Skocz do zawartości

herodotrk

Użytkownik
  • Postów

    47
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez herodotrk

  1. Dnia 29.06.2017 o 13:11, Gaindalf napisał:

     

    Poleć proszę. Mam kilka drobnych poprawek do zrobienia, a po tym co moja najbliższa krawcowa zrobiła z kardiganem, nie mam ochoty sprawdzać, co zrobi z koszulami;)

     

    Witaj. Krawcowa ma pracownię na Chwaliszewie 9 "U Teresy" Teresa Tomaszewska. Przy czym broń boże nie dawaj do przymiarek innym osobom. Do "upięcia" jak to ujmuje krawcowa. Niech tylko Szefowa czyli Teresa to robi. Choćbyś miał tylko spodnie skrócić.  telefon 61 852 55 30 Jest bardzo sympatyczna i kontaktowa. Robiłem już u Niej naprawdę trudne rzeczy, przede wszystkim marynarki i płaszcze. Gdzie trzeba było niekiedy dokonywać dość solidnych zmian.

    Jedyne co, to pilnuj ją jak Ci będzie skracać nogawki albo rękawy przy marynarkach. Ma tendencję do wydłużania - jakby bała się, że klient potem powie "za krótkie".

    • Like 1
  2. Mnie u Milera zawsze podobały się te tkaniny z materiału tzw. " Tattersall ", ale w końcu nigdy nie zamówiłem u niego.

     

    10 godzin temu, WojtekSk napisał:

    Panowie, a nie lepiej od razu do krawca i na miarę uszyć? Po co się pieprzyć z jakaś wioskową tandetą z Zar czy Wólczanek? I nie będzie, wbrew obawom, (dużo) drożej... A będą na przykład monogramy... :)

     

    Oczywiście, że lepiej szyć na miarę. Wszystko szyte na miarę jest lepsze. To nie podlega dyskusji, ale dochodzi kwestia ekonomiczna. Ja koszule używam na co dzień ( taka praca). Takie koszule z Wólczanki (  najchętniej właśnie z linii Lambert, jak dobrze to opisał Subiektywny) w czasie dobrych obniżek kosztują po 150-200 PLN Potem poprawki u krawcowej za 20-40 PLN za sztukę ( przynajmniej ja tyle płacę, mogę polecić świetną krawcową w Poznaniu - Chwaliszewo, nie boi się żadnych przeróbek) I mam dobre koszule. A choćbyś nie wiem jakiej jakości miał koszule to one się zużywają... Lekkie przetarcia na mankietach, kołnierzyku i koniec. Owszem, masz ich dużo, możesz robić dużą rotację. Dużo to mam na myśli min 20 do 30 koszul.  Jakbyś chciał wszystkie mieć na zamówienie to koszt wyniósłby tak lekko dwa razy więcej.

    Owszem, dobrze mieć 2-3 koszule szyte na miarę na jakieś doborowe okazje ale tak poza tym - niespecjalnie. Dobrej klasy koszula z Bytomia czy Lambert będzie też wyglądała świetnie . To takie moje codzienne "konie robocze".

    Ale tą koszulę z tkaniny tattersall u Millera to w końcu sobie zamówię ! Kojarzą mi się z takim "British Style" a taki właśnie lubię.

    • Like 1
  3. Zara jest przereklamowana. W tym sezonie same smętne kolory. Blade, jasne pastelowe, jak mawia mój jeden znajomy : "nudne w chuj".  W dodatku jakość użytych materiałów w stosunku do cen - bardzo słaba.  Inna rzecz, że z takimi "lepszymi" sieciówkami to jest tak, że w jednym roku jest tam sporo ciekawych rzeczy a w drugim nic nie idzie dosłownie znaleźć.

     

    Bawełna powyżej 80%? Tu raczej chodzi o jakość tej bawełny niż sam skład. Owszem, dobrej klasy koszule raczej mają skład 100% bawełny ale ważniejsza jest jakość bawełny. Jak ją ocenić ? Najłatwiej po dotyku, po pierwszym praniu...

