąż nie czyni - mówi jej, że jest piękna, adoruje ją, w jego oczach widać pożądanie. Kobieta przy nim czuje się naprawde piękna, jak za dawnych lat. No i chłop solidnie zbudowany, wysoki, pewnie sprzęt też nie mały. I zaczyna się mętlik w głowie - z jednej strony mam męża, z drugiej - zaniedbuje mnie. Dobrego seksu nie miałam od kilku lat, od kilkunastu motylków w brzuchu. A to ostatnia szansa, jak nie teraz to być może i nigdy. No i w końcu zobaczyłabym, jak to jest z innym. Może to byłby najlepszy seks w życiu? Życie ma się tylko jedno.

     

    Co robi dziewczyna? Poddaje się i zdradza, ciekawość i głód uniesień zwyciężyła. Jak się tłumaczy? To było silniejsze ode mnie. Oczywiście że było. Szkoda tylko, że w młodości zapierałaś się, że jesteś inna, lepsza, że ty nie zdradzisz. Nigdy. 

     

    Jakby to Joker powiedział - ludzie są dobrzy, póki wszystko idzie zgodnie z planem. Ale kiedy pojawiają się kłopoty, ci cywilizowani ludzie gotowi są pożreć siebie nawzajem.

     

    Młode dziewczyny problemów życiowych nie mają, więc się mądrzą, że ona to by tak nie zrobiła, nie wrobiłaby w dziecko faceta, że to gorsze niż zdrada. Ale jak będą miały 30 lat i przez chwilę słabości zrobią dziecko innemu - pojawi się problem. Jak powiem prawdę, moje życie jest skończone. Jak nie powiem - jakoś to będzie. Co robi dziewczyna - z wyrzutami sumienia zataja wszystko i wciska mężowi cudzego dzieciaka. Tak będzie lepiej. Ten schemat działa wszędzie. Dziewczynie, która nie narzeka na seks łatwo jest powiedzieć "w związku są rzeczy ważniejsze niż seks". Ale jak pozna taka pana z małą kuśką i seks będzie beznadziejny, ta sama pani zmieni zdanie i uzna, że jednak seks jest na tyle ważny, by zakończyć znajomość. Skąd ta zmiana zdania? Z przybyciem doświadczenia. Wcześniej nie wiedziała, jak to jest nie mieć fajnego seksu. Teraz wie i nie daje sobie z tym rady.

     

    Kończąc - dziewczyny, być może faktycznie jesteście lepsze niż inne. Ale to na razie, póki wszystko idzie zgodnie z planem. Czy nadal takie będziecie, jak pojawią się jakiekolwiek problemy (brak emocji, choroba męża, problemy finansowe) - czas pokaże ;)

     

    Cytat ode mnie "To, że kobieta czegoś nie robi, nie znaczy, że tego nie zrobi"

    • Like 2
  21. A mnie zastanawia jeszcze jedno - czy w takich przypadkach nie lepiej byłoby skierować swoją uwagę na sponsoring? Wiadomo, to kosztuje, ale w teorii dostajesz młodszy towar, mniej zajechany + jakąś tam iluzję związku - w końcu przez określony czas kochasz się tylko z jedną panną. Mało tego, zawsze można powiedzieć takiej dziewczynie co i jak, że potrzebujesz kogoś, kto wprowadzi cię w świat seksu. Jak nie młode, to czasem te starsze mają tego typu fantazje o niedoświadczonym młodzieńcu. 

     

    Co o tym sądzicie Panowie? Miał ktoś doświadczenia z kupnym związkiem albo zna kogoś i wie, jak to wygląda od kuchni?

  22. 14 minut temu, Artem napisał:

    Kiedyś Ks. Grzywocz powiedział w sprawie ludzi w depresji, żeby pozwolili siebie potraktować jako niemowlę. Poczuć to, że nic się właściwie nie może zrobić, nie ma z niemowlęcia żadnego pożytku ale i tak się mu okazuje miłość i go szanuje. I jest on dla rodziców ważny. Można jakąś wizualizację sobie z tym walnąć...

     

     

    Można też w odwrotną stronę - zdać sobie sprawę, że ludzie lubią i kochają zawsze interesownie. Niemowlę, chociaż w teorii bezużyteczne, jednak matce coś daje - świadectwo przydatności społeczeństwu, spełnienia swojej podstawowej misji jaką jest urodzenie dziecka. To dlatego je tak bardzo kocha. To jej największy sukces w życiu, najlepsze trofeum. Stąd są kobiety, które decydują się na aborcję. Bo im to dziecko nie jest potrzebne, mają inne, lepsze "trofea" - np. sukces zawodowy, który dziecko mogłoby zaprzepaścić.

