Panowie, proszę o krótką analizę. Kiedyś byłem uwodzicielem z krwi i kości, a obecnie mam problemy w kontaktach z płcią słabszą.
Zastanawiam się nad tym czy moje miasto nie jest przyczyną braku powodzenia z dziewczynami.
W 2007 roku poznałem świat uwodzicieli. O ile teraz z czasem wiem, że lwia część trenerów to ściemniacze, którzy sami mają problemy ze znalezieniem dziewczyny, tak dawniej głęboko wierzyłem w ich wiedzę i umiejętności. Przejawiało się to lekturą materiałów, a następnie praktyką - wychodziłem na miasto i podrywałem.
Zaczepiłem sporo dziewczyn. Reakcje zwykle były pozytywne. Zauważyłem, że jeśli podchodziłem do dziewcząt siedzących to najczęściej wracałem z nowym kontaktem w telefonie.
Statystyka ukazała fakt, że idące z naprzeciwka dziewczyny zaczepiane o opinię, w przeciwieństwie do siedzących w parkach koleżanek, nie chciały się umówić.
Kiedy więc podszedłem do niewiasty w centrum miasta, używając jakiegoś pytania to nawet po przejściu na inne tematy, nie była zainteresowana rozmową.
W przypadku podejścia bezpośredniego, tj. takiego w którym informujesz dziewczynę wprost, że ci się podoba, odnotowałem że bez kontaktu wzrokowego i sygnałów zainteresowania, rozpoczęcie rozmowy jest pozbawione sensu.
Z powyższych powodów zazwyczaj poznawałem dziewczyny w parkach. To w nich mogłem spokojnie zagadać i poruszać inne interesujące wątki, tak że zdarzało się, iż spędziłem z nieznajomymi czas nawet do paru godzin.
Oczywiście w 2007 roku byłem zbyt niedoświadczony aby pociągnąć relację dalej. Kiedy dziewczyna kleiła się do mnie, nie potrafiłem tego wykorzystać. Poza tym po zdobyciu numeru niemal zawsze wierzyłem, że panna z którą niedawno nawiązałem kontakt jest tą jedyną.
W 2008 roku pojawiły się pierwsze kontakty seksualne i swoją strategię rozpracowałem w taki sposób, że kiedy nawiązałem z przechodzącą pannicą kontakt wzrokowy, to atakowałem bezpośrednio. Jeśli jednak nie udało się mi to odpuszczałem. W parkach podchodziłem z pytaniem o opinię - zaznaczałem jednak że mam tylko chwilę i że sytuacja o jaką pytam wydarzyła się kilka minut temu.
W 2009 miałem odpowiednio ułożoną taktykę która zapełniała kontakty w moim telefonie. Moi koledzy śmiali się że zbieram numery z niemal 100% skutecznością.
Poszerzałem wiedzę z zakresu psychologii, którą potem używałem w trakcie poznawania dziewczyn, co przynosiło mi dodatkowe plusy. Oprócz tego stosowałem rzucanie wyzwań i używałem techniki niedostępności: jesteś dla mnie zbyt spokojna, z pewnością nie masz na tyle odwagi żeby, wiele próbowało lecz żadnej się nie udało, jesteś słodką blondynką interesujący kolor włosów gdyż umawiam się tylko z brunetkami, jakie masz atuty?, umiesz gotować?
I tak uwodziłem do 2010 roku, kiedy poznałem dziewczynę, z którą się związałem. Potem jednak dostałem kopa w dupę.
Wyjechałem do innego miasta na studia.
Tam sporo podrywałem, aż znalazłem dziewczynę. Później zerwała dla innego, a ja wróciłem do swojego miasta.
Od 2015 roku nie mogę umówić się z dziewczyną. Wszystko przez to że w parkach nie ma kobiet do których mógłbym podejść. Najczęściej parki świecą pustkami, a jeśli ktoś w nich siedzi to zwykle dzieci z gimnazjum.
W centrum miasta, na deptaku również rzadko spotykam dziewczyny. Najczęściej ławki są wolne, a chodnikiem przemieszczają się pary.
Wszelkie próby uwodzenia kończyły się fiaskiem, po wyjściu na miasto do nikogo nie podszedłem z powodu braku dziewczyn.
Tylko raz w tym roku podszedłem, samotnie na osiedlowej ławce siedziała 18-letnia rudowłosa. Zagadałem, a nasza rozmowa rozwinęła się w najlepsze. Problem w tym, że nie była z mojego miasta, tylko przyjechała gościnnie. Dostałem numer, lecz pożytek z niego żaden.
W moim mieście jest tylko małe centrum, które przejdzie się w parę minut. Oprócz tego jest kilka parków, lecz do nich ostatnio panie nie przychodzą. W innych miastach poza głównym centrum jest wiele innych miejsc do których można się udać, a tutaj czegoś takiego nie ma.
Jedno centrum handlowe również nie rozwiązuje problemu. Dziewczyny wchodzą do 1 sklepu, by po chwili wyjść i pójść do 2. Złapanie takiej na korytarzu to nic innego jak loteria, pytanie o opinie w takim przypadku nie wchodzi w grę, a bezpośrednie rozpoczęcie rozmowy jest utrudnione ze względu na pośpiech i obecność innych. Poza tym brak innych centrów handlowych nie daje alternatywy i aby kogoś poznać musiałbym często w tym jednym gościć, a to i dla mnie byłoby męczące - codziennie to samo, jak i pracujący tam ludzie mogliby odebrać mnie za walniętego. Gdyby było 5 innych takich miejsc, to nie byłoby problemu.
Oprócz tego najczęściej widuję dziewczyny z chłopakami, a samych z koleżankami jest zdecydowana mniejszość.
Odnoszę wrażenie, że kiedyś na mieście było więcej dziewczyn, wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy, że moje miasto jest względem uwodzenia do kitu, gdyż składa się z samych osiedli i małego centrum, które można w niecałe 5 minut przejść, bez możliwości kontynuacji spaceru w kierunku gdzie mogą być dziewczyny. Nie wiecie jaka ogarnia mnie irytacja, kiedy po wyjściu z domu idę 25 minut aby przejść deptak, gdzie nie ma żadnych dziewczyn.
Kiedyś miałem sporo możliwości podchodzenia do dziewczyn. Robiłem to z dużą pewnością siebie i na sporym luzie. Teraz sama myśl podejścia wywołuje u mnie negatywne emocje. W dodatku z powodu braku podchodzenia nie wiem jakbym poradził sobie z flirtem. Kiedyś kontakt z panną równał się niemal pewnemu zbajerowaniu, a obecnie z trwogą do tego podchodzę, gdyż nie wiem czy bym sobie poradził.
Spojrzałem na internet, a tu na badoo stale logujących się dziewczyn w wieku 20-26 lat jest jedna strona. Nie ma zatem wielkiego wyboru.
Powiedzcie, czy to serio wina miasta?