    Ja koszule dotychczas kupowałem w wólczance ale ostatnio częściej kupuję w Bytomiu. Mają bardzo duże zróżnicowanie wzorów i kolorów. A koniec końców najważniejsze jest jaki styl ubierania się preferujemy. Ja lubię ubierać się klasycznie ( cóż, wiek 44 lat do czegoś zobowiązuje...). Koszula to tylko jeden z elementów ubioru. Ważna jest cała stylizacja.

  4. Ok. W Twoim tekście samiczko było sporo szczerości ( jak na kobietę ) więc postaram się napisać jak męska przyjaciółka czyli bez złośliwości ( a mógłbym Cię trochę wypunktować, ale zakładam że Bracia jeszcze to zrobią)

     

    Opierając się na tym co napisałaś - ze związku nic już nie będzie. Nie ma na to szans. Nawet jeśli jeszcze nie jesteś o tym przekonana. Będzie tylko walka/szarpanina, którą ktoś kiedyś nazwał "przeciąganiem liny". Czyli kto kogo bardziej przeciągnie na swoje pozycje. Umęczycie się, ( a zwłaszcza Ty ) i nic to kompletnie nie da. Dlaczego? Bo się zbyt mocno rozjechaliście. Patrzycie na świat w innych kierunkach, oczekujecie od życia czegoś innego.

     

    Trzymają Cię przy nim dwie rzeczy. Pierwszy mechanizm - zainwestowałaś w ten związek dużo czasu i energii, szkoda Ci tego zmarnować. To dość powszechny mechanizm, kiedy czemuś lub komuś poświęcimy dużo uwag, czasu, pieniędzy - niechętnie się z tym rozstajemy.

    Drugi mechanizm - p47 Ci dobrze napisał, fakt, że nie robi tego co byś chciała - nakręca Cię. Prawdopodobnie jest na tyle sprytny, że owszem, robi coś dla Ciebie ale tak na 5-10% tego co byś chciała. Dzięki temu wzbudza w Tobie nadzieję, że "w końcu się zmieni" bo przecież coś dla Ciebie robi/zrobił. I tak się nakręcasz tą nadzieją.

    A dalej to już to o czym wspomniała Selqet - trzeba sobie odpowiedzieć na " zajebiście ważne pytanie". Czego chcesz? Ustalić co jest dla Ciebie najważniejsze ( z pełnym poczuciem, że z pewnych rzeczy TRZEBA zrezygnować ).

     

    samiczko, nie miej złudzeń - będzie ciężko! Nikt z takiego związku nie wychodzi łatwo). Weszłaś w ten związek jako nastolatka. Czyli wtedy kiedy siła emocji i uczuć jest olbrzymia. Takie rzeczy zostawiają trwały ślad. Nawet jak już się rozstaniesz, będziesz przez lata jeszcze do tego wracać. Będą miały na Ciebie wpływ. Pamiętaj tylko o jednym "lepszy jest koszmarny koniec niż koszmar bez końca".

     

     

     

  5. lola123 jaki jest pożytek z dywagacji "czy istnieje przyjaźń damsko-męska czy nie".  Oczywiście, że istnieje np. moja Partnerka i jej kumpel Gej. Bardzo się przyjaźnią.

     

    Masz orbitera - pytasz się co można z tym zrobić, jak to rozegrać.  Odpowiedź jest banalnie prosta. Chcesz być wobec niego w porządku? ( a przede wszystkim siebie samej) To go klasycznie "wykastruj" - czyli pogawędka w stylu "zrozum, ale między nami nic nie będzie, wierzę że zostaniemy przyjaciółmi..."  Ale Ty tego nie zrobisz, bo po prostu nie chcesz tracić swojego orbitera. Co więcej, możesz zakładać, że kiedyś jednak może się jeszcze przydać. Czyli opcja z wykastrowaniem odpada bo się chłopak jeszcze zrazi i zapamięta na całe życie ów uraz...  Krótko pisząc, jest Ci z nim fajnie i tak na wszelki wypadek trzymasz go w rezerwie ( plan C, D, albo i nawet G )

     

    I jeśli ja dostrzegam w opisanej sytuacji jakiś "mechanizm" to klasyczny mechanizm usprawiedliwiania się.  Szukasz usprawiedliwienia Lola, i niczego więcej,  doskonale wiesz co robić ze swoim orbiterem.