     

    Jeśli zdamy sobie sprawę, że jesteśmy niczym innym tylko trofeami dla innych ludzi, wtedy ta potrzeba bycia ważnym zniknie - bo będzie utożsamiana z byciem wykorzystywanym. Mężczyźni kochają ładne kobiety, bo chcą się nimi pochwalić. Bo chcą mieć ładne dzieci. Bo seks z taką jest przyjemniejszy. Kobiety chcą bogatych, bo chcą mieć lżejsze życie. Przyjaźnimy się z kimś, bo chcemy mieć kogoś, kto nam pomoże w razie czego. Każdy nasz bliski służy czemuś, jest nam potrzebny do czegoś, inaczej nie byłby bliskim. Od zarania dziejów trzymamy się z tymi, którzy nam coś dają. Bo wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu egoistami.

     

    Zatem jeśli zdamy sobie sprawę, że jesteśmy komuś potrzebni tylko i wyłącznie dla jego własnych egoistycznych celów i że ludzie są kochani i lubieni interesownie (przystojny i bogaty koleś przyciąga laski nie dlatego, że jest lepszy od ciebie, ale dlatego, że zapewni łatwiejsze życie próżnej pannie i w dodatku będzie się mogła nim pochwalić koleżankom, by te czuły się zazdrosne) - wtedy zrozumiemy, jak żałosna jest nasza próba przypodobania się innym i że tak właściwie to robimy wszystko, by być czyimś narzędziem do spełnienia jego celu.

    • Like 4
  23. 1 godzinę temu, Artem napisał:

    Panowie, teraz pytanie do Was. Jak sobie z tym radzicie? Też zauważyliście pewnie po sobie, że niekiedy dąży się do bycia w centrum uwagi, do akceptacji ludzi wokół, do poczucia, że inni się ze mną liczą. Nie mówię już o skrajnościach z domu DDA, ale o normalnych sytuacjach w życiu. Może zaobserwowaliście podobne sytuacje u siebie, innych.

     

    Do refleksji skłoniła mnie  sytuacja z niedawnego wesela, gdy mój bardzo dobry kumpel za moim przyzwoleniem zaczął tańczyć z moją partnerką. Partnerka nie jest moją dziewczyną, więc starałem się nie mieć wobec niej jakichś oczekiwań itp. itd. Kumpel przyszedł sam ale odczułem, że wpadł mojej partnerce w oko. Zgadnijcie co się w Artemie pojawiło? Z jakimi emocjami musiał stoczyć niewielką potyczkę, która sięga dość przykrej przeszłości. Ten sam wątek: "ja się osunę w cień, nie jestem ważny". Szybko się z tym uporał ale niesmak, pozostał. Na bank wchodzi tu też temat poczucia odrzucenia, może nie przeżytego w dzieciństwie tak jak należy. Mechanizm który gdzieś w domu służył do przetrwania ma się nijak do rzeczywistości. 

     

    Myślę, że naturalną potrzebą każdego człowieka jest potrzeba bycia akceptowanym. Wynika to z odwiecznego pytania "po co się urodziłem". Ludzie w pewnym momencie przestają wierzyć że stworzył ich Bóg, zaczynają dostrzegać powagę sytuacji - że najprawdopodobniej są efektem losowego zdarzenia, a nie jakimś celem samym w sobie. To boli. A skoro tak, to automatycznie szukają na własną rękę tego celu. Większość z nas nie chce pogodzić się z tym, że może być nic nie znaczącym elementem ekosystemu - stąd dążenia do bycia akceptowanym, lubianym czy wręcz sławnym. Odtrącenie dziewczyny czy bycie niezaproszonym na imprezę odczytujemy jako "nie jesteś nikomu potrzebny, dla mnie mogłoby cię nie być". A z tym nikt pogodzić się nie chce. Stąd dążenie do znalezienia sobie jakiegoś celu - np. zapisanie się na kartach historii lokalnej (bycie przebojowym, znanym przez wszystkich w okolicy i lubianym, którego ludzie będą wspominać) czy międzynarodowej (przywódcy chociażby). Dlatego osoby posiadające mało znajomych czują się nieważne i nikomu niepotrzebne,. Dlatego ludzie pomagają dzieciom w Afryce czy zwierzętom, biorą udział w wolontariatach, zawodach, wyścigach, konkursach. Bo chcą się do czegoś przydać, chcą czuć się ważni dla świata, nie chcą, by ich życie było bezcelowe. Mają poczucie własnej bezużyteczności, małej wartości i chcą ją sobie podwyższyć.