     

    Tak czy inaczej, zrobisz co zechcesz. W końcu takich historii były są i będą miliony.

     

     

    • Like 7
  6. Rusałko, w życiu i kosmosie obowiązuje jedna do bólu prosta zasada - podobne przyciąga podobne. Niech punktem wyjścia do twojej refleksji nad życiem będzie pytanie: co takiego pokręconego jest we mnie, ze przyciągam do siebie takich pokręconych facetów? Jeśli ze szczerą intencją nie podejdziesz do tego pytania i nie zaczniesz go sobie zadawać dzień w dzień, rano i wieczorem - to... nic się nie zmieni.

    I tu nie chodzi winę - kto ponosi i czy całą czy częściową - całe zagadnienie związane z "winą" miej głęboko w dupie. Bo roztrząsanie winy w niczym Ci nie pomoże. Masz jakieś przebłyski - więc nie zachowuj się jak typowa kobieta, która przede wszystkim stara się ustalić czyja wina i w jakim stopniu - to zwykły mechanizm usprawiedliwiania się.

     

    I nie pisz, że jesteś ok. Nikt normalny po rozstaniu się z facetem/kobietą nie ląduje u psychiatry! Nie napiszę Ci co zmienić - bo Ciebie nie znam a poza tym to żadna przyjemność grzebać się w cudzych życiorysach.  Faktycznie, zacznij od podnoszenia samooceny. Poważnie przemyśl relacje z ojcem ( ważne!) Pracuj nad sobą ( bieganie, ćwiczenia) Podniesienie energii choćby w tak prosty sposób ( poprzez sport) już spowoduje, że większość pokręconych kolesi będzie się trzymać od Ciebie z daleka.

    Jeśli chcesz znaleźć swojego księcia - sama musisz być księżniczką. Inaczej się nie da.

     

    I ostatnia uwaga - CIERPLIOWŚĆ . Wiem, to coś najtrudniejsze w życiu kobiety ale przy pracy nad sobą najważniejsze. 

     

    • Like 1
  7. Lemuel Guliwer

    Leszek Żądło był krytykowany bardziej za to co wypisywał na forach dyskusyjnych i w luźnych artykułach. Przeważnie za pisanie niestworzonych historii o bytach astralnych, upadłych aniołach i innych takich tam... I tu nawet nie chodzi o to czy faktycznie jest prawda czy nie. Raczej chodziło o styl - potrafił pisać ze szczegółami o rzeczach kompletnie nieweryfikowalnych w sposób bardzo autorytarny. Jego wielka metanarracja jest słuszna i koniec, a swój negatywny wpływ na taką postawę miała też spora rzesza bezkrytycznych wielbicieli, żeby nie rzec fanatyków Leszka.

     

    Natomiast jego książki są bardzo wyważone. Nie przypominam sobie aby w którejkolwiek mocno "odpływał" w jakieś kosmiczne tematy... Wręcz przeciwnie, skupiał się na tym co jest najważniejsze - czyli samoocena i praca z afirmacjami. W pełni się tu zgadzam z Markiem, że jego największym osiągnięciem jest tak gruntowne i syntetyczne opisanie pracy z afirmacjami. Przed nim nikt w Polsce tego tematu tak fajnie nie wyjaśnił, nie opisał.

    Każda jego książka jest dobra, aczkolwiek spora część materiału się powtarza. 

    Pozdrawiam!

  8. Tyle, że to nie jest takie proste. Wczoraj wywaliłem sporo znajomych z FB, którzy mnie zalewali informacjami politycznymi ( z obu stron). Dziś w pracy męczą mnie także... Nie jest łatwo utrzymać ten dystans, pracując i żyjąc między tymi "baranami". 

    Póki co, założyłem słuchawki, oświadczyłem, że nie chcę w ogóle tego słuchać. Niestety ten kraj naprawdę podzielił się na dwa obozy. Niczym w tej piosence Lady Pank. Iście, prorocza piosenka!

     

     

     

    • Like 2
  9. Ciekawy tekst. Zwłaszcza te informacje od sytuacji w Indiach.  Już kiedyś mój przyjaciel zajmujący się antropologią kulturową ( zawodowo, na uczelni) tłumaczył mi, że wbrew powszechnemu mniemaniu w Indiach panuje matriarchat. To "matki"  ( znajomy ujął to bardziej bezwzględnie - stare kobiety) pilnują porządku społecznego. Wszystkim rządzą i o wszystkim decydują. I bezwzględnie wyżywają się na tych "młodszych", synowe są traktowane jak ostatni śmieć. Te młodsze, po urodzeniu dzieci a zwłaszcza synów - same przejmują "władzę" w rodzinie i powtarzają cykl. Taka matriarchalna "fala", lub też mówiąc bardziej fachowo - "sztafeta pokoleń".

     

    I  miło wiedzieć, że są kobiety, które próbują to naprostować. Bo wbrew pozorom takie kobiety świadome tego o co w tym wszystkim chodzi bywają... No ale każdy wierzy w to co chce uwierzyć a potem w życiu także spotyka go to w co wierzy. Ani mniej ani więcej.

    Pozdrawiam!

     

     

    • Like 1
  10. Życie żywi się życiem.  I tego nie zmienimy.  Jeśli ktoś nie je mięsa bo mu nie smakuje lub źle się po nim czuje to ja to rozumiem. Jednak ideologie głoszące zakaz jedzenia produktów zwierzęcych i pochodzenia zwierzęcego tylko dlatego bo to "żywe zwierzęta" jest kompletnym niezrozumieniem tego o co chodzi w naszym rozwoju. Taka postawa wręcz grozi chorobami ! I nie dlatego bo nie jedzą mięsa bo oczywiście można żyć zdrowo bez niego ( choć nie wszyscy). To postawa permanentnej pychy osób, którym wydaje się, że są lepsi a w rzeczywistości zaburzają cały porządek - odsyłam do Łazariewa.

    Życiu należy się szacunek i niewątpliwie należy tak postępować w życiu aby zadawać jak najmniej cierpień. Kiedy rozwijasz się duchowo ( medytacje, praca nad sobą itp. ) to po przekroczeniu pewnego poziomu sama odrzucasz mięso. Nie potrzebujesz do tego żadnych uzasadnień, po prostu przestaje Ci smakować. Wręcz niedobrze Ci po zjedzeniu. I ten proces ewoluuje, najpierw odrzucasz mięso ssaków potem drób wreszcie rezygnujesz z ryb ( najniższy poziom świadomości). Na samym końcu jest żywienie się światłem :-)

    Ale to ma być naturalny proces a nie podszyty walką ideologiczną obrony biednych zwierzątek.

    • Haha 1
  11. A czytaliście te informacje ze świata nauki, potwierdzające wcześniejsze domysły, że inteligencję dziedziczy się przede wszystkim po matce?  Jeśli to prawda, to właściwie trudno się dziwić kobietom, że skupiają się wyłącznie na wyglądzie zewnętrznym. Ewolucja - dziecko po mężczyźnie dziedziczy przede wszystkim zdrowie i siłę. I to jest ich główne kryterium wyboru partnera. Resztę cech faceta mogą zignorować. 