     

    Jak więc sobie z tym poradzić? Odrzucić myśl, że jesteśmy do czegokolwiek komukolwiek potrzebni i że będąc nieakceptowanym - jesteśmy bezużyteczni. Zrozumienie, że człowiek sławny i lubiany, który wynalazł szczepionkę może być tak samo bezużyteczny i użyteczny jednocześnie jak my, którzy całymi dniami leżymy na plaży.  

     

    Przypomina mi się znakomity krótki dialog z pewnego filmu, w którym android zapytał się człowieka, po co go ludzie stworzyli. Człowiek odpowiedział: "Bo mogliśmy". Czyż to nie byłaby najsmutniejsza i najbardziej rozczarowująca rzecz, jaką każdy człowiek usłyszałby w życiu, gdyby padła z ust naszego stwórcy?

     

    • Like 1
  24. Kiedyś na Anonimowych pojawiła się historia chłopaka podobna do tej autora wątku. Widać dokładnie ten sam schemat - miły chłopak przygarnia nieatrakcyjną z jakiegoś powodu dziewczynę (np. niepełnosprawność) a jak ta już się wyleczy, to korzysta z uroków bycia atrakcyjną i leci do innego. Nigdy nie licz na wdzięczność kobiety, bo jej nie dostaniesz choćbyś nie wiem co robił.

     

    Cytat

    Dwa lata temu moja najbliższa przyjaciółka miała wypadek samochodowy (prowadził jej chłopak, wpadli w poślizg w deszczu, zbyt szybka prędkość). To była przyjaźń na zasadzie, że znaliśmy się już od piaskownicy i byliśmy kumple jak dwa konie z przeszczepem włosów, a nie typowy friendzone.

    Kierowca miał parę złamań i spędził tydzień w szpitalu. Moja przyjaciółka uszkodziła sobie kręgosłup i według wstępnych opinii lekarzy, następne kilka miesięcy miała poruszać się o wózku, a co przyniesie dłuższy okres czasu zależne będzie od postępów jej rehabilitacji.

    Gdy się dowiedziałem (wraz z resztą jej przyjaciół) o wypadku, popędziliśmy do szpitala. Byliśmy przy niej i robiliśmy co w naszej mocy aby się nie załamała, poprawialiśmy jej humor, jedliśmy z nią szpitalne jedzenie, i tak dalej, i tak dalej..

    A chłopak? Gdy doszedł do siebie, wpadł, bąknął przeprosiny i tyle go widzieli. Z początku ją pocieszaliśmy, że jest pewnie na lekach przeciwbólowych, że jest w szoku i zwyczajnie mu jest wstyd, i dlatego tak "chłodno" się zachował wobec niej. Dwa dni później wysłał jej smsa z krótkim "koniec z nami". To był dla niej duży cios, przykuta do łóżka szpitalnego, nie wiadomo jak to będzie z jej chodzeniem i na dodatek rzuca ją chłopak, za którym szalała (też go lubiłem zresztą bo do tej pory najgorszy to on nie był).

    Dobry miesiąc nam zajęło wyprowadzenie jej z totalnego przygnębienia (nie chciała jeść, chodzić na badania, rehabilitację), ale w końcu się udało. Gdy wyszła ze szpitala, dużo się nią zajmowałem. Brałem ją na spacery, do kina, przełamałem ją nawet i poszliśmy potańczyć. Jak pewnie nietrudno się domyślić, zaiskrzyło między nami. Na dwa miesiące przed porzuceniem przez nią wózka zostaliśmy parą. Przy tym nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał "Wow, pokochał ją taką!! Ona to szczęściara, a on ma ogromne serce!". Traktowałem ją normalnie, dla niej i dla mnie ten wózek właściwie nie istniał i to samo co zrobiłem dla niej, zrobiłbym dla każdej w pełni zdrowej kobiety. Myślę zresztą, że tak większość niepełnosprawnych chciałaby się czuć traktowana - normalnie.

    W końcu, po dziesięciu miesiącach od wypadku, zaczęła stawiać pierwsze kroki. I niedługo po tym znów zjawił się on - jej były. Najbardziej bolesne chwile w moim dotychczasowym życiu podsumowuję krótko. Zaczął się nią interesować gdy już nie była niepełnosprawna i mi ją odbił. W zasadzie sama do niego poszła, bo walki tu nie było. Postawiła mnie przed faktem dokonanym, już w pełni sił, atrakcyjna dla niego jak dawniej. Po prostu poszła w siną dal.

    Rozumiem, że mogła odejść, bo jak każdy człowiek mam wady. Ale do niego?

     

    Żródło: https://www.facebook.com/anonimowewyznanie/posts/1569553473284267

     

    • Like 3
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.