    Kiedyś, jak byłem jeszcze młody i głupi to zawsze wkurwiały mnie laski, które wybierały młodych, silnych przystojnych i zarazem głupich jak but facetów ( oczywiście im zazdrościłem). Dziś muszę tym laskom przyznać rację - to one słusznie wybierały ( z punktu widzenia ewolucji). A ja jak głupi popisywałem się swoją wiedzą i elokwencją przed nimi...

      A to, czy facet nadaje się na ojca to już drugorzędna sprawa ( choć bardzo ważna!). W końcu kto inny może być ojcem a kto inny może na nie łożyć. Przynajmniej długo tak było, bo dziś z tymi testami DNA to już sprawa nie jest taka prosta.

    • Like 1
  12. Oj Szanowni Państwo

     W kategorii The Best Of Pieśni Białorycerskie - zdecydowanie wygrywa Grzegorz Ciechowski! Piosenka - Odchodząc.

    Większej żenady nie znam. Nawet grubo przed poznaniem książek Marka nie znosiłem tej piosenki. Instynktownie czułem, że takie "miauczenie" po odejściu kobiety po prostu nie przystoi facetowi.

     

     

     

    Tekst krótki ale wystarczający. Powinien być ustawowy zakaz słuchania tego utworu przez chłopaków i mężczyzn w wieku 15-25 lat ( okres wybitnie sprzyjający białorycerstwu)

     

    A więc stało się i odchodzisz
    Tu są twoje książki i płyty
    Możesz zabrać co chcesz
    Najlepiej zabierz mnie

    Jestem lżejszy od fotografii
    Z których będziesz mnie teraz wycinać
    Będę milczał - i tak jestem martwy

    Odchodząc zabierz mnie x4

    W nowym życiu znajdziesz mi miejsce
    Gdzieś na półce, czy parapecie
    Raz na miesiąc kurz ze mnie zetrzesz

    Odchodząc zabierz mnie x3
    Proszę weź mnie też...

    Odchodząc zabierz mnie x3
    Proszę weź mnie też...

    Odchodząc zabierz mnie x3
    Proszę weź mnie też... x2

     

    Nigdy nie rozumiałem fenomenu tego artysty. Owszem, miał kilka naprawdę dobrych piosenek ale podkreślam - kilka! Reszta jego twórczości była przeciętna a nawet wręcz ocierała się o kicz i tandetę. No ale o gustach się nie dyskutuje.

     

     

    • Like 1
  13. Według moich spostrzeżeń to kobiet wykonawców/muzyków/kompozytorów jest mniej więcej tak samo jak mężczyzn. Wyróżnia je natomiast coś innego - czas. O ile mężczyźni muzycy-artyści potrafią być artystami bardzo długo, są po prostu dobrzy przez całe życie w tym co robią to z kobietami-artystkami jest inaczej. Mają jakiś wąski przedział czasu w którym potrafią się realizować. Potem coś u nich zanika, kończy się ( może po prostu uroda?). W każdym razie, jest bardzo mało kobiet które zachowują wysoki poziom artystyczny. Co nie znaczy, że takich nie ma, choćby Lisa Gerrard z byłego zespołu Dead Can Dance. Komponuje i śpiewa znakomicie do dziś.

    I to dlatego, w dłuższym przedziale czasu może się wydawać, że kobiet wielkich artystek nie ma. Są, tylko ich kariery nie trwają zbyt długo. Nie potrafią tego mistrzowskiego poziomu utrzymać zbyt długo. Dlaczego tak się dzieje, to już nie podejmuję się odpowiedzi. Choć myślę, że to też ma związek z mechanizmami ewolucyjnymi.

     

    • Like 1
  14. Smigol09 Ja żyłem i nadal żyję z Kobietą, która miała poważny problem z pracoholizmem.  A źródłem tego pracoholizmu była chęć ciągłego udowadniania sobie a rodzinie w szczególności ( matka), że jest coś warta.  I choć dokładnie jej wyjaśniłem, poinformowałem na czym polega jej problem to nie bawiłem się w "psychoanalityka".  Wspólny związek to nie jest poradnia psychoanalityczna. Po prostu dałem jej do zrozumienia ( bardzo wyraźnie), że jeśli tego nie powstrzyma to będzie koniec. Cóż mi po kobiecie, która wiecznie jest nieobecna ( nawet jak była w domu to ślęczała przed laptopem). Zaczęła nad sobą pracować ( sama!) i wszystko dobrze się skończyło - ale to całkiem inna historia.

     

    I Tobie też radzę się zastanowić, czy chcesz się bawić w terapeutę a to jest bardzo trudne. Trzeba naprawdę mieć duże doświadczenie i wiedzę.  A paradoks jest taki, że jak już tą wiedzę i doświadczenie masz to ... nigdy w życiu  się w takie związki "psychoterapeutyczne" nie pakujesz. Po prostu wiesz, że szkoda czasu. Lepiej ten czas zainwestować w Kobietę bardziej poukładaną. No ale jeśli Ci bardzo na niej zależy - próbuj. W przeciwieństwie do większości Braci uważam, że pewnych rzeczy nie idzie się nauczyć z książek. Trzeba to doświadczyć, przeżyć. Po prostu dostać w dupę. Wiedza przydaje się dopiero po fakcie, kiedy czas wyciągnąć racjonalne wnioski i nie popełniać już więcej tych samych błędów.

    I gdybyś chciał się tego podjąć ( pomimo moich przestróg i rzeczowych uwag innych Braci) to przede wszystkim musisz zdiagnozować/ustalić co jest przyczyną jej pracoholizmu. Tak jak problemem alkoholików nie jest alkohol ( to tylko skutek) tak samo jest z pracoholizmem. Coś za tym musi stać , najpewniej niska samoocena, możliwe że lęk przed biedą/ubóstwem, chęć zasłużenia na jakąś miłość lub uznanie. Musisz to przemyśleć i ustalić a potem z nią "porozmawiać" na ten temat.

     

    A musiałbyś z nią rozmawiać "emocjonalnie". I to tak z kilka razy, konsekwentnie, co parę dni. Oczywiście śmiertelne obrazy, kłótnie, permanentne fochy to stały element takiej terapii... Masz siłę i ochotę przez to przechodzić?  Bo pewności, że to się w ogóle choć trochę uda - nie ma żadnej.

     

    Pozdrawiam!

     

  15. A to prawda. Klimat czasów lepiej oddany niż w niejednym filmie dokumentalnym. Już pierwsza scena mnie wgniotła jak wprowadzali się na to osiedle, gdzie wszystko jeszcze było praktycznie placem budowy. Tak właśnie zaczynało się pomieszkiwanie w wielkiej płycie w czasach PRL-u. Zero chodników, infrastruktury - przez pierwsze 2 lata to wciąż brodziło się w błocie.

     

    Muszę przejrzeć co ten Rysiek pisywał, bo jeszcze nie dotarłem do tego przeglądając forum.

    Pozdrawiam!

  16. W sumie to posyłanie kogoś do kina kto wcześniej nie interesował się którymkolwiek z Beksińskich to chyba nie ma sensu. Zobaczy kompletnie pokręconą rodzinkę, praktycznie samych psycholi. Ten film nie jest łatwy w odbiorze dla tych co nie znali wcześniej  Tomka Beksińskiego i Zdzisława Beksińskiego.

    Ja oczywiście film już widziałem, tak samo jak czytałem książkę "Portret podwójny". Właściwie , to mnie bardziej interesował Tomek Beksiński. Bo to jego audycji słuchałem za młodych lat i miał wielki wpływ na kształtowanie się mojego gustu muzycznego. Niektórych jego audycji słucham nawet dziś.

    Cóż, ogólnie temat rzeka, choć historia tej rodziny to tylko dla koneserów...  Ogólnie ten film mógłby być przestrogą dla wszystkich - co się może stać z człowiekiem, który nie podejmuje pracy nad sobą. Tylko wkręca się w spiralę swoich nawyków i natręctw.  Źle jest nie mieć wolności. Jednak nadmiar wolności jest jeszcze bardziej niebezpieczny. Trzeba umieć samemu wyznaczać sobie granice. Tomek Beksiński takich granic nigdy sobie nie wyznaczał. Stworzył swój własny świat i na ten rzeczywisty spoglądał z odrazą. I nie chciał odstąpić od swoich iluzji nawet o milimetr. Tak ma być i koniec. 

     

    Osobny temat to świetnie pokazana rola Zofii Beksińskiej w tym całym dramacie. Matki i Żony. Całkowite poświęcenie a zarazem permanentne oczekiwanie na słowa uznania i wdzięczności.  Przerażające, robiła za dorosłego syna dosłownie wszystko. Podtykała mu pod nos jedzenie ( ta scena z tym wentylatorem aby schłodzić ziemniaki ! :-) ) Ciekawe, że sporo osób ( wczytywałem się w różne komentarze i recenzje filmowe w necie) odbierało tą Zofię pozytywnie. Praktycznie nikt, nie zwrócił uwagi na fakt, że przez takie wychowanie zniszczyła syna.  To, że już jako dorosła osoba Tomek Beksiński nie umiał a właściwie to kompletnie nie chciał się zmienić to już inna historia.

     

    W każdym razie, film na pewno wart obejrzenia ale raczej dla osób, które interesowały się twórczością Zdzisława Beksińskiego albo muzyką Tomka Beksińskiego

     

     

    • Like 2
  17. Mordechaj

    Ceny działek budowlanych to temat rzeka, ale zasada jest prosta - tam gdzie jest dużo pracy tam nieruchomości są drogie. Gdzie jest wysokie bezrobocie ceny są niskie.

    Ogólnie ceny działek w Polsce nie będę przez najbliższe 2-3 lata spadać. Wiąże się to z ta idiotyczną ustawą rolną - bardzo mocno blokuje obrót ziemią ( praktycznie powrót do feudalizmu ). Aby kupić działkę, ( tzw. siedliskowe czyli zabudowania rolne wraz z kawałkiem ziemi) musisz być teraz rolnikiem... A i tak ludzie z gminy będą mieli prawo pierwokupu.

    Mniejsze działki ( poniżej 3 tyś m2) można kupować bez problemów ale jeden z Braci już pisał - dobrze sprawdzić czy ta działka jest przewidziana pod zabudowę jednorodzinną. Bo można się ostro wkopać ! Zawsze należy sprawdzić w gminie MPZP a jak nie ma planu to czy jest jakieś studium uwarunkowań.

    Ta idiotyczna ustawa rolna ma też negatywny wpływ na tzw "odralnianie gruntów". A to oznacza, że działek budowlanych nie będzie przybywać , a w każdym razie nie w takim tempie jak kiedyś.  To główny czynnik, który ma wpływ na utrzymanie cen działek budowlanych a nawet ich wzrost ( będzie mniej nowych! )

    Z drugiej strony  KNF mocno zaostrza przepisy udzielania kredytów ( zdolność kredytowa).  Od początku roku zdolność pogorszyła się nawet o 30% ! 

    A wybudowanie domu nie jest tanie wbrew pozorom. Zakup działki ( zakładając, że nie jest to centrum Poznania czy Krakowa tylko w okolicach) to koszt około 30-50 tyś. Oczywiście, można znaleźć i takie za 10 tyś ale to już wtedy kompletne zadupia.  Budowa domu o powierzchni użytkowej 100 m2 to koszt co najmniej 200 tyś. Nawet klienci, którzy mają w rodzinie szwagrów/braci murarzy nie są w stanie zejść poniżej 150 tyś. Realnie liczy się 2,5 tyś za m2. Zakładając, że Ty sam sporo zrobisz, to jesteś w stanie taki dom wybudować i przyzwoicie wykończyć za 200 tyś.

    Sugerowałbym takie rozwiązanie, faktycznie kupić działkę za swoje. Następnie wylać fundamenty i pociągnąć mury do stanu surowego otwartego. To najprostszy etap prac i dość szybki. Następnie w kosztorysie przedstawiasz te prace, że są warte 60-80 tyś ( bank liczy te prace po cenach rynkowych, jakby budował to sam Budimex czy Ataner) Wraz z wartością działki masz tym samym wkład własny na  poziomie 50-60%. Bierzesz 100 tyś kredytu hipotecznego na 10-15 lat ( KONIECZNIE na krótki okres ! gigantyczne odsetki są przy kredytach 20-30 letnich ) I masz ratę na poziomie 700 PLN przy okresie kredytowania 15 letnim ( suma odsetek w całym okresie 28 tyś) albo 1 tyś przy 10 letnim okresie kredytowania ( suma odsetek 18 tyś)

    Bo to co planujesz, czyli najpierw wybudować ile się da, zamieszkać i powoli kończyć - jest bardzo ryzykowne. Wielu klientów mi takie sytuacje opisywało. Budowa wlecze się latami i cały czas masz wrażenie, że mieszkasz na budowie a nie w domu.

    Tak czy inaczej, zrobisz jak uważasz. Jeśli masz jakieś pytania, to wal. Od 15 lat nic nie robię tylko zajmuję tym tematem...

    • Like 1
  18. Mocny Wilku, to zależy jak użytkujesz na co dzień auto.  Tzn. czy jest garażowane czy nie. Jeśli jest to faktycznie nie widzę takiej potrzeby. Jeśli jednak auto stoi pod "chmurką" to na pewno taka konserwacja mu nie zaszkodzi. Na naszych drogach jest mnóstwo drobnych kamieni ( i większych też...) resztek pokruszonego asfaltu. Te drobne odłamki wciąż uderzają w podwozia naszych aut. Jeśli planujesz jeszcze długo pojeździć tym autem to jak najbardziej warto zakonserwować podwozie. Tylko kilka zastrzeżeń. Najpierw pytanie, czy już masz jakieś ogniska rdzy. Jeśli tak to musisz wszystko wyczyścić i pomalować farbą antykorozyjną NIE Bitexem! Bitex ma inne zadanie ochrona antykorozyjna jest tylko pomocnicza. Gdziekolwiek masz gołą blachę, lub naruszoną fabryczną warstwę antykorozyjną to trzeba wszystko wyczyścić i pomalować choćby Hammeraitem ( bardzo solidna farba, jakbyś chciał się w temat zagłębić to możesz poszukać farb antykorozyjnych stosowanych w żeglarstwie i przemyśle stoczniowym - piekielnie drogie... więc w myśl zasady dobre jest wrogiem lepszego zostań przy Hammeraicie). I dopiero wtedy smołujesz Bitexem. Bitex jest miękki - ma właśnie tworzyć ochronę przed mechanicznymi uderzeniami drobnych kamieni. Gdybyś pomalował tylko farbą antykorozyjną to uderzenie pierwszego lepszego kamyczka spowodowałoby odprysk i później oczywiście korozję. Gdybyś tylko posmarował Bitexem - ryzyko, że powierzchnie smoły i blachy zacznie się rozchodzić i powstaną ogniska rdzy. Jak pomalujesz najpierw jednym a potem wysmołujesz drugim - masz pewność, że auto jest bezpieczne.

    Przy czym biorąc pod uwagę stosunkowo młody wiek auta to faktycznie możesz się ograniczyć do Bitexu.  Fabryczna warstwa ochronna powinna być zachowana.

    A warsztaty faktycznie nie chcą się za to brać. Zbyt duży nakład pracy w stosunku do zarobku. Nie wiem skąd jesteś, ale coraz częściej pojawiają się usługi "warsztat na godziny do wynajęcia". Czyli możesz sobie wynająć stanowisko wraz z podnośnikiem na 3-4 godziny. Czyścisz autko, smołujesz i mówisz do widzenia mechanikom. :-)

    • Like 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.